Young and BeautifulBycie drugim dzieckiem jest ciekawe. Chociaż Hall, doszukując się kolejności, jest trzecim dzieckiem swoich rodziców. Jakieś bliźniaki go uprzedziły i jak tu im nie być za to wdzięcznym? Matka z ojcem mieli podwójnie złe doświadczenia na sam początek. Wszelkie możliwe normy i szlaki do przetarcia zostały odkryte odkryte przez starsze rodzeństwo i młody Abernathy - tak w teorii - miał z górki. Miał obok siebie rozbrykanych mentorów, którzy całkiem niedawno przeżywali te męki, co on. Najpierw wyśmiali go, że nie umie czytać czy pisać a później pilnowali, aby mazał szlaczki i nie wyrósł na analfabetę. W swoim okrucieństwie to rzeczywiście słodkie. Albo Bliźniaki po prostu nie chcieli przyznawać się do brata, który jest idiotą. Zrozumiałe, kiedy sam Marsh podrósł to na liście jego najgorszych koszmarów znajdował się obraz młodszej latorośli bez miłości do sztuki. Albo, co gorsze, bez miłości do książek.
I kiedy chłopak już zdołał przeżyć pierwsze dziesięć lat życia, nabrał pewnego obycia ze światem, zaczął odkrywać brutalność świata. Dzieciaki, które biegają z lupą za mrówkami, żeby je spalić. Te same bachory, które przykleją gumę do włosów koleżanek, wyczekując kolejnego dnia, aby zobaczyć je z obciętymi warkoczykami. Albo młodociani czarodzieje, którzy na małych żyjątkach chcieli przećwiczyć pierwsze zaklęcie, które poznali w dziwnym okolicznościach. Młody Abernathy taką się nie parał. Wolał oglądać praktykujące rodzeństwo, uczestniczyć w dyskusjach z rodzicami, których bawiła pewna niewiedza reprezentowana przez adepta magii.
Teenage DreamSzesnastka to paskudny wiek. Wtedy okazuje się, że brutalny świat nie jest równoznaczny temu pięknemu światu. Niemagiczni to skończone kutasy, których interesuje jedynie zaliczenie kolejnej bazy w aucie pod osłoną nocą kina samochodowego. Dziwne. Jakoby czyjeś priorytety zmieniły się i poszły w złą stronę. Natomiast Marshall wieczorami przesiadywał w bibliotece albo chadzał po miasteczku z gitarą, brzdąkając na gitarze piosenki The Chordettes dla wszystkich, którzy chcieli go wysłuchać. Czy raczej: wszystkim, przed którymi chciał się otworzyć z muzyką. Ulubiony kamień przy plaży. Najmłodsze drzewo w lesie obok domu. Albo łąka, na której rosły jego ulubione kwiaty - goździki i irysy.
W tym okresie bardzo chciał robić coś ze starszym rodzeństwem. Pomóc siostrze z zaklinaniem demonów w tamponach albo zaśpiewać z bratem jego wiersz. Chociaż rozumiał, że oni byli starsi, mieli swoje życie. Inne. Ze swoimi planami i marzeniami, których on psuć nie chciał. Zamiast tego zawsze uśmiechał się do rodziców. Zakładał garnitur, kiedy maka kazała mu iść z nią na pretensjonalne wydarzenia ważne dla ich rodziny. Albo kiedy ojciec potrzebował popisać się synem z obyciem wobec młodych dam na bankietach. Hall lubił takie wydarzenia, odciągały go od rutyny. Dni, mijających w oczekiwaniu na kolejne zajęcia w szkółce kościelnej.
Zawsze się tam zasłuchiwał z pasją, czyniąc prężne notatki. Lubił do nich wracać i porównywać z mądrymi księgami ze zbiorów rodziny. Może nie robił przypisów do słów nauczycieli, ale zawsze miłym było odnalezienie aluzji do autorytetu sprzed kilkudziesięciu lat w swojej dziedzinie. Albo odkrywać jak zmieniła się wiedza na przestrzeni lat i jak niektóre dziedziny wiedzy ewoluują. W niektórych nic nie zmienia się w ciągu wieku, a inne są nieaktualne po dekadzie.
(Un)holyGdyby chłopak poznał kościół przed biblioteką to zapewne w nim ulokowałby całą swoją miłość. A tak rósł w przekonaniu, że fanatyzm nie jest czymś wielce wskazanym. Nigdy nie zdarzyło mu się opuścić mszy. Szkółki przed nauczaniem na uniwersytecie doczekać się nie mógł. Wszystko go fascynowało. Szczególnie demony oraz ich rola w życiu i świętości Lucyfera. Tym niedocenionym bohaterom każdej przypowieści poświęcał większą uwagę. To ich funkcjonalność w magii zawsze przyprawiała go o ciarki ekscytacji. Może to zaszczepiła w nim siostra, a może po prostu nie da się oszukać genów i jeśli jeden z Abernathy wszedł na drogę zaklinania to musiał i być ktoś następny? Marshall nie lubił się nad tym zastanawiać, chociaż z uśmiechem przypomina sobie swoje pierwsze wpuszczenie demona w przedmiot.
Uczucie jakby odrodził się na nowo. Chociaż wszystko poszło źle od momentu, kiedy ktoś w szkółce rzucił tekst, że zaklinanie to jak spust demona na jakąś rzecz. Tak, o ile porównanie nader trafne to wyrwało Halla ze skupienia. Zaczął się śmiać jak opętany, a moc rytuału przygniotła jego wszystko i biedak trafił do szpitala na miesiąc. Słodkie początku. Czasami miewa wrażenie, że tamto wspomnienie przywołuje w jego ustak metaliczny smak krwi, a ciśnienie w głowie podnosi się. Jednak gdyby nie ten eksces to nie odnalazłby ścieżki, którą chce w życiu podążać, ani tego kim chce zostać. Kimś, kto jest nie tylko gałęzią na rodzinnym drzewie.
Work BitchOwszem, Hall zaklina przedmioty, ale nie czuję się w tym zawodowcem. Bardziej adeptem w tej dziedzinie i stąd lubi swoje studia. Uważa, że te dwie dziedziny się ładnie dopełniają. Są mu potrzebne do osiągnięcia czegoś. Chociaż zdaje się mieć niewiele czasu, a doba zawsze jest mu zbyt krótką. Z pewnością wyrósł ze swoich dziecięcych idealizacji o życiu i dlatego ucieka się do miejsc, do których nikt nie zagląda.
Większość czasu spędza jednak w bibliotece bądź na uniwersytecie. Jedynie czasami (no dobra, dość często) szwenda się po okolicach miasteczka, szukając miejsca to na zagranie jakiejś piosenki The Weather Girls albo przestrzeni, w której zaklinanie demonów w przedmiot nie wywoła powszechnej panki. Albo takiego, które nie zniszczy połowy miasteczka. Na dwoje babka wróżyła.
Szczególnie, jeśli mamy rozpamiętywać jego pierwsze spotkanie z mocą. Teraz Hall zdaję się z tego śmiać, bo wyszło dziwnie. Miał niemal dziesięć lat, kiedy
koledzy z równoległej klasy chcieli go napaść w kilkoro. Czemu? Może ze wzgląd na jego upodobania do niekoniecznie męskich rzeczy, a może mieli problem z toksyczną męskością w chłopięcej podstawówce. Abernathy pierwszy raz w życiu odszedł o swojej względnie pacyfistycznej idei zaczerpniętej od hipisów. Walną pięścią w drzewo ze złości, a to zamiast sparować cios, otworzyło się przed nim, tworząc dziuplę. W niej utknęła ręka chłopaka i koledzy zamiast go pobić, wyśmiali go aż do bólu brzucha i zostawili w samotności na długie godziny. Dopiero pod wieczór znaleźli go zmartwieni rodzice. Od tego momentu wiedział, że nie może bagatelizować żadnej magii. Nawet jeśli jakaś jest mu nie w smak.