Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Sala numer jeden
Fantazyjne kafelki na ścianie to jedyna atrakcja tej sali. Może wydawać się ona lepsza od pozostałych właśnie przez wzgląd na ściany i sklepienie, prawda jest taka, że jest ona na tyle słabo dogrzewana, że na środku postawiono dodatkowe grzejniki, aby pacjenci nie marzli. Szerokie okna wychodzą na tyły budynku, są one jednak najczęściej zamknięte.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2265-francesca-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2276-francesca-paganini#31175
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2277-poczta-franceski-paganini#31177
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f254-sycamore-street-3-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2278-rachunek-bankowy-francesca-paganini#31178
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2265-francesca-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2276-francesca-paganini#31175
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2277-poczta-franceski-paganini#31177
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f254-sycamore-street-3-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2278-rachunek-bankowy-francesca-paganini#31178
3 V 1985 r.

- Hej, cukiereczku!
Nie pamiętała, kiedy przywitała się z Kaylą w ten sposób po raz pierwszy. Na pewno nie w ciągu pierwszych tygodni, bo wtedy pamiętała jeszcze, czego ją uczono – nie spoufalać się z pacjentami, nie przywiązywać się, nie traktować ich jak swoich przyjaciół. To musiało być więc później – może wtedy, gdy wlewane w dziewczynę przeciwbólówki wyraźnie przestawały już działać, wymuszając podawanie większych dawek; może wtedy, gdy któregoś dnia szczególnie uciążliwy przedstawiciel opieki społecznej nie chciał dać dziewczynie spokoju nawet wtedy, gdy w jej oczach pojawiły się łzy – łzy, których Rossi chyba nawet nie była świadoma; a może wtedy, gdy jeden z kolegów Frankie, ratownik, tak jak i ona, zwrócił jej uwagę, że popełnia kardynalny błąd, spędzając z Kaylą tyle czasu.
Niezależnie, kiedy to było, od pierwszego użycia słodkiego terminu Francesca sięgała po niego regularnie – i zawsze z tym samym szerokim, miękkim uśmiechem, nawet jeśli wcale nie było się z czego cieszyć.
- Jak tam, kochanie? – świergotała Frankie tak, jak mógł świergotać tylko ktoś, kto był u siebie. Bo przecież była. Szpital już dawno stał się jej domem w niemniejszym stopniu niż jej mieszkanie. Specyficzny zapach chemikaliów zaskakująco koił, ciche pikanie monitorów wyznaczało rytm kroków Paganini.
Skończyła dyżur kwadrans temu, wciąż jednak nie przebrała się ze swojego uniformu. Na jasnobłękitnej koszulce z kołnieżykiem pyszniła się tabliczka z nazwiskiem i stanowiskiem Franceski, kieszenie luźnych, granatowych spodni wypchane były przeróżnymi szpargałami niezbędnymi podczas codziennej służby.
- Przyniosłam ci żabę – oznajmiła z teatralną powagą i zaraz roześmiała się, wyciągając zza pleców niedużą, pluszową żabę. Soczyście zielony zwierzak był odrobinę zezowaty, uroczy uśmiech jednak nadrabiał wszelkie inne niedoskonałości.
Frankie przysunęła sobie krzesło i rozsiadła się obok łóżka jak królowa. Usadziła zabawkę przy boku Kayli i pochyliła się, całując dziewczynę w czoło.
Nie przywiązuj się, powtarzali jej mentorzy do znudzenia, ale jeśli chodziło o Kay - Paganini już dawno przestała ich słuchać.
- Ernesto przyniósł ci te obiecane cukierki? – spytała, z udawaną surowością wspominając jednego z medyków którzy, podobnie jak Frankie, dosyć szybko związał się z Rossi nicią sympatii. Z tego, co pamiętała, chirurg dwa dni temu zachwalał jakieś specjalne słodkości ze swoich rodzinnych stron i zarzekał się, że przyniesie ich całą torbę, by osłodzić Kayli szarą, szpitalną codzienność.
Frankie znała jednak Ernesto dość dobrze, by wiedzieć, że z dużą dozą prawdopodobieństwa zwyczajnie o obietnicy zapomniał.
Francesca Paganini
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
Pod koniec lutego trafiła nieprzytomna do szpitala. Ratownicy, którzy zadbali wtedy o jej bezpieczny transport i zabezpieczenie pod operację, z pewnością zapamiętali ten widok. Takie rzeczy zostawały z człowiekiem, nawet jeśli w końcu się uodparniał. Stary gruchot, którym jechała wtedy z ojcem złożył się niemal jak harmonijka. Cała lewa strona była roztrzaskana, a wydobycie dwójki poszkodowanych ze stosu żelastwa nie należało do najłatwiejszych. Z ojca nie było co zbierać — nie, jeśli chciałoby się mówić o pełnej, ludzkiej formie. Na szczęście ona nie musiała tego oglądać. Kayla miała więcej szczęścia, jeśli można w ogóle mówić o takowym w tej sytuacji. Tylko jej lewa noga i ręka zakleszczyły się w aucie — wystarczyło odgięcie kilku elementów, by bezpiecznie przetransportować ją do karetki. Jednak to nie kończyny były w najgorszym stanie, przynajmniej na pierwszy rzut oka. To jej głowa wyglądała niepokojąco, cała oblepiona krwią. Kayla przelewała się przez ręce i pomimo szybkiego transportu minęło trochę czasu, nim lekarze mogli z pewnością powiedzieć, że z tego wyjdzie.
Gdyby nie sprawna akcja ratownicza, szybkie reakcje i zaangażowanie ludzi, którzy przyjechali wtedy do niej w środku nocy, nie byłoby jej tutaj teraz. I choć nieraz łapała się na myśli, że może tak byłoby lepiej, nie ujmowało to wdzięczności, którą żywiła do każdego jednego człowieka, który sprawił, że jej codzienność w szpitalu była mniej nieznośna. Kilka takich osób wyróżniało się szczególnie, a na ich czele zdecydowanie stała Frankie ze swoim pogodnym i niezawodnym „cukiereczku” na ustach.
Na początku Kayla, choć tego nie okazywała, była trochę speszona, martwiąc się nadto spojrzeniami innych pacjentów, którzy czasem dyskretnie, a czasem otwarcie przyglądali się jej zażyłości z młodą panią doktor. Czuła się winna jak uczeń, który dostaje same piątki, bo jest faworyzowany przez nauczyciela. Dbała więc o to, by przychylność Frankie przekładała się również na komfort innych pacjentów w sali — gdy dostawała cukierki, dzieliła się nimi, a kiedy prosiła o ciepłą herbatę, pytała, czy da radę zrobić więcej. Teraz tak mocno przyzwyczaiła się do tego, że Frankie ją odwiedza i zupełnie nie przejmuje się tym, jak to wygląda, że sama przestała zwracać tak mocno uwagę na innych. Nie potrafiłaby powiedzieć temu cudownemu promyczkowi, żeby utrzymała dystans. Nie potrafiłaby i nie chciałaby. Czasem była jedynym, co sprawiało, że Kayla nie zamykała się na pół dnia w łazience, by w samotności dać ujście swojemu cierpieniu.
A poza tym była przecudowną, cieplutką i niesamowicie sympatyczną osobą. Kayla zwyczajnie się przywiązała.
Frankie, dzień dobry. — Twarz Kayli natychmiast rozjaśnił szczery, pełen sympatii uśmiech, choć jej mimika zaczęła wyglądać nieco komicznie już za moment, kiedy pani doktor obwieściła, że przyniosła… żabę. Przez bardzo krótki moment Kayla naprawdę obawiała się, że Frankie wyjmie zza pleców żywego płaza.
Wypuściła z siebie wstrzymane na moment powietrze i roześmiała się niekontrolowanie, z rozczuleniem patrząc na pluszowe zwierzę. Kiedy wyciągnęła po pluszaka ręce i obdarzyła Frankie bezdennie wdzięcznym spojrzeniem, wyglądała jakby patrzyła na najcenniejszy skarb istniejący na Ziemi. Przytuliła żabę do policzka, czując, jak wzruszenie chce utorować swoją drogę do jej oczu. Ludzka bezinteresowność w ostatnim czasie poruszała w niej najwrażliwsze struny.
Dziękuję, dostanie imię po tobie. — Miś zyskał honorowe miejsce między splecionymi w siadzie tureckim nogami Kayli, kiedy ta zbliżyła się na brzeg łóżka, by być bliżej Frankie. Parsknęła cicho na wspomnienie Ernesto, a jej łagodne spojrzenie nabrało wymowności. Obie dobrze wiedziały, że jakby miała czekać na te cukierki, toby stąd nigdy nie wyszła.
Ernesto ostatnio przyszedł do pracy w kapciach i z pastą do zębów — strategiczna pauza — na czole. Na czole, Frankie. — Nieszkodliwe rozbawienie wybrzmiało między nimi, a pytanie pozostało w sferze domysłów: co on robił z tą pastą?. Czegokolwiek by nie robił, jedno jest oczywiste — cukierków nie będzie.
Będzie mi tego brakować — zwierza się z lekkim uśmiechem, a jej dłonie same mocniej zaciskają się na żabie. Te słowa mogą wydawać się absurdalne. Jest przecież w szpitalu, każdy tylko czeka, by stąd wyjść, wrócić do swoich żyć, do swoich bliskich. Kayla nie miała bliskich i nie miała już życia, które prowadziła przed wypadkiem. Nigdy do niego nie wróci, nieważne jak bardzo by tego pragnęła. Bała się tego, co zastanie na zewnątrz, nie chciała jednak obarczać nikogo swoimi obawami, dlatego wciąż utrzymywała na twarzy uśmiech, a smutek nie przebił się do jej oczu. — Musisz mi obiecać, że będziesz o siebie dbać, jak już stąd wyjdę — zażądała z teatralnie poważną miną. Ile to razy upewniała się, że Frankie nie przesadza z kofeiną, ile razy przypominała jej, że musi dbać o sen, ile razy narzucała na jej ramiona koc, kiedy choć na pięć minut udało jej się przysnąć, siedząc na nocnym dyżurze? Chociaż tak mogła się odwdzięczyć za dobroć, którą okazała jej Francesca.
Dziś na obchodzie lekarz powiedział, że w poniedziałek dostanę wypis — zdradziła w końcu skąd te wszystkie słowa.
Choć Kayla nie wyglądała na zasmuconą, Frankie mogła obserwować ją przez ostatnie dwa miesiące i nawet jeśli sama Rossi nie była wylewna, ludzie plotkowali. Najpewniej cały personel wiedział już, że jej jedyna rodzina zginęła w tym wypadku, a ona ze szpitala trafi w ręce nieszczególnie sympatycznych i opiekuńczych osób. Dla nich wszystkich to była raptem ciekawostka do kawy. Mogli skwitować to słowami „biedna dziewczyna” i przejść do tematu piątkowego wyjścia na drinka czy romansu Alice z chirurgicznego. A Kayla utknęła. To było teraz jej nowe życie.
Kayla Rossi
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2265-francesca-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2276-francesca-paganini#31175
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2277-poczta-franceski-paganini#31177
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f254-sycamore-street-3-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2278-rachunek-bankowy-francesca-paganini#31178
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2265-francesca-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2276-francesca-paganini#31175
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2277-poczta-franceski-paganini#31177
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f254-sycamore-street-3-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2278-rachunek-bankowy-francesca-paganini#31178
W przeciwieństwie do Kayli, Frankie nigdy specjalnie nie przejmowała się tym, co kto sobie pomyśli – nie w szpitalu, nie na siłowni, nie tam, gdzie czuła się pewnie. Gdy więc raptem dzień po przywiezieniu Kay z akcji Paganini przyszła w odwiedziny, na krzywe spojrzenia reagowała tylko równie krzywym uśmiechem, a na gderania mentorów – dosyć znaczącą ciszą. Tak, wiedziała, że robi źle – w pewnym sensie. Niezgodnie z tym, co ją uczono, więc źle. Tylko, że to naprawdę nie miało żadnego znaczenia. Przypadek Kayli zakłuł Francescę tam, gdzie bolało najbardziej – świadomość, że młodziutka pacjentka nie ma nikogo, kto by się o nią zatroszczył, szarpała w Paganini najdelikatniejsze struny. Bo dla Frankie rodzina była przecież wszystkim – myśl, że mogłaby ją stracić, zostać na świecie sama jak palec, była przerażająca. Przerażająca i bardzo, bardzo bolesna.
To nie była świadoma decyzja, by zaopiekować się Kaylą, ale, z drugiej strony, nie było to też coś, czego Frankie by po fakcie żałowała.
Przychodziła więc regularnie, spędzała z dziewczyną tyle czasu, ile mogła – w trakcie dyżuru, między akcjami i potem, po pracy, jeśli akurat nie miała nic do załatwienia i nie spieszyło jej się do pustego mieszkania. Przynosiła jej słodycze, gdy Kay dostała już zielone światło, by wcinać coś więcej niż tylko szpitalne śniadania i obiady. Książki i gazety, gdy Rossi przyznała się, że trochę się nudzi. I – jak dzisiaj – pluszaka, by dziewczynie było na sercu chociaż trochę lżej, gdy zostawała tu sama.
Patrząc, z jakim zachwytem Kayla przygląda się pluszakowi, Frankie przygryzła mocno wnętrze policzka i uśmiechnęła się z czułością. Nie po raz pierwszy łapała się na myśli, że dziewczyna jest zbyt delikatna, zbyt dobra, zbyt słodka na to wszystko. Że to nie powinno tak być. Że Kayla była w wieku, w którym powinna spotykać się ze znajomymi, bawić na imprezach, przeżywać pierwsze miłości – a nie spędzać miesiące w szpitalu.
Roześmiała się lekko na wzmiankę o Ernesto. Uniosła dłonie w obronnym geście.
- W porządku, głupie pytanie – przyznała i wyszczerzyła zęby. Nie próbowała nawet domyślać się, jakie wydarzenia mogły doprowadzić do pasty akurat na czole Ernesto – i oczywiście do reszty już przestała wierzyć, że medyk przyniesie jakiekolwiek słodkości.
Poprawiła się na krześle, podwijając jedną nogę pod siebie. Lekki uśmiech Kayli nie współgrał z jej słowami i Frankie westchnęła bezgłośnie.
Trochę dlatego tu dzisiaj przyszła.
- Słowo skauta – obiecała Kaylie z szerokim uśmiechem. Obie wiedziały, że Francesca nigdy skautem nie była.
Na wzmiankę o wypisie medyczka chrząknęła cicho.
- Wiem, cukiereczku. Coś słyszałam – przyznała i, po raptem chwili wahania, sięgnęła po dłoń przyjaciółki.
Przyjaciółki.
Frankie naprawdę tak o niej myślała.
- Właściwie, chciałam... – zaczęła ostrożnie. Po wcześniejszym rozbawieniu nie pozostał nawet ślad, cała beztroska została wyparta troską, czułością, garścią obaw – w dużej mierze zbieżnych z tymi, jakie miała sama Kayla.
- Wiesz już, u kogo będziesz mieszkać? – spytała wreszcie miękko. Dobór słów był nieprzypadkowy – Frankie doskonale wiedziała, że ludzie, którzy zajmą się Kay nie będą jej nową rodziną i, szczerze mówiąc, ich obowiązki niewiele będą miały wspólnego z faktyczną opieką nad nastolatką.
Przyglądając się dziewczynie uważnie, Frankie pochyliła się nieco w jej stronę, wsparła łokcie na kolanach, dłonią pogładziła lekko kolano nastolatki – czule w sposób, w jaki mogłaby koić nerwy młodszej siostry, gdyby taką miała.
- Pomyślałam... – Nie była pewna, jak sformułować własne myśli. Wreszcie postanowiła to zrobić najprościej, jak tylko umie. – Kiedy już wyjdziesz – zaczęła. – Chętnie zaproszę cię do siebie. A właściwie – chętnie będę cię zapraszać. Na weekendy. Albo... No, wtedy, kiedy nie będę miała dyżurów. – Nie chciała mówić wprost, że boi się, że nowi opiekunowie nie będą dla Kayli dobrzy – ale trochę o to chodziło. Bardzo o to chodziło. Patrząc na Rossi, Francesca nie mogła opędzić się od myśli, że Kay... Że, z dużą dozą prawdopodobieństwa, nie będzie szczęśliwa. Że – jakkolwiek abstrakcyjnie to brzmiało – szpital naprawdę mógł być dla niej lepszym miejscem niż będzie jej nowy dom.
Francesca Paganini
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
Duże oczy Kayli zmrużyły się na słowo skauta i otaksowały buzię Frankie z całą siłą swojej przenikliwości. Policzek dziewczyny na moment wydął się z pełnią wymowności i przez chwilę wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale cokolwiek miało to być, ostatecznie odpuściła, a w miejsce podejrzliwości zakwitł poddańczy uśmiech. Obie wiedziały, że Frankie nie miała okazji przekonać się, jak dobrym byłaby skautem, a bez bata nad tyłkiem (choćby i pluszowego — innego nie można było spodziewać się po Kayli) zapomni, że aby pomóc innym, musi wpierw zadbać o siebie.
No tak, oczywiście, że Frankie już wiedziała. To pewnie stąd ta żaba. Kayla uśmiechnęła się słodko, bo tym mocniej doceniała ten gest, wiedząc, że Frankie chce wesprzeć ją w tym trudnym czasie. Nie bez znaczenia było dla niej to, że wie. Poznała Kaylę wystarczająco dobrze przez te dwa miesiące, by rozumieć, że tam, gdzie ktoś inny mógłby się ucieszyć, Kayla napotykała jedynie obawy i dyskomfort.
Zerknęła na wplatającą się pomiędzy palce dłoń Frankie, a jej własne opuszki również odnalazły drogę do miękkiej skóry, choć było jej trochę niezręcznie. Nie dlatego, że wzbraniała się przed dotykiem — ten przynosił otuchę i sprawiał, że robiło się cieplej na sercu. Powód był inny i miał swoje źródło głębiej. Mimo że dłonie Frankie również mogły nosić znamiona jej pracy, wiecznego odkażania skóry i mnogości obowiązków, te należące do Kayli wyraźnie odznaczały się niemiłą szorstkością i białawymi fragmentami między palcami, tam, gdzie powoli zaczynał łuszczyć się naskórek. Były przesuszone i piekły, z każdym dniem coraz mocniej. Nie była pewna, ile dokładnie czasu minęło, odkąd zażyła ostatnią kąpiel. Było przeraźliwie zimno, a plażę pokrywał śnieg. To było jeszcze w lutym. Na początku czy na końcu? Nie wiedziała. Nie musiała wiedzieć, by rozumieć, że zbyt dawno. Jej organizm był coraz mocniej odwodniony, a w końcu minie ten moment, gdy będzie mogła to dalej zrzucać na suche powietrze i wrażliwą skórę. Choć obawiała się tego, co ją czekało dalej, mogła pocieszać się choć tym, że w końcu dane jej będzie zanurzyć się w oceanie.
Kiedy padło pytanie, twarz Kayli rozjaśniła się lekko i naprawdę wyglądała, jakby kwestia mieszkania kojarzyła jej się z czymś pozytywnym. Była biegła w oszukiwaniu innych i samej siebie, kiedy przychodziło jej ukrywać smutek i ból. Starała się nie wprowadzać innych w przybicie i nie zrzucać na nich własnego cierpienia — reakcja, którą właśnie odgrywała, weszła jej już w nawyk, to nie było nawet coś, co czyniła z premedytacją.
Tak, jest na Sonk Road jedna rodzina, która mnie przygarnie. —  Mogłaby dodać, że do czasu potencjalnej adopcji, ale wiedziała doskonale, że to się nie stanie. Ludzie nie adoptowali niemal dorosłych dzieciaków. Nie opłacało im się to. Zresztą, czy chciałaby być adoptowana? Nie potrafiła nawet myśleć w tych kategoriach. — Wiesz, to taka dzielnica, że wszyscy się znają, więc kojarzę ich — mówiła to ze swobodnym uśmiechem, który wcale nie sugerował, że kojarzy ich, ale wcale nie z pozytywnych rzeczy. Państwo Newbert mieszkali skromnie, a pod swoim dachem wychowywali obecnie pięcioro dzieciaków. Wszyscy wiedzieli, że zostali rodziną tymczasową tylko dla zasiłków. Ostatnio jedna z dziewczyn pod ich opieką skończyła osiemnaście lat i zdecydowała się natychmiast wynieść — to pewnie po niej Kayla przejmie najpotrzebniejsze rzeczy, a potem wszystko to przejdzie do rąk kolejnej dorastającej sieroty czy zaniedbanego dziecka.
Kayla starała się utrzymać pogodę ducha i przyjąć dobrą minę do złej gry, ale Frankie nie wydawała się przekonana. Może i sama była młoda, ale wiedziała przecież, jak działa ten świat. Zapewne i ona słyszała już co nieco o opiece zastępczej na Sonk Road, może nawet widziała podejście pracownika socjalnego, kiedy ten ze zmęczoną miną tłumaczył Kayli, jak będzie dalej wyglądać jej życie. Trudno było doszukać się w tym całym obrazku jakichkolwiek pozytywów.
Przyjrzała się Francesce z większym skupieniem i lekkim zaciekawieniem, kiedy ta znów zabrała głos, najwidoczniej szukając odpowiednich słów, by coś przekazać. Przelotne mocniejsze zaciśnięcie dłoni na smukłych palcach miało ją zachęcić do wyrzucenia z siebie tego, cokolwiek to było. Kayla nie chciała, by Frankie czuła się przy niej jakkolwiek skrępowana. Nie musiała. Daleko jej było do oceniania nawet najgłupszych pomysłów. A ten, którym podzieliła się za chwilę Frankie, nie był głupi, tylko… Tylko być może trochę nieetyczny z punktu widzenia jej zawodu, ale i na tym polu mogłaby wywiązać się ciekawa dyskusja. Swoją relacją dawno przekroczyły przecież zasady etyki zawodowej, a po wyjściu stąd Kayla nie będzie dłużej jej pacjentką, więc w gruncie rzeczy nie było w tym nic niestosownego.
Och, Frankie. — Kayla odetchnęła głębiej z pełnym rozczulenia uśmiechem, a jej spojrzenie nie wyrażało nic poza bezdenną wdzięcznością i czułością. Naprawdę nie wiedziała, czym zasłużyła sobie na taką dobroć ze strony tej wyjątkowo dobrej duszyczki. Życie jej do tego nie przyzwyczaiło, nic dziwnego, że drobne uderzenie podejrzliwości znalazło swoje miejsce gdzieś w cichym kącie umysłu. To nawet nie tak, że nie ufała szczerym intencjom Frankie — po prostu nie wierzyła już, że każdy przejaw dobroci i szczęścia nie niesie za sobą jeszcze większego bólu, straty czy cierpienia. Miała wrażenie, że każdą chwilę radości trzeba okupić podwójną dawką smutku.
Bała się stracić więcej bliskich, czy więc nie najlepszą strategią jest niedopuszczenie, by istniał ktokolwiek taki? Choć wiedziała tak dużo o psychice człowieka, nie umiała wykryć dziejących się w jej własnej podświadomości procesów i tego, jak powoli budowała niekoniecznie zdrowy system obronny.
Frankie się o nią martwiła i Kayla potrafiła to docenić, nie potrafiła jednak zaakceptować, że ten stan mógłby trwać. Chciała, by bliskie jej osoby czuły się przy niej dobrze, a nie sądziły, że muszą się wiecznie martwić.
Będę cię odwiedzać, ale nie z potrzeby — zaręczyła, nachylając się nieco, by z drobną przekorą zajrzeć w oczy Frankie. Jej uśmiech był jak zaczepne szturchnięcie w ramię. „Rozchmurz się”, mówił. — Tylko dlatego, że jesteśmy przyjaciółkami — nawet jeśli sama nie była pewna, czy umie z podobną łatwością traktować kogoś jak przyjaciółkę, to chciała sprawić, by Frankie zrobiło się miło — i ktoś musi dopilnować, żebyś się nie przepracowała. — Zrobiła groźną minę, podkreślając, jak poważnie podchodzi do tego aspektu.
No i na pewno niepotrzebnie się martwisz, państwo Newbert nie mogą być tacy źli. — Wzruszyła ramionami. — Zostały mi dwa lata szkoły, to nie tak długo. — Dopiero miała się przekonać, jak bardzo się oszukiwała. Musiała zresztą jeszcze zdać ten rok. Miała do nadrobienia dwa miesiące — dopiero w ostatnich tygodniach była w stanie podjąć naukę w szpitalu, wcześniej nie było nawet o tym mowy.
Kayla Rossi
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2265-francesca-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2276-francesca-paganini#31175
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2277-poczta-franceski-paganini#31177
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f254-sycamore-street-3-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2278-rachunek-bankowy-francesca-paganini#31178
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2265-francesca-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2276-francesca-paganini#31175
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2277-poczta-franceski-paganini#31177
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f254-sycamore-street-3-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2278-rachunek-bankowy-francesca-paganini#31178
Było coś rozczulającego w tym, jak Kayla troszczyła się o Frankie – i jak to ta pierwsza pocieszała tę drugą, choć powinno być zupełnie odwrotnie. W opiekuńczość dziewczyny Paganini wierzyła bez zastrzeżeń, w jej beztroskę odnośnie jej wyjścia ze szpitala – już nie specjalnie. Swoją podejrzliwość Francesca trzymała jednak na krótkiej smyczy, bo przecież nie przyszła tu po to, by podsycać lęki, które Rossi już od tygodnia pewnie hodowała sobie sama – nawet, jeśli próbowała udawać, że jest zupełnie inaczej.
Jeśli Frankie zwróciła uwagę na szorstkość skóry Kay, zupełnie tego po sobie nie pokazała. Pogładziła kciukiem wierzch palców dziewczyny, uważając tylko, by nie robić tego zbyt mocno – spodziewała się, że przesuszona skóra musiała piec nieprzyjemnie i nie chciała tego dyskomfortu pogarszać.
Powodów takiej a nie innej kondycji dłoni Rossi Frankie się nie domyślała – choć, gdyby faktycznie się nad tym zastanowiła, musiałaby w końcu dojść do wniosku, że to nie może być tylko wina suchego, szpitalnego powietrza i leków, jakie szczególnie na początku wlewano w Kaylę litrami.
Patrzyła na uśmiech przyjaciółki i też się uśmiechała, bo była jej to winna, tak sądziła. Z pewnością lepiej, by udawała, że wierzy w jej beztroskę niż by dokładała jej trosk.
- W porządku – zgodziła się więc lekko, choć wyznanie Kayli tylko dokładało jej zmartwień. O samej rodzinie, do której miała trafić Rossi, nic nie słyszała, ale dzielnica i to, jakie rodziny tam mieszkały nie było tajemnicą. Francesca była bardziej niż pewna, że dla nowych opiekunów Kayli to będzie po prostu czysty biznes. Większe zasiłki, dopłaty tylko dlatego, że wzięli dziewczynę pod swój dach – bez należytej kontroli, czy rzeczywiście zajmują się nastolatką tak, jak powinni. Kiedyś od jednej czy dwóch takich rodzin zabierała dzieciaki – głodne, niedomyte, cienie tego, kim mogły być. W tym wszystkim dobre było tylko to, że Kayla, choć nie dość dorosła, by żyć na własną rękę, była z kolei dorosła dość, by o siebie zadbać i nie dać zrobić sobie krzywdy.
Frankie naprawdę chciała wierzyć, że gdy przyjdzie co do czego, Rossi o siebie zawalczy – albo przynajmniej da jakiś znak, by Paganini mogła zawalczyć o nią.
Uśmiechnęła się miękko na słowa Kayli. Nie z potrzeby, ale dlatego, że jesteśmy przyjaciółkami. Mogła się na to zgodzić, bo przecież tak właśnie było. Rossi już dawno nie była jej pacjentką – przestała nią być w zasadzie zaraz po przekazaniu jej medykom z oddziału ratunkowego. To, że Frankie wciąż pozostawała czyimś medykiem, a Kay – czyjąś pacjentką – dla Paganini to nie był problem. Nie taki, jakim widzieli go inni lekarze.
Uśmiechnęła się szerzej na przepracowanie.
- Brzmi dobrze – zgodziła się i wyszczerzyła zęby. – Trzymam za słowo, że jeśli następnym razem zapomnę zjeść śniadania, będziesz mi to wytykać przez kolejny tydzień. – Podobne zapominalstwo nie było dla Frankie niczym nowym, chociaż zwykle tłumaczyła to nie roztargnieniem, a zwykłym brakiem czasu.
Bo czasu brakowało pannie Paganini praktycznie ciągle.
Powstrzymała westchnienie cisnące jej się potem na usta, znów rozpromieniła się, choć nie tak szczerze, jak by chciała.
- To rzeczywiście niedużo – przyznała, choć żołądek ściskał jej się na myśl, ile może wydarzyć się w ciągu tego czasu i jak wiele Kayla będzie musiała się jak najszybciej nauczyć – nie w faktycznej szkole, ale w tej, jaką zafunduje jej prawdopodobnie życie z państwem Newbert.
- Swoją drogą, jak ci idzie? – spytała zaraz lekko, żeby choć na chwilę zmienić temat na odrobinę lżejszy. – Myślisz, że rzeczywiście zdążysz do egzaminów? – W pytaniu nie było nic napastliwego – ot, jedno z tych, które pozwalało Frankie rozeznać się, czy jest jeszcze coś, co mogłaby dla Kayli zrobić.
Jeszcze przez chwilę gładziła miękko jej dłoń. Gdy uwolniła wreszcie jej palce, odruchowo sięgnęła po szklankę z wodą stojącą na szafce przy łóżku i podała picie Rossi w niemej sugestii, by piła.
Podobne drobny objawy czułości w ciągu ostatnich tygodni weszły jej w krew.
Francesca Paganini
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
W jakim stopniu jej troska była szczera? Kayla odpowiedziałaby, że bezgranicznie. Ale czy rzeczywiście chodziło o to, jak mocno martwiła się o Frankie, jak bardzo zależało jej, aby dziewczyna o siebie zadbała? Nie. Gdyby zechciała wejrzeć prawdzie w oczy, odkryłaby, że tu nie chodzi o innych, ale o nią. Tylko to pozwalało jej odnaleźć stabilny grunt. Tam, gdzie straciła wszystko inne, pozostało to, co zawsze ją definiowało — empatia, chęć sprawienia, by innym lepiej się żyło. To czasem jako jedyne dawało jej siłę, by otworzyć oczy i zmusić się do rozmowy. Wymuszało na ustach uśmiech i na krótkie, urywane momenty odpędzało torturujące myśli. To, że wciąż była zdolna do tej troski, pozwalało jej czuć się sobą, oszukiwać się, że zostało w niej coś z tego, kim była przed wypadkiem.
Wypadkiem…?
Unikała nazywania tego po imieniu. Nie była nawet pewna, ile ze wspomnień, które tak często wracały, było prawdziwych, a ile było tylko wytworem paskudnie okrutnej wyobraźni. Gdyby miała wierzyć obrazom rozgrywającym się pod powiekami, musiałaby dojść do wniosku, że nazywanie wszystkiego wypadkiem było bezczelnym niedopowiedzeniem. Nie chciała się z tym konfrontować.
Bliskość Frankie, to, że była życzliwa Kayli, ale przede wszystkim to, że Kayla sama mogła jej coś dać od siebie, że mogła jakkolwiek się przydać, przynosiło ulgę. Choć na tych kilka momentów, w których mogła poczuć jej palec przesuwający się po skórze i wpatrywać się w błyszczące oczy. Wiedziała, że Frankie w końcu wyjdzie i zabierze ze sobą kojący spokój. Znów zaatakują myśli, znów wrócą wspomnienia, znów zacznie walczyć z poczuciem, że za chwilę, za moment, z całą pewnością umrze. Często myślała, że właśnie tego pragnie — odejść. Ale kiedy serce zaczynało przyspieszać, skórę oblewał pot, a nogi zaczynały drżeć, tak bardzo, tak strasznie mocno chciała, żeby ktoś ją uratował.
Nikt jej nie uratuje. Tak mocno, jak wierzyła, że Frankie zrobi co w jej mocy, by pomóc, tak samo doskonale wiedziała, że sama jej na to nie pozwoli. Że ostatecznie będzie musiała poradzić sobie sama. Bo tak trzeba. Bo nikt nie będzie rozczulał się nad nią w nieskończoność. Minie miesiąc, dwa, rok i nikt już nie będzie chciał słuchać o tym, że jej ciężko. Dorośnij, powiedzą. Weź się w garść. Kayla wiedziała. Przecież była już w podobnym miejscu, nawet jeśli pierwszy raz trafiła do takiego, z którego nie potrafiła dojrzeć absolutnie żadnych drzwi.
A nawet dłużej, dlatego nie zapominaj — upomniała z poważną miną, którą zaraz przykrył rozbawiony uśmiech. Kayla nie wypominałaby Frankie zapomnianego śniadania przez tydzień, ale przez ten tydzień przychodziłaby do szpitala z pudełkiem lunchowym, by upewnić się, że coś zje.
Wiedziała, że Frankie wciąż się martwiła i nie winiła jej. Zapewne sama nie potrafiłaby przestać, gdyby była na jej miejscu. Ale po Kayli przyjdą inni pacjenci i będą wymagać jej uwagi, być może pojawi się kolejna osoba, z którą Frankie się zaprzyjaźni. Aż w końcu, po którymś razie będzie musiała się uodpornić. Tak to przecież działało. Kayla ceniła sobie bliskość Frankie, ale nie potrafiła odeprzeć myśli, że to tylko przejściowe — gdy wyjdzie ze szpitala, wszystko się zmieni. Nie dzieliła się jednak tymi obawami. I bez nich Frankie miała już wystarczająco dużo na głowie. Poza tym Kayla naprawdę by to zrozumiała, już i tak dostała więcej, niż sobie zasłużyła.
Nie spochmurniała w zetknięciu z kolejnym pytaniem, chociaż nadrabianie zaległości było kolejną rzeczą, która nie poprawiała jej sytuacji. Nie potrafiła za bardzo o tym myśleć, chociaż wiedziała, że będzie musiała się uczyć i pozdawać wszystko jak inni. Nikt nie da jej taryfy ulgowej, nawet jeśli jakaś jej część właśnie tego oczekiwała. Odrobiny współczucia. Wyrozumiałości.
Zerknęła z zaskoczeniem na szklankę wody i westchnęła cicho, uśmiechając się z rozczuleniem, gdy sięgnęła po szkło. Frankie naprawdę była niezastąpiona.
Jakoś sobie poradzę. — To prawdopodobnie będzie motyw przewodni jej codzienności. — Tylko… — Zawahała się krótko, ukrywając to pociągnięciem łyka ze szklanki.
Unikała zwierzeń, nie lubiła mówić o sobie, nie chciała obciążać innych swoimi problemami. Ale Frankie oprócz tego, że była jej bliska, to była również lekarzem.
Opuściła poddańczo ramiona, patrząc na Frankie z przepraszającym wyrazem. Nie chciała narzekać.
Doktor van Haarst dobrał mi tabletki na migreny i zaburzenia widzenia — radziły sobie nieźle, gdy zażywała je odpowiednio szybko, nawet jeśli czasem nie dawały rady — ale, nie wiem, nie potrafię się na niczym skupić. Czasem zapominam, co chciałam powiedzieć w połowie zdania. Trochę się boję, że to nie minie.
Palce miętosiły pluszową żabę, jakby pozwalało to Kayli odgonić choć część czarnych myśli. Uśmiechała się lekko, nawet jeśli jej słowa były pełne niepokoju. Umniejszała mu podświadomie, a i tak, kiedy już skończyła mówić, musiała się zmierzyć z nagłym przypływem wyrzutów sumienia. W zasadzie to po co poruszała ten temat? Frankie przecież nic na to nie poradzi, nie przewidzi, czy to minie, czy nie, a o takich sprawach powinna rozmawiać przecież z neurologiem. Naprawdę niepotrzebnie ją obciążała.
Zaśmiała się cicho, prostując nieco mocniej ciało i odstawiła szklankę z jakąś nową energią. Niemal nie dało się wyczuć fałszu, jeśli tylko nie chciało się go doszukiwać.
Wiem, nie ma co martwić się na zapas. Minęły dopiero dwa miesiące, potrzeba mi po prostu więcej cierpliwości. — Wzniosła oczy do sufitu, z pewnym rozbawieniem zaznaczając swój bunt wobec tego, że wszystko wymagało czasu. — Nieważne — ucięła temat, a wyraz na jej buzi zmienił się płynnie. Spojrzenie nabrało nieco podejrzliwości, zaś czający się na wargach uśmieszek zdawał się coś sugerować.
Opowiadaj, jak było na balu. Bo byłaś, prawda? — Słyszała, że to niemal jak obowiązek dla członków Kręgu. Zapewne tylko praca byłaby w stanie powstrzymać Frankie przed pójściem, a jeśli tak się zdarzyło, to najwidoczniej była w terenie — Kayla nie kojarzy, żeby się wtedy widziały. Sama zresztą wymknęła się na kilka godzin, korzystając z tego, że nikt się nią wtedy specjalnie nie interesował. — Poznałaś kogoś ciekawego? — pytanie stanowiło wyjaśnienie tego wymownego uśmiechu. Podbródek Kayli oparł się o miękką głowę żaby, kiedy wpatrywała się we Frankie, szukając na jej buzi wskazówek co do odpowiedzi.
Kayla Rossi
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2265-francesca-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2276-francesca-paganini#31175
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2277-poczta-franceski-paganini#31177
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f254-sycamore-street-3-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2278-rachunek-bankowy-francesca-paganini#31178
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2265-francesca-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2276-francesca-paganini#31175
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2277-poczta-franceski-paganini#31177
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f254-sycamore-street-3-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2278-rachunek-bankowy-francesca-paganini#31178
Kołysała nogą pod stołem, kolano podrygiwało jej nerwowo. Nie miała tak kiedyś – te kilka lat temu, jeszcze przed studiami, nie miała ani tego drgania nogi, ani drapania nadgarstka nawet, gdy nie swędział, ani żadnych innych tików. I to nawet nie tak, że wcześniej się nie bała – obawiała się przecież tak samo wielu rzeczy. Bała się o Valerio – zawsze. I o Elio – wcale nie rzadziej. Martwiła się swoją przeszłością, topiła w żalu nad własną samotnością, traciła oddech z tęsknoty. Wcale nie miała mniej zmartwień, a jednak wydawało się, że była spokojniejsza.
Czy również szczęśliwsza?
Złapała się na tym, że przez chwilę nie słuchała. Zamrugała dwa razy, wróciła do Kayli. Dłoń w dłoni, szklanka wody podetknięta Rossi pod nos, łagodny uśmiech nastolatki – zmarszczone brwi Frankie na wyraźne wahanie dziewczyny. Zrozumiała je, gdy Kay jednak mówiła dalej.
Od jakiegoś czasu starała się nie zerkać w kartę Kayli, stawiać bardziej wyraźną granicę między byciem jej medykiem a jej przyjaciółką. Kłamałaby jednak mówiąc, że w ogóle tego nie robiła. Czasami, szczególnie w te nocne dyżury, gdy nie za wiele się działo, Frankie zachodziła do dziewczyny i przyglądała jej się czasem. Nigdy jej nie budziła, zwykle tylko wspierała się o łóżko, z czułością zerkała na mały, słodki kokon, w jaki zwykła zwijać się Kayla.
Czasami czuła się z tym źle. Jak podglądaczka, którą przecież nie była.
To właśnie w takie noce sięgała też po jej kartę. Wertowała nowe strony, nadrabiała to wszystko, o czym z Kaylą nie rozmawiały. Śledziła jej postępy, zmianami parametrów odmierzała dni, jakie dzieliły Rossi od wypisu. Patrzyła na zmiany w lekach, zgadzała się z nimi lub nie, czasem podgadywała znajomych w socjalnym.
Nie była gotowa przyznać się przed Kay, że to robi. Że wtyka nos w coś, do czego, być może, nie miała prawa – wchodzi z butami w prywatność Rossi. Frankie była medykiem, ale przecież nie jej, nie Kayli. Już dawno nie.
Teraz, gdy Rossi sama poruszyła temat swojego zdrowia, Paganini musiała bardzo uważać, by nie stwierdzić po prostu – wiem.
Jeszcze słuchając słów dziewczyny wychyliła się, by zdjąć z ramy jej łóżka kartę. Kiwała głową na wyjaśnienia Kayli i wertowała znajome karty, szukając tego, co już wcześniej widziała. Nazwy leków, dawkowanie, planowany czas leczenia.
- Och, przestań – zaprotestowała natychmiast, gdy Kay zaczęła się zapierać, podminowywać własne wcześniejsze słowa.
Uniosła wzrok znad karty.
- Nie mów tak. Nie wchodź w to głupie bagatelizowanie. Nie bądź taką pacjentką. – Uśmiechnęła się miękko.
Wśród chorych były dwa typy – ci, którzy umniejszali, wstydzili się swoich dolegliwości; i ci, którzy gotowi byli godzinami opowiadać o wysypkach, których nie mieli, bólu, którego tak naprawdę nie czuli. Trzeci typ to ten, który ani nie wyolbrzymiał, ani nie bagatelizował – ale taci byli już zupełnie rzadko spotykani. Jak jednorożce. Albo te takie śmieszne, złote małpki, o których czytała w dzieciństwie.
Znów pochyliła się nad kartą, zezując jeszcze przez chwilę na starannie rozpisane medykamenty.
- Nie jestem neurologiem – zauważyła spokojnie. – I nic ci nie obiecam, ale porozmawiam z doktorem van Haarstem, w porządku? Spróbuję się dowiedzieć, czy jest coś innego, co mógłby ci dać. – Mogła to zrobić. Wiedziała, który to, spotykała go już parę razy, pamiętała dyskusje o jednym czy dwóch pacjentach. Nie wiedziała, co mężczyzna sobie o niej pomyśli, gdy przyjdzie z prywatą, dopytywać o jedną z pacjentek – ale chyba niespecjalnie miało to dla niej znaczenie.
Zamknęła kartę i odwiesiła ją z powrotem na łóżko. Poprawiła się na krzesełku, wsparła kostkę jednej nogi na kolanie drugiej, łokcie podparła na obu nogach, pochylając się lekko.
Łobuzerski uśmiech Kayli zapowiadał pytania. Frankie mogła tylko strzelać, o co.
Na wzmiankę o balu roześmiała się lekko. No tak.
- Byłam – przyznała, bo istotnie, żaden dyżur nie uratował jej przed spędem śmietanki Kręgu. Gdyby to od niej zależało, to prawdopodobnie by nie poszła, ale była przecież Paganini, a to oznaczało, że skoro był tam Valerio – musiała być i ona. – Ale to nie... – Roześmiała się i potrząsnęła głową. – Obawiam się, że to nigdy nie jest tak piękne i romantyczne jak opisują w gazetach i książkach.
Rzeczywiście nie było. Ale, z drugiej strony, wiedziała, że Kayla była łasa na salonowe opowieści – a do opowiedzenia zawsze coś się znalazło. Nawet, jeśli nie był to pikantny romans w ogrodach za dworkiem ani pojedynek dżentelmenów o serce tej czy innej damy.
- Nie poznałam nikogo, kogo już bym nie znała, ale... – Uniosła brwi znacząco. Już Frankie dobrze wiedziała na jakie kąski najbardziej czeka Kayla – dokładnie na te same, o których lubiła słuchać sama Paganini. – Spotkałam Niko. Pamiętasz Niko? Nikolai Cavanagh. To jeden z tych młodszych – przypomniała. Była pewna, że kiedyś o chłopaku opowiadała – głównie dlatego, że był sympatyczny, zabawny i, jak to zwykle w takich opowieściach bywa, pochodził z rodziny, z którą teoretycznie wcale nie powinna się zadawać.
No i przez jakiś czas uważał, że uda mu się skraść Frankie całusa.
Nie udało się, bo Paganini miała jednak swoje standardy i szesnastolatkowie się w nich nie mieścili, nawet jeśli byli już nad podziw wyrośnięci i całkiem atrakcyjni.
- Okazuje się, że potrafi tańczyć. Całkiem nieźle. I całkiem honorowo nie zsuwa rąk poniżej pasa. – Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
Francesca Paganini
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
Widziała podrygiwanie kolana i lekko nieobecne spojrzenie, ale nie dawała tego po sobie poznać. Kayla zawsze zupełnie podświadomie obserwowała innych z niecodzienną czujnością — to pomagało jej poznać świat i zrozumieć ludzi. Ich oczekiwania. Dlatego nawyki i tiki szybko zwracały jej uwagę, powstrzymywała się jednak od daleko idących wniosków. Frankie miała bardzo trudną pracę i bardzo napięty grafik, nic dziwnego, że czasem gubiła skupienie, a jej ciało szukało sposobu, by odreagować. Kayla nie potrafiła się o nią nie martwić. Była taka młoda, a brała udział w wydarzeniach, których nie zdzierżyłoby oko niejednego znacznie bardziej doświadczonego człowieka. No i angażowała się emocjonalnie — to niepokoiło najmocniej. Pomagała tylu osobom. A kto pomagał jej?
Obserwowała, jak Frankie bierze do dłoni jej kartę. Ona sama również tam czasem zaglądała z ciekawości. Analizowała leki i dawki, a potem podpytywała o to lekarzy i pielęgniarki, chętnie korzystając z momentów, gdy ci mieli czas i chęć podzielić się z nią swoją wiedzą. Mogłaby zaryzykować stwierdzeniem, że dwa miesiące w szpitalu dały jej więcej niż zapoznanie się z kilkoma solidnymi książkami medycznymi. Podczas niektórych rozmów robiła notatki, zupełnie jakby znalazła się na wykładzie. Wszystko to tak bardzo ją fascynowało.
Uśmiechnęła się przepraszająco, kiedy Frankie wyraziła swoją dezaprobatę wobec przyjętej przez Kay postawy. Reagowanie natychmiastową skruchą na jakąkolwiek krytykę weszło jej już w krew. Było jej głupio, że zrobiła coś nie tak, że nie udało jej się w pełni wyczuć oczekiwań, które przecież tak starała się zawsze przewidzieć. Teraz już wiedziała, że Frankie nie lubi bagatelizowania i można być pewnym, że bezwzględnie zapamięta tę informację. Zamilkła na kilka momentów, nie chcąc przeszkadzać Frankie w zapoznawaniu się z ostatnimi zmianami w karcie.
Och, nie, nie trzeba. — Ożywiła się i wyciągnęła dłonie przed siebie, machając nimi delikatnie na podkreślenie swojego protestu. Nie chciała, by Frankie interweniowała, chyba po prostu… Po prostu czuła potrzebę podzielenia się swoimi lękami. Ale nic więcej nie można było zrobić. Leki, które przepisał jej doktor, z pewnością były dobrane świetnie, zresztą rozmawiała z nim wielokrotnie i większość tych rozmów było niezwykle angażujących, a Leander wszystko jej skrupulatnie objaśnił. Gdyby Frankie zasugerowała inne leczenie, jeszcze by się obraził, że podważa się jego kompetencje. Kayli wydawało się, że w przypadku doktora van Haarsta taka ingerencja mogłaby spotkać się z wyraźną dezaprobatą. — Leki działają, jest w porządku, po prostu… — Było jej tak strasznie głupio, że w ogóle poruszyła ten temat. Skoro nie oczekiwała podsunięcia rozwiązania, to po co w ogóle otwierała buzię? Żeby ponarzekać? Co za głupota, przecież Frankie nie mogła naprawić jej umysłu i odebrać powracających lęków.
Po prostu się boję.
Nie, naprawdę, zapomnij o tym — poprosiła z beztroskim uśmiechem i miała ogromną nadzieję, że temat przepadnie pod naporem nowego, dużo ciekawszego i przyjemniejszego, a ten zyskał podwójne zainteresowanie Kay, kiedy usłyszała zwięzłe „byłam”.
Jej ciekawość wcale się nie zmniejszyła, kiedy Frankie starała się naprostować romantyczny wizerunek balu. Wręcz przeciwnie, Kayla była ciekawa, jak w takim razie wyglądał w rzeczywistości. Nie chciała oczywiście być wścibska. Zresztą to może lepiej, że nie wiedziała. Nie należała do tego świata, nawet jeśli krążąca w jej żyłach krew mogłaby polemizować.
Jej rodzice z oczywistych względów nie pałali miłością do wyższych sfer i w domu nie mówiło się o rodzinach z Kręgu. Kayla miała w sobie zakotwiczoną częściową niechęć do śmietanki towarzyskiej jako całokształtu, jednak wierzyła głęboko, że w każdym środowisku są przeróżni ludzie i absolutnie nie można mierzyć ich jedną miarą. Frankie należała przecież do Kręgu, a była jedną z milszych osób, jakie Kayla poznała w swoim życiu. No a bal? Była w gruncie rzeczy tylko nastolatką, oczywiście, że chętnie słuchała o takich wydarzeniach i wiszącej w powietrzu miłości. Tak przyziemne rzeczy choć na kilka momentów odrywały ją od trudów własnego życia. Tak przynajmniej było wcześniej. Teraz pytała chyba bardziej z przyzwyczajenia, dlatego, że taka była kolej rzeczy, konwersacji. Była ciekawa, co słychać u Frankie, nawet jeśli nie umiała wykrzesać w sobie tej samej ekscytacji wobec romantycznych historii, co kiedyś, kiedy dopiero wchodziła w lata nastoletnie.
Ogromna, szalona i bezpardonowa miłość sprawiła, że jej mamę pozbawiono rodziny, że nie było jej stać na odpowiednią opiekę medyczną, a jej tata postanowił wyniszczyć siebie i otoczenie, gdy tej miłości zabrakło. Kayla nie wątpiła, że było to prawdziwe uczucie. Ale co z tego? Nie było dobrego zakończenia, nie było „żyli długo i szczęśliwie”. Żyli krótko i bardzo nieszczęśliwie. A Kayla? Kayla myślała już raz, że się zakochała. Ale to był tylko okrutny żart, a ona nie potrafiła już potem otworzyć się na niczyje zaloty, za każdym razem podświadomie sądząc, że nie mogą być szczere, że na nie nie zasługuje, że za chwilę ktoś zaśmieje jej się w twarz. Sama nigdy nawet się z nikim nie całowała, ale to nie sprawiało, że mniej chętnie słuchała relacji Frankie. Wręcz przeciwnie. Wolała to wszystko przeżywać z dystansu, poprzez czyjeś historie. No i bardzo podobały jej się iskierki w oczach Frankie.
Niko… — wymamrotała pod nosem, marszcząc go lekko, kiedy przeszukiwała pamięć. Jej oczy pojaśniały widocznie, gdy udało jej się zestawić imię z opowiadanymi historiami. — Ach! Nikolai, biedny, nigdy się nie podda — parsknęła, wyobrażając go sobie jako zdeterminowanego młodzieńca z wyjątkowo zaciętą miną i rozmarzonymi oczyma. Może liczył na opowieść godną Romeo i Julii, dwie zwaśnione rodziny i miłość silniejsza niż wszelkie podziały. Szkoda tylko, że próbował za mocno i był jeszcze dzieckiem. Wszyscy przecież wiedzieli, że chłopcy dojrzewali później, więc na ten moment zapewne miał całe kiełbie we łbie. No i byli z Frankie na zupełnie innych etapach życia, przecież on był w tej samej klasie co Kayla.
Frankie, nie jestem pewna, czy on wie, co jest poniżej pasa. — Zdusiła rozbawienie, przyjmując zupełnie niewinną minę. Nigdy nie dokuczała ludziom, ale ploteczki z przyjaciółką rządziły się innymi prawami, każdy to wiedział. — A co ty się tak uśmiechasz? Jednak ci się spodobał? — Nachyliła się mocniej, z podejrzliwą nutą w oczach i skwitowała ten pomysł wymownym uśmiechem.
Nieeeee, jak już przeżywać burzliwą miłość, to z jakimś przystojnym jegomościem, którego poznasz zupełnym przypadkiem, w zupełnie dramatycznej sytuacji. I takim, co skończył szkołę, żebyś mu zeszytów po pracy sprawdzać nie musiała. — Zaśmiała się, kryjąc rozbawienie za szklanką z wodą.
Podobno w Kręgu czasem wciąż aranżuje się małżeństwa. To prawda? — zainteresowała się, odsuwając szklankę od ust. W szkółce było dużo osób z Kręgu i o niektórych rzeczywiście krążyły takie plotki, że gdy tylko skończą szkołę, to wezmą od dawna zaplanowany ślub. Kayla nie była pewna, czy w to wierzyć, bo wydawało jej się to zupełnie absurdalne, a dzieciaki lubiły sobie robić żarty i rozsiewać głupkowatą dezinformację.
Kayla Rossi
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2265-francesca-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2276-francesca-paganini#31175
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2277-poczta-franceski-paganini#31177
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f254-sycamore-street-3-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2278-rachunek-bankowy-francesca-paganini#31178
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2265-francesca-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2276-francesca-paganini#31175
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2277-poczta-franceski-paganini#31177
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f254-sycamore-street-3-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2278-rachunek-bankowy-francesca-paganini#31178
Protesty Kayli puściła mimo uszu, zbywając je tylko nieznacznym uśmiechem, który można było zrozumieć dwojako – jako zgodę lub wręcz przeciwnie, łobuzerski plan, by zrobić zupełnie na odwrót. Rossi znała Frankie już dość dobrze, by domyślić się, że chodziło raczej o to drugie – choć łobuzerskości w tym było za grosz. Francesca po prostu chciała pomóc. Czasem aż za bardzo.
Tak czy inaczej, tego tematu już nie kontynuowała, zastępując go – w miarę chętnie – wątkiem balu.
Czasem miała wrażenie, że jej opowieści o życiu wyższych sfer to takie bajki dla dorosłych. Oderwanie się od szarej rzeczywistości, omamienie kolorami, których w Kręgu wcale nie było aż tak dużo. Kiedyś, jeszcze lata temu, jako nastolatka pełna ideałów, Frankie jeżyła się na tę całą obłódę. Na to, że Krąg kreował się na lepszych – choć tak naprawdę byli po prostu bogatsi, a i to nie zawsze było zasługą pracy ich własnych rąk. Że pochodząc z Kręgu, siłą rzeczy dostawało się metkę niemal nadczłowieka – choć tak naprawdę wszyscy tam, co do jednego, byli dwulicowi, cwani, skupieni tylko na sobie.
Ona – chyba – też. Czasami. Nie była gotowa zaprzeczyć i nie sądziła, by kiedykolwiek potrafiła. Nie byla przecież kryształowa. Była Paganini.
No więc, kiedyś ją to drażniło. Frustrowało. Nawet – wściekało do łez. A potem... Potem coraz mniej. Bo coraz więcej widziała, coraz więcej rozumiała, i coraz bardziej dojrzewał w niej egoizm.
Frankie była empatyczna i miała naprawdę wielkie serce – nie dość wielkie jednak, by czyjeś potrzeby przedłożyć zupełnie ponad własne potrzeby. Była z Kręgu, korzystała z tego. Była Paganini – z tego, z układów jej braci, jej familii, korzystała jeszcze częściej. Nie czuła się z tym doskonale, ale hipokryzją byłoby stwierdzenie, że czuła się wybitnie źle.
A więc – bajki. Salonowe anegdoty jako lek na całe zło. Historie, w których ani razu nie pojawiało się przyznanie, że sama nie ma więcej romantycznego doświadczenia niż Kayla; że też się nie całowała, że żadne ręce nie sięgały jeszcze pod jej spódnicę. Bajki. Kolorowe, śliczne bajki o księżniczkach i rycerzach. Mniej więcej.
Zachichotała na komentarz Kayli i pokręciła głową, pod rozbawieniem kryjąc cień własnego zakłopotania. Bo ona wiedziała – ale przecież tylko dlatego, że była medykiem. Z żadnego innego powodu. W rodzinie oszczędzono jej wprawdzie przypowieści o pszczółkach i kwiatkach, ale nie zastąpiono ich bardziej dojrzałą wiedzą o tym, co, jak, z kim i, przede wszystkim – jak zrobić to wszystko bezpiecznie. Frankie nie była przy tym dość śmiała – ani, jeszcze na studiach, dość towarzyska – by rozmawiać o podobnych rzeczach z koleżankami. W efekcie cała jej wiedza odnośnie romansów i wszystkiego, co się z nimi wiązało – łącznie z najciekawszymi tajnikami ludzkiej anatomii – pochodziła z dwóch źródeł. Z tanich romansideł, w których zaczytywała się z godnym podziwu entuzjazmem – i z podręczników magicyny. Ani jedne, ani drugie, nie były źródłem zbyt dobrym.
W efekcie gdy Kayla wytknęła jej uśmiech, Frankie roześmiała się jeszcze szerzej, z jeszcze większym zakłopotaniem, i jeszcze intensywniej kręciła głową. W tym momencie wcale nie była starsza od Rossi. Ani trochę.
- To nie... Kay, to jeszcze dzieciak, na Trójcę – sapnęła, czując, że się czerwieni. – Może i ma potencjał, ale najpierw niech się zrobi legalny – skwitowała bardziej bezpośrednio, bardziej śmiało.
Parsknęła cicho na kolejne komentarze. Mogłaby podzielić się teraz garścią własnych lęków, tęsknot, pesymistycznych przewidywań – wszystkie zachowała jednak dla siebie, ograniczając się do lekkich, prostych komentarzy; żartów kryjących to, co rzeczywiście czuła.
To nie tak, że nie ufała Kay dość, by się otworzyć. Po prostu ostatnio nie otwierała się nawet przed samą sobą.
- Hej, ale ty pamiętasz, że ja też wciąż studiuję, nie? – zauważyła i znacząco uniosła brwi. – Wspólne wieczory przy pracach domowych mogłyby być całkiem romantyczne – stwierdziła z teatralnym rozmarzeniem.
Nie tak romantyczne jak, na przykład, wyjście na plażę z Benem – jedno z wielu sennych marzeń, które wracały do niej czy tego chciała, czy nie – ale wciąż całkiem zabawne.
Frankie roześmiała się głośno. No nie. Z pewnością nie na takie randki liczyła.
Na kolejne pytanie Rossi westchnęła cicho i pokiwała głową.
- Prawda – przytaknęła, choć wolałaby nie. – To znaczy, to jeszcze zależy od rodziny, różnie z tym bywa, ale – tak, to wciąż się zdarza. Dość często. Ślub jest narzędziem. – Wzruszyła lekko ramionami, choć wcale nie czuła się tak beztrosko. – Jedną z drug żeby zapewnić swojej rodzinie... Cokolwiek chce jej zapewnić głowa rodu – parsknęła cicho.
Myśl, że sama do końca nie wiedziała, co planuje dla niej Valerio, była przerażająca. Zimna. W jakimś stopniu – bolesna. Bracia wprawdzie nic dotąd nie mówili, żaden nie zająknął się, że to już czas – wciąż była dla nich księżniczką pod kloszem; woleli ją raczej samotną niż stojącą przed ołtarzem. Frankie nie miała jednak złudzeń, nie była aż tak naiwna.
To, że kiedyś zdecydują za nią, było realne. To, że kogoś jej wybiorą, graniczyło z pewnością. Na to, że zapytają ją o zgodę, miała jakieś szanse, ale czy jej głos będzie decydujący? Raczej nie. Chyba nie.
Westchnęła jeszcze raz.
- Pod tym względem macie dużo lepiej – zauważyła. – Wszyscy spoza Kręgu. Pod wieloma względami jesteście dużo bardziej wolni – chrząknęła cicho. Łatwo powiedzieć komuś, kto nie musiał obawiać się o dach nad głową i opłacanie rachunków. Na co komu wolność, gdy nie stać go, by cokolwiek z nią zrobić?
- Ale – wtrąciła szybko, by poprawić niepotrzebnie ponure rozmyślania. – Wielkie miłości to też prawda. Może nie tak często, jak w książkach... – Uśmiechnęła się przelotnie. – Ale takie rzeczy też się dzieją. Szalone wybuchy uczuć na salonach. Skandale owocujące potem miłością aż po grób. Unie rodów, które kiedyś nie mogły na siebie patrzeć. – Uśmiechnęła się szerzej. Przykładów nie potrafiłaby podać, ale była pewna, że takie rzeczy miały miejsce. Musiały mieć. Jeśli nie – to na co było im to wszystko?
Frankie była niepoprawną romantyczką i marzycielką.
- Gdy cię wypiszą – powiedziała nagle, tknięta pewną myślą. – pójdziesz ze mną do kina samochodowego? Nie mam wprawdzie samochodu, a z motoru trochę niewygodnie się ogląda, ale pewnie coś mogłybyśmy wypożyczyć. Niedługo zaczną się letnie seanse o miłości. Mogłybyśmy się wybrać, popatrzeć na te wielkie uczucia. Poszlochać nad złamanymi sercami. Pozłorzeczyć na nicnierozumiejących mężczyzn. – Roześmiała się lekko.
Francesca Paganini
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA
Kayla Rossi
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
ANATOMICZNA : 8
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 144
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2318-kayla-rossi
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2385-kayla-rossi
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2377-poczta-kayli-rossi#33628
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
Policzki Frankie spąsowiały, ale nic w postawie Kayli nie zdradzało, że to zauważyła. Nijak jej to nie śmieszyło i nie zamierzała wprowadzać przyjaciółki w jeszcze większe zakłopotanie pod płaszczykiem żartu, choć nieraz spotkała się z taką właśnie reakcją. W środowisku Kayli więcej było dziewczyn, które w bardzo wczesnym wieku zaczynały pakować się do łóżek swoim chłopakom czy kolegom, a potem omawiały to w swoim gronie i nieraz wydawały się dumne, że straciły dziewictwo. Na Sonk Road mało kto traktował cnotę poważnie i Kayla była jednym z wyjątków. Nasłuchała się jednak wystarczająco, by zyskać wiedzę, o którą wcale się nie prosiła, a przez rozmowy z rówieśnikami kwestie te już jej nie zawstydzały. Nauczyła się śmiać ze zbereźnych żartów i udawać, że czuje się swobodnie w podobnych tematach. Teraz być może troszkę się zapomniała albo po prostu nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, jak mocno różnią się środowiska, w których funkcjonują ona i Frankie.
W gruncie rzeczy niewiele wiedziała o przyziemnym świecie. Tak naprawdę wciąż była dzieckiem, nawet jeśli nader dojrzałym i doświadczonym przez życie. Niezależnie od tego, nadal miała głowę pełną ideałów i przekłamanych obrazów, których jeszcze nikt nie rozdarł na jej oczach. Nie wszystkie zostały naruszone. Ramy dopiero miały pospadać ze ścian. Po kolei. Jedna po drugiej.
Wciąż wierzyła, że każdy ma w sobie cząstkę dobra, że nikt nie rodzi się zły i że wszystkich można naprawić.
Była nader wyrozumiała. Zauważała nawet, że czasem wzbudzało to irytację. To, kiedy ktoś narzekał na drugą osobę, a Kayla, zamiast przytaknąć, próbowała znaleźć przyczynę, dla której tak postąpiła. Nie usprawiedliwiaj jej, słyszała, choć przecież wcale nie to próbowała robić. Po prostu chciała zrozumieć, bo wszystko miało swoją przyczynę. Chciała postawić się na miejscu tej drugiej osoby, wyobrazić sobie, co sama by zrobiła w jej sytuacji. Ten proces był dla niej naturalny. Ale ludzie tego nie lubili, ludzie woleli, gdy im przyklaskiwano, dlatego Kayla nauczyła się powstrzymywać i milczeć wtedy, kiedy miała tak wiele do powiedzenia.
O Kręgu też mogłaby się wypowiedzieć. O korzystaniu z przywilejów. Na pewno doszłaby do wniosku, że gdyby sama miała dostęp do takich pieniędzy, również by z nich korzystała. To tylko naturalne. Nie było w tym nic złego, o ile oczywiście nie wykorzystywano tych środków do niemoralnych celów. A że często to robiono? To temat na inną dyskusję.
Zawtórowała Frankie swoim śmiechem, nie sprzeczając się z kwestią „legalności” Nicolaia. Miał szesnaście lat, więc w zasadzie…
Ale tak, to nieistotne. Nico powinien celować nieco niżej, może i rzeczywiście miał potencjał, ale to jeszcze nie poziom Franceski. Choć czy dwoje ludzi naprawdę musiało reprezentować podobne wartości na wszystkich płaszczyznach, by mogło być razem? Nie. Z pewnością nie. Dobrym przykładem byli rodzice Kayli. Tyle tylko, że nie skończyło się to dla nich zbyt optymistycznie.
Pamiętała, że Frankie studiuje, ale z perspektywy Kayli to wciąż wydawał się zupełnie inny poziom niż nauka w liceum. Frankie była przecież dużo starsza i studiowała już dobre kilka lat, a na dodatek wykonywała taką odpowiedzialną pracę — nijak nie dało jej się porównać do szesnastoletniego Nico. Czy też do Kayli. Choć w jej przypadku akurat nieraz łatwo było zapomnieć, że wciąż była nieletnia.
Jeśli lubisz bawić się w korepetytorkę, odpowiedziałaby na wspomnienie o randkach, nie kryjąc dwuznacznego tonu, ale pierwszy odruch został zduszony przez świeżo przyswojone informacje. Nie była na podwórku na Sonk Road. Zaśmiała się więc tylko, a temat na dobre podążył ku aranżowanym małżeństwom.
Uniosła delikatnie brwi, kiedy padło pierwsze słowo. Prawda. Niby jakaś jej część już wcześniej dopuszczała do siebie, że to mogą nie być brednie, ale potwierdzenie wciąż wywoływało częściowy szok. Bo to przecież wydaje się takie niepoważne, nie znajdowali się w końcu w wiktoriańskiej Anglii ani w żadnym romansie historycznym. Krąg znajdował się swego czasu najbliżej Lucyfera i stanowił kolebkę społeczności magicznej, ale to przecież nie arystokracja. Nie w latach osiemdziesiątych. A jednak wciąż prowadzili takie praktyki? Brzmiało jak podkładka pod scenariusz taniego romansu, nie rzeczywistość.
Czy to dotyczyło również Frankie? Aranżowane małżeństwo… Czy wtedy musiałaby rzucić to wszystko, na co zapracowała, by wspierać swojego męża i narobić mu gromadkę dzieci? Perspektywa godna współczucia. Gdy jednak usłyszała „macie dużo lepiej”, poczuła wewnętrzne szarpnięcie protestu i… irytacji?
Nic takiego nie odbiło się na jej buzi, sama ledwie odnotowała tę podstępną emocję, ale zdecydowanie to, co powiedziała Frankie, nie spodobało jej się. Pachniało ignorancją. Bo jak mogła mówić, że mieli lepiej? Bo byli wolni? Nie byli. Ograniczał ich system i bieda. Co z tego, że mogli wyjść za kogo chcieli, jeśli nie było ich nawet stać na porządne wesele ani na dom, w którym mogliby godnie wychować dzieci? Co z tego, jeśli tylu z nich pochodziło z przemocowych rodzin i powielało schematy? Co z tego, jeśli nigdy nie poznają świata poza Saint Fall, bo nie stać ich na żadną podróż ani na porządną edukację, by choć wiedzieć, co warto zwiedzić? Jak mogła tak beztrosko mówić, że mają lepiej?
Ale nie mogła jej winić, prawda? Frankie nie wiedziała. A jeśli wiedziała, to była to dla niej tylko anegdotka, tylko część tego, co na zewnątrz. To nie było jej życie. I dobrze. Kayla nikomu by go nie życzyła. Nieświadomość całego tego syfu była błogosławieństwem i wcale nie chciała uświadamiać przyjaciółki o tym wszystkim. Poza tym, na upartego… W tej jednej, konkretnej kwestii, w kwestii wyboru małżonka rzeczywiście mieli przewagę. Mogli wybrać.
Tylko… Tylko przecież w Kręgu również mieli wybór. Nikt ich go nie pozbawiał. Po prostu, jeśli podążyliby swoją ścieżką, mogliby zostać zmuszeni do porzucenia wszystkich luksusów. Mogli wybrać to „lepiej”, ale wybierali zostać, choćby i z osobą, której nigdy nie pokochają.
Madeline wybrała. I jak skończyła?
Mieli rację, zostając. Kayla nie mogła mydlić oczu samej sobie. Gdyby miała podobny wybór, pewnie też wybrałaby życie w dostatku.
A ty? — Poprawiła się w miejscu, wpatrując się we Frankie ze szczerym zainteresowaniem. — Wierzysz, że taka wielka miłość naprawdę może się przydarzyć? — Z jakiegoś powodu jeszcze nie miała męża, prawda? Najwyraźniej nikt nie wybrał jej partnera, ale czy w takim razie Frankie czekała na coś wielkiego rodem z romansów?
Nie mogłabym tego przegapić! — zarzekła się na wzmiance o kinie i wydawała się rzeczywiście podekscytowana wizją nocy pod gołym niebem z Frankie przed wielkim ekranem. Większość dziewczyn marzyła o tej scenerii w kontekście randki, ale Kayli nawet nie przeszło to przez myśl. Dużo bardziej wolałaby przeżyć to z Frankie niż z jakimś chłopakiem. Nie wiedziała tylko jeszcze, że kiedy ją stąd wypiszą, rzeczywistość okaże się ważyć więcej, niż ona mogła unieść. Nie będzie w stanie wsiąść do auta, więc kino samochodowe stanie się jedynie przypomnieniem tego, jak mocno zniszczył ją wypadek. Nie wiedziała, że po wyjściu stąd nie będzie mogła opędzić się od poczucia zagrożenia i rezygnacji, że codziennie będzie musiała walczyć, żeby odnaleźć sens w tym wszystkim, a rozrywki dla nastolatek i innych marzycielek zejdą na drugi plan. Póki nie wiedziała, mogła cieszyć się tą propozycją i wyobrażać sobie, jak cudownie będzie popłakać się wspólnie na jakimś romansidle i narzekać na wybory głównej bohaterki. — Nie  mogę się doczekać.
Kayla Rossi
Wiek : 17
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : Uczennica | Modelka
Francesca Paganini
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2265-francesca-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2276-francesca-paganini#31175
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2277-poczta-franceski-paganini#31177
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f254-sycamore-street-3-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2278-rachunek-bankowy-francesca-paganini#31178
ANATOMICZNA : 15
ODPYCHANIA : 3
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 14
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t2265-francesca-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2276-francesca-paganini#31175
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t2277-poczta-franceski-paganini#31177
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f254-sycamore-street-3-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2278-rachunek-bankowy-francesca-paganini#31178
Wiedząc, jakie pytania plątały się w głowie Kayli, na bardzo wiele musiałaby kiwać głową, przytakiwać z coraz słabszym entuzjazmem. Aranżowane małżeństwo. Czy temat dotyczył też jej, Frankie? Tak myślę. Czy musiałaby rzucić wszystko, wszystkie swoje plany schować do szuflady na rzecz fartuszka i gromady potomstwa? Niewyluczone.
Nie zauważyła irytacji Kay i, być może, nie zauważyłaby jej nawet wtedy, gdyby ta odmalowała się na twarzy przyjaciółki bardziej wyraźnie. Frankie lubiła szczycić się swoją empatią; tym, że jest otwarta na ludzi, na ich emocje, że ma tak strasznie dużo zrozumienia dla ludzkich problemów – ale to przecież nie było tak proste. Ignorancja? To dobre słowo, choć Paganini, w pierwszym odruchu, prawdopodobnie by się przed nim wzbraniała. Ignorancja, właśnie tak. Jej problemy kontra problemy innych.
Nie była kryształowa.
Kayla jednak nic nie mówiła, a Frankie pogrążyła się w swoich myślach za bardzo, by sięgnąć po tę całą empatię. W tej jednej, krótkiej chwili nie miała jej dla nikogo – ani dla siebie, ani dla Rossi, ani dla nikogo innego.
A ty?
Drgnęła lekko, uniosła na Kay nie do końca obecne spojrzenie. Dopiero gdy dziewczyna uściśliła, o co pyta, Francesca zaśmiała się krótko – choć trudno było w tym dopatrzyć się faktycznej, pełnej wesołości.
- Wierzę – odpowiedziała jednak z przekonaniem, bo rzeczywiście, wierzyła. Nie była tylko pewna, czy coś takiego może przydarzyć się jej, ale Kayla przecież nie o to pytała. A więc, w szerszej skali, wierzyła. Musiała wierzyć. W czytanych romansach dopatrywała się zawsze ziarna prawdy, w plotkach zasłyszanych tu czy tam widziała nie tylko zabawną ciekawostkę, a cień nadziei dla samej siebie.
Wierzyła. Tak bardzo, bardzo mocno.
- Oczywiście, że wierzę – zapewniła więc. – Co więcej, czekam. – Wzruszyła lekko ramionami. – Może niekoniecznie na Nicolaia... – Uśmiechnęła się przelotnie. – Ale na kogoś.
Ten ktoś miał teraz jedno imię, Frankie jednak miała jednocześnie dość rozsądku by wiedzieć, że to imię akurat zupełnie tu nie pasuje. Do niej. Do żadnych takich wyobrażeń.
Potem, sugerując kino, Francesca nie pomyślała jeszcze, jak wielką popełniła gafę, proponując właśnie to konkretne wyjście. Wpadła na to dopiero później – dużo później – a i wtedy nawet w całej swojej naiwności sądziła jeszcze, że skoro Kay się zgodziła, to...
Potem to, co sobie myślała, nie miało już żadnego znaczenia.
Teraz jednak, jeszcze teraz – było dobrze. Obie – i ona, i Kay – żyły w jakichś przekonaniach, które potem miały zostać zweryfikowane. Obie mogły się cieszyć wyobrażeniami wspólnych wyjść, przyjacielskich wieczorów, plotek wymienianych z entuzjazmem za każdym razem, gdy któraś dowie się czegoś ciekawego. Obie jeszcze mogły.
W efekcie więc Frankie posiedziała jeszcze chwilę, szerokim łukiem omijając już tematy, które kłuły, drapały i gryzły. Gdy potem, już pod wieczór, opuszczała oddział, wydawało się, że jest dobrze – i u niej, i u Kay, i w ogóle wszędzie. Że wszystko szło dokładnie tak, jak powinno.
Była naprawdę naiwna.

[zt x2]
Francesca Paganini
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : RATOWNIK REZYDENT W SZPITALU IM. SARY MADIGAN, STUDENTKA