Oranżeria Zaprojektowana w formie przybudówki do głównego budynku, oranżeria niegdyś służyła jako miejsce do podziwiania egzotycznych roślin. Dziś również pozwala cieszyć oko zadbaną zielenią, lecz nie tylko. W pomieszczeniu znajduje się żółta kanapa obita skórą, równie kanarkowo żółty szezlong oraz kwiecisty, biało-zielony fotel otaczające niewielki stolik kawowy. Wygodne meble pozwalają na zatrzymanie się przy nich na krótką chwilę i nawiązanie przyjemnej dyskusji. Obowiązkowy rzut kością k6: k1 - Ni stąd, ni zowąd odczuwasz przedziwne duszności, najprawdopodobniej wywołane wilgotnym powietrzem, które miną po 2 turach. k2 - Jakim cudem w dłonie właśnie spadło ci słodziutkie, dojrzałe mango? Czy aby na pewno za donicami nie kryją się jacyś owocowi żartownisie? k3 - Przyjemny ptasi trel rozlega się nad twoją głową. Jeżeli uniesiesz wzrok, zobaczysz małą grupkę bajecznie kolorowych, iluzorycznych ptaszków przelatujących tuż nad tobą. Dolatują do ściany, znikają w niej i pojawiają się za moment w innym miejscu. k4 - Słodki zapach barwnych kwiatów wprawia cię w dobry nastrój i pozwala ci się odprężyć. Po 2 turach ten staje się jednak na tyle duszący, że czujesz nagłą potrzebę zaczerpnięcia świeżego powietrza. k5 - W dłoniach niespodziewanie pojawia ci się bukiet wielokolorowych ciętych kwiatów, które — jeszcze mniej spodziewanie — zaczynają nucić jeden z przebojów Elvisa Presleya. k6 - W oranżerii zastajesz swojego „ulubionego”, szalenie gadatliwego kuzyna, który widząc cię, koniecznie chce ci opowiedzieć, że znalazł tutaj drzewko, którego sok leczy czyraki. Na pewno raz spróbuje otrzeć ci twarz liściem rzeczonej roślinki, aby ci to udowodnić (nawet jeśli twoja cera jest nieskazitelna) nim zostawi cię w spokoju w kolejnej turze. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
30 IV 1985, po rozmowie z Maurycym Swój pierwszy taniec oddała oceanowi, pierwszą konstruktywną rozmowę — Overtonowi. O dziwo nie żałuje ani jednego, ani drugiego. Tutaj zaś nogi przyniosły ją po pierwszą chwilę samotności, co w teorii miałaby zagwarantować jej wszechobecność krzaków, za którymi może ukryć swoją obecność. W teorii to pomysł absolutnie wspaniały, czemu przeciwstawia się praktyka, a przede wszystkim liczba balujących form życia, które mają dokładnie takie samo prawo na korzystanie z tej przestrzeni i poszukiwanie w niej własnej samotności. Ale absolutnie nic nie stoi dziś na przeszkodzie, by poszukiwać jej razem. Dlatego nie wycofuje się od razu, widząc jak Florence zasiada na kanarkowej kanapie. Zmienia swoje plany już w momencie, gdy nie zauważa u jej boku swojego ukochanego brata. Kiedy ostatnio miały okazję porozmawiać na osobności? Kiedykolwiek nie miało to miejsca, dzisiaj zasługuje na powtórkę. — Zgubiłaś ogon? — Powitanie godne tych okoliczności. Widziały się jeszcze nie tak dawno temu przy jednym stole, gdzie jedna była niezdrowo milcząca, a druga nieludzko zdeterminowana, by atmosferę uleczyć i milczenie przerwać. Tutaj nie jest ono dla niej aż takie straszne — zwłaszcza, że od tamtej pory zdążyła już się przewietrzyć i poukładać w głowie to, co najważniejsze. Nie czekając na odpowiedź, rozsiada się na fotelu naprzeciwko i bezceremonialnie zdejmuje szpilki, których zaczyna mieć już serdecznie dosyć. Rześka bryza przywiana znad oceanu przechłodziła Annikę do szpiku, czemu powoli przeciwstawia się gorąca i duszna atmosfera oranżerii. Nie zamierza się dłużej okrywać, dlatego czarna etola trafia na oparcie. — Ja osobiście wolałam oglądać wieloryby, niż tańczyć, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nawet bez mojego wybryku nasz stolik pozostałby pusty już do końca zabawy — nie zamierza pytać o jej odczucia związane z Johanem i jej doborem partnerki do tańca. Jeśli zechce, to sama podzieli się refleksją, choć jak Annika ostatnio sprawdzała, oboje byli małżeństwem niewiele lepszym niż ona i Moriarty. Nie to, żeby najmłodsza z rodzeństwa celowo brała przykład z najstarszego brata — to raczej niefortunne zdarzenie losu sprawiło, że zarówno Faust jak i Florence cierpią na tę samą przypadłość. Czy Johan pochwalił się już małżonce, z kim jeszcze współdzielą tę tajemnicę? Ostatnio zmieniony przez Annika Faust dnia Wto Lip 30 2024, 23:15, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Stwórca
The member 'Annika Faust' has done the following action : Rzut kością 'k6' : 2 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Florence van der Decken
Uciekła od tłumu pod pozorem wyjścia do toalety, kroki przyniosły ją jednak tutaj w nadziei, że odszuka trochę spokoju. Stojąc tyłem do wejścia, zapaliła papierosa i gdy siadała z westchnieniem ulgi, ujrzała wchodzącą Annikę. Od razu posłała jej nikły uśmiech w geście porozumienia. Szwagierka bawiła się pewnie równie dobrze, jak Florence. Co nie oznaczało, że Florence nie lubi się dobrze bawić. Po prostu bawienie się dobrze pod tym samym dachem co Johan było nad wyraz męczące. Pozory wysysały z niej energię do ostatniej życiowej iskry. - Mój ogon świetnie bawi się z Penny. - prychnęła ze śmiechem i był to śmiech nawet dość szczery, bo Penny zdecydowanie nie była kobietą w typie Johana. Spod przymrużonych powiek patrzyła jak Annika rozsiada się na fotelu, jak zdejmuje szpilki. Lubiła w niej tę swobodę, tę pewnego rodzaju bezceremonialność. Sama poszła w te same ślady, lecz wyjęła ze szpilki tylko jedną stopę, bawiąc się trochę bucikiem, bujając go nieświadomie. - Kto wie, może coś się tego wieczoru jeszcze odmieni. - skomentowała nie tyle pogodnie, co ironicznie. - Może jednak skusisz się na taniec z Overtonem. Niechże się troszkę podzieje na tym przyjęciu. Owszem, droczyła się z Anniką, ale w tonie pobrzmiewała życzliwość. Odwaga przyciągała spojrzenia, a już niedługo niełatwo będzie ukryć rozwód. Jeszcze nikt o tym nie mówił, ale wkrótce... Miłość w tych czasem wypala się tak szybko. - pomyślała Florence, zaciągając się papierosem. Annika przynajmniej mogła rozniecić coś nowego, Flo natomiast stąpała po zgliszczach własnych urojeń. - Dobrze, że mamy tutaj spokój - odchyliła się i oparła wygodniej na kanapie. - Musiałam odpocząć, bo od sztucznych uśmiechów w stronę Johana rozbolała mnie cała twarz. Ale mogło być gorzej. Mógł poprosić mnie do tańca. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : MAYWATER
Zawód : młodsza specjalistka w komisji ds. praw czarowników
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Jeszcze z początku przygląda jej się odrobinę nieufnie, jakby ze wszystkich plusów i minusów wyciągając średnią, która będzie jak wyrok — czy Florence dostała od Deckenów (lub samego Johana) tłusty pęk instrukcji? A tych — co wnosi po zachowaniu jej brata — jedynym zadaniem jest to, by przez cały czas trwania balu Annika czuła się pod ostrzałem, by nie ważyła się wychylić, by była także najnudniejszą i najbardziej sztuczną wersją siebie. Tą samą, która sama zamknęła się na cztery spusty w kamienicy Faustów na całe pięć lat. Wszyscy najbliżsi już przecież wiedzą, do czego ta iluzja doprowadziła — tylko Johan się jeszcze nie zorientował. — Penelope jest wspaniałą kobietą — czym sobie na to zasłużyła? — Można by spytać, gdyby cały ładunek najsoczystszej bezczelności chciałaby zawrzeć w zaledwie kilku zdaniach, zamiast obdzielić nim równo całą tę rozmowę od jej początku do, oby, satysfakcjonującego końca. Panna Bloodworth postawiła na staropanieństwo po samą jesień życia, nie znalazłszy dla siebie nikogo naprawdę jej godnego, co stanowi w oczach Anniki cnotę większą, niż napłodzenie piątki dzieci z kimś, komu rozsądna kobieta nie oddałaby pod opiekę niczego, choćby swojej torebki. Pani jeszcze–Faust również jest częścią tego problemu, gdy pomyliła szacunek do siebie z pragnieniem przeklętego spokoju i trafiła z kandydatem na małżonka jak kulą w płot. Jedynym jej zwycięstwem jest fakt, że uniknęła zakusów stosowania przemocy ekonomicznej, co Johan zapewne usiłuje robić Florence z mizernym skutkiem już od prawie dekady. Przymrużyła na chwilę oczy, jakby rzeczywiście próbując sobie przypomnieć, ile to już lat panna Laffite oddaje swoje najlepsze chwile swojego życia na tę iluzję zgrania i partnerstwa. Trzeba jej przyznać, że jest od Anniki znacznie lepsza w iluzjach wszelkiego rodzaju. Uśmiechnęła się szerzej, wsuwając swoją parę butów nieco głębiej, pod fotel. — Miałam zbyt wielkie obawy, że przydepczę mu stopy, ego, albo ten ogon — Maurice jest artystą i jak na artystę przystało, nawet ze swojego kostiumu zrobił widowisko, bez wątpienia jednak oddając ducha motywu przewodniego i przyciągając spojrzeń więcej, niż Annika była w stanie fizycznie znieść przy tegorocznej zabawie. Zwłaszcza, jeśli te należałyby w większości do Deckenów. Bo w całej tej nonszalancji i pozornym niedbaniu o konsekwencje swoich działań, z tyłu głowy troskliwy głos cały czas jej podszeptuje, że każde szaleństwo ma pewne granice, a tę wyznaczają głównie więzi rodzinne, których nigdy nie chciałaby zaprzepaścić. To byłaby dla niej droga ku zatraceniu. Nie wspominając o dziurze, którą to wydarłoby w jej sercu. Choć nie ze wszystkim zgadza się z rodziną, to zbyt wielką częścią jej tożsamości jest nadal bycie van der Deckenem. Nie pomogła jej w tym nawet Wzorem Florence sięgnęła po paczkę papierosów i także wyciągnęła jednego. To już sześć lat, odkąd przestała je kupować, a wszystko po to, by od jakichś dwóch tygodni wrócić do dawno nie praktykowanej rutyny. Rozżarzona końcówka wpuściła do płuc pierwsze kłęby dymu, a rozluźniające się mięśnie dopuszczają wreszcie szaloną myśl, że istotnie — mają tutaj spokój i mogą porozmawiać od serca. — Nie muszą być sztuczne, jeśli myśl im przyświecająca będzie przyjemna — jak spięcie go z odpowiednio atrakcyjnym wizualnie wyobrażeniem. Annika nie zamierza wtrącać się do małżeńskich spraw Johana żadną kończyną, ale tu, w tej oranżerii, rozmawiają przede wszystkim dwie kobiety. A te zawsze powinny okazywać sobie zrozumienie. — Nie zdążyłam się przypatrzeć przed swoją ewakuacją, ale czy… — Przysunęła się bliżej krawędzi fotela, gdy nagle jej głowę o włos musnął wielki, spadający owoc. Gwałtowne zadarcie głowy do góry nie przyniosło żadnych odpowiedzi, a odwróciło uwagę od faktu, że pierwszą porcją popiołu z papierosa obsypała swoje prawe kolano. — To… — odzyskanie rezonu zajęło jej chwilę, którą spędziła na obracaniu tym wielkim mango. Odchrząknęła — więc, wziął w końcu jakieś lekcje tańca? Czy był równie zapobiegliwy, co jego siostra, która jeszcze kilka dni temu zawracała głowie pewnej młodej artystce, by pokazała jej, jak obracać się na parkiecie? Bo doskonale wie, że żadne z nich nie urodziło się, by tańczyć. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Florence van der Decken
Nawet, gdyby Florence dostała od Johana jakiekolwiek wytyczne, to wykonałaby je z niemal zerowym skutkiem. Nigdy nie zrobiłaby czegoś, co mogłoby zaszkodzić Annice. Szwagierka była jak światełko w tunelu, kimś, z kim można porozmawiać i chociaż przez chwilę czuć się swobodnie. Florence prawie mogła być sobą. Mruknęła tylko ni to z aprobatą, ni to z naganą, usłyszawszy wygłoszoną opinię Anniki o Penelope. I w tym mruknięciu pojawił się szczery podziw dla odwagi bycia starą panną, oraz nagana, która była już wyuczoną reakcją mającą na celu zadowolić towarzystwo, lecz nie będąc zdaniem samej Flo. Może to i dobrze, że takie nawyki weszły jej w krew. Dzięki temu była bezpieczniejsza. Odwaga innych jej imponowała, lecz sama odgrywała rolę, którą przyjęła. Tylko w obecności bliskich i Johana pozwalała sobie na szczere reakcje. Tak było po prostu łatwiej. Niemniej jednak zachowywała resztki zależności. Johan próbował kreować wrażenie, że wszystko, cały majątek jest jego, że utrzymuje Flo, że bez niego by zginęła. I może po części tak było. Ale odkąd zorientowała, że rycerz na białym koniu zmienia się w mrocznego jeźdźca, starała się trzymać pieczę nad swoimi własnymi dochodami. Zabawne, że nie chciała nawet pracować w urzędzie, to matka ją do tego niemal zmusiła. Zaśmiała się na słowa Anniki o powodach nie tańczenia z Overtonem, lecz po chwili lekko spoważniała. - Przykro mi, że w pełni nie możesz robić tego, co chcesz. - zaciągnęła się. - Bylibyście piękną parą na parkiecie. Nawet... - znów się uśmiechnęła. - Nawet jeśli podeptałabyś mu ego. Och, chyba to byłby nawet ładniejszy obraz. Spod przymrużonych powiek patrzyła jak przyjaciółka zapala papierosa. Zazwyczaj nie paliła. Błąd. Kiedyś zazwyczaj nie paliła, ale Florence nie zamierzała mówić tego na głos. Osobiście uważała, że nikotyna oczyszcza myśli, pozwala się uspokoić i opanować. Każdej kobiecie coś takiego zrobi dobrze. - Na początku tak było. - przyznała. - Teraz to wszystko robi się po prostu męczące. Żadna wyobraźnia z tym nie wygra. - machnęła lekceważąco ręką. Odwróciła wzrok, jakby wstydząc się swoich kolejnych słów. - Czasem tęsknię do naszych początków, wiesz? Naprawdę byłam zakochana. Nie musiałam niczego udawać. Ale twój brat... - wzruszyła ramionami. - Johan to Johan. - jakby to miało wszystko wyjaśnić. - A ja jestem tylko kobietą, która nie dała mu dziecka. Na krótką chwilę pomalowane usta drgnęły, jakby miały się złożyć w podkówkę żalu. Ostatecznie to był dla Florence bardzo bolesny temat. Szybko się jednak opanowała. Zwłaszcza, że Annika miała parwie bliskie spotkanie z wielkim owocem. Bezwiednie powiodła wzrokiem do góry za przyjaciółką, a potem - marszcząc brwi - przeniosła go na owoc. Potrząsnęła głową. - Wziął. U mnie. - sprecyzowała. - Nie jest najwdzięczniejszym uczniem, a każda lekcja prowadziła do kłótni, ale tak... Nogi już mu się nie plączą. I chociaż dalej jest mierny, to założę się, że i tak wymusza na Penelope prowadzenie. - zaśmiała się. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : MAYWATER
Zawód : młodsza specjalistka w komisji ds. praw czarowników
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Udawanie męczy. Udawanie sprowadza ból głowy i aprobatę towarzystwa, na którego opinii i tak najczęściej głównemu zainteresowanemu wcale nie zależy. Udawanie to też gwarancja przeklętego spokoju, a przynajmniej jego iluzja. To pewność, że nie dostanie się w twarz absurdalnym oskarżeniem. Udawanie to coś, co Annika pozostawiła za drzwiami oranżerii, a najpewniej zgubiła jeszcze gdzieś w sali bankietowej. — To nie tak, że mi na tym zależało — wywróciła oczami — i naprawdę uważam, że ten strój jest koszmarny — pozwala sobie na więcej szczerości, przyprawionej dodatkowo tym, co już wypiła. Apetyt na więcej nie ustąpił, a wręcz wzmógł się z biegiem czasu i gdyby tylko choć raz w ciągu tej piekielnej nocy dostała pytanie o to, na co naprawdę ma ochotę, bez wahania odpowiedziałaby, że na ciepło kominka, najlepszy rum w równych proporcjach z coca–colą i danie sobie czegokolwiek, co sprowadzi na nią choćby chwilowe wyłączenie trybików w czaszce. Samej, bądź z kimś — wszystko jedno. Byleby ten nieznośny ciężar w głowie choć na chwilę ją opuścił. Florence na pewno by się z nią zgodziła. — Wierzę. Johan to Johan — odwrócenie wzroku to odruch, a tamtemu mango nie poświęciła już ani sekundy swojej uwagi. Odkłada je na stolik z cichym westchnięciem, które nie ma nic wspólnego z rzeczonym owocem. Kilka sekund wahania skutkuje podjęciem decyzji, odłożeniem papierosa i poderwaniem tyłka z fotela, by zająć miejsce obok Florence. Kilka kolejnych sekund to zamknięcie kobiety w swoich ramionach i przyciśnięcie policzka do jej barku — nawet przy sztywnej postawie i braku odwzajemnienia gestu, Annika nie odpuszcza. Pytaniem otwartym pozostaje, która z nich bardziej potrzebowała kontaktu fizycznego. Pani Faust nie zamierza na nie odpowiadać. — Równie dobrze mogłabyś skończyć na jestem tylko kobietą. Obie dobrze wiemy, że powód zawsze się znajdzie — lekkość wypowiadanej opinii skrywa ciężar żalu — do tego, że to wszystko musi tak wyglądać. Annika w przeciwieństwie do Florence nie miała w kwestii swojego małżeństwa aż tak wielu złudzeń, a jednak — dziś rozmawiają dwie rozczarowane kobiety. Każda z własnym powodem. Chciałaby zadać jej jeszcze jedno, ważne pytanie — jedno zdanie, skłaniające do refleksji, ale nie potrafi jeszcze zdobyć się na tyle bezczelności. I nie chce — lepiej pozostawić rzeczy takimi, jakie są. Zwłaszcza, kiedy nie są jej. — To niemal przykry komentarz społeczny. Ten taniec — wzruszyła ramionami nawet na moment nie zwiększając dystansu. Za chwilę zwolni uścisk i da Florence odetchnąć, ale jeszcze przez chwilę— — Johan powinien cię lepiej traktować. Nie tego byliśmy uczeni — z tym, że właśnie tego ich uczono — chłodu, dystansu i zachowywania rzeczy dla siebie. Ze wszystkich tych trzech rzeczy, Annika może obiecać Florence tylko to ostatnie. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Florence van der Decken
- Strój, jak strój. Ale co pod nim? - zaciągnęła się i parsknęła śmiechem, co prawie wywołało zakrztuszenie się. - Oto jest pytanie. - dodała zdławionym od powstrzymywanego kaszlu głosem. Zasłoniła usta na chwilę, by po chwili już całkowicie się opanować. Może i nie powinna być taka śmiała w swoich sugestiach, ale przecież Annika nie była nikim obcym. Przyjaźniły się, mówiły sobie rzeczy. To chyba nic złego, że Flo dodawała do rozmowy odrobinę teoretycznej pikanterii. Mimo wszystko odruch Anniki nieco zmroził Florence, tak nieprzyzwyczajonej do kontaktu fizycznego. Zamarła na chwilę z uniesioną dłonią, by papieros nie uszkodził ani cudownych włosów szwagierki, ani jej kreacji. Ostatecznie położyła tylko drugą rękę na plecach kobiety, pozwalając się obejmować, nie dając jednak od siebie zbyt wiele. Emocje to bardzo niebezpieczna gra. Wystarczy jeden nieostrożny ruch i człowiek rozsypuje się jak domek z kart. Flo nie mogłaby sobie na to pozwolić. Jeszcze ludzie by gadali, że płakała z powodu pierwszego tańca Johana, a ich małżeństwo w oczach ludzi miało być przecież idealne. Słuchała każdego wypowiedzianego słowa, czując ciężar tego, że druga kobieta miała rację. - Johan to Johan. - powtórzyła znowu, by zakończyć temat i odsunęła lekko Annikę od siebie, uśmiechając się lekko. - I przecież nie jest taki zły. W końcu to twój brat. Ale czy aby na pewno? Czy to może było tylko zaklinanie rzeczywistości przez Florence. Może dla niej Johan właśnie był tym złym. Był wyborem, który nie powinien się wydarzyć w przypadku chęci posiadania szczęśliwego życia. Ale czy jakakolwiek kobieta była szczęśliwa w dzisiejszych czasach? - Wiesz... może powinnam być wdzięczna, że nie traktuje mnie gorzej. - stwierdziła na sam koniec. Bo owszem, mogło być gorzej. Zresztą, nie lubiła narzekać Annice na jej brata, wiedziała przecież, że są ze sobą dość blisko. - W dzisiejszych czasach... Annika nie dowiedziała się, co Florence myślała o dzisiejszych czasach, bo do Oranżerii wszedł jeden z Laffite, jeden z dalszych kuzynów Flo, którego imienia nie pamiętała, pamiętała jednak doskonale, że go nie znosi. Za nic miał, że kobiety rozmawiają, jego empatia na poziomie ameby nie pozwoliła mu nawet zorientować się, że rozmawiają o czymś ważnym, że są skupione, po prostu podszedł i zaczął trajkotać jak katarynka o drzewkach. Coś o soku leczącym czyraki. - Jesteśmy w trakcie rozmowy. - rzuciła ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy, nawet udało jej się udać, że uśmiech ten sięga oczu. lata praktyki w iluzji nie poszły na marne. - Czy mógłbyś... Ponownie - zanim zdążyła dokończyć, chłopak zaczął mówić, przerywać jej. Nawet wyciągnął z kieszeni listek rzeczonego drzewka i sięgnął, by przyłożyć go do twarzy Flo. Tego było już za wiele. Zatrzymała mu rękę. - Wierzę. - uśmiechnęła się przez zaciśnięte zęby i spojrzała na Annikę z niemą prośbą o pomoc. ___________ Rzut w temacie z kośćmi: k6 - W oranżerii zastajesz swojego „ulubionego”, szalenie gadatliwego kuzyna, który widząc cię, koniecznie chce ci opowiedzieć, że znalazł tutaj drzewko, którego sok leczy czyraki. Na pewno raz spróbuje otrzeć ci twarz liściem rzeczonej roślinki, aby ci to udowodnić (nawet jeśli twoja cera jest nieskazitelna) nim zostawi cię w spokoju w kolejnej turze. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : MAYWATER
Zawód : młodsza specjalistka w komisji ds. praw czarowników
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Jakie sceny widują palmy i monstery dusznej oranżerii, o tym ich pędy lojalnie milczą. Zwyczajnie–niezwyczajnie nadają kuluarowym rozmowom niezbędne poziomy dyskrecji, tłumią chichoty, przysłaniają uniesienia kącików ust, brwi i wzruszenia ramion. Między tymi liśćmi można kasłać, ile tylko dusza zapragnie, można też prychnąć śmiechem, kiedy wyobraźnia rozbuja się na tyle, by podsunąć przed oczy obraz zasugerowany przez Florence, co nie kończy się o dziwo spłonięciem rumieńcem wstydu, czy też jak niektórzy by to chcieli widzieć, pożądania. Podobną dozą rozbawienia mogłaby skwitować sugestię ustalenia bieliźnianych trendów na przyszłoroczny bal, czego Zwierciadło taktycznie nie poruszy. Może z obawy przed tym, że wtedy wszystkie panie solidarnie tę bieliznę rzeczywiście założą. — Daj mi znać, kiedy już się dowiesz — to niewinne odbicie piłeczki, podniesienie rzuconej rękawicy na swoich zasadach, bez wspominania o tym, jak jeszcze niedawno ta sama Annika, zaśmiewająca się teraz z sugestywnego żartu, zasugerowała Overtonowi wycieczkę na plażę. Chętnie by się tą niewinną uwagą podzieliła, gdyby w istocie ktokolwiek zaprzątałby sobie później głowę wysłuchaniem nawet najbardziej przekonujących tłumaczeń o tym, że chciała coś sprawdzić. To jedna z rzeczy, których nie poruszy nawet z Florence, nie chcąc na własną rękę rozniecać płomyczków bezpodstawnych podejrzeń o romans z przyjacielem. Absurd. Podobnym absurdem jest stwierdzenie Johan nie jest taki zły z ust jakiejkolwiek kobiety niespokrewnionej z van der Deckenem. A być może niektóre spokrewnione miałyby do dodania jakieś ale. Oczywiście, że dla mnie nie jest, bo jestem jego siostrą — powinna odpowiedzieć i prawie na pewno Florence usłyszała to z jej ust przynajmniej raz, nie będzie więc powtarzać tych samych słów, do znudzenia przeżartych mocnym kwasem wieloletniego doświadczenia. To frazes, w którego prawdziwość wierzą tak samo jak w istnienie świętego Mikołaja, czy równości płciowej. Obie już dawno opłakały tę zakochaną dziewczynę, jaką kiedyś była Florence — ukryły ją przed światem, zmyły rozmazany makijaż, aby pani van der Decken miała możliwość stworzenia siebie na nowo. Niewygodne objęcie, w którym obie utkwiły, tylko to potwierdza. Niewiele w ich relacji pozostało miejsca na pozory. — Bądź wdzięczna przede wszystkim sobie — ostatni przedłużający się uścisk i ramiona kobiety opuszcza ciężar Anniki. Kilka sekund później dystans pomiędzy nimi wypełnia chmura papierosowego dymu i krótki moment milczenia. I to jedno zdanie przerwane niespodziewanym— Och. — Wyrywa się wraz z kolejnym wydechem, gdy mężczyzna, z profilu znajomy — być może przez pokrewieństwo z Florence, z imienia zaś kojarzony przez ignorancką grę skojarzeń — Roland, Roger, Robert… Mniejsza. Grunt, że zapalony zielarz–amator, pewnie rozkochany w nazwisku O’Ridley, a być może, jeśli fortuna łaskawa, nawet w kilku nosicielkach tegoż, próbuje dać Florence… Cóż, z liścia. I to jest moment, gdy wystudiowany uśmiech pani van der Decken staje w kontraście z absolutnym rozbawieniem na ustach pani Faust, która doskakuje bliżej, nim stanie się najgorsze. Dłoń kobiety lekko przytrzymuje nadgarstek, spojrzenie tymczasem utkwiła w obiekcie chwilowej fascynacji mężczyzny. — To drzewo herbaciane, czy wierzba? — Nieistotne. Rzeczony liść będzie znacznie bezpieczniejszy w jej rękach, dlatego to natychmiast zmienia właściciela. I zamiast przykładać roślinę do twarzy, podsuwa liść pod swój nos, chcąc rozpoznać charakterystyczne nuty zapachowe. — No coś podobnego! Może porozmawiamy o tym później, przy deserze? Mamy tu jeszcze coś do omówienia z Florence, więc jeśli pozwolisz jeszcze przez moment— Pozwoli. Nie ma wyjścia pod ciężarem naglącego spojrzenia obu pań i wręczonego do rąk owocu mango w powetowaniu strat moralnych. Jeszcze jeden szeroki uśmiech odprowadza mężczyznę do wyjścia z oranżerii i nakłada na Annikę obowiązek odnalezienia się później, Opadła ciężko na fotel. — I tak nie miałam żadnych konkretnych planów na wieczór, a tam na pewno mają jakieś drinki, prawda? — Wykorzystała ten moment, by jeszcze raz obrócić w palcach ukradziony wcześniej listek, wypuszczając następną chmurę dymu. Jeśli Florence ma tylu kuzynów, co Annika, długo nie nacieszą się samotną chwilą pod palmami. Na przyszłość znajdą bardziej dyskretne miejsce na poważne rozmowy. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Florence van der Decken
- Chciałabym! - znowu parsknęła, lecz szybko się opamiętała, odkaszlnęła, jakby zupełnie tego nie powiedziała. Prawda była taka, że jeśli chodzi o nagich mężczyzn to ostatnim widzianym był Johan, bardzo, bardzo dawno temu. A przecież Flo czuła, że ma swoje potrzeby. Postanowiła je jednak zamknąć głęboko w umyśle, bo raz uchylone drzwi mogłyby doprowadzić do katastrofy. Annika to szanowała i pozwalała tkwić w mgle pozorów. Dlatego teraz pozwoliły, by kłamstwo Johan nie jest taki zły zawisło w powietrzu. Ale ze słów, że mógłby być gorszy, Flo by się nigdy nie wycofała tak czy inaczej. Posiadanie siostry przez Johana było jego największą zaletą. Tak naprawdę Flo mogłaby sobie nie poradzić bez Anniki, a przynajmniej radzenie sobie było o wiele łatwiejsze, gdy można było liczyć na przyjaźń i wysłuchanie. Oraz na wybawienie z opresji niechcianej konwersacji z kuzynem. - Poświęcasz się dla mnie. - skwitowała wdzięczny wyczyn Anniki, przesadnie i teatralnie kładąc dłonie na piersi. - Ale jestem gotowa na ten ratunek. Zaśmiała się i pokręciła głową. Jakże zazdrościła siostrze (tak! bo Annika to właściwie siostra, której nigdy nie miała) tej wyjątkowej swobody towarzyskiej. Jeden jej uśmiech mógł topic lodowce. - Na pewno nie chcesz jeszcze pokręcić się gdzieś z Mauricem? - powiedziała już poważniejszym tonem, a potem uniosła obronnie dłonie - Bez podtekstów oczywiście! Nie chciałabym, żebyś marnowała wieczór z moim nieciekawym kuzynem. Mogę się nim zająć, pójdę z nim porozmawiać z Johanem, od razu mu się odechce mnie zaczepiać na przyszłość. Zaciągnęła się papierosem. Wypiła łyk drinka. Nie chciała już rozmawiać o Johanie. W gruncie rzeczy był to dość bolesny temat. Rana, która nigdy się chyba nie zasklepi, bo Flo nie miała opcji wyjść z tego bagna nazywanego małżeństwem. Przekalkulowała swoją sytuację bardzo dobrze i na ten moment pozory udanego małżeństwa von der Deckenów było dla niej najbardziej korzystne. - Co zamierzasz po rozwodzie? Dasz się jeszcze wmanewrować w jakieś oficjalne związki? - zagadnęła przyjaciółkę. Kto wie, może Annika będzie dla niej inspiracją. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : MAYWATER
Zawód : młodsza specjalistka w komisji ds. praw czarowników
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Propozycje naginania małżeńskiej wierności Annika pozostawia poza nawiasem tej poufnej rozmowy, która nawet oprószona żartem, wciąż jednak pozostaje sprawą poważną. Komentarz kwituje uśmiechem, starając się nie poświęcić ani sekundy myśli o tym, kogo ona, na litość Aradii, ostatnio widziała nago. Ale gdyby miały się z Florence licytować, to wciąż ta druga zapewne byłaby na prowadzeniu. Zapewne. To wciąż tylko przypuszczenia. Choć może rzeczywiście Johan nie był taki zły. — Daj spokój. Zagadam go o liściach na śmierć — przysunęła się bliżej i ściszyła głos — a zanim się zorientuje, temat zejdzie na ałbasty i bezkostniki. Dalej już z górki, bo w ten sposób może Annice upłynąć nawet połowa nocy. Ktoś mógłby to nazwać swobodą towarzyską, a dla niej to zwykła ciekawość świata. A ta zakłada poruszanie się swobodnie i bez uprzedzeń, nawet po obszarach z pozoru nieinteresujących — tak jak kuzyn Florence jest dla niej nudny, czy wręcz irytujący, dla Anniki może stać się wybawieniem na kilka bezcennych godzin. Bez podtekstów, oczywiście. — Marnowanie wieczoru nie wchodzi w grę tak długo, jak długo bawię się dobrze ze sobą. — Zaśmiała się — nie boję się nieinteresujących rozmówców, dopóki sama mam coś ciekawego do opowiedzenia. Ale jeśli chcesz go odstraszyć, to możemy zrobić eksperyment. – Prawa brew podskoczyła do góry klasycznym odruchem Anniki zakochanej w swoim pomyśle i zaciągnęła się papierosem ponownie — wkrótce pełna żalu będzie poszukiwała czegoś, co zabije ten paskudny posmak tytoniu. — Hipoteza robocza zakłada, że po rozmowie ze mną, twój kuzyn zatęskni za Johanem. Jej rozszerzona i uogólniona wersja to zaś twierdzenie, że mężczyźni nieszczególnie przepadają za kobietami, które z dumą i zaangażowaniem opowiadają o swoich pasjach, bo tym samym odbierają im pole do robienia dokładnie tego samego. Pani Faust wie natomiast i widzi bardzo dobrze, kto na pewno nie tęskni teraz za obecnością Johana. Nie może jej za to winić. Tak jak nie wini siebie za brak jednoznacznej odpowiedzi na to jedno, kluczowe pytanie. Spojrzenie utkwiła w przyjaciółce, płuca wypełniła dymem i milczała przez chwilę. — Nie wiem — bezbarwność tego twierdzenia zapiekła w gardło autentycznym żalem, nieudawana swoboda zniknęła, nie pozostawiając po sobie większego śladu — niewykluczone, że poruszeniem tej sprawy przekreśliłam wszystko — wie o tym bardzo dobrze i zdaje sobie z tego sprawę, że ryzyko może się nigdy nie opłacić. Że próbą zwrócenia sobie wolności mogła wykupić bilet w jedną stronę. Wie też, że nie miała innego wyjścia. Więc niezależnie od rezultatu— — Naprawdę wierzyłam, że będę mieć dzieci. Nigdy do tego nie parłam, ale wiedziałam, że kiedyś to się po prostu wydarzy. A teraz? A teraz pożałowała, że do oranżerii nie przyszła wyposażona w coś do picia. Wzruszyła ramionami, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Florence van der Decken
Zachowanie i słowa Anniki wywoływały lekki uśmiech na pomalowanych wargach. Florence nie mogła się pozbyć fascynacji z jaką patrzyła na szwagierkę. Była ciekawska, jak dziecko, pełna pasji i wewnętrznego żaru. Była odważna. Flo patrzyła więc na nią jak w zbite lustro, bo sama kiedyś taka była, a potem utonęła w morzu pozorów, gubiąc po drodze siebie po kawałeczku. Tak naprawdę nie była pewna czy jeszcze pamięta siebie z okresów studiów - tę żywą dziewczynę, która częściej miała na ustach uśmiech niż zaciśniętą linię. Dlatego osobowość Anniki grzała niczym ciepłe ognisko w listopadową noc. - W taki razie nie mogę ci odebrać tej przyjemności. - zaśmiała się. - A eksperymenty zostawię na inne, lepsze czasy. Nie mam ochoty prosić dzisiaj Johana o cokolwiek. Nie tylko dzisiaj. Prędzej odgryzłaby sobie język, niż prosiła go o cokolwiek. Na szczęście w krytycznych sytuacjach nie musiała - gdy zaczynały się ataki, działał jak automat. Mogłaby nawet powiedzieć, że robił to troskliwie. A może miała po prostu już wypaczone wyobrażenie o tym, jak wygląda troska. Nikt nie tęskni za Johanem. - pomyślała ze złośliwością, lecz nie odważyłaby się powiedzieć tego głośno. Obie tak naprawdę znały go od innych stron. Annika nie mogła wiedzieć, jak wielkim obciążeniem psychicznym jest funkcjonowanie z takim człowiekiem. O tyle dobrze, że naprawdę starali się sobie nie wchodzić w drogę i nie interesowali się, co druga strona robi. Florence zadała w swoim mniemaniu niewinne pytanie, by uciec od tematu jej własnej osoby. Nie spodziewała się jednak, że uderzy w czułe punkty. Zmiana na twarzy Anniki pojawiła się niemal natychmiastowo, a Flo zaczęła mieć wyrzuty sumienia. Również w związku z tym, co sama poczuła. Złość. Szwagierka miła zupełnie wolną drogę do posiadania dziecka, Florence natomiast miała pozamykane i zatrzaśnięte drzwi. Nigdy nie będzie mogła zajść w ciąże. Jednak... Odetchnęła w duchu. Wiedziała, jak czuje się Annika, co rozbudziły w niej ogromne pokłady współczucia. Niemal sama się rozpłakała. - Och, kochana. - przysunęła się o te kilka centymetrów, aż siedziały ramię w ramię. Ujęła dłonie przyjaciółki w swoje. - Wiem, że jesteś teraz w bardzo wymagającym emocjonalnie miejscu. Że szykują się duże zmiany, a przyszłość może wydawać się niepewna. Ale jesteś młoda. - zaśmiała się i przyłożyła dłoń do policzka drugiej kobiety. - Wspaniała. Wszystkie drogi są dla ciebie otwarte. Znajdziesz kogoś, kto na ciebie zasługuje, a wtedy życie nabierze nowych barw. Niczego nie przekreśliłaś, po prostu pozwoliłaś sobie na zrzucenie więzów ze skrzydeł. Potrzebujesz tylko czasu, by je rozłożyć. Jeszcze wszystko przed tobą. - ponownie złapała obiema dłońmi dłonie Anniki i ścisnęła je lekko. - Również dziecko. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : MAYWATER
Zawód : młodsza specjalistka w komisji ds. praw czarowników
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Co więcej można dodać do długiej historii Kręgu pełnej małżeńskiej niechęci i rozczarowań decyzjami — swoich, bądź rodziny? Tylko tyle, że Annika z dwojga złego, woli ponosić konsekwencje swoich własnych wyborów, niż tych zaprojektowanych przez rodzinę, z których najpewniej nigdy nie miałaby szans się wyplątać. Otrzymując pełne wsparcie otoczenia rodzinnego, stryja i nielicznych wtajemniczonych, mogła spać spokojnie i wierzyć w pomyślny finał. Nawet, jeśli ten jeszcze wywróci kilka żyć do góry nogami. Teraz może tylko przytaknąć — wyrazić milczące zrozumienie dla postawy Florence, bo niekiedy właśnie na tym bazuje ich relacja. Na przyglądaniu się. Milczeniu. Bezsłownej aprobacie lub dezaprobacie, zależnej od okoliczności. I skrawkach rozmów w sytuacjach podobnych tej. Nigdy nie licytowały się na rozczarowania — każda miała swoje własne. I mogła czegoś drugiej zazdrościć. Annika teraz pozazdrościła Florence opanowania. Parsknęła, jeszcze jakimś cudem trzymając na wodze strugi łez. — Młoda? Zanim po rozprawie odliczę do trzech, prasa okrzyknie mnie starą panną — skwitowała cicho, przełknąwszy pierwszą porcję żalu. Głęboki wdech pomaga stłumić emocje i nie zrujnować makijażu. Jeszcze tylko tego by jej dziś brakowało. Ciepło dłoni na policzku to druga tura walki ze sobą, udana tylko połowicznie. Nie tylko w pani van der Decken tkwi ziarno złości kiełkujące w nieodpowiednich momentach — i to właśnie iskierki tejże, wymieszane z bezsilnością napędzają pojedyncze łzy zbierające się właśnie w oczach Anniki. Mapa jej emocji to chaos, a perspektywa zmian nie czyni ich ani trochę łatwiejszym do rozplątania i uporządkowania. — Co za absurd, nie będę ryczeć jak nastolatka — prostuje się, biorąc kolejny — jeszcze głębszy — wdech. Szkarłat na spojówkach jeszcze pozwala jej normalnie widzieć, ale makijaż na pewno za chwilę będzie wymagał dodatkowych poprawek. W duchu podziękowała za możliwość ukrycia twarzy za maską. Bardzo jej się to przyda. — Sztorm jest coraz bliżej — mówiąc to, wstała z fotela. Duchota oranżerii powoli zaczyna ją męczyć, a podjęte tematy rozmów aż proszą się o podlanie ich czymś przyjemnym — po nim wszystko się okaże. Wbrew targającym nią emocjom, zdobyła się na ciepły uśmiech. Ma w tej chwili ochotę ucałować Florence w obydwa policzki za podjęcie trudu uspokojenia beksy zbierającej kosztowne konsekwencje własnych decyzji. Byłaby wspaniałą matką. — Chcesz się czegoś napić? — Może tym razem bez podstępnych dodatków kierujących nastrój na niespodziewane tory. Chyba, że torem tym będzie błogość. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy