Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Sala operacyjna
Zawsze pachnąca detergentami i płynem do dezynfekcji. W środku znajdują się wszystkie sprzęty, o jakich mógłby marzyć chirurg, a jednak największe wrażenie na świeżakach robi zawsze regulowany wysokością stół - w końcu nie trzeba się schylać - oraz bardzo mocne światło, dzięki któremu prawie nie ma konieczności używania latarki czołowej. Dla pacjentów ten pokój może wyglądać onieśmielająco przez te wszystkie rurki i piszczące sprzęty. Na szczęście nie muszą się tym martwić dłużej, niż kilka pierwszych minut, podczas których łaskawie pozwala się im zachować przytomność.  
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1696-leander-van-haarst
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1720-leander-van-haarst
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1719-poczta-leandra-van-haarst
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f238-fairfield-street-7
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1716-rachunek-bankowy-leander-van-haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1696-leander-van-haarst
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1720-leander-van-haarst
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1719-poczta-leandra-van-haarst
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f238-fairfield-street-7
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1716-rachunek-bankowy-leander-van-haarst
08/04/1985

Oponiaki mózgowe. Hasło żywcem wyjęte z krzyżówek… oczywiście dla tego, kto może się poszczycić dobrym zdrowiem i odrobiną szczęścia. Niestety nie do każdego uśmiechała się zza rogu najprawdziwsza fortuna. Niektórzy znali ten termin z własnego doświadczenia, żeby nie powiedzieć „z autopsji”. Bo właśnie od autopsji zaczynał Leander van Haarst. Jako student wielokrotnie lądował w części sekcyjnej szpitala i nigdy nie odmawiał spokojnej współpracy z trupem. Szkolił się na neurochirurga. W tamtej chwili wszyscy, którzy dobierali mu zajęcia, doskonale wiedzieli, że musiał opatrzeć się z tematem, bo zabiegi tego typu nigdy nie będą przyjemne i sielskie. Naczynia krwionośne pod czaszką krwawią jak szalone, mózg porusza się pod palcami, a czaszka zabawnie śmierdzi, gdy się w niej wierci. Tutaj były jego pierwsze satysfakcje i porażki. Uczył się przebijać przez grubą warstwę kości i hamować rozwój krwotoku, gdy zamykał naczynia krwionośne śmiesznym pistolecikiem, jaki dosłownie je przypalał. W tym miejscu trwale upośledziłby człowieka. Pierwsze otwarcia czaszki mu nie wychodziły, ale kiedy w końcu udało mu się zrobić to poprawnie, natykał się na oponiaki przerażająco często. Większość z nich była zupełnie niegroźna. A może raczej „w chwili obecnej”. Za życia, bo po śmierci to raczej oczywiste. Było kilka specyficznych ułożeń guza, jakie mogłyby zagrażać, chociażby motoryce organizmu.
To nie był ten przypadek. Całe szczęście.
Młoda kobieta wjeżdżała na noszach do sali operacyjnej, przywołując bujającego w obłokach Leandra do rzeczywistości. Zamarudził nieco nad przebierankami. Jego chirurg asystujący był już gotowy i jedynie spojrzał na wiecznie niedospanego kompana z milczącym ponagleniem. Facet ewidentnie miał dość tej zmiany. Nie dziwota, ordynator wystawił ich obu do wiatru, kiedy nie stawił się na dyżurze i zlecił im przejęcie tego zabiegu za swojego przyjaciela, który ewidentnie leczył kaca razem z szefem. Niestety dla asystującego, to Leander był neurochirurgiem i to on dzisiaj miał przejąć stery.
Nikt nie lubił grać drugich skrzypiec.
Niebieski uniform, okulary, maska wylądowały na jego ciele jeszcze zanim zdołał pomyśleć o przedrękawiczkowym myciu dłoni. Najpierw poszukał swojej czołówki. Ubrał ochronę włosów, potem lampę. Włączył ją i wyszorował dłonie. Pozwolił, aby pielęgniarka ubrała go w dwie pary rękawiczek zawijanych na poły fartucha, nim z rękoma uniesionymi przed sobą zbliżył się do dziewczyny uśpionej już przez anestezjologa. Gruba rurka prowadząca do gardła pomagała jej oddychać, a drugi chirurg już wybrał miejsce nacięcia, sugerując się wynikami MRI wiszącymi na ekranie za jego plecami. Odgarnął dziewczynie włosy, smarował ją jodyną. Leander milcząco zgodził się z jego wyborem.
Rozpoczynali.
Pierwsze kroki były zabawą, dlatego van Haarst pozwalał, aby towarzysz się tym zajął. Nacinał skórę okrywającą czaszkę, aby uchylić przed nimi piękną, gładką… och. Lekarze aż unieśli brwi. Zerknięcie na wyniki rezonansu niewiele przyniosło im odpowiedzi. Nie było na nim widać przerostu oponiaka, który w tym momencie przejął kość czaszki mniej więcej w wielkości siedmiu centymetrów promienia. Zabieg będzie dłuższy, niż się spodziewano.
Korzystanie z kauteryzatora przywoływało wspomnienia, ale tym razem Leander nie pozwolił im się pochłonąć. Domykał naczynka i ocierał krwawienie. Drugi chirurg zakładał klipsy trzymające skórę, a potem założył rozpychacz, odsłaniając przed nimi więcej białej kości. Van Haarst przekazał mu sprzęt do elektrycznej kauteryzacji, gdy już nakreślił na czaszce plan, po którym poruszy się wiertło.
A potem otworzyli czaszkę. Pierwsza część oponiaka właśnie wtedy opuściła głowę młodej damy. Wycięta na dobre pozostawiła po sobie niemały otwór, z którym coś będzie trzeba później zrobić. Na ten moment przed mężczyznami czekał dalszy ciąg zmagań. Żmudne oddzielanie guza od delikatnej tkanki okalającej mózg było szalenie precyzyjną pracą wymagającą nie tylko sprawnego oka, ale również wspaniałej kontroli dłoni. Nadgarstek się męczył, robili krótkie przerwy. Guz był okropnie uparty, i solidnie wklejony, głównie przez swoją szerokość. Wyglądał tak, jak gdyby próbował przejąć dla siebie całą powierzchnię pajęczynek osłaniających zwoje.
Puścił. Ciche westchnienie opuściło usta Leandra. Kroił tę głowę już na pewno półtorej godziny i od ostrego światła zaczynały już szczypać go oczy. Pozwolił wspólnikowi postrzelać elektrycznością, a sam mrugał intensywnie, aby pozbyć się wilgoci nawilżającej przesuszoną śluzówkę. Kiedy poczuł ulgę, zabrał ze sobą fragment zniszczonej kości, aby dopasować ją do substytutu skóry, jakim mieli okryć żywą tkankę. Wycinał ją przez chwilę, a kiedy wrócił, byli gotowi do szycia. Zszywali wspólnie i dla postronnego obserwatora to kłębowisko nitek mogło wyglądać jak absurdalny bałagan. W szaleństwie musiała być metoda, bo pod sam koniec zostały już tylko szczypce, zakrzywione igły i zakrwawione gaziki. Zawiązali koniec szwów, poszukali tytanowej płytki, aby wwiercić ją kobiecie w głowę i osłonić miejsce, znad którego usunięto zniszczoną kość.
- Zwiąż ją - polecił, odsuwając się znad stołu, kiedy zwolnili klipsy i opuścili warstwy skóry na swoje miejsce. Z tym mógł go zostawić samego. Ufał, że tak prostej czynności nie da się schrzanić. Zdjął rękawice i rozdziewał się jeszcze ze stroju operacyjnego, kiedy w pokoju pojawił się drugi lekarz. Kiwnęli sobie milcząco głowami.
Po trzech długich godzinach zabieg został zakończony.

|zt
Leander van Haarst
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1696-leander-van-haarst
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1720-leander-van-haarst
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1719-poczta-leandra-van-haarst
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f238-fairfield-street-7
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1716-rachunek-bankowy-leander-van-haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1696-leander-van-haarst
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1720-leander-van-haarst
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1719-poczta-leandra-van-haarst
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f238-fairfield-street-7
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1716-rachunek-bankowy-leander-van-haarst
11/03/1985

Diagnostyka szpitalna potrafiła być okrutnie nudna… a z całą pewnością zawsze wymagała czasu. Dawała duże pole do przemyśleń dla człowieka, który zdecydowaną większość czasu pracy rezydował na sali operacyjnej, a który w takie dni jak ten właśnie, nie potrafił znaleźć sobie właściwego miejsca w przestrzeni i czasie. Na dzień dzisiejszy nie zaplanowano żadnych zabiegów, a w przypadku przyjęć pilnych, naprawdę niewiele było przypadków tak dramatycznych, aby wymagały interwencji akurat neurochirurga… a przynajmniej niewiele z nich odsyłano akurat do Leandra.
Przynajmniej miał dużo czasu na rozwiązywanie krzyżówek. Przerabiał już chyba dziesiątą z kolei, kiedy przez brzęczący strumień myśli przebiło się coś, co było pewnym odstępstwem od normy. Krzyki? Ale że na neurochirurgii? Uniósł lekko brwi w przejawie niezrozumienia i z pewną niepewnością uderzył końcówką długopisu o pokreśloną hasłami kartę z kwadratami. Decyzja o porzuceniu rozrywki nawet nie przyszła mu ze szczególną trudnością.
Wcale nie rozwiązywał jej już po raz trzeci. Za moment będzie znał na pamięć numery stron, haseł i recytował podpowiedzi.
Drzwi cicho się uchyliły, kiedy zdecydował o wyjściu na korytarz. Przeszedł nim powoli do miejsca, w pobliżu którego odzywało się właśnie najwięcej głosów. Leandrowi, włażącemu właśnie do ciemni za szybą pokoju z rezonansem magnetycznym, nikt nawet nie poświęcił uwagi. Dwóch lekarzy, trzy pielęgniarki i stażysta - gryzipiórek z czasopisma medycznego wpatrywali się jak zahipnotyzowani w powoli sunące łóżko i nogi znikające w jamie maszyny. Jak na zawołanie, wszyscy wlepili wzrok w kształty i cienie układające się na planszy podpisanej imieniem „Suzanne Collins”.
- Syringomielia - stwierdził Leander, kiedy na obrazie z MRI pojawiła im się dorodna jama torbielowa aż pękająca w szwach od płynu mózgowo-rdzeniowego. Ale to nie był koniec… maszyna mknęła jeszcze dalej przed siebie, chwytając w obrazowanie również cały kręgosłup delikwentki, który - mówiąc delikatnie - lata świetności miał już za sobą. Van Haarst zajrzał ponad ramieniem lekarza w metryczkę prześwietlanej. Rok urodzenia 1913. Nie musiał nawet dalej dociekać. Na drugim obrazie wyszło im kilka skrzywień i ucisków. Leander dostrzegał na obrazie przede wszystkim porządną skoliozę. Drugi doktor dorzucił przemieszczenie kręgów. Co do jednego wszyscy trzej nie mieli wątpliwości. Zmiany w obrębie istoty białej były na tyle rozległe, że kobieta musiała wykazywać szereg objawów, które albo były skrupulatnie ignorowane, albo sama pacjentka skutecznie odmawiała przyjęcia do wiadomości, że one tu są i same nie znikną.
- I co z tym zrobicie? - Zapytał Leander, bo mając ten komfort, że nie była to jego pacjentka, mógł do woli wypytywać innych o sposób postępowania i stosować ulubioną zagrywkę lekarza, który nie prowadził tego konkretnego numeru ubezpieczenia (tudzież osoby) - wymądrzanie się. Nie mądrował się jednak od razu. W tej chwili był zwyczajnie ciekaw, co też wymyślą jego ukochani koledzy z oddziału niemagicznego, bo jak na jego skromne oko, staruszkę należało niezwłocznie odwieźć do domu. Ten stopień zaawansowania jamistości rdzenia przy jej wieku był przynajmniej nieoperacyjny… a może inaczej, operacyjny był, ale przysporzyłby mnóstwo bólu, prawdopodobnych komplikacji i absurdalnych trudności z założeniem bocznika.
Pojawiła się wreszcie dyskusja, ale wcale nie trwała długo. Mimo że Leander zdołał zasiać w umyśle jednego z lekarzy wątpliwość na temat zasadności przeprowadzania operacji, to drugi zdecydowanie odmawiał przyjęcia logicznych argumentów. Van Haarst nie nalegał. To nie był trup, który liczył się do jego statystyki. Może, gdyby kiedykolwiek był w stanie wykształcić w sobie empatię, walczyłby jeszcze o życie Suzanne. Obecnie było mu ono całkowicie obojętne.
Mimo drobnego spięcia towarzyskiego Leander absolutnie nie mógł tego przegapić. Operacja była rozrywką, a on za moment miał umrzeć z nudów we własnym gabinecie. Nic dziwnego, że niezwłocznie go zakluczył i zaczaił się na podwyższeniu dla konsultantów, z którego całkiem nieźle było widać to, co działo się na stole operacyjnym.
Zanim wszyscy się zebrali, van Haarst zdążył znowu wynudzić się jak mops. Zdawał sobie sprawę z tego, że wszystkie procedury, omawianie wyników, podpinanie kabli i ubieranie gwiazdora - głównego chirurga - wymagały czasu, lecz nie spodziewał się, że będzie mu mijał aż tak powoli. Na szczęście, cierpienia wreszcie zostały ukrócone. Oto rozpoczynało się show.
Och, zdecydowanie go nie zawiedli.
Poziom skomplikowania zabiegu był okrutnie wysoki. Starsza pani miała dziwne skoki ciśnienia i kilka zrostów obejmujących górną część czaszki. Musiała niejednokrotnie się uderzyć, przeżyć wypadek lub napatoczyć się pijanemu mężowi o kilka razy za dużo… a może po prostu tak miała? Chirurg zdecydowanie nie doceniał dowcipu. Miotał się jak tygrys na wybiegu, kiedy próbował odessać nadmiar płynu i zlokalizować to jedno, konkretne miejsce, które wpływało na gromadzenie się cieczy. Wśród jam i nieustannego braku kontroli nad stabilnością pacjenta, wcale nie było łatwo się na tym skupić.
Operacja skończyła się zdecydowanie później, niż przewidywano, a sprzątania było po niej co niemiara. Pani Collins wylądowała na sali intensywnej opieki medycznej ze względu na swój wiek i stopień inwazyjności zabiegu. Pożegnała się z nim zaledwie kilkanaście godzin później.
Powikłania zatorowo-zakrzepowe wypełniły statystykę zgonów pozabiegowych.
Cóż, przynajmniej dobrze się pobawili, prawda? A przynajmniej zrobili uprzejmość absurdalnie znudzonego swoją zmianą Leandrowi.

| zt
Leander van Haarst
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny