Ścieżka wiodąca do fontanny Brukowane kamienie ścieżki układają się w harmonijną mozaikę. Światło popołudniowego słońca przecinające gęste liście drzew rzuca złote plamy na chodnik, nadając mu ciepłą atmosferę. Boki ścieżki zdobią kolorowe kwiaty, których intensywność kontrastuje z naturalnym zielonym tłem. Miejsce zachęca do odkrywania uroku, jaki kryje się w każdym kroku wiodącym ku fontannie. Ponad głowami spacerującym rozłożyste gałęzie drzew utworzyły swoisty baldachim, przysłaniając słońce, ale i chroniąc przed deszczem. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
12 czerwca, 1985 Granatowe niebo rozpostarło nad Deadberry atłasowy dywan gwiazd; tysiące małych, srebrnych punkcików pulsowało w tylko sobie znanym rytmie — melodii bez słów i pięciolinii, werbli bez rezonującego w kościach wrażenia, że każdy dźwięk dociera pod skórę i rozpływa się w krwiobiegu. Był spóźniony — Casio na nadgarstku cierpliwie odmierzało czas; minęła dwudziesta pierwsza, wózek sprzedawcy, który za dnia kusił kilkulatków przesłodzonymi rożkami nakryto płachtą i pewnie obłożono kilkoma zniechęcającymi potencjalnych złodziei rytuałami — ale w chrzęszczących na ścieżce krokach na próżno szukać pośpiechu. Wiedza to potężna broń; wystarczyło więc wiedzieć, że ona — śródziemnomorska podobnie do niego — spóźniona będzie mocniej. Po katastrofie, która w lutym spadła na Deadberry, nie pozostały widoczne gołym okiem ślady; czegokolwiek nie mówiono o intencjach rodziny Williamson, w marcu zareagowali pierwsi — czerwiec rozkwitał nad magiczną dzielnicą bez strachu, że ciepłe słońce oświetli smugi po płomieniach. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach wyczekiwania; być może na wybory i ich wynik, być może na to, czy historia po dwóch miesiącach zatoczy nowe koło, być może na definitywny koniec, którego widmo coraz brutalniej tratowało ich codzienność. Wepchnięty do kieszeni koszulki strach — był mały, Orestes zdołał go upchnąć — nieelegancko traktował bawełnę. Ze wszystkich możliwych, modowych zbrodni, tego wieczora Zafeiriou wybierał rozwiązanie pokojowe — koszulka wyszła spod dłoni Vittorii i była prawdopodobnie najładniejszym elementem ubioru w jego szafie. To, że pomoże mu uniknąć surowego osądu projektanckiego oka, był tylko dodatkiem w nierównym starciu o przetrwanie. — Wiesz, że zbliża się lato, kiedy na Placu Aradii zaczynają sprzedawać rożki — i że nadchodzi jesień, gdy zastępują je kasztanami; dźwięk kroków rozchodził się subtelnym echem pod opustoszałym baldachimem roślin. W tym mieście istniało tylko kilka kobiet, które na wieczorny spacer ubrałyby szpilki — z czego tylko jedna potrafiłaby poruszać się na nich na żwirku ścieżki, jakby ten został zaprojektowany dokładnie w tym celu. — Kalimera, Toria — nieśmiertelna elegancja i nieprzemijająca uroda; z połączenia ich dwóch powstawał obraz utrwalany na płótnie wspomnień. Po raz pierwszy spotkali się w blasku wieczora — moment warty uwiecznienia wyszył na ustach równy wzór szczerego uśmiechu. — Gotowa naprawić świat? Należy zaczynać skromnie — samotna ścieżka do fontanny była dobrym punktem startowym dla spaceru w nieznane. |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Stwórca
The member 'Orestes Zafeiriou' has done the following action : Rzut kością '(S) Kość zmroków' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Vittoria L'Orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
Kandydat do zwycięstwa w światowym konkursie smutku i beznadziei — wiosna w Maine. Ciemno, niby—ciepło, zdecydowanie—obiecująco na lepsze czasy — najpiękniejszy miesiąc w kalendarzu Vittorii (hatfu) L'Orfevre. Zapach perfum był silniejszy od od wiatru, od brzydoty osmolonych kamieniczek i surowych płyt świeżo ułożonych chodników. Równe stuknięcia obcasów o bruk wygrywały melodię marszu pogrzebowego — widmo nieudanej randki zgubiło się w ciasnych uliczkach Little Poppy i wyrzygiwało deser z pasją, którą Toria nie tylko podziwiała, ale była gotowa naśladować. Zapobiegliwość tym razem okazała się zbędna — dwie godziny temu, siedząc przy restauracyjnym stoliku naprzeciw mężczyzny o szczęce mogącej rozcinać płachty bawełny w pół, Vittoria wiedziała, że dziś seksowna bielizna na nic się nie przyda. Ten wieczór to było fiasko — chyba, że ktoś lubi sympatyczną rozmowę i powolne tkanie nici porozumienia. Kochanek in spe okazał się raczej kandydatem na przyjaciela — zapoznawcze rozmowy o życiu zamiast sygnałów erotycznego zainteresowania, eleganckie gesty w miejsce pożądliwych spojrzeń, pytania znamionujące rzeczywiste zainteresowanie zamiast konwencjonalnej gry kokieterii i uwodzenia. Pocałunek w policzek położył kres nadziejom — papieros w drodze do Deadberry egzorcyzmował ostatnie widma spotkania. Orestes Zafeiriou nie zostanie porzucony na lodzie; Toria źle zerknęła w kalendarz, randka przegrała z potrzebą niesienia pomocy pobratymcom, karma odbiła się czkawką szybciej niż kolejne stuknięcie obcasa echem od opustoszałego Placu Aradii. Dziś zatem nie będzie o uniesieniach — dziś będzie o życiu. Proza instynktu, poezja pożądania, dramat popędu; antykwariusze na ten temat wiedzieli przecież wszystko. — Nigdy nie mam pewności czy to, co mówisz — teatralność osobliwych powitań odcisnęła na cienkim filtrze głęboką pieczątkę czerwieni. — To wróżba czy stwierdzenie faktu. Dziś bez czytania z dłoni i rozkodowywania przyszłości z linii papilarnych; palce kurczowo trzymały papierosa, wzrok niecierpliwie skanował ubiór, uśmiech potwierdzał grecką zmyślność w doborze ubrań. Vittoria rozpoznała koszulkę; leżała idealnie. — Ciao, Ores. Gotowy zapalić papierosa przed ubrudzeniem sobie rąk? Nie wysilą się fizycznie — o tej godzinie w Deadberry mogą lać wyłącznie miód na skołatane serca lokalnych biznesmenów — ale przecież nie o naciągniętych mięśniach myśleli, pospieszny plan przekuwając w prawdę autentyczną. — Pomyślałam, że moglibyśmy zacząć od Eaglest— — Oh, oh, losie! Zgubione, ukradzione! Cokolwiek, gdziekolwiek, jakkolwiek — rozprute w pół słowo rozpadło się na dwie równe części i zafurkotało na wietrze zmiany. Spojrzenie odruchowo podążyło w kierunku zawodzenia; parę kroków na lewo o ścianę budynku wspierał się jegomość liźnięty srebrnym językiem czasu. Nawet w skąpym świetle widoczna była siwizna i źle skrojony garnitur; pierwsze w Torii budziło niechęć — drugie obrzydzenie. — Cofam wcześniejszą opinię — nie było za późno na zniknięcie — chodźmy w kierunku głównej ulicy, Zafeiriou, nic tu po nas — i pozostawienie źle ubranego staruszka samemu sobie. — Ze wszystkich obecnych, on ma zadatki na proroka. Louis Vuitton na ramieniu, Versace na nogach, Vittoria na pośladkach; ciasno skrojona sukienka poruszyła się razem z projektantką, w desperackim akcie znikania. — Oh, oh, losie! Obrączki! Zgubiłem albo— Rzucone Orestesowi spojrzenie nie błagało — tryb rozkazujący bił zza pociągniętych tuszem rzęs i wskazywał kierunek ewakuacji. — Albo mi ukradli, bandyty! Za późno; szlachetność porywów greckiego serca weźmie górę nad szacunkiem do własnego — i cudzego — czasu. — Każdego z nas czasem ogarnia szaleństwo — westchnieniem męczennicy — zmęczyła się od samego myślenia — zdiagnozowała staruszka i, niechcący, całe miasto. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : projektantka magicznej mody
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Rachityczny uśmiech z niebywałym talentem do przecierania szlaku w kierunku oczu; łagodny rozbłysk błękitnych sadzawek spojrzenia odegnał osamotnioną chmurę z ciemnego atłasu nieba. Przez krótki moment mogli udawać, że świat nadal trwał niezmieniony. — Wróżby są faktami, pani L'Orfevre — półtorej miesiąca temu usłyszał, że wróżby to bzdury; bolesne cięcie zagoiło się tego samego wieczora, ale świadomość rozbieżnych opinii została na zawsze. — Niekiedy odwleczonymi w czasie, nierzadko mętnymi, lecz niezaprzeczalnymi. Filozoficzne rozważania pod niebem nagim i beztroskim, w okolicy cichej i pozornie opustoszałej, podczas spotkania nieprzypadkowego, choć na przypadek wyglądającego — stuknięcia obcasów umilkły, robiąc miejsce dla słów. Rzeczywistość nabrała walorów urodowych — naczelna krzewicielka modowego poczucia smaku okrasiła ścieżkę w kruszonce piękna; szersza odmiana uśmiechu była odruchem bezwarunkowym. W towarzystwie Vittorii trudno sobie wyobrazić, że mógłby imać się ich jakikolwiek pył — ubrania spod jej dłoni były na niego odporne. — Kupiłem ostatnio nowe mydło, brud mi niestraszny — usta, zamiast dodać: lawendowe, musiały zadowolić się milczeniem; ta wymuszona nagłym dodatkiem dźwięku cisza była jednostronna i zrodzona z zaskoczenia. Zaledwie kilka kroków od nich rozgrywała się inna scenka obyczajowa — zagubienie i roztrzęsienie były hasłami wylosowanymi w szkole improwizacji, do której uczęszczał staruszek. Oh, oh, losie. Nie brzmiało, nie wyglądało, nie zapowiadało się dobrze — Vittoria zwietrzyła okazję do niepostrzeżonego wycofania, sygnał startu wydając z pomocą niebotycznie wysokiego obcasa. Orestes postawił odruchowy krok, ale — na nieszczęście dla pani L'Orfevre — w sportach był mierny. Zamiast przed siebie, ruszał w kierunku staruszka. — Toria, daj spokój — nie musiał być prorokiem; wystarczy, że był zagubiony. — Możemy zacząć naprawę świata od niego. Idea małych mikrouniwersów i efektu motyla — każda decyzja wprawiała w ruch kółka zębate konsekwencji, a ciche powitanie miało być grecką oliwą usprawniającą ich pracę. — Dobry wieczór, co dokładnie zaginęło? Staruszek zdawał się zauważać ich dopiero teraz — uniesione znad ziemi spojrzenie po brzegi wypełniał koncentrat zaniepokojenia. — Panocku szanowny, obrączki! — bezradnie rozłożone dłonie były dłońmi dziesiątek przeżytych lat; Orestes poszukiwanie zaczął od upewnienia się, że przez cały ten czas pierścionki nie tkwiły na zmęczonych życiem palcach. — Od godziny szukam, dopiero co miałem w kieszeni, a teraz— Wzrok staruszka znów opadł na ziemię, przeczesując ten sam skrawek podłoża, co moment wcześniej. — O losie, o losie, bez nich śmierć mnie czeka! Śmierć niechybna! Mój Vepar— Rozchylone usta — i przeniesiony na Vittorię wzrok — oznaczały, że pierwotny plan na słowa uległ gwałtownemu przeinaczeniu; ktoś skleił z sobą strony scenariusza, fabuła nagle zmieniła rytm. — Były zaklęte? Rozpoznanie demona Orestes zawdzięczał Percy'emu; długie monologi na temat zaklinania zwykle zwracały się w nieoczekiwanych momentach, a to spotkanie — niebo pełne gwiazd nad głowami, trawa pełna demonów pod stopami — było ich kwintesencją. — A jak, panocku dobry, prezent od wnuczki. Człowiek na chwilę je z oka spuści i katastrofa gotowa! — głębokie westchnienie rozkrawało serca na pół; wzrok Zafeiriou opadł na trawę, zanim myśli uformowały nakaz. — Nie ma, nie ma, o losie— — Pomożemy panu w poszukiwaniach — liczba mnoga? Ryzykowna. Efekt? Pod znakiem zapytania. — Mogły wypaść i leżą niedaleko. Prawda, Toria? Proszę; uniesione znad ziemi spojrzenie było miękkie na krawędziach i cierpliwe w środku — zanim odpowiedziała, wróciło do wypatrywania zguby w kępkach wiosennych traw. percepcja: 82 + 20 + 14 = 116 |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Vittoria L'Orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
Rachityczne nerwy z niebywałym talentem do usychania na wskutek niedoboru wina — nieudana randka odeszła w cień, razem z nią posmak w ustach. Trzeźwość — warunek konieczny w obecności alkoholowego zawodowca — obniżała skalę tolerowania filozoficznych wywodów; gdyby nie sympatia do zagubionego w latach osiemdziesiątych antyku, Vittoria zagrałaby marsz pożegnalny na płytach chodnika i nie oglądała się za siebie. — Nie zaprzeczę wyłącznie z szacunku dla własnego czasu, Ores — okrutnie niesprawiedliwy osąd; wszystkie odczytanie z dna filiżanki wróżby spełniły się prędzej, niż zakładał sam wróżbita. Zafeiriou był ostrożny w określaniu ram czasowych, ale nigdy nie wątpił w słuszność dostrzeganych wzorów — ten ostatni, z górą i szczytowaniem, w przypadku Torii sprawdzał się cyklicznie; potrafiła połączyć go w jedno. Szczytowanie na górze. — Lawendowe? — delikatne nachylenie na grecką szerokość geograficzną nie rozwiało wątpliwości; Orestes nosił na skórze zapach niszowej wody kolońskiej, książek i świeżego prania. — Podobno pomaga na nerwy. Powinni zrobić z tego koktajl. Lawendy, nie mydła — choć w drugim przypadku rzyganie po nadmiarze spełniałoby imperatyw alkoholowych właściwości. Ciekawe, co na ten temat skłonny byłby rzec staruszek? Vittoria założyła, że niewiele; mantrą słów tylko utwierdzał w przekonaniu, że powinni potraktować go jak obwodnicę i wydostać się stąd po łuku. — Orestes, co ty— Na zgrabny zadek Aradii wyprawiasz? Za młodzi na sen, za starzy na grzech, w sam raz na zatrzymanie się przy obcym starcu i wysłuchanie opowieści o zagubionych obrączkach. Orestes sprawiał wrażenie przejętego, Vittoria sceptycznej; prawdziwie interesująco zrobiło się dopiero, gdy do biadolenia dołączył demoniczny cień. — Vepar? — każdy rzemieślnik powinien znać podstawy innych magicznych sztuk; zaklinanie nigdy nie znalazło się w sferze zainteresowań Vittorii, ale nawet ona nie mogła uciec przez znajomym brzmieniem imienia. — Obawia się pan o własne życie? Demon, który chronił; o podobny przybytek mogłaby posądzić Williamsona, a choć czasem zachowywał się jak stary dziad, do tego tutaj wizualnie było mu o pięćdziesiąt lat za daleko. — A skąd, pani kochana, jeno człowiek starszy, o kłopoty nietrudno! Toria nie mogła zignorować paradoksu; Orestes poradził sobie lepiej, ze wzrokiem wbitym w trawę i poczuciem misji na wystającym zza kołnierzyka koszulki karku. — Przypadkiem zapracował pan na kolejne. — O losie, o losie! Westchnienie — cichsze od szmeru drzew w pobliskim parku, głośniejsze niż Vittoria celowała — rozpoczęło żmudny proces wpatrywania się w ziemię. Trawa była zielona, chodnik szary, nastroje srakie; o metalu chyba nie rozmawiali. — Były złote czy srebrne? Oko do barw samo wychwyci oczekiwane kolory spośród półmroku. — Srebrne, panienko droga, cenne! Szukaj teraz igły w dupie słonia, o losie! Wnętrze policzka poddało się delikatnemu ugryzieniu; Toria nie zamierzała dać staruszkowi — ani Zafeiriou, więc poniekąd też staruszkowi — satysfakcji rozbawienia. Wzrok przeszedł w tryb poszukiwania srebrzystego blasku; poza tym na niebie nie dostrzegała nic. — Ores, pięć minut i się stąd zabiera— — Kościół nic nie dba o bezpieczeństwo wiernych, o losie! — wpatrzony w ziemię staruszek poszukiwał rzekomo skradzionych zgub; gdyby bardziej skupił się na wypatrywaniu srebrnego błysku, a mniej na klęciu, na czym stoi świat, sukces byłby błyskawiczny. — Złodzieje wszędzie, żeby tak starego człowieka! — Pięć minut, Zafeiriou. Do Eaglestone nie zdążą — może uda się ze straganami na Low Lane? percepcja: 38 + 17 + 5 = 60 suma: 176 |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : projektantka magicznej mody
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Rozkwitłe wyobrażenia z niebywałym talentem do cierpliwego wyczekiwania, aż pokryte zostaną grubą warstewką pyłu przemijania; pod gwieździstym niebem Deadberry każde z nich pragnęło odkryć siebie. — Nie narażałbym go na szwank, Toria — niewiele osób, które Orestes znał i cenił, były właścicielami równie napiętego grafiku istnienia — niewiele mogło obliczyć własny czas z dokładnością co do dolara. Właściciele biznesów, łączmy się; poza krótkimi epizodami snu, wszystko było pracą, praca była wszystkim, by u schyłku życia udowodnić, że jedno i drugie to nic. Wielkie nic — stąd potrzeba gromadzenia, otaczania się małymi przyjemnościami, skupiania myśli na radościach życia codziennego, gdzie zapachowe mydełka mają kształt muszelek i pienią się na różowo. — Piwonia, choć, nie ukrywam— Lawenda brzmiała lepiej. — Nazwa dość ryzykowna. Budziła pragnienie; ciężkie, wysuszające wnętrze ust, dotkliwe pragnienie. Vittoria także pragnęła — w tym momencie skupiała się na pragnieniu ucieczki z miejsca rzekomej zbrodni, gdzie kradzież srebrnych obrączek napędzała kołowrotek starczego gniewu. O losie! — Spokojnie, jestem pewien, że gdzieś tu— — O losie! — staruszek osiągnął nową gęstość zawodzenia; wkrótce w poszukiwaniach może pomóc im czarna gwardia, która uzna, że próbowali starca w bladą noc zamordować. — Co teraz! Bez mała filozoficzne pytanie skierowało wzrok na inną kępkę; decyzja była prosta. Odnajdą zgubę, zwrócą ją właścicielowi i pójdą w swoje strony — papier myśli przyjmował wszystko. Vittoria L'Orfevre — przeciwnie. — Proszę się nie martwić, jestem pewien, ze wkrótce je odnajdziemy. Słowa nadal przebrzmiewały w atramentowym półmroku późnego wieczoru, gdy Zafeiriou udowadniał, że owszem — dobrym wróżbitą był. Błysk srebra w zakurzonym żwirku początkowo przypominał okruch rozbitego szkła; dopiero, kiedy drugie zerknięcie skupiło się na źródle światła, podejrzenie faktem się stało. Niepozorne obrączki wylegiwały się na skraju ścieżki, nieco przykurzone i przysypane kilkoma ziarenkami żwiru. Orestes postawił odruchowy krok w ich kierunku — a potem zamarł. Krótkie zerknięcie na Torię — nie potrafił się nadziwić, że utrzymywała na trawniku równowagę w obcasach — obróciło metalowy pręt w żołądku; poczucie winy rdzewiało wespół z potrzebą wdzięczności za wszystko, co zrobiła na przestrzeni ostatnich miesięcy dla niego i Perseusa. Jeśli będzie chciała zatrzymać obrączki, wepchnie go w wir moralnego rozważania — znalezione niekradzione? Czy cokolwiek na tym świecie bywa własnością, czy jest tylko etapem przejściowym przymusowej przynależności, której kontrakt pęka w chwili śmierci, a przedmiot bezpardonowo pokrywa się kurzem, trafia do antykwariatów lub w ręce spadkobiercy? Dlaczego filozofia nie porusza problemu trzech chciał — gdzie ktoś coś miał, a dwa pozostałe odnalazły? I wreszcie, czy obrączki per se są symbolem— — O losie! Dokładnie tak. Sparaliżowany myślami Zafeiriou wpatrywał się w punkt na ścieżce, staruszek nadal oglądał pobliską kępkę trawy, a Vittoria — genialna w swym talencie, niebezpieczna w uporze — za moment zrobi to, co kobiety potrafią bezbłędnie. Weźmie sprawy w swoje ręce. percepcja: 68 + 17 + 5 = 90 suma: 266 |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Vittoria L'Orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
Zdradliwe rozbawienie za maską zblazowanego zobojętnienia (kogo próbowała oszukać? Jedyna obojętność rozciągała się na szerokości geograficznej pomarszczonego czoła staruszka). Piwonia w mydełku lepsza od esencji dwóch pierwszych sylab kwiecistego słowa w przełyku; alkoholizm Orestesa był wróżbą samą w sobie — Vittoria różniła się od niego tylko klasą otwieranych win i wagą pochodzenia. W Kręgu przecież nie ma uzależnionych; są tylko oddani pasjonaci. Zielone kępki równo przystrzyżonego trawnika ukrywały sekret innego rodzaju — był srebrny, zaklęty i zagubiony. Ostatnia cecha, tak właściwa przedstawicielom mniej bądź bardziej znamienitych rodzin, próbowała zmienić stan istnienia; pierwszy błysk w trawie Vittoria zignorowała. Drugiego — tego, który Orestes dostrzegł przed nią — nie mogła. Odruch sięgnięcia do torebki (sukcesy należy celebrować, najlepiej cienkimi Virginia Slims) zmącił bezruch Zafeiriou. Tam, gdzie Toria spodziewała się bohaterskiego ruszenia po zagubione obrączki i definitywnego uciszenia mantry zszytej z o—losie, Orestes wybrał odrętwienie. Uniesione pytająco brwi nie czekały; stuknięcie obcasów mogło ją zdradzić, gdyby tylko staruszek zwracał uwagę na cokolwiek innego niż własną niedolę. Po czterech krokach była u źródła srebrzystego blasku — po jednym schyleniu trzymała obrączki między palcami. Po ćwierci przesunięcia paska torebki i otworzenia pozłacanego zatrzasku, zguba zniknęła bez śladu. Filozoficzne zapędy, wyrzuty sumienia, ciężka czkawka cóżem—uczyniła; w umyśle nie rozbrzmiewa nic. Moralność pani L'Orfevre zatonęła w oceanie toskańskiego Barolo — pstryknięcie zapalniczki podpaliło pozostałe szczątki. — Teraz, signor, nauka na przyszłość — Kościoła nie interesują pańskie kryzysy, załamane ręce i zagubione własności; wsunięty między usta papieros zastąpił gorzką prawdę gryzącym tytoniem. — Powinien pan zakląć demona, który zapobiega gubieniu przedmiotów. Staruszek wyglądał na zaskoczonego — Vittoria na niewzruszoną. — O losie! O udręko. — W tym świetle niewiele zdziałamy — dopiero teraz, zza dymu i argumentu mroku, Toria przesunęła wzrok na Orestesa. Widział wszystko — podniesione obrączki, ukrytą zgubę, jawne kłamstwo; teraz musiała go przekonać, by milczał. — Powinien pan wrócić do domu i spróbować jutro, skoro świt. Krok w grecką stronę nie był pospieszny — spóźnili się na wszystko, co zamierzali, więc pęd przestał być wskazany. — Wtedy nie będzie do czego wracać, o losie! — staruszek poczochrał przerzedzoną siwiznę na głowie; sterczące we wszystkie strony kępki włosów upodabniały go do opętanego jeżozwierza. — Pod nosem Kościoła i Gwardii, a pomocy jak nie było, tak nie ma! Żywot starego człowieka— Bez dwóch zdań smutny i przygnębiający bywa. — Potrzebuje pan pomocy, by znaleźć drogę powrotną? Ostateczny akt łaski nie próbował naprawić karmicznego koła; co innego znaleźć obrączki i nie podzielić się sukcesem — co innego skazać staruszka na tułaczkę po zmroku. Zanim odpowiedź — o losie! — wybrzmiała definitywnością czyhających ich wyzwań, szept przeciął wąska przestrzeń na linii Orestes—Vittoria. — Odpuść — zasnute siwą mgiełką dymu spojrzenie sugerowało wybór; perswazja i Toria znacznie się polubiły. — Jutro znów je zawieruszy, a tobie demon przyda się bardziej. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : projektantka magicznej mody
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Rozbiegane spojrzenia na połaciach skąpanych w mroku — tam, gdzie sacrum spotyka profanum, a z profanum wyłania się piekielna moc zaklętych obrączek, nie było miejsc na zwątpienie. Własne zawahanie — to, które zatrzymywało ciało w pół kroku, energię kinetyczną wymieniając na mentalny wysiłek filozoficznych wywodów — Orestes przypłaca bezradnością. Wzrok prześledził subtelny ruch; krok, skłon, wyprost, fitness bez opasek na czołach, ale z godną uznania gibkością w niepostrzeżonym zbieractwie zgub. Vittoria podniosła zaklęte obrączki, w przestrzeni torebki skrywając sekret zamkniętych w nich sił. Zafeiriou miał czas na protest — spomiędzy rozchylonych ust wystarczyło wydobyć nasączone olejkiem ulgi eureka! i odtworzyć echo przeszłości sprzed tysięcy lat. Milczenie było wyborem i często okazywało się gorsze od samego sedna zbrodni. Staruszek stracił nadzieję na odnalezienie zawieruszonych skarbów; Vittoria — biegła w drobnym kłamstwie i spokojna w krokach, które minimalizowały odległość między nią, a Orestesem — podsycała ten płomień. Pięknym kobietom przecież się ufało; piękne kobiety nigdy nie czyniły złego. W pięknie i brutalności różnica była wyborem, nie imperatywem. — Co, jeśli demon naprawdę pomaga mu przeżyć? — szept zza światów, chociaż nadal nikt nie umarł. Staruszek potoczył wzrokiem po trawie, odpowiedzi na niewiedzę poszukując pośród skąpanych w półmroku zieleni. — O losie! — było okrzykiem, mantrą i rezygnacją — zadane przez Torię pytanie zdawało się nie docierać do pogrążonego w chaotycznej niedoli umysłu. Dopiero po chwili, porażony ciężarem własnych nie—dokonań, podniósł na nich wzrok; ułamkowa poprawa złożyła solenną obietnicę ćwierci zrozumienia. — Nie mieszkam daleko, państwo drodzy. Trafię bez trudu, tylko— Ciężkie westchnięcie poniosło się szemrzącym strumieniem po opustoszałej okolicy; ostatnie spojrzenie na ścieżkę i trawę obok niej nie przyniosło mu oczekiwanych odpowiedzi i upragnionego sukcesu. W tym pierwszym Orestes próbował pomóc; na drugie strącił ciężką kurtynę bezradności. — Musimy zaznać gorzkiego smaku straty, by móc docenić słodycz tego, co posiadamy — więc dlaczego ukryta w torebce Vittorii zdobycz miała zjełczały posmak wątpliwej moralności? Zafeiriou zerknął na pasek przewieszony przez ramię pani L'Orfevre; szansa na bohaterskie zwrócenie zguby minęła bezpowrotnie. Gdyby teraz — wiedziony sprawiedliwością albo obłędem — Orestes oświadczył, że Toria trzyma obrączki w torebce, staruszek mógłby zmienić narrację niechęci wobec Kościoła i wezwać Gwardię. Ores wykorzystał pulę aresztowań na ten rok; kolejne w tak krótkim czasie nie dobiegłoby końca po kilkunastu godzinach — nie miał złudzeń, że Vittoria skorzystałaby z karty przetargowej Kręgu. — O losie — westchnął staruszek po raz ostatni, wracając na ścieżkę — za moment wyruszy w kierunku domu, by rano wrócić w to samo miejsce i dolać oliwy do złudnego płomyka nadziei. — O losie — zgodził się z nim Zafeiriou, odprowadzając przygarbioną sylwetkę wzrokiem; jeszcze z odległości kilku kroków dało się słyszeć wzburzone mamrotanie o nic—nie—robieniu kościelnych władz i grabieżczym akcie przywłaszczenia. Z obiema dyrektywami Orestes się zgadzał, ale tylko jedna z nich była jego bezpośrednią zasługą. — Zadowolona? Odległość między ciałami urosła razem z krokiem — ten pierwszy był odruchem. Drugi potrzebą zbudowania dystansu; bliskość Vittorii zaburzała nawet greckie osądy. |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios