Tessa Fogarty
ILUZJI : 10
SIŁA WOLI : 17
PŻ : 173
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
26 kwietnia 1985just try not to yell, okay?Nevell Bloodworth, Teresa Fogartyprzeniesione stąd, bo nie zdążyłam zacząć w lokacji na czas Chciała być miła, przynajmniej na samym początku nie zamierzała prychać na niego z niezadowoleniem, ostentacyjnie okazując mu całą swoją niechęć. W rzeczywistości, jej nielubienie Bloodwortha było grubymi nićmi szyte, do czego oczywiście nie chciała wprost się przyznać. Nie, nie była zazdrosna o jego znajomość z Cecilem, nigdy nie uważała, że powinna czuć się zagrożona obecnością różnych ciekawych panien w jego życiu czy dziwnych facetów, a zwłaszcza jednego. Czuła się przy nim dziwnie, zwłaszcza gdy towarzyszył im jej brat bliźniak i wyraźnie czuła każdą zmianę jego nastroju, zmieszanie – wtedy doskonale wiedziała, które z uczuć należały do niego, a które to jej własne. Dogryzała Nevellowi przy każdej okazji, dawała się wytrącać z równowagi i wciągać w pyskówki z których wychodziła tylko jeszcze mocniej poirytowana niż zazwyczaj. Dzisiaj jednak obiecała sobie, że zachowa się tak jak przystało na osobę dorosłą i nie będzie dawać z siebie robić gówniary z którą można się wykłócać o wszystko. Póki co miała dobry humor. I oby pozostało tak jak najdłużej, dla dobra ich obu. — Nie schlebiaj sobie — uniosła wzrok ku niebu. Z pewnością nie miała lepszych zajęć w życiu niż śledzenie jakiegoś studenciaka, którego poznała głównie ze względu na to, że kręcił się koło jej bliźniaka. Albo na odwrót. Mało istotne, wbił się w jej orbitę i nie zapowiadało się na to, by szybko z niej wyleciał. Jeśli jej przypuszczenia się sprawdzą, to miał szansę pozostać w niej na jeszcze jakiś czas, zależnie od stałości nowej fascynacji brata. — Jeśli chcemy udawać, że wiesz o Cecilu więcej niż ja… Cokolwiek pozwoli ci zasnąć w nocy! — westchnęła niemal teatralnie i zarzuciła włosami. Pieprzony bezczel. A to dopiero pierwszy z przepełnionych irytacją epitetów, jakie przyszły jej do głowy, gdy wróciła na miejsce kierowcy i zapięła pas zanim ruszyła do autem w kierunku Little Poppy Crest. Jeżeli miała już go gdzieś zabrać, to w porządne miejsce. Już widziała oczami wyobraźni jak Nevell skarży się Cecilowi, że jego zatrucie pokarmowe było przez nią zaplanowane i jest wściekłą, wiecznie drącą się, mściwą babą. Oczywiście, dbała też o siebie, niedługo kończył się jej krótki urlop i musiała wrócić do pracy. Dotarcie gdziekolwiek w Saint Fall z reguły nie zajmowało dużo czasu. Nie było to miasto wielkości Bostonu, zatłoczone, pełne napierających na siebie ludzi, pośpieszających jedno drugiego. Odzwyczaiła się od tej leniwości, wolnego tempa, braku korków i ciągłych klaksonów, tak jakby kierowca przed nim wcale nie musiał tak samo jak cała reszta stać w rzędzie, bez przestrzeni do ruszenia przed siebie. Uniosła kącik ust w niemrawym uśmiechu poświęconym ostatnim miesiącom w Massachusetts i wyłączyła radio, przerywając prowadzącemu zapowiedź krążków, które miały się pojawić niedługo w sklepach muzycznych. Spojrzała przez okno na dinera Midday Munch i wskazała podbródkiem w jego kierunku. — Idziemy — powiedziała, wyciągając jeszcze z tylnych siedzeń swoją torebkę. Pasowała do bluzy i jeansów jak pięść do nosa, ale nie powinno mieć to żadnego znaczenia. Nie była to restauracja Paganinich, żeby musiała przejmować się nieprzychylnymi spojrzeniami. Popołudniowe obiady w barze przyciągały różne osoby, a przede wszystkim każdego, kto chciał zjeść coś dobrego i taniego. — Następnym razem wybiorę coś bardziej na poziomie — dodała z przekąsem, wchodząc do środka pierwsza i szukając wolnego stolika. Okazało się to nie być tak proste, większość neonowo czerwonych kanap była już zajęta, a nie chciał rozmawiać z Bloodworthem przy barze. Usiadła przy jedynej wolnej, znajdującej się przy oknie. Tak jak się spodziewała, kelnerka w fikuśnym fartuszku narzuconym na wiosenną sukienkę pojawiła się obok nich, stawiając przed nimi filiżanki i rozlewając kawę. Tessa dolała do swojej mleko i zamieszała łyżeczką. — No… To co mnie ominęło przez to pół roku? — zapytała niby od niechcenia. — Cecil dalej robi maślane oczy do Forgera? |
Wiek : 23
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : deadberry
Zawód : urzędniczka, krętaczka, złodziejka
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Nie protestował przeciwko temu niezapowiedzianemu spotkaniu z powodów czysto praktycznych. Potyczka słowna to coś, do czego mógł skłonić się wszędzie, jednak miejsce publiczne uniwersytetu nie zachęcało go szczególnie do zwracania na siebie uwagi. Bloodworth nie lubił jej na siebie sprowadzać, gdy nie była to aktywność na zajęciach akademickich, która mogła mu się zwrócić w postaci dodatkowych punktów. W każdych innych warunkach stosował podobne podejście — jeśli do toczonej rozmowy nie miał niczego do dodania (lub zwyczajnie nie chciał w niej współuczestniczyć), wybierał wzruszenie ramion lub przemilczenie. Stąd: branie Nevella na spytki okazywało się często przez przypadkowe osoby dowodem bezmyślności, zwłaszcza gdy kwestie dotyczyły Kręgu, a pytający nie należał do niego. To samo w sobie wykluczało kogoś z rozmowy w oczach Bloodwortha, zwłaszcza gdy w jego ocenie był zbyt ciekawskim obcym. Skrzypek nie miał podówczas wpływu na automatycznie aktywowaną reakcję politowania, wprowadzającą na salony intencjonalne zignorowanie kogoś. Bloodworth lubił droczyć się z Tessą. Nie dlatego, że za bliźniaczką Cecila nie przepadał, wręcz przeciwnie. Frogartina czasem prosiła się o przytyk, a on nie musiał się powstrzymywać jak na dystyngowanym spotkaniu przedstawicieli Kręgu. Nie wykazywał również w stosunku do niej oszczędnej, acz okrojonej wersji uprzejmości, którą stosował wobec niemagicznych w ramach wyuczonego automatyzmu, nad którym nie musiał się zbytnio zastanawiać. Nawet jeśli z Teresą przeciągali linę, to zawsze zwyciężało dobro Cecila, odsuwając na bok wszystkie kości niezgody, zwłaszcza gdy to Nevie stabilizował jego stan zdrowia, zastawszy go w opłakanym stanie. Nie dało się jednak w żadnym wypadku polemizować z tym, że Frogartina zniknęła zupełnie z radaru na blisko pół roku, nie racząc nawet wysłać im listownych wyjców. Pozostawiła zmartwionego Cecila tylko w rękach Nevella, sprzyjając poniekąd temu, że częściej się na siebie złościli, gdyż Tessa czasem stanowiła pewną przeciwwagę. Tym razem student medycyny traktował to jako porzucenie jej bliźniaka i emocjonalne okrucieństwo ze strony dziewczyny, tak jakby zapadła się pod ziemię, a jednak gdyby coś poważnego się jej stało — Cień by wiedział. Midday Munch był ich przystankiem położonym na Little Poppy Crest i połową drogi na Deadberry. Takim przystankiem, który miał zapewnić im względnie swobodną przestrzeń do wymiany zdań — w miejscu publicznym, by oboje przygryzali się w język, zanim zgodnie doprowadzą do eskalacji konfliktu, lecz również umowną prywatność, gdzie będą tylko we dwoje. — Taa — mruknął skrzypek, podążając za nią i wpatrując się w szyld lokalu wpasowanego w resztę budynków. — Następnym razem musisz wybrać lepsze miejsce na randkę. — W głosie Bloodwortha wybrzmiała ironiczna nutka, a kąciki ust uniosły się leciutko, choć złośliwie. Oczywiście, że wyczuł jakże subtelny przytyk do przynależności do Kręgu; zdawał sobie sprawę z niechęci jaki wobec nich żywili niektórzy czarownicy, tyle że nie stanowiło to szczególnej przeszkody, by odnalazł wspólny język z Frogartymi. Nevell pozwolił Tessie wypatrzyć i wybrać dogodny stolik, sam rozglądnąwszy się przelotnie po lokalu i jego wystroju. Podążył za nią, rzucając okiem na to, co znajdowało się na talerzach niektórych jego gości, aby orientacyjnie rozeznać się, czego mógłby spodziewać się w karcie. — To Cecil nie wtajemniczał cię w nic, co cię ominęło? Ani wzmianki o pożarze na Placu Aradii, ogniu i włamywaczach na Little Poppy Crest czy spadających z nieba aniołach? — zapytał student medycyny z wyraźnym powątpiewaniem w głosie. Nie uwierzyłby w to, że pomieszkująca w mieszkaniu Cecila Tessa nie wiedziała zupełnie nic o zdarzeniach, które ją mniej lub bardziej szczęśliwie ominęły. Nevie domyślał się wprawdzie, że ilustrator nie powiedział jej zbyt wiele satysfakcjonujących rzeczy, aby nie próbowała tego wydębić właśnie od niego. Jeśli Cień nie dał jej tego, czego chciała, kopała dalej, kierując się do skrzypka. Po nitce do kłębka. Wzmianka o Forgerze zagrała mu na nerwach znaną melodię, przez co skrzywił się mimowolnie, a niechęć do pielęgniarza zapłonęła, nawet jeśli Cecil miał znaczący problem z przewidywaniem konsekwencji swoich działań, to nie zmieniało stosunku skrzypka do mężczyzny. Tessy zapewne również; na tym polu również mieli nieśmiertelne porozumienie. — Tak, a co? — Jakże lakoniczna odpowiedź do upicia łyka gorącej, czarnej i gorzkiej kawy, której nie rozbielił mlekiem ani nie posłodził. Co tak naprawdę chcesz wiedzieć, Tina? Twierdzisz, że lepiej znasz Cecila ode mnie… Udowodnij, wiedział aż nadto, że balansowali na krawędzi, a Teresę może to tylko rozdrażnić. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Tessa Fogarty
ILUZJI : 10
SIŁA WOLI : 17
PŻ : 173
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Nevell Bloodworth potrafił działać jej na nerwy jak mało kto i było to niezaprzeczalne. Początkowo nie poświęcała mu szczególnie uwagi, gdy pojawił się pierwszy raz na tym samym spotkaniu Kowenu Nocy, co ona. Z doświadczenia wiedziała, że dobrzy – jak zakładała wtedy – chłopcy z dobrych domów raczej stronią od towarzystwa osób takich jak ona, a nie lubiła wpraszać się w miejsca, gdzie na samym wstępie wiedziała, że nie będzie chciana. Sposób, w jaki postrzegała Bloodwortha, zmienił się wraz z przyjaźnią kiełkującą między nim a Cecilem, obserwując zawiązującą się między dwoma chłopcami nić porozumienia. Nie tylko jej brat miał tendencje do śledzenia i obserwacji, ale to Tessa prędzej wchodziła w środek wydarzeń. Nie nie lubiła Nevella, ale nigdy wprost nie powiedziała. Starała się jedynie o dystans, który z kolei złośliwie skracał między nimi chłopak swoimi żarcikami i irytującymi przezwiskami. Zwłaszcza na początku chłopak najwidoczniej nie czuł, jak krótki lont ma Teresa zanim zacznie krzyczeć, ale co zdawało się ich łączyć już od jakiegoś czasu, to dbanie o dobro Cecila. I taki pakt była w stanie zaakceptować. Jedynie strzeliła językiem i pokręciła głową, gdy usłyszała coś o “randce”. — To zdążył mi przekazać i nie ukrywam, że perspektywy mamy chujowe — stwierdziła bardzo dyplomatycznie, nie szczędząc kolejnego przekleństwa, które do jej buzi o wciąż lekko zbyt dziecięcych rysach pasowało jak pięść do nosa. Nie dało się jednak zaprzeczyć, że znaleźli się w położeniu beznadziejnym i Fogarty, która zajechała dopiero do miasta i na samym wejściu otrzymała od brata podobne informacje, czuła się bardziej zagubiona niż wypadało jej się do tego przyznać. Nie mogła spodziewać się, że spokój tego sennego miasta zostanie ponownie zaburzony. Tym razem jednak zasług nie mogli przypisać sobie Fogarty. — Nie wiem, na ile wypadłam z łask przez swoją nieobecność — wzruszyła ramieniem i upiła łyk słodkawej kawy z filiżanki. Poinformowała o fakcie wyjazdu Zuge, ale nie tylko ona tworzyła zgrupowanie. Liczyła się z tym, że inni mogli tak miło tego nie przyjąć. Zmarszczyła brwi, słysząc jego odpowiedź. Akurat tego się nie spodziewała. — Co ty pieprzysz? Nie odpuścił sobie jeszcze latanie za jakimś starym chłopem? — wywróciła oczami, nie mogąc uwierzyć, że jej własny brat pozwalał sobie na taki bezsens jak uganianie się za facetem w połowie drogi do czterdziestki, który zachowywał się jakby połknął kij od miotły. Zrozumiałaby to jeszcze, gdyby Forger był bogaty i Cecil miałby z tego jakieś inne korzyści niż seks raz w tygodniu – niestety, znała nawet konkretną godzinę. Jednak nie miała żadnych złudzeń, że nic poza tym nie miał do zaoferowania. Wiedziała, oczywiście, że to nie jej życie, że nie byli wbrew filozofii ich stryja jednym bytem, który ktoś postanowił rozdzielić na dwie części i zobaczyć jak przebiegnie ten eksperyment. Miał prawo do własnych decyzji, niezależnie od tego jak były one złe i wyciągania z tego wniosków, ale Teresa nie była w stanie tak po prostu się z tym pogodzić. Zwłaszcza gdy wiedziała, jak oddziałują na Cecila jego wszystkie złe decyzje. — Okej, okej, bredzisz. Żartujesz, prawda? Znaczy… nie wydaje mi się, żeby ostatnio się spotykali. Jeśli Nevell chciał uważać, że mógłby wychwycić pewne rzeczy szybciej niż ona, mógł sądzić sobie tak dalej. Miała pewną przewagę, chociaż niejednokrotnie chciała jej się pozbyć. Z radością wyzbyłaby się syndromu dioskurów, byle postawić twardą granicę między nią a Cecilem. Między tym co było jej i jego. Cena za to była jednak za duża. — Cecil może być rozchwiany — truizm, wiedzieli to oboje. — ale zdaje się, że coś się zmieniło i nie obejmuje to jedynie tych wszystkich rewelacji. Nie jestem w stanie namierzyć tego samodzielnie. Dlatego rozmawiam z tego. Celowała na ślepo, bo czy mogła się podczas jej nieobecności pojawić jeszcze jedna osoba? |
Wiek : 23
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : deadberry
Zawód : urzędniczka, krętaczka, złodziejka
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Jeśli zaczepianie Teresy Fogarty można, by uznać za dyscyplinę sportową, to Nevell Bloodoworth z uznaniem biłby w niej co rusz to nowsze rekordy — nagradzane każdorazowo wrzaskami i agresją. Nie spalał z Tessą papierosa na pół, tak jak robił to z Cecilem. Maciupkie szpileczki, które jej wbijał czasami wystarczały na taką reakcję, jakby co najmniej dotknął jej pogrzebaczem. Skrzypek wiedział jednak, że pod powierzchownością tych złośliwości w razie potrzeby mógł na siostrze swojego cienia polegać. Tessa bywała mniej lub bardziej niestabilna, zdarzało się jednak, że wygłuszały ją leki, jakby przesunięto ją lekko w bok w oś osowiałości. Nevell jednak uważał, że problem może leżeć w źle dobranych medykamentach; taką przynajmniej wysnuł hipotezę, którą należało dodatkowo zweryfikować. — I nie wygląda, jakby miały się polepszyć. — Zabrzmiało niczym: jest jak jest. Bloodworthowi daleko było do lekkodusznego optymisty, zakładającego, że jakoś się to ułoży. Znacznie bliżej Nevellowi było to chłodno kalkulującego racjonalisty, który wykorzystywał okazję, która okazywała się pewnikiem, który nie wiązał się ze stratą. — Jeśli Zuge wiedziała, to wystarczy. — Skrzypek respektował łączniczkę z Matką Piekieł, gdyż kojarzył ją jako niezawodny filar Kowenu Nocy. Coś niemalże stałego, nadającego kierunek działaniom i definiując stabilność. Bloodworth czuł do niej duży szacunek, zachowując pewien dystans do rewelacji, z którymi zostawił go Cecil tyczących się Zuge i jej męża z przeciwnej strony barykady. Wobec tego nie można było przejść tak obojętnie i pozostawiało to dodatkowy rząd znaków zapytania, a wieść ta skonsternowała część członków. Nie wydaje mi się, żeby ostatnio się spotykali — cóż, nie żeby nie ufał Cecilowi, jednak dodatkowe potwierdzenie tego faktu przez Teresę, sprawiło, że Nevell na moment uniósł kąciki ust, ale te nie uformowały się w pełnoprawny uśmiech. Naturalnym było, że skoro ilustrator pozostawiał coś dla siebie, to na wybadanie gruntu przychodziła do studenta medycyny. — Może masz rację — odparł zbyt spokojnie Nevell, wzruszając przy tym ramionami. Pozory zachowane, choć nie potrafił wykrzesać z siebie sztucznego niezadowolenia czy irytacji. Nie raz i nie dwa po spotkaniu z Forgerem Cecil i tak przekraczał próg nevellowego mieszkania, odpływając w morfeuszową krainę na poduszce tuż obok niego. Wyprosił go spod drzwi tylko raz; Froggy skutecznie wytrącił mu ten argument z ręki. Próbuj kopać dalej, Tessie. Czasami Bloodworth pytał Teresy bezpośrednio o to, czy nie czuje się w jego towarzystwie dość specyficznie, biorąc pod uwagę fakt, że syndrom dioskurów miał się u bliźniaków Fogarty dobrze. Nevell zdawał sobie sprawę z tego, że ilustratorowi na nim zależy, ponieważ działało to w obie strony, nawet jeśli zdawało się bardziej skomplikowane niż powinno. — O co konkretnie ci chodzi? Nie każ mi się domyślać i bądź bardziej bezpośrednia — Wychodziło na to, że Frogarty prowadził ją w rewelacje okołokowenowe i apokaliptyczne, jednak zawiązanie ich relacji w oficjalny kształt zachował dla siebie. Znali Cecila na tyle, by wiedzieć, że Cień sam z siebie lubi wpakować się w serie krzyżowych i nierzadko sprzecznych serii emocji, a także doświadczeń. Naocznym przykładem tego okazywał się obserwacja tego, gdy Nevie i Froggy po spięciu nie mieli najmniejszej ochoty wymieniać ze sobą żadnych słów, jednak nie potrafiąc w ogóle zachować dystansu fizycznego, tak jakby obaj chcieli mieć pewność, że nieprzyjemności wynikłe z rozmowy nie położą się cieniem na ich relacji. — W porządku. To już jakiś punkt zaczepienia. Zmieniło się to na dobre, czy na złe? — Dopiero wtedy Nevell uraczył się kawą, mając na uwadze, że za niedługo dosięgnie go nowy zastrzyk energii. Potrzebował skupić się na piciu napoju, aby jakiś zdradliwy uśmieszek nie uformował się na jego ustach. Czy Teresa miała jakieś podejrzenia? Czy już się nie zdradził? Czy spotkała się z nim z nadzieją, że to właśnie on nada jej podejrzeniom trajektorię lotu? Z jednej strony zdawała sobie sprawę z faktu, że Nevellowi na Cecilu zależało bardziej niż jedynie na przyjacielu, zresztą wytknęła kiedyś bratu, że zaprzyjaźnieni ludzie na siebie tak nie patrzą, a z drugiej Bloodworth wcale nie wyglądał na rozdrażnionego. Pytanie brzmiało, czy Tessa mogłaby wziąć to za dobrą kartę i poszlakę, biorąc pod uwagę to, że mógłby nie zostać w coś wtajemniczony przez Cienia. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny
Tessa Fogarty
ILUZJI : 10
SIŁA WOLI : 17
PŻ : 173
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
Nie od dziś przypuszczała, że Bloodworth traktuje wszystkie te zaczepki jako formę rozrywki i z czasem, gdy nabrał doświadczenia, wiedział doskonale, gdzie powinien ją dotknąć, by odezwała się głośniej, rzuciła w niego poduszką czy dała swojej złości upust w inny sposób. Nigdy nie było to nic groźnego, nie miała w zwyczaju rzucać się z pięściami na chłopaka ani używać magii przeciwko niemu. Poza tym, że nie chciała, aby było to cokolwiek groźniejszego niż ewentualny kuksaniec w bok, to zdawała sobie sprawę z tego, jak mógłby na to zareagować Cecil. Przez większość czasu reakcje brata i jego uczucia były głównym kryterium, jakie miała na uwadze, gdy robiła cokolwiek, co mogłoby uderzyć również w niego. — To znaczy? Uważasz, że nie mamy szans? — na to, co nazwała “szansą”, wpływ miało wiele czynników. Ich przygotowanie, ich potencjał, ale i praca zespołowa. Dotąd uważała, że skoro kowen działał tak wiele lat, coś musiało wpływać na jego skuteczność w tamtym czy innym obszarze. Co prawda do tej pory, z tego co dowiadywała się od bliskich jej eklezjastów, nie byli zmuszeni do walki i stawania w szranki z innymi czarownikami, a ostatnia porażka mogła ich czegoś nauczyć. Poza tym była szansa na wzrost w siłę, którą należało wykorzystać. Jednak to wszystko było jej przemyśleniami opartymi na własnych obserwacjach sprzed kilku miesięcy podlanymi dużą ilością myślenia życzeniowego. Jeśli ktoś mógł swoim własnym spojrzeniem na sprawę sprowadzić ją na ziemię, to nie zamierzała z tej okazji zrezygnować. — Wiedziała, nie zostawiłabym jej bez słowa. Szkoda, że nie dane mi było przyjść do niej osobiście i powiedzieć, że wróciłam ze swoich wakacji — opróżniła filiżankę do dna i zaczęła przeglądać menu, zastanawiając się nad tym, co mogłaby zamówić. Mogła chyba pozwolić sobie na jednego sandwicza na ciepło. — W razie czego, to coś ci kupię, żebyś potem nie powiedział Cecilowi, że jestem sknerą — rzuciła nonszalancko. Tak jakby miała więcej pieniędzy niż Bloodworth (nie miała) i mogła je rozdawać na lewo i prawo. Było to niesmaczne, gdy tylko patrzyło się na to z odpowiedniej perspektywy. Czasami uwłaczające, dla obu stron. Odzierające z jakiejkolwiek prywatności na polu emocjonalnym. Choroba, która ich połączyła, była spoiwem nierozerwalnym. Wielu próbowało przerwać tę więź, jaka była konsekwencją syndromu dioskurów, ale zawsze kończyło się to tragedią. By przeprowadzić to skutecznie, jedna strona musiała umrzeć. Więc niektórzy zabijali własnych bliźniaków, a dłoń im przy tym nie drżała, ale dla niej było to ciężkie do wyobrażenia. Dlatego zmuszona była do odczuwania za drugą osobę. Zmuszona była wiedzieć rzeczy, które powinny być poza jej dostępem, dla dobra ich dwójki, nie tylko własnego. Nauczyła się pewne zdarzenia ignorować, zapominać o nich, ale nawet będąc z dala od Hellridge wyłapywała momenty bólu i silnych emocji mimo odległości – ta przy ich więzi miała marginalne znaczenie. Nie umiała żadnych z nich połączyć z ewentualnymi spotkaniami Cecila z tym człowiekiem. I raczej ją to cieszyło. — Mówisz tak, jakby ci na tym nie zależało i wcale nie wkurwiał cię ten nadęty dziad — prychnęła pod nosem. I nie zaczynała w ten sposób tematu Forgera. Poświęciła facetowi za dużo czasu swego czasu, akcentując swoje negatywne odczucia wobec niego w sposób, jaki uważała za odpowiedni. W towarzystwie Nevella w tym temacie nie musiała się hamować. Teraz to już to nie miało znaczenia. Będzie ją najwyżej irytował na spotkaniach kowenu. Nic nowego. — Rany, tak właśnie się z tobą rozmawia. Mógłbyś się chociaż raz domyślić! — przewróciła oczami. To nie było przecież takie trudne. — Na dobre! Jakby się zmieniło na złe, to pogadałabym sobie z kimś innym w tym temacie! — powiedziała zniecierpliwiona, starając się nie unosić głosu. Obejrzała się dyskretnie na lewą stronę, gdzie siedziała matka z dziećmi. Prawdopodobnie te wyszły ze szkoły i właśnie pałaszowały burgery. Teresa też już była trochę głodna. Może dlatego gorzej u niej było z cierpliwością. — Jesteś zbyt rozluźniony, żeby ciebie to w żadnym stopniu nie dotyczyło. Nie udawaj, że nie. Co zrobiłeś? — nachyliła się nad stolikiem, podpierając o niego łokciami. |
Wiek : 23
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : deadberry
Zawód : urzędniczka, krętaczka, złodziejka
Nevell Bloodworth
ANATOMICZNA : 10
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 8
TALENTY : 13
Bloodworth nie mógłby powiedzieć z całkowitym przekonaniem, że Teresy Fogarty nie lubi. Na pewno brakowało jej tego uroku, którym żonglował jej brat bliźniak, aczkolwiek na tym polu mógł być zwyczajnie nieobiektywny, zwłaszcza, że jego znajomość z Cecilem zaczęła się od fascynacji Cieniem. To znaczy? Uważasz, że nie mamy szans?, zawisło między nimi niczym wyrzut sumienia — tak jakby jako eklezjaście nie wypadało mu nawet wziąć tego pod uwagę, a student medycyny przygryzł policzek. Dotychczas nie zastanawiał się nad tym, kto znajduje się po drugiej stronie barykady. Podział na my vs. oni dotychczas w zupełności mu wystarczał, przecież Kowen Nocy zajmował się do czasów znamion apokalipsy swoimi sprawami i pogłębianiem wiary w Matkę Piekielną. Pierwsze zwiastuny odchylenia od normy znanej większości czarowników i zaburzających ich bezpieczny byt w Hellridge, szczęśliwie nie przyciągnął uwagi większych podmiotów medialnych, ściągając tym samym obcych. — Nie mogę tego zawyrokować — odpowiedział ostrożnie dobierając słowa Nevell, wzruszając przy tym ramionami. Zawsze kierował się chłodniejszym osądem, a do tego potrzebował namacalnych danych. Śmierć Zuge i przegrana Kowenu Nocy, a także nie wezwanie listowne pozostałych jego członków wręczu mu wprawdzie pewne podpowiedzi i nie przełożą się one na optymistyczne wnioski, a już tym bardziej spotkanie Lilith we własnej osobie, rzucającej go do uległej pozycji niemagicznych oddających pokłon swoim bogom, nie odpędzi go od nich. — Nie zostaliśmy wtajemniczeni w to, kto znajduje się po drugiej stronie. Co jeśli to są bardzo wpływowe osoby i wprawione w swoje dziedziny magiczne? Jak niby mielibyśmy się na to przygotować? Przepływ informacji nie jest duży, a nie mogę powiedzieć, że ufam na tyle pozostałym członkom, jeśli nie mówimy o Blair, czy mojej cioci. Nikt nie ma tyle autorytetu, co Zuge, bez jej przewodnictwa, jesteśmy zgubieni. Nie zawsze młodość i brak doświadczenia to dobra moneta, Tessie. — Na szczęście Bloodworth nie wiedział, że winien nie ufać niektórym członkom Kowenu Nocy, zwłaszcza gdy na tapet wzięłoby się chętkę na porzucenie swoich towarzyszy jak ostatni szczur na tonącym statku, pędzący przez niezalane poziomy wyżej i wyżej. Wyjątkowy powód do najedzenia się wstydu przy faktycznemu oddaniu grupowych ideałów. — Umowa stoi, nie zrobię ci złej reklamy przed Cecilem. A jak będę coś gotował, to zaproszę cię na posiłek. — Nie miał wprawdzie szczególnej ochoty na jedzenie i nie korciło go sprawdzanie pojemności portfela jego rozmówczyni. Nevell raczej nastawiał się na budżetową opcję w postaci naleśników lub frytek. Teresa Fogarty strzeliła w dziesiątkę, zarzucając mu, że był zbyt niezaangażowany w temat Forgera, którego oboje mierzyli zwykle nieprzychylnymi spojrzeniami i nierzadko przy wycieczkach Cienia rozmawiali ze sobą o całej tej sytuacji. Nikt poza słuchaczką nie mógłby na tym polu zrozumieć skrzypka i przez to jechali na jednym wózku. Bloodworth zamiast się odnieść, przypomniał sobie o kawie, wracając do tematu po chwili: — Przecież sama stwierdziłaś, że się nie widują i to potwierdziłaś. Nie zaczęłaś tyrady na zachowanie Cecila i to, że się z tym ćwokiem dalej spotyka. — Brzmiało logicznie, a on nawet na moment uniósł brwi ku górze w udawanym niedowierzaniu. Oparł się mocniej plecami o oparcie, posyłając jej uważne spojrzenie. — Nie każ mi zgadywać. Ty i Cecil macie dokładnie ten sam problem, tyle że on nie mówi i w ten sposób sam robi sobie krzywdę, a ty… ty oczekujesz, że ktoś nadąży za tym, o co ci chodzi, gdy tego nie akcentujesz. — Problematyczność Fogartych była faktem, tak jak syndrom dioskurów. Niestabilność Teresy mogła wpłynąć bez trudu na huśtawkę nastroju u Cecila, jednak gorszy stan Cienia również mógł się odbić na jego siostrze. Ten kij miał dwa końce. Zwilżył ponownie wargi w gorzkim napoju, nie pozwalając mu wytracić ciepłoty. Zimna kawa niekoniecznie była tym, na co miałby ochotę przy spotkaniu z Teresą. Tymczasem co zrobiłeś?, zabrzmiało niemal jak oskarżenie i ani myślał, aby ściemnić pannie Fogarty, że się z jej brata czasem wyleczył. Nachylił się nieco do przodu, zerkając jeszcze w stronę kelnerki, której nie było na horyzoncie. — Widzisz, nawet ty umiesz się czasem czegoś domyślić, Tina. — Ponownie powiódł spojrzeniem, jednak nikt nieupoważniony nie wpakował się w ich przestrzeń. Ściszył głos na tyle, by tylko Teresa mogła go usłyszeć: — Twój brat w końcu dodał dwa do dwóch i zgodziłem się na oficjalną relację z nim. Po drodze nastraszył mnie nie na żarty i wpakował się w kłopoty, ale chyba lubi, gdy się o niego martwię. |
Wiek : 21
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : student medycyny