Witaj,
Anaica Laguerre
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2209-anaica-laguerre#29500
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2215-anaica-laguerre#29679
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2216-anaica-laguerre#29683
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2214-poczta-anaiki-laguerre#29678
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f251-deepwood-drive-3-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2241-rachunek-bankowy-anaica-laguerre#30142
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2209-anaica-laguerre#29500
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2215-anaica-laguerre#29679
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2216-anaica-laguerre#29683
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2214-poczta-anaiki-laguerre#29678
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f251-deepwood-drive-3-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2241-rachunek-bankowy-anaica-laguerre#30142

Anaica Laguerre

fc. Tashi Rodriguez





 
nazwisko matki Andre
data urodzenia 14 VII 1956 r.
miejsce zamieszkania Saint Fall
zawód Iluzjonistka i tancerka w Kolorowych Snach, dama do towarzystwa
status majątkowy Przecięty
stan cywilny Panna
wzrost 168 cm
waga 56 kg
kolor oczu ciemny brąz
kolor włosów ciemny brąz
odmienność brak
umiejętność telepatia
stan zdrowia zdrowa
znaki szczególne francuski akcent; znamię w kształcie łuski aligatora pod prawą łopatką


magia natury: 0 (I)
magia iluzji: 20 (III)
magia powstania: 4 (I)
magia odpychania: 0 (I)
magia anatomiczna: 0 (I)
magia wariacyjna: 0 (I)
siła woli: 8 (II)
zatrucie magiczne: 2

sprawność: 14
GIBKOŚĆ: II (6)
SZYBKOŚĆ: I (1)
TANIEC (KOMPA): II (6)
TANIEC TOWARZYSKI: I (1)
charyzma: 4
AKTORSTWO: I (1)
SAVOIR-VIVRE: I (1)
PERSWAZJA: I (1)
KŁAMSTWO: I (1)
wiedza: 6
JĘZYK ANGIELSKI: II (6)
JĘZYK FRANCUSKI: III (0)  

talenty: 14
PERCEPCJA: I (1)
ZRĘCZNOŚĆ DŁONI: II (6)
SZTUKA ILUZJI: II (6)
VOODOO: I (1)
reszta: 0



rozpoznawalność I (anonim)
elementary schoolUnion School Haiti, Port-au-Prince
high school Union School Haiti, Port-au-Prince
edukacja wyższa brak
moje największe marzenie tozałożyć własną rodzinę i stworzyć ciepły, bezpieczny dom
najbardziej boję się samotności
w wolnym czasie lubięśpiew i taniec, wycieczki za miasto, czytanie tanich romansów, oglądanie meczy hokeja, chodzenie do teatru
mój znak zodiaku to Rak



I

Urodziła się w Port-au-Prince, kolorowej i gwarnej stolicy Haiti. Jej rodzice, znamienici obywatele portu, szczycili się swoją pozycją społeczną. Ojciec, wspaniały artysta, był dżentelmenem i krawcem wszystkich znamienitych haitańskich dam. Matka, mentorka tutejszej szkółki kościelnej, była wspaniałą gospodynią, organizatorką przyjęć znanych wśród majętnych przedstawicieli magicznej społeczności Haiti. Wiedli dostatnie życie na wybrzeżu – życie, które Anaica wspominała z tęsknotą nawet po latach spędzonych już w Maine. No właśnie, jeszcze ona. Anaica Laguerre, ukochana przez rodziców jedynaczka, prymuska, marzenie niezliczonych haitańskich kawalerów.
Nic z tego nie było prawdą, ale Laguerre lubiła tę historię – podobnie jak wiele innych, które opowiadała na przestrzeni lat, nie próbując nawet udawać, że którakolwiek ma coś wspólnego z rzeczywistością. Wszystkie snute przez Anę opowieści były przecież o niebo ciekawsze, bardziej ekscytujące, bardziej kolorowe niż prawda.
Prawdą było bowiem, że faktycznie urodziła się w Port-au-Prince, kolory miasta nie należały jednak wcale do pięknych. Szarość biedy przeplatała się z czerwienią królującej na ulicach przemocą. Złoto cudownych, nadmorskich poranków ustępowało wyblakłemu błękitowi smutku, gdy kolejna rodzina nie miała już czym nakarmić swoich dzieci.
Prawdą było, że ojciec Anaiki był artystą, krawcem – miernym jednak tylko i z pewnością bardzo dalekim od zaopatrywania znamienitych dam. I matka, kochana, słodka Esther – jej kontakt ze szkółką sprowadzał się do sprzątania opustoszałych późną nocą korytarzy. Ich życie było dostatnie tylko w rozumieniu, że, gdy Anaica przyszła na świat, wciąż jeszcze mieli co włożyć do garnka, a sama Ana prymuską i złodziejką serc była tylko we własnych snach – snach zabierających ją daleko od rodzinnego Port-au-Prince, daleko od Union School, daleko od twardych ław tutejszej szkółki kościelnej. W snach, w których jej magia  nie była tylko symbolem gadziej łuski na plecach i niesforną, kolorową ciekawostką umykającą jej z dłoni w postaci takich czy innych iluzji, a mocą, którą faktycznie mogła coś zmienić.

II

Magia Anaiki była niczym małe, ciekawskie zwierzątko które, choć chętnie wtyka nos w nieswoje sprawy, ucieka w podskokach gdy tylko poczuje się zagrożone. Mała Laguerre miała osiem lat, gdy świat obok niej odmienił się po raz pierwszy. Sucha, spalona słońcem trawa babcinego ogródka rozkwitła nagle soczystą zielenią i kolorem kwiatów, a ptak siedzący na gałęzi pobliskiego drzewa - zwykły, szary, zmęczony życiem nie mniej niż ludzcy mieszkańcy portu – w mgnieniu oka przeistoczył się w wielobarwną papugę. Wszystko było jednak zupełnie nie  tak. Kwiaty nie pachniały, spod zieleni krzewów przebijała się wyblakła żółć uschłych zarośli, a ptak, ten kolorowy, wielki ptak, choć otwierał dziób, nie potrafił wydobyć z siebie głosu.
Obraz zniknął tak nagle, jak się pojawił a Anaica, opowiadając potem rodzicom, co się wydarzyło, nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów.
Tego, czego nie umiała nazw potrafiła jednak opisać kolorami, smakiem i dźwiękiem. Długo jeszcze nie sięgnęła po termin iluzji, te jednak, nawet nienazwane, rodziły się często i - przez dłuższy czas - zupełnie od niej niezależnie. Anaica wyciągała dłonie ku miejskiej szarości, a ta zmieniała się w plamy pasteli.
Anaica miała wielkie serce pełne marzeń, a nowo odkryta zdolność pozwalała jej udawać przynajmniej, że uda jej się je spełnić.
Najpierw wiedziała tylko to, co mówiono jej w szkółce, bo ani jej rodzice, ani jej babcia nie potrafili się w tej dziedzinie odnaleźć. To ta ostatnia poznała ją potem z nauczycielem, iluzjonistą cyrkowym który, przez niefortunny wypadek, musiał pozostać w Port-au-Prince nawet wtedy, gdy reszta jego zespołu ruszyła dalej. Artysta nazywał się Simon i przez długi czas był jedynym nauczycielem – poza jej babcią – którego Anaica rzeczywiście sobie ceniła. Poznali się tuż po szesnastych urodzinach Anaiki i trwali w swoim pobliżu przez kolejne kilka lat. Simon pokazywał jej podstawy, które Laguerre ominęła, w rozwoju własnych zdolności bazując raczej na instynkcie niż wiedzy teoretycznej. Znosił jej humory, nieuniknione przy kolejnych niepowodzeniach - i pomagał Anie przekłuć je w nowe obrazy, nowe kolory, których dziewczynie tak brakowało.
To on też wyjaśnił jej, że to, co robiła, nie było nawet ułamkiem możliwości, które dawała jej magia.
Zaczęli więc walczyć. Nie tak, by robić sobie krzywdę - dość na poważnie jednak, by Anaica pojęła, czym tak naprawdę były iluzje. Nie kolorowymi obrazkami, łagodnymi złudzeniami, które kreowała tak intuicyjnie, ale raczej szeptaniem prosto do ucha oponenta, okłamywaniem go w najbardziej wyrafinowany sposób. Laguerre długo tego nie rozumiała - i długo nie potrafiła zmusić się, by rzeczywiście użyć swojej magii w taki sposób. Wolała obrazki. Kolory. Tylko je. W efekcie przestali próbować, Anaica i Simon. Pozostali przy tym, co śliczne, barwne, przyjemne. Dziewczyna nie była gotowa na nic więcej, nie wtedy.
Simon uczył ją magii, ale też sztuczek, które nie wymagały niczego poza sprytem i zręcznymi dłońmi – uczył ją kłamać tak, by wzbudzać zachwyt, nie niechęć. Chłopak śmiał się, gdy karty wysypywały się z jej drobnych, dziecięcych przecież jeszcze dłoni – zaraz potem pomagał jednak je zbierać i pokazywał, co robiła źle. A potem, po lekcjach – zawsze męczących, ale zawsze tak strasznie ekscytujących – tańczył z nią i śpiewał, i wychodził na ulice, by swoimi sztuczkami zabawiać znużonych szarą rzeczywistością mieszkańców Port-au-Prince.
Kiedyś przyniósł jej zabawkę, niedużą układankę z drewna, zagadkę do rozwiązania. Kazał jej ćwiczyć tak długo, aż będzie w stanie rozwiązać układankę w mniej niż minutę. Anaica najpierw nie rozumiała. Potem go wyśmiała. A potem ćwiczyła - każdego wieczora obracała zabawkę w dłoniach, tak długo, aż bolały ją palce. W którymś momencie układ elementów znała już na pamięć. W którymś momencie ułożyła ją w trzydzieści osiem sekund.
Simon w końcu wyjechał, jeszcze zanim Anaica skończyła szkołę średnią. Biorąc pod uwagę jednak, jak wiele jej zostawił, Laguerre nigdy tak naprawdę nie uważała, by się rozstali. We wszystkie kolejne lata, gdy ćwiczyła własne zdolności już sama, widziała go w każdym ruchu własnych dłoni i w każdym kolorze swoich iluzji. Tęskniła? Oczywiście. Oczywiście, że tak. Dużo mniej jednak, niż mogłaby, gdyby nie dał jej zupełnie nic.

III

To nie sama Anaica stwierdziła po raz pierwszy, że port – czy w ogóle cale Haiti – jest dla niej za małe, za ciasne, zbyt duszne, ale jej babcia. Podczas gdy dnie Ana spędzała w Union School, a wieczory w kościelnej szkółce – próbując raczej przebrnąć po prostu przez kolejne lata edukacji niż rzeczywiście coś tam osiągnąć – na weekendy oddawała się właśnie pod opiekę seniorki. Jeśli potem, już w Maine, w Saint Fall, faktycznie za czymś tęskniła, to właśnie za tym. Bo pobyt u babci był zawsze tymi kolorami, których brakowało Anaice na co dzień.
Ciasny dom seniorki położony był na obrzeżach Port-au-Prince. Pachniał słodyczą owoców i ciastek, które babcia podsuwała wnuczce nawet wtedy, gdy sama od rana nie miała co włożyć do ust. Pachniał ziołami, przyprawami korzennymi – i farbą. Pachniał kolorami – zielenią, błękitem i żółcią; kolorami, z których wiele należało do niej, do Anaiki – rodziły się na jej dłoniach ku uciesze babci, jej koleżanek i bliskich, odfruwały w postaci wyimaginowanego, wielobarwnego ptactwa czy rozkwitały jako bujne, słodko pachnące kwiaty. Dom babci był domem śpiewu i tańca, nawet wtedy, gdy tak naprawdę nie było się z czego cieszyć. Dom babci był domem magii, także tej, o której w szkółce się nie mówiło – tej tutejszej, bardziej swojskiej, tej, o których opowiadało się raczej wieczorami niż którą zapisywało się w księgach. Dom babci był wreszcie także domem zwykłego, prostego szczęścia, które z magią nie miało zupełnie nic wspólnego. Drzwi pozostawały otwarte dla czarowników i czarownic, ale też tych, którzy o Piekle nigdy nie słyszeli inaczej, jak tylko z narracji chrześcijańskich.
Potem, po latach, Anaica miała mówić, że gdyby całe Haiti było takie, jakim był dom jej babci, wracałaby w rodzinne strony dużo chętniej.

IV

Tam, gdzie rodzice powtarzali jej, by przykładała się do nauki, bo tylko tak zapewni sobie godną przyszłość, babcia sugerowała Anie, by słuchała swojego serca. A serce Anaiki zawsze biło szybko, w rytm haitańskiej kompy, pod melodię miłości, beztroski i artystycznych uniesień. Biło tak codziennie, równo – wtedy, gdy w wieku szesnastu lat odbierała swój pentakl, oficjalnie wchodząc do grona czarownic; gdy po raz pierwszy, jeszcze pod okiem Simona, sięgała po iluzje, zmieniając szary świat wokół siebie w kalejdoskop kolorów – potem, z czasem, robiła to coraz częściej, coraz bardziej intuicyjnie; gdy tańczyła, najpierw z matką, potem sama, z Simonem i wreszcie - z całą masą innych ludzi, którzy gotowi byli bawić się z nią i pokazać kroki, których jeszcze nie znała; gdy, pod okiem babci, plotła pierwsze lalki voodoo – zawsze dużo brzydsze, dużo bardziej koślawe, dużo mniej zdobne niż te seniorki; gdy zakochiwała się i przeżywała odrzucenia; i gdy po raz pierwszy spotkała Farah.
Spotkały się, gdy Anaice pozostał jeszcze tylko rok, by ukończyć Union School i wreszcie – wreszcie – zastanowić się, czego tak naprawdę by chciała. Farah była... Była. Przez bardzo długi czas było to jedyne, co Laguerre o niej wiedziała. Pochodziła z Port Salut – podobno – i była starsza, ale o ile, tego Anaica nie była pewna. Farah tańczyła jak nikt inny, śpiewała jak nikt inny i czarowała – też jak nikt inny. Jej magia pachniała słodkimi kwiatami i żywicą, brzmiała śpiewem ptaków i szumem morskich fal – i tak bardzo nie pasowała do brudu, smutku, biedy Port-au-Prince.
Magia Farah sprawiała, że w Anaice kwitła euforia i budziła się zazdrość. Nadzieja przeplatała się ze smutkiem, tęsknota płynnie zmieniała się w czułość. Laguerre zapytała ją o to kiedyś, o to, skąd brały się takie czary i dlaczego zawsze, gdy jest obok, Port-au-Prince rozkwita. Farah śmiała się wtedy, całowała ją słodko, ukradkiem, i obiecywała, że kiedyś wszystko jej pokaże.
Rzeczywiście pokazała, a iluzje Anaiki nabrały wtedy charakteru, istnienia którego Laguerre nawet nie podejrzewała.
Anaica nie była pewna, kiedy jej szczęście stało się tak bardzo zależne od Farah. Od kiedy wieczorne potańcówki nie były już taką atrakcją, jeśli przyjaciółka w nich nie uczestniczyła – i od kiedy wszystkie jej uczucia wydawały się bledsze, bardziej wyblakłe, gdy Farah nie było obok.
Dopiero po lat pozwoliła sobie na myśl, że się uzależniła. Nie zakochała, ale właśnie uzależniła.

V
Kiedy po raz pierwszy pokłóciły się z Farah, emocje Anaiki rozgorzały w niej szalejącym ogniem. Laguerre pamiętała, jak dużo krzyczała wtedy, jak coś dziwnego kłuło ją pod żebrami - i jak łatwo przyszło jej sięgnąć po magię, której dotąd używała tylko dla zabawy. Nie potrafiła, oczywiście, zrobić wiele więcej, nie wtedy. Sięgnęła po moc, a ta rozwiała jej się w dłoniach w postaci wielobarwnych motyli. Farah jednak widziała. Rozumiała, czego pragnęła Anaica.
Najpierw roześmiała się głośno. Potem spytała, kto ją uczył. Wreszcie westchnęła cicho i wyjaśniła, że to zupełnie nie tak.
Ana nie pamiętała, by prosiła Farah o lekcje, gdy jednak dziewczyna zaczęła tłumaczyć jej, czym tak naprawdę mogły być iluzje, Laguerre słuchała. Znała podstawy, chodziła przecież do szkółki, nigdy jednak tak naprawdę nie rozumiała. Potrzebowała Simona, by po raz pierwszy pokazał jej, kim tak naprawdę była. Potrzebowała Farah, by ta przez kolejne dni, tygodnie, miesiące zmuszała ją, by sięgać dalej, głębiej, sprawdzać, co jeszcze potrafi. Anaica najpierw się opierała.
A potem potraktowała to jako wyzwanie.
Ćwiczyła dużo - pod okiem Farah, czasem tylko z nią, czasem z jej znajomymi, których zaczęła przyprowadzać. Nie mówili o teorii - tę każde wyniosło ze szkółki. Sięgali po zaklęcia, bawili się swoimi zmysłami, oszukiwali się coraz śmielej, coraz bardziej agresywnie. Anaice trudno było nadążyć, im bardziej jednak odstawała od grupy, z tym większą determinacją oddawała się ćwiczeniom.
Gdy w pełni zrozumiesz, jak to jest kłamać tak, by zakuć drugi umysł w kajdany, twoje obrazy nabiorą kolorów, mówiła Farah. Gdy w końcu się odważysz, nie będziesz potrafiła zrozumieć, dlaczego czekałaś tak długo.
Anaica jej nie wierzyła, ale i tak ćwiczyła. A gdy wreszcie po raz pierwszy sięgnęła ku myślom przyjaciółki, gdy nagięła dziewczynę do własnej woli, nic już nie było takie samo.
Po pierwszym razie przyszły kolejne. Farah była zadowolona.
Możesz wrócić do swoich obrazów, stwierdziła kiedyś miękko.
Laguerre nie była pewna, czy tyle jej wystarczy.

VI

Farah nigdy nie nazwała swojej umiejętności i Anaica też nie próbowała tego robić, chciała natomiast się uczyć. Przyjaciółka odmawiała jej raz za razem – aż w którymś momencie przestała. Laguerre nie wiedziała, czemu akurat wtedy – nigdy o to nie zapytała.
Jej dni zaczęły jeszcze bardziej kręcić się wokół Farah. Cierpiały na tym jej przygotowania do egzaminów na koniec Union School, ale Ana zupełnie się tym nie przejmowała. Wiedziała, że zda – a tylko tyle potrzebowała, by się uwolnić.
Tak wtedy to widziała. Jako wolność, którą musiała wyszarpać dla siebie pazurami, bo nikt inny dla niej tego nie zrobi.
Widywała się z Farah zaraz po zajęciach w szkółce kościelnej. Widywały się w weekendy a czasami spędzała u niej także noce. Kobieta opuszczała czasami Port-au-Prince, znikała na parę dni, czasem tydzień, ale nawet wtedy myśli Anaiki były właśnie z nią.
Do niczego nie przykładała się tak, jak do szlifowania umiejętności, którą Farah tak słodko nazwała magią uczuć. Laguerre wiedziała, że to nie była prawdziwa nazwa. W duchu doskonale pamiętała przecież nauki ze szkółki, dobrze wiedziała – domyślała się – że chodziło o telepatię. O iluzje w najbardziej osobistej, intymnej postaci. O coś, czego nie pochwaliliby jej rodzice ani nawet jej babcia.
Uczyła się z tym większą determinacją, im głośniej próbowały krzyczeć jej własne wątpliwości.

VII

Wyjechała do Hellridge zaraz po odebraniu dyplomu z Union School. Gdy Farah oznajmiła, że wyjeżdża - tym razem na stałe - Anaica nie pytała nawet, dokąd, jeszcze tego samego dnia pakując walizki. Była zakochana - była uzależniona, podążyłaby za kobietą dokądkolwiek. Zresztą, z tyłu głowy wciąż brzmiały jej przecież słowa babci - słowa o tym, jak małe jest Port-au-Prince i jak małe jest całe Haiti, za małe dla wolnego ducha, jakim była jej wnuczka.
Opuściły Haiti razem z Farah i, po latach, Anaica wiedziała już, jak odważna – czy może, jak głupia była, ufając tak bezgranicznie. Nie znała kuzyna przyjaciółki, z którym podróżowały. Tak naprawdę wcale nie znała też tak dobrze samej Farah.
To, że Laguerre dotarła do Saint Falls bez większych trudów było dla Any magią samą w sobie. Innym rodzajem czarów – iluzją tak doskonałą, że Anaica długo nie potrafiła zrozumieć, co właściwie się stało – było to, jak szybko znikła wtedy Farah, by przez kolejną dekadę nie pojawić się w życiu Any już ani razu.

VIII

Kolorowe Sny miały być przystankiem, zostały jej domem. Schowany w jednej z ciasnych uliczek Saint Fall lokal był kameralny, duszny i bardzo, bardzo kolorowy. To dlatego Anaica tam trafiła. To dlatego tam została.
Sprzedała się haitańską kompą i iluzjami, bo nic więcej nie miała. Ta pierwsza brzmiała w niej od zawsze. Tym drugim przez minione lata poświęciła dość pracy – najpierw z Simonem, potem z Farah, wreszcie samodzielnie - by wiedzieć, że potrafi, jest w tym dobra, że w tej jednej kwestii może sobie zaufać. Teraz, po latach, rozumiała już, że iluzje mają dwa oblicza. Jedno, to śliczne, znała od dziecka - i wciąż je szlifowała, za każdy trudniejszy, złudny obraz płacąc godzinami spędzonymi na niepowodzeniach, gorącymi łzami i gorzką, palącą frustracja. Od pierwszych nauk z Farah pracowała jednak także nad tą drugą stroną. Tą brzydką, tą bolesną, ale jednocześnie tą, która mogła zapewnić jej bezpieczeństwo. Na myśl, że tak naprawdę nigdy nigdzie nie czuła się bezpiecznie, Anaica pozwoliła sobie tylko raz. A potem po prostu ćwiczyła. Nie miała grupy znajomych, jak w Haiti. Nie miała zespołu, który pozwoliłby jej bawić się ich zmysłami, okłamywać, czynić bezradnymi. Musiała radzić sobie inaczej. Ślęczała w księgach, po to było proste - a gdy teoria już jej nie wystarczała, zaczęła ryzykować. Czasem więcej, czasem mniej, ryzykowała, by sprawdzać, na jak wiele może sobie pozwolić - na jak wiele potrafi sobie pozwolić. Zazwyczaj po prostu się bawiła - sprawiała, że telewizory przestawały działać, albo że muzyka w radiu zmieniała nagle swe brzmienie. Z biegiem czasu jednak proste czary zaczęły ją nudzić. Potrzebowała więcej - i sięgała po więcej. Była delikatna. Uważna. Ostrożna. Sięgała ku myślom i zmieniała je na tyle nieznacznie, by nie wzbudzać podejrzeń - dość jednak, by budzić niepewność, wątpliwości. Czasem, w ciaśniejszych, brzydszych zaułkach Saint Fall - tych, które tak bardzo przypominały jej Port-au-Prince - musiała się bronić przed zaczepkami i wtedy, tylko wtedy, nie powstrzymywała się.
A potem znów wracała do kolorów, tylko kolorów, tego co śliczne, łagodne, przyjemne.
O telepatii nigdy nie mówiła. Nie sądziła, by powinna – zresztą, zwyczajnie nie potrafiłaby. Miała osiemnaście lat, wielu rzeczy nie potrafiła wyjaśnić i, co być może istotniejsze, brakowałoby jej słów. Farah mogła nauczyć ją wielu rzeczy, ale angielski nie był jedną z nich.
Rzucona na głęboką wodę, Anaica uczyła się jednak szybko. Wrodzony talent do aktorstwa szlifowała pod okiem matrony odpowiedzialnej za przyuczanie nowych dziewcząt, od niej też pobierała nauki savoir-vivre’u, tak niezbędne – podobno – w artystycznym fachu. W wolnych chwilach bawiła się układankami, których z biegiem lat zgromadziła sporą kolekcję - te proste i te trudniejsze, niepozorne zabawki tańczyły jej w dłoniach tak długo, jak długo Ana była nieusatysfakcjonowana swoim czasem. Gdy zaś wreszcie udawało jej się ukończyć układankę dość szybko, by być zadowoloną - odkładała ją do pozostałych i kupowała nową, i kolejną, i jeszcze jedną. Nigdy jej się nie nudziły.
W tańcu, który przywiozła ze sobą z rodzinnego Haiti, odebrała dodatkowe szlify podczas niezliczonych lekcji na parkiecie Kolorowych Snów i poza nim. Każdego ranka, jeszcze przed świtem, dawała sobie czas, by poprzez przeróżne ćwiczenia lepiej poznać swoje ciało. Z zatrudnionym dla niej haitańskim nauczycielem wychodziła na ulice, by tańczyć tam, gdzie ludzie chcieli patrzeć - i, przy odrobinie szczęścia, sypać groszem. Wychodziła na potańcówki do tego czy innego klubu, każdą z nich traktując jak dodatkową okazję do ćwiczenia własnego ciała. Gdy w Śnie uznano, że wystarczy jej nauk - sama wykupiła sobie dodatkowe, do kompy dokładając taniec towarzyski, bardziej ceniony na tutejszych salonach. Wszystko zaczęła od nowa - lekcje, wyjścia, taniec z każdym, kto chciał porwać ją w ramiona. Tańczyła w pustych Snach jeszcze długo po tym, gdy zamykali drzwi za ostatnim z klientów – i choć nie dosypiała przez to, pamiętała, po co to robi. Jeśli nie chciała dać się miastu pożreć, musiała dać mu coś od siebie. Iluzje i taniec były jedynymi darami, jakie mogła złożyć – musiała więc sprawić, by były tego godne. Musiała sprawić, by jej ciało było dość elastyczne, by nie tylko służyć jej za narzędzie pracy, ale raczej by samo stało się sztuką - i by jej ruchy zaczęły odpowiadać raczej płynnej gracji drapieżnika niż wymuszonej, sztucznej, wyćwiczonej dyscyplinie.
Dopracowywaniem własnych iluzji zajmowała się w Saint Fall sama. W te nieliczne wolne dni, które miała, potrafiła godzinami siedzieć i tkać kolorowe obrazy, zaciskając zęby za każdym razem, gdy iluzja rozpadała jej się tuż przed tym, nim Anaica uznała ją za zakończoną. Musiała upewnić się, że jej obrazy będą na tyle doskonałe, by omamić najwprawniejsze oko - i na tyle precyzyjne, by pod ślicznymi obrazami ukryć agresję, jeśli właśnie tego będzie jej w danym momencie potrzeba. Laguerre nie wierzyła, by ktokolwiek w Śnie mógł jej z tym pomóc – nie sądziła, by ktokolwiek potrafił pokazać jej coś, czego już by nie wiedziała.
Czasami była arogancka.

IX

Nie była pewna, ile czasu zajęło jej dojście tu, gdzie była. Ile czasu potrzebowała, by z kolejnej kolorowej przybłędy, ciekawostki, jakich w Śnie było bardzo wiele, zostać jedną z ich bardziej lubianych artystek. Ile czasu zajęło jej zebranie sobie grona wiernych klientów – klientów, których kupowała sobie tyleż samo zręcznymi sztuczkami, magicznymi i nie, co zgrabnym ciałem. Wiedziała, że potrzebowała dwóch, może trzech lat, by opanować tutejszy język w stopniu dość dobrym, by nie kaleczyć go na każdym kroku – nie pamiętała jednak, kiedy uznała, że nad akcentem z kolei pracować wcale nie chce, że woli zostawić go takim, jakim był. Wiedziała, kiedy po raz pierwszy odważyła się podczas przedstawienia podsycić emocje tego czy innego mężczyzny, nie była jednak pewna, jak często robiła to potem. Chyba często. Chyba właśnie dlatego straciła rachubę.
Pamiętała, kiedy wdała się w pierwszy, niezobowiązujący flirt – nie była jednak pewna, kiedy wpadła na pomysł, by na relacjach z innymi ludźmi zarabiać, zostać damą, którą tak chętnie zapraszano na salony.
Tu, w Saint Fall, wszystko toczyło się bardzo szybko. Kolejne lata przeciekały Anaice przez ręce, spędzane na tańcu, iluzjach, romansach i wystawnych bankietach w towarzystwie mniej lub bardziej eleganckich dżentelmenów. Kolejne lata umykały jej jak szalone, jeden rok podobny do kolejnego, i ani się obejrzała, gdy Maine, Saint Fall stało się...
Domem? Może. Może właśnie tak.
Anaica Laguerre
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Iluzjonistka i tancerka, dama do towarzystwa
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Witaj w piekle!

W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda na Die Ac Nocte! Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po forum. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz , a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci i rachunek bankowy. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.

I pamiętaj...
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.


Sprawdzający: Judith Carter
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Rozliczenie


Ekwipunek




Aktualizacje


23.05.24 Zakupy początkowe (-500 PD)
17.06.24 Osiągnięcie: Pierwszy krok (+150 PD)
18.07.24 Surowce: maj - czerwiec
22.08.24 Wątek z wykonywaniem zawodu (+10 PD, +50$)
22.08.24 Zakupy (-180$)
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej