First topic message reminder : Łąka kwietna W głębi lasu ukryta jest łąka kwietna, gdzie tysiące kolorowych kwiatów tańczą w blasku wiecznej nocy. Na tle ciemności ich barwy wydają się jeszcze intensywniejsze, ożywione przez delikatne światło księżyca. Białe, fioletowe, niebieskie i różowe płatki roślin układają się w malownicze wzory, które rozświetlają mroczny las. Łąka ta, otoczona cieniem drzew, emanuje spokojem i tajemniczością, zachęcając do zatrzymania się na chwilę i delektowania się pięknem wieczornej przyrody. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
13 maja 1985, wieczór Chciał opowiedzieć Frankowi o Lyrze, jednak to musiało poczekać. W drodze powrotnej pogrążyli się w rozmowie o ustaleniach, o tym miejscu, o tym, co mogą zrobić. Przeszli płynnie do tworzenia planu, z początku trochę gorączkowo, później spokojnie, choć niewątpliwie w pośpiechu. Sebastian czuł się źle, zostawiając to miejsce niestrzeżone i domyślał się, że Frank czuje podobnie. Plan więc zrodził się szybko, a choć pisany na kolanie, wydaje się nienajgorszy, jeżeli tylko uda im się sprowadzić do Cripple Rock kilku członków kowenu tak szybko, jak to możliwe. Na nic solidniejszego i bardziej przemyślanego nie mogą liczyć, bo nie pozwala na to sytuacja. W obecnym momencie na łąkę może wejść każdy i nie mogą na to pozwolić. Kierują się więc do domu Judith, gdzie jest im najbliżej. Okazuje się, że złapali ją w ostatniej chwili, bo akurat wychodziła. Sebastian wyjaśnił tylko pokrótce, że muszą sprowadzić resztę i przeprowadzić rytuały, a szczegóły opowie jej później — obydwoje się spieszyli. Judith udostępniła mu swoją skrzynkę, więc kiedy Frank ruszył w dalszą trasę, do Maywater, aby zgarnąć Maurice’a, Sebastian zabrał się za pisanie i rozsyłanie listów. Esther, Marvin i Maurice. W piątkę z pewnością dadzą radę. Rozesławszy listy, zamówił taksówkę do domu, skąd zabrał potrzebne świece. Nie musiał długo czekać na odpowiedź — listy czekały już na niego, gdy wrócił. Nikt z nich nie zawiódł, każde odpowiedziało na wezwanie, pozostawało tylko czekać. Mogły minąć może dwie czy trzy godziny, kiedy znów dotarli do miejsca zaznaczonego wcześniej przez Sebastiana na mapie. Odnaleźli je bez problemu i wszystko wskazywało na to, że pozostawało w stanie, w którym je zostawili. — Frank wyjaśni wam z czym mamy do czynienia — oddaje pałeczkę pasjonacie, świadom, że sam nie powtórzy bezbłędnie tego, co wcześniej wykładał mu Frank. — Ja pokieruję Rytuałem Tajemnego Klucza, który, jak sądzę, sprawdzi się tu najlepiej. Chciałbym także nałożyć na lokację Rytuał Bezobcy. Ekwipunek: pentakl, athame, ośmiogranne zwierciadło, sztylet z obsydianu, pistolet, zapasowy magazynek, fajki, zapalniczka, świece czerwone x2, świece cynobrowe (rzepakowy) x1, kluczyki do auta, butelka wody, mapa |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Odpowiedzieli na wezwanie. — Panie Overtone — wyciągnął rękę do mężczyzny czekającego na podjeździe okazałego domu. Frank przyglądał mu się przez chwilę (budynkowi, nie Maurycemu), aż w końcu uznał, że w Gniazdku jest mniej sprzątania, gdy drzwi auta zamknęły się za towarzyszem. Maywater — Cripple Rock to wystarczająca odległość, by zamienić dwa słowa i zbyt krótka na porządną drzemkę. Stare auto grzało, ile wlezie na asfaltowej szosie. — Dziękuję, że pan odpowiedział. To pilne. Nawet bardzo. Możemy to nawet wliczyć w poczet naszych lekcji, bo doświadczy pan czegoś, jakby to nazwać, niebanalnego. Wszystko opowiem na miejscu, ale proszę sobie wyobrazić — i zwracał się do człowieka zainteresowanego przecież magią — że napotkaliśmy z Sebastianem stężenie magiczne. Anomalię? Sam nie wiem, jak to nazwać — uśmiechnął się pod wąsem, wykonując gwałtowny skręt w lewo. — Wziął pan athame, prawda? — nie miał pojęcia czy Verity o tym pisał, ale zakładał, że właśnie tak. — Normalnie jesteśmy nieco bardziej zorganizowani, ale wie pan, jak magia wzywa, to nie wolno jej odmówić — westchnął jeszcze, nie lubiąc poruszać się w takim tempie. I wcale nie chodziło o prędkość auta, a koordynację działań. Plan powinien być dobrze przemyślany, ale nie mieli na to czasu. Miejsce należało jak najszybciej zabezpieczyć i w żaden sposób nie dopuścić, by przypadkowy czarownik zagubił się między warstwami zielonej leszczyny. Szesnaście minut później, jedno gwałtowne hamowanie przed przebiegającego przez drogę lisa oraz dwie siarczyste kurwy pod nosem, gdy niemal pomylił skręt, wysiedli w Cripple Rock w umówionym miejscu. Nie witał się ponownie z Sebastianem. Ile minęło od rozstania? Godzina? Półtorej? No góra. Godfrey nie był zaskoczeniem, a raczej zadowalającym widokiem. Miał w sobie więcej potencjału, niż prawdopodobnie sam to przyznawał. Gdy wspomniał na ostatnim spotkaniu o sublimacji, udowodnił to tym bardziej. Babcia byłaby dumna. Wyciągnął do mężczyzny dłoń na przywitanie, licząc, że nie zemdleje teraz jak ostatni młokos po spotkaniu z gwiazdą futbolu. Wzrok Esther ominął. Żyli razem, wychowywali szóstkę dzieci, a jednak nie potrafił na nią patrzeć. Nie po tym, co się stało. Powinienem był tam umrzeć. Tamtego poranka otworzył butelkę (pełną przygód) i wybrał brzydką, złą, nieprzyjemną i okrutną szczerość, na którą sobie nie zasłużyła. — Przywiozłaś świece? — odebrał prostą torbę, zaglądając do środka. Kilka zestawów wystarczy. Wiedzieli przecież, co robią. — Dziękuję — to o sekundę za długi dotyk na jej jasnej dłoni i jasnoniebieski wzrok zmęczonych oczu próbujący odnaleźć w jej twarzy coś podobnego do szczęścia na spotkanie. Nie znaleziono. — Tak — odchrząknął, gdy Sebastian skończył wstęp, a wszyscy stanęli obok w niezgrabnym kółku na ciemnej jak noc polanie. — To, co widzicie wokół, pozwoliłem sobie nazwać czarną dziurą. To taka zabawna analogia do prawdziwej czarnej dziury, bo — niemal uśmiechnał się, zaraz jednak odtrącając od siebie tę myśl. — Nieistotne teraz. Gdy Aradia otworzyła Wrota Piekieł, na świat wypłynęła magia. Gdy my zrobiliśmy to ostatnim razem, powstało jej więcej. To, co widzicie to jej zakrzywienie. Załamanie. Dziwne stężenie na brzegach i prawdopodobny absolutny jej brak na samym środku. Jesteśmy jak w jajku, a gdzieś tam jest żółtko. Im dłużej będziemy tu przebywać, tym większy wpływ ma na nas ta czarna dziura, a nie jestem jeszcze w stanie określić jej dokładnych skutków dla organizmu — głęboki wydech, zanim padnie wiekopomna prawda. — Podejrzewam, że to miejsce wysysa magię z człowieka — pozwolił zdaniu wybrzmieć, spodziewając się strachu, chęci ucieczki albo niezrozumienia. — Spędziliśmy tu z Sebastianem więcej czasu, niż spędzimy teraz i z naszymi mocami nic się nie stało. Testowałem po drodze — ostatnie zdanie powiedział nieco bardziej do Verity'ego niż ogółu. — Więc możemy się spodziewać, że i teraz wszystko pójdzie po naszej myśli, ale — ostrzegam i jestem śmiertelnie poważny — jeśli ktokolwiek z was zacznie czuć się źle, zacznie mu się kręcić w głowie albo z jego organizmem stanie się cokolwiek innego i złego, ma natychmiast powiedzieć — nie prosił, ale otaczali go przecież dojrzali ludzie. Każdy pojmował powagę sytuacji. — Jak wspomniał Sebastian, naszym celem dzisiaj jest zabezpieczenie tego miejsca rytualnie, żeby nie dostał się do niego nikt niepowołany. Zwłaszcza nieświadomy. Rzucimy rytuał Tajemnego Klucza, rytuał Bezobcy oraz Dobranockę — ten poprowadzę ja. Rytuały nie stanowią całkowitej bariery, ale zniechęcą potencjalnego intruza. Następnie zajmę się badaniem tego zjawiska, a w międzyczasie będziemy musieli dalej je zabezpieczać. Ostatecznie — zawahał się, spoglądając znów na Verity'ego — prawdopodobnie będziemy musieli je zniszczyć, bo stoimy naprzeciw miejsca, które jest zaprzeczeniem woli naszego Pana. Pytania? — rozejrzał się wokół, odpowiedzieć na wszystkie. — Ktoś chce się wycofać? Ma inny pomysł? Sebastian znacznie lepiej radził sobie w terenie i to na nim polegał w kwestii wyznaczenia dokładnych punktów odprawienia rytuałów. ekwipunek: pentakl, athame, kluczyki, przywiezione przez Esther z Wallow świece fioletowe x4, świece czerwone x6 |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Esther Marwood
NATURY : 18
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 166
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 25
TALENTY : 9
Otrzymany od Sebastiana list zastał ją w momencie smarowania kanapek dżemem. Powinna była zjeść coś konkretnego przed zajęciem się pracą i toną piętrzących się na kuchennym stole sprawdzianów, ale zwyczajnie nie ma na to sił. Siły te jednak wracają na przeczytaną wieść, na którą odpowiada pospiesznie, żując kromkę chleba. W biegu instruuje dzieci, że podczas jej nieobecności mają nie rozrabiać (marzenie ściętej głowy) i otwiera drzwi Frankowej szopy. Zatrzymuje się w przejściu, jakby jakaś dziwna siła nie pozwalała jej przekroczyć progu i w jednej chwili zalewa się łzami, panicznie próbując złapać oddech. - Weź się w garść - mówi do siebie przez zaciśnięte zęby i z łatwością odnajduje szafkę, w której mąż trzyma rytualne świece. Przez te wszystkie spędzone razem lata, doskonale wie, gdzie co się znajduje, nawet jeśli nie do końca wie, do czego dana rzecz służy. - Przygotowany? - zwraca się z uśmiechem i oczyszczoną już twarzą do Marvina, kiedy zatrzaskuje za sobą drzwi do samochodu. Podczas ich ostatniego spotkania w Billy Goat miał możliwość przekonać się, że oboje przynależą do jednego kowenu, że ich myśli oraz serca skłaniają się ku jednemu wspólnemu celowi. - Przygoda - stwierdza jeszcze tylko, maskując zdenerwowanie entuzjazmem. Nie często zdarza się, by działali w tak nagły i chaotyczny sposób, ale na tym właśnie polega oddanie — by być w ciągłej gotowości i odpowiadać na każde wezwanie. Prędko pokonują odległość dzieląca Wallow od Cripple Rock i docierają na miejsce, gdzie zbiera się już reszta Lucyferian. Ile osób jest potrzebne, aby przeprowadzić wszystkie niezbędne rytuały? Esther zna nazwę wyłącznie jednego z nich, choć nie ma pewności, czy w Gniazdku nie miała okazji, by słyszeć obie. Frank często rzucał pojęciami z zakresu teorii magii ogólnej, jak i tej ściśle związanej z odpychaniem, łatwo było się w tym wszystkim pogubić. Właśnie, Frank. - Tak, są w torbie - pada sucho w odpowiedzi i przekazuje wspomnianą mężowi. Wymieniają się spojrzeniami, w których próżno doszukać się czegoś konkretnego. To żal? Złość? Niezrozumienie? Z każdym dniem stają się sobie coraz bardziej obcy, jakby jedna rozmowa potrafiła przekreślić ponad trzydzieści lat wspólnego życia. Zdejmuje trzymaną na nadgarstku gumkę i związuje włosy w wysoki kucyk. Ustawia się nieopodal Sebastiana, wsuwa dłonie w kieszenie dżinsowych spodni i skupia na czarowniku swoją uwagę, by zaraz po tym przenieść ją na Franka. Z zadziwiającą łatwością przychodzi jej odepchnięcie na bok wyrządzonych sobie krzywd. Nie są tu dziś po to, aby rozdrapywać ich prywatne niesnaski. Cele kowenu są nadrzędne. Kiwa tylko głową na znak, że rozumie i nie ma żadnych pytań. Czarna dziura nie brzmi zachęcająco, wysysanie magii z czarownika również dalekie jest od optymizmu, lecz nie są tu po to, by dzielić się uśmiechami i poklepywać po plecach. - Poinstruujcie nas - mówi tylko, oczekując, że główni prowadzący rytuały wskażą im bezpośrednio, gdzie oczekują pomocy. | Ekwipunek: pentakl, athame |
Wiek : 50
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : siewca historii magii
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
- Panie Marwood - odpowiedział Maurice, gdy chwytał jego dłoń w pewnym uścisku. Uprzejmości były krótkie - całe szczęście - i nieco zbyt formalne - cóż, trudno. A silnik wył trochę zbyt głośno jak na standardy, do których przyzwyczaił go pojazd prywatnego kierowcy, ale po kilku minutach szło się przyzwyczaić. Musiał się dopasowywać na każdym kroku, nie zagnie go byle samochodzik. - Frank - odezwał się, kiedy nauczyciel począł rozbudzać jego wyobraźnie. - Całkiem nieźle radzę sobie z wizualizacją, ale o wiele gorzej u mnie z cierpliwością. Czuję się co najmniej zainteresowany. Przebicie się przez odgradzanie się od siebie oficjalnymi formułkami miało przynieść im swobodę. Nie potrzebowali sobie „panować”. Obaj byli z tej samej gliny ulepieni, obaj służyli Panu i nieśli dalej jego słowa. Byli sobie bliscy, chociaż do tej pory tak absurdalnie obcy. Maurice rozumiał to lepiej, niż kiedykolwiek i akceptował pomimo potencjalnych wątpliwości. - Co to za anomalia? Na czym polega? Co będziemy z nią robić? Dlaczego… - i tak dalej i tak dalej. Nie kłamał, gdy zaznaczał swoje zainteresowanie. Próbował wyciągnąć z Franka jak najwięcej informacji, ale skubany był twardym zawodnikiem i jeszcze twardszym kierowcą. Raz czy dwa zarzuciło nim tak, że nawet kurwienie pod nosem szczególnie go nie zaskoczyło. Odnotował w pamięci, aby był to pierwszy i ostatni raz, gdy wsiądzie do jego samochodu. Bezpieczniej byłoby skorzystać z szofera. Pojawienie się w Cripple Rock było nieuniknione, ale wyczekiwane. Maurice do tego stopnia nie mógł się doczekać magicznych ciekawostek, że wyglądał bardziej jak dzieciak na wycieczce szkolnej, który za moment miał wejść do eksperymentarium, ale zanim zdążył na dobre zasypać wszystkich pytaniami, pozwolił się rozproszyć niekwestionowanemu urokowi łąki kwietnej. Nie dość, że piękna, to jeszcze intrygująca… Słuchał wyjaśnień Marwooda i gryzł się w język, aby nie przerywać. Walcząc o cierpliwość, przyglądał się twarzom pozostałych zebranych. Nie widział wśród nich Judith, ale nie pytał o nią. Nie była jedyną nieobecną w porównaniu do stawiennictwa odnotowanego na ostatnim spotkaniu kowenu. Może tak właśnie miało być. Tylko dlaczego on? - Mam pytanie - rozległo się natychmiast, gdy tylko Frank skończył mówić. - Czy sądzisz, że udałoby się nam odwrócić to zjawisko? Rozmawiali teoretycznie. Maurie nie miał ani takich umiejętności, ani takiej wiedzy, aby móc proponować taki plan działania, lecz wyjątkowo jasne i klarowne było jego stanowisko - chciałby spróbować, gdyby tylko Frank postanowił, że jest o co walczyć. Czy tak w ogóle się dało? W każdym razie niezależnie już od tego co się dało, a czego nie, zgadzał się z nim w tym, że istotę „jaja” należało zbadać. - Czy mógłbym ci asystować w badaniu? - Czy będę tylko przeszkadzał? Drugiej części nie dodawał, rozumiała się sama przez się. Nie był teoretykiem magii, jedynie pasjonatem. Ale ale, na tym nie kończyło się jego mielenie ozorem. Miał jeszcze coś w zanadrzu. - Wziąłem ze sobą dwa komplety świec śliwkowych i jedne karminowe. Świeżutko rozlane. Częstujcie się, jeżeli uznacie, że wam się przydadzą. Ekwipunek: pentakl, athame oraz świece śliwkowe x2 (pszczeli), świece karminowe x1 (pszczeli) |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
Droga do Cripple Rock była szybka, a milczenie przerywały tylko pojedyncze wymiany słów i muzyka country grająca gdzieś w tle z przyciszonego radia. Pani Marwood nie wydawała się być dziś szczególnie rozmowna, a Marvin nie naciskał, zrzucając to na karb zmęczenia obowiązkami domowymi, pracą i powinnościami w kowenie. Dziś sam przekonał się po raz pierwszy, że obowiązki te obejmują także nagłe wezwania, których powody miał poznać dopiero po przybyciu na miejsce. Marvin jest cierpliwy, nie dopytywał więc Esther, czy wie cokolwiek więcej, nie teoretyzował, ani nie fantazjował na temat bieżącego zadania. Uśmiechnął się tylko pokrzepiająco i potwierdził swoją gotowość, doskonale wiedzący i po wielokrotnych potwierdzeniach w pełni świadomy tego, że Ojciec prowadzi. I ich, i jego. Rzeczywiście, przygoda. I nie wiedzieć czemu pani Marwood wyglądała przy tym na lekko zasmuconą. Ale pytaniami jej nie zadręczał. Na miejscu zbiórki przywitał się z obecnymi, z całych sił spędzając swój zwyczajowy entuzjazm gdzieś na drugi– trzeci plan. Zadanie jest poważne i naglące, emocje opanowane, uściski dłoni silne, a Marvin gotowy i czujny. I nie umyka mu dziwne milczenie pomiędzy państwem Marwood. Czy rzeczywiście tak to wygląda po zbyt wielu latach bycia razem? Myśl rozmywa się gdzieś poza świadomość, gdy dochodzi do wyjaśnień, po co wszyscy zebrali się tu dziś tak licznie i pilnie w środku dnia, na ciemnej polanie. Pewne rzeczy są oczywiste i nie trzeba o nich mówić. Inne zaś prowokują do otwarcia ust, zamknięcia ich i ponownego otwarcia w wyrazie lekkiego zdumienia, podszytego silnym niepokojem. Tylko plan działania jest tutaj wystarczająco dla Marvina jasny. Dwa rytuały. Żaden z nich w zasięgu mocy Marvina, ale czy to nie lepiej? Dotąd Godfrey milczał na temat swojego rytuału ostatniej posługi i dziwnej energii, która wypełniła go po brzegi, gdy tylko świece stanęły w płomieniach. To pierwszy raz, gdy spróbuje rytuału grupowego — i może nigdy dotąd nie był nań tak bardzo gotowy, jak teraz. Całe szczęście, że wziął ze sobą kilka kompletów fioletowych świec. To będzie długi dzień, na szczęście dość ciepły. — Mamy pomysł, jak można to coś zniszczyć? — Czysto teoretyzując, choć zgadzał się z Frankiem, że coś takiego powinno zniknąć, nim jak dziura w przebitej dętce — analogia do czarnej dziury to coś przekraczającego pojmowanie Godfreya — rozproszy za swoim pośrednictwem zbyt wiele magii, by ktokolwiek mógł przy jej pomocy jakoś cofnąć ten proces. — To ja bym chciał coś zaproponować — w końcu to najlepszy moment na składanie propozycji i zadawanie pytań — Marvin ma ich teraz dużo, nawet bardzo, ale ograniczył się do najważniejszego — te dwa rytuały, o których mówicie są dość trudne, nie? Może byśmy tak zaczęli od czegoś małego, żeby zobaczyć, jak toto zareaguje? — nic namacalnego, tylko dziwna, niepokojąca ciemność — czy pozwoli w ogóle zabłysnąć świecom? Ekwipunek: pentakl, athame, 8x świece fioletowe, kluczyki do samochodu |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Frank, tak jak można było się spodziewać, udziela wyczerpującej odpowiedzi, która powinna każdemu rozjaśnić choć po części, z czym mają do czynienia. Wzrok Sebastiana zatrzymuje się chwilę dłużej na mężczyźnie, kiedy ten sam sugeruje jako potencjalnie najlepszą opcję zniszczenie tego, co odpowiada za wysysanie magii. Sebastian sam przecież na to od początku naciskał, jednak teraz nie jest pewien. Czekając u Judith na resztę, miał szansę spokojnie pomyśleć, z dala od tego miejsca, tego przejmującego lęku wywołanego poczuciem pustki tam, gdzie zwykle znajduje się magia. I poświęcił dużo tych myśli sugestii Franka. Jeśli nie zniszczyć, mogliby to wykorzystać. W tym momencie żaden z nich nie zauważył niepożądanych konsekwencji przebywania w tym miejscu. Wręcz przeciwnie. Obaj odczuli ulgę. Ich zatrucie magiczne zelżało, a przecież spędzili tu tak niewiele czasu. Gdyby tylko mogli to… zmaterializować w jakimś magicznym przedmiocie, rytuale. Frank się na tym zna, być może byłby w stanie przeprowadzić stosowne badania i- Dowiedzą się z czasem. Wrócą tu, zmierzą skalę tego zjawiska, zbadają to, co będą zdolni zbadać i zdecydują. Być może będą w stanie uszczknąć część tego tajemniczego mechanizmu dla siebie, przy ostatecznym zniszczeniu całości? Pada sporo pytań, głównie do Franka. Sebastian uważa, że nie jest to odpowiednia pora na takie dyskusje. Weszli już na teren objęty nieskończoną nocą, niebo nad nimi dawno pociemniało. Nie mogą teraz pozwolić sobie na rozwlekanie wszystkiego w czasie. — Później nadejdzie czas na rozmowy — przypomina krótko, częstując się śliwkowymi świecami zgodnie z przykazaniem Maurice'a i wyciąga z własnego plecaka woreczek z mieszanką rytualną. Zatrzymuje się w jednym miejscu, nieopodal wejścia na łąkę. Powinni być w stanie usypać dostatecznie duży pentagram, aby ukryć choć część tego miejsca przed wzrokiem innych. Ten, kto nadejdzie, nie dostrzegając łąki, jaka powinna zacząć się w tym miejscu, być może rozsądnie zawróci. Jeśli nie, rytuał Franka postawiony kawałek dalej, powinien być efektywnym zabezpieczeniem. Zabierając się do pracy, zerka na Marvina. — Próbowałem już rzucić tutaj Rytuał Bezobcy. Bez efektów. Nasze pentakle wydają się w tym miejscu zupełnie… martwe — wyjaśnia, krocząc po możliwie rozległym terenie, by pokryć trawę proszkiem. — Dlatego musimy spróbować grupowo, by dowiedzieć się, czy w ogóle jesteśmy w stanie wykrzesać coś ze swoich mocy. Mniej skomplikowane rytuały nie poddadzą się grupowej inkantacji, ponadto każda chwila tutaj może wiązać się z ryzykiem, dlatego nie mamy czasu na stosowanie półśrodków — tłumaczy. Nie potrafi wyjaśnić, dlaczego drobniejsze rytuały są głuche na zbiorowe próby ich rzucenia, ale z doświadczenia wie, że tak jest. Być może Frank byłby w stanie objaśnić tę kwestię, jeśli tylko ktoś poddałby ją w wątpliwość. Rozkłada świece śliwkowe. — Inkantacja to „ab indignis, infidelibus et peregrinis locum istum abscondat potestas, ut nobis portus sit securus”. — Jeśli zachodzi taka potrzeba, powtarza słowa, aż każdy jest w stanie je spamiętać i powtórzyć bezbłędnie podczas rytuału. — Skropcie wnętrze kręgu swoją krwią i niech każdy ustawi się przy jednej ze świec, wskazując na nią athame — instruuje i sam wyciąga ostrze, by naciąć jeden z palców i pozwolić kropli wsiąknąć w trawę wewnątrz kręgu. Czeka, aż każdy zrobi to samo oraz ustawi się na swoich pozycjach z athame w dłoni. Dopiero wtedy sam również ustawia się przy ostatniej wolnej świecy i inkantuje: — Ab indignis, infidelibus et peregrinis locum istum abscondat potestas, ut nobis portus sit securus. Grupowy Rytuał Tajemnego Klucza: K100 + 25 (magia odpychania) | próg: 100 - 20 (świece śliwkowe z ekwipunku Maurycego) = 80 Konsekwencje: k60 - 24 (SW) |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor
Stwórca
The member 'Sebastian Verity' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 17 -------------------------------- #2 'k60' : 9 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Szeroka szosa szumi, a Maurice Overtone zadaje dziesiątki pytań. Frank uśmiechnął się, naprawdę miło, a nawet roześmiał krótko pod wąsem. Łaknienie wiedzy było mu znane. Było motorem napędowym duszy i istnienia, wszelkiej potrzeby poznania świata, ale jak odpowiedzieć na każde z nich? — Znacznie łatwiej będzie to pokazać — powiedział w końcu, na moment spoglądając na pasażera, który do starego forda pasował jak pięść do nosa. To nic, Marwood nie oceniał statusów majkowych ani nazwiskowych. Liczyło się oddanie Panu, a Maurice już się nim popisał. — Proszę mi zaufać — liczył, że to skończy temat. Przynajmniej na chwilkę. To nie tak, że planował odcinać młodego członka Kowenu Dnia od informacji — musieli wiedzieć, z czym mają do czynienia i zamierzał przedstawić im to możliwie szeroko (na bazie własnej i tak ograniczonej wiedzy), ale ta rozmowa, jeśli pozwoliłby sobie na dywagowanie, zajęłaby dłużej niż dojazd do Cripple Rock. Zaraz zresztą mieli wysiąść z samochodu i już dostrzegał sylwetkę Esther przekazującą mu świece. Krótkie podziękowanie i milczenie (owiec?) nawiedziło tę dwójkę przed paroma tygodniami. Sebastian i Marvin bez trudu mogliby zorientować się, że coś jest nie tak — Maurice przebywał z nimi zdecydowanie zbyt krótko. Wyjaśnienie dogłębne tematu wcale do prostych nie należy, więc widząc na twarzach zebranych nić zrozumienia, poczuł ulgę. Widać dziesiątki lat w szkółce się przydały. Uczył przecież dwoje z czterech swoich towarzyszy. To miłe uczucie, że coś im w łbach pozostało po tylu latach, wszak smarkaczami aż takimi nie byli. Mimo to — byli młodsi. Dlatego Frank nieco zdziwiony spoglądał na pana Overtone, gdy ten używał jego imienia. Bezpośrednio nie oznacza źle, to nie o to chodzi. Po prostu brudzia razem nie pili i na „ty” nie przeszli. Kowen oznaczał rodzinę, a rodzina nie skupiała się na takich bzdurach. Poczuł lekki dyskomfort — wszak był starszy o 25? 30 lat? — To bardzo dobre pytanie — pokiwał głową, od razu rozglądając się po okolicy, jakby szukał odpowiedzi, a raczej przypatrywał się wskazówkom, które widział niedawno. — Teoretycznie? Tak. Musiałbym to policzyć, ale zapewne udałoby się znaleźć odpowiedni wzór, który mógłby do tego doprowadzić. Praktycznie? — uniósł wyżej brwi i starał się odpowiednio wyważyć słowa. Każde kolejne w niedoświadczonym gronie mogłoby zostać odebrane za herezje, a nie chodzi o sprzeciwienie się Lucyferowi, tylko naukę. Na pewno to zrozumieli. — Musielibyśmy wygenerować obiekt naświetlany i napędzany magią, który równocześnie generuje tąże. Czyli innymi słowy. Stworzyć Piekło lub jego namiastkę — westchnął głośno. Reszta pozostała milczeniem. Czy to dobre? Pewnie tak, ale ryzykowne. Czy możliwe? Być może. Czy mieli wystarczające zasoby? Z pewnością nie. Może gdyby cały Kościół stanął bezpośrednio za Lucyferem i podążał za Kowenem, uzyskaliby dostęp do wszelkiej maści wynalazków i naukowców, ale teraz? Teraz zwyczajnie ich nie mieli. Nie mniej, pytanie było sprytne i bardzo pomysłowe. Liczył, że Maurice odkryje to w zadowolonym tonie starego siewcy. Zaraz zresztą znów wskakuje na wyżyny aktywności, widać jak bardzo mu zależy, a nic równie mocno nie cieszy oczu i duszy. Na krótki moment tylko Marwood pomyślał, że mógłby mieć takiego właśnie syna. Tylko nie aktora. Lucyferze! — Oczywiście. Pomoc bardzo mi się przyda — uśmiechnął się, kiwając głową w aprobacie. W dwójkę pójdzie im szybciej, a może przy okazji młodzieniec się czegoś nauczy? Marvin zresztą zaraz potem — nieco starszy — też zadaje ważne pytanie, a Frank odpowiada: — Bez odpowiednich badań możemy najwyżej dywagować. Na ten moment najrozsądniejsze wydaje mi się przeciążenie jądra, ALE... No właśnie. Ale. Jeśli moja teoria o czarnej dziurze jest prawdziwa i to miejsce będzie zachowywać się tak jak one, to — spojrzał na zniecierpliwionego Verity'ego — nie da się. Nie chciał mówić tego wcześniej. Ba! Gdy stali tu przed dwoma godzinami nawet za bardzo o tym nie myślał, zbyt podekscytowany wszystkim wokół. Minął czas, zażył samotności w drodze do Maywater i zaczął analizować sytuację. — To dalej tylko dywagacje. Ciężko teraz określić sposób i- — przerwał, gdy Sebastian przypomniał, że czas ich nagli. — Racja. Zaczynajmy. Nie było czasu. Czemu nigdy nie było czasu? Stanął blisko Esther, chociaż wcale nie chciał. To nie tak, że nie tęsknił za jej dotykiem. Tęsknił i to bardzo! Bardzo, bardzo, ale bal się każdej reakcji. Zasłużył sobie na nie. Sam wyciągnął athame i nakuł własny palec, sycząc cichutko. Kilka kropel krwi spadło na ziemię mniej więcej w środek obszaru, który Verity wyznaczył jako miejsce rytuału. Powinien zadziałać. Ustawił się więc w jednym z ramion pentagramu, przymykając oczy i rozpoczynając własne modlitwy. Rytuały grupowe należały do trudnych, ale mieli po swojej stronie coś bardzo ważnego. Słowo Lucyfera. — Ab indignis, infidelibus et peregrinis locum istum abscondat potestas, ut nobis portus sit securus — powtórzyl po Veritym inkantację, wskazując ostrzem na świecę. rzuty: 1. dezorientacja (k1 - omdlenie) 2. zatrucie magiczne (k1 - koniuszki palców i język pokrywają się czarną mazią) [zapomniałam] 3. rytuał Rytuał Tajemnego Klucza jako pomagier (siła woli) 4. skutki uboczne rytuału |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Stwórca
The member 'Frank Marwood' has done the following action : Rzut kością #1 'k3' : 3 -------------------------------- #2 'k6' : 5 -------------------------------- #3 'k100' : 80 -------------------------------- #4 'k60' : 25 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Dyskomfort Franka udzielił się i Maurycemu. Potrzebował chwili, aby móc połączyć go z odpowiednim bodźcem, ale kiedy już do tego doszło, zamierzał zmitygować. Zaczął, tak na dobry początek, od połknięcia własnego języka i zaprzestania zasypywania zebranych pytaniami. Przyszło mu to z ogromnym trudem, bo jego dociekliwość nie była wywołana ciekawością per se, lecz realną chęcią przyłożenia ręki do wspólnego rozwoju i sukcesu oraz - jak zaraz miało się okazać - wspólnego bezpieczeństwa. Tak zaczął pojmować to miejsce - jak coś, co wymagało zabezpieczenia, a skoro starsi i mądrzejsi mówili mu, że w tej chwili należało działać, nie musieli powtarzać mu tego więcej, niż jeszcze ten jeden raz. Kiwnął głową i porzucił temat. Widząc, jak Sebastian porywa karminowe świece, poczuł ukłucie niepewności. Nieszczególnie dogadywał się z magią odpychania i nie miał pewności, czy tym razem również miał dać temu popis. Oby nie. Szkoda byłoby wszystkim zepsuć popołudnie. Ustawił się w absolutnie losowym miejscu i wyjmując athame dostrzegał po jednej stronie Sebastiana, a po drugiej Marvina. Skierował się ku centrum pentagramu i krótkim cięciem naznaczył bok małego palca. Krople krwi chętnie ochrzciły proch rytualny oraz trawę, a kiedy Maurice wybrał dla siebie najbliższą świecę, wskazał na nią swoim athame. - Ab indignis, infidelibus et peregrinis locum istum abscondat potestas, ut nobis portus sit securus. - Powtórzył inkantację, którą recytował im Sebastian. Niepewność go nie opuszczała, lecz jego siła woli była dość silna, aby nie załamywało go zwątpienie, a wprost przeciwnie. Musiało im się udać, bo przecież Ojciec był z nimi. Wszystko, co robili, czynili ku chwale jego imienia, zaś jeżeli uda się tę czarną dziurę wykorzystać, by roztaczać blask jego opieki wśród pozostałych czarowników, każdy wysiłek oraz zderzenie z magią odpychania będzie wyczekiwane przez Overtona. Rytuał: k100 + 20 SW Skutki uboczne: k60 - 20 SW |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Stwórca
The member 'Maurice Overtone' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 21 -------------------------------- #2 'k60' : 38 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Wokół nich panuje mrok. Światło księżyca jest nikłe, a sam księżyc im nie sprzyja. Czy można się dziwić? Ich przewodnikiem jest słońce, a to zostało połknięte przez niezbadane siły, jakie rozgościły się w tym miejscu. Sebastian nie potrafi zwalczyć wrażenia, że jest tu intruzem, choć wewnętrzny bunt odpowiada gwałtownie na to nieuzasadnione poczucie. To Lilith jest intruzem tu, na Ziemi, w świecie, który stworzył Bóg, a który Lucyfer uczynił później miejscem dla nich — dla czarowników. Miejsce Matki jest w piekle, przy boku Ojca, a jednak zdecydowała się porzucić wszystko, co Stwórca jej podarował, okazać niewdzięczność i uciec jak zaszczute zwierzę w miejsce, do którego nie należy, do którego nie pasuje. Jeśli wieczna noc obejmująca polanę jest manifestacją Lilith, Sebastian chętnie zaburzy jej spokój swoją obecnością i mocą daną od Pana. A potem przywróci słońce w to miejsce. Rytuał zbliża się niemal ku końcowi, kiedy lekka łuna księżyca pozwala w końcu Sebastianowi dostrzec wyraźniej świecę przed sobą. Marszczy lekko brwi, przyglądając się nienaruszonemu woskowi. Odcień w tym świetle niemal się nie różni, ale… Przestaje inkantować. Gdy głosy wszystkich cichną, nic się nie zmienia. Świece się nie rozpalają, a do nich wraca martwa cisza. — Jeszcze raz — zarządza krótko i zbiera nienaruszone świece, które wcześniej rozstawił. — Zniszczcie pentagram — prosi, a kiedy uprzednio przygotowana mieszanka wtapia się w ziemię, Sebastian usypuje nowy krąg. Tym razem na brzegach ustawia świece karminowe. Ich krew wciąż przyozdabia ziemię wewnątrz pentagramu usypanego dokładnie w tym samym miejscu, mimo to Sebastian z przezorności upuszcza jeszcze kroplę. Upewnia się, że wszyscy są gotowi i raz jeszcze unosi athame. — Ab indignis, infidelibus et peregrinis locum istum abscondat potestas, ut nobis portus sit securus. Do poprzedniego rytuału zostały użyte złe świeczki, po konsultacji z MG uznajemy go za nieudany, a świece wracają do ekwipunku Maurycego. Grupowy Rytuał Tajemnego Klucza: K100 + 25 (magia odpychania) | próg: 100 - 20 (świece karminowe z ekwipunku Maurice'a) = 80 Konsekwencje: k60 - 24 (SW) |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor
Stwórca
The member 'Sebastian Verity' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 42 -------------------------------- #2 'k60' : 58 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Marvin Godfrey
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 198
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 2
TALENTY : 19
Martwe pentakle, teren pozbawiony magii i nieprzenikniona ciemność — czy naprawdę tak wygląda świat bez Lucyfera, bez otwarcia Piekła i bez cudów z tym związanych? Czy mniej więcej tak wyglądało wszystko, co miało miejsce przed? Przerażające. A wykład pana Marwooda odnośnie potencjalnych możliwości na jego zniszczenie to rzecz jeszcze bardziej niepokojąca. Ale Godfrey na szczęście nie musiał być Siewcą, ani rozumieć istoty ich problemu, by z powodzeniem stwierdzić, że cokolwiek by się nie działo, sytuacja była z grubsza bez wyjścia. I dlatego też skinął głową, przyjmując wyjaśnienie Sebastiana. Rzeczywiście, trwonienie czasu na wyjaśnienia nie jest czymś, co szczególnie zajmowałoby dziś rozczochraną głowę Marvina, dlatego nie czekając, wybiera wolny róg pentagramu i wysłuchuje uważnie słów inkantacji, dla pewności powtarzając je jeszcze pod nosem. Szkoda byłoby się pomylić w tak ważnej chwili, a słowa są dla niego nowe, brzmią zupełnie obco. Ale przecież Godfrey nigdy nie był szczególnie dobry w magii. Kropla z nakłutego palca trafia w środek pentagramu, rozpoczyna się inkantacja, którą przerywa sam Verity. — Och — kwituje wszystko Marvin. Może to i lepiej, bo prawie na pewno popełnił drobne przejęzyczenie w pierwszej inkantacji. Druga pójdzie im wszystkim lepiej. Pomaga więc zniszczyć pentagram, robi to bez mrugnięcia okiem, po czym pomaga usypać nowy. Kropla krwi z nakłutego już palca trafia w środek nowego miejsca rytuału, a on w róg pentagramu i świecę, na którą wskazuje swoim sztyletem ze słowami inkantacji. — Ab indignis, infidelibus et peregrinis locum istum abscondat potestas, ut nobis portus sit securus. — Każde skupia się na swoim zadaniu, a suma ich doświadczenia — co do tego Marvin nie ma żadnych wątpliwości — da im rytuał, jakiego ta ziemia jeszcze dotąd nie widziała. Rytuał: k100 + 20 SW + 10 SW z prezentu od Ojca Skutki uboczne: k60 - 30 SW (+ dodaję tu wyżej wspomniane 10 SW) |
Wiek : 34
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Złota rączka
Stwórca
The member 'Marvin Godfrey' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 81 -------------------------------- #2 'k60' : 1 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty