Rozliczenie
Ekwipunek
Aktualizacje
30.06.2024 Zakupy początkowe (+100 PD)
RIVER H. BLOODWORTH fc. EZRA MILLER nazwisko matki ABERNATHY data urodzenia 13 LUTEGO 1965 miejsce zamieszkania BROKEN ALLEY zawód STUDENT MAGICYNY I BIOLOGII status majątkowy ZAMOŻNY stan cywilny KAWALER wzrost 190 CM waga 66 KG kolor oczu CIEMNE BRĄZOWE kolor włosów CZARNY odmienność- umiejętność- stan zdrowia ZDROWY znaki szczególneSZCZUPŁA SYLWETKA I WYSOKI WZROST, BURZA CZARNYCH WŁOSÓW, ZNAMIĘ WIDOCZNE NA SZYI, PRZYPOMINAJĄCE PIÓRO. rozpoznawalność II (społeczniak) elementary schoolPATRIOT high school FROZEN LAKE HIGH edukacja wyższa SAINT FALL UNIVERISTY/TAJNE KOMPLETY MAGICYNA/BIOLOGIA/W TRAKCIE moje największe marzenie toPRZEJĄĆ RODZINNY INTERES I PRZEKAZAĆ GO KOLEJNYM POKOLENIOM, W MIĘDZYCZASIE ZWIEDZIĆ JAK NAJWIĘCEJ ŚWIATA I POZNAĆ JAK NAJWIĘCEJ TRADYCJI I ZWYCZAJÓW ZWIĄZANYCH Z POCHÓWKIEM, ZE ŚMIERCIĄ. najbardziej boję się ŻE ZAWIODĘ RODZINĘ I NIE OSIĄGNĘ SWOICH CELÓW, ŻE OTOCZENIE UZNA MNIE ZA SZALEŃCA I ZAMKNIE W OŚRODKU DLA OBŁĄKANYCH ZE WZGLĘDU NA MOJE PASJE w wolnym czasie lubięWYBRAĆ SIĘ NA SPACER PO LESIE, GRAĆ NA INSTRUMENTACH, CZYTAĆ KSIĄŻKI O RÓŻNEJ TEMATYCE NAUKOWEJ, HISTORYCZNEJ JAK I LITERATURĘ PIĘKNĄ, PISAĆ OPOWIADANIA, ZGŁĘBIAĆ WIEDZĘ NA TEMAT RÓŻNYCH TRADYCJI POGRZEBOWYCH NA ŚWIECIE. mój znak zodiaku to Wodnik Postanowiłem rozpocząć ten pamiętnik w dniu moich dwudziestych urodzin. Ku pamięci mojego życia. River Herbert Bloodworth. Nie mam zbyt wiele do powiedzenia o swoim dotychczasowym życiu, ponieważ skończyłem dopiero dwadzieścia lat. Tak przynajmniej uważają ludzie starsi ode mnie, którzy pamiętają wydarzenia, zanim zachłysnąłem się pierwszy raz powietrzem. A było to zimą, w środku lutego 1965 roku. Jestem pierwszym dzieckiem, jakie na świat wydało małżeństwo Elizabeth i Noah Bloodworth. Po mnie pojawiło się jeszcze dwoje, siostra i brat, lecz są dużo młodsi ode mnie, więc tak naprawdę przez większość życia czułem się jak jedynak. Nim ukończyłem dziesięć lat, byłem sam, a raczej byłem tym jedynym. Wokół mnie zawsze była rodzina, rodzice, ciotki, wujkowie, kuzyni i kuzynki. Nasz dom zawsze tętnił życiem, ale jednocześnie był miejscem, gdzie śmierć była codziennością. A to dlatego, że moja rodzina prowadzi dom pogrzebowy, zaś mój ojciec przygotowuje ciała do pochówku, odciąga płyny, balsamuje, ubiera, maluje. Podziwiam jego pracę, zwłaszcza to, jak potrafi zrekonstruować twarze zmarłych. Czasami pracujemy razem, wiele się przy nim nauczyłem, a do tego potrafię wykonać ładny makijaż, który wciąż udoskonalam malując siebie, ale jedynie w zaciszu naszego domu. Rodzina ostrzegła mnie, żebym za bardzo nie szalał i nie pokazywał się publicznie umalowany, bo to może zostać źle odebrane przez mieszkańców okolic. Uważam, że to niesprawiedliwe. bo każdy powinien mieć swobodę, ale ze względu na rodzinny interes i moich bliskich ta część moich pasji pozostaje zamknięta w moim pokoju. Moja matka jest bibliotekarką, nie ma dnia, kiedy nie czyta, zawsze kojarzyłem ją z książkami i mnie samego również zaraziła miłością do słowa pisanego. Przez to w naszym domu jest trochę jak w bibliotece, bardzo to lubię. Książki sprawiają, że otoczenie się zmienia, jest bardziej metafizyczne. Jakby czuło się obecność tych, którzy spisali te wszystkie słowa. Następnie w moim życiu pojawiła się siostra, miałem wtedy dziesięć lat i byłem nią zauroczony. Była taka piękna, wciąż jest i z dnia na dzień tylko pięknieje. Nikt w domu nie używa jej imienia, wszyscy wołają na nią Lilly. jak ten kwiat. I bardzo to do niej pasuje, jej jasne włosy i promienista cera przywodzą na myśl piękny kwiat. Wizualnie jesteśmy przeciwieństwami, ja jestem wysoki i jak to ciotki mówią "składam się z kolan i łokci", a Lilly jest drobniutka i nie aż tak szczupła jak ja, ale raczej smukła i zwiewna. Moje włosy są czarne jak noc, czasami nad nimi nie panuję i wyglądam jak napuszona sowa, takie porównanie często pada z ust cioci Penelope. Potem pojawił się młodszy brat, ma aktualnie pięć lat i jest chodzącym chaosem. Czasami przerasta mnie jego energia, ale staram się być cierpliwy i pomagać matce. Od szesnastych urodzin, dzięki cioci Penny poznaję techniki, jak przyzywać chowańca. Znam dobrze Freję i zawsze marzyłem, żebym i ja kiedyś miał takiego przyjaciela. W rodzinie były jeszcze inne osoby, które miały chowańca i to chyba dlatego postanowiłem, że ja również powinienem wpisać się w tą tradycję. Oczywiście na początku wyjaśniła mi podstawy i wiele rozmawialiśmy o tym, czym jest chowaniec i z czym wiąże się jego obecność w życiu. Potem coraz częściej wybieraliśmy się na wspólne spacery do lasu, gdzie ciocia pokazywała mi w jaki sposób należy rozpocząć proces przywoływania chowańca. Zaczęła ze mną ćwiczyć po chrzcie. Pod jej okiem stawiałem swoje pierwsze kroki w tym kierunku i kosztowały mnie wiele cierpliwości i sił. Wciąż ćwiczę i staram się, nie mogę doczekać się dnia, kiedy nadejdzie dzień, w którym z sukcesem dokonam wezwania i u mojego boku pojawi się chowaniec. Po beztroskim dzieciństwie nadszedł czas edukacji i obowiązków. Rodzice opowiadali mi, że magia była ze mną zawsze, już jako roczne dziecko przejawiałem magiczne zdolności. Pierwszy taki przypadek miał miejsce, kiedy bawiłem się w pokoju z nianią i coś musiało mnie bardzo rozśmieszyć, ponieważ zanosiłem się śmiechem, a wokół zaczęło migać żarówki i niektóre zabawki uniosły się nad ziemią wirując wokół pokoju. Trwało to zaledwie chwilę, po czym przedmioty opadły na podłogę a światła uspokoiły się. Łączyły się one bardzo mocno z moimi emocjami, więc do czasu, kiedy opanowałem swoje wybuchy płaczu albo śmiechu, moja rodzina nie miała zbyt łatwo ze mną. Przez to też za wszelką cenę starano się trzymać mnie z daleka od niemagicznych. Lecz ze względu na potrzeby edukacyjne i obowiązki z tym związane, bym mógł spokojnie iść do szkoły z niemagicznymi uczniami, moi rodzice włożyli wiele czasu i cierpliwości by pomóc mi opanować jak tłumić emocje i magię na tyle, by nie zdradzać się z moimi zdolnościami. Czasami było to bardzo trudne, lecz nigdy nie doszło do większych incydentów. Zbawiennym okazało się kształcenie w szkółce kościelnej, gdzie trafiłem na odpowiednio cierpliwe i utalentowane osoby, które nauczyły mnie opanowania, a potem kierunkowania magii. Może niekoniecznie przepadałem za powtarzaniem schematów i uczeniem się wszystkiego na pamięć, ale teraz wiem, że spontaniczna magia bywa kapryśna i lepiej wiedzieć, jak ją okiełznać. Pierwszą szkołą był Patriot, gdzie odnalazłem się bardzo szybko. Nigdy nie miałem problemu z dyscypliną i zachowaniem. Bardzo szybko przyswoiłem wszelkie zasady savoir-vivre, etykiety towarzyskiej i jestem nawet niezłym partnerem w tańcach towarzyskich. Taniec zdecydowanie pomógł mi opanować moją aparycję i pomimo niezbyt powalających rozmiarów i podobieństwo do tyczki od szczotki jestem dość gibki, by nie być sztywny się jak wspomniana miotła. Mam nadzieję, że zmężnieję na tyle, by przestać wyglądać jak wieszak na ubrania. Może czasami jestem zbyt entuzjastycznie nastawiony do świata, co wiele osób bierze za oznaki naiwności. Ale nie uważam się za naiwną osobę, po prostu wyznaję zasadę, że każdy zasługuje na szacunek i by miło rozpocząć znajomość. Przy tym nie pozwalam sobie wchodzić na głowę, asertywność i sztuka przekonywania do własnych racji jest dla mnie ważna, ale przy tym staram się też słuchać co ktoś ma do powiedzenia. Nie jest dla mnie ujmą na honorze, jeśli komuś przyznam rację. Potem naturalnie z Patriot przeszedłem do Frozen Lake High, które niedawno ukończyłem z wyróżnieniem. Kolejnym krokiem są studia w Saint Fall University i tajne komplety, gdzie zdecydowałem się iść na magicynę i zgłębiać wiedzę na temat natury i anatomii. Ale nie mam zamiaru leczyć ludzi, a raczej pragnę poznać tajniki tego, co dzieje się z człowiekiem po śmierci. Chciałbym również poznać kultury i tradycje związane ze śmiercią, jakie panują na całym świecie. Doświadczenie na żywo obrządków pogrzebowych panujących w różnych krajach wzbogaciłoby moją wiedzę i pogłębiło zrozumienie śmierci. Pragnę doświadczyć ceremonii pożegnalnych w różnych zakątkach globu, od tradycyjnych, przez powszechne ku najnowocześniejszym. Od czasu, kiedy rozpocząłem studia dzielenie życia na magiczne i niemagiczne jest trudniejsze. Zwłaszcza, że same studia są trudne i wymagają wiele czasu. Mój czas dzieli się głównie na naukę magiczną i niemagiczną, staram się być systematyczny, żeby nie mieć zaległości. Jedynie w weekendy mam teraz czas na pomoc ojcu, wtedy też pozwalam sobie na trochę swobody, żeby tez spędzić czas z rodziną. W kwestii magii jestem jej oddany do granic możliwości. Jestem wdzięczny za to, że urodziłem się w magicznej rodzinie i naturalnie posiadłem predyspozycje do czarowania. Magia zawsze była obecna w moim życiu, od pierwszych dni, aż sam zacząłem też z niej korzystać. Szesnaste urodziny były najbardziej wyczekiwanym momentem, z podekscytowaniem przystąpiłem do ceremonii Chrztu. Otrzymany wtedy pentakl i athame są moimi największymi skarbami. Kierunki, jakie obierałem wiążą się w dużej mierze z rodzinnymi tradycjami i tym, że jeżeli chce się pracować ze zmarłymi, trzeba opanować anatomię i biologię. Nie było to dla mnie wybitnie trudne, otoczony osobami biegłymi w tych sztukach i literaturą zgromadzoną w rodzinnej biblioteczce mialem całkiem niezły start w tym kierunku. Moje fascynacje śmiercią czasami peszą ludzi i staram się jednak nie poruszać tych tematów poza rodziną i najbliższymi. Lecz napędza mnie to, by lepiej poznać ludzką fizjonomię i naturę w której żyje. Dodatkowo biologia, chemia a przy tym i alchemia to kolejny temat moich fascynacji, również fizyka. Alchemię zaszczepiła we mnie ciocia Penny, która jest w tym mistrzynią. Podobnie jest z innymi członkami naszej rodziny, którzy do swojej pracy wykorzystują wiedzę alchemiczną i w domu zawsze ktoś coś warzył. Widok kociołka i szafy ze składnikami był zawsze czymś naturalnym, czasami się dziwiłem, że w domach innych czarowników nie zawsze się z tym spotykałem. Ale dzięki rodzinnym tradycjom już jako dziecko obserwowałem, jak tworzy się proste, podstawowe eliksiry, maści i tym podobne. Często też asystowałem ojcu, kiedy uzupełniał zapasy w zakładzie albo do domowej apteczki. Na zajęciach szlo mi z tym całkiem nieźle a z czasem sam odkryłem, że wiele wywarów lub patentów alchemicznych może mieć szerokie zastosowanie w tworzeniu pigmentów i tym podobne. Poza tym lubię grać na skrzypcach, bardzo szybko zacząłem się uczyć grać na prywatnych lekcjach. Brzmienie skrzypiec jest cudowną melodią dla mych uszu i duszy, więc treningi były przyjemnością, chociaż ciężko powiedzieć, czy domownicy tak bardzo to lubią jak ja. Czasami zdarza się, że uczestniczę w oprawie muzycznej pogrzebów, co bardzo lubię. Lecz nie ze względu na oglądanie cierpienia na twarzach żałobników, ale raczej dlatego, że muzyka nadaje takim wydarzeniom o wiele głębsze doświadczenia i sprawia, że pożegnanie staje się bardziej symboliczne, wyraziste. Myślę, że ogółem jestem wrażliwy na emocje innych osób, potrafię przyglądając się lub słuchając łatwo określić, co czują lub jaki jest ich stan emocjonalny. Matka twierdzi, że jestem wrażliwy i jestem dzięki temu dobrym słuchaczem. Myślę, ze w domu pogrzebowym takie możliwości są bardzo przydatne, w końcu muszę wykazać się profesjonalizmem i empatią wobec klientów. Teraz pozostaje mi jedynie oczekiwanie na to, co przyniesie los. Dla siebie i dla każdego kto spojrzy na zapisane słowa: nigdy nie zapominaj o przeszłości, ponieważ to jesteś ty i każda chwila jest ważna. Niech wspomnienia staną się solidną podporą ku dalszej drodze, nieważne czy doświadcza się złego, czy dobrego. Warto iść dalej. |
Witaj w piekle!I pamiętaj... Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj. Sprawdzający: Richard Morley |