Boczna fontanna Boczna fontanna, ustawiona poza głównym kompleksem ogrodowym, bliżej małego portu, to uroczy zakątek, o którym ogrodnicy z pewnością nie zapomnieli. Jest otoczona bogatą roślinnością, w tym licznymi krzewami i kwiatami, które dodają miejscu barw. Fontanna powstała w XVIII wieku na życzenie Amelii O'Ridley, która przyczyniła się do jej unikalnego charakteru, sadząc w pobliżu ostatnie nasiona chymerii otchłańczej — rośliny uznawanej dzisiaj za wymarłą, niezdolną do przystosowania się do życia poza Piekłem, ale kto wie? Może w glebie dalej znajdują się te nasiona? |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
1 maja 1985 roku, blady świt Z gmachu fortu nadal dochodzi balowa muzyka, zabawiająca ostatnich trzymających się na nogach gości. Część śmietanki towarzyskiej pozwoliła już sobie na mniej lub bardziej angielskie wyjścia, ewakuując się zanim gdzieś na parkiecie stracą godność (co stracą?). Charlotte z zadowoleniem odnotowała opuszczenie imprezy przez swoich rodziców, bo choć do tej pory przed wejściem do danej sali skanowała pomieszczenie, by upewnić się, że chce do niego wchodzić, tak mogła sobie wreszcie pozwolić na głębszy oddech. Zdążyła pochwalić się poznanymi krokami tanecznymi, obgadać kreacje połowy sali i spróbować wszystkich cukierniczych cudów w deserowni (wyśmienite!). Zdecydowaną większość czasu spędziła jednak na tarasach i w ogrodach, wymieniając tylko jeden kieliszek z szampanem na drugi. Kiedy na horyzoncie słońce zaczęło nieśmiało wychylać swoje promienie, znaczna większość znajomych zdążyła się już rozpierzchnąć. Jedni uciekli już do domów, a inni nie są w stanie, by prowadzić z nimi jakąkolwiek konwersację. Poza tym, ile można przesiadywać z tymi samymi ludźmi? To prawda, miło jest czasem nadrobić ostatnie miesiące bez kontaktu, ale bez przesady. Lata praktyki w chodzeniu na obcasach, zarówno po prostej drodze, jak i kocich łbach, czy żwirze, pozwalają na swobodne przedostanie się do fortowych ogrodów. Nałożony na ramiona oversizowy płaszcz jest nieco zbyt ciepły, jak na zakrywanie rozgrzanego tańcem i alkoholem ciała, ale przebłyski trzeźwego rozsądku podpowiadają, że tak wypada. Znacząca wargi czerwona szminka jest wyjątkowej jakości, zaledwie dwukrotnie podczas tego wieczoru poprawiana, nadal prezentuje się nieskazitelnie. Nieco gorzej zaś zachował się tusz do rzęs, znacząc okolice powiek czarną obwódką. Kto by się tym jednak przejmował, kiedy słońce dopiero wchodzi na horyzont i zapewne nikt poza obsługą przeprowadzającej na ląd łodzi nie będzie jej oglądać? Trzymanej w dłoni wyłudzonej od kelnera butelce szampana nie towarzyszy kieliszek. Charlotte wychodzi z założenia, że w bocznych alejkach ogrodów nie znajdzie już żywej duszy, a co za tym idzie, nikomu nie będzie musiała tłumaczyć się z braku elegancji. Absolutnie nie potrzebuje kolejnej porcji alkoholu, bo wychylone dotąd kieliszki do pary z wypalonym też wcześniej blantem, powodują w Williamson swoistą mieszankę ciężaru i lekkości. Buzujące we krwi bąbelki stanowią rozluźnienie, jak i pozwalają z większym luzem podejść do akceptacji świata. Ma wyśmienity nastrój i ciężko wyprowadzić ją z równowagi, co dla osób, które zdążyły poznać ją bliżej, może być czymś zaskakującym. Zatrzymuje się przy murowanym brzegu fontanny i przesuwa wzrokiem po pokonywanej przez wodę drodze. Jej szum miesza się z wybrzmiewającą w forcie muzyką, szczęśliwie nie tworząc drażniącej dla uszu kakofonii. W ostatnich miesiącach coraz więcej czasu spędza z dala od zatłoczonych imprezowni. Cripple Rock kusi spokojną, acz niebezpieczną zielenią, a coraz wyższe temperatury ułatwiają niewychodzenie z oceanu, zupełnie jakby od dnia, w którym przesunęła ostrzem athame po gardle Marshalla coś się w niej zmieniło. W jednej chwili do jej uszu dochodzi czający się za plecami szelest. Czy pani Laffite wprowadziła do ogrodów pawie? Odwraca się przez ramię i przechyla lekko głowę na bok, jakby miało jej to pomóc w dostrzeżeniu, co też czai się za granicą żywopłotu. - Nie chowaj się, ja nie gryzę. - Kłamstwo, a jakże, ale wszyscy ci, którzy nie zdołali dotąd dobrze Charlotte poznać, nadal mogą się nabrać. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity
Philip Duer
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 8
TALENTY : 30
Muzyka jest już tylko tłem. Przytłumiona, dochodząca gdzieś zza pleców — ostatni z niepotrzebnych Philipowi dowodów na to, że Bal Magicznej Rady jeszcze trwa. Dla niego skończył się dokładnie sześć minut temu — tarcza srebrnego zegarka nie kłamie — wraz z ostatnim łykiem whisky, której szklankę zdążył wcisnąć mu w dłoń Munch, zanim sam udekorował fortowy ogród nowym gatunkiem pawia. Beatrice Laffite raczej nie byłaby z tego zadowolona, ale prawdopodobieństwo, że ktokolwiek — oprócz nieszczęsnego ogrodnika — dowie się o tym incydencie praktycznie nie istniało. Podobnie nie istniała chęć Philipa, żeby dzielić powrotną łódź z Munchem i jego podatnym na bunt żołądkiem, dlatego zbył zaproszenie krótkim potrząśnięciem głowy. Zostanę jeszcze chwilę — powiedziały uśmiechnięte usta. Aż zobaczę jak odbijasz od brzegu — dopowiedziały jeszcze posłuszne myśli. Akurat zdąży spalić papierosa, jednego z nielicznych jeszcze ocalałych ze srebrnej papierośnicy, którą wyciągnął z wewnętrznej kieszeni czarnej marynarki. Pora jest już na tyle późna — wczesna? — że nie ma potrzeby żegnania się z towarzystwem. Przed trzema godzinami widział, jak bankietową salę opuszczają rodzice, a godzinę później Matthew z żoną i Marceline. Maurice zdążył zgubić mu się w tłumie — zadzwoni do niego popołudniu i zapyta, czy ktoś znalazł jego pantofelek. Reszta rozmyła się w międzyczasie, aż został sam w ogrodzie z pustą szklanką i papierosem między wargami, na których wciąż czuje niezbyt przyjemny smak whisky. Nigdy nie był jej fanem. To samo mógłby powiedzieć na temat Charlotte Williamson. I naprawdę niewiele więcej. Jej wspólna przyszłość z Overtonem na szczęście jest tylko przeszłością i to w zasadzie Philipowi wystarczy. Pewnie wyminąłby alejkę z córką świeżo upieczonego nestora Williamsonów, gdyby jej głos zawczasu nie przeciął dzielącej ich odległości, zatrzymując go w pół kroku. Zignorowanie kobiety byłoby niegrzeczne i tak bardzo do niego podobne, tyle że o dziwo, Duer uśmiecha się na jej zapewnienie. — Nie? — zasłona z bliżej niezidentyfikowanego krzewu przestaje być przeszkodą, żeby i Williamson mogła zobaczyć z kim rzeczywiście ma do czynienia. Srebrną maskę z ptasim dziobem zdążył zgubić gdzieś między salonem z cygarami, a barem. Albo na odwrót. Nie był pewien. — Niezbyt wzięłaś sobie do serca tegoroczną tematykę? Papieros w przeciwieństwie do uśmiechu znika z bliskiego sąsiedztwa ust i teraz tli się powoli pomiędzy palcami obciążonymi srebrnymi pierścieniami. Ocienione zmęczeniem — podbite alkoholem i późno—wczesną porą — spojrzenie wychodzi na przeciw temu podkreślonemu lekko rozmytym tuszem do rzęs i tylko na dwie sekundy ucieka w stronę butelki szampana trzymanej przez Williamson. Tyle wystarczy, żeby Philip uniósł brwi i pustą szklankę w górę. — Widzę, że trafiłaś na lepszą obsługę kelnerską. Ani słowa na temat okoliczności spotkania. Ani tego, że chyba wprosił się w schadzkę byłej narzeczonej kuzyna. Z kim? Zapewne z jakimś nieszczęśnikiem, który właśnie zyskuje chwilę na odzyskanie zdrowego rozsądku i ewakuację z ogrodowego zacisza. Raczej nie posądza Charlotte o samotne upijanie się szampanem, mimo że sceneria sama w sobie jest dość urokliwa, a woda w fontannie szumi prawie równie przyjemnie, co sam alkohol płynący w żyłach. Do wschodu słońca brakuje jeszcze dobrych kilkunastu minut. To wystarczająco dużo czasu, żeby on zdążył znaleźć się na łodzi, a ona doczekała się swojej randki. |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : jubiler, zaklinacz
charlotte williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 16
Maaike z domu van der Decken mocno zakorzeniła się w zwyczajach Williamsonów, przykładając szczególną wagę do uświadomienia swoich kochanych pociech, jak orientować się wśród rodzin kręgu - z kim utrzymywać pozytywne relacje, kogo unikać, komu czujnie patrzeć na ręce. Historię powiązań ma opanowaną do perfekcji, lecz nie wszystkie twarze jest w stanie przypisać do nazwiska, a tym bardziej określić, czym się kto zajmuje. Philip Duer nie jest tu wcale wyjątkiem, bo choć Charlotte wie, że przynależy on do rodziny znienawidzonej przez znaczną większość krewnych, tak nic więcej nie jest w stanie o nim powiedzieć. Jaka jest jego specjalizacja, jaki zalety, a jakie słabości? Leży to gdzieś poza granicami zainteresowań zaklinaczki i nigdy nie zakładała, by miałoby się to kiedykolwiek zmienić. Także i teraz daleka jest od zadawania lawiny pytań, na które odpowiedzi mogłyby stać się przydatnym w życiu zasobem. Sprawy polityczne zostawiła za sobą kilka kieliszków szampana wcześniej, pozwalając sobie na nieskrępowane korzystanie z przyjemności sabatu. Czy wyłaniająca się spomiędzy zarośli sylwetka zostanie jej towarzystwem na najbliższy czas, dzielący od wejścia na pokład ostatniego statku odpływającego z fortu Schoals Keep? Nie byłaby urażona, gdyby tak się nie stało, ma przy sobie dostateczną ilość alkoholu, jaka umiliłaby niespieszne oczekiwanie, jednak czarownik nie wymija jej bez słowa, a przystaje na moment, podejmując rozmowę. - W masce byłoby ci łatwiej zaakceptować, z kim masz do czynienia? - pozwala sobie nie powstrzymywać obecnego w oczach rozbawienia. Wolną ręką przesłania twarz, tak, by spomiędzy rozchylonych palców móc nadal widzieć swojego rozmówcy. - Tak lepiej? Błyszczące w bladym świetle szkło naczynia wyjaśnia, dlaczego sytuacja Duera jest smutna. Nie godzi się, by podczas przyjęcia kieliszki pozostawały zbyt długo puste. - Mam dar przekonywania. Niektórzy zwyczajnie nie potrafią mi się oprzeć - wzdycha teatralnie, udając, że to ciężar, jaki musi nosić na ramionach. - Chodź, pomogę ci. - Wyciąga ku niemu otwartą dłoń, sugestywnie unosząc też butelkę z szampanem. Tak właśnie wygląda rzadko doświadczane miłosierdzie ze strony Charlotte, nie należy go ignorować, bo nie wiadomo kiedy - i czy w ogóle - się jeszcze pojawi. Odwraca się w kierunku fontanny i wsłuchuje w szum spadającej wody. Dźwięk miesza się z poruszanymi na wietrze listkami okolicznych, równo przyciętych krzewów, momentalnie przywołując skojarzenie z Cripple Rock, jakie w ostatnich miesiącach sobie upodobała. To fakt, że ponad dwadzieścia lat mieszka nieomal przy granicy z lasem, lecz dopiero od niedawna zaczęła prawdziwie doceniać to, co może jej zaoferować - ciszę i święty spokój. Ucieczki mogą przybierać różną formę, Williamson jest biegła w każdej z nich. Ucieczka przed obowiązkiem, ucieczka przed rodziną, ucieczka przed samą sobą - ta ostatnia zdarza jej się ostatnio coraz częściej. Mimo stale przybieranego na twarz uśmiechu, zasuszone w piersi serce nie znajduje w nim radości. Maska jest idealna, ćwiczona przecież od lat najmłodszych, tak, że jest niemal w stanie przekonać samą siebie. Niemal, bo powracające co rusz wspomnienia tragicznych wydarzeń na uniwersytecie sprawiają, że traci grunt pod nogami i wątpi, czy postąpiła słusznie. - Jak sądzisz, czy aby spełniła życzenie, wystarczy wrzucić pierścionek, czy muszę specjalnie szukać monety? - Kto w ogóle powiedział, że ta fontanna jest zaczarowana i może przynieść szczęście? To nieistotne, czasem warto sięgnąć po mglistą szansę w nadziei na przychylność losu. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii, asystentka w kancelarii Verity