Stolik z szampanem Niewielki stolik w luksusowym country clubie emanuje subtelnością i elegancją. Blask kryształowego szkła i srebrzysty połysk metalowych detali tworzą harmonijną kompozycję. Na delikatnej porcelanie widnieje kieliszek z iskrzącym się szampanem, który unosi się delikatnie w promieniach subtelnie rozproszonego oświetlenia. Otaczający stolik miękki odcień drewna wtapia się w aranżację, a delikatny szmer rozmów podkreśla atmosferę spokoju. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
2 maja 1985 Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam w Country Clubie. Może na weselu. Czyimś, na pewno. Zawsze odrzucał mnie tym swoim pompatycznym stylem – jesteśmy bogaci, ale niby żyjemy w zgodzie z naturą, o, tutaj mamy zagrodę z konikami, trzy razy dziennie czyścimy im kopyta, bo czasem wdeptują w g- Tak, wszyscy wiemy, że waszmościowie od tego potrafią się porzygać. Ale grunt, że potem pójdą dalej strugać dżentelmenów. Banda kretynów. Mój próg tolerancji nowobogactwa zwiększył się w momencie, w którym Sebastian stał mi się bliższy. Verity w życiu nie zrezygnuje z luksusów, a ja nigdy nie zrozumiem, jak można lubić mieszkać w muzeum. Koniec końców wypracowaliśmy kompromis – ja się śmieję z niego, on czasem śmieje się ze mnie. Dość dobre rozwiązanie. Dzisiaj też bym się tutaj nie pojawiła, gdybym nie musiała. Ostatnie dni dały mi po dupie. Żeby było zabawniej, wiadomość o śmierci nestora musiała wyciec akurat w dniu, w którym był bal magicznej rady. Żeby było jeszcze zabawniej, Laffite musiała ogłosić to całemu światu. A żeby było jeszcze zabawniej, to rozmawiaj potem, człowieku, z tym wszystkim tałatajstwem, i udawaj, że te wszystkie spływające kondolencje nie kończą tam, gdzie kończy się trasa wszystkiego, co smaczne i nie – w dupie. Nie zjawiłam się tu bez powodu i nie mam zamiaru tracić tu czasu. Czemu ojciec uparł się na Country Club – nie wiem, mamy duży dom. Z drugiej strony – nie wyobrażam sobie zaprosić części z Kręgu do swojego domu. Szczególnie, odkąd wiem, jaką herezją się wykazują i jakim zagrożeniem mogą być. — Ja w sprawie stypy – mówię do najbliższej dziewczyny z włosem w kolorze blond. Hudson, o ile dobrze pamiętam. To tyle, co jestem w stanie na jej temat powiedzieć. Była na balu. Koniec. – Ma być jutro, więc to chyba ostatni gwizdek na te – pierdoły – formalności. Czasem jednak umiem ugryźć się w język. Wpływ Veritych widocznie bywa zbawienny dla słuchaczy i drażniący dla wypowiadających. Rzut na czarną maź: 5, nic się nie dzieje |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
Nie zrobiłabym, gdybym nie musiała — a gdybym była inna, nie byłabym sobą; z Judith Carter może jednak łączyć mnie zaskakująco dużo. To opowieść i obietnica na drugą kartkę papieru, na drugą nóżkę i drugi kieliszek, a te w Country Clubie potrafią zaskoczyć; podobnie jak kręte schody i kręte myśli, które nie potrafią znaleźć drogi powrotnej kiedy wzrok napotyka scenerię w promienne popołudnie — nie bywam tu zbyt często o takich porach. Nie nawykłam też do wyborów między grafitem a hebanem, bo dużo bliższy sercu jest kobalt czy seledyn, innym razem akwamaryna i morelowy róż; nie tym razem. Tym razem specyficzna gula w gardle, która rośnie z następnymi stopniami i znika na piętrze — połknięcie jej to oznaka dzielności i odpowiedniego wychowania. Wysokie buty śpiewające charakterystycznym stukotem stanowią akompaniament muzyczny i oprawę dla mojego przybycia; mojego, jej, naszego, przestaję to rejestrować, bo ktoś rzuca mimochodem, że pani Carter czeka już w środku, więc moje tempo znacznie wzrasta i zamiast subtelnego powitania, jest prędkie odrzucenie włosów, prędsze nachylenie i jeszcze szybsze — zanim zdąży uciec lub zanim ja zdam sobie sprawę, że to nie w jej stylu — cmoknięcie w policzek. — Judith — och ucieka zamiast potem, bo dylemat pomiędzy pięknie wyglądałaś na balu a och Lucyferze, jak mi przykro! to problem natury tych Trzeciego Świata. Milczę więc, przez trzy i pół sekundy i w końcu wypuszczam ciężko powietrze, z nutą ulgi opadając na wygodny skórzany fotel, mojej rozmówczyni wskazując ten naprzeciw. Że też musiał sobie umrzeć; przyjemniej byłoby wyprawiać wesele! — Tak, jak najbardziej. Wszystko jest już prawie gotowe, czy Ty, och… — kaskada słów wpływa i niknie pod charakterystycznym gestem dłoni, gdzieś w pobliżu kręci się kelner gotowy na wysłuchanie szlochów rozedrganego serca — Czego się napijesz? — to wskazane i przewidziane w grafiku, kiedy z krokodylej torebki wysuwam coś w kształcie teczki z zawartością wszystkiego tego, co mogłoby się mieścić w szufladce formalności w zawiłym umyśle Judith Carter. A może właśnie prostym? Artefakt imprez okolicznościowych ląduje na szklanym stoliku; strona siódma i ósma — odpowiedni wystrój. — Stawiam na grafit. Doskonale odda ducha Wesleya. Świeć Lucyferze jego duszy — smutki, smutki, wielkie i duże — Jak i niezłomność waszej rodziny. Podkreśli godność i pamięć. Szkło wysokie, zastawa srebrna z ornamentem z czarnej perły — serwetki to kwestia drugorzędna, którą postanawiam Judith oszczędzić — Koniak czy brandy? — pytanie natury czysto egzystencjalnej; może jednak whisky, miód pitny, sherry, wódka, kolorowe drinki z palemką, a na palemkach niedźwiedzie w spódniczkach baletnicy? |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Jestem chyba bardzo zmęczona, albo zwyczajnie zwiodło mnie przekonanie, że przez czterdzieści osiem lat mojej egzystencji ludzie nauczyli się już, jak się ze mną obchodzić, toteż zupełnie niespodziewany „całus” Valentiny nawet nie trafia w powietrze, ale z pewnością wzrok już natrafia na moje pełne niedowierzania spojrzenie mówiące co Ty, dziewczyno, wyprawiasz?, podkreślone moim nagłym odsunięciem i zmierzeniem jej, o wiele zbyt trzeźwym wzrokiem jak na mój stan, wzrokiem. Zmęczenie jednak daje się we znaki tym, że nie mówię nic więcej i na dzień dobry nie traktuję jej żadnej zgryźliwością z okazji tejże uprzejmości. Siadam więc na miejscu wcześniej mi wskazanym, słuchając i obserwując ją średnio uważnie; nie dlatego, że mnie nudzi, ale dlatego, że zwyczajnie wszystko, czego pragnę, to odpoczynek. A skoro już wiem, że jest zaplanowany i niebawem się na niego udam, czas zdaje się dłużyć niemiłosiernie. — Wody – odpowiadam, jeszcze zanim instynkt nasunie mi na język whisky. Jestem samochodem, przyjechałam tu tylko na chwilę i zaraz wracam do Cripple Rock. Tak. Nie będę dzwonić do Sebastiana, żeby mnie woził, bo się nachlałam, umawiając pogrzeb. Nawet jeśli mam ochotę. Chociaż teraz zaczynam żałować. Dziewczyna mówi do mnie coś, czego ja nie potrafię zrozumieć. Jaka jest różnica między grafitowym a szarym – nie wiem, ale szary to chyba dobry kolor. Może nie czarny, ale faktycznie do wuja jakoś lepiej pasuje ten szary. Dlatego kiwam głową, słuchając wywodu, którym mnie częstuje panna Hudson. Wysokie szkło, srebrna zastawa – nie wiem, czy pasuje mi srebrno, ale drewnianych sztućców nie położymy przecież, no i szary pasuje do srebrnego, jakaś czarna perła- Czarna perła? — Perła? – wyrywam się spomiędzy kiwania głową i podnoszę wzrok na dziewczynę. Perły dostaje się, jak się jest kobietą i się lubi takie pierdoły. – W sensie… w sensie? – Czym jest ornament z czarnej perły? To tez jakiś kolor? Albo kształt zdobienia? Czemu nie można mówić po prostu po ludzku? Już naprawdę, gdybym miała jeszcze siłę, żeby nad tym dumać… Następna decyzja jest łatwiejsza do podjęcia. — Koniak. I whisky. I coś, co mogą pić wszyscy inni ci… - machnięcie ręką ma reprezentować członków Kręgu. – Zjedzie się część Kręgu, każdy będzie pił coś innego. I jadł pewnie też. Wyperfumowane damulki wolą raczej wino, chyba. Panowie – whisky, koniak, alkohole cięższe. Ale kto wie, może ktoś uzna, że jest samochodem i w ogóle niczego pić nie będzie? |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
Przy stolikach takich jak ten ważą się losy świata — w Country Clubie to losy Saint Fall i poboczne, losy panów po czterdziestce pochylonych nad kieliszkiem wódki i losy dziewiętnastolatek pragnących zaznać dorosłości życia; wszystko z zachowaniem odpowiedniej selekcji, gracji, ekstrawagancji i wszystkich innych cji, które schodzą na bok, kiedy temat wypełniający przestrzeń staje się dość… bolesny. O pogrzebach wiem niewiele; wiem natomiast o tym jak łączyć kolory i jak organizować przyjęcia, by były przyjemnym tłem dla wydarzeń — nawet tych brutalnie smutnych, o których mówi się zdawkowo i pragmatycznie; Judith Carter wydaje się nagle właściwą osobą na właściwym miejscu, nawet jeśli odsuwa się od mojego charakterystycznego powitania z grymasem na buźce; wybaczam. Wody. — W o d y ? — powtarzam za nią, badając możliwość przesłyszenia; może to odpowiednie, może po prostu jest samochodem, a może żałoby takie jak ta lepiej przechodzić z krystaliczną gazowaną, bez cytryny, bo to nie moment na finezyjne sztuczki. Mimo własnego zdziwienia, unoszę podbródek wyżej, a kiedy sylwetka kelnera miga na krawędzi wzroku i spojrzenia się krzyżują, bezgłośnie mówię wody; karafka z takową wyląduje na blacie dzielącego nas stolika za kilka nieistotnych chwil. Skórzana teczka z charakterystycznym plasknięciem obwieszcza swoją obecność i jasno komunikuje, że nie bierze jeńców; zorganizowanie to podstawa i gdybym tylko prowadziła pozostałe części swojego życia tak, jak leżący przed sobą przyrząd mówiący o datach, okazjach, zamówionych elementach i przewidywanych atrakcjach — wtedy Wall Street już dawno stałoby przede mną otworem za sprawą własnych chęci, nie koneksji tatusia. — W sensie ozdoby z perły. Perliste zdobienia na zastawie. Czyli sztućcach — łopatologiczne przedstawianie faktów nie jest moją mocną stroną, zdradza mnie też zmarszczka przebiegająca niepewnie przez brew. Dzbanek wody i kryształowa szklanka pojawiają się na blacie, do kompletu martini z oliwką — nie jest za późno na zmianę zdania, Judith — którego zadaniem jest syntetyczne umilenie rozmów o takim ciężarze. — Naturalnie. Bar będzie dostępny przez cały czas, goście będą korzystać dobrowolnie — kiwam głową w tym samym momencie, w którym biorę do ręki granatowy długopis i jasno zapisuję w wielkim notesie słówko open bar w rubryczce z alkoholem; butelki na stołach w myśli przewodnią jednego alkoholu to faktycznie już przeżytek — Zaś co do menu — trzy kartki dalej i wzrok skanujący — Tutaj przygotowałam proponowany zestaw dań. Piątka głównych, do wyboru. Deser powinien ograniczać się do dwóch, trzech pozycji — przysuwam zapiski w skórzanej oprawie pod nos pani Carter — To nie jest okazja do świętowania, a uczczenia pamięci — zatem panna cotta i tiramisu wykreślamy z możliwości wyboru — Muzyka — smyczki. Mamy też jednego pianistę. Co ty na to? |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Wody? Coś w tym sposobie, jak po mnie powtarza z niedowierzaniem, ma ochotę parsknąć, poklepać ją po ramieniu i rzucić tak, wiem, głupota, co?, albo zgrywam się, dawaj whisky. I chociaż kącik ust drga w niewielkim, niewyraźnym uśmiechu, nic z tego nie następuje. Naprawdę chcę tylko wody. — Jestem samochodem – częściowo nie rozumiem, dlaczego muszę się z tego tłumaczyć, ale może to faktycznie niepopularna myśl. Do niedawna zresztą prosiłam innych o podwózkę, od jakiegoś tygodnia jeżdżę własnym samochodem. To niewiele. Nie każdy jest się w stanie przyzwyczaić tak szybko. Chociaż nawet nie wiem, czy Valentina Hudson jest świadoma tego szczegółu z mojego życia. Karafka z wodą jest przed nami, ja przelewam sobie do szklanki, Hudson coś tam grzebie w swoim kajeciku, nie zaglądam jej, zajmuję się zwilżeniem ust i przymknięciem oczu, kiedy do mnie mówi i tłumaczy, że w rzeczy samej – chodzi o perły. Perły. Do Carterów. Bo nam tak blisko do przyjaźni z van der Deckenami. Bo las może przyjść nad morze. — Bez pereł – informuję ją na tyle grzecznie, na ile potrafię, chociaż głos wcale na grzeczny nie brzmi. – Wystarczy coś prostego, może być też naturalnego. Jak las. Jesteśmy z lasu. Jesteśmy prości. Wszystko się zgadza. Po cholerę nam jeszcze perły? Bar będzie dostępny cały czas – bardzo dobrze. Kiwam głową na tę informację. Na pewno ktoś tam wypruje jako pierwszy i wątpliwie będę to ja. Ja będę się modliła tylko o przetrwanie; już się modlę, tak w zasadzie. Przyjmuję od dziewczyny zapiski, marszcząc brwi. — Pięć dań? To jak na wesele. Nie za dużo? – Nie zamierzam siedzieć na tej stypie przez cały dzień. To miało być tylko krótkie spotkanie. Co mamy robić przez tyle czasu podczas durnej stypy? Chlać? Jak się człowiek nie rusza, to alkohol szybciej wchodzi, więc daję im wszystkim najwięcej pięć godzin. To jeden posiłek na godzinę, nikt przecież tyle nie zeżre. Chyba że chodzi o pięć pozycji do wyboru… To już lepiej. Deser. Tak. Też brzmi sensownie. Co z muzyką? — Nie znam się na oprawie – rzucam krótko, podnosząc wzrok na dziewczynie. – Równie dobrze możecie odpalić radio. – Dla nas byłoby to bez różnicy, ale niektórzy są bardziej wysublimowani. Gogusie w garniturkach. — Coś na wejście? Nie wiem, aperitif, szampan, cokolwiek, do przyjęcia gości zanim dotrą do stołów? – Oddaję notatki Hudson i wracam ręką do szklanki wody. Udaję, że nie widzę tego Martini. Jestem już wystarczająco zmęczona, jak jeszcze popiję, sama będę się prosić o kłopoty. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
Gdyby zmieniła zdanie i zażądała tego, co bursztynowe, zimne, gorzkie i w kwadratowej, ciężkiej szklance — powiedziałabym drobnostka. Potrzeby wysuszonego gardła i kaprysy głośnych myśli musimy zostawić jednak za sobą — Judith musi — bo na szklanym stoliku ważą się losy nie żywych, a martwych; Wesley Carter może właśnie patrzy na nas skądśtam, z limbo, bo przecież nie spoczął jeszcze pod ziemią na drodze do Piekła, gotów z całkowitym zobojętnieniem taksować spojrzeniem strojny Country Club. Wzniesienie brwi to krótka odpowiedź na krótki sprzeciw; trzy i pół sekundy do rozstrzygnięcia, czy może jednak Judith przystanie na perły. Finalnie unoszę dłoń w prawie kapitulującym geście i kiwam głową, w międzyczasie skrobiąc kilka prostych słów w kajeciku. — Bez pereł. Prosta, srebrna zastawa — klasyka jest ponoć ponadczasowa, a minimalizm zawsze się wybroni. Ponoć — Dodamy trochę drewnianych ozdób, może świeczniki z drewna — brzmi jak pytanie, choć wcale nie zdaję się pytać, zapisując kolejne wersy w rubryce szczegóły. Kajecik przesuwa się po szklanym blacie, ląduje w palcach pani Carter, a ja unoszę kąciki ust wyżej w życzliwym uśmiechu agenta nieruchomości. — Piątka do wyboru. Jeden obiad, jeden deser — klaruję, rozwiewając potencjalne niepewności Judith odnośnie ilości przewidzianych na tradycyjne spotkanie kalorii. Nikt nie ma tyle czasu — chęci — by biesiadować na stypie w środku tygodnia; czas to pieniądz, pieniądz to czas. — Jagnięcina, wołowina, stek, danie z rybą, może dorsz? Łosoś kanadyjski? — o piątym daniu zadecydujemy wkrótce, doskonała pasta z Palazzo to przyjemna odskocznia, ale niekoniecznie wpasowująca się w sztywne i zimne ramy uroczystości po—pogrzebowych — Jakieś specjalne życzenia? — skierowane do klubowych spiżarni i ambitnych kucharzy, później do smętnych gości o pustych żołądkach. Pustych żołądkach, pustych spojrzeniach, ciasnych krawatach i tęsknotą za alkoholem; na to również przyjdzie czas. Teraz tylko odrobinę chichoczę na słowa o radiu. — Nie wygłupiaj się, Judith. To ostatnie pożegnanie twojego wuja, nie może go przerwać audycja samotnych matek czy najnowszy singiel Tiny Turner — uśmiecham się odrobinę pobłażliwie, tylko trochę — Szampan będzie odpowiedni. Kto nie lubi szampana? — zagadka tego świata, której nigdy nie rozwiązano — Twój wuj lubił? — musiał. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Teraz w końcu wskakujemy na dobre tory. Za moment jednak zapytam – czyżby? Póki co, słyszę potakujące bez pereł, a potem tylko kiwam głową. Drewniane ozdoby, klasyka, prostota. To jest bardziej w naszym stylu, nie cała ta przesada i pompa. Nie jesteśmy Williamson, nie jesteśmy Overtone, jesteśmy prostymi ludźmi, którzy po prostu lubią konkrety. Tyle. Właśnie dlatego tyle rodzin nas po prostu nie trawi. Dostaję zeszycik od panny Hudson i spojrzeniem przeglądam wszystkie propozycje, które właśnie dostaję. O ile pamiętam, nie tak wyglądają stypy, nie są rodzajem bankietów i celebracji, jak wesela, na przykład. Poza tym, nie oszukujmy się, większość przyjdzie tylko dlatego, że wypada, druga część po to, żeby się nażreć i napić, a dopiero ostatnia, będąca liczbą osób, które policzę na palcach jednej ręki, przyjdzie tylko dlatego, żeby nas wesprzeć. Po co więc rozsiadać się przy stole z obiadem? — Obiad nie będzie potrzebny – stwierdzam więc na głos, oddając jej tenże zeszycik. – Stypa będzie w wersji krótkiej, koktajlowej. Drinki, przystawki, jakieś ciasto. Pomieszczenie, gdzie można posiedzieć przy zdjęciu i powspominać – dla ciotki, na przykład. – I jakieś inne rzeczy typowe dla stypy. Po paru głębszych i tak każdemu będzie wszystko jedno, byle porozmawiać albo mieć gdzie wyjść na papierosa. Mam rację czy mam rację? Może gorycz przemawia przez mój głos, może nie zgadzam się z tym, w jakiej sytuacji politycznej w Kręgu jesteśmy, ale takie jest życie. I widocznie mój ojciec nie zamierza tego zmieniać. To on rządzi rodziną, nie ja. Unoszę nieznacznie brew, gdy słyszę nie wygłupiaj się i przysięgam, że resztki wychowania, tudzież zmęczenie, trzymają mnie w miejscu i sprawiają, że w żaden sposób tego nie komentuję. Po spojrzeniu jednak widać, że takie zwroty w mojej obecności są raczej kiepskim pomysłem. — Niech będzie pianista – zgadzam się w takim razie, chociaż i tak praktycznie każdy ma gdzieś muzykę na stypie. Co mają niby tam grać, marsza żałobnego? – I szampan, skoro mówisz, że jest odpowiedni – przytakuję, bo się nie znam. Czy wuj lubił szampana? — Lubił, o ile był dobry. Dobry szampan nigdy nie jest tani i sama piłam takich niewiele w życiu. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
Jesteśmy prostymi ludźmi, którzy po prostu lubią konkrety — Wesley konkretnie gryzie ziemię, a my konkretnie dywagujemy nad jego pośmiertną przyszłością; potrwa kilka godzin, jej zapach osiądzie na ubraniach do najbliższego prania, za kilka numerów lokalnej gazety wszyscy zapomnimy. Umarł król, niech żyje król. Król, nestor, brat, wuj; to tylko przydomki, a jednak każdy z nich niesie inny kaliber bólu. Judith Carter nie wydaje się jednak zbolała; jest całkowitym przeciwieństwem żałobnego zbolenia, kiedy przesuwam w jej stronę kajecik z notatkami i zajmuję usta swoim drinkiem. Na moment; każdemu należy się coś od życia. Każdemu należy się chwila przyswojenia wiadomości; bez obiadu. Bez gry do kotleta — pianista powinien właśnie podziękować nam (nam? Raczej pani Carter) za ulitowanie się nad jego smętnym losem — i bez łez kapiących na idealnie przyprawiony stek. Bez parujących potraw ograniczających pole widzenia ciotek z okularami jak denka słoików. — Dobrze — dobrze; Valentina Hudson zgadza się bezsprzecznie i nawet nie próbuje kolejnego pomysłu, który za chwil kilka mógłby przyjąć postać wyobrażenia o bardzo ładnych drinkach w bardzo ładnych, kolorowych kieliszkach; nie moja wina, że dużo przyjemniej jest organizować wesela, szesnaste urodziny czy nawet wymuszone rocznice ślubu. Ciche westchnięcie to forma przyzwolenia na obraz, który w lapidarnych słowach formułuje przede mną Judith; wszystko w otoczeniu prostej zastawy i prostych, drewnianych dekoracji, prostych słów jak mi przykro i niech mu ziemia lekką będzie, a Lucyfer weźmie w opiekę — za kilka wyobrażeń dalej może się wzruszę. Grymas na buzi pani Carter jest wymowny, więc i swoje usta zaciskam na krótko w wąską linijkę, przytakując raz czy drugi na jej żądania i życzenia — klient nasz pan — i kilka linijek w zeszyciku później, zamykam okładkę z charakterystycznym plasknięciem. — Kojarzy się ze świętowaniem, nie będę ukrywać — ale cóż należy podać, kiedy właśnie odprawiło się kogoś w ostatnią podróż? — Ale jest uniwersalny i zawsze w klasyce. Nie sądzę, by było to coś obrazoburczego. Wręcz przeciwnie — możemy tylko się cieszyć, że twój — ojciec, brat, wuj, kuzyn? jak to, kurwa, było? — wuj, zaznał już spokoju w lepszym miejscu. Porozmawiamy o tym z przystawką w dłoni, zapijając drinkiem, kiwając głową do ładnych utworów płynących z wypolerowanego fortepianu. Uśmiechniesz się do nas, Wesley? |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Hudson przytakuje na moje słowa, pisak w jej dłoni kreśli w notatniku słowa, których nawet nie próbuję odczytać i nie próbuję zobaczyć, czy wszystko zostało zapisane poprawnie. Doza zaufania, którą daję młodym ludziom w Kręgu, niebawem mnie zgubi, na szczęście jeszcze tego nie wiem. Przekonam się o tym jakoś z tydzień po stypie. Spoglądam na nią, wyczekując jeszcze jakichś kwestii do poruszenia, ale te nie padają – a zeszycik zostaje zatrzaśnięty, oznajmiając wszem i wobec, że oto spotkanie właściwie dobiegło końca i wszystko pozostaje już tylko w kwestii organizatorów. Nie znam się aż zanadto na organizacji przyjęć, ale skoro mówi tak osoba, która się tym zajmuje zawodowo, przypuszczam, że zna się na rzeczy. Pomimo że to rodzinny biznes, do pracy też nie dopuszcza się byle kogo. Gdybym ja, w młodszych latach, była beznadziejną myśliwą, nikt nie puszczałby mnie po lesie ze strzelbą, żebym strzelała do lisów i innych saren. Teraz polowania trochę się zmieniły, a ofiary są ciekawsze. Czasem strzelają w odpowiedzi. — Dobrze, niech więc będzie szampan – rozkładam krótko ręce na znak zgody. I co teraz? Przypuszczam, że teraz jest ta część, w której dziękuję za poświęcony czas i wychodzę. Dlatego dopijam swoją szklankę wody i podnoszę się z fotela. — Gdyby trzeba było coś jeszcze uzgodnić, proszę dzwonić. Numer telefonu podawaliśmy wczoraj, gdy rezerwowaliśmy termin na stypę. Raczej się nie zmienił. Jeśli nie odbiorę ja, to ojciec albo matka. W najgorszym przypadku ciocia albo jedno z moich dzieci. W końcu informacje i tak do mnie dotrą. — Nie potrzebujemy przeciągać tej stypy na dłużej – informuję od razu. To nie wesele, a ja o wiele chętniej piłabym whisky na weselu niż na stypie wuja, którego najpewniej ja sama wpędziłam do grobu. Valentina Hudson nie musi o tym wiedzieć. — Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. – Kto by pomyślał, że organizacja pogrzebu jest tak bardzo czasochłonna. Zawiadomienia, pochówek, stypa. Śmierć jednak przynosi same problemy. – Do zobaczenia. Nie podchodzę, nie całuję. Kiwam głową na pożegnanie po tym krótkim i konkretnym spotkaniu. Szanuję czas swój i rozmówców. Nie trzeba mnie znosić dłużej, niż jest to konieczne. Judith z tematu |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
Ładnie, prosto, godnie, klasycznie — po Carterowemu. Brakuje nam tylko leśnego mchu na posadzkach i dekoracyjnych strzelb wywieszonych na każdej ze ścian bankietowej sali Country Clubu. Ekstrawagancko? Odrobinę. Może podrasujemy nazwy klasycznych drinków? Przemyślenia zostają tylko ze mną, Judith Carter dostaje tylko enigmatyczny uśmiech; to ona wygrywa melodię tego spotkania, a ja grzecznie — choć język naprawdę mnie świerzbi — kiwam głową, skrobię w notatniku, mówię raz po raz dobrze lub doskonały pomysł. Gest iście miłosierny — pogrzebom należy się właśnie to. Należy się też usypiać bojowe nastroje, nikt z nas nie chce rozlewu krwi (czyżby?) czy chociażby złamanych nosów tłumaczonych trwającym od pokoleń konfliktem natury czysto kręgowej. O tym jednak mamy się przekonać za kilka dni. Czujesz już zapach krwi, Judith? Równie dobrze można go zakamuflować wonią mokrej ziemi; tej na cmentarzu będzie pod dostatkiem, na stypie zaś goście wyleją na barki i szyje hektolitry perfum — nawet najgorszy smród fałszu można zakryć jakimś przyjemnym Diorem w kryształowym flakonie. Pragmatycznie — w istocie, bo pani Carter duszkiem dopija szklankę wody (niechciana whisky na lodzie wciąż w naszych sercach; może polać Ci na drogę?) i podnosi się z wygodnego fotela. Czynię więc to samo, a gdybym miała na sobie marynarkę, właśnie zapięłabym elegancko jej środkowy guzik. Musi wystarczyć tylko wyciągnięta dłoń i życzliwy uśmiech; bez emocjonalności, w końcu dywagujemy nad pożegnaniem trupa. — Naturalnie. Wszystkim się zajmiemy. Dopilnuję tego, Judith — zerknę raz czy drugi, przeliczę liczbę gości, pomarudzę nad uchem tym, którzy będą rozkładać dekoracje na długich stołach. Cóż może pójść nie tak? Nic, nie mam tego w scenariuszu. Stypa nie wymaga przedłużenia — jej los zależy od ilości wylanych łez i litrów wylanego alkoholu; na smutno upijać się najłatwiej, ponoć; co jeśli któraś z ciotek skończy w toalecie, Judith? Za to Country Club sceny tego typu ma wyryte permanentnie w scenariuszu. — Dziękuję, że przyszłaś. I raz jeszcze — ruch uściśnięcia dłoni jest szybki; Carter prędko zaznaczyła, że całusy i treściwe pożegnania nie są w jej stylu — Przyjmij najszczersze wyrazy współczucia. Smutki, smutki, modlitwy. z tematu <3 |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka