Gabinety genetyków Gabinety genetyków znajdują się na pierwszym piętrze magicznego oddziału szpitala — są zespołem trzech gabinetów, gdzie skierowani z ogólnego oddziału pacjenci mogą udać się na specjalistyczną konsultację. Żadne z pomieszczeń nie jest zabiegowe, chociaż genetycy niejednokrotnie wykonują w nich podstawowe badania ściśle dobierane pod kątem odmienności lub choroby genetycznej. Każdy z gabinetów przypomina kalkę poprzedniego — białe ściany, niewielkie biurko, fotel lekarza oraz dwa przeznaczone dla pacjentów. Pod ścianą znajduje się kozetka oraz parawan; w kącie ulokowano również metalowe szafki z przyrządami lekarskimi wykorzystywanymi do przeprowadzenia podstawowych badań. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Jacqueline Lanthier
ANATOMICZNA : 21
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 15
5 maja 1985 Kawa — wystygła od millenium — ma smak zmęczenia i zawartość kofeiny niewspółmierną do potrzeb. Siódma godzina dyżuru przekształca pismo w pochyłe hieroglify kodu Karta — format A4, w rogu poplamiona kawą z cudzego kubka — nosi ślady notatek lekarza prowadzącego. Doktor Paulson specyficznie zawija spółgłoski; w rozkodowaniu szyfru niekiedy nie pomaga nawet zmarszczenie brwi. Pacjent: A. Dawson, lat 25, przyjęta na oddział w nocy z trzeciego na czwartego maja z podejrzeniem infarctus myocardii. Przeprowadzone przez lekarza dyżurującego badanie wskazało na ostry skurcz i podejrzenie zapalenia serca mięśniowego. Papier przyjmie wszystko — nawet dwudziestopięcioletnie kobiety z chorobą niedokrwienną serca. Ciemny tusz zostawia po sobie lekko nachylone wyrazy; pierwsze wnioski zapisuję, nie odrywając wzroku od zanotowanych przez doktor Paulson informacji. Wywiad: pacjentka — przyjęta na oddział w stanie nieprzytomnym — na chwilę przed atakiem znajdowała się w silnie emocjonalnej sytuacji. Druga tego typu zapaść w przeciągu roku; ostatnio zdiagnozowana przez zespół niemagicznych lekarzy we Włoszech. Dwadzieścia pięć lat, kolejny atak serca, brak epizodów pomiędzy ostrymi zapaleniami mięśnia — gdyby serce panny Dawson było główną przyczyną problemu, nie byłaby w stanie swobodnie funkcjonować bez narażania się na poboczne objawy schorzenia. Diagnoza: ?? Zalecono wizytę u genetyka celem wykluczenia chorób o podłożu genetycznym. Ciche pukanie do drzwi poprzedza skrzypnięcie, które w języku tego oddziału ma tylko jedno znaczenie. Zaczynamy. — Panno Dawson — ciało wyraża bunt, ale etykieta — na równi z etyką — tłamszą ból kręgosłupa w zalążku. Prawdziwie cierpiący nie siedzą w fotelu lekarza, tylko naprzeciwko tego biurka; podnoszę się z miejsca i wyciągam dłoń. — Jacqueline Lanthier, specjalistka genetyki magicznego oddziału. Pielęgniarka, która odprowadziła pannę Dawson do gabinetu, znika razem z cichym skrzypnięciem zamykanych drzwi; czekam, aż umilkną kroki na korytarzu, a pacjentka oswoi się ze zmianą światła. W gabinecie genetyków wszystko jest jaśniejsze — ściany, światła, lekarze, kitle i magia. — Proszę wybaczyć wyrwanie ze szpitalnego łóżka. Nie wątpię, że ma swoje uroki — łagodny odcisk uśmiechu nie ma siły przebicia; zmęczenie zatrzymuje go w połowie uniesienia kącików ust. — Jednak krótki spacer pomoże mi ustalić kilka faktów. Dłoń ma nawyki, precyzję i złotą obrączkę — kiedy łagodnym gestem wskazuję na kozetkę, blade światło jarzeniówki gubi się w metalu. — Niech pani usiądzie. Zanim przystąpię do badania, przeprowadzimy krótki wywiad — karta przede mną ma — z pozoru i na papierze — wszystko, co powinnam wiedzieć i co udało się zgromadzić przez niespełna dwie doby. Wywiad zawodowy, środowiskowy, choroby towarzyszące i przebyte; po kwadransie odkrywania sekretów panny Dawson, wreszcie mogę skonfrontować lekarski żargon z — szczęśliwie — żywą kobietą. W bladych policzkach nie dostrzegę diagnozy — gabinet lekarski to nie komisariat, ale przesłuchania mają w sobie ten sam pierwiastek nieustępliwego dociekania prawdy. — Według zawartych w karcie informacji, została pani przyjęta w efekcie podejrzenia zawału mięśnia sercowego. To drugi w przeciągu roku? Wystarczy krótkie skinięcie głową, chociaż nie czekam, aż nastąpi — kółka fotela klekoczą cicho, gdy odsuwam się od biurka z niezawodnym towarzyszem każdego lekarza na szyi. Chłód stetoskopu zaczeka; piękno tego oddziału za moment pozwoli na sięgnięcie po magię anatomiczną. — Czy pamięta pani, co wywołało pierwszy atak? Jeden atak to prawdopodobieństwo przypadku; dwa to schemat. |
Wiek : 31
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : specjalistka chirurgii, magiczny genetyk
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Było już po obiedzie i po pierwszych odwiedzinach. Dzisiejszego dnia rozmawiała z Charlotte – a ta faktycznie zjawiła się w szpitalu, aby się spotkać. Miały sobie dużo do powiedzenia, a Allie sama – dużo do przemyślenia, nad czym się pochylała w momencie, w którym pustą kontemplację w pustej sali nad książką, której nie czytała już od kilkunastu minut, ale wciąż trzymała ją w dłoniach, przerwała jej pielęgniarka. Konsultacja miała odbyć się z lekarzem i Allie mimowolnie poczuła spięcie. To mogło znaczyć, że nie mają jej do powiedzenia niczego dobrego. Bez słowa udała się wraz z pielęgniarką do wskazanego później gabinetu. Starała się zapamiętać dróżkę, gdyby musiała wracać z powrotem sama – oddział magiczny nie był zbyt duży, ale rozkojarzony człowiek może i tak zgubić się w tym labiryncie korytarzy. Allie miała do tego szczęście, co zaskutkuje różnorodnymi przygodami w następnych tygodniach; póki co cały jej dramat skupiał się na zawale serca w tak młodym wieku, oraz kontemplacji na temat rzucenia pracy jako kelnerka. Wzbraniała się, bo bała się niestabilności finansowej, ale… ale. Ale to chyba był najlepszy czas na to. Po tym, czego doświadczyła i po tym, czego się dowiedziała… Czuła się najgłupszą istotą na świecie. Drzwi przed nią się otworzyły. Pielęgniarka wpuściła ją do środka, ale nie towarzyszyła jej dalej. W środku znajdowała się kobieta o jasnych, krótkich włosach i przenikliwym spojrzeniu. Allie mogłaby dać sobie rękę uciąć, że skądś ją kojarzyła, tylko jeszcze przez parę chwil nie potrafiła powiedzieć, skąd. Aż potem dzwon odezwał się wystarczająco głośno, wraz z nazwiskiem Lanthier. Zapewne byli na pogrzebie dwa dni temu. Czy to nie ta pani siedziała naprzeciwko Maurice’a? Wpatrywała się w tył jej głowy wystarczająco długo, aby zapamiętać charakterystyczne skręty na jasnych włosach… Lekki, niepewny uśmiech rozświetlił jej twarz. — Dzień dobry. – Uprzejmość to podstawa, a Allie może nie znała zastosowania czterech zestawów sztućców na stole, ale była grzeczną i uprzejmą osobą. Wsunęła się na krzesło, które zostało jej wskazane, dłonie kładąc dość nerwowo na kolanach. Kobieta przed nią zdawała się sympatyczna, ale to nie o nią chodziło. Chodziło o to, co jej może powiedzieć. Kiwa głową, chociaż widać po spiętych ramionach, że się denerwuje. Z ledwością przełyka ślinę gromadzącą się w ustach; przerabiała to za każdym razem, gdy stawała do konkursu albo śpiewała spektakl. Było albo sucho, albo bardzo mokro, na tyle, że nie była w stanie sobie poradzić z własnymi śliniankami, nigdy nic pomiędzy. Kalkuluje krótko w myślach, bo w pierwszym odruchu chce zaprzeczyć, ale rzeczywiście – ostatni przypadek miał miejsce w czerwcu. Mamy maj. Nie minęło nawet dwanaście miesięcy. — Jedenaście miesięcy temu – precyzuje. – Wtedy był pierwszy raz. To na pewno jest ważne. Do czego? Co to może oznaczać? Ira jej powtarzał, że powinna pójść do magicznego lekarza już dawno temu. Maurice go popierał, a ona… a ona wolała nie wiedzieć tego, co to może oznaczać. Nieświadomość była lepsza, gdy zamykało się oczy i udawało się, że problem nie istnieje. Tylko, że istniał i mógł ją zaprowadzić do Piekła zdecydowanie zbyt wcześnie. A teraz miała przecież dla kogo żyć. Nie mogłaby tak zostawić Mauriego. — Tak. To znaczy, nie mam pewności, ale tak mi się wydaje… Wtedy grałam premierę w Mediolanie, w takiej dość dużej operze. Byłam bardzo zdenerwowana i nie potrafiłam poradzić sobie ze stresem. Przedstawienie trwało trzy godziny, a na koniec doświadczyłam czegoś podobnego jak te dwa dni temu, i już nie wyszłam na ukłony. Inspicjent zadzwonił po pogotowie. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Jacqueline Lanthier
ANATOMICZNA : 21
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 15
Trzy żelazne zasady i żadnych ustępstw pomiędzy. Po pierwsze — nie szkodzić. Nie zaszkodziłoby głośne wspomnienie ostatniego, przelotnego spotkania; przed kilkoma dniami ścieżki naszych żyć skrzyżowały się na ostatniej drodze życia utraconego. Pogrzeb Cartera przyciągnął zbity w zbyt ciasnej kaplicy tłum — niektórzy tracili przytomność, inni z trudem panowali nad własnym żołądkiem i w galaktyce twarzy z łatwością przychodziło przeoczenie tych, którym nie potrafiłam przypisać imion. Panna Dawson do kilkunastu sekund temu była jedną z nich; paroma sekundami na taśmie bardzo długiego, nieznośnie ciężkiego dnia. Faktura papieru pod opuszkami palców próbowała odtworzyć tę z kaplicy; chłód ławki i szorstka dłoń Ronana, krótkie zerknięcie przez ramię i odkrycie, że siedząca za moim mężem kobieta była młoda i miała nieszczęście usiąść za hodowanym na szpinaku Lanthierem. Pogrzeb to — pod wieloma względami — spektakl, ale panna Dawson nie straciła wiele tamtego dnia; niewiele katharsis płynie z obserwowania trumny. Druga zasada — nie sugerować. Pacjentka rozpoczęła opowieść o ostatnim, ostrym ataku mięśnia sercowego i wprawiła tym w ruch długopis; otwarty notes bez protestu akceptował krótkie spostrzeżenia, dzięki którym będę w stanie prześledzić przebieg objawów i przyczyn. Stres, zdenerwowanie, skurcz w piersi; podkreślam powtarzalną mantrę słów i dociskam je ciężarem trzeciej zasady. Nie wyciągać pochopnych wniosków. Informacji wciąż było zbyt mało — nie zamierzałam stawiać diagnozy w oparciu o przeczucia. — Jedenaście miesięcy — i nic pomiędzy? Trudne do wyobrażenia; nawet, gdyby niemagiczni lekarze nie wykryli arytmii serca, objawy w przeciągu niespełna roku nawracałyby z nieznośną nieustępliwością. Zaburzenia mięśnia sercowego obciążają organizm katalogiem ograniczeń; zmęczenie, ospałość, niskie ciśniecie, omdlenia, tendencja do anemii i cały zestaw zewnętrznych zwiastunów. Panna Dawson jest zdenerwowana, blada i zmęczona — ale kto na jej miejscu by nie był? — Sprawdzę teraz puls i tętno, ale proszę nie przestawać mówić. Zechce pani położyć się na kozetce? — długopis zaznacza miejsce w notesie; zamykam go powolnym pchnięciem opuszka palca dla pewności, że mimowolne zerknięcie kącikiem oka nie skłoni panny Dawson do próby rozczytania notatek. W niczym by nie pomogło, mogłoby za to zaszkodzić — bez poszerzenia bazy informacji, żadna z potencjalnych diagnoz nie ma prawa obowiązywać. Cierpliwie czekam, aż panna Dawson znajdzie najwygodniejszą pozycję na kozetce; zaciągnięty parawan chroni nas przed wzrokiem każdego, kto mógłby zajrzeć do gabinetu — choć nikt nie gubi szpitalnych ubrań, prywatność to dobro, którego nie sposób nadużyć. Smukłe palce lewej dłoni ostrożnie oplatają nadgarstek pacjentki; pod opuszkami czuję chłód z gatunku niebudzących zaniepokojenia — szpitale tak działają na ludzi. — Pressuromens — kciuk dociska niebieskawe linie żył; przez trzydzieści sekund powinnam wyczuwać na opuszku natężone zaklęciem ciśnienie. Cisza w tym momencie nie jest konieczna — magia powie to, czego poszukuję. — Często doświadcza pani podobnego bólu, niekoniecznie o tym samym stopniu natężenia? Mówiąca w trakcie badania panna Dawson zdradzi z kolei to, czego nie dosłyszałabym w ciszy; stres nie zawsze musi wynikać z brutalnych okoliczności. Czasem to świadomość badania, które może zaważyć na przyszłości życia — czasem to obca osoba, której dotyk wyczuwa się na ciele i chociaż podział ról między nami jest jasny, na odruchowe reakcje ciała ciężko wpłynąć; wiem o tym za dobrze. — Pulsimetro — tym razem pod kciukiem ma odezwać się szept pulsu — od jego prędkości będzie zależeć to, w którym kierunku skłonię własną analizę. — Co z aktywnością fizyczną? Taniec, sport, częsty wysiłek fizyczny? Jak czuje się pani w ich trakcie lub chwilę po? Zmęczenie to naturalna konsekwencja — cała reszta może być podpowiedzią. Pressuromens {próg 30}: 21 + 74 = 95 Pulsimetro {próg 30}: 21 + 23 = 44 |
Wiek : 31
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : specjalistka chirurgii, magiczny genetyk
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Długopis jest w ciągłym ruchu, ale Allie nie odczytuje tego jako czynnik negatywny. Przyszła tutaj na wizytę i poradę lekarza, a każdy, nawet przy głupim przeziębieniu, notował sobie jej objawy, zanim był w stanie stwierdzić, co ją trawi naprawdę i polecić na to jakieś konkretne lekarstwa. Teraz właściwie dochodzi do wniosku, że przydałaby się jej taka porada. Przed nią jest ogromny kamień milowy do przebrnięcia – zmiana pracy przede wszystkim, a potem odnalezienie się w środowisku niezwykle trudnym, bo artystycznym. Zdążyła już nieco go dotknąć, jeszcze zanim rodzice zabronili jej występować i narażać swoje zdrowie. Teraz wie, że nie będzie łatwo, ale… Ira miał rację. Powinien ją zbadać już dawno magiczny lekarz. Może to wszystko da się jakoś wyjaśnić. Kiwa głową krótko i wstaje z krzesła, aby przenieść się na kozetkę. Tam kładzie się ostrożnie, zgodnie z zaleceniem pani Lanthier i poddaje grzecznie badaniu. Zaklęcie, które inkantuje Jacqueline, pamiętała jeszcze ze szkółki kościelnej, ale mignęło jej jedynie w zapiskach podręcznikowych. Żadne z dzieci nie miało na tyle wiedzy, aby zrozumieć, czym chociażby jest ciśnienie krwi i dlaczego jest takie ważne. Allie nie miała jej do tej pory. Jej faktyczne ciśnienie w chwili obecnej zdawało się nie odstawać za mocno od normy, chociaż sama dziewczyna czuła się lekko zdenerwowana. Musiałaby być bardzo głupia, żeby sądzić, że te wszystkie objawy to naprawdę przypadek i nic takiego się nie dzieje. Coś dzieje się z jej zdrowiem, to było pewne – pytanie tylko, czy pani Lanthier będzie w stanie jej to rozjaśnić? — Właściwie… - podchwytuje zadane jej pytanie – chodzi o serce, tak? To nie, nie za bardzo. Może czasem jakieś lekkie ukłucia, ale nic poza tym. Kolejne zaklęcie także majaczyło gdzieś na pograniczu znajomości, chociaż osobiście nigdy go nie wykonywała. Puls za to zdawał się lekko przyspieszony pod wpływem lekkiego spięcia, które było zauważalne gołym okiem. — Właściwie to jakoś nie jestem mocno wysportowana. – Drobna sylwetka i brak widocznych mięśni raczej to potwierdzają. – Raczej rzadko się przeciążam i ruch mam utrzymuję w granicach umiarkowania, bo źle znoszę zmęczenie. Kiedyś studiowałam dziennie i pracowałam dodatkowo, byłam bardzo przemęczona. To mniej więcej wtedy pojawiły się u mnie jakieś dziwne bóle albo skurcze… często w nogach albo w rękach. Przestałam się chronicznie przemęczać i teraz takie skurcze pojawiają się tylko czasem. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Jacqueline Lanthier
ANATOMICZNA : 21
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 15
Poszukiwanie prawdy niczym nie różni się od śledztwa na skalę organizmu; podążanie tropami objawów, odnajdywanie poszlak skutków ubocznych, napotykanie nieoczekiwanych dowodów w trakcie badań przypomina powieść Doyle'a — z tym, że zamiast Sherlocka i lupy, otrzymuje się lekarza i stetoskop. Docelowo ciał też ma być mniej; Holmes przepadał za kryminalnymi zagadkami z trupami w tle. Doktorzy wolą tendencję przeciwstawną. Współpracujący pacjent ułatwia walkę z chorobą, szczególnie wciąż niezidentyfikowaną — z kolei panna Dawson to synonim posłusznego wykonywania poleceń i spokojnego wyczekiwania na werdykt. Kozetka nie należy do najwygodniejszych, ale oferuje wyczekiwane odpowiedzi; pod opuszkiem kciuka wyczuwam równomierny puls i ciśnienie w normie. Gdyby przyczyną było serce, dwie doby po jego skurczu nawet tak drobny wysiłek, jak przejście z sali do gabinetu, odcisnęłoby wyraźne piętno na witalnych objawach pacjenta — tym razem nie muszę wracać do notesu, żeby przekreślić choroby serca z puli potencjalnej diagnozy. Powód musi leżeć głębiej i niekoniecznie jest odpowiedzią ukrytą w organizmie; gdyby tak było, nie skierowanoby panny Dawson do genetyka. — W porządku, ciśnienie i puls w normie. To oznacza, że leki stabilizujące, które pani otrzymała, działają — nie są niestety rozwiązaniem, tylko pomocą doraźną; gdyby przyczyną było samo serce, porządna recepta na unormowanie ciśnienia krwi pomogłaby w jego pracy, ale im więcej faktów na temat objawów zdradza pacjentka, tym mniejszy sens posiada obarczacie jednego organu za każdy z przejawów. — Serce to mięsień — myślenie na głos układa w głowie fakty — jest też faktorem, który pomaga pacjentowi zrozumieć, co dokładnie się wokół niego dzieje. — I, zupełnie jak każdy inny mięsień w ciele, jest podatny na niepożądane skurcze. Aby im zapobiec, musimy zrozumieć, co je powoduje. Zapobiegać, nie leczyć; skupić energię na przyczynie, nie skutkach. Delikatnie kiwam głową w rytm każdego słowa; umiarkowany ruch, brak intensywnych treningów, wysiłek fizyczny, który obciąża ręce i nogi. W teorii nic szczególnego, ale panna Dawson użyła słowa dziwne — gdyby miała na myśli zakwasy, doskonale wiedziałaby, że są efektem zbyt intensywnego przeciążenia organizmu w zbyt krótkim czasie. Dziwne oznacza, że pojawiały się, chociaż nie powinny; łapię za tę nić i podążam w kierunku kłębka. — Czy bóle i skurcze, o których pani wspomniała, utrzymywały się dłużej? Dobę, kilka dni? — skurcz serca w sytuacji stresowej, skurcze mięśni ciała w sytuacjach wytężonego wysiłku, magiczne pochodzenie, bezradność niemagicznych lekarzy; to możliwe, żeby—? — Proszę opowiedzieć o krewnych. Czy w rodzinie występowały przypadki podobnych objawów? Rodzice, rodzeństwo, spowinowaceni pierwszego stopnia? Choroby genetyczne są kwintesencją własnych nazw — nie biorą się znikąd. Jeśli mam skłonić się w kierunku świeżego podejrzenia, podobne przypadki w najbliższej rodzinie będą cenną wskazówką; być może magia w rodzinie Dawson pojawiła się niedawno, a wraz z nią konwulsje — a może były z nimi od zawsze, po prostu łatwiej było je ignorować, nie narażając się na sceniczny stres? Lekki uśmiech zachęty wygładza zmarszczenie brwi; zaczynam podejrzewać, w którym kierunku podążamy. |
Wiek : 31
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : specjalistka chirurgii, magiczny genetyk
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Jakoś tak… łatwiej jest odetchnąć z ulgą, słysząc, że chociaż teraz jest w porządku. Faktycznie, nie czuje się jakoś bardzo źle. Poza niepewnością i lekkim napięciem stresowym, które były absolutnie zrozumiałe w jej sytuacji – życie właśnie wywracało się do góry nogami, kto inny przeszedłby wobec takich zmian obojętnie? Najważniejsze jednak, że lekarstwa działały, a serce pracowało teraz w normie. Oby jak najdłużej. Czy takie lekarstwa mogłaby przyjmować dłużej? Albo chociaż coś doraźnie? Czy każdy stres musi aż tak bardzo boleć…? — To dobrze – odpowiada krótko, powoli podnosząc się z kozetki do siadu. Bo chyba nic więcej nie chciała pani doktor zbadać? Nic więcej przynajmniej nie powiedziała, a to było takie dziwne, leżeć, kiedy ona obok niej siedziała i mówiła… I pytała. O przeszłość, o tamte objawy. Allie musi dobrze sięgnąć pamięcią do tamtych dni, kiedy biegała między konserwatorium a restauracją, a potem padała ze zmęczenia i zwijała się z bólu. Nie lubi tych wspomnień, tych elementów tamtych dni. Bo poza tym uważa swoje studia za niezwykle wspaniały czas… no i Marcello, który jej pomagał… — Dni, czasami nawet tygodnie – odpowiada z głębokim westchnieniem. – Wie pani, ten wysiłek nie ustawał, bo cały czas robiłam to samo. Więc ledwie się skończył jeden, zaraz się zaczynał kolejny taki atak. Trochę było lepiej, kiedy miałam wolne, ale… nie było go zbyt wiele. Weekendy również miała najczęściej zajęte. Kiedy nie lekcje na uczelni, jeśli nie praca, to ćwiczenia. Nie fizyczne, ale głosowe – przecież musiała kiedyś wyćwiczyć te wszystkie uwagi, które dawali jej profesorowie. Kiedyś musiała przeczytać nowe utwory, zapoznać się z kolejnym materiałem. Wciąż i wciąż nie było czasu, a zmęczenie zdawało się mijać co najwyżej w wakacje. Zastanowiła się nad kolejnym pytaniem. Czy kojarzyła, żeby mama albo tata skarżyli się na podobne dolegliwości? Nie za bardzo… nie miała teraz bardzo rozbudowanej rodziny, a nawet jeśli, to nie utrzymywała z nimi kontaktu na tyle, żeby wiedzieć o ich problemach zdrowotnych. Oni też na pewno nie wiedzieli, co dzieje się z nią. — Nie wiem, nie kojarzę – dodaje z rezygnacją i westchnięciem. – Rodzice prowadzą raczej spokojne życie, nie pamiętam, żeby się tak denerwowali – wzrusza ramionami. Co może być stresującego w szyciu ubrań? Może gdyby w tym posiedziała głębiej, może wtedy by zrozumiała. Ale nie traktuje tego jako swój zawód na całe życie i widzi to wciąż jako siedzenie z igłą i nitką nad ubraniem. Nie faktury, nie obsługę nerwowych klientów i całą tę otoczkę. – Zresztą, gdyby chorowali, to chyba wiedzieliby, co mi jest… A nie biegali po lekarzach, załamywali ręce i zabraniali przemęczania się. Może wtedy byłoby łatwiej. Może wtedy by zrozumieli, zaczęli leczyć wcześniej. Może wtedy nie wmawiałaby sobie, że to wszystko jest tylko w jej głowie i nie nadaje się do zawodu, który wybrała. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Jacqueline Lanthier
ANATOMICZNA : 21
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 15
Westchnienie ulgi unosi się w sterylnym sześcianie gabinetu łagodnym echem; szpital pełen jest dźwięków, lecz ten — biały kruk wśród bólu — w nawykłych do cierpienia murach wybrzmiewa rzadko. Tuż za nim podąża szelest kartek, szmer materiału, ciche skrobnięcia długopisu o biel papieru i słowa — głos panny Dawson przed dłuższy moment są jedynym składnym dźwiękiem. Ułożony w powątpiewanie, wiszący na cieniutkiej nitce nadziei, że nie wszystko stracone; że srebrny blisterek białych pigułek będzie permanentnym rozwiązaniem na zło, którego źródło musi leżeć w stresie, nie organizmie. Chciałabym powiedzieć: tak. Tak, to wszystko przez tryb życia, proszę odpoczywać, pić zieloną herbatę, udać się na plażę w Bali i wszystko wróci do normy. Łagodny uśmiech nalepia plaster na skaleczenie niepewności; kłamstwa nie leżą w lekarskiej naturze. — Objawy częstą są bagatelizowane, zwłaszcza przez starsze pokolenie — doświadczenie własne; odkąd na świat przyszli chłopcy, nie dopuszczam do siebie myśli o zmęczeniu. — Rodzice mają tendencję do odsuwania własnych dolegliwości na dalszy plan, gdy w grę wchodzi dobro dziecka. Niezdiagnozowane choroby dziedziczne są znacznie częstsze, niż chcieliby tego lekarze. Być może pan Dawson bądź jego żoną są pokoleniem przeskoku, a chorobę Alisha otrzymała od dziadka bądź babci z którejkolwiek gałęzi drzewa genealogicznego. Choroby nie zawsze płyną prostą linią; czasem kluczą pomiędzy głazami zdrowych okazów, by okrężną drogą dotrzeć do celu. Fakt, że państwo Dawson nie uskarżali się na skurcze i ból, nie przekreślał teorii — w smutnym paradoksie genetycznych niuansów, był skłonny ją potwierdzić. Dla lekarza — chirurga i genetyka szczególnie — istotne są dowody, nie domysły. Diagnozę i śledztwo odróżniają tylko kształty formularzy; te policyjne pisano większym drukiem. — Panno Dawson, będę szczera — nadal trzymająca długopis dłoń zachęcająco wskazała na fotel naprzeciwko biurka; rola leżanki dobiegła dziś końca. — Leki, które pani bierze, oddziaływają na serce, a zatem ostatni mięsień, który padł ofiarą silnego skurczu. Niestety, działają doraźnie — nie leczą, lecz minimalizują ryzyko ponownego ataku. Ponieważ właśnie tym był powód, dla którego panna Dawson trafiła do szpitala, a obecnie tkwi w fotelu naprzeciwko, zamiast cieszyć się wolnością młodej, ładnej dziewczyny — atakiem. Zamachowiec nie czyhał na zewnątrz, przyczajony na dachu budynku ze strzelbą; czaił się w środku i czuł, że trafiłam na jego trop. — Objawy, o których rozmawiamy, wpasowują się w kategorię magicznej genetyki. Stąd też decyzja lekarza prowadzącego, by skierować panią do mnie — ponownie chciałabym się mylić i zrzucić odpowiedzialność na arytmię serca, ale żadna z dotychczasowych diagnoz nie przemawiała na korzyść niemagicznej przypadłości. — Zlecę w laboratorium nowe badanie krwi i wymaz z ust. Dzięki badaniu mikroaberracji chromosomowych, będziemy w stanie jednoznacznie potwierdzić moje przypuszczenia. Próbki trafią do laboratorium opieczętowane czerwienią, która z daleka krzyczy pilne; za maksymalnie dwie doby ostatnie złudzenia utoną w zaleceniach skierowanych przeciwko wspólnemu wrogowi. — Wysnucie jednoznaczniej diagnozy po pierwszym spotkaniu byłoby nie tylko nieprofesjonalne, ale i potencjalnie niebezpieczne. Mimo to jestem zwolenniczką informowania pacjenta o prawdopodobieństwie wystąpienia choroby — w zawiedzonych w niepewności umysłach zachodzi faktor stresowy — dokładnie to, czego Alisha powinna unikać, szczególnie świeżo po ostatnim skurczu serca. Zrywanie plastra powinno odbyć się pod kontrolą lekarza; jeden właśnie siedzi naprzeciwko i ostrożnie dobiera słowa. — Opisane przez panią objawy, skonfrontowane z ostatnim skurczem mięśnia sercowego oraz nawracającymi atakami o różnym stopniu natężenia, wskazują na magiczne konwulsje mięśniowe. W biurku mam ulotkę, ale to nie czas na lekturę i zasypywanie panny Dawson medycznymi terminami — bombę genetyczną należy rozbrajać po kolei. — Słyszała pani kiedyś tę nazwę? Ostrożnie odkładam na bok długopis i splatam z sobą palce; puste dłonie symbolizują otwarte intencje. Moją jedyną jest sprawienie, by Alisha w końcu dowiedziała się, z czym się mierzy. |
Wiek : 31
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : specjalistka chirurgii, magiczny genetyk
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Czy to mogła być prawda? Czy mama albo tata mogli cierpieć na chorobę zupełnie podobną do jej i o tym w dodatku nie wiedzieć…? Może nigdy nie mieli tak silnych napadów. Ciężko pracowali, to prawda, ale poziom stresu, który doświadczali w codziennym życiu był drastycznie różny od tego, z którym borykała się ona. Może nigdy nie mieli ataków serca… ale dziwne skurcze już tak…? Ale… nie przyznaliby się? Chciałaby coś odpowiedzieć. Chciałaby powiedzieć coś odkrywczego, ale zamiast tego milczy. Nie może zapewnić pani doktor, że rodzice na pewno mają się dobrze, bo nie może tego wiedzieć, jeśli jej nie powiedzieli. Nigdy zresztą nie uskarżali się na nic więcej jak zwykłe przemęczenie, czy ból palców od wbijania igieł. Albo pleców, od częstego stania. Ale czy to nie za mało…? Spojrzenie wraca jak na zawołanie przy informacji będę szczera. Będę szczera nigdy nie znaczy dobrych wiadomości, a te, które przynosi jej pani Lanthier, rzeczywiście nie są najlepsze. To, co się z nią działo obecnie, było więc wynikiem leków. Miała już powody do zdenerwowania i rzeczywiście nie czuła tak dużych skurczy jak w noc, w którą tutaj trafiła. Wszystko dzięki lekom. Ale co, jeśli przestanie je brać? Kiedyś przecież wyjdzie ze szpitala… co wtedy? Czy to będzie się powtarzać? Kozetka powoli staje się opuszczona, kiedy Alisha podnosi się do siadu, a następnie wraca na krzesełko, aby posłuchać tego, co ma do powiedzenia jej lekarz. I ma bardzo dużo do przetworzenia. Możliwa choroba rodziców. Możliwe nawroty napadów. Nadchodzące badanie krwi. I diagnoza, która musi zostać jeszcze potwierdzona. — Nie – wyznaje. Magicyna, medycyna ani choroby nigdy nie były jej mocną stroną. Wiedziała, jak zadbać o gardło, jak dbać o zatoki, potrafiła rozpoznawać nadchodzące przeziębienie i łagodzić jego skutki. Potrafiła zapobiegać drobnym infekcjom, które mogłyby pokrzyżować jej plany zawodowe. Ale to wszystko skupiało się na układzie oddechowym. Nie na genach, nie na tym, co krążyło w jej żyłach. — Czy jest na to jakieś lekarstwo? Maurie opowiadał jej niedawno, że sam mierzył się z szarplicą nocną, przez co często widziała sińce pod jego oczami. Raz nawet próbowała mu pomóc za pomocą specjalnej przyprawy. Teraz okazuje się, że i Allie mierzy się z czymś, co być może będzie czyhało na nią na każdym kroku nowego życia, które dopiero zamierzała zaprojektować. Jeszcze nawet nie postawiła pierwszych kroków. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Jacqueline Lanthier
ANATOMICZNA : 21
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 15
Splątane kłębki myśli tłoczą się pod powierzchnią spojrzenia — ten gabinet obserwował wiele podobnych momentów. Chwil, gdy niepewność przywodzi na myśl ruchy tektoniczne; każde słowo to nowy wstrząs, a milczenie — luksus, na który żadna z nas nie może sobie pozwolić. Panna Dawson przechodzi przez kilka stadiów akceptowania tego, co słyszy; od niedowierzania, przez zwątpienie, po wyparcie i gęsty smutek. Na akceptację jeszcze przyjdzie czas — ostrożnie wysnuwane diagnozy niczym nie różnią się od stadiów żałoby. I, zupełnie jak w przypadku śmierci, przetrwanie jej możliwe będzie jedynie z pomocą bliskich. Powinni wiedzieć, z czym będą się mierzyć; lekarz ponosi odpowiedzialność za rozłożenie dolegliwości przed pacjentem na czynniki pierwsze. — Magiczne konwulsje to choroba genetyczna, która objawia się bolesnymi skurczami w całym ciele — ich występowanie wspólnie ustaliłyśmy; Alisha może zliczyć wszystkie razy, gdy skurcz odzywał się pod pozornie nieistotnym pretekstem. — Te zwykle determinowane są czynnikiem stresowym albo wysiłkiem fizycznym, a zachorowalność nierozerwalnie łączy się z kwestią genetyki. Ponad osiemdziesiąt procent przypadków dziedziczona jest z pokolenia na pokolenie, choć zdarzają się w rodzinach pacjenci zero, którzy zachorowali przez wzgląd na mutację genotypu. Niewykluczone, że państwo Dawson nie cierpieli na analogiczną przypadłość — istniał odsetek szans, że do zmiany na poziomie genetycznym doszło samoistnie. Choć tłumaczyłoby to nieświadomość rodziców, nie zwalniało ze znacznie cięższego brzemienia: prawdopodobieństwa, że choroba zostanie przekazana dzieciom. — Intensywność oraz częstotliwość skurczy zależy od trybu życia. Im większy wysiłek fizyczny i narażenie na stres, tym groźniejsze mogą być napady, na co zresztą wskazywałaby pani historia medyczna — dwa skurcze mięśni serca w przeciągu roku; panna Dawson wyszła z nich obronną ręką wyłącznie za sprawą wieku. Młody organizm potrafił bronić się sam, ale wszystko posiada zdatność do użycia — zwłaszcza, gdy zbyt często dochodzi do nadużycia. Pytanie o lekarstwo odzwierciedla się na ustach błyskiem uśmiechu; uniesieniem kącików ust pragnę oferować ukojenie. — Magicyna nie znalazła skutecznego lekarstwa na konwulsje, ale to wciąż rozwijająca się dziedzina, panno Dawson. Nie sposób wykluczyć, że za kilka lat nie znajdziemy sposobu na zniwelowanie skutków ubocznych bądź całkowite wyleczenie choroby — o magii nadal uczymy się czegoś nowego; w obliczu zmian, do których zaczęło dochodzić z końcem kwietnia, ta nauka będzie empiryczna i niebezpieczna — ale może przez to wymierna? — Jeśli wyniki badań pozwolą na jednoznacznie postawienie diagnozy, otrzymasz zalecenia. Większość z nich będzie sugerować ograniczenie wysiłku fizycznego i sytuacji stresowych, na dzień dzisiejszy to najbardziej skuteczne metody zapobiegania nawrotom konwulsji. Zawieszony na moment ton dopowiada niewypowiedziane: ale? — Osobiście popieram naukowe podejście. Jest i ono — ale ubrane w cenne szaty faktów. — Powinna pani zasilać ciało odpowiednimi minerałami, dzięki którym ograniczenie lżejszych napadów będzie łatwiejsze. Magnez, sód i potas to dobra baza, następny w kolejce będzie wapń — świat, gdzie niemagiczna medycyna łączy się z magicyną pozwala na nadzieję, że metodycznie będziemy docierać do definitywnego zażegnania choroby; w oczach Alishy dostrzegam, że to nie czas na długie wiązanki słów. Pacjentka potrzebuje czasu na oswojenie się z myślą, że prawda — poszukiwana od dawna — ma magiczne podłoże i ponurą definitywność w definicji. — Wiem, że to wiele informacji, panno Dawson, dlatego nie będę dyktować listy zakupów. Gdy tylko wyniki potwierdzą diagnozę, przekażę listę zaleceń i sugerowanej diety — czas otuchy zaczyna się teraz; gdy mimowolnie zniżam ton i pozwalam sobie na zakłócenie lekarskiego dystansu. Proste ramiona delikatnie opadają; w tonie głosu ukrywa się ciepło matki, która wie, że siedząca naprzeciwko kobieta jest czyimś dzieckiem — zasługuje więc na pocieszenie. — W tym wszystkim najważniejsze jest jedno — nieświadomość zabija częściej niż diagnoza. — Śmiertelność choroby jest niska, szczególnie w młodym wieku. W połączeniu z rozwojem magicyny i stosowaniem się do zaleceń, będziesz mogła funkcjonować bez poważnych obciążeń. Tylko ten stres, nieunikniony w branży; staram się nie myśleć o tym, ile premier będzie trzeba, by serce panny Dawson znów poddało się chorobie. Skupiam się na faktach — a faktem jest, że nauka znajdzie sposób. |
Wiek : 31
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : specjalistka chirurgii, magiczny genetyk
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
— Czyli… czyli na chwilę obecną nie ma na to lekarstwa? Tyle zdołała wywnioskować ze słów pani doktor. I wcale nie miała do niej pretensji, ale… trochę była w rozsypce. Naprawdę myślała, że to wszystko to może wina jej odporności psychicznej, a ją da się zahartować, ale to… Jak walczyć z czymś, na co medycyna, ani magicyna, lekarstwa nie zna? Co się zmieni poza faktem, że pozna imię swojej dolegliwości i będzie mogła wpisać ją do karty pacjenta? Wymieniać przy każdej wizycie. Przy każdym powodzie, przy każdym- — A dzieci? – obudziła się zupełnie nagle, bo nagle przed oczami stanęła jej reakcja Maurice’a, kiedy siedział przy niej, przy łóżku. Kiedy obawiali się, że mogłaby zajść w ciążę, bo raz byli nierozważni i… Nie chciałbym, abyś straciła dziecko. Nie rozmawiali o tym, ale on chce dzieci. Przecież nikt inny by tak nie powiedział. — Co z dziećmi? Czy w ogóle będę mogła je mieć? Czy będzie musiała umrzeć, żeby urodzić choćby jedno? — I… ta choroba może przejść na nie, prawda? A co, jeżeli obaj rodzice chorują na coś genetycznie, tylko na dwie różne choroby…? Czy takie dziecko może urodzić się… zdrowe? Jakie są na to szanse? Alisha nie była nigdy najlepsza z matematyki, ale nawet ona potrafi oszacować, że niemalże zerowe. Musiałby stać się cud. Przecież to… przecież to straszne. To jak wyrok. Nie wyleczy się tego, bo siedzi to w jej genach. Jej ciało jest popsute, jest nieczyste – i nie tylko od niechcianego dotyku, którego wciąż jeszcze do końca nie przetrawiła. Oczy dziewczyny stały się bardziej zagubione, bardziej rozbiegane. Oddech stał się płytki, mięśnie spięte, a oddech – krótki. Zaczynała wpadać w panikę, bo nie miała pojęcia, co może zrobić, żeby to wszystko opanować. Czy jej życie właśnie się skończy? Nie miała rozwiązania na tu i na teraz. Nawet nie wiedziała, czy będzie mogła wrócić na scenę, czy po prostu znowu da się zamknąć w Palazzo. Nie chciała wracać do Palazzo, ale co jej pozostanie, jeśli nie…? Zakrywa dłońmi twarz i stara się złapać oddech. Nie powinna tego robić przed lekarzem, to w końcu tylko lekarz. Nie obchodzi go, co pacjent przeżywa – ma postawić diagnozę i dobrać lekarstwa. Ale… ale… — Będę mogła w ogóle wrócić na scenę…? – głos wydobywa się piskliwy, paniczny. Co, jeśli usłyszy, że nie…? |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Jacqueline Lanthier
ANATOMICZNA : 21
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 15
Zrozumiała zasada przybiera formę nieznośnego przeciwieństwa losu. Zakaz palenia na terenie szpitala łatwo nakleić na drzwi oddziału — szyba, w przeciwieństwie do lekarzy, nie patrzy w bezdenny smutek oczu pacjentów. — Nie takiego, dzięki któremu moglibyśmy mówić o wyleczeniu choroby — na etapie diagnozy cierpliwość musi wyrównać balast rozczarowania słowami lekarza. — Istnieją środki doraźne, w tym też te niemagiczne. Leki, które pomogą kontrolować pracę serca, regenerację mięśni, odporność na stres. Są zaklęcia, rytuały, kadzidła; życie, które będzie czekać na pannę Dawson, nie będzie niemożliwe — po prostu ulegnie zmianie. Bez względu na naturę choroby, codzienność domagała się dostosowań do nowego trybu istnienia — regularnych kontroli, zażywania leków, dbania o stan organizmu, który pod kątem anatomicznym przypomina potężną machinę wzniesioną na planie szkieletu. W tym wszystkim — niby tchnięcie blasku w pustkę — tkwi sedno człowieka: dusza. Pragnienia. Marzenia. Uczucia. Sny. Plany na przyszłość — w tym i dzieci. — Naturalnie, panno Dawson — głos sam wybiera miękkość; otulam sylaby miękkim kocem, tak podobnym do tych, w które niedawno owijałam swoich synów. Alisha będzie mogła zaznać tego uczucia — choroba, w skali swego okrucieństwa, nie pozbawi jej perspektywy macierzyństwa. — Magiczne konwulsje mięśniowe nie wpływają na zdolność prokreacji. Niestety, istnieje ryzyko przekazania choroby potomstwu, szacujemy, że to ponad osiemdziesiąt procent prawdopodobieństwa na dziedziczenie. To dużo, ale nie definitywnie; decydując się na potomstwo, Alisha będzie musiała liczyć się z tym, że statystyki przemówią na niekorzyść zdrowia dzieci. Pragnienie papierosa narasta we mnie z każdym słowem i milknie gwałtownie, gdy w twarzy panny Dawson dostrzegam zwiastun nieuchronnego; wzrok traci na ostrości, twarz zaczyna blednąć, oddech— — Alisho — brak reakcji to też reakcja; ukrywana w dłoniach twarz próbuje ukryć strach, zagubienie, panikę i kruszący się spod nóg świat. Patrzę na młodą, pełną marzeń i ambicji dziewczynę — na kogoś, kto do niedawna próbował żyć wbrew temu, co podpowiadał dręczony objawami choroby organizm — i nie potrafię wyciszyć tego morderczego dla lekarzy odruchu. Empatia bywa wskazana, ale jej nadmiar wypala nad od środka. — Silentiumvitae — ciche zaklęcie opuszcza usta razem z ciałem, które podąża jego śladem — wstaję zza biurka i zacieram granicę między pacjentem a lekarzem. — Alisho, spójrz na mnie. Przykucnięcie przy krześle — tym niemym, oschłym świadku wielu wydawanych przez medycynę wyroków — nie kosztuje nic; położona na plecach panny Dawson dłoń ma w sobie ciepło i łagodność, do której zdolne są tylko matki. — Ta choroba to nie wyrok. Jest przeszkodą, nie sposób zaprzeczyć, ale— Ale nie było definitywnym nie. — Przy wsparciu bliskich i dbaniu o zachowanie bilansu między pracą, doraźnym leczeniem i słuchaniem własnego organizmu, nie przekreśli twojej kariery. Znając przyczynę objawów, będziesz o wiele bezpieczniejsza na scenie — magia i dotyk powinny wyegzorcyzmować panikę z ciała; mimo wszystko odruchowo liczę oddechy panny Dawson, delikatnie gładząc skulone na krześle plecy. Za moment drzwi do gabinetu się otworzą, a pielęgniarka zabierze Alishę na salę, by pobrać materiał do badań. Zanim to nastąpi, chcę powiedzieć prawdę — pomodlę się za ciebie; Matka ukoi ból swoich dzieci — w zamian wybierając inną szczerość. — Masz przed sobą całe życie. Tylko od ciebie zależy, w jaki sposób je przeżyjesz. Cofam dłoń i pozwalam, by znów zapanowała między nami odległość; wyprostowane ciało stawia krok w tył. I tylko uśmiech, wygładzony zrozumieniem, podtrzymuje cienką nić otuchy. Silentiumvitae {próg 60}: 21 + 97 = 118 |
Wiek : 31
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : specjalistka chirurgii, magiczny genetyk