Rozliczenie
Ekwipunek
Aktualizacje
23.07.24 Zakupy początkowe (+70 PD)
Florence van der Decken zd. Laffite fc. Adria Arjona nazwisko matkiVerity data urodzenia 17.09.1955 miejsce zamieszkania Maywater zawód młodszy specjalista w komisji ds. praw czarowników status majątkowy bogaty stan cywilny mężatka wzrost 171 waga 57 kolor oczu piwny kolor włosów brunetka odmienność n/d umiejętność n/d stan zdrowia magiczne konwulsje mięśniowe znaki szczególne siwe pasemko włosów na skroni rozpoznawalnośćII (społeczniak) elementary schoolWITCHWOOD w Salem high school SALEM ELITE PREPARATORY SCHOOL edukacja wyższa HARVARD UNIVERSITY, magister prawa moje największe marzenie tomożliwość posiadania dziecka najbardziej boję sięże ból przy magicznych skurczach nigdy nie minie w wolnym czasie lubięgrać na fortepianie mój znak zodiaku to panna BIOGRAFIA Florence dorastała w domu pełnym emocji i konfliktów, choć nie można powiedzieć, że brakowało w nim miłości. Wszystko to nauczyło ją jak być twardą, jak walczyć o siebie, ale też kiedy się wycofać i kiedy niebezpiecznie jest się unosić dumą. Nie brakowało jej też humoru, choć ten ukazywała tylko w obecności najbliższych, dla większości zaś uchodziła za zrównoważoną i elegancką; niektórzy złośliwi z pewnością nazywali ją wyniosłą. Od dziecka potrafiła stwarzać pozory, w końcu to magia iluzji siedziała w niej najmocniej. Rodzina Laffite, jej rodzina, była mieszanką wybuchową. Ojciec, Thomas Laffite, był mężczyzną pełnym temperamentu i nie znoszącym sprzeciwu, brał to, na co miał ochotę - i nie było w tym władzy, czy dominacji, ale niekończące się morze ambicji. Dlatego gdy poznał Dominicę Verity postanowił, że zdobędzie jej serce za wszelką cenę. Była to - można powiedzieć - miłość od pierwszego wejrzenia. Oboje byli sobą zauroczeni, a całej pikanterii dodawał fakt, że ich rodziny wolały, by byli z kimś pochodzenia bardziej zażyłego, niż obojętnego. Nie powinni byli być ze sobą. Ale byli. Na przekór innym, a czasem i na przekór sobie. Thomas wychowywał córkę w poczuciu miłości i wartości. Na modłę Laffite podsuwał jej pod nos nauki humanistyczne a także wpajał pozytywny stosunek do niemagicznych. Dominica natomiast kierowała się głównie ambicją. Oprócz regularnej szkoły, Florence musiała uczestniczyć w dodatkowych zajęciach języka francuskiego, tańca, gry na fortepianie i ogólnej etykiety. Wiecznie musiała słuchać strofowań dotyczących jej zachowania, ubioru czy sylwetki. I gdyby Flo wychowywała się tylko z matką, to pewnie miałaby pewność siebie na poziomie wody ściekowej w brudnej kałuży, lecz to Thomas miał większy wpływ na psychikę dziewczynki, napełnił jej serce radością, chęcią poznawania świata i zabawy. Korzystała z tego, dopóki mogła, ponieważ wkrótce, gdy miała dziesięć lat Thomas przyjął posadę ambasadora we Francji w ramach swojego stanowiska pracy w komisji do spraw magicznej dyplomacji. Był to dla niego awans, który jednak wiązał się z nieobecnością w domu. Thomas traktował swoją nową pozycję jako awans, a ponadto był zafascynowany życiem w innym miejscu. Dominica zaś nie chciała nawet słyszeć o przeprowadzce, ani tym bardziej o zabraniu do Francji jedynej córki, która przecież musiała robić karierę u boku matki i pod jej dyktando. Pani Laffite była niezmiernie dumna ze spełniania swojego matczynego obowiązku. Uważała, że bez tego Florence rozpuściłaby się za bardzo i to dzięki matce zawdzięczała dosłownie wszystko. Zbiegło się to z narastającymi nieporozumieniami między małżonkami, z czasem Dominica stała się po prostu uparta, nie chcąc się przeprowadzić, a Thomas odpuścił temat już całkowicie. (Co było związane z romansem w jaki się wdał we Francji, ale o tym nikt nie miał się dowiedzieć, zwłaszcza Florence). Na tym wszystkim cierpiała przede wszystkim młoda Flo. To decyzją Dominici Florence miała zacząć uczęszczać do Witchwood. Szkoła podstawowa nieco przygasiła dziewczynkę natłokiem nauki, zasad i surowym traktowaniem. Jednak ojciec czekający w domu rozwiewał wszelkie chmury. Problemy zaczęły się, gdy ojciec wyjechał - Flo opuściła się z nauką i całkowicie straciła motywację, co wprowadzało Dominicę w jeszcze większą złość. To mniej więcej w tym okresie u Flo zaczęły pojawiać się oznaki magii, wszystkie związane z magią iluzji. Drobne, niekontrolowane zakrzywienia rzeczywistości, by mogła ukryć się przed matką. To dawało dziewczynce nieco wytchnienia, a pod koniec szkoły zaczęła nawet zawierać przyjaźnie. Jednocześnie po ukończeniu 12 roku życia zaczęła chodzić do szkółki przykościelnej, by zgłębiać edukację magiczną. To tutaj już całkowicie ukazały się magiczne preferencje Flo, a okazały się nimi magia iluzji i magia powstania. Wytchnienie nie trwało długo, bo decyzją matki kolejnym etapem edukacji było Salem Elite Preparatory School. Dominica chciała zatrzymać córkę w Salem, by mieć ją pod kontrolą. Przed Florence ponownie otworzył się ciężki okres, gdyż jej przyjaciele z podstawówki w większości zostali wysłani do innych szkół. Na szczęście podróże do Francji, a także spotkania z ojcem w domu, gdy przyjeżdżał, były dla niej promykiem słońca. Kiedy tylko mogła doskonaliła swoje umiejętności, a po ukończeniu 16 lat w końcu dostała własny pentakl oraz athame i eksperymentowanie z magią zaczęło się na dobre. Sprawdzała swoje możliwości - co może stworzyć, kogo oszukać i do czego to wykorzystać. Częściowo wynikało to z narastającego buntu, a częściowo przejęła część ambicji po ojcu. Gdy większość jej rówieśników spędzała wolny czas na zabawie, ona przekładała kolejne strony podręczników i ksiąg, a także podejmowała pierwsze próby zaklinania demonów. Zapał do magii uległ jednak zmniejszeniu, gdy objawy magicznych konwulsji mięśniowych zaczęły narastać. Pierwsze z nich pojawiły się w okolicach pierwszej miesiączki, więc dziewczyna naiwnie łączyła ból właśnie z tym. Z czasem jednak diagnozy nie dało się ignorować. Pod koniec szkoły średniej ataki były częste i wyczerpujące, całkowicie demotywujące. To jednak w tym okresie zaczęła się do tego przyzwyczajać, wypracowywać w sobie siłę, by to wszystko przetrwać. Bólu nie dało się opisać, lecz dało się go zamknąć wystarczająco głęboko, by podczas remisji jego wspomnienie nie zatruwało myśli i życia. Zażywanie eliksirów pomagało jedynie na chwilę, tworząc ułudę spokoju. W międzyczasie odwiedzała ojca, gdy tylko mogła, czyli głownie w okresach przerw w szkole. Szlifowała tam swój francuski, dodatkowo zawsze gdy wracała, matka przechodziła na ten język, ciesząc się, że może w nim porozmawiać. Florence w trakcie roku nawet sama zaczynała prowadzić z matką francuskie rozmowy, by podnosić swoje umiejętności lingwistyczne. Mimo częstych nieobecności, Florence udało się skończyć szkołę średnią z wynikami wystarczająco dobrymi, by dostać się na Harvard. (Być może pomogły też koneksje rodzinne Variety, ale nigdy nie chciałaby grzebać w tym temacie). Wybrała prawo jako kierunek, a raczej matka uparła się, by tak właśnie się stało, bo przecież należy pielęgnować rodzinne tradycje. Florence nie była zbyt entuzjastycznie do tego nastawiona, ale jednak dawała z siebie wszystko. Pojawiający się okresowo acz nieustannie ból, otworzył w umyśle Flo niezmierne pokłady empatii i chęci pomagania, jakby to miało ją uleczyć. Zaczęła angażować się w działalność charytatywną. Głównie skupiała się na pomocy osobom przewlekle chorym i z niepełnosprawnościami. Angażowała się w zbiórki na leczenie konkretnych osób lub na finasowanie całych badań w kierunku leczenia konkretnych przypadłości. Często pomagała w przygotowaniu bankietów chełpiących się dobroczynnością i chociaż przebywanie wśród najbogatszych elit nie należało do szczytu jej marzeń (Flo uważała je w gruncie rzeczy za dość obłudne), to potrafiła się w tym wszystkim ustawić i wypadać naprawdę dobrze. Wykształcona, o nienagannych manierach, z urodą przyciągającą wzrok wciąż rozwijała się też jako zaklinaczka; nadal szkoliła się w zakresie magii iluzji i powstania. Ojciec był dumny, matka ciągle uważała, że stać ją na więcej. Na przykład na dobrze urodzonego męża. Florence skutecznie odrzucała wszelkie zaloty - uważała, że jest za młoda. Chciała się uczyć i nawet naciski matki nie pomogły. Przynajmniej przez jakiś czas. Wtedy jednak, pamiętnego 1976r, gdy była na trzecim roku studiów, na jednym z przyjęć poznała jego. Johan emanował pewnością siebie, poczuciem humoru, zawsze otoczony wianuszkiem ludzi chętnych słuchać. Obserwowała go z dystansu, niepewna dlaczego serce zaczęło jej bić szybciej. Zauroczenia nie były przecież w jej stylu. A gdy w końcu zaczęli ze sobą rozmawiać - po prostu przepadła. Zaczęła wierzyć, że małżeństwo to nie musi być nic złego, wręcz przeciwnie. Obie rodziny były zadowolone z takiego przebiegu sprawy, ślub został zorganizowany tak szybko, że Flo nie zdążyła się wyzbyć z motylków w brzuchu. A potem, z czasem... Johan każdego tego motylka zgniatał w palcach, aż pozostała tylko chęć zwymiotowania. Pomimo zdawania sobie powoli sprawy, że popełniła kolosalny błąd, skończyła studia. Właściwie ostatkiem sił, potem nie chciała robić zupełnie nic. Po prostu odpocząć. Ambicje matki nie miały jednak litości. Co prawda Dominica uważała, że Johan to najlepsze co w życiu spotkało Florence, jednak nie chciała by ta przestała pojawiać się w towarzystwie. Zatem naciskała i na kontynuowanie działalności charytatywnej i na pracę w urzędzie w Międzystanowym Magicznym Ratuszu, gdzie Flo zaczęła pełnić funkcję młodszego specjalisty prawnego w komitecie ds. praw czarowników, zajmując się głownie pracą pod kątem procesów. Matka pociągnęła za kilka sznurków, by córka mogła objąć to stanowisko, mimo że byli lepsi od niej. Nie poprawiało to samopoczucia Flo, ale robiła dobrą minę do złej gry. W wolnych chwilach pogrywa na fortepianie, wracając do lekcji nauki. Bo chciaż matka to na niej wymusiła, to jednak Florence zaczęła odnajdywać w tym jakąś przyjemność i wyciszenie. *** Florence przez lata nauczyła się otaczać wysokim murem. Schowana za iluzją idealnej żony, przykładnej kobiety. Zawsze gotowa uśmiechnąć się w odpowiednim momencie, wiedziała co powiedzieć, jak się zachować. Nie była jednak zgorzkniała, o nie. Potrafiła cieszyć się małymi rzeczami, głęboko wierzyła w swoje działania charytatywne; chciała pomagać ludziom. Mogła się śmiać i tańczyć, gdy nikt nie patrzył. Światu jednak nie pokazywała zbyt wiele siebie. Za to Johan miał dla siebie całą jej szczerość, frustrację wypływającą z ich związku, podniesione głosy. Miał cały zestaw emocji, jaki się we Flo krył, głównie tych negatywnych. Natomiast całą swą dobroć przerzuciła na pracę, nie porzucając przy tym swojego zainteresowania zaklinaniem. |
Witaj w piekle!I pamiętaj... Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj. Sprawdzający: Frank Marwood |