Płonący grób Dziwne zjawisko na samym końcu pól Padmorów w Wallow. Wykopany tutaj grób, który ozdabia chrześcijański krzyż bez tabliczki, płonie nieprzerwanie od dobrego roku, chociaż nikt do końca nie wie dlaczego. Sami Padmorowie wydają się dość niezainteresowani powodami, zwłaszcza, że "atrakcja" znajduje się dość daleko od ich upraw. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
kwiecień 3, 1985 To byłoby idealne miejsce, aby pozbyć się kogoś. Świat by o nim zapomniał, został porzucony na pastwę losu, kukurydzy i dzikich koni, raz na sto lat przemierzających tę dolinę. Frank wziął głębszy wdech, wpatrując się w horyzont, niezainteresowany tymczasowo horyzontem zdarzeń. Szare niebo i stopniowe ocieplenie klimatu pozwoliło rozpiąć kurtkę, ręce wsadzić do kieszeni i oddychać tak, chłonąc świat. Świat zmienił się miesiąc temu, gdy na Ziemię spadł Eros. Chociaż go przy tym nie było, dostatecznie odczuł efekty strzał trafiających w Piwniczkę. Powiedzieć, że „nieomal stracił tam życie” to aż nadto i nigdy tak tego nie określał, ale uporczywy kaszel o smaku palonego drewna jakiś czas temu minął. Wydech. Oddychał jakby spokojniej, nawet jeśli głowa pulsowała, jakby miała wybuchnąć. Gdy Carter, Verity i Hudson zmierzali na spotkanie z Upadłym Aniołem, zostali schwytani w pułapkę. Łut szczęścia czy wyjątkowe czary? Coś wtedy pozwoliło im się uwolnić, ale to wcale nie znaczyło, że sytuacja, jeśli by się powtórzyła, miałaby sprzyjać Kowenowi Dnia. Musieli uwolnić Surtra, zostało to przecież przesądzone w Billy Goat już dawno temu. Wdech. Świadek zdarzenia nie odezwie się już więcej. Wydech. — To nawet ciekawe zjawisko — wskazał brodą na płonący grób w oddali, gdy na miejscu o umówionej porze zjawiła się Judith Carter. — Podobno płonie od dobrego roku — mógłby zdecydować się na próby złamania rytuału — bo to musiał być rytuał — ale po co? — Proszę, tak jak obiecałem. Ładujesz je normalnie. Pozornie nie będą różnić się od zwykłych nabojów, ale te przebiją się przez każdy żywioł. Nawet jakbyś strzelała w wodzie, to nie spowolnią — obsługi strzelby nie miał zamiaru jej uczyć, wiedziała o tym więcej od niego. Carter nigdy nie była zainteresowana arkanami magii, natomiast interesowały ją efekty. Tymi zaś Marwood zamierzał się pochwalić, wręczając towarzyszce małe drewniane pudełeczko, w którego środku znajdywało się 5 nabojów do strzelby. Wyglądały niepozornie, miały wielką moc. Jeszcze przez sekundę popatrzył na swój twór i oddalił tę myśl, nie chcąc zastanawiać się nad tym, jak zostaną wykorzystane. Końcówka marca dostatecznie mocno pokazała Frankowi, że Lucyfer wymaga poświęceń. Nawet jeśli cudzych. O tym zresztą chciał z nią porozmawiać. — Potrzebuję, byś pokazała mi magię odpychania w praktyce, a ja zrobię kilka notatek. Interesuje mnie w szczególności — spojrzał do swojego notesu, odczytując drobne pismo — Aperite, Clausa, Ordinatio, Uberrimafides, Funemeum — ale nie na mnie — dodał pospiesznie ostatnie słowa, spoglądając znad grubych oprawek okularów na Judith. — Przyniosłem ci kłódkę, jest zamknięta, więc możemy zacząć od Aperite i... Ech, powinienem powiedzieć, o co chodzi — tradycyjnie dla siebie zbyt szybko mówił. — Wierzę, że jestem w stanie rozpisać wzór na wydostanie się z pułapek rytualnych. Przynajmniej niektórych. Jeśli będziemy mieli trochę szczęścia, może pomoże Surtrowi. Wszystkie rytuały działają na tej samej zasadzie — wiązki magiczne splątują się w tożsame dla siebie sposoby i tworzą nici jakby sieci. Rozumiesz, prawda? Więc żeby je rozwiązać, potrzebny jest odpowiedni wzór. Jeśli zbiorę notatki z tego, w jaki sposób działa magia, gdy rzucasz te pozornie proste czary, to bardzo mi pomoże — oznajmił. Nie chodziło przecież o żadne fanaberie. przekazuję Judith: amunicja do strzelby (5 sztuk) (rytuał: żywe pociski, moc: 108) |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Ostatnimi czasy zapierdol gonił zapierdol. Ale kiedy Marwood wspomniał o tym, że chce się spotkać, i wtedy wygrzebałam jakieś wolne pięć minut, kiedy mogę spierdolić z Kazamaty. Nie miałam wątpliwości, po co chce się spotkać i (nie przyznam tego na głos, a szczególnie nie przy nim) nie mogłam się doczekać. Jakiś czas temu dostał ode mnie amunicję – teraz przyszedł czas mi ją zwrócić. W nieco ulepszonej wersji niż ją dostał. Kilka razy go przestrzegałam, żeby tego nie spierdolił i mam nadzieję, że faktycznie nie spierdolił. Szczerze, analizując całokształt, najpewniej wtedy by mi się na oczy nie pokazał. Może do strzelców wyborowych nie należy, ale nie jest głupi. Inaczej nie byłby profesorkiem w szkółce kościelnej. Pomijając. Ostatnio bywam na polach Padmore’ów częściej niż podczas całego swojego życia. I będę jeszcze raz – za jakiś czas Imani poprosiła nas o pomoc w uporaniu się z jakimiś stworami, co jej się na polach zalęgły i straszą okolice. Wybiera się razem z nami na ubicie Białego Łosia, więc nie mam zamiaru odmawiać jej pomocy. Wracając. Wzrok przez chwilę przykuwa interesujące zjawisko w postaci płonącego grobu. Ciekawe, czy ktoś go niedawno podpalił i jeśli tak – to dlaczego. Kiedy nadchodzi Marwood, szybko sprowadza moje myśli na właściwe tory, że płonie w zasadzie rok. Czyli to musiała być magia. Nadal – z jakiego powodu? — Albo tu leży gorliwy wyznawca, co i w grobie chciał czuć Piekło, albo ktoś kogoś bardzo nie lubił – stwierdzam krótko na tę gadkę-szmatkę na powitanie, bo zaraz moją uwagę odwraca dość skutecznie Frank, przekazując mi coś, na co czekałam. Odbieram pudełeczko z amunicją. Nie jest jej wiele, będę musiała być oszczędna, ale, zerknąwszy na nią, jestem zadowolona z efektu. Nie będę testować – ufam, że tak właśnie jest. Jeśli tak jest, naboje staną się bardzo potężną bronią. Nie wiem, co mnie wtedy, w styczniu, natchnęło, żeby go o to prosić, ale teraz ta realizacja okaże się bardziej przydatna niż jeszcze wtedy myślałam. — Dobra robota – krótko kwituję, chowając pudełeczko w kieszeń. Nie będę z nim maszerować w ręku przez wieś, nawet jeśli zobaczy to tylko pies z kulawą nogą. Bardziej zaskakuje mnie, że to spotkanie ma ciąg dalszy. Unoszę brwi. Magia, którą chce ode mnie usłyszeć, nie jest jakaś strasznie skomplikowana, bardziej mnie zadziwia, po jaką cholerę mam przy nim czarować. Spoglądam to na niego, to na notatnik, który wyciągnął, to na kłódkę, która zaraz pojawia się w jego rękach i wciąż mam to samo pytanie w głowie. Na szczęście wyjaśnienie jest wystarczająco poważne i Marwood nie marnuje mojego czasu. Cenię to. I cenię, że chce się zabrać za poważną sprawę – tamta kula u nogi nie była zbyt ciekawym doświadczeniem i nadal nie pozbyłam się śladów po oparzeniach, gdy próbowałam ją z siebie zdjąć. Pewnie zostaną ze mną na zawsze, nie miałam czasu smarować się jakimiś maściami, chuchać i dmuchać, nie wiesz czasem. Były ważniejsze rzeczy do roboty niż dbanie o swój perfekcyjny wygląd. — Tamto wyglądało na trudniejsze czary niż to, co chcesz zobaczyć, ale niech Ci będzie – wzruszam ramionami. Szef tu jest szefem, szefie, bym powiedziała, ale jeszcze by sobie poschlebiał za bardzo. Spoglądam na kłódkę, którą przyniósł i inkantuję krótko: Aperite. Zamek klika i kłódka otwiera się, jakby ktoś w rzeczywistości przekręcił kluczyk, którego w dziurce wcale nie było. Odczekuję chwil kilka, gdyby chciał coś sobie w notesiku zanotować, po czym dodaję krótkie: Clausa. Obserwujemy proces odwrotny, kłódka zaczyna z powrotem się zamykać, a ja się zastanawiam, co on po tych dwóch banalnych zaklęciach może niby wywnioskować. Aperite: 59 + 24 = 83 > 50 | zaklęcie udane Clausa: 25 + 24 = 49 > 35 | zaklęcie udane |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Mogli nie pałać do siebie gorliwą sympatią, nie spotykać się na kawkę wieczorami, po to, żeby omówić ostatni sezon Dynastii (Frank nie widział ani jednego odcinka), ani nie zwierzać się sobie z codziennych problemów. Mogli patrzeć na siebie spode łba, oszczędzać słowa i co najwyżej przydać rękę na przywitanie. Judith Carter i Frank Marwood mogliby się nigdy nie spotkać, gdyby nie Kowen Dnia. Sabaty, spotkania, modlitwy — ostatecznie, gdyby przyszło co do czego, był pewien, że kobieta stanęłaby na rzęsach, żeby wypełnić wolę Lucyfera. Miał też świadomość, że ona wie, że on także. Mogli pomagać sobie w codziennych sprawunkach i obowiązkach, a potem mijać na ulicy ledwie skinieniem głowy. Grupa wyznawców Najwyższego miała to do siebie, że nie zwracała uwagi na proste niesnaski. Nawet jeśli nienawidziłby Judith, a przecież tak nie było, w chwilach największej próby pchałby ją w przód i ciągnął za sobą, bo jej umiejętności, zdolności i poświęcenie dla sprawy było godne podziwu. Zaśmiał się nad wyraz krótko, ot ciche chrząknięcie na wyjątkowo celną uwagę na temat płonącego grobu. Chciałoby się rzec, że równie dobrze to mogła być anomalia, mógł wyjaśnić jej pięćdziesiąt podobnych przypadków, a także określić system działania ognia i zainteresować się zbadaniem jego temperatury. Mogliby zajrzeć w dół i odkryć, że grób jest pełen trupów, albo śmieci, albo pusty. Mogliby minąć go obojętnie. — To trudny rytuał, ale jeśli będziesz potrzebować więcej, będę próbować. Nawet ciekawa sprawa — podrapał się po brodzie, obserwując, jak Carter chowa pudełeczko z amunicją do kieszeni. — Po użyciu koniecznie napisz mi, jak się sprawują, będę wiedzieć, czy jest możliwość poprawy działania — napomknął. O to, do czego zamierza ich użyć, już nie pytał. Stary Padmore mówił, że tylko krowa nie zmienia poglądów i Marwood zdecydowanie się z tym zgadzał, odczuwając, jak sam przechodzi przez różne stany w ciągu ostatnich tygodni. To, co przed dwoma miesiącami wydawało się niemożliwe, nagle stawało się codziennością. Zapowiedziana Apokalipsa, otwarcie Wrót Piekieł, walka, która na nich czekała — jeszcze w połowie lutego, spodziewał się, że to tylko obietnice, które spełnią się, gdy dawno zniknie z tego świata. Och, jak bardzo się mylił. Tym bardziej więc doceniał pomoc Carter w tym pozornie prostym zadaniu. Rzucenie banalnych czarów było oczywiście niczym rozgrzewka dla wprawnej czarownicy, ale stan magii, sposób funkcjonowania i działanie poszczególnych inkantacji, miało zostać spisane skrupulatnie w małym notesie, który Frank trzymał teraz przed sobą, klikając plastikowym długopisem kilka razy w nerwowym tiku. Miał ich wiele. Często mrużone oczy, jeżdżenie językiem po dolnych zębach, wieczne poprawianie okularów - symbole to wszystko, co mamy. — Tak, wiem. To tylko kwestia działania magii, muszę dobrze przypatrzeć się, żeby zanotować czas, sposób działania i tym podobne — nie chciał jej zanudzać, opowiadając szczegóły, kobiety nigdy to nie interesowało. Dziwił się wielokrotnie, że Esther tak sprawnie idzie udawanie, że to ciekawy temat. — Tylko powoli — długopis przyłożył do kartki i rozpoczął notowanie. Po krótkim słowie kłódka otworzyła się, zamek zaklekotał radośnie, a Frank przypatrywał mu się przez dłuższą chwilę, zapisując kilka słów, które cicho mówił do siebie pod nosem: — Wykorzystuje efekt dualizmu falowo-cząstkowego, generacja fali magicznej, manipulacja kwantami energii — uniósł wzrok wyżej, obserwując co stanie się w odwrotnym przypadku, by znów wyszeptać pod wąsem i zapisać: — Stała Plancka zmodyfikowana razy częstotliwość... Chyba 4? Możesz jeszcze raz? — powiedział ostatnie zdanie już głośniej, przyglądając się poczynaniom Carter. |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Dłuższe, zatrzymane spojrzenie na twarzy Marwooda mówi wszystko, co chciałabym powiedzieć. To to nie jest sprawdzone? Co, jak nie wypali? Miałeś tego nie zjebać! Spojrzenie było wystarczającym komentarzem na całokształt tego wydarzenia. O ile przed chwilą byłam wdzięczna, tak teraz zaczęłam się zastanawiać, czy ich używanie jest dla mnie bezpieczne. — Mam nadzieję, że mi nie jebną w twarz – wymamrotałam tylko krótko, darując sobie czepianie się i w ogóle. Już sam fakt, że Marwood nic za to nie chciał był wystarczający, żebym się powstrzymała od komentarzy. W zasadzie, czy przez ten czas go o to zapytałam? – Ile mam Ci za nie dać? Nie pamiętam, a ja od dania mu kilku dolarów za fatygę nie zbiednieję. Jeśli za to okażą się faktycznie niezawodne i przydatne, z pewnością i wspomogą naszą wspólną sprawę, i do niego wrócę. Jak tylko ich użyję. Mam ich tylko pięć, więc nie mam zamiaru marnować ich na byle co. Zostawię na feralny dzień spotkania z Surtrem, być może będą bardziej mi wtedy potrzebne niż przy zwykłym polowaniu. Na szczęście amunicja miała to do siebie, że się nie psuła. Pomijając jednak tę część, wracam myślami do dziwacznej prośby. Marwood wyciągnął notatniczek i mamrotał coś pod nosem pomiędzy zaklęciami. Coś o jakimś dualizmie, fali magicznej, kwantach… co, kurwa? Patrzę na niego kątem oka bez zrozumienia. On to rozumiał, ja nie miałam pojęcia, w jakim języku sam do siebie gada. Bo z pewnością nie do mnie. Jak się coś do kogoś mówi, to raczej po to, żeby to zrozumiał. Możesz jeszcze raz? Jak jeszcze raz? Aperite nie zadziała na zamkniętą czarem kłódkę. Odnajduję w głowie inne zaklęcie, które powinno poradzić sobie ze złamaniem zwykłej Clausy. Jest bardziej skomplikowane, ale trudno. Najwyżej Marwood będzie niezadowolony. — Penitus. – Kłódka z powrotem z cichym kliknięciem otwiera się na naszych oczach, zaklęcie było silniejsze niż każde poprzednie, jakie rzuciłam. – Clausa – inkantuję, ale tym razem czuję, jak magia, mimo woli, nie wydobywa się i z powrotem gaśnie, nie powodując żadnego efektu. Dziwne. Marszczę brwi, ale spoglądam na Marwooda. — Jak mam użyć Aperite to ją zamknij zwyczajnie, Clausę mogę złamać tylko Penitusem. Penitus: 93 + 24 = 117 > 60 | zaklęcie udane Clausa: 10 + 24 = 34 < 35 | zaklęcie nieudane |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Popatrzył bystrym spojrzeniem na kobietę, gdy ta wspomniała o wystrzale w twarz. Wzrok miał ostry i mówiący tylko jedno zdanie „chyba sobie żartujesz?”. Mogli nie pałać do siebie uroczą sympatią, ale Judith Carter powinna była wiedzieć, że Marwood nie należy do młokosów, którzy rzucają się z motyką na wiatr, uznając, że będą z nim walczyć. — Nie jebną — odpowiedział, wciąż nie odejmując spojrzenia. — To, że da się je ulepszyć, nie oznacza, że nie są poprawnie wykonane — nie czuł się obowiązku obrony swojej pracy, a raczej wyjaśnienia wszelkich zawiłości i niuansów. Carter wiedziała, jak strzelać, nie wiedziała, jak tworzyć — każdy miał swoje ekspertyzy. — Daj spokój — machnął ręką na kwestie zapłaty. To tak jakby od Lucyfera zażądał żołdu za stawianie się pod jego wezwanie — jeśli naboje miały przysłużyć się sprawie, tak nie wyobrażał sobie wziąć za to choćby centa. Nie kosztowało go to przecież nic więcej ponad czas, a chociaż ten kurczył się z każdym tortem urodzinowym, to miał go dostatecznie wiele by móc poświęcić kilkanaście minut na poprawę uzbrojenia kobiety. Dzisiaj miała poświęcić mu więcej niż parę nieznaczących minut — równie dobrze można było to uznać za prawidłowy handlem wymienny. Czas za czas. Godzina za godzinę. Oko za oko, a ząb za ząb. Notatki w dzienniczku zaczynały przybierać sensowną formę, chociaż nie sądził, że ktokolwiek poza teoretykami magii by je zrozumiał. Kilka estetycznych słów i wykrzykników, hasło "manipulacja mechanizmem" zakreślił nawet w kółko. Obserwował jak Judith rzuca kolejne czary, a chociaż spodziewal się Aperite tak miała słuszność. Czar nie zadziałałby na kłódkę zamkniętą Clausa. — Nie, nie. Bardzo dobrze. To też mi się przyda — rzucił wdzięcznie, nie odrywając wzroku znad pisma. Długopis nakreślił kolejne słowa. Frank znów mówił do siebie. — Interferencja energii w formie falowej... Jeśli miałabyś ocenić mrowienie palców w skali od 1 do 5, gdzie 1 to brak mrowienia, a 5 to odrętwienie, przy rzucaniu tych czarów jedno po drugim, to ile dasz? — zapytał, notując dalej. Nie zamierzał opracowywać tutaj wzorów, to była po prostu kolejna część obserwacji, której nie mógłby dokonać samodzielnie jako niezależny obiekt badawczy. Krótka ekscytacja wymieszana była z goryczą. Powinien był robić to codziennie, powinien mieć greckie litery przed nazwiskiem i całe życie poświęcać nauce. Tylko czy wtedy odnalazłby Lucyfera? — Dobrze, teraz następne czary. To mi wystarczy. |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Dobra, nie zamierzałam się z nim wykłócać. Kilka chwil poświęconych na walkę ostrych spojrzeń wystarczyło, żebym zeszła z tonu i dała mu za wygraną. Ja nie lubię, kiedy ktoś mi próbuje odbierać moje umiejętności, umniejszając mi. Marwood miał umiejętności inne, był nauczycielem, miał wykształcenie i lata doświadczenia, powinnam mu zaufać. Chociaż trochę. Chociażby ze względu na to, że przyświecał nam jeden cel. Tu nie chodziło o brak sympatii, czy coś. Nawet go lubiłam. Tu chodziło o ograniczone zaufanie, którym darzyłam każdego, z niewielkimi wyjątkami. Wyjątkami były tylko dlatego, że zdołały mi udowodnić, że warto im jednak zaufać w pełni. Powiedzmy. Patrzę na niego, jakby właśnie próbował mi tłumaczyć teorię względności, czy tam inne pierdoły, o których wiedzieli jedynie jajogłowi, próbując wyłapać jakikolwiek sens z tego, co sobie tam pod nosem pierdolił. Sensu nie znalazłam i doszłam do wniosku, że Lucyfer jednak nie stworzył mnie do rzeczy mądrych. Szkoda. Zawsze lubiłam o sobie myśleć jako chociażby przeciętnie inteligentnej osobie (no dobra, trochę bardziej niż przeciętnie). — Układa Ci się coś z tego? – Nie byłabym sobą, gdybym się nie wpierdzielała, ale pytanie wystarczająco sprowadza mnie na ziemię. Unoszę brwi, próbując zrozumieć, co do mnie w ogóle mówi. – Nie wiem, dwa? – Przestałam już na to zwracać uwagę, niech zapyta jakiegoś młodzika. Do czegokolwiek mu to było potrzebne. Próbuję sięgnąć pamięcią do tych wszystkich rzucanych nazw zaklęć jeden po drugim. Zdołałam już prawie zapomnieć, jakie dokładnie to miały być, ale ostatecznie wykopuję je gdzieś z głębin swojej świadomości, czy tam innej pamięci krótkotrwałej. — Ordinatio – inkantuję, jednak żadna energia nie powstaje przed naszymi oczami, nie ma żadnego muru. – Uberrimafides – to z kolei mogło być zdradliwe, bo nie poczułam nic i nie wiem, z jakiego powodu. Czy wokół nas było tak bezpiecznie, czy po prostu nie zadziałało? Uśmiecham się krótko pod nosem, choć ironicznie. Ironia skierowana jest wobec mnie samej. Nie pamiętam, kiedy magia tak bardzo nie była mi posłuszna. — Piekło widocznie nie wspiera dzisiaj Twojego projektu – zawsze jest lepiej zwalić winę na kogoś. – Ordinatio – mówię jednak jeszcze raz, bo nie mam w naturze poddawania się. Tym razem utworzony z energii mur wyrasta między nami. – Uberrimafides – tym razem jestem nieco bardziej pewna niż ostatnio, że powinno zadziałać. – Jeśli Cię to uspokoi, to chyba nic nie czyha na nasze życie. Ordinatio #1: 13 + 24 = 37 < 60 | zaklęcie nieudane Uberrimafides #1: 18 + 24 = 42 > 30 | zaklęcie udane Ordinatio #2: 84 + 24 = 108 > 60 | zaklęcie udane Uberrimafides #2: 39 + 24 = 63 > 30 | zaklęcie udane |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Ręka zatrzęsła się nieprzyjemnie, targana jakimś dziwnym skurczem, więc Frank rozprostował palce, strzepnął nimi, jakby próbował wydobyć z długopisu tusz i znów przystawił go do kartki. Starał się pisać możliwie szybko. Nie. Nie pisać. Gryzmolić. Był do tego przyzwyczajony, chociaż jeszcze na studiach miewał trudności z rozszyfrowaniem własnego pisma, tak po tylu latach spędzonych nad kolejnymi dziennikami, po prostu się go nauczył. Ten dziwny szlaczek to w, tamto krzywe kółko to c. Żadna kreska nie była przypadkowa. Przypadkowe było pytanie Judith, gdy Marwood oderwał wzrok w górę, aby spojrzeć z konsternacją na kobietę. Zwykłe zaskoczenie — nie sądził, że obejdą ją fizyczne aspekty magii, ale szybko zorientował się, że nie chodziło o wyliczenia, a rezultat. Jej także bliski był los Surtra, a właściwie przeznaczenie, które miał wypełnić. — Mniej więcej... — podrapał się po głowie. — Próbuję znaleźć słaby punkt magii rytualnej, która tworzy pułapki. No jest jakaś szansa, że Surtra zamknięto w czymś magicznym... — wypuścił głośniej powietrze. Prawda była taka, że błądził po omacku, ale choćby jedynym światłem było wyobrażenie Słońca, tak dopnie swego. — Dwa. Ciekawe — powtórzył, znów zapisując coś w notatniku. Przechodzenie magii przez ciało to raczej kwestia magicyny, ale nie zamierzał pytać o to Winnifred. Samo zabranie jej na spotkanie było błędem, teraz to wiedział. Rozmowy z córką nie mogły jednak przysłonić ostatecznego celu. Obserwował kolejne czary rzucane przez Carter, gdy okulary spadły niemal na czubek nosa. — Piekło zawsze jest z nami — uśmiechnął się, próbując częściowo zapewnić towarzyszkę, że jeden nieudany czar to jeszcze nie tragedia na skalę światową. — Spróbuj Funemeum rzucić dwa razy, jedno po drugim, sekunda po sekundzie. Może na tamten krzak? — wskazał palcem. Nawet jeśli czar miał nie wyjść, tak liczyło się bardziej zachowanie magicznych cząstek w pobliżu. Marwood poprawił więc okulary i zaczął obserwować, a gdy kobieta skończyła, dodał: — Tyle mi wystarczy. Dziękuję. Zatrzasnąć ci czary w pentaklu — nie pierwszy raz przecież. Zawsze lepiej było mieć asa w rękawie, niż iść z gołą dupą w Himalaje. Tak mówił ojciec. |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Przez chwilę mam wątpliwości, czy on tak mówi na poważnie. Ale przypominam sobie, że mam przed sobą Marwooda z dość szczątkowym i specyficznym poczuciem humoru (legendy mówiły, że faktycznie istniało – podobnie jak i moje), a więc nie – nie mógł sobie ze mnie żartować. Chyba. Tylko jakoś pominęłam punkt rozumowania w którym zakładaliśmy, że Surtra przetrzymywano w zupełnie niemagicznym więzieniu, a on sobie z niego nie wychodził tylko dlatego, że w sumie to mu w dupę było ciepło i jedzenie też dostawał, więc nie jest najgorzej. — A była jakaś inna opcja? – pytam nieco ironicznie, ale może jestem głupia. Nie wiem. Nie ja tu jestem od myślenia. Jestem tutaj od działania, dlatego dwa razy mi nie musiał powtarzać. Namierzyłam najbliższy krzak i rzuciłam: — Funemeum – po raz pierwszy – Funemeum – po raz drugi. Dwie fale sznurów oplotły biedną roślinkę, nad którą pewnie teraz popłakałby się niejeden O’Ridley. No cóż, mogę śmiało powiedzieć, że tym razem to wina Marwooda. A skoro mowa już o zaklęciach, na które Marwood wpadł sam. — W zasadzie to tak. Zatrzaśnij mi Foetidaaquę – chuj wie, czy się przyda, ale jeszcze kiedyś może faktycznie. W razie czego zawsze można użyć na Cabo- stop. Nie znam się na magii wariacyjnej tak dobrze, jak Marwood, ale wiem, że czar, o który go proszę, nie jest łatwy, dlatego chcę mieć pewność, że niczego nie spieprzy. — Adultus – rzucam po raz pierwszy. Nie czuję nic, Piekło jest głuche na moje prośby. – Adultus – rzucam po raz drugi. Lucyfer bardzo nie chce, żeby nasza operacja się udała. – Adultus – ze słyszalną irytacją wydzieram z Piekła cząstkę magii i tym razem dosięga ona Franka. Gdy tylko zaklęcie trafia tam, gdzie miało, zdejmuję pentakl i mu podaję. — Bez głupich żartów, bo nie mam poczucia humoru. Funemeum #1: 61 + 24 = 85 > 65 | zaklęcie udane Funemeum #2: 64 + 24 = 88 > 65 | zaklęcie udane Adultus #1: 42 + 24 = 66 < 90 | zaklęcie nieudane Adultus #2: 35 + 24 = 59 < 90 | zaklęcie nieudane Adultus #3: 70 + 24 = 94 > 90 | zaklęcie udane |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Zebrał wszystkie dane, których potrzebował. Wypadało teraz podziękować, zaproponować kubek herbaty, a także przeprosić za potencjalne efekty zatrucia magicznego, ale Judith Carter najprawdopodobniej ani nie pijała naparów, ani nie przejmowała się zatruciem. Inaczej. Nie posądzał jej o lekkomyślność czy ignorancję, ale zaprawionej Gwardzistce i dojrzałej czarownicy kilka czarów z ulubionego zakresu nigdy nie zaszkodziło. Znacznie częściej używała przecież strzelby, a w tej mogła zatruć się co najwyżej prochem. O ile próbowałaby go zjeść. Ale nie próbowała. Prawda? — I tak i nie... — wymamrotał pod nosem. — Jak łapiesz zwierzynę, to najłatwiej jest wsadzić ją w taką klatkę, której nie rozszarpie. Jak łapiesz Upadłego Anioła, to magia nie powinna stanowić dla niego problemu... Martwi mnie, że Surtr nie przystał do Lucyfera, ale przynajmniej wiemy, że nie stoi za Gabrielem. Mam nadzieję, że Gorsou uda się go znaleźć i to możliwie szybko — oszczędziłby tym wielu problemów, bacząc na fakt, że więzień Frejra miał stać się drugim jeźdźcem apokalipsy. Cóż za surrealizm, bracie. Kiwnął krótko głową na wybrany przez Judith czar. Miał pełną wiedzę, w jaki sposób go rzucić i świadomość co stanie się z ofiarą, w którą ten trafi. Problem leżał, gdy w grę wchodziło rzeczywiste zatrzaśnięcie go. Musiał korzystać z magii powstania, a tą znał, przynajmniej we własnej opinii, na miernym poziomie. Pomagała nauka — magie różniły się wiązaniami, cząstkami i falami, ale przecież to wszystko na nic, jeśli nie skupi się odpowiednio. Z pewną wdzięcznością spojrzał więc na towarzyszkę, gdy ta postanowiła go wesprzeć. Trudny czar z zakresu magii odpychania w końcu udał się, na co Frank odetchnął z ulgą, przyjmując od kobiety jej pentakl. Urok nie potrwa wiecznie. — Wiesz, jaki jest czarownik, kiedy straci magię? Rozczarowany — zdawał sobie sprawę z durnoctwa tego humoru, ale nie omieszkał uśmiechnąć się pod wąsem w ironicznym grymasie. Oczy przymknął na dłuższą chwilę i ściskając w dłoni pentakl Carter wypowiedział słowo: — Foetidaaqua. zatrzaskuje Foetidaaqua w pentaklu Judith, próg: 80 (magia powstania 10 + efekt Adultus (magia odpychania Judith/3) 8) |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Stwórca
The member 'Frank Marwood' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 6 -------------------------------- #2 'k3' : 2 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Teraz już kompletnie wiem, że nic nie wiem. Marwood ma rację – porównując porwanie do polowania (co za różnica, czy poluje się na zwierza, człowieka czy istotę nadprzyrodzoną, mechanizmy są całkiem podobne, tylko zachowanie i możliwości ofiary się zmieniają), dla każdej ofiary buduje się klatkę, której nie jest w stanie obejść. Surtr powinien radzić sobie z magią. Chyba. Chyba że coś mu ją zatrzymuje, ale wtedy i my mielibyśmy problem. — Czyli myślisz, że w czym on może być zamknięty? – ramiona wspieram o boki. Ufam, że Marwood umie te wszystkie szczątki informacji pozbierać lepiej niż ja, a jakakolwiek wizja czy propozycja, sugestia, cokolwiek do zbudowania sensownej strategii by nam się przydała. Zawsze można iść na pałę, ale wtedy równie dobrze można od razu położyć się do grobu i przywitać z Lucyferem w porannej modlitwie. Potrzebujemy jakiejś sensownej strategii i im więcej wymyślimy przed spotkaniem z Surtrem, tym lepiej dla nas. Jeszcze trzeba założyć, że są ci drudzy. Nie wiemy, jaki cel im przyświeca i nie wiemy, czy nam nie będą chcieli przeszkodzić. Musimy założyć każdy scenariusz. Patrzę na niego przez chwilę jak na ostatniego kretyna. Jeśli przed chwilą bronił swojej inteligencji, bardzo szybko przekreślił te swoje starania. Mogłabym prychnąć pod nosem, ale żart był tak kretyński, że prędzej bym go czymś zapiła. — Masz zdecydowanie za dużo dzieci, skoro sadzisz takie śmieszki – podsumowuję go krótko, obserwując, jak próbuje zatrzasnąć czar w pentaklu. – Spróbuj jeszcze raz, jak nie wyjdzie, to najwyżej innym razem, jest jeszcze trochę czasu, a pewnie oboje mamy rzeczy do ogarnięcia. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Przez chwilę milczał, a przez twarz przechodził szereg emocji od „nie mam pojęcia”, przez „nie wiem”, aż do „to zagadka”. Przez krótką sekundę usta i oczy mogłyby wskazywać na olśnienie, ale to zaraz potem zgasło, przykryte kolejnymi wątpliwościami. Wiem, że nic nie wiem. — A cholera wie... Są rytuały i czary zamykające w klatce, ale skoro z nimi jest w stanie poradzić sobie przeciętny czarownik, to Upadły Anioł tym bardziej. Metal? Nie... Czym jest kilka krat dla kogoś takiego? Stawiam więc na coś, co nawet nam się nie śniło. Zakładając, że Surtr dysponuje potężną magią, pułapka musi być równie potężna. Poza tym pozostaje jeszcze kwestia miejsca jego przetrzymywania... Obawiam się, że sama droga do celu może być nad wyraz trudna. Na szczęście mamy po swojej stronie Lucyfera — uśmiechnął się blado. To musiało cokolwiek dać. Skoro istniała grupa wyznająca Lilith, tak oni nie dysponowali aż takim wsparciem, bo Lilith nie była równa Lucyferowi. Tyle. Koniec kropka i nikt nie był w stanie wmówić Frankowi, że jest inaczej. Potężna magia, o jakiej wspominał, musiała mieć jednak słabe strony. Szukał ich od wielu dni, wpatrzony w zapiski Duffy'ego na temat jego rytuału. Moc, którą dzisiaj zaprezentowała Judith miała w tym pomóc, ale najtrudniejsze jeszcze nie nadeszło. Musieli być na to gotowi. Zatrzaśnięty czar to tylko jedna z dróg przygotowania. Pierwsza próba nie wyszła, a Marwood wyraźnie czuł, jak magia załamuje się pod palcami i wcale nie przenika do pentakla kobiety. Zacisnął więc jeszcze mocniej palce na chłodnym metalu, tym samym przekazując mu ciepło ciała. Uśmiechnął się nad wyraz szczerze, dodając do tego bardzo krótki rechot. — Szóstka to dużo? — ironicznie rzecz ujmując. Oczywiście, że dużo. — Tak. To trudny czar, tym trudniejszy, jeśli mam go zatrzasnąć. Tak, jeszcze raz... — przymknął oczy, próbując jeszcze raz: — Foetidaaqua. zatrzaskuje Foetidaaqua w pentaklu Judith, próg: 80 (magia powstania 10 + efekt Adultus (magia odpychania Judith/3) 8) #1 - k100 na zatrzaśnięcie Foetidaaqua #2 - k3 na ilość użyć czaru |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Stwórca
The member 'Frank Marwood' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 44 -------------------------------- #2 'k3' : 1 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Gdyby tak nagrać zmieniającą się minę Marwooda, mógłby niemal wyprzeć Charliego Chaplina. Przyglądam mu się z uniesioną brwią, momentalnie nawet uniesionym kącikiem ust, kiedy siłuje się z zadaniem, które mu dałam. Nie śmieję się dlatego, że to, co być może mi odpowie, będzie ważne. Ale po którejś z rzędu sekundzie, gdy jego twarz bazuje gdzieś przy jednej emocji, wiem, że to, co usłyszę, ani trochę mnie nie usatysfakcjonuje. On sam pewnie będzie czuł to samo. Wszyscy chcielibyśmy wiedzieć, z czym się mierzymy. Wzdycham krótko, ale przynajmniej wiem, że nie będzie to magia. Łudziłam się, że może to będzie magia potężniejsza, której nie znamy, ale najpewniej musimy się szykować na coś, czego nawet nie znamy. Co nam się nigdy nie śniło i czego nie potrafimy sobie wyobrazić. Brzmi bardzo obiecująco. Kilka czarowników kontra nieznany, potężniejszy od nas świat. Co może pójść nie tak? — Miejmy nadzieję, że Gorsou go znajdzie i nam powie cokolwiek więcej. Nie widzi mi się ginąć w durny sposób. Swoje życie mogę poświęcić za sprawę. Ale nie dlatego, że byłam za bardzo głupia, żeby się odpowiednio przygotować do wypełnienia woli Lucyfera. Marwood widocznie się świetnie bawi, chociaż mam poczucie, że gdzieś tam w głębi siebie wie, że szóstka o jednak za dużo. Lucyfer bardzo się cieszył, na pewno – więcej czarowników na świecie. Zastanawiam się tylko, jak bardzo wytrzymała musiała być Esther, skoro aż tyle dzieci dała radę urodzić. — Powiem tak. Gdybyś był moim mężem, przy czwartej ciąży urwałabym Ci jaja – niby to był żart, ale mało wyszukany. Jak wszystkie moje zresztą. To, i pewnie jeszcze kilka powodów, dla których Marwood nie został ze mną wyswatany. Chociaż, patrząc na kandydata ostatecznego, którego przyprowadziła do mnie moja matka, nie był daleki od tego zaszczytu. Więc dobrze dla niego, jego intelekt nam się przyda przy sprawie. Więc lepiej, żeby przeżył. Macham ręką, gdy kolejny raz zaklęcie nie chce nas słuchać. Piekło dziś jest wyjątkowo kapryśne, a może Lucyfer zwyczajnie uznał, że to jeszcze za wcześnie. — Oddawaj, innym razem to zatrzaśniemy – wyciągam rękę, żeby odebrać swój pentakl. Każdy z nas ma wystarczająco dużo spraw na głowie, żebyśmy teraz ślęczeli i zamykali kapryśne zaklęcia. Frank i Judith z tematu |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii