Kanapa za barem Skórzana kanapa, dumnie eksponująca swoje eleganckie piękno obok baru, stanowi atrakcyjny akcent przestrzeni. W tonacji głębokiego brązu skóra wydobywa się z nieregularnych przeszyć, tworząc unikatowy wzór na oparciu i siedzisku. To połączenie klasycznego projektu z nowoczesną formą sprawia, że kanapa emanuje niepowtarzalnym urokiem. Dyskretnie oświetlona lampką stołową, ukazuje subtelne refleksy na skórze, tworząc atmosferę intymności i wyjątkowej elegancji. Jest to możliwie najbliższe miejsce i przy wyjściu, i przy barze, poza oczywiście, stołkami barowymi. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Fionan Cavanagh
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 1
TALENTY : 28
3 czerwca 1985 Sobotni wieczór pachniał możliwościami - Ghoul tętnił życiem, w środku zamieszenia on! Na zapleczu kwitł biznes rozrywkowy - trochę bardziej legalny od sprzedawanego przez Fionę towaru i trochę mniej od palącego się w środku kadzidła. - Kareta - uśmiechnął się pobłażliwie od czerwonego z wysiłku jegomościa, który syknął mu piękną, soczystą kurwą prosto w twarz. Spłacze się, jak niegdyś Pagnini, a może zaskoczy Fionana? Niczym nie zaskoczył. I podobnie jak kilku przed nim nie umiał przegrywać. - Cameron, pan za dużo wypił! - z gardła mężczyzny o posturze goryla, a właściwie to niedźwiedzia, wydobył się pojedynczy dźwięk, brzmiący jak zwierzęcy ryk. – Wskaż mu drogę do wyjścia. Sam, zgarniając karty ze stołu i testując je leniwie, by zająć czymś dłonie, opuścił skromne progi zaplecza, by znaleźć się w sali głównej. A tam panował gwar - było tłoczone i duszno. Zachłysnął się tym widokiem: interes kwitł! I przez chwile wydawało mu się, ze jego nozdrzy zabłąkał się zapach cykorii, ułożył się również gorzkim posmakiem pod językiem. Objął spojrzeniem najbliższe skrawki przestrzeni, ale żaden klient, po którym powiódł wzrok nie zbliżył go do rozwikłania tej tajemnicy. Zamiast tego kątem oka dostrzegł machającego w jego kierunku Fergusa, który dawał mu mało subtelnie do zrozumienia, ze potrzebuje odsieczy. Powiódł jeszcze raz wzrokiem po lokalnych, siedzących w kącie moczymordach i w końcu zbliżył się do baru. Zdążył obsłużyć trzech klientów, zanim jego wzrok zatrzymał się na obrazie nędzy i rozpacz - na horyzoncie on, obieżyświat Johnny! Czy ten wieczór mógł być piękniejszy? Ależ oczywiście! Gdyby mógł go spędzić z Josie i Finnem, albo z samą Josie byłby najcudowniejszym zwieńczeniem dnia. Syn jednak obecnie spędzał czas w Thirty Nest, a Jose na dyżurze. Zobaczą się dopiero za - zerknął na zegarek - trzy godziny i dwa kwadranse. Za ten czas wiele mogło się wydarzyć, chociaż skłaniał się ku refleksji, że to wizyta Johnny'ego w Chyżym była wydarzeniem dnia. Słyszał, jak rozprawiła się z nim sława - brutalnie i boleśnie. Choć może to on rozprawił się sam ze sobą, pławiąc się w pozornym poczucie bezkarności? Bolało jak spadłeś z estrady?, chciał zapytać, ale przecież był jego klientem i nadal darzył go ochłapami sentymentu, choć przyjaźń, jaką nawiązali przed laty, już dawno straciła wartość rynkową. - Orlovksy - powitał go z tym samym cwaniackim uśmiechem co zawsze, pozwalając, by do oczu zakradły się psotne ogniki. – Nie podoba mi się, ze wracasz tu ja pies spod kulonym ogonem! Myślałem, ze umilisz mi zmianę grą na gitarze. Nie pytał czego chce się napić, bo wiedział, czego potrzebuje. Polał mu czystej. Tylko ona w obecnych okolicznościach nie miała smaku rozczarowania. |
Wiek : 32
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Hellridge, maywater
Zawód : miksolog, okazjonalnie barman w Chyżym, twórca kadzideł
Johnny Orlovsky
ILUZJI : 17
NATURY : 5
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 7
TALENTY : 15
Sobota czy wtorek jeden chuj, nie ma to znaczenia kiedy w każdym dniu tygodnia był tak samo biedny. Nie zamierzał rzecz jasna utrzymywać takiego stanu rzeczy długo, a chociaż zdążył zacząć zarabiać, a w zasadzie dorabiać, to kwoty były te tak żałośnie niskie, że nie widział nawet sensu w odkładaniu ich, lepiej je po prostu przepić. Lubił być w tym stanie, kiedy był trzeźwy na tyle, żeby wiedzieć co robi, ale do tego stopnia pijany, żeby się przy tym dobrze bawić. Pół roku, tyle sobie wstępnie dał, podobnie Benji myślał, a skoro inteligentny facet i twój przyjaciel myśli podobnie, to znaczy, że pomysł jest dobry. Po pół roku kraj powinien ochłonąć, ktoś inny o bardziej sławnym statusie odpierdoli coś gorszego, a on będzie mógł wrócić na właściwe tory. Nie siedział w więzieniu, więc wizja ta była całkiem możliwa. A w międzyczasie ponaprawia sąsiadom płoty i będzie żył życiem, które - jak był przekonany - czekałoby go gdyby został w Wallow i poszedł w ślady ojca. Na samą myśl, że miałby już żonę i dzieci robiło mu się trochę słabo, więc trzeba było gardło i łeb przepłukać czymś wysokoprocentowym. W Ghoulu zjawił się z nadzieją, że spotka tutaj klony Cavanagh, może z naciskiem na płeć piękną, ale jak już wiadomo Pan nie miał go ostatnimi czasy w swojej opiece więc padło na Fionana. Na kanapę wślizgnął się z własną szklanką w dłoni, z którą nie rozstawał się absolutnie, obojętne, czy akurat przez pole szedł, pracował w kuchni brata, czy prowadził Forda. Drinki kończyły się szybko, ale nie będzie przecież z piwskiem jeździł, skoro jemu bardziej driny w smak i to w ulubionej szklance z grubym dnem, szkło cięte w romby, trzeba mieć w życiu małe przyjemności. Podniósł spojrzenie chronicznie zmęczonych i rzewnych oczu na mężczyznę, który przywitał go tak swojsko, że nie był Johnny pewny, czy to z sympatii, czy dokucza mu jednak, ale obie opcje nie miały większego znaczenia. Czy bolało jak spadł z estrady? Bolało w chuj. Odwrócił wzrok od cwaniackiego uśmiechu Fionana, sięgając do kieszeni jasnych jeansów, jednej z trzech markowych szmat, które mu zostały, po paczkę papierosów, jednego sobie wsuwając między wargi. - Ta? - Mruknął, brwi marszcząc lekko mimochodem, kiedy odpalał szluga. Zaciągnął się, odchylił, jedną nogę wyżej opierając i spoglądając na mężczyznę, oceniając w głowie jak bardzo się zmienił odkąd się ostatni raz widzieli. Jego zdaniem - zmężniał na plus. Nie dziwota że znalazł wierną babę gotową przekazywać jego geny. - To źle myślałeś. - Prześlizgnął spojrzeniem na flaszkę, kiwając głową na tę czystą, niech już będzie, chociaż czekał, czy i sobie Cavanagh naleje, bo co to sam miał się po latach napić? Sięgnął po kieliszek, trzymając go w powietrzu leniwie i głowę schylił, trochę spod byka spoglądając to na Fionana, to na flaszkę, no, nalejże sobie też chłopie. - Nie mów mi, że się nudzisz w taki ruch. Fiona tu pracuje z tobą? - No musiał zapytać o nią, bo chętnie by się przywitał i wcale nie kryły się za tym niecne plany. Wychylił kieliszek, krzywiąc się, bo to naturalne, przez co trochę za głośno go odstawił na blat. - To twoja, czy kupna? - Jak jego to całkiem słaba, jak kupna to mocna. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : upadła gwiazda country
Fionan Cavanagh
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 1
TALENTY : 28
Rzadko się zdarza, że ktoś przychodził z własną szklanką. Orlovsky zatem był klientem wyjątkowym. Sunął spojrzeniem po jego twarzy, grając w grę: znajdź dziesięć różnic, choć przez mgłę, którą zaszły wspomnienia, nie mógł przywołać w pamieci portretu młodszej gwiazdy estrady, przez to, choć bardzo się starał, nie mógł oszacować, jak bardzo zniszczyło go więzienie. Walić to, mruknął w myślach. Jednego był pewny - na pewno przybyło mu kilka zmartwień, a razem z tym zmarszczek. Uniósł dłonie w geście kapitulacji; myślenie czasem bolało, zwłaszcza jego. Johnny przekonał się o tym prawie na własnej skórze kilkanaście lat temu, gdy udzielał mu korepetycji. Po jego rezygnacji wypisanej na twarzy wiedział, ze była to droga przez mekkę, ale czego nie robi się za bilet wstępu do bostońskiego klubu. - Sugerujesz, ze twoim towarzystwem wypełnia się nudę? - uśmiech na jego ustach odrobinę się pogłębił; odkąd zjawił się w Chyżym, bawił się wybornie - na zapleczu udało mu się zniszczyć kilka marzeń. – Czasem tu bywa, a co? Na końskie zaloty ci się zebrało? - dobrze wiedział, gdzie Fiona znikała, gdy krył ją w przeszłości przed rodzicami; jadę z koleżankami do Portland, kryj mnie. I musiał przyznać, że Portland to ładne określenie na Wallow. Ojcu zamydliła nim oczu, ale matka była bardziej czujna. – Zakręcił jej w głowie jakiś lovelas i wyjechała z nim do Sun-Kissed Cabana, ale kto wie, może w końcu uśmiechnie się do ciebie szczęście. Wybacz, siostra; plótł co ślina przyniosła mu na język. Nie miał pojęcia, czym było Sun-Kissed Cabana. Ani co obecnie porabiała Fiona, widział ją kilka dni temu i mógł tylko podejrzewać, ze snuła swoje wizje przejęcia rodzinnego interesu. Lub pochylała się nad kotłem. To co, Johnny, partyjka pokera na poprawę humoru? miał na końcu języka, ale o czasie się w niego ugryzł. Był w pracy. Z czystej ludzkiej, życzliwości nie mógł porzucić Fergusa na placu boju, choć kusiło jak diabli. Lucyfer zbyt wiele pokus rzucał mu pod nogi każdego dnia, ale ku jego radości największa z nich dzieliła z nim łóżko. Kątem oka dostrzegł rozżalonego klienta, który czekał z utęsknieniem na kolejna dawkę szczęścia spod lady. Zniecierpliwienie rosło w rytm wybijanej przez niego palcami nierytmicznej melodii, gdy bębnił nimi o blat. - Na rozgrzewkę kupna. Chcesz, żeby cię poskładało po dwóch kolejkach? Fionan przeniósł tymczasowe zainteresowanie na spragnionego wrażeń klient. - Co tam? Życie dopieściło? Padło słów-klucz. Dłoń Cavanagha powędrowała pod ladę. Bimber Fiony był autostradą do szczęścia - szybką i przewrotną zarazem. Na końcu drogi czekał przekornie kac. Postawił przed moczymordą dwa shoty i pobrał opłatę z góry w formie trzech zwiniętych, banknotów, na których od razu zacisnął chciwe palce. - Elias, pobudka - zaklasnął przed twarzą lokalnego pijaczka przysypiającego przy kontuarze. W przeciwieństwie do Fergusa czy Fiony nie kierowały nimi sentymenty. A geny Duerów bezustannie skupiła na sobie jego uwagę. Najważniejsza była zawartość kieszeni klientów.Natomiast Eilas był bez dolara przy duszy, toteż nie mógł liczyć na darmowy nocleg. Jego miejsce było za drzwiami Chyżego. – To nie sala wytrzeźwień. Chwycił niemal opróżnioną butelkę czystej. - Nie rozpaczaj, Johnny - dolał Orlovksy'emu, wróciwszy do niego słowem, czynem, myślami. – Daje jej dwa dni. Czasem wraca bez złamanego serca. Johnny i Fiona - duet osobliwości. Wiedziała, ze jej chłopiec z gitarą za pięć dolców wrócił? Nadal kochał Amerykę równie mocno co kiedyś, pomimo bolesnego upadku? Wypił z gwintu, osuszając butelkę z ostatnich kropli. - Na długo wróciłeś, czy jesteś tylko przejazdem? - zagaił rozmowę, obejmując spojrzeniem najbliższe skrawki przestrzeni, ale na razie pożar został ugaszony; nikt nie dopominał się o jego uwagę, poza jegomościami ,którego wzrok czul na sobie odkąd opuścił zaplecze. Pamiętał go. Złamał jego ducha walki tydzień temu. Chciał się odegrać? Szukał rewanżu? Odłożył pustą butelkę na blat i jakby od niechcenia wyjął z kieszeni wcześniej tasowaną talią kart, zerkając wymownie na muzyka, czemu towarzyszył także przekorny uśmiech. Za swoimi plecami usłyszał „zlituj się, Fion, mamy czemu urwanie głowy”, ale udał, że nie słyszy, ale Fion nie wiedział, co to litość, zamiast tego zaprzyjaźnił się z kolejną, tym razem pełną butelką, kładąc ją w zasięgu dłoni Johnny’ego. |
Wiek : 32
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Hellridge, maywater
Zawód : miksolog, okazjonalnie barman w Chyżym, twórca kadzideł
Johnny Orlovsky
ILUZJI : 17
NATURY : 5
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 7
TALENTY : 15
Rzadko się zdarza, że ktoś przychodzi z własną szklanką, prawda. Tak, jakby w barze szklanek nie było. Ale nie o to chodziło, Johnny po prostu się z nią nie rozstawał, jak młodzież czterdzieści lat później z telefonami. Trzeba mieć w życiu jakieś hobby, jego obejmowało aktualnie głównie picie. Jest to hobby bardzo przyjemne, łatwo się wkręcić, wielu ludzi o tych samym zainteresowaniu szybko można poznać, duża społeczność. Co do aresztu to sam pobyt nie zniszczył go na tyle, co myślenie o tym, czy nie zostanie w takich warunkach na lata, a stres, jak nic innego, potrafi przyprawić człowiekowi zmarszczek i siwych włosów. Tych drugich się nie dorobił, bo wszechświat najwidoczniej respektował go na tyle, że zostawił mu złote pukle, a na zmarszczki nie narzekał, nie był kobitką, żeby mu nie służyły. Pokiwał głową powoli, wzruszając potem lekko ramionami. - Dotychczas tak było. - Na żywo czy nie, w szafie grającej, na płycie, wypełniał ludziom czas w trakcie nudy. Czy nie od tego są muzycy, artyści? W końcu i on się uśmiechnął, zaśmiał nawet, zerkając w bok na chwilę, bo się nie spodziewał, że po tylu latach pytanie o Fionę może zabrzmieć, jakby się czaił na nią. To by dopiero było żałosne, spaść na sam dół i próbować poderwać dziewczynę z liceum. Pewnie nie brakowało takich mężczyzn i byli romantyzowani w filmach. Rozbawił go, to było miłe, od jakiegoś czasu nikt go nie rozbawił. - Nie. - Pokręcił głową lekko, podnosząc spojrzenie na Fionana. - Po prostu ją lubię i chciałem się przywitać, dlatego pytam. Johnny uważał, że lubi wiele osób, ale było to tylko kolejne kłamstwo, bo liczba ta uszczupliła się przez lata znacznie i o ile w czasach nastoletnich i wczesnej młodości miał jeszcze sporo znajomych, których faktycznie darzył sympatią, tak im wyżej po drabinie sławy, tym bardziej liczyły się tylko obustronne profity. Nihil novi, nie on pierwszy w tym biznesie był samotny. Ale na pewnym etapie odkrył, że chyba mu to tak naprawdę nie przeszkadza. Zgorzkniał, to na pewno. Decyzje, które przez lata podejmował odcisnęły na nim nieczyste piętno i ciężko byłoby już odnaleźć w nim tego chłopca, który pchał się wszędzie żeby go zauważono i do każdego rękę wyciągał. Mało co zostało z psiej energii, chyba, że widmo ponuraka się do takiej klasyfikuje. - Co to do kurwy jest Sun Kissed Cabana. - Parsknął, znowu. I nie, żeby go to naprawdę interesowało, ale Fionan jak widać był albo jego nową gwiazdką z nieba, że potrafił go rozbawić, albo to już poszło lawinowo. Jedno zdanie śmieszne to i następne takie się wydaje. - Poproszę. - Po dwóch kolejkach jakby miał się złożyć to nie narzekałby zupełnie. Taniej go wyjdzie, szybciej mu się film urwie, where wady? Dłoń uniósł do włosów, przeczesując je palcami, kiedy Cavanagh wykonywał te mniej przyjemne obowiązki barmańskie związane z opierdalaniem gości i to takich, co to się ich już po imieniu zna. Są dwa typy ludzi. Tacy, co się cieszą, kiedy w ich ulubionej knajpie barman już mówi do nich po imieniu, oraz tacy, co się tego wstydzą. Elias był chyba trzecim typem człowieka, który miał to już kompletnie w dupie, ale na pewnym etapie musiał być jednym z dwóch wyżej wymienionych. - Izba wytrzeźwień. - Wtrącił, wędrując spojrzeniem od stałego klienta, do twarzy znajomego, lekko głową kiwając, poprawiając go automatycznie, jak widać była to część jego sposobu bycia, której sława nie wymazała. - Mówi się izba wytrzeźwień, a nie sala. - parę dni temu już Benjiemu wyjaśniał kosy, a robił to pół świadomie zawsze, bo i wśród swoich wieloletnich przyjaciół w Kalifornii musiał mieć dyskretnie opinię jednego z tych, co to zawsze cię ę ą poprawią, znalazł się kujon. - Dłuższym przejazdem? Nie mam pojęcia. - Pokręcił głową wzdychając ciężko, bo prawda, nie miał pojęcia, jak ten przejazd długi będzie. Czy pół roku to długo? Tak. Ale zestawiając z perspektywą trzech, sześciu lub ośmiu lat w pace, to nie było najgorzej. Nawet trzy lata w Wallow były jak obietnica królestwa, w porównaniu z wyrokiem, przed którym umknął, dziękuję ci panie Lucyfereczku i panie Benjamineczku. Na karty w dłoni Fionana wzruszył lekko ramionami, niby obojętnie, ale bardziej w duchu "bring it". - Nie wyszła za mąż? - A tego to się nie spodziewał akurat. Złapał za butelkę, polewając sobie i Cavanaghowi też, bo czemu nie. - Jestem szulerem. - Oznajmił, wbrew zasadom fachu nie ukrywając go przed Fionanem. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : upadła gwiazda country
Fionan Cavanagh
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 1
TALENTY : 28
Wydawało mu się, że dotychczas tak było zawierało w sobie nieco smutku. Fionan przytaknął tylko. Ghoul tym właśnie był - powiernikiem smutku. Ci, co tu najczęściej zaglądali, zatapiali smutki w butelce i często wracali po kolejną dawkę znieczulenia. Fionan czasem zabawiał się w odgadywanie ich nastrojów. I wtedy, na bazie swoich spekulacji, podawał im osobliwe w smaku drinki. Czasem inicjował rozmowę. Po nitce do kłębka. Stawał się powiernikiem ich sekretów. Ledwie trzy dni temu podchmielony jegomość w spranym garniturze przedstawił mu historię swojego upadku. Oczywiście punktem kulminacyjnym była kobieta. Nie zona, a kochanka, która pociągnęła go razem ze sobą na same dno. Tym bardziej doceniał przysięgę małżeńską, której nigdy nie złamał i połyskującą obrączkę na palcu, z którą, odkąd się tam pojawiła, rzadko się rozstawał - zwykle tylko wtedy, gdy bawił się z Finnem na plaży. Zwyczajnie nie chciał jej zgubić w piasku lub falach. - Mamy tu szafę grającą. Nagrano na nią dwa twoje kawałki - rzucił, jakby w ramach pocieszenia, choć nie poklepał go potrzepująco po ramieniu. To jedyny przejaw współczucia, na jaki było stać. Zresztą po chwili uśmiech - chyba nawet szczery - rozświetlił twarz Orlovsky'ego. Fionan z tej wygiął usta w szerszym grymasie zadowolenia. Fiona zawsze taka była - wzbudzała sympatia i skoro Johnny nadal to czuł, to być może emocje, jakie zrodziły się dekady temu, nie były jedynie czymś, co przeminęło razem z upływem czasu. Cholera wie. Wszystkie miłostki Fionana z tamtego okresu były ulotne i nie znaczyły zupełnie nic. - Nie wiesz, naprawdę nie wiesz? - zasymulował zdziwienie. - Masz sporo zaległości. To raj - rzucił konspiracyjnym szeptem, pozwalając, by w jego spojrzeniu zagościła powaga. Sun-Kissed Cabana obecnie mieszkało tylko w marzeniach Cavanagha. Było ogromnym przedsięwzięciem - kasynem na miarę tych, które odwiedzał w Monte Carlo czy Las Vegas. Ponadczasowe, innowacyjne, bijące na głowę konkurencje. Pozostawiając Johnny'ego z ta refleksją, rzucił się tymczasowo w wir obowiązków, choć nie wytrwał długo w tym postanowieniu. Muzyk znowu przyciągnął jego uwagę. Widocznie nie potrzebował do tego błysku fleszy i sceny. - Widzisz, Eliasie, kolega ma doświadczenie i pewnie chętnie się nim podzieli, ale nie dziś – śpiąca królewna omiotła Fiona nieprzytomnym spojrzeniem, gdy w końcu zdał sobie sprawę, że uciął sobie drzemkę. - Dziś grzecznie znajdziesz drogę do wyjścia, albo Karmel ci w tym pomoże. Cameron, nie pielęgnując do niego urazy za tą odbierającą mu powagę ksywkę, zameldował się za plecami ochlaptusa. Elias, niebywale zmotywowany, dokonał rzeczy niemożliwej - skonsultował się z ostatnią szarą komórką jaka mu została i poszedł po rozum do głowy, po minucie znikając Cavanaghowi z oczu - tym razem bez gróźb karalnych i splunięcia do pustej szklanki. Jego savior-vivre robiło postępy. Fionan odprowadził go czujnym spojrzeniem do drzwi, choć tłum zasłonił mu widok i odebrał przyjemność z patrzenia na moment, aż ta kanalia znajdzie się – na własne życzenie - za obrębem Chyżego. Po chwili Cameron potwierdził, ze Elias nie był zupełnie pozbawionym instynktu samozachowawczego insektem. Jednej pluskwy mniej, wspaniale. - Wyszła i to nie raz, a dwa! Kolekcjonuje skandale, jak ja kiedyś... nieważne - słowu towarzyszyło wzruszenie ramion. – Widzisz, Johnny, Fiona szybko decyzje się na śluby i jeszcze szybciej się rozwodzi, a potem szuka sobie ramienia do wypłakania. Karty poszły w ruch. Tasował je w palcach, choć nadal uważnie studiował zmęczoną, niewolną od trosk twarz muzyka. - Poważne zajęcie - dosunął sobie krzesło. Skąd u niego ten nagły przypływ szczerości? Dlaczego niespodziewanie stał sie ofiarą jego zwierzeń? Nie pytał. Alkohol zawsze skutecznie rozwiązywał języki, nawet te związane na wyjątkowo ciasny supeł. Usiadł na przeciwko niego, na wylocie. W każdej chwili, by nieść pomoc pracującemu w ukropie Fergusowi. - Szukasz pewniejszej pracy? Przekazał mu karty - pierwsze rozdanie należało do pana szulera, a sam sięgnął po szklankę. Opróżnił ją do połowy jednym haustem. |
Wiek : 32
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Hellridge, maywater
Zawód : miksolog, okazjonalnie barman w Chyżym, twórca kadzideł
Johnny Orlovsky
ILUZJI : 17
NATURY : 5
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 7
TALENTY : 15
Jeśli tak było - a to bardzo możliwe biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia w życiu Żonego - to z ich dwójki tylko Fionan ten smutek wyłapał. Widać lata spędzone za barem obfitowały w umiejętności obserwacji ludzi i wyłapywania ich bolączek, chociaż Johnny to taki ani do zwierzeń skory, a zapytany powiedziałby prawdę lub skłamał w zależności od nastroju. Nigdy nie wiadomo. Czy teraz był smutny? Nie, raczej nie. Chyba od dłuższego czasu był już po prostu pogodzony z losem, resztkami ambicji łudząc się, że zmieni ten stan rzeczy, niech tylko minie czas. Czas grał tutaj kluczową rolę. Podniósł wzrok na Fionana słysząc o kawałkach w szafie grającej, nic mu jednak na to nie odpowiadając, bo ani nie był tym faktem zaskoczony, ani niczego to nie zmieniało w tym momencie. Dziesięć lat temu byłby tym podekscytowany, ale na pewnym etapie chyba oswoił się ze sławą do tego stopnia, że nie zauważał już nawet śladów swojej twórczości w przestrzeni publicznej. Parsknął, wydmuchując tym samym ostatni obłok dymu z papierosa, trochę za szybko, słysząc, jakim rajem jest Jebana Sun-Kissed Cabana, czymkolwiek była. A zakładał, że jakimś ośrodkiem wypoczynkowym, bo dlaczego nie miałby uwierzyć Fionanowi w to, że jego siostra wyjechała gdzieś z chłopem w piękne miejsce, żeby odpocząć. Gdyby tylko wiedział, że jebana cabana żyła w świecie marzeń Fionan to sam chętnie by dołączył, bo kolekcjonowanie pomysłów na biznes, zwłaszcza związany z hazardem było jego hobby. Z tą różnicą, że dotychczas miał kapitał, żeby w nie inwestować. Zgniótł niedopałek w barowej popielniczce, odsuwając ją później na bok i obserwując jak szanowny stały klient opuszcza Chyżego tylko w połowie z własnej woli. I liczył, że nigdy nie będzie na miejscu jegomościa, ale po prawdzie Johnny nie był problematycznym bywalcem barów. Bo odkąd wrócił do Hellridge pił poza nimi. Na polach i łąkach, odnawiając swoją więź z naturą. Tak narodziła mu się w głowie myśl, że czas najwyższy może nauczyć się pływać, w końcu miał obecnie cały czas świata na to, ale nie mógł nawet poprosić brata o pomoc, bo był w tym temacie taką samą ciamajdą jak on. Podobno połową sukcesu było utrzymanie się ponad powierzchnią, żeby się nie utopić. A jemu nawet nie zależało na tym, żeby pływać dobrze, wystarczyłoby poleżeć. Splótł dłonie przed sobą na ladzie, obserwując uważnie, jak Fionan karty tasuje, bo rozdania jeszcze nie było, ale przecież gra się już zaczęła, musiał mu patrzeć na ręce. - Nie jestem nawet zaskoczony. - Stwierdził na dwa śluby i szybkie zakochiwanie się, bo - znowu - dlaczego miałby w to nie uwierzyć? Za długo nie mieli ze sobą kontaktu, on i Fionan, on i Fiona, żeby wątpić w szczerość tych nowinek. Jedyne co go zaskoczyło to rozwody, ale ani nie był w pozycji żeby pytać, czy przed Lucyferem przysięgała i złamała przysięgę, ani tak naprawdę nie chciał wiedzieć jak głęboko byli wierzący. Nie jego sprawa. Czy oceniał? W sumie. Może trochę. Wizja narażenia się Trójcy mogłaby go niepokoić. On nie zdecydowałby się nigdy na ślub, na pewno nie pod wpływem emocji, po pierwsze właśnie ze względu na piętno małżeńskiej obietnicy, po drugie nie był w stanie zrozumieć w jaki sposób można rozwinąć do drugiej osoby tak głębokie uczucia, bo osobiście ich nigdy nie doświadczył. Plotki o jego narzeczeństwie i nadchodzących ślubach były dokładnie tym - plotkami. Zajrzał w swoje karty, a w związku z tym, że mam marne pojęcie o tej grze, będę w kolejnych postach wstawiać randomowe zwroty z instrukcji gry w pokera. Najważniejsze, że Johnny wiedział co robi. Jak zagrać, żeby współgraczy ocyganić, albo podejść. A jego chronicznie zmęczone spojrzenie tylko pomagało w grze aktorskiej. - Podbijam. - Karty nie mogły być najgorsze, ale przecież ich od razu na stół nie wyłożył, oczekując na ruch ze strony Fionana, na którym wzrok skupił teraz, wolną dłonią sięgając do szklanki, chcąc w jego głowie zaszczepić myśl, że na tyle dobre miał karty, że warte są podbicia stawki. - Prawdę mówiąc szukam. Nie mogę teraz wrócić do muzyki, nie, dopóki kurz nie opadnie. - Co z tego, że jego linia obrony miała narrację jo niy wiedzioł, skoro wciąż sporo ludzi było w przemyśle i wśród fanów, którzy nie wierzyli w jego niewinność. I słusznie. Ale decyzja sądu była jaka była, w świetle prawa był niewinny. Dobra, jedziemy z tą w bólach rodzoną mechaniką. Gramy do 300, rzucając k100, nasz próg to 52. Możemy grać na czysto, lub wykorzystywać modyfikatory z charyzmy lub talentów, wedle życzenia, ale za każdym razem gdy oszukujemy i nasz rzut z wykorzystanie modyfikatora nie przekroczy progu, to wyrzucona suma oczek jest odejmowana od naszej puli punktów, a za karę dorzucamy do banku 5$. Kwota wyjściowa to 50$ Zapomniałam prawie: za nieprzekroczenie progu podczas rzutu bez modyfikatorów nic się nie dzieje. Punktów ani nie dodajemy, ani nie odejmujemy. Wish me luck. Johnny: 0/300 Fionan: 0/300 Pula: 50$ Perswazja: k100 + 6 (perswazja) +8 (charyzma) Ostatnio zmieniony przez Johnny Orlovsky dnia Sob Lis 16, 2024 10:28 pm, w całości zmieniany 2 razy (Reason for editing : mam skleroze) |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : upadła gwiazda country
Stwórca
The member 'Johnny Orlovsky' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 69 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Fionan Cavanagh
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 1
TALENTY : 28
Sun-Kissed Cabana - miejsce z jego snów, które, obecnie, musiała pozostać w sferze jego marzeń. Nie miał wystarczająco dużo kapitału, by rzucić się wir takiej inwestycji. Jose nigdy by mu nie wybaczyła, gdyby ich wszystkie oszczędności zainwestował w niepewny biznes. Już teraz, balansując na granicy uzależnienia, musiał się pilnować, by nie pogrążyć się długach. Póki co Burkhart mu sprzyjał - pojawił się za każdym razem na końcu ulicy i unosił kapelusz w geście triumfu. Fionan, choć nie zawsze wychodził z kasyna bogatszy o kilkaset dolarów, to jednak nigdy nie opuszczał go biedniejszy o całą zawartość portfela i jedną nerkę. Pilnował się, chociaż zwykle nie czuł frustracji - urodzony pod szczęśliwą gwiazdą, póki nie rzucał się bez opamiętania w szeroko otwarte ramiona swojego nałogu, zapominając o całym świecie, a przede wszystkim o ukochanej i Finnie, nie musiał obawiać się, ze dobra passa minie. Czasem chłodna kalkulacja, kubeł zimnej wody w postaci własnej samokontroli wystarczył, żeby spasować zaraz po tym, jak uświadamiał sobie, ze sroki, które chwycił za ogony, dawno frunęły, a on nie trzymał żadnego asa w rękawie. - Lepiej dla niej, gdyby w końcu znalazła sobie kogoś, kto wytrzyma z nią w jednym pomieszczeniu dłużej niż dwie godziny - uśmiechnął się na dźwięk własnych słów, jeden do jednego, siostrzyczko, mruknął w przestrzeń własnego umysłu, traktując to jako zemstę za jej ostatni maraton kłamstw - i się ustatkowała. Johnny'ego nie brał jako poważnego kandydata do ręki swojej siostry. Brak perspektyw odbijało się na tafli jego spojrzenia. Bez swojej gitary, łobuzerskie uśmiechu i charyzmy, która trzęsła sceną muzyczną był zupełnie innym człowiekiem. Człowiekiem bez dolca przy duszy i być może długami na koncie. Orlovsky rozdał im po dwie karty, w tym czasie Fionan rozsiadł się wygodnie na krześle, racząc przełyk kolejnym łykiem trunku. Grymas, który krzywił jego wargi w uśmiechu, nie zniknął, gdy zajrzał w dwa prostokątna maleństwa, idealnie lezące mu między palcami. - Czas na show - posłał mu uśmiech, laurkę własnego sukcesu. - Sprawdzam – rzucił bez chwili zawahania, z tą samą werwą co zawsze, stawiając do puli kolejny banknot, by wyrównać podbitą przez muzyka stawkę. W rysach jego twarzy nie pojawiła się żadna emocjonalna wyrwa. Był taki jak zawsze - rozluźniony. Prawdę mówiąc szukam powiedział Orlovksy, a Cavanagh pomyślał: zapnij pasy, Johnny, to najbardziej osobliwa rozmowa kwalifikacyjna, w jakiej brałeś udział. Sąd wydał wyrok - niewinny, więc w świetle prawa Orlovksy został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Fionan nie powiedział "Johnny, wplątałeś się w niezłe gówno, spuściłeś chociaz po sobie wodę?", bo niewinność jego rozmówcy nie znajdowała się w epicentrum jego zainteresowania, tak samo jak powody, czemu przez kilka miesięcy gnił w więzieniu, czekając pierwsze – dłużej - na rozprawę, a potem – znacznie krócej - na wyrok. Jego prawnik zrobił swoje. Gdyby miał na nazwisko Verity, Cavanagh być może w końcu uwierzyłby, ze ta rodzina podpisała pakt z diabłem i trzymała pod zębami przepis na sukces. - Nie możesz czy nie chcesz? - spojrzał na niego z nikłym rozbawieniem, choć jego słowom nie towarzyszyła drwina. Po chwili i tak zasłonił usta szklanką, którą trzymał w jednej dłoni, w drugiej - dwie karty, przepustkę do zwycięstwa, choć jego słodki posmak poczuje na języku dopiero za kilka minut. – To będzie się ciągło za tobą jak smród po gaciach przez wiele lat - dodał, odkładając na stół szkło – a zastój to powolna śmierć twojej kariery - stwierdził krótko; swoje doświadczenie czerpał z doświadczenia innych, bar w Gholu słyszał wiele historii. Prima balerina oskarżona o wyeliminowanie swojej największego rywalki w wyścigu o rolę Klary w Dziadku do orzechów. Choć oczyściła swoje imię, drzwi kariery zamknęły się za nią na wszystkie spusty – nie mogła liczyć na zatrudnienie przy żadnym spektaklu, a narracja obrony Johna była równie przekonywująca, co przemowa Adamsa na wieńcu wyborczym, a mimo to przekonała ławników do jego niewinności. – Dlaczego nie próbujesz przekuć skandal w promocje? Wyobraź sobie krzyczące afisze na pierwszy stronach gazet: Nowy początek wielkiego gwiazdora muzyki contury. Johnny: 95/300 Fionan: 0/300 Pula: 50$ Zręczne dłonie: k100 + 20 + 28[ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Fionan Cavanagh dnia Sro Lis 20, 2024 10:18 pm, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 32
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Hellridge, maywater
Zawód : miksolog, okazjonalnie barman w Chyżym, twórca kadzideł
Stwórca
The member 'Fionan Cavanagh' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 35 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty