Długie schody Długie kamienne schody meandrują ku górze, zatopione w słońcu zachodzącym na horyzoncie. Ich szarość, urozmaicona odcieniami spękanych płyt, zdaje się przeszpalać pod promieniami wieczornego światła. Pomiędzy starymi murami, schody przyciągają swym niepowtarzalnym klimatem, gdzie historię i codzienność splatają się w jedną zauważalną nitkę. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Min-Ho Song
ODPYCHANIA : 10
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 167
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 13
TALENTY : 17
13.V.1985 Min-ho ponownie zawitała w urokliwym Saint Fall, lecz tym razem jej wizyta miała bardziej prozaiczny cel niż artystyczne poszukiwania inspiracji. Przybyła, by uzupełnić zapasy przyborów malarskich, które niespodziewanie okazały się trudne do zdobycia w MayWater. Ku jej zdziwieniu, lokalny sklep artystyczny w MayWater nie dysponował pełnym asortymentem - farby, szpachelka i medium malarskie były tam towarem deficytowym. Na szczęście Min-ho wiedziała, że Saint Fall słynie ze swojego bogato zaopatrzonego sklepu artystycznego, gdzie zawsze można znaleźć najpotrzebniejsze rzeczy. Tego dnia wracała po charakterystycznych, malowniczych schodach Saint Fall, z torbą wypchaną po brzegi nowymi farbami i przyborami. Szczególnie cieszyła się z zakupu farb w odcieniach niebieskiego, fioletu i beżu, które uzupełniały jej paletę i których brakowało w jej miejscowym sklepie. Dodatkowo zdecydowała się na farby emulsyjne, mając nadzieję, że tym razem eksperymenty z nimi zakończą się sukcesem, w przeciwieństwie do poprzedniej próby. Pogoda była wręcz idealna, co skłoniło Min-ho do spędzenia więcej czasu na świeżym powietrzu. Postanowiła przejść się po starym mieście, licząc, że może natknie się na nowe, inspirujące miejsca lub po prostu odpocznie w jednej z uroczych kawiarni, delektując się kawałkiem wyśmienitego ciasta. W Saint Fall każda chwila miała swój niepowtarzalny urok, a możliwości spędzenia czasu były niemal nieograniczone. Podczas spaceru Min-ho niespodziewanie potknęła się o luźno zawiązaną sznurówkę buta i niemal upadła. Na szczęście szybko odzyskała równowagę, a przykucając, by poprawić sznurówkę, poczuła ulgę, że nic poważnego się nie stało. Troska o takie drobnostki w otoczeniu bezpiecznych schodów Saint Fall wydawała się tylko chwilowym zmartwieniem. |
Wiek : 29
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Artyska, kartowróżka, medium, pracowniczka atykwariatu
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Krótki spacer po uliczkach Starego Miasta wyjątkowo szybko stracił miano krótkiego. Nogi śmiało niosły go naprzód, a głowa wykręcała się zdecydowanie szybciej, niż powinna - kiedy coś w końcu mu przeskoczy? Spodziewałby się kolejnego pokarania za ciekawość, ale nic takiego nie miało miejsca. Jakże miła odmiana. Rozglądał się wokół, chłonął wzrokiem skomplikowane rzeźbienia na co poniektórych budynkach i żałował, że nie zachowało się tego więcej. Na szczęście nie był architektem i nie planował nim zostać, stąd też wybuch rzewnymi łzami musiał zostawić sobie na później. Nie zmieniało to jednak faktu, iż Stare Miasto było naprawdę wyjątkowe i to pod wieloma względami, nie tylko artystycznymi. Na przykład, miało co najmniej kilka zdecydowanie zbyt wysokich schodów, na które aż nie chciało się wchodzić. Można byłoby całymi dniami stać u ich stóp i modlić się, aby w końcu stały się krótsze, lecz nic z tego. Żadna babunia nie zostanie oszczędzona - musi dźwigać zakupy aż do utraty tchu. Maurice na szczęście nic nie dźwigał… nic poza szkicownikiem, ma się rozumieć. Na szczęście notes i ołówek nie były dość ciężkie, aby unieruchomiły go u podnóża tejże góry stworzonej z niekończących się stopni. Jedynym zagrożeniem była więc tylko lekka zadyszka, której szczęśliwie nie zdążył się dorobić. Niestety nie za sprawą swojej cudownej kondycji. To syndrom bohatera, który znowu niespodziewanie go dopadł. Wokoło było mnóstwo ludzi, lecz nikt nie reagował, widząc bandę dzieciaków z kolorowymi sprayami w dłoniach. Przyszłość czarowniczego świata oddawała się jednej z przedniejszych rozrywek w tym wieku - czystej demolce. Z tej odległości co prawda trudno było Maurycemu określić, czy rysują tylko potężne przyrodzenia, czy jeszcze coś innego („kurwy” i „szmaty” nie będą wliczane), lecz nawet do niego docierał mocny zapach farby spływający wzdłuż schodów prawdziwą chmurą. A innej drogi nie było. Westchnienie podsumowało ciężką dolę i napędziło pierwsze kroki. Już na pewnej wysokości, gdy wymijał właśnie jakąś kucającą dziewczynę z torbą, oko zauważyło jakiś ruch tuż przed nimi. Przy akompaniamencie głupich śmiechów, któreś z bachorów musiało upuścić puszkę, bo ta właśnie pragnęła ich staranować. Nie byłoby to może poważne zagrożenie, gdyby nie fakt, że paskudztwo zdążyło się już rozpędzić, a cel sam się prosił o guza. Kucająca dziewczyna sama nadstawiała im głowę. Powinien mieć ją w nosie i może nawet pośmiać się z wielkiego siniaka, jaki za moment miał upiększyć jej czółko, ale jego ręce postanowiły zadziałać same, bez udziału woli. - Uważaj - syknął Maurice, a potem pociągnął Min-ho mocno za lewy bark. Niekoniecznie chciał ją przewrócić, ale jeżeli w ten sposób miała usunąć się z linii „strzału”, był gotowy na tłumaczenie się z tego. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Min-Ho Song
ODPYCHANIA : 10
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 167
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 13
TALENTY : 17
Kobieta zdecydowanie wybrała najgorsze miejsce na wiązanie buta. Pochylona w swoim małym świecie, odizolowana od wszystkiego, co działo się wokół niej, czuła się bezpieczna. Dźwięki otoczenia były dla niej jedynie tłem, szumem, z którym musiała się zmagać. Nawet dzieci bawiące się w pobliżu były tylko odległym hałasem, który nie przenikał do jej bańki ani głosem, ani obecnością. W rzeczywistości ta izolacja mogła być dla niej zgubna. Rzeczywiście, gdyby nie przypadek, mogłaby skończyć z soczystym siniakiem na twarzy. Kiedy skończyła wiązać buta, robiąc jedno uszko króliczka, usłyszała kolejny szum, tym razem bliżej ucha. Nagle poczuła siłę, która pociągnęła ją, zaburzając jej równowagę. Oparła się jednak o ścianę, aby nie upaść. Jedynie jej torba ucierpiała, gdy kilka narzędzi i farb rozsypało się na chodnik. Dopiero po chwili dotarło do niej, że bliższy szum to były słowa skierowane do niej: "Uważaj". Rozejrzała się, jakby budziła się z transu, i dostrzegła puszkę, która miała ją trafić. Kątem oka zauważyła dzieci, które bawiły się w pobliżu. Następnie swoimi dużymi oczami spojrzała na swojego wybawiciela. Chwilę patrzyła na niego z fascynacją, jakby podziwiała nową, ciekawą rzeźbę. Po chwili ocknęła się, szybko zebrała zakupy, które wypadły z torby, i wstała, stając naprzeciwko mężczyzny. Dziękuję bardzo – powiedziała, lekko skłaniając się przed wybawcą. Może trochę sztywno, ale w jej geście wyraźnie widoczny był szacunek. Po chwili wyprostowała się i ponownie zaczęła badać mężczyznę wzrokiem. Zauważyła, że miał intrygującą urodę, która była powszechnie uznawana za przystojną, ale było w nim coś więcej. Może to jego oczy, pełne głębi i tajemnicy, albo kwadratowa szczęka, która dodawała mu męskości i siły. Nie była pewna, co dokładnie przyciągało ją w jego wyglądzie, ale czuła tę dziwną iskrę podczas wymiany spojrzeń. Nagle, niczym ninja, podeszła do nich staruszka. Uśmiechała się szeroko, jak to tylko babcie potrafią, z uroczymi oczkami, które zdawały się emanować ciepłem i życzliwością. Była mała i pomarszczona, ale jej obecność była pełna energii. Spojrzała na nich z takim zachwytem, jakby dostrzegła w tej nietypowej parze coś wyjątkowego. O, jacy ładni państwo, taka urocza i trochę... egzotyczna z was para,- powiedziała staruszka, z szerokim uśmiechem, dłużej zatrzymując wzrok na Min-ho, podziwiając jej nietypowy wygląd. Następnie zwróciła się bardziej do Maurica, jakby to on miał lepiej zrozumieć jej słowa. -Może piękni państwo, w ramach swojej schadzki, chcieliby wziąć udział w zajęciach z gotowania? Mamy jeszcze wolne miejsce, a zaczynamy za niedługo,-dodała z radosnym entuzjazmem. Kobieta wyraźnie się zakłopotała. -Um, pani ma mylne wrażenie, my wcale nie... -Zaczęła się plątać, nie potrafiąc sklecić sensownego wytłumaczenia. Jej policzki zarumieniły się, a wzrok uciekał na boki, szukając ratunku, a staruszka nadal uśmiechała się szeroko, oczekując odpowiedzi, napewno nie przyjmie innej odpowiedzi niż nie |
Wiek : 29
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Artyska, kartowróżka, medium, pracowniczka atykwariatu
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Puszka przefrunęła dalej, kontynuując robienie rabanu i tryskając kolorem nie tylko na nadchodzących ludzi, lecz również szczodrze przystrajając schody kroplami czerwieni. Maurice natomiast puszczał właśnie ramię kobiety (dziewczyny?), zauważając, że ta podparła się o ścianę. I wszystko mogłoby się zakończyć właśnie w tym miejscu. On byłby zupełnie niezainteresowany dalszymi losami dziewczęcia, a ona zebrałaby się w kupę i ruszyła dalej przed siebie. Tymczasem półświadomie przesunął wzrok na młodą twarz nieznajomej i zlustrował ją spojrzeniem z niewypowiedzianym na głos zaciekawieniem. Jej egzotyczna uroda zwracała uwagę nie tylko Maurycego, lecz ona wydawała się dostrzegać tylko i wyłącznie jego. Znał to spojrzenie, ale był zbyt próżny, aby kiedykolwiek zaczęło go drażnić. Przecież od zawsze był godzien podziwiania i uwagi, a teraz jeszcze dokonał tak rycerskiego czynu… czy to nie przydaje mu zalet? Popadając w syrenią samoadorację, pewnie zdecydowałby się trochę powodzić dziewczątko za nos, skoro już na siebie wpadli. Mógłby pobawić się jej percepcją i potestować własne talenty na „świeżym” obiekcie testowym. Mógłby zrobić wiele i zapewne większości później szczerze by żałował, stąd też wtargnięcie babuleńki było wyjątkowo pozytywnym zrządzeniem losu. Maurice nawet szczerze się uśmiechnął, kiedy po pierwszym parsknięciu śmiechem przyszedł do niego zapomniany już dawno rozsądek. - Och, nawet pani nie wie jak bardzo egzotyczna. - Odpowiedział i wyglądał tak, jak gdyby właśnie świetnie się bawił podczas gry słownej, której nikt nie miał zrozumieć. Na szczęście zauważył również na nowo obecność azjatki, a także jej nieszczęsną torbę. Przykucnął przy niej, aby pozbierać kilka szpargałów, jakie wyskoczyły z jej przepastnych kieszonek i przegródek. Akcesoria malarskie przykuły jego uwagę i zasłużyły na dłuższe spojrzenie, lecz Maurie nie miał czasu, aby o nie zapytać. Babcia kontynuowała swoją wypowiedź, a Maurice najpierw uniósł wysoko brew. - Schadzki? - Zapytał, jak gdyby nie rozumiał znaczenia tego słowa, a następnie spojrzał na Min-ho z pewnym zmieszaniem. Może oczekiwał, że zacznie gorliwie wszystko prostować? - Zajęcia z gotowania? - Zadał kolejne pytanie, bo sam nie wierzył już w to, co tu się działo. Taranująca ludzi puszka z farbą, dziewczyna wgapiająca się w niego jak ciele w malowane wrota i babcia oferująca kurs gotowania. To wszystko było tak absurdalne, że lepszego popołudnia nie mógł sobie wymarzyć. - Czy to zajęcia od podstaw? - Upewnił się, na tym etapie nawet nie zauważając, że tym samym wykazał pewne zainteresowanie. Abstrahując już od swojej świadomości rzeczywistości, naprawdę był zaciekawiony. Alisha podsuwała mu tyle przysmaków… może pod czujnym okiem prowadzącego udałoby mu się stworzyć dla niej coś przynajmniej trochę jadalnego? Okazja zdawała się sama nadarzyć. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Min-Ho Song
ODPYCHANIA : 10
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 167
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 1
WIEDZA : 13
TALENTY : 17
Dwie piękne osoby wpatrywały się w siebie, a atmosfera zdawała się napięta jak struna. Można by pomyśleć, że to klasyczny scenariusz miłosnej historii, lecz rzeczywistość była zupełnie inna. W tej opowieści nie było miejsca na bajki o zakochanych duszach, mimo że babuszka zdawała się myśleć inaczej. Do jej opinii jeszcze wrócimy. Min-ho obserwowała mężczyznę wyłącznie z estetycznego zainteresowania. Jej spojrzenie było pełne analizy, jakby chciała zapamiętać każdy detal jego twarzy, by później przekształcić go w jakieś małe dzieło sztuki. I choć jego rysy wydawały się być już dziełem diabelskiego dłuta, nie było w tym żadnego romantycznego zaangażowania. Przypuszczenie, że Min-ho mogłaby być w jakiejkolwiek relacji z tym obcym, wydawało się absurdalne. Dodatkowo fakt, że mężczyzna grał przeciwko niej w tej rozmowie, sprawiał, że czuła narastające pieczenie w uszach i policzkach. Kim on w ogóle był?! -No, no, niewiele jest tutaj takich kobiet, a i mężczyzn o takiej urodzie. Musi być interesującą dekoracją przy pańskim boku, w końcu rzadko kto chce się mieszać z innymi... kolorami - powiedziała babuszka z ledwo ukrywaną odrazą. Choć mieszane pary były coraz bardziej akceptowane, dla starszych pokoleń wciąż były one powodem do niechęci. Po tych słowach Min-ho otworzyła szerzej oczy, zszokowana, że została potraktowana jak rzecz, jak egzotyczne trofeum. Chciała coś powiedzieć, ale zabrakło jej słów. Jedyne, co przyszło jej do głowy, to „달을 짖는 개”, co w jej kulturze oznacza bezcelowe narzekanie na coś lub gadanie o czymś, o czym nie ma się pojęcia w tym przypadku relacji między dwojgiem sobie nieznajomym. Kiedy przystojny mężczyzna zaczął zbierać jej rzeczy, szybko przykucnęła obok niego, żeby mu pomóc. Czuła się zawstydzona i w jakiś sposób upokorzona przez słowa staruszki. Serce biło jej szybciej, a jedyną myślą było pragnienie ucieczki, zaszycia się gdzieś na tyle, by nikt więcej jej nie dostrzegł. Niestety, babinka nie zamierzała odpuścić. -Naprawdę, to nie jest żadna schadzka. Po prostu się przewróciłam i... no, upuściłam zakupy - powiedziała, próbując prostować sytuację, zapewne zgodnie z oczekiwaniami chłopaka. Staruszka mruknęła coś pod nosem o braku kultury u azjatyckich imigrantów czy imigrantów ogólnie, a jej uwaga natychmiast skupiła się na młodym mężczyźnie. Jej wzrok był pełen oceny i niedowierzania, jakby próbowała zrozumieć, dlaczego ktoś taki jak on, miałby się wiązać z kimś takim jak ta pyskata dziewczyna bez braku podstawej kultury -Tak, uczę gotowania od podstaw. W końcu trzeba umieć przygotować dobre jedzenie dla swojej drugiej połówki, szczególnie kiedy nie zna się tutejszych przepisów - powiedziała ze słodkim uśmiechem, jednocześnie wbijając szpilę kobiecie. Sama Min-ho czuła, że cała sytuacja zaczyna ją przerastać, ale starała się zachować jak najwięcej spokoju. Spojrzała na babcię z opanowaniem, choć jej serce biło coraz szybciej. -Nie, nie jesteśmy parą. Poza tym... zaraz mam autobus powrotny do domu - dodała niezręcznie, chcąc jak najszybciej uciec z tej przymusowej sytuacji. Mimo wszystko, była ciekawa, czy naprawdę mogłaby się nauczyć lepiej gotować. Babuszka nie wydawała się przekonana. Patrzyła na Min-ho z mieszaniną sceptycyzmu i dezaprobaty, jakby wciąż nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Min-ho zaczęła zbierać swoje rzeczy z większym pośpiechem, marząc tylko o tym, żeby zniknąć stąd jak najszybciej. |
Wiek : 29
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Artyska, kartowróżka, medium, pracowniczka atykwariatu
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Maurice nie rozpoznawał intencji dziewczyny, ale też nieszczególnie się za nimi rozglądał. Jej uwaga mu schlebiała i to w zasadzie tylko i aż tyle. „Tylko”, bo gdyby poznali się kilka lat temu, nie miałby skrupułów przed wykorzystaniem tej chwili - nazwijmy to roboczo - słabości, zaś „aż”, bo nie musieli nawet ze sobą rozmawiać, aby starowinka przypięła im etykietkę pary. Nie podobało mu się to, że ktokolwiek ośmielał się insynuować, że może stanowić parę z tą oto nieznajomą, ale nie z uwagi na jej pochodzenie, urodę, czy maniery. Jego mózg po prostu zaczynał już być zbyt „alisho-seksualny”, aby rozpatrywał kobiety w tak płytkich kategoriach i byłby nawet w stanie się obruszyć, gdyby Min-ho milczała. Nie milczała, a wręcz wprost przeciwnie, bo zabierała głos, lecz robiła to w najgorszy możliwy sposób. Tłumaczyła się. Po co, dlaczego i kto w ogóle nauczył ją uderzania czołem w beton. Kajaniem się jeszcze nigdy nikt świata nie zawojował. Potrafił mniej więcej ułożyć sobie to w głowie, gdy kategoryzował tę sytuację za pomocą stereotypów - Azjatka, dobre wychowanie i starsza osoba. Dlaczego spodziewał się po niej ognia, skoro już na pierwszy rzut oka dostrzegał w niej więcej wody? Maurice znowu zmarszczył brwi, kiedy przesunął spojrzeniem po twarzy dziewczyny. Nie wypadało wchodzić którejkolwiek z kobiet w słowo, więc cierpliwie zaczekał, aż jedna postanowi obrazić drugą, a druga postanowi sprostować całe swoje istnienie w obecnej przestrzeni. Dopiero wtedy ciężko westchnął. - Wie pani co, nawet byłem zainteresowany, ale już mi przeszło. - Odpowiedział i nieco mimowolnie zaplótł ramiona na piersi, odgradzając się w ten sposób od tej sytuacji. To pomagało mu się skupić. - Dekorację to sobie pani może powiesić w salonie nad telewizorem. Mówi pani o żywym człowieku. Łatwiej było mu wczuć się w tę sytuację, odkąd zaczął spotykać się z Allie. Wcześniej to raczej różnie bywało z tym jego postrzeganiem ludzi jako stosunkowo równych sobie. Kręgowe nazwisko, syrenie geny i wychowanie w rytm podążania za doskonałością na pewno nie pomagały mu wcześniej w zmianie stanowiska, ale do dnia dzisiejszego jeszcze nie zdarzyło mu się takie bezpośrednie wstawienie za kimś kompletnie mu obcym. Hardość jego spojrzenia nie pozostawiała miejsca na domysły - to miał być dopiero początek, jeżeli babcia nie postanowi się zmitygować. Nie dał jej szansy na zabranie głosu. Nie zamierzał ryzykować ponownej fali nietolerancji płynącej z ust fanatyczki gotowania. Za bardzo przypominała mu to, co już nieraz w życiu usłyszał. Min-ho była równie winna swojej niecodziennej urody, co on sam, gdy okazjonalnie dorabiał się łusek i ogona. - Zapomniała pani przeprosić nas za te zbędne, raniące słowa. Radziłbym zrobić to teraz, nim pomyślę, że jest pani na bakier z dobrym wychowaniem. - Słowa Maurycego mogłyby brzmieć na wyrost, gdyby nie ton głosu, w który je ubrał. Jego głos brzmiał dźwięcznie i miękko, jak dawno niesłyszana kołysanka lub zapomniana już ulubiona piosenka. Nie pasował do reprymendy, którą dawał staruszce, a jednocześnie zdawał się pasować idealnie. Sprawiał, że chciało się go słuchać, a im więcej się słyszało, tym ciężej było wyrzucić z myśli podprogowo przekazane polecenie ubrane w niewinną melodyjną wypowiedź. - Proszę też odpuścić sobie tę reklamę. Nie przyszedłbym na kurs do tak antypatycznego nauczyciela nawet wtedy, gdyby mi obiecano wycieczkę po sali tronowej Ojca. - No dobra, pewnie wtedy by przyszedł, ale czymże jest takie drobne kłamstewko… Lament: 72+20 > 60-79 (udany)
|
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy