Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Gabinet
Gabinet Delilah to połączenie elegancji i funkcjonalności. Pomieszczenie wyłożone jest jasnym drewnem z subtelnymi wzorami, które nadają mu przytulny charakter. W pomieszczeniu znajduje się przestronna, wygodna kozetka w neutralnych tonach, przy której stoi fotel- klasyczne ułożenie gabinetu według Zygmunta Freuda. Ściany zdobią półki wypełnione książkami z zakresu psychologii oraz osobistymi pamiątkami, w tym ramkami z dyplomami i certyfikatami Delilah. Również portret Ojca Psychoanalizy zagościł wśród bibelotów. Za kozetką znajduje się solidne biurko, oświetlone za pomocą lampki z dużym abażurem, której światło zwykle pada na niezbędne dokumenty. Ciepłe oświetlenie płynące z eleganckich kinkietów i centralnego żyrandola oraz duże okno z subtelnymi zasłonami, które wpuszcza promienie słoneczne, tworzy przyjazną atmosferę, idealną do prowadzenia sesji terapeutycznych Na biurku znajdują się również doniczki z roślinami, które dodają wnętrzu świeżości i życia.
[ukryjedycje]
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Delilah Verity
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 4
PŻ : 160
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 11
TALENTY : 1
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1671-delilah-verity-zd-harris
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1694-delilah-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1695-poczta-delilah-verity#22758
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 4
PŻ : 160
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 11
TALENTY : 1
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1671-delilah-verity-zd-harris
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1694-delilah-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1695-poczta-delilah-verity#22758
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
MAJ 12, 1985

Zegar spokojnie odmierzał ostatnie minuty pracy Delilah. Siedząc za biurkiem, porządkowała dokumentację swoich pacjentów, podkreślając najważniejsze szczegóły, które poznała dzisiejszego dnia. Kamienie milowe w ich emocjonalnym uzdrowieniu, przechodzące przez gardła jej klientów przy akompaniamencie płaczu i rozdygotania. Cóż, to swoiste katharsis bywało niezbędnym elementem terapii, a gdy tylko się pojawiało, pani Verity z uprzejmym uśmiechem podsuwała swoim podopiecznym chusteczki do wytarcia oczu, po czym sprawnie przechodziła do kolejnych etapów zgłębiania ludzkiej psychiki. Gabinet urządzony był tak, że pozwalał na podejście klasyczne, Freudowskie – kozetka plus fotel, jednak przy odpowiednim przemeblowaniu, mogła prowadzić rozmowę twarzą w twarz, bardziej nowoczesnymi metodami.
Dwa mocne uderzenia dokumentami w celu wyrównania krawędzi, odpowiednia segregacja – rytuał kończący każdy dzień pracy. Następnie perfekcyjne ułożenie długopisów i innych bibelotów, niezbędnych w pracy psychologa, oraz papieros na zakończenie dnia i chwilę refleksji… Tak, zwykle tak to wyglądało. Tyle tylko, że nie był to zwykły dzień, gdyż właśnie dziś miał ją odwiedzić ktoś, kogo nazwanie „zwyczajnym” byłoby nazbyt krzywdzące. Przez ciało Delilah przebiegł dreszcz ekscytacji, jednak nawet podczas przebywania w samotności, kobieta nie pozwalała sobie na najdrobniejszy ruch, wykraczający poza granicę „adekwatności”, a wszelkie przejawy euforii czy zaciekawienia tłumiła równie skutecznie jak inne odruchy, które – nie daj Lucyferze – mogłyby jej nadać człowieczeństwa. Umieściwszy kryształową popielnicę na blacie, Delilah odpaliła papierosa, następnie zwróciła się w kierunku portretu Zygmunta Freuda. Dym oplótł sędziwą twarz Ojca Psychoanalizy, gdy w ramach oczekiwania oddała się introspekcji, rozmyślając nad teoriami, które ukształtowały jej podejście do terapii.
Id.
Ego.
Superego.
Trzy struktury psychiczne wprowadzone przez Freuda, z których Delilah najbardziej pielęgnowała tę ostatnią, odpowiadającą za moralność i ocenę zachowań. Zawsze była oszczędna w gestach, słowach i zachowaniach, lubiła grać milczeniem i bardziej od towarzystwa innych cieszyła ją samotność. Jednak trójpodział władzy nad psychiką Freuda, oprócz ego odpowiedzialnego za działanie, wprowadzał również tajemnicze "id". Była to część, która odpowiadała za najbardziej prymitywny aspekt osobowości, dążący do zaspokojenia pragnień i potrzeb. I choć pani Verity mogłaby się oszukiwać, że zapanowała nad nią w pełni, to zdawała sobie sprawę, że jej chęć władzy nad drugim człowiekiem nie wynikała z superego. Zwykła ludzka namiętność – niektórzy realizowali się w małżeństwie, a inni w planowaniu zdobycia władzy nad światem.
Dym swobodnie falował po pomieszczeniu, gdy coraz większa przestrzeń popielnicy była zajmowana przez popiół. Zegar odliczał kolejne minuty, tym razem już po czasie pracy, gdy Delilah zza zasłony zaczęła wypatrywać swojego gościa. Uchyliła nieco okno, uwalniając szare obłoki wydobywające się z jej papierosa.
Dlaczego tak bardzo pragnęła towarzystwa Barnaby’ego Williamsona? Pomijając fascynację jego osobowością, którą zawsze odczytywała jako „umiarkowaną”, co bez wątpienia było maską, stworzoną na potrzeby społeczeństwa i na bazie mechanizmów obronnych, ów mężczyzna miał w sobie bliżej nieopisany pierwiastek czegoś, co w jej mniemaniu było niezwykle fascynujące. Pragnęła zgłębić jego psychikę, sondować jego zachowania w gabinecie, przebić się przez opór i wreszcie zostać wtajemniczoną w jego sekrety. Naturalnie wiązało się to z długą pracą, sam proces terapeutyczny, aby móc postępować, musiał oprzeć się na stworzeniu relacji, co przy takiej regularności spotkań, jaką oboje prowadzili wobec siebie, nie było możliwe do zrealizowania.
Wreszcie zgasiła papierosa, zegar dalej leniwie odliczał kolejne minuty, a dym prawie opuścił pomieszczenie, zostawiając po sobie zapach wypalonego tytoniu. Zbliżała się godzina spotkania, a im była bliżej, tym Delilah tworzyła coraz to nowsze pomysły na odpowiednie podejście do Williamsona.
Gdy Barnaby pojawił się w drzwiach, Delilah na moment zastanowiła się nad fizycznym aspektem powitania, jednak ostatecznie zdecydowała się oddać jemu tę kwestię – niech prowadzi niczym partner w tańcu.
– Najdroższy Barnaby, jak zawsze cieszę się na spotkanie z tobą – uśmiechnęła się lekko, wstając zza biurka.
Delilah Verity
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : psycholog
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Sześćdziesiąt tyknięć sekundnika, cztery strony świata i tylko jeden kierunek; Eaglecrest o zachodzie słońca nie było ani ładne, ani brzydkie — zwyczajnie istniało. Rdzawe kamieniczki, domy z białymi werandami, amerykański duch architektury zatrzaśnięty w dzielnicy, która próbowała udawać przedmieścia i wygodnie ignorowała fakt, że całe Saint Fall to jedno, wielkie przedmieście.
Za kilka chwil złote promienie zachodu przetopią popołudnie we wczesny wieczór, a rzeczywistość wcale nie przybierze na realności. W przeciągu ostatniego kwartału Williamson był świadkiem dwóch końców świata, jednego opętania, niezliczonych wymknięć magii poza dotychczas znane ramy, ale nic z tego nie umywało się do obłędu, który sam — nieistotne, jak usilnie będzie twierdzić, że to po prostu spotkanie po godzinach — wprawiał w ruch.
Terapia to słowo—wytrych; dziwny zlepek sylab, krzywe literki nabazgrane lewą ręką pięciolatka. Terapia to abstrakcja; jak jedzenie kamieni, pływanie w asfalcie, roztrzaskiwanie się o wodę. Po tygodniach wymówek, nawet on stracił ostatni możliwość uniku — Delilah wyszła mu naprzeciwko, wyprasowała kalendarz, wskazała datę, godzinę, miejsce; Williamson odpisał w porządku.
Od dawna nic nie było w porządku — ani on, ani świat, ani to miasto. W porządku nie było mieszkanie na Staromiejskiej, w porządku przestało istnieć pomiędzy nim i duetem Paganini—Verity; w porządku przestało być z rodzeństwem, w porządku nie działało nawet sprzęgło w samochodzie.
Ale przecież — czarno na białym — jest w porządku.
Następny kwadrans podróży przez Saint Fall przeżył ktoś inny; Barnaby tylko oglądał podróż na filmie, choć zapis był niewyraźny, a obraz miał taką barwę, jakby cały świat stał się ciemnią fotograficzną. Trzask zamykanych drzwi auta brzmiał na huk z zepsutej spluwy — jego własne kroki były chrzęstem na porysowanym winylu. Drzwi gabinetu przypominały wycięte z kartonu, klamka w dłoni wydawała się atrapą i dopiero Delilah — pierwsza prawdziwa istota  od godziny; pierwszy człowiek w świecie plastikowych figurek — naprawiła wizjer spojrzenia.
Chciał powiedzieć — nie wiem, dlaczego przyszedłem.
Zamiast tego—
Delilah, ujmująca jak zwykle — wytarty szlagier z pięciu największych hitów dobrego wychowania; cichy trzask zamykanych za sobą drzwi był sygnałem startu. Zaczynamy — tę nie—terapię, bo to przecież lata osiemdziesiąte i nikt nie wierzy w psychologów; są jak Wielka Stopa zawodów lekarskich. Zaczynamy — od dłoni wyciągniętej na powitanie, bo może to i lata osiemdziesiąte, ale savoir—vivre jeszcze nie udławił się pod pierzynką kokainy.
Zastanawiałem się nad naturą tego spotkania — niedopowiedzenie ukryte za skupieniem; w gabinecie pojawił się z podłużną torebką; była kolorowa — kwiatuszki, wstążeczki, dzikie węże krzyczące z dwóch mil to prezent — i ewidentnie czymś obciążona.
Powinienem zrekompensować długi czas oczekiwania—
Teraz ta sama torebka stuka o blat biurka pani Verity; cokolwiek nie tkwiło w środku, ewidentnie było szklane.
Czy uczcić fakt, że wreszcie doszło do skutku?
Lekko uniesiona brew pytała zajrzysz? i była dokładnym przeciwieństwem ciała, które — w ludzkim odruchu nawyku do przystani — zaczęło rozglądać się za miejscem do siedzenia. Kozetka oznaczałaby, że to terapia, a przecież to nie terapia; to zwykłe spotkanie po godzinach. To pretekst do odkrycia, że Delilah pali w gabinecie, więc i on za chwilę będzie mógł — to w końcu okazja do zapytania, czy pani Verity wie, na kogo odda głos w wyborach, co prowadzi do konkluzji—
Gwoli ścisłości, to nie łapówka.
Musiałby wtedy aresztować samego siebie; awykonalne dwa tygodnie po oddaniu odznaki.

przekazuję butelkę drogiego alkoholu (Chateau d'Yquem z 1969 roku)
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Delilah Verity
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 4
PŻ : 160
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 11
TALENTY : 1
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1671-delilah-verity-zd-harris
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1694-delilah-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1695-poczta-delilah-verity#22758
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 4
PŻ : 160
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 11
TALENTY : 1
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1671-delilah-verity-zd-harris
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1694-delilah-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1695-poczta-delilah-verity#22758
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
Patrzyła, jak Barnaby zamyka za sobą drzwi, ciesząc uszy komplementem, jaki usłyszała z ust mężczyzny. Mogła się tego spodziewać — savoir-vivre był bardzo wysoko na liście cenionych przez Delilah przymiotów, które, wedle jej mniemania, powinien mieć każdy godny partner do rozmowy a Williamson bez wątpienia do takowych należał. Mile wspominała każdą dotychczas wspólnie spędzoną chwilę, będąc żywo zainteresowaną wszystkim, co kryło się pod jego kudłatą głową. Nawet epistolarny epizod, gdy próbowała namówić swojego przyszłego pacjenta na terapię, sprawił jej wiele przyjemności. W pamięci miała jeden wieczór, podczas którego — trzymając w lewej dłoni lampkę wina, starannie kreśliła zdania, otoczona przez blask rozpalonych świec, niczym średniowieczny monarcha podpisujący carte blanche dla swojego zausznika.
Najdroższy Barnaby…
Urzekający uśmiech zdobił jej twarz, gdy wyciągała rękę w kierunku mężczyzny. Naturalnie, oprócz oddania honorów wszelkim zasadom dobrego wychowania, gest ten, poprzez siłę uchwytu wśród niektórych grup służył do zaznaczenia swojej pozycji, gdyż jego moc miałaby wynikać głównie z pewności siebie… Choć w tym wypadku Delilah oczekiwałaby subtelnego ujęcia jej drobnej dłoni, lekkie zaciśnięcie palców, być może oddany pocałunek na jej wierzchu…
Nie fantazjuj Del.
Spojrzenie kobiety lustrowało Barnabę na wszystkie strony, a należy przyznać, iż jej uwadze umykało niewiele szczegółów. Nim wejrzała głęboko w oczy mężczyźnie, przesunęła wzrok od jego stóp do głów. Oceniła stan jego obuwia i stopień wygniecenia materiału ubrania. Zwróciła uwagę na czystość dłoni oraz nienaganną długość zarostu. Dopiero po chwili zderzyła się z wyblakłą zielenią tęczówek Williamsona i spoczęła na nich przez kilka sekund. Ponoć oczy są zwierciadłem duszy — ciekawe zatem, co w nich zobaczyła?
"Zastanawiałem się nad naturą tego spotkania.”
Tak, duzi chłopcy z Kręgu raczej nie korzystają z terapii, wszelkie problemy rozwiązywali pięściami lub magią — bo i efekt natychmiastowy i człowiek ulgę poczuje. Jednakże Delilah fascynował Williamson jako taki, a podróż do jego wnętrza miałaby być szalenie rozwojowa… I jakże ciekawa! Zdawała sobie sprawę, jak bardzo ta sytuacja była dla Barnaby krępująca — zresztą nie byłby odosobnionym mężczyzną, patrzącym na psychologów w nieprzychylny sposób. Niemniej jednak, zamierzała bezboleśnie przeprowadzić swojego nowego pacjenta przez pierwszy etap jakim było nawiązanie relacji terapeutycznej. Później wszystko pójdzie jak z płatka.
— Potraktuj to jako spotkanie z dobrą przyjaciółką… Taką, której lata nie widziałeś i która mieszka na tyle daleko, że w każdą z waszych rozmów wpisana jest gwarancja dyskrecji i poufności.
Tak Barnaby… Podpiszmy cyrograf i oddaj mi swoją duszę.
Lewa brew kobiety powędrowała ku górze w wyrazie subtelnego zdziwienia, na widok niespodziewanego prezentu. Wyciągnąwszy z ozdobnej torebki butelkę wina, zebrała głęboki haust powietrza, po czym na jej twarzy zagościł delikatny grymas zakłopotania, którego szczerości nie sposób było jednoznacznie stwierdzić.
— Barnaby… Nie musiałeś… — odparła na jednym wdechu, przyglądając się butelce z zainteresowaniem. Oczywiście, znała to wino. Jak przystało na Panią Verity — znała wiele szlachetnych trunków, a przyjaźń z niektórymi z nich mogła być liczona w latach. Zdecydowanie — ich zażyłość pogłębiała się z każdym kolejnym dniem, jaki upłynął od ślubu z Marcusem. Dowodem tej jakże osobliwej przyjaźni, miały okazać się dwa kryształowe kieliszki, które Delilah wyciągnęła z dolnej szuflady biurka.
— Myślę, że jedno i drugie jest powodem do świętowania i choć próby namówienia cię na to spotkanie, sprawiły mi dużo radości, to fakt, iż osiągnęłam sukces, uważam za godzien tego trunku. Napijmy się więc. — Do towarzystwa kieliszków dołączył otwieracz i złota papierośnica, ze starannie wygrawerowanymi literami „D” i „V” na wewnętrznej stronie. Cały ten serwis wraz z popielnicą, pozwoliła sobie przenieść na blat stolika, przy którym prowadziła rozmowy z pacjentami. Sama zajęła miejsce w fotelu, który przesunęła na tyle, by móc prowadzić swobodną konwersację twarzą w twarz. Ruchem ręki wskazała Williamsonowi miejsce na kozetce, po czym odpaliła papierosa, pozostawiając papierośnicę otwartą — gdyby gość chciał się poczęstować.
— Nie podejrzewałabym cię o tak niecne intencje, gdyż jak pewnie sam dobrze wiesz, nie mam ceny.
A nawet gdybym miała, niewielu byłoby na mnie stać. Spytaj Marcusa, jeśli nie wierzysz.
W ten dyskretny sposób, próbowała odsunąć temat polityki na dalszy plan, aby nie rozpraszał ich od najważniejszego celu, jakim bez wątpienia był sam Barnaby Williamson i jego „nie-terapia”. Wszelkie didaskalia przerobią zapewne podczas trwania procesu, jednak najpierw kilka ustaleń…
— Pozwól, że przejdę do rzeczy. Zwykle zaczynam spotkania od standardowego —„ z czym pan do mnie przychodzi?”, jednak w tym przypadku sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, gdyż sama cię zaprosiłam. Wiedz zatem, że choć niezwykle radują mnie nasze spotkania, to musimy oddać honor kilku formalnościom. — Swobodny ton głosu Delilah zniknął a jego miejsce zastąpiło stanowcze i rzeczowe brzmienie. — Przede wszystkim chciałabym zagwarantować ci dyskrecję, lojalność i całkowitą poufność — nic co padnie w tym gabinecie, nie wypłynie poza jego drzwi. Jednak jak powszechnie wiadomo, „słowa to wiatr”, a oboje żyjemy na tym świecie dostatecznie długo, by wiedzieć, jak niewielką wartość potrafią przedstawiać wszelkie obietnice i zapewnienia. Długo nad tym myślałam i jestem gotowa dać ci gwarancję na piśmie Barnabo, tyle tylko, że sprowadzenie prawnika nieco mija się w moim przypadku z celem i z ową dyskrecją, którą chciałabym ci zapewnić. Myślę, że powinniśmy więc samodzielnie sporządzić kontrakt, w którym zawrzemy, iż przy złamaniu jakiegokolwiek postanowienia, pociągniesz mnie do odpowiedzialności dowolnie wybraną przez siebie sankcją. — Tu zrobiła dłuższą przerwę, dając mężczyźnie czas na przyswojenie wszystkich informacji. Przy okazji zaciągnęła się kilka razy głębiej dymem papierosowym, z lubością delektując się jego smakiem.
Delilah Verity
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : psycholog
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Parada skromności — nie trzeba było — i festiwal pozorów — ależ Delilah, nalegam — wciśnięty w ciasne ramy oczekiwań. Zamknięta enklawa gabinetu miała ich pełno; wielkie plany, drobne ambicje, ukryte intencje i niejasne powody skumulowane w obłoku nie—terapii. Nomenklatura była istotna — niekiedy bywała wszystkim, dzięki czemu kręgowy świat nadal nie pogrążył się w chaosie.
Od uścisku dłoni przez zajęcie miejsc scenariusz przebiegał po utartym szlaku nawyków; strome schody zaczynały się kawałek dalej — tam, gdzie Delilah zaczynała mówić coraz więcej, a Williamson cichł coraz bardziej.
Co z milczenia może wysnuć nie—terapeuta?
Sporo — na tyle, żeby nazwać kogoś niekooperującym.
Zwolniona z ciężaru prezentu dłoń odruchowo zanurkowała w kieszeni spodni; sfatygowana życiem paczka papierosów była jedynym omenem wygniecenia — wyłączając z zestawienia twarz; zmęczenie wpisano w sens jej istnienia, wciśnięto w koleiny zmarszczek i wszyto wyblakłe tęczówki — w zachłannym porządku ubioru. Czyste spodnie, czyste buty, czysta koszula, wszystko czarne, ponadczasowe i proporcjonalne do myśli, których ciężkie obłoki zgubiły echo wypowiadanych właśnie słów.
Toast warty wzniesienia — ani słowa o wycenie pani Verity; gdyby zażartował, że nie mogą wyceniać ludzi odkąd w tym kraju wymyślono konstytucję, nawet nie—terapeutka nie oparłaby się pokusie wystawienia diagnozy.
Coś o wielopokoleniowym rasizmie; nic, czego nie słyszałby cyklicznie co dwa miesiące.
Czerwień wina zalała wyłuskane z ukrytej szafki biura kieliszki — nawet, jeśli Williamson miał coś do powiedzenia na temat nietypowego wyposażenia gabinetu (oczywiście, że miał i — jak większość przemyśleń — wygłosił komentarz w głowie), jedynym sygnałem były lekko uniesione brwi.
Sekundę później opadły w dół; wszystko przez gest Delilah i kierunek, który wskazała. Kozetka była bardzo terapeutyczna i bardzo wymowna — wydawała osąd, diagnozę i litość. Jeśli pani Verity sądziła, że posłusznie opadnie na neutralny, pozornie niewinny mebel, powinna przyjrzeć się swojemu gościowi jeszcze raz; Williamson miał w życiu wiele zasad.
Niesiadanie na meblu, na którym bohaterowie sitcomów opowiadali o kompleksach i złamanych sercach, było jedną z nich.
Delilah zaczęła mówić, tym razem dłużej i z sensem, którego sedno Barnaby prędko uchwycił między palce; zaplątało się na kciuku razem z wysuniętym z paczki papierosem — oferowany przez złotą papierośnicę poczęstunek będzie musiał zaczekać na czasy, kiedy Williamson stwierdzi niedobór Lucky Strike w kieszeni. Nie przerywał, nie wtrącał, nie kręcił głową; ruch ograniczył się do kroków — kozetka mogłaby równie dobrze nie istnieć, skoro nie poświęcił jej nawet przelotnego spojrzenia, całą uwagę kierując na stolik i kieliszek.
Uchwycone w dłonie naczynie było eleganckie i smukłe jak właścicielka; różnice zaczynały się w miejscu położenia — kiedy Delilah siedziała na fotelu, kieliszek udał się z Williamsonem na spacer prosto pod ukrytą za regałem ścianę, gdzie lśniące grzbiety książek próbowały odszukać sedno brudu ludzkiej duszy.
Pani Verity — wyłuskany z paczki papieros zawieruszył się w tańcu między palcami; po pełnym obrocie wrócił do pozycji startowej, miękkim filtrem stukając o odsłonięty nadgarstek. — Mówisz o spotkaniu z dobrą przyjaciółką, a chwilę później zasypujesz mnie—
Nie było za późno, żeby podziękować, życzyć udanego dnia i nigdy nie wrócić do tego gabinetu. Nie było za późno — nawet, kiedy wsunął papierosa między usta; nawet, kiedy cichym pstryknięciem zapalniczki przypieczętował jego los.
Nie było za późno.
Pisemną umową o dyskrecji? Kontraktem, którego mógłbym użyć do pociągnięcia cię do odpowiedzialności prawnej?
Gra o szybkim finale; był prawie rozczarowany.
Intencje pani Verity od samego początku trącały zjełczałą wonią próby przenalizowania tego, co dokładnie wprawiało Williamsona w ruch; dobrze kłamała, jeszcze lepiej udawała, ale cały Krąg był syntezą udawania i kłamstw — wychowywali się pod kloszami zwaśnionych nazwisk i zjednoczonych skostniałym systemem zasad.
On kłamać nauczył się po latach; ona potrafiła od dawna.
Jego maski można byłoby policzyć na palcach lewej dłoni; jej nie mieściły się w garderobie.
Nie.
Drapiący dym w płucach to jedyna terapia, która działała — po wypaleniu trzech pod rząd nie czuł niczego, poza ulgą. Nie o to chodzi w tych psychologicznych bzdurach?
Nie ma takiej potrzeby z prostego powodu — żadnego podpisu, żadnych śladów, żadnych pisemnych dowodów, żadnych stron kontraktu — nie przyszedł tu, żeby zwierzać się z szytego gównianą nicią życiorysu; pani terapeutko, tatuś mnie bił, mamusia przyglądała się z boku, mój najmłodszy brat zaginął lata temu, żona popełniła samobójstwo, a ja postanowiłem zrobić to samo, tyle, że zamiast sznura i żyrandolu wybrałem agonię Czarnej Gwardii.
To wszystko? Możemy podyskutować o pogodzie?
Będziemy po prostu rozmawiać. Albo milczeć, pijąc wino. Nic, co powiem, nie okaże się obciążające, wartościowe albo niepokojące na tyle, żeby spisywać umowę.
W obserwowanym zza siwych obłoczków spojrzeniu spodziewał się dostrzec rozczarowanie, złość, irytację, rezygnację, politowanie, do wyboru, do koloru; potrafił rozczarowywać, wkurwiać, irytować samym faktem istnienia.
Delilah nie musiała być chlubnym wyjątkiem — w życiu dawno przestało chodzić o chlubność.
Możesz analizować mnie do woli, Delilah — ciało poruszyło się niespiesznie — wrócił do okrągłego stolika i wysunął nad popielniczkę dłoń; Williamson strzepał siwy popiół i zaczekał, aż ciężar ostatniego zdania osiądzie na papierosowym filtrze. — Diagnozę wystawiłem wiele lat temu.
Nie była profesjonalna i pewnie nie znalazłby jej w mądrych podręcznikach, które pani Verity trzymała na uginających się pod ciężarem półkach gabinetu, ale ważne, że działała i potrafiła ująć go w dwóch konkretnych słowach.
Jestem popierdolony.
Więc co z tą rozmową o pogodzie?
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Delilah Verity
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 4
PŻ : 160
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 11
TALENTY : 1
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1671-delilah-verity-zd-harris
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1694-delilah-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1695-poczta-delilah-verity#22758
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 4
PŻ : 160
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 11
TALENTY : 1
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1671-delilah-verity-zd-harris
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1694-delilah-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1695-poczta-delilah-verity#22758
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
Barnaby Williamson.
Obserwowała jego ruchy, w poszukiwaniu wskazówek dotyczących przeżywanych emocji – drżenia rąk, pewnej postawy, dumnie uniesionej głowy… Ze smutkiem stwierdziła, iż nic podobnego nie występowało w tym, jakże interesującym, przypadku. Jednak coś niepokojącego szpeciło przystojny wizerunek gościa, niczym rysa na perfekcyjnie wypolerowanym klejnocie. Ponury wygląd Barnaby podkreślała czerń ubrań, jakby mitologiczny Tanatos we własnej osobie zawitał w jej gabinecie, chcąc odprowadzić panią Verity na brzeg rzeki Styks.
On nie przyszedł po Twoją duszę, Delilah. On przyszedł zostawić Ci swoją.
Była o tym przekonana. Widziała w nim dobrze znany pierwiastek, jaki często dostrzegała wśród swoich klientów, których życie trudno było nazwać „usłanym różami”. Gdy patrzyła mu w oczy, czuła coś na kształt przeszywającego ją smutku i choć musiała przyznać, iż był zręcznie zakamuflowany, to nie umknął uwadze pani psycholog. Był na tyle głęboki, iż zdawał się trwale wpisany w jego oblicze, jakby ktoś wypalił go rozgrzanym do czerwoności żelazem.
Ponoć rozpacz ma najpiękniejszy uśmiech.
W swoim zawodowym doświadczeniu spotykała podobnie „wypalone” emocje u pacjentów, szczególnie onkologicznych, gdzie najczęściej poruszaną kwestią był „sens życia w obliczu nadchodzącej śmierci”.
Czy warto się starać na ostatniej prostej?
Czy mam jeszcze szansę na szczęście, wiedząc, że umieram?
Czy ktoś mnie pokocha, gdy wypadną mi włosy, a skóra poszarzeje?

Te i wiele podobnych kwestii były rozpatrywane na kozetce, którą tak bardzo pogardzał Williamson. Czyżby ciężar rozstrzyganych na niej problemów mógł okazać się zbyt przytłaczający? Czy może obawiał się, że gdy dołoży własne traumy, ów elegancki mebel niechybnie zawali się pod ich ciężarem?
Uniosła kieliszek z winem na znak toastu, a jej spojrzenie powędrowało w kierunku wymiętego papierosa rozmówcy. Jej perfekcyjny zmysł wydał jęk bólu, rozpoznając smród Lucky Strike. Drugi raz, subtelnie i całkiem sugestywnie, podsunęła Barnabie swoją złotą papierośnicę. Lepszej jakości tytoń, skręcony w papierosa spod marki „Dunhill”, nawet gdy osiadał na stałe w firanach czy meblach, był bardziej znośny niż ten, aktualnie wydobywający się spomiędzy palców Barnaby. Jednak bardziej niż cierpiący perfekcjonizm, zastanowił ją wywód dotyczący spisania kontraktu.
Opór Williamsona wobec jej podejścia nie był dla niej specjalnym zaskoczeniem, wiedziała, że prędzej czy później się pojawi. Może nie spodziewała się, że na samym początku, ale nie wpłynęło to nijak na jej mimikę – pozostała niewzruszoną królową śniegu z uprzejmym uśmiechem. Podniosła się niespiesznie z fotela, chcąc przyłączyć się do Barnaby, który przechadzał się po gabinecie.
– Znów stałam się panią Verity, panie Williamson? Odnoszę wrażenie, iż uraziłam cię moją propozycją, choć wcale tego nie chciałam. – Jasno zdystansowany ton mężczyzny dość jednoznacznie wskazywał, że należy zrobić dwa kroki do tyłu. Stąpała po cienkim lodzie i wiedziała, że jeśli wykona jeden nieostrożny ruch, kra się załamie, a ona wpadnie prosto do wody.
– Od przyjaciółki oczekiwałabym czegoś bardziej trwałego i… niezbywalnego, niż samej deklaracji „przyjaźni”. Czasem wydaje mi się, iż samo słowo „przyjaźń” zawiera w sobie więcej oczekiwań, aniżeli realnej więzi emocjonalnej, która blednie przy pierwszym wystawieniu na próbę. Jednak to są didaskalia, a ja odbiegam od tematu, zatem przechodząc do sedna – będzie dokładnie tak, jak sobie życzysz. – Zajęła miejsce w odpowiedniej odległości od Williamsona, siadając na brzegu biurka i dołączyła do podziwiania kolekcji książek, które uzbierała podczas swojej podróży psychologicznej. Oprócz klasycznych pozycji dotyczących ludzkiej psychiki, w zbiorze znalazło się też miejsce na filozofię, gdzie bezsprzecznie na pierwszy plan wysuwał się tom „Rozmyślań” Marka Aureliusza. Oprawione w czarną skórę, opasłe tomisko prezentowało się nad wyraz elegancko, a sam tytuł i imię wraz z nazwiskiem autora były wypisane złotymi literami, idealnie komponując z ornamentami, zdobiącymi rogi księgi. Równie atrakcyjne dla oka były wydania dzieł Nietzschego, Seneki czy Platona, sprawiając wrażenie, jakby były specjalnie dobrane pod kolor mebli i ścian. Z pozycji bardziej wysłużonych, należy wspomnieć o „Księciu” Machiavellego, jakby pani Verity często do niego wracała. Jedną z półek wypełniły wybrane części „Komedii Ludzkiej”. Jednak z całego, jakże zacnego księgozbioru, to spojrzenie Delilah krążyło wokół małej książeczki, wciśniętej między dzieła Carla Gustava Junga, zatytułowanej „Kwiaty Zła”, autorstwa Charlesa Baudelaire’a.
Jej myśli mimowolnie powędrowały ku przeszłości, gdy otrzymała ów tomik poezji od swojego ówczesnego… Towarzysza?
Tak… To chyba dobre określenie.
Myślała o dedykacji zapisanej na pierwszej stronie:
„Delilah to nie jest imię świętej”, a wraz z tymi słowami, widziała oczyma wyobraźni papierosy palone na dachu uczelni z widokiem na panoramę Wiednia.
Friedrich też palił te śmierdzące Lucky Strike… Czyżby pierwsze przeciwprzeniesienie pani psycholog? Jeszcze nie zaczęliśmy terapii.
Gdyby miała dopasować jeden z tytułów do swojego gościa, bez wątpienia byłby to „Człowiek w poszukiwaniu sensu” Victora Frankla, leżący przy innych psychologicznych pozycjach.
– Jak podoba się panu mój księgozbiór, Panie Williamson? – Spytała, podsuwając mężczyźnie popielnicę.
– Swoją drogą, zanim przyszedłeś, próbowałam sobie przypomnieć, czy pierwszego drinka wypiłam z tobą, stawiając za imieniem „Harris”, czy już jako „Verity”? – Wspomnienie przeszłości zwykle łagodziło atmosferę, wprowadzało pozytywne uczucia tam, gdzie pojawiało się napięcie. To był krok wstecz, który trzeba było wykonać, aby ostudzić swojego klienta. Jednak do Delilah coraz mocniej docierało przeświadczenie, iż chcąc przebić się przez matrycę Barnaby, będzie musiała zaoferować mu coś, czego dawno nie zaoferowała nikomu – szczerość.
Napij się, Del – będzie ci łatwiej wejść na nieznany dotąd obszar.
Delilah Verity
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : psycholog
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Delilah Verity.
Porcja faktów po długiej głodówce półprawd — profesjonalne wnętrze gabinetu nie zdradzało żadnych sekretów bez względu na ich stopień zabrudzenia. Szczerość zawsze kryła się pod kilkoma warstwami zaschniętej farby — Delilah o tym wiedziała; zawodowo obdzierała ludzi do nagiego cementu, gdzie nie było zafałszowanych farb i ukrytych pod emalią tajemnic. Williamson spodziewał się, że sięgnie po łopatkę, by żmudnie zedrzeć z niego nawarstwioną przez lata farbę sekretów — to, czego się nie spodziewał, to bezpośredniość, z którą podejmie próbę. Zagrała w otwarte karty, szukając jego duszy; to, czego pani Verity nie wzięła pod uwagę, to jej ewidentny brak.
Czarna Gwardia nie lubiła dzielić się swoimi mężczyznami, mężczyźni Czarnej Gwardii nie lubią dzielić się tajemnicami, a obie cechy nagle wpadły w zasadzkę gabinetu; nie pomogło odwrócenie się plecami.
Czas na sięgnięcie po tę samą broń, której próbowała użyć na nim Delilah — obecnie sprowadzona do roli tylko (aż?) pani Verity.
Reakcja obronna, na którą na pewno znajdziesz psychologiczne wytłumaczenie. Dajmy na to—
Coś odpowiednio wydumanego; coś, co powiedziałby mężczyzna, którego portret Delilah trzymała w gabinecie — Williamson nie musiał znać pięćdziesięciu twarzy psychologii, żeby domyślić się, że to nie podobizna kierowcy żużlowego.
Powrót do utartych norm socjalnych celem zdystansowania się od niewygodnych pytań?
Nieodległe od prawdy; Barnaby działał na zasadzie cementu. Zalewał nim fundamenty znajomości i wznosił wysokie forty, z których mógł przeprowadzać regularny ostrzał w momencie poczucia zagrożenia — Delilah próbowała przekroczyć nieprzekraczalną granicę i wtargnąć za ciężką kotarę sekretów, więc Williamson wszedł w tryb obronny.
W jego przypadku ten zawsze był atakiem.
Widzisz, pani Verity — teraz specjalnie, z naciskiem; pani była granicą, która zaczęła przypominać strzał ostrzegawczy w powietrze. — Przyjaciele, poza stawianiem oczekiwań, posiadają też zaskakującą umiejętność rozczarowywania.
Coś o tym wiedział; ostatnie tygodnie pełne były martwych obietnic dryfujących na powierzchni przeszłości. Kto kogo rozczarował w układzie Williamson—Verity—Paganini i dlaczego ten pierwszy pozostałą dwójkę? Żaden z nich nie był bez winy; Ben miał na dłoniach krew czarownika, Barnaby kieszenie pełne zbieranego po nich brudu, Valerio był chodzącym zlepkiem krwi i przemocy. Jedyne, co uległo między nimi zmianie, to prawda, która wyszła na jaw; co na temat tamtego późnokwietniowego spotkania w gabinecie Bena powiedziałaby Delilah?
Do baru wchodzą narcyz, socjopata i autodestruktor.
Dowcip z kategorii niezabawnych; Williamson strzepnął go do popielniczki podsuniętej przez Delilah, zaciskając usta mocniej — dla pewności zachowania ciężaru, który znów zaległ w płucach. Skupienie rozmowy na książkach było łatwiejsze; nie osądzały, nie analizowały, nie oczekiwały całej prawdy i tylko prawdy.
Imponujący, choć osobiście preferuję literaturę specjalizującą się w magii odpychania.
Pasja nie była grzechem; jej przejście na pan było tylko jedną z wielu szpilek, na które zapracował. Krótki moment milczenia Williamson poświęcił na odkurzenie przeszłości — ile lat minęło, odkąd padły między nimi pierwsze słowa?
Harris — co do tego nie miał żadnych wątpliwości; pamięć do szczegółów szła w parze z zawodem. — Dlatego zaczęliśmy rozmawiać. Nazwisko przywołało wspomnienie plotki w Zwierciadle, za które odpowiada twoja rodzina.
Stop; czas teraźniejszy?
Była rodzina? Nigdy nie zapytałem, czy nadal chętnie odwiedzasz dom.
Dziwne słowo, które budziło pobłażanie; dom nie był budynkiem z dzieciństwa — nie dla niego — ale ideą. Niektóre dzieci szybko zostały jej pozbawione — Delilah kiedyś wydawała się jedną z ofiar wczesnego brutalizmu życia, chociaż to — jak wiele w ich życiach — mogło być tylko pozorem.
Podobno wszyscy nosili maski; pani Verity swoje zmieniała gładko — ta Williamsona przymarzła do twarzy dawno temu.
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Delilah Verity
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 4
PŻ : 160
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 11
TALENTY : 1
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1671-delilah-verity-zd-harris
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1694-delilah-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1695-poczta-delilah-verity#22758
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 4
PŻ : 160
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 11
TALENTY : 1
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1671-delilah-verity-zd-harris
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1694-delilah-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1695-poczta-delilah-verity#22758
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
Łopatkę?
Delilah najchętniej użyłaby kilofa, żeby przebić się przez mur Barnaby. Odarcie go z tajemnic z każdą kolejną chwilą sam na sam, stawało się coraz bardziej intrygujące. Największą przeszkodą była ta nieufność… I obrona, przed każdą próbą zbliżenia się, ale to właśnie było wyzwanie, jakiego od dawna potrzebowała. Barnaba zręcznie kontrolował jej grę psychologiczną, wznosząc granicę praktycznie na każdym kroku, a im szybciej się rozpędzała, tym większy płotek do przeskoczenia przed nią stawiał. Gra w otwarte karty całkowicie przewracała stół, do którego pierwotnie nakryła, jakby, zamiast skakać przez uprzednio wspomniane już płotki, postanowiła obejść je bokiem. Tyle tylko, że szczerość nie była jej mocną stroną.
Kolejny łyk wina, kolejny uśmiech z gatunku „przyjaznych”, aktywne słuchanie, początkowo sprowadzające się tylko do przytakiwania kolejnym słowom swojego towarzysza.
O, domorosły psycholog Barnaba znów podejmuje zabawę z Freudem.
– W psychologii nazywamy to regresją, Panie Williamson.– Ręka mimowolnie powędrowała w poszukiwaniu kolejnego papierosa. – Jest to mechanizm obronny, w którym człowiek, czując się zagrożony, cofa się do wcześniejszych, mniej dojrzałych reakcji. To niemal jak oglądanie kogoś, kto przenosi się w czasie, wracając do bezpiecznego zakątka swojej przeszłości, tam, gdzie nie ma miejsca na konfrontację z rzeczywistością. Taki rodzaj emocjonalnego… azylu? A człowiek, którego portret masz okazję podziwiać, jest odpowiedzialny za opis tego zjawiska.
Dym ponownie oplótł sędziwą twarz Zygmunta Freuda, milczącego świadka „nie-terapii”. Ciekawe, jaką definicję stworzyłby w celu określenia podobnego terminu? „Klient i terapeutka, pijąc wino i paląc papierosy, przerzucają się naukowymi terminami w osobliwej odmianie parapsychologicznych zmagań”?.
To nieprofesjonalne.
Każde słowo Williamsona było mielone przez bardzo wąskie tryby w głowie Delilah. Przyjaźń. Rozczarowanie. Co kryło się pod tak stanowczym wyznaniem? Uznała, że pierwszy nacisk na mur Barnaby, zamierza zrobić właśnie w tym punkcie. Ostrożnie, kroczek po kroczku, jak z gotującą się żabą, której temperaturę wody należy stopniowo zwiększać, nim zorientuje się, że jest za późno na ratunek.
– Pozwolę sobie zauważyć, że owo rozczarowanie wynika właśnie z niespełnionych oczekiwań. Odkąd poznałam psychoterapię, instytucja przyjaźni wydała mi się kolosem na glinianych nogach. Zobacz, my, psychologowie – jedyne co chcemy osiągnąć to pomoc naszym klientom. Nie oceniamy ich, nie piętnujemy za złe decyzje, przyjmujemy to, z czym przychodzą i uczymy ich iść dalej, bez zbędnego rozckliwiania się nad popełnionymi błędami. Owszem, jeżeli można coś naprawić – pomagamy w naprawie, jeżeli nie – towarzyszymy w dalszej podróży, niekiedy prowadząc za rękę po ciemnych korytarzach życia, w nadziei, że sami z czasem znajdą światło. A oczekiwania? Jedynie określona kontraktem stawka. Przyjaźń jest pełna oczekiwań, jakby fakt, że spośród wszystkich ludzi, to właśnie ty dostałeś ten „laur jakości produktu” i masz całe życie udowadniać, że na niego zasługujesz. Nie ma ścisłych ram, określonych kontraktem granic, do których musisz się stosować, a jeżeli zbłądzisz, zrobisz cokolwiek nie tak, jakby od ciebie oczekiwano, pojawia się zawód, rozczarowanie i przykra nagana, której jedynym celem jest zranić cię do żywego, bo przecież dostałeś ten laur jakości, zwany przyjaźnią. – Dłuższa wypowiedź warta niewypalonego Dunhilla, którego popiół opadł smętnie na dno popielnicy, wywołując tym samym grymas niezadowolenia na twarzy palaczki.
– Gdybym miała przyjaciela, chciałabym obdarzyć go przede wszystkim akceptacją i możliwością zaufania. Nie oczekiwałabym niczego, chciałabym być przy nim, zwłaszcza w chwilach, gdy wszystko inne zawiodło.
Tak… I trzymać rękę na pulsie, jak przy Fredrichu. Jaka szkoda, że w zamian za swoją wierność, chciał czegoś więcej, niż mogłabym mu dać. „Niczego nie oczekuj, wszystkiego się spodziewaj”, jak mówiła pani Harris. To jest ta zaginiona maksyma, która powinna towarzyszyć każdej relacji, wykraczającej poza luźną znajomość. Przyjaźń to w końcu tylko kontrakt społeczny bez wyraźnych granic, prawda? Zawsze zastanawiam się, jak długo trwa ten 'laur jakości', zanim zaczynamy się zawodzić?
Delilah podniosła wzrok, zatrzymując go na Barnabie, jakby czekając na chwilę, w której uda jej się dostrzec cokolwiek, co zdradzi jego prawdziwe uczucia. Liczyła, że nie zadając pytań wprost i dzieląc się swoimi spostrzeżeniami, wydobędzie z niego jakieś wyznanie i przestanie „ślizgać się” po tematach.
Dostrzegła jego skupienie na książkach, więc postanowiła przysunąć się nieco, w celu skrócenia fizycznego dystansu – zachowując granicę adekwatności.
– Magia odpychania? To chyba szczególne upodobanie młodych czarodziejów… Niezwykle praktyczna, choć sama nigdy nie miałam do niej serca. Zawsze pociągała mnie magia iluzji i jej… Finezja? Tak, to chyba odpowiednie określenie. – Jej ton był miękki, a w oczach kryło się wyzwanie. Przypominała sobie wszystkie rozmowy z Marcusem na temat meandrów tworzenia iluzji i rzucania czarów, podczas wspólnego palenia papierosów.
To takie romantyczne…
– Harris. Pamiętam. Dawne dzieje. – Już chciała uciąć ten wątek, gdy nieoczekiwanie Barnaba zadał swoje pytanie, wystawiając na pierwszą próbę jej wewnętrzną deklarację szczerości. Nie chciała rozwiązywać przy nim własnego worka z traumami. Na dobrą sprawę, nigdy nie zamierzała go rozwiązywać. Jednak, czy ktoś, kto poznał panią Harris, mógłby spodziewać się po niej tytułu dobrego rodzica? Ostatecznie, Delilah nie miała do niej żalu – też niczego od niej nie oczekiwała. Konkurowały o względy jednego mężczyzny i nie mogła nic poradzić na to, że była w tym lepsza. Po dzień dzisiejszy, gdy tylko rozmawiała z ojcem, czuła na sobie nieprzychylne spojrzenie matki…
Nazwisko Cabot zobowiązuje.
– Zdarza się, jednak rodzina Verity jest dla mnie bardzo absorbująca, a odkąd otworzyłam gabinet, wizyty u państwa Harris musiałam skrócić do minimum. Jeżeli zaś mowa o chęciach… Odpowiem pytaniem, na pytanie – czy poznałeś panią Harris? – Jej obojętny ton, balansujący na granicy wyniosłości, stawiał twardo zatrzaśniętą kłódkę, na polu dalszej eksploracji, a konspiracyjny uśmiech powinien wystarczyć jako odpowiedź na resztę pytań, związaną z jej rodzicami.
– A pan, panie Williamson? Chętnie wraca pan do domu rodzinnego?
Delilah Verity
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : psycholog
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Słowo w kształcie klucza — definicja w formacie dziurki. Wystarczy dopasować wkładkę i przekręcić nadgarstek; niektóre drzwi powinny zostać zamknięte na zawsze. Pani Verity była innego zdania — Williamson przeczuwał, że tam, gdzie nie zadziała zamek, Delilah używa wsuwek.
Regresja — słowo, które zapamięta; zapisze się między tysiącem innych definicji i wróci do niego w dzień, w który będzie gotów przyznać, że jest jak jest przestało wystarczać. — Sprawdziłaby się dobrze, gdyby przeszłość ofiarowała bezpieczne zakątki. Dla większości twoich pacjentów bywa powodem wizyty, prawda?
Wszystko, co złe, nanosili z dzieciństwa; brud przeszłości przywierał do podeszw i zostawiał ślady na kafelkach, z których próbowali budować nowe życia. O tym, że matka bywa fundamentem problemów, napisano całą dziedzinę psychologii — w tym konkretnym przypadku Maaike Williamson ponosiła śladową odpowiedzialność; była kilofem, podczas gdy Arthur bawił się rolą młota pneumatycznego.
Tego też nie powiedział ani Valerio, ani Benowi; domyślali się — musieli się domyślać, bywają ślepi, a jeden z nich jest obłąkany, ale żadnego nie nazwałby głupim —  prawdy i gdyby tylko pociągnęli za bandaż, szczerość wylałaby się z Williamsona jak szambo.
Tyle, że nie pociągnęli; więc milczał.
Przez kolejne kilkadziesiąt sekund pani Verity ma okazję zrozumieć, że w tym osiągnął mistrzostwo — z wód ciszy wypływał dopiero, kiedy odpowiedź stawała się kwestią dobrego wychowania.
Gorzka analiza — czy nie na tym polega psychologia? Zderzenie z prawdą, która nigdy nie uśmiecha się z pierwszych okładek magazynów; odszukanie jej to drobny druk na przypisach. — Oznaczałaby, że przyjaźń musi być barterem, coś za coś, ja tobie, ty mi. Kiedy kończy się towar, końca dobiega też—
Może właśnie tym dla nich jesteś — przerywnik w toku myślenia, nagłe dźgnięcie świadomości — skończonym towarem. Pusta torebka po kokainie; wyciśnięty plastik po dietyloamidzie kwasu lizergowego.
Gdybyś miała przyjaciela? — echo powtórzonych słów nie zmieniło ich znaczenia; wydźwięk pozostawił we wspomnieniach nieuniknione wrażenie samotności — żony Kręgu cierpiały na chroniczny niedobór przyjaciółek, a winę mogła ponosić tendencja do wdowienia. — Nie powinienem być zaskoczony.
Jeśli tak okazywał skruchę, powinien wziąć rozbieg, wbiec w ścianę i ukruszyć tynk — ta odmiana skruszenia byłaby przynajmniej dostrzegalna.
Z uwagi na profesję, ludzie analizują przy tobie każde słowo, zanim cokolwiek powiedzą. To znacznie utrudnia szczerość, a przecież podobnopodobno; co na temat szczerości mógł wiedzieć ktoś, kto przez sześć lat utrzymywał przed przyjaciółmi sekret? — jest podstawą zaufania.
Które z kolei bywa podstawą przyjaźni; błędne koło się domyka, ktoś przekręca kluczyk w kłódce i połyka go bez słowa. Odkąd Ben poznał prawdę, minęły trzy tygodnie; odkąd wie Valerio — niespełna dwa.
Jeśli cokolwiek zostało z kilkunastu lat wszędzie i na zawsze, właśnie dogasało jak pogrzebowy kurhan. Zamiast hekatomby ofiar — tylko trzy działa; każde w różnym stopniu moralnego rozkładu. Zebrane w gabinecie książki nie mogły rozwiązać tego problemu; Delilah, być może, miałaby taką moc sprawczą — gdyby tylko zdołała przekonać Williamsona, że nie musi dźwigać problemów sam.
Po trzydziestu trzech latach życia trudno porzucić stare nawyki.
Magia odzwierciedleniem charakteru — bezpieczne pole, z daleka od uczuć, zawahań i niebezpiecznego balansowania blisko poczucia winy; od sześciu lat wmawiał sobie, że nie będzie problemem — bez serca trudno o ból zdrady. — W którymś z podręczników przeczytałem, że to ona wybiera czarownika, nie na odwrót. Można przyswoić teorię i osiągnąć wysoki poziom zaawansowania w magii, ale przekroczenie ostatniej granicy wymaga—
Praktyki, uporu, bólu i krwi; od miesięcy płacił zawyżony rachunek cierpienia i nadal nie przekroczył bariery.
Cóż, finezji. Użyłaś dobrego słowa — choć niekoniecznie musi odnosić się tylko do jednej magicznej dziedziny; ta, którą posiłkowała się Delilah, przywołała naturalny ciąg skojarzeń. Powiedział, zanim pomyślał; ostatnie wydanie Zwierciadła napakowane było bzdurami, a teraz — ze wzrokiem odwracanym od wypielęgnowanych grzbietów książek — mimowolnie powtarzał jedną z nich.
Valerio doskonale posługuje się iluzją. Na balu znaleźliście wspólny język, prawda?
Piłeczka po stronie pani Verity; Williamson liczył, że nie wybił jej na aut. Za pytaniem przycupnęła intencja zrozumienia, co kierowało Paganinim na balu — co mówił, ile mówił, dlaczego mówił, czy pomiędzy próbą podbicia kobiecego serca i opróżnianiem drinków nie wyrwało mu się coś, co nie powinno?
(Barnaby Williamson to gwardzista, więc stronzo mu w dupę).
Plotki powielane przez Zwierciadło nadawały się na podkładkę pod mięcho u rzeźnika; to, co napisali o Delilah i Valerio było tylko łopatą parującego gnoju na cuchnącym kurhanie kłamstw — a nawet, gdyby nie, co światu do tego?
Martwić mógł się tylko pan Verity; głównie dlatego, że Paganini był doskonałym substytutem męża — bez obowiązków rzeczonego.
Nagła zmiana tonu Delilah mogła być więc owocem urazy wylanej poza marginesy plotkarskiego magazynu; druga możliwość zakładała nadepnięcie zbyt blisko prawdy. Rodzice to drażliwy temat — najwyraźniej dla każdego dorosłego.
Na ten temat psychologia też ma sporo do powiedzenia.
Miałem okazję wymienić z panią Harris kilka słówwątpliwą przyjemnośćnie przedarło się przez ciężką kurtynę przemilczenia. Krąg to, wbrew powtarzanym z lubością kłamstwom, kruchy organizm — może dlatego, że tworzyły go główne invertebrata — bezkręgowce. Arthur Williamson, świeżo upieczony nestor i ojciec z ponad trzydziestoletnim stażem, był chlubnym potwierdzeniem reguły w lokalnej teorii ewolucji; kręgosłup miał ze stali — gdyby mógł, wyciągnąłby go z ciała i okładał nim własne dzieci.
Chętnie pan wraca do domu rodzinnego?
Potrafiłby odpowiedzieć na to pytanie, gdyby Blossomfall Estate kiedykolwiek było domem.
Nieszczególnie — ani kłamstwo, ani prawda; po raz ostatni postawił tam nogę w grudniu — nie sposób uciec przed powinnością dumy i uprzedzenia, na których postawiono każdą sylabę nazwiska Williamson. — To nośnik wspomnień z wiktoriańską elewacją.
Puszka Pandory w kształcie willi; ostrożnie z otwieraniem niektórych drzwi — nigdy nie wiadomo, co wypuści się na świat.
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii