Witaj,
Ophelia Verity
ILUZJI : 10
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2201-ophelia-verity-buduje-sie#29325
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2222-ophelia-verity#29811
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2220-o-o-ophelia#29807
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2223-listy-do-ophelii#29813
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f252-main-street-6-9
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2221-rachunek-bankowy-ophelia-verity#29809
ILUZJI : 10
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2201-ophelia-verity-buduje-sie#29325
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2222-ophelia-verity#29811
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t2220-o-o-ophelia#29807
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2223-listy-do-ophelii#29813
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f252-main-street-6-9
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2221-rachunek-bankowy-ophelia-verity#29809

Ophelia Verity

fc. Demet Ozdemir





 
nazwisko matki Abernathy
data urodzenia 7 lipca 1960 roku
miejsce zamieszkaniaDeadberry
zawód Pisarka, historyczka, promotorka emancypacji kobiecej. Spisuje dzieje wielkich czarownic na nowo, oddając im głos oraz należyte miejsce w panteonie wielkich nazwisk. Pod pseudonimem Miss Inferno wydaje gorące powieści kryminalne.
status majątkowy Bogaty
stan cywilny Panna
wzrost 170 cm
waga 50 kg
kolor oczu Czarne
kolor włosów Ciemny brąz
odmienność Brak
umiejętność Brak
stan zdrowia Dobry, nie licząc klaustrofobii.
znaki szczególne Szeroki, pełen uroku uśmiech który zdaje się nie schodzić z jej ust. Sarnie oczy które wodzą za każdym twoim ruchem. Znamię w kształcie koniczynki pod prawą piersią. Pięciocentymetrowa blizna na lewym kolanie.


magia natury: 0 (POZIOM I)
magia iluzji: 10 (POZIOM II)
magia powstania: 0 (POZIOM I)
magia odpychania: 0 (POZIOM I)
magia anatomiczna: 0 (POZIOM I)
magia wariacyjna: 1 (POZIOM I)
siła woli: 10 (POZIOM II)
zatrucie magiczne: 1

sprawność: 4
Gibkość:POZIOM I (1)
Pływanie:POZIOM I (1)
Taniec towarzyski:POZIOM I (1)
Jeździectwo:POZIOM I (1)
charyzma: 4
Kłamstwo: POZIOM I (1)
Perswazja: POZIOM I (1)
Savoir-vivre: POZIOM I (1)
Kokieteria: POZIOM I (1)
wiedza: 15
Historia: POZIOM II (6)
Literatura: POZIOM II (6)
Wiedza o sztuce: POZIOM I (1)
Religioznawstwo: POZIOM I (1)
Język włoski: POZIOM I (1)

talenty: 14
Percepcja: POZIOM II (6)
Pisarstwo: POZIOM II (6)
Prawo jazdy: POZIOM I (1)
Tropienie: POZIOM I (1)
reszta: 2



rozpoznawalność II (społeczniak)
elementary schoolSunset
high schoolFrozen Lake High
edukacja wyższa Harvard University, Creative Writing and Literature (Master of Liberal Arts)
moje największe marzenie toUczucie wolności, jej książki w witrynach wszystkich księgarni oraz prestiż godny najlepszej pisarki.
najbardziej boję się Zamkniętych, małych pomieszczeń.
w wolnym czasie lubięCzytać, obserwować ludzi, tańczyć, śmiać się, gubić się w bibliotece.
mój znak zodiaku to Rak



Hush, little baby, don’t say a word,
Papa’s gonna buy you a mockingbird.



Rodzina jest wartością największą na tym świecie. Ciepło domowego ogniska cenniejsze jest od skarbów tego świata, bo gdy skończysz na dnie tylko ono ci pozostanie. Oczywiście w jej przypadku opadnięcie na dno nie wchodziło w grę. Benjamin Verity I dla swych dzieci przewidział jedynie unoszenie się ponad przeciętnością, na samych wyżynach świata... Zwykł tracić słuch, gdy ktokolwiek próbował mu się sprzeciwić, tym samym sprawiając iż tańczyli jak im grał. Klejnoty w koronie ich rodziny znalazły się najznamienitsze. Zupełnie jakby sam Lucyfer z uwagą dobierał osobowości i charaktery tworząc rodzinę idealną. A wśród tych wszystkich kryształów ona była tym koronnym - najważniejszym, najpiękniejszym, najdroższym... Diamentem pozbawionym choćby jednej, najmniejszej skazy.
Była więc córeczką idealną.
Słodką niczym pszczeli miód; o policzkach rumianych niczym ukochane przez matkę herbaciane róże; o sarnich roześmianych oczętach i śmiechu, na dźwięk którego uśmiechał się cały świat. Wnosiła radość oraz życie w poukładanie, poważne ściany rodzinnego domu przyprawiając starszego brata o wybuchy zazdrości. Zawsze mogła więcej, ojcowskie usta spotykały się z jej czołem gdy przychodziła do niego z łzami i nie raz przyszło jej słyszeć o miłości, jaką darzył ją ojciec... A przynajmniej tak to wszystko pamięta. Dzieciństwo było słodkie. Puchate. Przepełnione budyniem waniliowym, małymi kotkami a nawet kucykiem, dumnie zwanym Kruszyną. Z biegiem lat zapomniała, że w tym całym uroku dzieciństwa niewiele było miejsca na beztroskę. Sukienka zawsze miała być czyściutka, ciemne włosy nie splątane w kołtuny zaś kolana całe. Nie było miejsca na bieganie za starszym bratem czy chodzenie po drzewach, nawet jeśli zawsze marzyła o tym by jak ptak znaleźć się w koronie drzew i odlecieć w dalekie strony.
Zawsze idealna.
Zawsze wychwalana przez wszystkich, jakoby była dzieciątkiem idealnym - posłusznym, grzecznym, bezproblemowym. Pozbawiona buntu, kaprysów bądź niesfornego zachowania. Jedynie raz zbuntowała się rodzicom, choć nie jest w stanie przypomnieć sobie o co chodziło. Wybuch rozpaczy malutkiej istoty któremu towarzyszyło objawienie magicznych mocy. I choć była to wieść niezwykle radosna, tak zniszczenie humoru ojca przypłaciła niezwykle słoną karą... Której nie chciała nigdy więcej powtarzać.


And if that mockingbird don’t sing,
Papa’s gonna buy you a diamond ring.


Dostawała wszystko, czego mogłaby zapragnąć jej dusza. Śliczne sukienki, najpiękniejsze lalki i największe misie. Dostawała o wiele więcej, niż mogłaby pragnąć bo gdy przyszedł czas edukacji Ophelia wstąpiła w szeregi Sunset. Elitarnej szkoły dla młodych dziewczynek, mającej zapewnić jej najlepszą możliwą edukację. Poziom wykształcenia odpowiadał wysokim ambicjom ojca, zaś fakt, iż placówka została założona przez jej przodków odpowiadał matce. Idealnie, czyż nie?
Pozostawała idealna.
Miła, uśmiechnięta, służąca pomocą i posiadająca same dobre stopnie. O prezencji godnej panny z tak poważnej szkoły, napędzając dumę w ojcowskie serce... Dlaczego nikt nie chciał z nią rozmawiać? Dlaczego łypały na nią dziwnymi spojrzeniami i szeptały coś gdy tylko odwracała spojrzenie? Przecież była idealna, przecież w rodzinnym domu każdy chętnie z nią rozmawiał...
Pierwsze lata szkoły sprawiły, że Ophelia zrozumiała, czym jest samotność. To paskudne poczucie odosobnienia i izolacji, ta tęsknota za zwykłą obecnością, której w rodzinnym domu miała pod dostatkiem. Z zazdrością zerkała na dziewczynki śmiejące się razem i wesoło biegające po dziedzińcu szkoły. Na te, których rajstopki nie były śnieżnobiałe lecz poznaczone gdzieniegdzie rozcięciami. Na włosy rozwiewane wiatrem...
Zawsze zastanawiała się jak to jest.
Bała się jednak podejść i przełamać pierwsze lody.
Kto czyta ten nie jednym życiem żyje.
Ciche motto powtarzane od czasu usłyszenia go gdzieś na lekcji angielskiego szybko stało się prawdą. To właśnie książki zaspokoiły dziecięcą ciekawość panienki Verity. To latała na wielkim smoku, to zdobywała samotną górę by znów kolejnego wieczoru siedzieć w wysokiej wieży i czekać na swojego rycerza. Zamiłowanie do literatury Ophelia zdawała się wyssać z mlekiem matki i nawet Benjamin I zdawał się być z obrotu spraw zadowolony. Córka była zbyt delikatna i krucha by walczyć na sądowej wokandzie, zdawała się naturalnie podążać w stronę korzeni matki. Czytała więc namiętnie o przygodach, do których nieśmiało wzdychało jej serce. O dalekim świecie, który znała jedynie z atlasów i lekcji geografii. O wymyślnych zwierzętach, które wydawały się być zwykłą ułudą… Nie wie, ile czasu spędziła w Bibliotece rodu Abernathy, wiedziała jednak, że po czterdziestu pięciu krokach należało skręcić w lewo, zrobić kolejnych ich sześćdziesiąt by na szesnastej półce od góry, równo po środku półki, znaleźć jej ulubioną powieść.
Ze wszystkich bajek, jakie przyszło jej poznać tylko te o Dobrej Wróżce zdawały jej się być prawdziwe, przynajmniej w połowie. Tata zawsze jawił się jej właśnie jako taki dobry wróżek, który za machnięciem czarodziejskiej różdżki oddawał kolor temu światu. Był jej lekiem na całe zło, nawet jeśli dziewczynka czasem wykorzystywała to, iż patrzył na nią przychylnym okiem. Pewności, iż jej ojciec jest wróżkiem nabrała kilka miesięcy przed dziesiątymi urodzinami. Wróciła wtedy do domu zapłakana, białe rajstopki na kolanie przyozdobione były brudem ziemi i jej własną krwią. Łkając opowiedziała, jak to dziewczynka ze starszej klasy zepchnęła ją ze schodów a ona wylądowała w błocie brudząc ubrania. W tamtym momencie nie była już idealna, tato przecież nie lubił, gdy chodzili brudni i ten fakt bolał ją bardziej niż roztrzaskane kolano. Skarżyła się, że nikt jej nie lubi, a przerwy spędza sama w jakimś kącie. Opowiadała, jak szepczą za jej plecami i jak to za jedynych przyjaciół ma ulubione książki... A wraz z nią płakało całe biuro ojca. Dosłownie, gdyż był to ten moment w którym najmocniej przebudziła się drzemiąca w niej moc. Sufit, regały, teczki z dokumentami, lampy. Każda część wystroju ojcowskiego biura poczęła sączyć z siebie słone, krokodyle łzy. Gdy opatrywali jej kolano płakał również bandaż i buteleczka wody utlenionej, aż podłoga stała się śliska i niebezpieczna. I choć była wtedy groźbą zniszczenia dokumentów nie dała się wyciągnąć z tamtego pokoju, póki nie padła z wycieńczenia.
Tamto wydarzenie osnute jest woalem tajemniczości, gdyż nie była pewna czy wydarzenie to działo się na jawie czy też w śnie. Jedynie nadąsany ojciec zdawał się potwierdzać tę pierwszą możliwość.
Wystarczyło kilka dni, by sytuacja diametralnie się zmieniła. Koleżanki z klasy zaczęły zapraszać ją do swojego stolika i nawet ta paskudna Alice która zepchnęła ją ze schodów w ramach przeprosin przyniosła jej drożdżówkę z rabarbarem. Ophelia była pewna, że jej dobry wróżek czuwał nad nią i odczarował zły urok. W końcu, w przeciwieństwie do innych ojców umiał czarować, czyż nie?
Kilka miesięcy później Ophelia świętowała dziesiąte urodziny tak, jak zawsze chciała. W sukience księżniczki, pośród mydlanych baniek, dmuchanego zamku oraz przyjaciółek z którymi plotła później warkocze na grzywie kucyka, jakiego otrzymała od ojca.
I znów było idealnie.
Szkółka Kościelna była dla niej doświadczeniem odmiennym od zwykłej szkoły. Verity zdawało się otwierać o wiele więcej drzwi, niż mogłaby się spodziewać. W swej percepcji uważała, że są najzwyklejszą rodziną. Dzieciaki jakoś same zdawały się ją zagadywać, Ophelia zaś cieszyła się, że tym razem poszło łatwiej. Prościej… A jej idealne życie dalej mogło być idealne, niezmącone problemami bądź troskami dni powszednich. Panna Verity dopiero tam poczuła się pełnoprawną czarownicą. Dopiero wtedy, gdy przyswoiła pierwsze inkantacje, zaś moc działała wedle jej woli uświadomiła sobie, że jest wyjątkowa. I nawet jeśli niektóre z dziedzin magii zdawały się jej zwyczajnie nie pasować, sumiennie odrabiała wszystkie prace domowe, przygotowywała się do zajęć oraz pracowała nad zaklęciami, byleby nie ujrzeć na twarzy ojca wyrazu zawodu oraz rozczarowania. Najlepiej szło jej z magią iluzji, której arkana przypominały jej snute w książkach opowieści. Iluzją można było manipulować percepcją człowieka; wpływać na to, jak odbierał świat i sztuka ta w czymś przypominała jej ukochane książki.
Grała więc w grę, której zasady nie były jej znane. W grę o której istnieniu nawet nie wiedziała. Robiła więc wszystko, by być idealną córeczką tatusia. Zawsze zachowującą się tak, jak tego od niej wymagano.
Zawsze perfekcyjna.
I z roku na rok coraz bardziej tęskniąca za czymś, czego nigdy nie przyszło jej poznać.


Dear Sir or Madam, will you read my book?
It took me years to write, will you take a look?


Pierwsze opowiadanie napisała w wieku lat jedenastu. Nauczycielka języka angielskiego zaproponowała jej udział konkursie literackim, co zakochana w książkach dziewczyna odebrała za bardzo duży komplement. Wersji opowiadania finalnie powstało piętnaście i to tą ostatnią Ophelia uznała za tę właściwą. Z nadzieją wysłała pracę i, z niewielkim zaskoczeniem, zajęła drugie miejsce…
To właśnie to wspomnienie, obok godzin spędzonych w bibliotece rodu jej matki, podaje zawsze zapytana, skąd pojawił się pomysł zostania pisarką. Trzymana w sztywnych klatkach rodzinnego perfekcjonizmu uwielbiała marzyć. Pogrążać się w światach, których nigdy nie przyjdzie jej zobaczyć. Robić rzeczy, których robić zwyczajnie nie mogła by nie złamać idealnej fasady nie ranić ojca. Historie układane w głowie zawsze były miejscem, do którego uciekała gdy tęsknota aż nazbyt przepełniała jej serce. Gdy opuściła progi Sunset wiedziała już dokładnie, że to z pisaniem chciała związać swoje życie. Chciała, marzyła o tym, iż będzie kiedyś w stanie dać innym to, co ona sama otrzymała z kart starych ksiąg - nadzieję.
Frozen Lake High było doświadczeniem o wiele przyjemniejszym od poprzedniej szkoły. Mury były bowiem już jej znane gdyż wcześniej kilkukrotnie widziała budynek szkoły, którą niegdyś przechadzał się jej brat. Pamięta, że bała się odpowiedzieć ojcu na pytanie dotyczące jej przyszłych planów. Bała się, że zobaczy zawód w oczach Benjamina I gdy zdradzi, że chce pisać. Czuła, że posiadał w niej większe nadzieje, że widział ją w innym miejscu… Dłonie jej się  pociły, gdy przyszło do ów rozmowy, serce wyskakiwało z piersi.. Tata jednak zdawał się przyjąć to wszystko nadzwyczaj dobrze. Beatrice zaś zachwycona była, iż to o historii chciała pisać jej córka. Prawdziwej, nie zmąconej przekłamaniem.
Historii, która w końcu wróci do swych prawowitych właścicieli.
Opowieści o dawnych dziejach towarzyszyły jej od najmłodszych lat. Nie było to jednak rzeczą dziwną, gdy połowa twoich bliskich nosiła nazwisko Abernathy. Kiedyś zasłyszała, iż nic w świecie nie jest nowym poczęła więc dokładnie zapoznawać się z tym, co było aby wiedzieć, co też mogło wydarzyć się w przyszłości. Zawsze lubiła historię, zaś gdy dowiedziała się, że poza tą  niemagicznej szkoły jest jeszcze jedna, która pozostaje w tajemnicy... Fascynowało ją to jeszcze bardziej. Szukała połączeń oraz przekłamań, spędzała długie godziny w bibliotece rodu Abernathy... Zaś zwieńczeniem tego zafascynowania był fakt, iż będąc w Harvardzie dobrała sobie dodatkowy, trzyletni kurs poświęcony właśnie historii. Skoro chciała ją opisywać i znajdować to, co pozostawało ukryte musiała wiedzieć w czym szuka oraz jak tego robić.
Ciężka praca oraz skupienie na celu dały swoje rezultaty w postaci przeprowadzki do Bostonu. Nie byłaby Verity gdyby nie dostała się na jedną uczelni Ivy League, dokładniej na sam Harvard i studia poświęcone, oczywiście, pisaniu. I choć cieszyła ją wizja doświadczenia tego, o czym opowiadał brat oraz posiadania kolejnej wspólnej z nim cząstki życia, Harvard skutkował kubłem zimnej wody wylanej na głowę. Do tej pory zawsze była idealna. Perfekcyjna, wywołująca zachwyty wśród rodziny i znajomych, a tu…
”Mary Sue pozbawiona jakiegokolwiek charakteru. Mdła postać z syndromem księżniczki, żyjącej w słodkiej, mydlanej bańce.”
Do dziś pamięta słowa wykładowcy który, nie przebierając w słowach zauważył, że nadaje się na pisarkę tak, jak krowa nadaje się do balety. Tworzone przez nią opowieści ponoć były błahe, nazbyt idealne, pozbawione jakiejkolwiek realności. Wytykał, że winna pisać powiastki dla dzieci a nie brać się za literaturę faktu, by zakończyć dziesięciominutową tyradę tym, iż pieniądze tatusia to nie wszystko,a jej przydałoby się zaznać odrobiny prawdziwego życia. Ophelia była… zdruzgotana. Ja to się mogło stać? Jak mogła do tego dopuścić? Zawsze przecież była idealna, zawsze spełniała wymogi, jakie stawiali przed nią inni i tylko jeden, jedyny raz kogoś zawiodła, a teraz… Nie znała wcześniej tego uczucia. Nie wiedziała, jak to jest gdy stawia się przed nią prawdziwsze wymagania i wytyka brak znajomości prawdziwego życia. Bo czy to jej nie było prawdziwe? Owszem, posiadali więcej pieniędzy i wszystko zdawało się układać pomyślnie, lecz czy był to powód, aby ją dyskryminować?
Nie wiedziała.
Po raz pierwszy w życiu.
I po raz pierwszy w życiu miała ochotę się poddać. Porzucić marzenia, przyznać się do porażki w idealności i zaszyć pod kołdrą czekając, aż przyjdzie po nią słodka śmierć. Benjamin II Verity był tym, który ją od tego odwiódł. Podczas długiej rozmowy przypomniał jej, że jest silna; że poradzi sobie niezależnie od warunków… Że Verity się nie poddają.
Zyskała siłę do walki o swoje marzenia.
Opuszki palców zarte miała od maszyn do pisania oraz długopisów. Podczas pierwszej sesji egzaminacyjnej miała problem, aby wypełnić arkusz testowy gdyż jej palce zdawały się być zatrzaśnięte w jednej pozycji. Robiła wszystko aby udowodnić panu Tremblay, że był w cholernym błędzie, zaś ona zdobędzie to, o czym marzyła. Wyniki miała dobre, jej warsztat pisarski również uległ poprawie, nadal jednak brakowało jej autentyczności…
Zaczęła więc obserwować. Uważnie, dokładnie przyglądała się otoczeniu w jakim przebywała. Oglądała soczyste pocałunki wymieniane przez zakochane pary, łzy koleżanki gdy zmarł jej ukochany pies, ciężkie westchnienia pani Smith gdy brała kolejną zmianę w pobliskim sklepie aby wyżywić dzieciaki… Zaczęła spacerować. W wolnych chwilach i wieczorami. Zatrzymywała się na ulicy i przyglądała się scenom codzienności, jakie rozgrywały się za szybami okien. Próbowała poznać nieznajome postacie, zrozumieć co nimi kieruje, o czym mogą marzyć… Obserwowała z daleka, czasem pod osłoną nocy podchodząc ciut bliżej i chłonąć to, co było prawdziwe i cholernie autentyczne. Coś, co do tej pory pozostawało poza jej zasięgiem.
Pomagała jej w tym, i nadal pomaga, magia iluzji. Dzięki niej mogła chować się przed oczami niczego nie świadomych obiektów obserwacyjnych bądź przekierowywać ich uwagę w drugą stronę, tak by mogła umknąć niezauważona gdy podchodziła za blisko. Zawsze z notesikiem, zawsze uważnie ich obserwując. Jedynie czasem posyłała im coś, co wpłynęłoby na ich emocje oraz percepcję ciekawa, jak zachowają się pod wpływem nowych bodźców oraz jak wpłyną one na przebieg sytuacji... A to okazywało się pomocne podczas pisarskich bloków, gdy nadchodził termin ostateczny, a słowa nie układały się tak, jak powinny.
Doświadczała.
Z każdym zaś doświadczeniem szła poprawa jej autentyczności, zrozumienia do ludzkich problemów oraz rozterek. I zagłębianie się magicznej oraz niemagicznej historii również pomagało... Na trzecim roku studiów, zapragnęła czegoś więcej, niż tylko opowiadania historii na nowo... Wiedziała jednak, że oficjalnie nie może zmienić wyboru pewna, iż to wiązałoby się z zawiedzeniem ojca.
Wpierw pisała więc do szuflady. Opowiadania powstał w jej głowie, wydarzenia do których dodawała pieprzu i ognia traktując je niczym najlepszą inspirację. Pomysł, jak pogodzić zapędy serca z brakiem rozczarowania ojca pojawił się przypadkiem. Podczas swoich wieczornych obserwacji przyglądała się drzwiom, do których wabił neon w kolorze ostrego różu. Ledwo się szarzyło, zebrały się pod nim jakieś kobiety, na moko w podobnym wieku do niej. Opowiadały sobie o stresie nowej pracy, o obawach, ekscytacji... I pseudonimach.
Tak powstała Miss Inferno.
Odważna, nie bojąca się kontrowersyjnych tematów, niezwykle tajemnicza pisarka której dzieła zaczęły zalewać wydawnictwa w Bostonie. Jeśli któreś nie odpowiadała, wysyłała do niego inną opowieść. Stale, regularnie maltretując je słowem pisanym. To musiało się udać. Anonimowość, podlewana odpowiednią sumą, zapewnić miała dobre nastroje ojca i spełnienie chociaż jednej zachcianki jej serca.
Nie poddawała się choć zajęło jej to kilka lat, w końcu udało jej się wydać pierwszą powieść, dokładnie miesiąc po otrzymaniu dyplomu.
Próbuje łączyć więc dwa nurty. Oficjalnie opisuje historię na nowo skupiając się na znajdujących się w niej kobietach. Ophelia oddaje im to, co należało do nich choć wielu patrzy na nią pobłażliwym okiem. Pod pseudonimem pisze głównie opowieści kryminalne. Gorące, pełne akcji oraz intryg z nadzieją, iż osiągnie w końcu status bestsellerowej autorki, zwłaszcza, że bliska jest ukończenia drugiego dzieła.
Szkoda tylko, że nie wszystko układa się tak, jak jej kariera.


You strike me as a woman who has never been satisfied...


Okres dorastania oraz burza hormonów nieuchronnie sprawiały, że małe kaczątko przeobraziło się w łabędzia przyciągając spojrzenia kolegów. Słodka, niedoświadczona Ophelia nie wiedziała, czemu tak chętnie jej towarzyszą i choć nie raz przyszło jej czytać o wielkiej miłości która już od pierwszego spotkania powalała na kolana… Tak nigdy nie czuła takiego uczucia. Na bal kończący szkołę zaprosił ją chłopak z Kręgu i choć nie wodziła za nim sarnimi oczami z zachwytem, nie chciała przegapić tego, jakże ważnego wydarzenia. Sukienka w kolorze pudrowego różu była dziewczęca i długa do samiutkiej ziemi, Ophelia rozświetla świat swoim uśmiechem i wszystko zapowiadało, że dziewczyna zapamięta ten wieczór w samych, pastelowych barwach… Teraz, gdy wraca wspomnieniami do tamtego wieczoru wzdryga się na wspomnienie zapachu trawionego alkoholu, niechcianego dotyku dłoni na jej udzie i strachu, jaki wiązał jej ciało. Pamięta również jak brat otwiera drzwi do samochodu, z którego nie mogła się wydostać. Pamięta, jak jego pięści pokrywają się czerwienią. Pamięta siłę jego uścisku, gdy łzy rozmywały delikatny makijaż…
Trauma pozostawiła na jej psychice zadrę. To nieprzyjemne uczucie niepokoju gdy w jej otoczeniu przebywał obcy mężczyzna. Idąc ulicą spinała mięśnie, w dłoni trzymając klucze zupełnie jakby miały ją ochronić. Unikała imprez, trzymała się jedynie z koleżankami... Dopóki nie pojawił się on. Oswajał ją. Powolutku, kroczek po kroczku nie dając za wygraną, gdy ta posłała go do diabła. Brak było w tym jednak nachalności, jedynie zrozumienie i chęć sprawienia, by czuła się bezpiecznie. Nie poddał się, choć oficjalne zabranie jej na randkę zajęło mu dwa długie lata. I choć nie było jak w tych wszystkich książkach, Ophelia wiedziała, czym to uczucie było. Serce wyrywało się z piersi gdy widziała jego uśmiech, umysł zaś chciał uporać się z traumami, by odciąć się od przeszłości. To On pokazał jej to, czego nie znała do tej pory. Dał jej zasmakować wolności, zabawy oraz nie idealności, przepełniając poczuciem, że mogła mieć wady i nadal być kochaną. Stał się stałą częścią jej dnia. Towarzyszył jej podczas wizyt u znajomych, w bibliotece bądź wycieczkach na pocztę, gdy ta wysyłała kolejne kopie powieści do kolejnych wydawnictw. Widział jak odbierała dyplom i zabrał ją do Europy, by oglądać zachody słońca na jednej z włoskich plaż. Uczył się z nią włoskiego skuszony spontanicznym pomysłem, by zakupić niewielki dom w pięknej Toskanii i to tam rozpocząć nowe, wspólne życie pozbawione jakichkolwiek trosk. Ophelia oczami wyobraźni widziała już, jak każdego ranka siadali na niewielkim tarasie by zjeść śniadanie i wypić filiżankę gorącej, gorzkiej kawy…
I wszystko byłoby jak w bajce gdyby słodka bańka nie prysnęła, przebita szpilą jej ojca. Pierścionek zaręczynowy zabłysnął na jej dłoni zwiastując, iż marzenia miały się ziścić. Ophelia pamięta, jak zasiadała przy rodzinnym stole. Pamięta dyniową potrawkę i cierpkość wytrawnego wina która odpowiadała cierpkości, jaka pojawiła się na ojcowskiej twarzy. Krótkie nie rozbiło plany oraz marzenia w drobny maczek,
Jak mógł jej odmówić? Jak mógł zabronić jej szczęścia? Przecież był jej dobrym wróżkiem, przecież zawsze pozwalał jej podejmować swoje decyzje o ile były rozsądne… Panna Verity zrozumiała co czuł Cezar gdy Brutus wbił nóż w jego plecy.
Benjamin Verity I uznał, iż jej wybranek nie jest godzin wchodzić w tę rodzinę, a On choć wieczorem zapewniał iż nigdy jej nie zostawi i rozwiążą problem, rankiem zniknął bez słowa. Zupełnie jakby nigdy wcześniej nie istniał zaś jej wspomnienia były jedynie wytworem wyobraźni. Zraniona uciekła od ojca do niewielkiego mieszkanka w Deadberry, wymawiając się tym, iż potrzebuje przestrzeni w pracy nad swoją, nieoficjalnie, pierwszą książką; że najlepiej pisze się jej w samotności i gdy tylko skończy wróci pod bezpieczne, ojcowskie skrzydła.
Nie wie, czemu wybranek zniknął. Nie wie, dlaczego ojciec nagle obrócił się przeciwko niej. Nie wie również, że jej krokami podąża pewien cień, któremu niedługo przyjdzie przysłonić resztki słońca w jej życiu.
Jedyne czego jest pewna to miłość brata i to, że słowem pisanym posługuje się cholernie dobrze.




Ophelia Verity
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : Pisarka
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Witaj w piekle!

W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda na Die Ac Nocte! Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po forum. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz , a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci i rachunek bankowy. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.

I pamiętaj...
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.


Sprawdzający: Frank Marwood
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Rozliczenie


Ekwipunek




Aktualizacje


28.05.24 Zakupy początkowe (+40 PD)
01.06.24 Osiągnięcie: Pierwszy krok (+150 PD)
07.07.24 Opowiadanie z wykonywaniem zawodu (I) (+10 PD)
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej