Scena mniejsza Jedna z mniejszych scen znajdujących się na terenie teatru Overtonów. To tutaj zazwyczaj wystawiane są przedstawienia na mniejszą skalę, a więc i z przewidzianą mniejszą widownią, natomiast jakościowo wcale nie odbiega ona od tej głównej. Miękkie, czerwone siedzenia sprawiają, że bardzo wygodnie i komfortowo ogląda się grających na scenie aktorów, a umiejscowione na górze lorze gwarantują świetny widok na całe przedstawienie. Mówi się, że mniejszy rozmiar sali sprawia, że przedstawienia są bardziej intymne czy personalne. Zazwyczaj, jeśli w teatrze wystawiane są sztuki jednoosobowe czy występy solistów, będą mieć one miejsce właśnie tutaj. Często tutaj również odbywają się próby czy przesłuchania, nawet jeśli samo przedstawienie swoją premierę ma mieć na scenie głównej. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
6 maja, 1985 roku. poranek Jeszcze raz, tym razem z uczuciem! Trzask rwanego materiału rozniósł się echem po sali. Lyra winiła idealną akustykę, ale reżyser obwiniał kostiumografa. — Cholera jasna, Kevin, to już czwarty w tym tygodniu! — warknął, rzucając teczką na scenę. Jej głośny brzdęk był jedynie preludium do chaosu, który się rozpocznie. Wszyscy spojrzeli na siebie nerwowo — złość reżysera nie była kierowana na żadnego z aktorów, jednak nie było to ich pierwsze rodeo. Doskonale wiedzieli, że szybko prąd rzeki może się zmienić, a wraz z nim nowa twarz obecnego kryzysu. Nikt nie chciał w takich momentach się wychylać czy nawet przypominać o swoim istnieniu. W tym tygodniu, rozgrywanym na deskach dramatem, były kostiumy. Lyra wymieniła spojrzenie z koleżanką, która również grała Debbie, z tym że w pierwszej obsadzie. Już pierwszego dnia, gdy tylko ogłosili listę castingową, Lyra zaprosiła ją na piwo, dowiadując się bardzo ważnej rzeczy — pierwsza Debbie była bardzo miła oraz pierwsza Debbie była w ciąży. Fakt, którym nie podzieliła się z reżyserem, aczkolwiek, który wymsknął jej się podczas integracji wszystkich Debbie. (Lyra była najmłodszą z nich, co sprawiało, że lekko kwestionowała wzrok osób odpowiedzialnych za casting. Żadna z nich nie wyglądała na siedemnaście lat.) Lyra obiecała, że nic nie powie; Debbie numer dwa wyglądała, jakby krzyżowała pod stołem palce, obiecując to samo. Nie byłoby to nic nowego w teatralnym świecie; zwyczaj kopania dołków pod innymi był bardzo żywy, nawet jeśli niepraktykowany przez Vandenberg. Po napotkanym spojrzeniu pierwszej—Debbie wiedziała, że obie myślą o tym samym — byle pozostać poza linią ostrzału. Krzyczący reżyser dostrzegł jednak, że robi to w pustkę. Kevin w międzyczasie ulotnił się na przerwę na papierosa i dopiero teraz wchodził do środka, ewidentnie nieświadomy końca świata, który się tutaj wydarzył. To, co nastąpiło później, było nieuniknioną eksplozją emocji kumulujących się od kilku tygodni. Od zerwanego rękawa, przez zbyt ciasne spodnie, po sukienkę, która sprawiała, że — cytując — Annie wygląda jak pospolita kurwa. Annie nie przejęła się tym komentarzem, nonszalancko kiwając głową i przyznając reżyserowi rację; nie był to zdecydowanie jej fason. Aktorom nie były obce emocje — w szczególności te ogromne. Lyra mogła przysiąc, że część z nich wpatrywała się w tę scenę, jakby mieli zaraz wyciągnąć zeszyty i zacząć robić notatki, aby przy następnym przedstawieniu, machnąć dłonią w ten sam, ekspresyjny sposób. Z jednej strony reżyser — jego podniesione ręce i podniesiony głos — a z drugiej Kevin — jego opuszczone ramiona i opuszczona pozycja w teatrze. Nie był to pierwszy raz, gdy Lyra widziała, jak kogoś zwalniano, ale z pewnością był to pierwszy raz, gdy była świadkiem tego, jak zwalniano kostiumografa na niecałe dwa miesiące przed premierą przedstawienia. Nie było to coś, co potraktować należy lekko; może przecież znacznie opóźnić premierę przedstawienia. Zarządzone pięć minut przerwy było konieczne — nikt nie chciał przecież dołączyć do Kevina na gilotynie zwolnień. Reżyser zdecydował, że papieros mu się zwyczajnie należy, a Lyra, że lubi ryzykować swoją karierą, bo wyszła wraz za nim. Tom zaciskał palce na papierosie, jakby od tego zależało jego życie. Znali się już wcześniej — Lyra mogłaby nawet zaryzykować stwierdzeniem, że darzył ją sympatią. Pomiędzy ich ostatnim przedstawieniem a teraz, słyszała, że wyjechał do Kalifornii, gdzie działał we własnym teatrze The Groundlings. Nie miała zielonego pojęcia, dlaczego wrócił — nie były to rzeczy, o które bezpiecznie jest pytać artystów. — Poratujesz ogniem? — spytała, testując wodę. Każdy inny gest niż wyciągnięta w jej stronę zapalniczka, to sygnał, by uciekać do środka. Całe szczęście, chwilę później stała już z odpalonym papierosem, tytoniem w płucach i milczeniem zawieszonym w powietrzu między nimi. Nie była naiwną debiutantką, by próbować na siłę ciągnąć rozmowę ze wkurwionym reżyserem. Doświadczenie w teatrze to nie tylko doświadczenie na scenie, ale również — a może przede wszystkim — doświadczenie w lawirowaniu między kolebką wielu specyficznych charakterów. — Co za niewdzięczny gnój— Zaczyna się, pomyślała, kiepiując papierosa do popielniczki ustawionej przy drzwiach bocznych teatru. Milczała dalej, jedynie kiwając nonszalancko głową. Nikt tu nie będzie tęsknił za Kevinem. — Widziałaś, jak spierdolił kostium Anne. Co miałem zrobić? — nakręcał się dalej mężczyzna, a Lyrze zajęło chwilę, by zrozumieć, że nie było to pytanie retoryczne. — Nie mogłeś zrobić nic innego — przytaknęła mu. Nie musiała nawet się specjalnie wysilać o kłamstwo. Przedwczoraj Kevin, między próbami a przymiarkami, oznajmił jej, że jako Debbie powinna nosić krótsze spódniczki, żeby wiarygodniej odgrywać nastolatkę. — No właśnie, nie mogłem — westchnął, zaciągając się papierosem tak potężnie, że Lyra była aż pod wrażeniem. — Nie patrzcie więc na mnie jak na potwora— Czas wziąć się do roboty, Vandenberg. — Nikt nie patrzy tak na ciebie — uspokoiła go. — To aktorzy, patrzyli na przedstawienie, ale każdy tam popiera twoją decyzję. Kevin był do kitu. Wszyscy sekretnie się cieszą, że to nie on będzie ich ubierać na przedstawienie. Mężczyzna przyglądał jej się przez chwilę, ostatecznie kiwając głową kilkukrotnie w górę i w dół. — Poza tym, ktokolwiek przyjdzie na zastępstwo, będzie na pewno lepszy niż— Przerwała, widząc minę Toma. Żołądek nieprzyjemnie jej się ścisnął, a przez plecy przeszły ją nieprzyjemne dreszcze, gdy świadomość znaczenia tego spojrzenia, powoli do niej docierała. — Masz kogoś na zastępstwo, prawda? Milczenie było wystarczająco wymowną odpowiedzią. Teraz ona zaciągnęła się papierosem tak mocno, że była pewna, że wypali połowę za jednym zamachem. Dotarła do umownej granicy papierosa — od stycznia nie wypaliła całego za jednym razem i nie zamierzała teraz zaczynać. Zgasiła go o krawędź popielniczki i wrzuciła do środka. — Kurwa — skomentowała sytuację, a mężczyzna przypieczętował to stwierdzenie, dopalając do końca swojego. — Rzucasz? — zapytał, widząc, że jej połowa była wciąż całkowicie zdatna do wypalenia. Nie czekał jednak na odpowiedź, kontynuując. — Ja też próbowałem, ale potem pojawił się w moim życiu zasrany Kevin. Zrozumiałe. Być może wymyśliła właśnie najbardziej absurdalną rzecz, jaką mogła — być może najgenialniejszą. Polecenie w tym świecie warte jest wiele; nawet od kogoś takiego, jak ona. Tom, póki co zdawał się traktować ją dobrze — nie była oczywiście jego faworytką w żadnym stopniu, ale fakt, że już kiedyś razem pracowali, zdawał się wywrzeć na nim dobre wrażenie. Wiele ryzykowała, mówiąc to, co właśnie zamierzała. — Słyszałeś kiedyś o Vittorii L'Orfevre? — pytanie ewidentnie przykuło uwagę reżysera, a mina sugerowała, że owszem. Słyszał. — Ona Anne w życiu by w coś takiego nie ubrała. Tylko mówię. Gdy wchodziła do sali, wciąż widziała kątem oka, jak kiwa głową. z tematu [ukryjedycje] |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów