Ukryte siedzisko W ukrytym zakątku tawerny, odkryjesz drewniane siedzisko, jakby zagubione w cieniu. Wykonane z solidnego drewna o wyrazistej, brązowej barwie, to miejsce emanuje ciepłem i naturalnością. W otoczeniu ciemnej tonacji ścian i subtelnego oświetlenia siedzisko ukazuje się jako spokojne schronienie, gdzie światło wieczornej lampy podkreśla fakturę drewna. To miejsce jest nie tylko wyjątkowe, lecz również uroczo ukryte, zachęcające do intymnych chwil i refleksji nad brzegiem morza. Nieobowiązkowy rzut K3: K1 – Dosiadając się do stolika, znajdujesz banknot 10$, który utknął w szczelinie siedziska. Możesz dopisać kwotę do rachunku bankowego. K2 – Coś dziwacznego przykuwa Twoją uwagę w samym rogu siedziska. Okazuje się, że znajdujesz woreczek łuski kelpii. Możesz zgłosić się do dodania jej do ekwipunku. K3 – Nic się nie dzieje. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Philip Duer
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 8
TALENTY : 30
przychodzimy stąd Dzisiaj Philip osiąga wyżyny wyrozumiałości i taktowności — sarkania Anniki podsumowuje wyłącznie lekkim uniesieniem brwi, a górnolotne zapewnienia zbywa milczeniem. Nie każdy musi dobrze radzić sobie z magią rytualną — to nic szczególnie wstydliwego, ale skoro już nie dołożyła się do sukcesów, może chociaż po nich posprzątać i to właśnie na jej głowie Duer zostawia zebranie zużytych świec i reszty artefaktów w postaci pustych puszek. Sam oddala się w stronę parkingu — BMW w czasie jego nieobecności wzbogaciło się o mewie odznaczenie na czarnej masce i Philip klnie pod nosem, otwierając drzwi pasażera. Torbę z ocalałymi świecami rzuca na starannie odkurzony dywanik — chwilowo ptasie gówno schodzi na dalszy plan. Główną rolę odgrywa plastikowe, przezroczyste pudełko i jego zawartość mająca uratować to popołudnie. Mocne tabletki przeciwbólowe to nieodłączny towarzysz większości magicznych rzemieślników, a Duer nie jest w tym przypadku wyjątkiem. Dwie minuty później zrównuje krok z panią Faust — za kwadrans powinien być już nowym człowiekiem, akurat, żeby dotrzeć do pobliskiej tawerny i złożyć zamówienie, które jeszcze przed obiadem nie brzmi rozsądnie. Kufel Żeglarza jest wyborem oczywistym. Szczęśliwe też otwartym. — Poproszę dwa piwa — Philip wspiera łokcie na wciąż czystym kontuarze i rozgląda się po pomieszczeniu, kątem oka zahaczając panią Faust zajmującą dość odległe od baru miejsce — i cztery szoty czystej. Złota tarcza zegarka nieśmiało wysuwa się spod mankietu bluzy. Za dwanaście druga brzmi jak doskonała godzina, żeby dopełnić zakład do końca. Na pusty żołądek byłoby to nieetyczne, a dwadzieścia jeden lat i przeświadczenie o własnej nieśmiertelności dawno już za nim, dlatego wsuwa pod pachę dwa egzemplarze menu w twardej oprawie i prosi o otworzenie rachunku. Barman kiwa głową, nalewając bliżej niezidentyfikowane przez Duera piwo do dwóch kufli — Adams to chyba nie jest, ale pieni się ładnie i niezbyt gwałtownie. W towarzystwie tacy z kielonami czystej prezentują się jak sobotni wieczór sprzed kilku lat. Jeszcze ze studenckich czasów w Bostonie. — Wziąłem jeszcze menu — udaje mu się dotrzeć do stolika bez rozlania kropli alkoholu, co jest nie lada wyczynem, kiedy ból głowy wyłącza połowę zmysłów. Powoli i on mija — leki na receptę to ulubiona kategoria Duera. — Możesz mi opowiedzieć, co jest świeże, a co świeżo mrożone. Ryba z porannego połowu to najlepszy chwyt marketingowy w każdej nadoceanicznej miejscowości. Maywater nie jest wyjątkiem. — Ale dopiero po kolejce. Za uśmiechem idą gesty — trzy kielony i kufel z piwem Philip ustawia w rzędzie przed panią Faust. Sam jest dużo skromniejszy i zadowala się tym, co zostaje na drewnianej lekko wyszczerbionej tacy. Siada i opiera łokcie na stole — zgroza w Fort Schoals Keep — nie spuszczając spojrzenia z siedzącej po przeciwnej stronie Anniki; zdążyła w międzyczasie przegonić wszystkie muchy z nosa? W magii natury kiedyś była całkiem biegła. — Nikomu nie powiem, jeśli anulujesz ten zakład — długie palce pełne złota pierścieni wystukują na drewnie tło do obietnicy milczenia. Jedynie barman im świadkiem, ale ten zajęty jest układaniem szkła na półkach przy barze. Jeszcze dwie godziny i tawerna zapełni się klientami. k3, czyli nic się nie dzieje |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : jubiler, zaklinacz
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Nadspodziewanej wyrozumiałości i taktowności Philipa wychodzi naprzeciw wręcz nieludzka cierpliwość Anniki, która przy spacerze do tawerny fuknęła na Duera t y l k o raz. A wszystko — do czego oczywiście nie zamierza się przyznawać — przez fakt, że kazał jej po sobie posprzątać. I to tylko dlatego, bo Piekło sprzysięgło się przeciwko niej od czasu pamiętnego rytuału i rzadko przychodzi, kiedy ta chwyta za athame. Mimo to, nie jest nawet w połowie tak obrażona, jak powinna być. A powinna była tą obrazą oczywiście obdzielić wszystkich po równo. Magię — przede wszystkim. Za to, że dwa razy nie stawiła się na wezwanie i naraziła ją na śmieszność. Philipa, bo dziś to na pewno wszystko jego wina, a jak już dawno temu ustalili — ból głowy to żadna wymówka. Bunniculę — bo przysporzyła jej jeszcze więcej sprzątania. I ostatecznie samo Maywater — bo jest w ruinie już stanowczo za długo. A jednak. Nastrój Anniki jest podejrzanie dobry jak na okoliczności, a poprawia się jeszcze bardziej, kiedy na dobre wita ich półmrok Kufla Żeglarza i zapach będący obietnicą tego, że znajdą tu dziś trochę świeżyzny. Ale to później. Nie tracąc czasu, zajmuje jedno z bardziej oddalonych miejsc. Córka van der Deckenów nie stanowi tu żadnego egzotycznego zjawiska — zdarzało jej się już tutaj bywać z różnymi ludźmi (najczęściej z pracy) i wychodzić w różnym stanie upojenia — ale dla dobra swobodnej rozmowy jak zwykle przysiada w najdyskretniejszym kącie tawerny, gdzie oboje nie będą rzucać się w oczy — na razie — nielicznych gości. Robienia ze swojego życia szopki i widowiska wystarczy jej już z nawiązką. I może to nie jest taki najgorszy wybór, bo ledwie zdążyła się rozsiąść, a przesuwając się na siedzisku, trafia na zawiniątko. Woreczek. I nie byłaby sobą, gdyby dyskretnie nie rzuciła okiem na jego zawartość. — Spokojnie możesz brać dorsza — odpowiada, nawet nie patrząc w kartę. Duer zjawia się przy stoliku z przystawką, a malutkie znalezisko ląduje na chwilę koło prawego uda Anniki — bynajmniej nie po to, by ukryć je przed Philipem, który wciąż — jeśli tylko zechce — będzie mieć na nie nieskrępowany widok — ostatnie połowy były niezłe, a okres ochronny wprowadzamy dopiero za dwa miesiące. — Poza tym, mrożenie zabija pasożyty w mięsie — tego nie dodaje, bo podobna uwaga mogłaby doprowadzić do konkluzji, że z jadłospisu należy już na zawsze wykluczyć wszystkie ryby i przez tę niepotrzebną wiedzę mózg Philipa już nigdy nie zobaczyłby kolejnej porcji zdrowych kwasów tłuszczowych. Być może pociągnęłaby nawet temat troszeczkę dalej, gdyby tylko chciała teraz rozmawiać o pracy, zamiast tego jednak woli najpierw spłukać z końca języka gorycz porażki. Trzy kieliszki ustawione przed nią mają jej w tym pomóc. Kilka sekund refleksji — objętość i zawartość szkła to murowana potrzeba zażycia po wszystkim eliksiru detoksykacyjnego, o ile jakikolwiek jeszcze mają na stanie, ale to nie powstrzyma Anniki przed wywiązaniem się z zakładu, który sama wymyśliła. Ma przecież swój honor — a Philip dobrze o tym wie. Ona zaś mogłaby postawić w ciemno na niego w kwestii rzeczonej dyskrecji, z której oczywiście nie zamierza skorzystać. Odwzajemnia więc spojrzenie i uśmiech. — Po moim trupie — w tym przypadku całkowicie dosłownym. Przysunęła się odrobinę bliżej — łokcie na stół, pierwszy kieliszek w dłoń — kolana stykają się przez kilkanaście sekund potrzebnych na wypowiedzenie ostatniej woli. — I rzeczywiście, mogę tego nie przeżyć. Wtedy chłopaki na pewno pomogą ci odnieść mnie do domu — jak będą mieli dobry dzień i dodatkową gotówkę w kieszeni, to nawet nie będą zadawali żadnych pytań. Annika jest przecież u siebie. I odsuwa się, by — słowo się rzekło — wychylić pierwszy kieliszek. Z braku laku, popija tym, co ma pod ręką. Oszczędnie, przecież to też alkohol — wbrew obiegowej opinii. — Każdego z nas czasem ogarnia szaleństwo. Twoje zdrowie — stwierdza beztrosko, kiedy już odzyskuje oddech, by zaraz powstrzymać go jeszcze dwukrotnie — tym razem szybciej i bardziej zdecydowanie. Bo dwa kolejne kieliszki idą tym samym, utartym schematem, aż pojedyncza łza odznacza się szkarłatem w kąciku oka. Obydwa zresztą zamyka, walcząc z pierwszą — i oby jedyną — falą nudności. Tłusty dorsz za moment naprawdę bardzo jej się przyda. Rzut k3 na lokację: 2 Zgarniam łuskę kelpii do ekwipunku. Skoro się upijamy, to zróbmy to godnie — za każdy wypity kielon rzucamy k100 i od wyniku każdego rzutu odejmujemy połowę punktów sprawności i siłę woli. Wyniki sumujemy, a próg znacznego upojenia to 300. Jeśli po jego przekroczeniu zechcemy kontynuować, to po przekroczeniu progu 500 mamy zgon i bolesną pobudkę o poranku. Jako, że Annika postradała zmysły i pije teraz trzy kolejki, to za każdy nadprogramowy kielon w tej kolejce dodaję jej bonus 10 punktów do upojenia (sumarycznie więc 20), z którymi będzie zaczynać. Wynik za trzy kolejki: 22 - 10 = 12 10 - 10 = 0 25 - 10 = 15 Suma: 47/300 |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy