Witaj,
Javier Rivera
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 183
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 6
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2211-javier-rivera
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2249-javier-rivera
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2248-poczta-javiera
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f253-deepwood-drive-15-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2250-rachunek-bankowy-javier-rivera
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 183
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 6
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2211-javier-rivera
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2249-javier-rivera
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2248-poczta-javiera
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f253-deepwood-drive-15-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2250-rachunek-bankowy-javier-rivera

Javier Rivera

fc. Pedro Pascal





 
nazwisko matki Miller
data urodzenia 15.08.1945 r.
miejsce zamieszkania Saint Fall
zawód jubiler
status majątkowy zamożny
stan cywilny kawaler
wzrost 179 cm
waga 75 kg
kolor oczu brązowe
kolor włosów brązowe, gdzieniegdzie poprzetykane siwizną
odmienność zwierzęcopodobny
umiejętność ---
stan zdrowia zdrowy
znaki szczególne hiszpański akcent, znamię po wewnętrznej stronie prawego uda w kształcie okręgu przeciętego pionową linią - interpretuje je jako gadzie oko


magia natury: 0 (I)
magia iluzji: 0 (I)
magia powstania: 20 (III)
magia odpychania: 5 (II)
magia anatomiczna: 0 (I
magia wariacyjna: 0 (I)
siła woli: 15 (II)
zatrucie magiczne: 2

sprawność: 9
szybkość: I (1)
walka wręcz (boks): I (1)
pływanie: II (6)
taniec (towarzyski): I (1)
charyzma: 3
kłamstwo: I (1)
perswazja: I (1)
savior-vivre: I (1)
wiedza: 6
język angielski: II (6)
język hiszpański: III (0)

talenty: 24
jubilerstwo: III (15)
sztuka (malarstwo): I (1)
prawo jazdy: I (1)
zręczność dłoni: II (6)
percepcja: I (1)
reszta: 0



rozpoznawalnośćII (społecznik)
elementary schoolNorthride
high school Paradise High
edukacja wyższa tajne komplety, magia powstania (biegły)
moje największe marzenie to móc nie ukrywać odmienności, być akceptowanym
najbardziej boję się utraty kontroli i skrzywdzenia bliskich
w wolnym czasie lubięmalować abstrakcyjne kompozycje, bawić się w klubach, tańczyć do starych hiszpańskich piosenek, pływać
mój znak zodiaku to lew


Barcelonę zapamiętał jako plamę koloru i pięknych, miękkich linii przypominających fale. Pamiętał żywą, skoczną muzykę, do której ciało samo rwało się do ruchu, do tego by śmiać się i trzymać innych tańczących za ręce. Po latach, gdy rodzinne miasto i jego słońce oraz słony zapach morza zostały już daleko za nimi, poszczególne wydarzenia szybko umknęły pamięci Javi'ego, zostawiając tylko wrażenia. Kolory i uczucia, których zawsze miał w sobie zbyt dużo.

I.
Urodził się jako drugie dziecko państwa Rivera i młodszy brat Carloty. Jak skóra zdarta z ojca, mówili wszyscy, nie odnajdując w nim na pierwszy rzut oka żadnych cech, które mógł przejąć od matki Amerykanki o jasnej karnacji i oczach oraz drobnej figurze. Dopiero później, po latach kształtujących i uwydatniających charakter, zainteresowania i opinie, dostrzegało się podobieństwo – tę samą empatię, potrzebę piękna. Charakter nakazujący naturalnie otaczać opieką słabszych.
Florence była siewcą w kościelnej szkółce, Ramon prowadził biznes jubilerski przekazywany przez Riverów od trzech pokoleń. Javier nigdy nie dopytywał o dokładne okoliczności ich poznania, ale wiedział, że matka przyjechała do Hiszpanii towarzysząc dziadkowi w interesach i tak już została - z początku zakochana w samej Barcelonie, a później też w czarowniku prowadzającym rodzeństwo do szkółki, w której pracowała. Wczesne dzieciństwo obojga Riverów było spokojne, wręcz łatwe – uczęszczali do niemagicznej szkoły Vila Olimpica, angielskiego ucząc się w domu od matki raczej sporadycznie, najchętniej podłapując tylko pojedyncze słowa. Javier uczył się raczej przeciętnie mimo wyraźnych westchnień ojca życzącego sobie, by jego syn – spadkobierca – wyrósł na człowieka sukcesu, ale młodego bardziej interesowały zajęcia z pływania i wycieczki z matką, na których uwieczniali miasto jej Kodakiem. Płynne linie budynków Gaudi'ego, mozaiki i wszędobylskie, kolorowe szkiełka, ogrody czy wiecznie niegotową Sagrada Familia.
Magia pierwszy raz przepłynęła przez niego na wieczornym spacerze po plaży - stojąc po kolana w wodzie bez udziału świadomej woli ukształtował ją w przejrzyste, pieniące się łuki, śmigające w powietrzu jak serpentyny. Ramon nie był zachwycony, gdy opowiadał mu potem w dziecięcej paplaninie, czego dokonał. Cieszył się, że nastąpił pierwszy przejaw magii u syna, ale dlaczego był taki... Nieimponujący? Chyba właśnie wtedy Javier pierwszy raz zrozumiał, że żeby zadowolić ojca, musiał wyjść ponad przeciętność. Sięgać dalej i wyżej niż inni.

II.
Wiadomość o emigracji zaskoczyła go tak samo jak jego starszą siostrę, ale postawiony przed faktem dokonanym, przed decyzją rodziców o spełnianiu amerykańskiego snu, który nic mu nie mówił, Javi nie mógł już wpłynąć na ich decyzję. Oboje z Carlotą nie mogli, nieważne jak bardzo prosili, płakali czy obrażali się. Wakacyjne miesiące zamiast na zabawach z rówieśnikami, których mieli wkrótce opuścić, przesiedzieli w domu, w jak najszybszym tempie ucząc się z matką angielskiego, a potem... Z całym życiem umieszczonym w walizkach wyjechali do Stanów, do Saint Fall z którego pochodziła Florence, zostawiając za sobą kolory i słony zapach fal.
Do Northride trafił w wieku lat dziesięciu mówiąc łamanym angielskim, nazywany przez wszystkich River a nie Javier, bo tak ponoć było im łatwiej – nie był pewien, czy to prawda, bo znajomością języka wyraźnie odstawał od reszty uczniów. Odstawał też kolorem skóry co, jak szybko się przekonał, dla niektórych stanowiło wystarczające wyjaśnienie, by popychać go w korytarzu na ściany, podstawiać nogę czy wlepiać we włosy przeżutą gumę. Podczas zajęć fizycznych radził sobie dobrze, często lepiej od reszty i szybko trafił do drużyny pływackiej. Na lekcjach wymagających zrozumienia materiału... Cóż. Szło mu fatalnie mimo ciężkiej pracy a także wsparcia nauczycieli i matki cierpliwie tłumaczącej wieczorami kolejne zagadnienia – czasem w chwilach gdy frustracja napełniała mu oczy łzami, widział na jej twarzy litość. Wstawała wtedy od stołu, wkładała do radia jedną z kaset ze znajomą, hiszpańską muzyką i porywała go do tańca na środku salonu, aż nie padli na dywan, ciężko łapiąc oddech i przez chwilę wszystko było w porządku. Musiał w to wierzyć, bo Saint Fall było teraz jego codziennością, nieważne jak bardzo tęsknił za ojczystym krajem – Ramon nie dawał im zapomnieć podczas rodzinnych kolacji, że przyjechali do Stanów w poszukiwaniu lepszego życia i lepszych perspektyw. Opowiadał o tym, jak lada dzień rodzinny biznes rozkwitnie na obcej ziemi, że szybko staną się poważani wśród społeczności niezależnie od koloru skóry.
Wiele lat później Javier wiedział już, że ojciec oszukiwał nie tylko ich, ale także siebie, byle nie przyznać się do błędu.

III.
Pierwszy rok na amerykańskiej ziemi był trudny, a następne okazać się miały jeszcze bardziej wymagające. Nie wspominał o tym nikomu poza Carlotą, która dzieliła jego niedolę w podobny sposób, ale odkąd wyjechali z Hiszpanii, czuł silne przyciąganie do zbiorników wodnych. To przy stawach i na basenie pływając na czas pod okiem trenera szkolnej drużyny, było mu najlepiej. Opowiadał jej o tym, że często śnił o swobodnym opadaniu na dno i patrzeniu jak światło błyska na powierzchni. Że mógł tam oddychać i nie bał się, czując w swoim ciele siłę, która mogłaby szybko pchnąć go z powrotem w górę lub dalej, w jeszcze większą głębię. W piasek i muł. Tam gdzie łatwo było wyczekać nieświadomej zagrożenia ofiary. Siostra pukała się w głowę i mówiła, że to zmęczenia nauką, ale słuchała. Ona jedna zawsze słuchała i nie litowała się nad nim jak matka, ani nie patrzyła na niego z rozczarowaniem jak ojciec.
To jej opowiedział o tym, że na szkolnej wycieczce do zoo, w parnym pawilonie, z którego większość dzieciaków szybko uciekła, rozmawiał z aligatorami. Że gdy oparł się o ogrodzenie, uniosły leniwie łby i nieruchomymi, żółtymi oczami wpatrywały się w niego wyczekująco. Mówił jej o tym, jak pytał, skąd się tu wzięły, czy nudzili ich zwiedzający i jak często rozmawiały z innymi ludźmi. Z niepewnością zapytał ją wreszcie, czy tak jak nauczycielka która przyłapała go w pawilonie, uważa, że coś jest z nim nie tak.
Florence i Ramon zostali wezwani do szkoły, by usłyszeć, że grono pedagogiczne martwi się o zachowanie ich syna wciąż wykazującego problemy z angielskim i rekomenduje wstrzymanie jego nauczania, póki nie będzie w stanie komunikować się na tyle jasno, by nie być w tyle za innymi dziećmi. To nie było przecież normalne, by dziecko w tym wieku przez kilka długich minut udawało, że rozmawia ze zwierzętami w zoo, wydając z siebie okropne dźwięki. Ramon kategorycznie zaprotestował, obiecując, że porozmawiają z synem a podobna sytuacja się więcej nie powtórzy - dziękują za wskazanie problemu, ale poradzą sobie z nim.
Poradzili sobie tak, że awantura jaką urządził Javierowi ojciec, w eksplozji bólu i łez wyrwała spod jego skóry plamy twardych, szorstkich łusek, a paznokcie kilku palców wypchnęły pokrwawione pazury. Chłopak nie wiedział, co się z nim dzieje, ale przerażenie na twarzy ojca skutecznie studziło gwałtowny wir emocji i odruchów, które jak krótkie przebłyski pojawiały się w jego głowie – wycofał się do kąta, jak najdalej, czując okropną, szarpiącą trzewia potrzebę, by rozewrzeć szczęki i odstraszyć zagrożenie pokazem kłów, jakich nie miał. Coś się wtedy zmieniło, coś nieodwracalnie kliknęło w głowie jego ojca – Javi widział to w jego uważnym spojrzeniu najpierw, gdy wychodził z pokoju nie odwracając się do niego plecami i później, przynosząc mu eliksir przeciwbólowy. Postawił go kilka kroków od syna, nie odwracając wzroku, kiedy ten poruszył się powoli, ale z niezaprzeczalną drapieżną gracją wyginającą plecy w łuk, zanim capnął butelkę.
Zmiany cofały się stopniowo w ciągu dwóch następnych dni – Ramon doglądał syna, aż nie został po nich żaden ślad, jakby nigdy ich tam nie było, a to co przeszli można uznać za zły sen. Może wybryk magii? Javier skłonny był podejść do tego dokładnie tak, gotowy zapomnieć o aligatorach, o bolesnej przemianie i instynktach, które nigdy wcześniej do niego nie należały, a teraz czaiły się gdzieś na obrzeżach jego myśli, błyskały oczami w ciemności. Zrobiłby tak – bo jak inaczej miałby się zachować jedenastoletni chłopiec, który nie wie jeszcze wielu rzeczy o świecie, a jest przerażony - ale ojciec mu na to nie pozwolił, w zaskakująco spokojnych, acz chłodnych słowach wymuszając na nim obietnicę, że nie będzie o tym rozmawiał z nikim spoza rodziny i że nigdy nikogo nie skrzywdzi. A jeśli zwierzęcy instynkt będzie się domagał zaspokojenia, ucieknie gdzieś, gdzie nie będzie ludzi, niezależnie od okoliczności. Nikt nie mógł się dowiedzieć o jego odmienności – ani magiczni znajomi, ani co ważniejsze niemagiczni. Miał przed sobą jeszcze siedem lat nauki w zwykłej szkole, a tuż tuż miał też zacząć uczęszczać do szkółki kościelnej.

IV.
Życie obarczyło Javiera problemami, których nie powinno mieć dziecko, ale dawał sobie z nimi radę najlepiej jak potrafił. W szkole rozumiał coraz więcej dzięki intensywnej nauce angielskiego z matką, poprawiając oceny i znajdując kolegów – tak samo jak on o ciemniejszym kolorze skóry. Codziennie, rano i wieczorem medytował na dywanie z ojcem, który uznał to za doskonały sposób, by Javi nauczył się jak odnajdywać wewnętrzną równowagę i nie pozwolić emocjom wziąć góry. Bał się jego odmienności, on i Florence. Carloty nie zapytał, co o tym sądziła – z nią wolał udawać, że wszystko było tak jak wcześniej, że wciąż mogli być sobie bliscy mimo tego czegoś, co miało kły i pazury i zalęgło się w jego głowie nie wiadomo kiedy.
Rodzice powiedzieli mu, że nazywało się to zwierzęcopodobnością i nie wiadomo, skąd się brało. Matka szeptała mu, gdy mąż nie słyszał, że może to próba od samego Lucyfera. Ramon wolał w ogóle nie roztrząsać żadnych teorii, skupiony na tym, by wpajać mu odpowiednie zachowania.
Javi rozpoczął naukę w szkółce kościelnej tak samo jak reszta dzieci w jego wieku i szybko nauczył się kłamać, gdy przemiany których nie potrafił jeszcze opanować, wypychały mu spod skóry łuski i rogowe wypustki – na szczęście zwykle tam, gdzie zasłaniały je ubrania. Nie bolało tak jak za pierwszym razem, albo zwyczajnie z czasem się przyzwyczaił, ale grymasów bólu nie zawsze dawało się powstrzymać. Tłumaczył się wtedy zwykle, że bolał go brzuch, że zjadł coś nieświeżego, albo mówił cokolwiek innego wpadło mu na szybko do głowy. Specjalnie kaleczył wtedy słowa, byle nie dopytywano go o nic więcej. Gdy przemiana obejmowała widoczne fragmenty ciała, zostawał w domu. Chociaż o wiele lepiej rozumiał już język, a do nauki w szkółce kościelnej nie przykładał się wcale mniej niż w szkole niemagicznej, wciąż stanowił on wystarczająco dużą przeszkodę, by uczył się co najwyżej przeciętnie. Może byłoby mu łatwiej, gdyby nie potrzeba oswajania zwierzęcopodobności w domowym zaciszu, która zajmowała mnóstwo czasu i energii, ale tego nie miał już jak sprawdzić.
Czas mijał i powoli, jakby nieśmiało życie w Stanach zaczynało być łatwiejsze. Rozumiał coraz więcej języka, choć w domu wciąż rozmawiali po hiszpańsku, uczył się w dwóch szkołach, uczestniczył w treningach drużyny pływackiej i chodził do pracowni magicznej sztuki, medytował. Rutyna napędzała się sama, ale odnajdując w sobie większą pewność, Javi zaczął znów znajdować momenty na żarty i wygłupianie się. Na wspinanie po drzewach, wpychanie słomek pod wargi udając morsa, dosypywanie strzelających cukierków do farb w pracowni. Nie było tego wiele, bo niemal każdy moment zajmowało coś, ale uparcie wypatrywał tych chwil i znów tańczył z matką i siostrą do muzyki przywiezionej na kasetach.
W wieku czternastu lat poszedł do Paradise High, w którym od dwóch lat uczyła się Carlota – lubił mijać ją na korytarzu, nawet gdy wywracała oczami tak jak robią to starsze siostry na młodszych braci. Docinki o kolorze jego skóry wciąż się pojawiały, ale jakby rzadziej niż w Northride. Miał kolegów i kolejną drużynę pływacką. Nie musiał już tak często wycinać kępek włosów, w które wkleiła się guma. Ojciec nie był zadowolony z przeciętnych ocen, ale z wciąż istniejącą barierą językową Javi nie był w stanie wybić się wyżej, nieważne jak ciężko pracował, znosił więc rozczarowane westchnięcia, choć kuły go pod żebrami. Tylko Carlocie zwierzył się kiedyś, że wszystkie te sytuacje z ojcem, znoszenie bycia dla niego niewystarczającym bez słowa sprzeciwu stanowiły dla niego lepszy trening siły woli niż jakiekolwiek medytacje. Gdy miał szesnaście lat przyjął chrzest, odbierając swój pentakl i athame. Dwa lata później skończył edukację w Paradise High i nagle był wolny – tak mu się przynajmniej wydawało.

V.
Javi od zawsze lubił przyglądać się ojcu podczas pracy w jego niedużym zakładzie jubilerskim. Z fascynacją oglądał jak za pomocą magii kształtował metale, nadawał im faktury i proporcjonalne kształty, a potem zakuwał starannie dobrane kamienie. Bardzo wcześnie poprosił ojca, by pokazał mu, jak to robił, a ten nie tylko z rzadkim sobie zadowoleniem odpowiadał na mnożące się pytania syna, ale dał mu też parę kawałków taniego srebra do ćwiczeń. Jubilerstwo było kolejnym z kreatywnych zajęć, do których Javier lgnął od zawsze i całkiem naturalnie uznał, że chętnie pójdzie w ślady ojca, jeśli oznaczać to będzie możliwość pracy nad pięknymi rzeczami.
Ramon zgodnie ze swoim zwyczajem wymagał od niego dużo także w tej kwestii – kiedy Javi rozpoczął naukę na Tajnych Kompletach w dziedzinie magii powstania, często chodził z nim do warsztatu w swoim sklepie i razem pochylali się nad coraz wymyślniejszymi, coraz trudniejszymi projektami, które wymagały bezwzględnej precyzji i pewnej ręki. W efekcie Javier stosunkowo wcześnie jak na postępy w oficjalnym materiale zaczął uczęszczać na spotkania grupy badawczej z jubilerstwa, niewiedzę często rekompensując upartością w podejmowaniu kolejnych prób. Zachęcany przez ojca i profesora sprawującego pieczę nad grupą, szkicował pierwsze projekty, naturalnie wprowadzając w nie trudne do wykonania miękkie linie przypominające fale i kolorowe kamienie ułożone tak, by wyglądały jak mozaika. Do dzieł Gaudiego wracał wielokrotnie przeglądając stare zdjęcia, które robił z matką w Barcelonie, dlaczego więc miałby nie inspirować się swoim ulubionym artystą?
Ciężko pracował – to nie zmieniło się ani odrobinę – ale teraz, zajęty tym co naprawdę sprawiało mu przyjemność, bardziej skupiał się na satysfakcji z nauki a mniej na zmęczeniu ciała i umysłu. Ojciec wciąż nalegał, by regularnie medytował, ale Javi'emu bardziej zaczęło pomagać bieganie po parku, gdy myśli w głowie pędziły, a dłonie bolały i drżały od długiego ślęczenia nad metalami. Regularnie też, gdy nikt nie widział, próbował pracować nad swoimi przemianami – chciał je opanować, a nie tylko wiedzieć, jakie sygnały zwiastowały kłopoty. Przypominał sobie wtedy tamten moment z zoo, parny pawilon i gadzie pyski, prowadził fantazję dalej, wyobrażając sobie, jak mógłby się poczuć, gdyby wszedł na wybieg. Paradoksalnie czuł mniejszy niepokój, niż zapewne powinien na myśl o tym, że społeczeństwo nie patrzyło na takich jak on przychylnie. Chyba w jakiś sposób zdążył się przyzwyczaić, że dla wielu ludzi nigdy nie będzie wystarczająco dobry, czy to przez kolor jego skóry, pojawiające się jeszcze od czasu do czasu problemy z wysławianiem lub śpiewny akcent. Zwierzęcopodobność była tylko kolejną cegiełką w kopczyku niestosowności, z jakimi musiał sobie radzić.

VI.
Choć zajęty tak wieloma rzeczami, Javier odżył, po raz pierwszy od lat swobodniej pokazując postronnym wszystkie aspekty swojego charakteru. Łatwiej było okazywać radość czy demonstrować poczucie humoru w mniejszej grupie, która szybko poznała się bliżej, łatwiej też przychodziło zdobywanie znajomych, którym nie przeszkadzał ciemniejszy odcień jego skóry. To z nimi właśnie wychodził czasem wieczorami na młodzieżowe imprezy, ojcu tłumacząc, że uczyli się w grupie. Wiedział, że bezczelnie kłamał Ramonowi, ale musiał, jeśli chciał zachować chociaż odrobinę swobody. Swobody, której tak cholernie potrzebował, potrzebując wyszumieć się i wybawić niezależnie od problemów, jakie miał. Ośmielony w bardziej akceptującym go środowisku, wdawał się w liczne flirty i romanse, chociaż o tych z mężczyznami raczej nie wspominał, głównie na prośby drugiej strony. Krąg jego znajomych naturalnie rozszerzył się na studentów innych dziedzin magii i pod koniec nauki wieńczącej stopień biegłego, gdy miał już na koncie udane projekty, a wszystko zapowiadało, że będzie świetnym fachowcem w swojej dziedzinie, zaczął być zapraszany w miejsca, które mógł określić tylko jako eleganckie. Na przyjęcia, gdzie dyskutowało się przy muzyce klasycznej zamiast radiowej, a ogłada i kultura stanowiły nieodłączny element krajobrazu. Było tam subtelniej, inaczej i z początku kompletnie nie potrafił się odnaleźć w tych wszystkich uprzejmościach oraz pozornie nic nieznaczących gestach. Po drugim takim spotkaniu wziął na stronę kolegę, który go zaprosił, z zażenowaniem tłumacząc, że czuł się jak ostatni idiota wśród wszystkich tych eleganckich osób. To on właśnie zaproponował, że wszystko mu wytłumaczy i pokaże, jak się nie pogubić. Mając odpowiednio cierpliwego nauczyciela Javi szybko złapał odpowiednie frazy i gesty najpierw w trakcie ćwiczeń na sucho, a później na następnych przyjęciach trzymając się blisko.  Doceniał te chwile nie mniej niż wyjścia na tańce, gdzie przy drinku mógł swobodnie oferować komplementy każdej kobiecie, która wpadła mu w oko.
Ojciec był z niego dumny, gdy skończył studia. Javi od lat pomagał już w jego zakładzie, naturalnym więc było, że od teraz obaj będą w nim pracować na pełen etat. Miał w głowie mnóstwo pomysłów, mnóstwo projektów które prosiły się być przelane na kartki szkicownika i przez kilka pierwszych miesięcy było dobrze. Idealnie. Do momentu, w którym Ramon uznał, że skoro zdobył wykształcenie i miał pracę w zawodzie, czas pomyśleć o żonie i dzieciach.
Javier nie był pewien, dlaczego dokładnie tamten komentarz rzucony przy kolacji tak nim wstrząsnął – może był przemęczony, a może zbyt długo nie pozwalał ciału na przemianę i rozum mu szwankował. Tak czy inaczej bardzo wyraźnie zapamiętał, jak zimno oświadczył, że nic takiego nie zamierza robić, a na niezadowoloną odpowiedź ojca wybuchnął krzykiem, który był jak iskra wywołująca sromotną awanturę. Nie zamierzał już dłużej tolerować nacisku i przymuszania go do rodzicielskich planów. Robił to zbyt długo.

VII.
Wyprowadził się do niedużego, wynajmowanego na pokoje mieszkania. Kurz po pierwszym tak zdecydowanym postawieniu się ojcu opadł szybko, a rozmowa która potem nastąpiła może i nie napawała Javiera nadzieją, że Ramon kiedykolwiek odpuści swoim despotycznym zapędom, ale była wystarczająco poprawna. W efekcie dalej pracowali razem nad zamówieniami spływającymi do zakładu, choć zwykle czynili to w ciszy. Raz czy dwa ojciec napomknął o przekazaniu zakładu, ale Javi za każdym razem mu odmawiał – nie czuł się stworzony ani chętny do zarządzania biznesem, pociągała go sztuka dla sztuki, którą tworzyli. W efekcie prowadzenie zakładu przejęła Carlota wraz z mężem, który bez większego zawahania włożył sporo pieniędzy w to, by przenieść interes z Eaglecrest na bardziej reprezentatywne Stare Miasto oraz zatrudnić dodatkowe osoby. Ramon przeszedł na wcześniejszą emeryturę z obietnicą, że część zysków należeć będzie do niego.
Javi nie pytał – logistyka całego przedsięwzięcia niezbyt go interesowała – z miłym zaskoczeniem obserwując jak z dnia na dzień przybywało im zamówień, zarówno od magicznych jak i niemagicznych. Większość wyrobów zakładu zaczęło powstawać zgodnie z projektami, co do których Carlota z mężem dawali mu dużą swobodę, opłacając go pensją, o jakiej mógłby zapewne tylko zamarzyć w innych miejscach. Było... Cóż. Było dobrze.
W końcu coś musiało się zepsuć. Javiera nie interesowało, skąd dokładnie mąż Carloty miał pieniądze, które tak lekką ręką włożyć w ich rodzinny interes, wiedząc tylko, że posiadał inne biznesy. Te inne biznesy któregoś dnia jak gdyby nigdy nic weszły do zakładu, gdy kończył coś na tyłach, a tabliczka przy drzwiach głosiła zamknięte. Biznesy bez większych wstępów próbowały Javi'ego zastraszyć i wymusić regularny haracz mówiąc coś o niezbędnej ochronie – zadziałał instynkt. Adrenalina wypchnęła mu z dziąseł dodatkowe rzędy ostrych zębów, którymi złapał trzymającą go rękę, warcząc nieludzko. Miał więcej szczęścia niż rozumu, bo biznesy najwyraźniej nie posiadały jeszcze zbyt wiele doświadczenia – a może wystarczająco przeraził ich widok zakrwawionych kłów. Uciekli, a on nie mógł pozbyć się okropnego, ciążącego jak kamień przekonania, że teraz lokalna magiczna społeczność o wszystkim się dowie – że lata kłamstw i ostrożności na nic się nie zdadzą. Zaskakująco nic takiego się nie wydarzyło, a mąż Carloty zapewnił, że wszystkim się zajął. Dopiero później Javi dowiedział się, że prał w zakładzie pieniądze z innych, niekoniecznie legalnych interesów, ale przyjął to dość spokojnie. Obiecał sobie, że nauczy się lepiej bronić, a przemiany opanuje wystarczająco, by nie wyrywały mu w każdych silniejszych emocjach kłów i łusek spod skóry. Mogła patrzeć na niego jak na irytującego, nie do końca rozważnego młodszego brata, ale nie zostawiłby przecież Carloty samej. Skontaktował się ze znajomym z czasów studiów, który zgłębiał magię odpychania i zaproponował mu wymianę – wyroby jubilerskie za prywatne lekcje. Spytany o powód przekręcił nieco ostatnie wydarzenia, ostatecznie mówiąc tylko, że to dla samoobrony. To było przecież całkiem rozsądne, żeby po włamaniu i najściu chcieć zwiększyć swoje umiejętności. Układ ostatecznie trwał kilka lat, w trakcie których Javi nieraz wracał poobijany do domu po sparingach, ale z mocnym przekonaniem, że robił słusznie. To jego nauczyciel zwrócił uwagę na to, że dla obrony przed niemagicznymi potrzebował zupełnie innego zestawu umiejętności – boks w lokalnym klubie sportowym nie był dla Javiera aż tak podniecający jak nauka magii, ale starał się w miarę regularnie uczęszczać na zajęcia.

VIII.
Duże zarobki przestały być już zaskakujące, gdy wiedział, że część pieniędzy nie brała się z jubilerskich zleceń, ale chętnie przymykał na to oko – bo przecież w końcu życie zaczęło wyglądać tak, jak obiecywali im rodzice mówiąc o amerykańskim śnie, gdy emigrowali. Javi miał swoje mieszkanie, w szafie leżały drogie ubrania, nie było też problemu ze znalezieniem środków na  prawo jazdy. Zapraszano go na przyjęcia, ceniono zrealizowane projekty. Dostatecznie opanował swoje przemiany, by nie bać się, że go zaskoczą w najmniej odpowiednim momencie. Kłamał ojcu i matce, gdy pytali o zakład oraz jego życie codzienne, śmiał się bez skrępowania w gronie znajomych, tańczył do muzyki ze starych, wytartych kaset, które podarowała mu Florence.
Wciąż śnił o opadaniu na dno i patrzeniu jak światło błyska na powierzchni.

Javier Rivera
Wiek : 40
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : jubiler
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Witaj w piekle!

W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda na Die Ac Nocte! Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po forum. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz , a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci i rachunek bankowy. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.

I pamiętaj...
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.


Sprawdzający: Richard Morley
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Rozliczenie


Ekwipunek




Aktualizacje


31.05.24 Zakupy początkowe (+100 PD)
08.06.24 Osiągnięcie: Pierwszy krok (+150 PD)
12.06.24 Zakupy (-180 PD)
17.06.24 Surowce: maj - czerwiec
22.06.24  Zakupy (-25 PD)
02.07.24  Osiągnięcie: Co do słowa (+10PD)
11.07.24  Zakupy (-30 PD)
21.07.24  Zakupy (-450$)
09.08.24  Zakupy (-90$, -25 PD)
25.08.24  Zakupy (-30 PD)
05.09.24  Osiągnięcie: Mały jubiler, Swarovski (+20 PD)
17.10.24 Czarna msza
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej