Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Łazienka Podobnie jak sypialnię, łazienkę oświetlają zwisające z sufitu żarówki. Ściany wyłożono czerwoną cegłą, która w okolicy strefy kąpielowej ustępuje miejsca szarej. Pod oknem znajduje się komfortowa wanna z towarzystwem w postaci dużej rośliny doniczkowej, a prysznic jest zaprojektowany w dość otwartej formie i odgrodzony od reszty pomieszczenia jedynie przeszkloną ścianką. Tuż obok ścianki znajduje się podwójny zlew, lustro i różnorodne przybory kąpielowe. |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
→ Salon Biorąc do dłoni piankę, obracam się w jego stronę z lekko skonsternowaną miną. — Broda? Nie mówiłem nic o brodzie. — Zbliżam się do krzesła ze swoją bronią. — Usiądź sobie. Poprawiam jeszcze koczka splecionego z własnych włosów, żeby nic mi nie przeszkadzało i przyglądam mu się okiem znawcy, a jakże. — W sumie, teraz jak o tym mówisz… Chyba nigdy nie widziałem cię bez brody. — No i nagle nie mogę zaprzestać prób wyobrażenia go sobie bez tejże. — Może i czas najwyższy — decyduję, kwitując wyrok szerokim uśmiechem, by zaraz poczęstować buźkę Lei dawką mięciutkiej pianki. Moment, w którym moja dłoń zawisa przed jego brodą jest wystarczający, by mógł zaprotestować, jeśli nie chce, bym to robił. Protestu jednak nie ma, więc postanowione. Z niewinnym uśmiechem wślizguję kolano między jego nogi, by stanąć wystarczająco blisko i mieć idealny widok z góry na tę przystojną buźkę. Palce dłoni, która nie trzyma maszynki wślizgują się delikatnie między jego włosy, by lekkim naciskiem skłonić jego głowę do odchylenia się nieco w tył. — Tylko się nie wierć — pouczam gładko, przechodząc do części praktycznej. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Spodziewał się zastać zwłoki drzemiące na kanapie. Nieco wytrącił go z równowagi pan akrobata w pełnej okazałości, szorujący mu czołem po suficie i nogami badający wysokość sufitu. Uśmiechnął się nawet nieco głupio na ten widok, ale nie powiedział absolutnie nic, co mogłoby zdradzić jego podejście do irkowych zwyczajów. Z tego wszystkiego, co ich łączyło, to ta dziwaczna joga wcale nie była najbardziej osobliwą częścią repertuaru. Kolejne zaskoczenie czekało go, gdy człowiek guma dosłownie wrócił na ziemię i (prawie) rzucił się pędem w jego stronę. Dłonie Leandra objęły go machinalnie, ale wcale nie z niechęcią. Lubił, kiedy tak robił. To znaczy może niekoniecznie, gdy doskakiwał ku niemu i wspinał się na niego jak małpka. Raczej doceniał sam entuzjazm, zwłaszcza że absolutnie nie miał w tym zakresie zdania odrębnego. Nawet nie tylko z uwagi na żywioną sympatię. Wybujałe ego lekarza nieustannie dziękowało takim reakcjom Lebovitza. - Cześć - mruknął jeszcze, jak gdyby wcale się dziś nie widzieli i pogłaskał krótko jego plecy. Ta chwila intymności prędko minęła, a chociaż się nie rozstawali, Leander nagle stracił część swojego zadowolenia. Westchnął ciężko, kiedy najwidoczniej uznał, że nie ma co się z koniem kopać, bo jeszcze przypadkiem podsunie mu inne pomysły. Zaprowadzony do łazienki, pokornie zajął wskazane mu miejsce. Zdążył jeszcze pomyśleć, że skoro ma znęcać się nad nim dłużej, warto byłoby zdjąć ubrania, co by nie ubrudzić ich pianą. Mimo tych analiz Leander nie wchodził Irze w kompetencje. Pozostawił to wszystko w jego rękach, co było niejako zaskakującym przebiegiem wydarzeń. Praktycznie nikomu nie pozwalał na przejęcie sterów. Nawet kiedy się kochali, potrafił trzymać dłonie drugiej osoby, aby nie mogła go dotknąć i Ira musiał pamiętać, że podobne cenzurowane dotyczyło także i jego. Dawno temu co prawda, ale się zdarzyło. A teraz pozwalał mu przesuwać maszynką po swojej twarzy, tak blisko tętnicy szyjnej. Próbował udawać, że wcale nie porusza go obecne położenie, w którym się znalazł. W zasadzie to perspektywa golenia brody w istocie poruszała nim tak bardzo, że jakiekolwiek inne opcje wydawały się nie wchodzić w grę. - Będziesz tego żałował - zauważył tylko, ale pozwolił mu na realizację tego, co sobie umyślił. Niechże straci. Zarost i tak za jakiś czas odrośnie, a na sali operacyjnej i tak nosiło się maseczki. Van Haarst zbyt rzadko wychodził ze swojej medycznej roli, aby aż tak bardzo mu to przeszkadzało. Posłusznie uniósł głowę, mrużąc delikatnie oczy pod wpływem napięcia cebulek włosów. Wiedział, że to rzadko kiedy go dyscyplinowało - o wiele częściej sprawiało przyjemność. Niemniej swoją rolę spełniło. - Krzyknę panicznie na trzy sekundy przed zerwaniem się z krzesła. - Poinformował, ale jego twarz była jak zwykle drażniąco niewzruszona. Zaburzenia osobowości nie pozwalały mu na inną reakcję, nigdy nie czyniąc ustępstw przed potencjalnym lękiem. Mógłby ciąć go po szyi raz za razem, a i tak wywołałby w nim wyłącznie irytację. Stąd też ten spokój, którym się wykazał podczas zamykania oczu. Oddał mu stery. |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
Pamiętam te czasy, gdy musiałem prosić, by dał się dotknąć, a i to wcale nie gwarantowało, że cokolwiek osiągnę. Z początku nie miałem nawet odwagi się odezwać i czegokolwiek od niego oczekiwać. Uczyłem się go po cichu. I siebie też. To wydają się strasznie odległe czasy. Wtedy każde zezwolenie na dotyk i każde sięgnięcie po niego bez pytania cieszyło mnie i sprawiało, że czułem się wyjątkowy. Bo przecież pozwalał, bo to byłem właśnie ja. Teraz pewna ostrożność czasem we mnie rozkwita, ale rzadko kiedy myślę o jego reakcji, o tym, że moja bliskość może mu się nie spodobać. Czy ta zmiana zeszła w Leandrze i daje się tak obłapiać każdemu, czy to nasza relacja tak naturalnie ewoluowała? Oczywiste, w którą wersję wybieram wierzyć. W końcu tęsknił za mną i cieszy się, że znów go odwiedzam. To przecież coś znaczy. Jeśli sądził, że jego słowa odwiodą mnie od pomysłu, który zresztą sam niezamierzenie we mnie zaszczepił, to moja mina może być dla niego odpowiedzią czy ma rację. Parskam jeszcze krótko na wymówiony niezmiennie poważnym tonem żart i zabieram się do roboty. Maszynka jest nienagannie ostra i pięknie współpracuje. Moje oczy suną za powolnymi ruchami delikatnie pieszczącymi swoim chłodem krtań i żuchwę Leandra. Nie sposób nie pomyśleć, ile złego mógłby zrobić jeden nieostrożny ruch. Czy da się poderżnąć gardło maszynką? Nie sądzę. Ale na pewno da się sprawić sporo nieprzyjemnie drażniącego bólu. Każdą rysę odchorowałbym dwukrotnie. Moja dłoń jednak radzi sobie sprawnie i bez zakłóceń, a skupienie pozostaje na miejscu, nawet wtedy, gdy bez minimalnej zmiany mimiki wsuwam kolano na część krzesła między udami Lei i przesuwam je jeszcze trochę w głąb. No przecież się nie odsunie, jeśli nie chce mieć brzydkich szram na buzi. Uśmiecham się z opóźnieniem, zupełnie niepowstrzymanie. Wciąż niewinnie, zupełnie tak, jakby moje kolano nie robiło absolutnie nic nieidącego w parze z ostrą żyletką przy gardle. — Nie ruszaj się — przypominam mrukliwie, przeciągając głoski i jeszcze odrobinę odchylam jego głowę, czyniąc ostatnie szlify. Chwilę później mokrym ręcznikiem delikatnymi ruchami skrupulatnie zmywam pianę i przyglądam się z niekrytym uznaniem swojemu dziełu. — Niczego nie żałuję — obwieszczam, przesuwając palcami po gładziutkiej linii szczęki. Wygląda… inaczej. Wciąż kurewsko przystojnie. Trochę młodziej. Zabieram kolano i odsuwam się nieznacznie. — Teraz reszta, wyskakuj z ubrań. — Wymieniam krótkim ruchem maszynkę na nową, oczekując wzorowego spełnienia swojej prośby. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Ciche skrobanie maszynki było zaskakująco miłe. Ira miał wprawną rękę, a przynajmniej tak to wyglądało z perspektywy człowieka z zamkniętymi oczami. Analizował to na podstawie rozłożenia pociągnięć na polu swojej szczęki. Później okaże się, że nawet się nie pomylił. Zarost w istocie został zgolony całkiem dobrze i sprawnie, czyniąc swoisty masaż skórze, co w połączeniu z tym Ira zawsze dobrze wiedział, co robił, a Leander… cóż, nie był szczególnie trudny, jeżeli o to chodziło. Kiedy uzyskał ocenę sytuacji zarostowej, otworzył oczy, mrugając kilkukrotnie pod ostrzałem mocnego światła wypełniającego łazienkę. Zmarszczył brwi i machinalnie dotknął swojego policzka, aby potrzeć skórę z dziwnym zmieszaniem. Jak długo już nosił się w ten sam sposób? Nie był w stanie sobie przypomnieć. - Strasznie dziwne uczucie - stwierdził, ale ta „dziwność” niewiele miała wspólnego z zaskoczeniem, jakie odczuł, kiedy odwrócił się bokiem do Iry i zobaczył się w lustrze. Kto by pomyślał, że kilka włosów na twarzy aż tak zmienia wizerunek człowieka. - A to? - Zapytał, muskając palcami kępkę włosów, z których powstał właśnie bujny „tatusiowy” wąs. - Tego też zamierzasz się pozbyć? Uczucia co do wąsów miał ambiwalentne. Normalnie był zwolennikiem konsekwencji. Jeżeli już Lebovitz go golił, to to miejsce również powinien ogolić. Z drugiej strony, całkiem sporo mężczyzn nosiło podobnego wąsa. Może to on się nie znał, kiedy tak go nie doceniał? W kwestii ostatnich krzyków mody byłby zdecydowanie ostatnim wyborem w kategorii stylisty. Wreszcie opuścił uniesione brwi z cichym westchnieniem i podniósł się z krzesła. Strząsnął niewidzialny kurz z wierzchu koszulki, zanim ściągnął ją przez głowę i odsłonił owłosioną klatkę piersiową. Jeżeli Ira spodziewał się, że na tym zakończy, to miał za moment poczuć na nowo smak zaskoczenia. Leander nie tylko zdjął górną część przyodziewku, lecz również ściągnął spodnie oraz bieliznę, udostępniając mu dosłownie całego siebie do dalszej zabawy. Jakże łaskawy pan. Odrzucił skłębione ubrania w drugą część łazienki. Zajmie się nimi później. Usiadł z powrotem na swoim miejscu z nieco głupim uśmiechem wyglądającym zza wąsów. |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
[TW] Treści erotyczne On się dziwnie czuje, ja też się trochę dziwnie czuję, bo do tego widoku trzeba się przyzwyczaić. I do tego, że już nic nie koli, a jego broda jest gładziutka jak pupcia niemowlaczka też. Jeszcze nie wiem, czy lubię to uczucie. Podoba mi się, ale nie wiem, co musiałoby się stać, żeby Leander przestał mile pieścić moje poczucie estetyki. Jednak z brodą… Hm. No nic, to pewnie kwestia przyzwyczajenia. Teraz przynajmniej nie muszę już nic zostawiać wyobraźni. No i mam dowód, że nie kryje pod tymi włosami jakichś rażących niedoskonałości. Nope, nadal jest tak samo idealny. — Hmmmm — zastanawiam się głośno, patrząc ze skrzyżowanymi ramionami i okiem znawcy, jak maltretuje tego samotnego wąsa. Czy chcę się go pozbyć? — Nie, jest całkiem uroczy — uznaję w końcu, świecąc w zadowoleniu zębami. Być może decyzja nie jest kwestią estetyki, a zwyczajnej złośliwości — domyślam się, jak podobna niekonsekwencja będzie go drażnić. Jakaś sadystyczna część mnie chce patrzeć na to słodkie skonfundowanie za każdym razem, gdy zerknie w lustro. Przesłodki. Lea bierze się za zdejmowanie ciuchów, a ja cierpliwie czekam aż skończy i sądzę, że ten koniec następuje, gdy odsłania klatę. Ale nie, jego dłonie bez chwili wahania kontynuują, a ja unoszę lekko brwi w reakcji i z żywym zainteresowaniem podpieram podbródek na pięści, przyglądając się mu całkiem bezczelnie i z całą pewnością bezwstydnie. Równie bezwstydnie jak on eksponuje ciało, siadając z powrotem na krześle. Bez pośpiechu upewniam się, że moje spojrzenie odpowiednio powoli i z należytą aprobatą przejedzie po każdym odsłoniętym skrawku jego skóry. — Przydałby nam się tu jakiś artysta, przystojniaku. Aż żal nie uwiecznić takiego widoku. — Maurie na pewno potrafiłby zrobić z niego cudny użytek na jednym ze swoich płócien. A może i nie, może teraz wszystkie zarezerwowane są dla Allie. Z lekkim uśmiechem, tym razem zamiast między jego nogi, wdrapuję się na nie, siadając okrakiem na udach Lei, wystarczająco daleko, by móc swobodnie i wygodnie zająć się jego klatką oraz by grzecznie nie dotykać jego krocza. — Najpierw zaliczka, proszę pana — mruczę, nachylając się nad gładziutką buźką, by przejechać językiem zaczepnie po dolnej wardze i skraść leniwy, ale nienagannie angażujący pocałunek, gdy usta Lei posłusznie się uchylają. Usatysfakcjonowany drobną zapłatą, zabieram się do pracy bez zbędnego pośpiechu, w którymś momencie zauważając mimochodem, jakie to ciekawe odwrócenie ról — on całkiem nagusieńki, a ja zupełnie ubrany. Po skrupulatnym pozbyciu się wszystkich włosów zasłaniających cudowny widok na mięśnie klatki i brzucha, wstaję z jego kolan, ale tylko po to, by wymienić maszynkę i uklęknąć pomiędzy nimi. Unoszę nieco głowę, posyłając Lei przeciągły uśmieszek. — Cześć — szepczę, podobnie jak on jeszcze niedawno, kiedy rzucałem mu się na szyję. Moja dłoń delikatnie obejmuje budzące się przyrodzenie, by zacząć je pieścić drażniąco wręcz wolnymi ruchami, podczas gdy ja wciąż patrzę mu w oczy. Nie zrobi nic, trzymam maszynkę tuż przy jego jajach. To zdecydowanie nowość. — Musisz mi naprawdę ufać, skarbie — zauważam, w końcu opuszczając wzrok na powstałą erekcję. Tak po prostu będzie mi łatwiej dojść. Maszynką. — Nie boisz się, że umyślnie cię zatnę? — pytam niewinnie, przykładając chłodne ostrze do wyjątkowo wrażliwej i podatnej na wszelkie urazy skóry. — Albo że — mój kciuk lekkim ruchem przesuwa się na sam czubek członka, zataczając tam leniwy okrąg — przypadkiem drgniesz w złym momencie? — pytam, nie zaprzestając swoich zabiegów. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
[TW] Treści erotyczne Miał rację. Konsekwencja była desperacko pożądana w absurdalnym perfekcjonizmie, którym otaczał się Leander. Zgolona broda, ale pozostawiony wąs brzmiały mu trochę tak jak ogolenie tylko jednego przedramienia. Zupełny brak sensu i poczucia estetyki. - Nie jestem przekonany - stwierdził, robiąc do lustra dziwne miny, aby obejrzeć się z nieco innej perspektywy. Po co, skoro zazwyczaj był mało ekspresyjny…? Zmrużył lekko oczy, kiedy skupił się na próbie przywrócenia sobie zarostu. Biokineza nie była u niego szczególnie rozwinięta w tym zakresie. Do tej pory korzystał z niej wyłącznie w sytuacji odbudowy komórkowej, więc nie do końca jeszcze wiedział, z czym to się je, więc połowiczna porażka w żaden sposób go nie zaskoczyła. Zamiast pięknego zarostu, który miał, przywitało go kilkadziesiąt igiełek brody rozsianych po szczęce. Wyglądał tak, jak za młodu, gdy jego zarost rósł jeszcze nieco nieregularnie. Wtedy też odpuścił sobie zabawę przemianą. Nie podobało mu się to, co widział. To już wąs był lepszy. W końcu odwrócił wzrok od samego siebie na rzecz rozebrania się i tak jak Ira postanowił bezczelnie go obserwować, tak i on odwdzięczył mu się tym samym. Wiedział, że wyglądał dobrze, dlatego komplement Iry w żadnym stopniu nie był dla niego zaskoczeniem, natomiast przyjemnie gładził napuszone narcyzmem ego. - Tęskniłeś za nim? - zapytał, ubierając tym razem usta w uśmiech pełen zaczepności. On by tęsknił, był o tym szczerze przekonany, ale nawet nie z uwagi na czystą próżność. Ładnym ludziom o wiele więcej rzeczy uchodziło na sucho… Wyprostował się nieco, kiedy Ira rozsiadł mu się na kolanach i zmarszczył czoło, bo jakoś tak niewłaściwie się umościł. W pierwszej chwili chciał pociągnąć go dalej, jednak zrezygnował, gdy go pocałował. Wtedy ułożył dłoń na jego karku, zachłannie przytrzymując go przy swoich ustach. - Kto potem będzie płacił? To tobie robimy przyjemność. - Zapytał, kiedy już łaskawie oddał mu jego przestrzeń osobistą i wypominając mu to, uniósł zaczepnie jedną z brwi. To prawda, jemu owłosiona klatka piersiowa nie przeszkadzała. W zasadzie to było mu całkowicie obojętne, czy miał tam włosy, czy też nie, ale dla zasady warto było się poprzekomarzać… Przyjrzał mu się dłużej, kiedy począł lądować pomiędzy jego rozsuniętymi udami. To zdecydowanie była ulubiona pozycja, w której chciał go widywać i podniecenie obudziło się w nim już na samą myśl o tym, co mogliby teraz robić. Zamiast tego bawili się w jakiegoś barbera dla kutasów. Bez sensu to wszystko. Patrzyli sobie w oczy, jak gdyby grali w to, kto pierwszy mrugnie. Leandrowi nie drgnęła nawet powieka, chociaż penis posłusznie stwardniał pod pewnym dotykiem Iry. Uśmiechnął się do niego z przekonaniem graniczącym z pewnością, w którym standardowo kryła się drażniąca porcja samozadowolenia z siebie. - Och, maleństwo. Dobrze wiem, że zdajesz sobie sprawę z tego, co jest dla ciebie dobre. - Przechylił lekko głowę. W jego spojrzeniu powoli budziła się wciągająca w nicość głębia. - Jeżeli mnie zatniesz, nie będziesz mnie dotykał tak długo, aż zrozumiesz swój błąd. Groźba była jak najbardziej realna, zaś nakładana presja z pewnością nigdy nie była większa. Miłej zabawy, Ira. Biokineza: połowicznie udana (k5) |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
Pieprzyć go i tę jego biokinezę. — Eeeeej, zostaw! — O i proszę, przestało. Ojej, nie wyszło? Dobrze mu tak, niech teraz łazi z brodą jak dojrzewający nastolatek. Nie był przekonany, to może teraz jest, pf. Przynajmniej możemy się dymać bez gumek i to jest dobry użytek dla tej ciekawej umiejętności, a nie, na męki Aradii, pobudzanie wzrostu włosów, dopiero po tym, jak je, kuźwa, pięknie zgoliłem. Moja irytacja oczywiście jest już daleko w przeszłości, kiedy zadowolony i uśmiechnięty zadaje pytanie, na które odpowiedź jest oczywista i tylko jedna. — Bardzo — przyznaję, jeszcze nim nurkuję między jego nogi. Oczywiście, że tęskniłem. Ale on to wie. Nie tylko za nim, za jego ciałem, za jego dotykiem. Tęskniłem za wszystkim. Dlatego pisałem, dlatego szukałem kontaktu i dlatego pierwszy rok poza domem był niewyobrażalnie trudny. Wtedy jeszcze myślałem, że widzi to tak samo, że to wielka miłość i jak wrócę będziemy mogli… Nie wiem, co. Że wrócę, wpadniemy sobie w ramiona i będzie mi mówić, jak bardzo źle było mu beze mnie. Myślałem tak jeszcze długi czas, kiedy nie dostawałem żadnej odpowiedzi. Zawsze były jakieś usprawiedliwienia. Może nie ma czasu, może listy nie dotarły, może skrzynka się popsuła, może jego listy nie docierają do mnie. W którymś z nich z kolei zaproponowałem, że wymknę się i przylecę. Też nie odpisał, teraz tak sobie myślę, że pewnie nawet ich nie czytał. I dobrze, naprawdę bym wtedy przyleciał i jak ostatni kretyn zaprzepaścił to, co budowałem, a przy okazji wkurwiłbym i ojca i cały zespół, który pracował nad sukcesem tak moim, jak i całego cyrku. Temat płatności zostaje odbity i mógłbym bez zająknięcia wypomnieć, że spłaciłem to już kilkukrotnie, ratując jego ścianę i jeszcze buląc za to z własnej kieszeni. Ale po co? — Co byś chciał w zamian? — Uśmiecham się sugestywnie, otwarty na wszelkiego rodzaju prośby. Kilka chwil później patrzymy sobie w oczy, ja się uśmiecham i on też, chociaż jego uśmiech jest dużo bardziej niepokojący. Wywołuje przyjemne dreszcze i tylko sprawia, że kąciki moich ust suną jeszcze wyżej. Już dawno przestałem się zastanawiać, co jest ze mną nie tak, czemu tak bardzo lubię, gdy patrzy na mnie w ten sposób, czemu lubię czuć ten niepokojący dreszcz emocji. Po co nad tym myśleć? Pogodzenie się z tym, że reaguję na zagrożenie w osobliwy sposób zajęło mi zbyt dużo czasu, ale przyniosło przyjemną ulgę. — Zasadniczym pytaniem jest, czy ty będziesz dotykać mnie — odpowiadam przekornie, ale przestaję bawić się piękną erekcją, którą mam przed nosem i rzeczywiście przykładam się mocniej do ostrożnych ruchów. Co nie znaczy, że mam zamiar grzecznie milczeć. — Zwiążesz mnie? Czy liczysz na to, że będę grzecznym chłopcem, trzymającym rączki przy sobie? — Jeśli jeszcze nie zauważył, to najwyższa pora — grzeczny chłopiec został daleko w przeszłości. Ten tutaj woli, gdy zmusza się go do posłuszeństwa. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Leander musiał go zawieść, kiedy wymyślił sobie bardzo nietypową jak na siebie odpowiedź. - Nic - stwierdził, nie pozostawiając na tej materii ani miejsca na seksualne podteksty, ani na przekomarzanie się. Przez to jak się uśmiechał, taka odpowiedź wydawała się paskudnie nieszczera… i może trochę taka była? Dobrze wiedział, co chciał od niego uzyskać i właśnie tutaj pojawiał się problem. Brak posłuszeństwa go złościł, czasem trochę za bardzo, aby był w stanie opanować wściekłość przed eskalacją. Poparzył na niego z góry z zaciekawieniem solidnie wymieszanym z poirytowaniem. Ganiący efekt z całą pewnością zaburzały męskie organy płciowe, które zasłaniały im widok. Maszynka skrobała skórę w okolicy pachwiny. - Jeżeli będzie trzeba, zrobię wszystko, abyś nie był w stanie mnie dotknąć. - Odpowiedział i nie można było mieć wątpliwości co do tego, że ma jakiś plan, który przewidywał taką ewentualność. Problem zaczynał się w miejscu, w którym dostrzegało się determinację skrywaną w ciemnych oczach. Powiedzieć, że spojrzenie tego typu było osobliwe, to jak nie powiedzieć nic. To były oczy człowieka, który nie zawaha się przed niczym, aby dostać to, co było mu w danym momencie potrzebne i chociaż nigdy tego nie powiedział, groźba w istocie była cholernie realna. Może w końcu połamie ci ręce? - Zmieniam zdanie - wtrącił, zakładając przedramiona za głowę i odsłaniając przed nim kolejne miejsce, o którym zapomniała maszynka. Jak na człowieka, któremu groziła sekcja jąder, był nie tylko zatrważająco pewny siebie, ale również zrelaksowany. Przynajmniej w zakresie golenia, bo jego relacyjne struny były napięte do granic możliwości. - Będziesz posłuszny. - Stwierdził, jednocześnie wyrażając na głos swoje życzenie. Czy nie tak było najmilej? Kiedy Ira był słodkim zwierzątkiem, otrzymywał o wiele więcej uroczego Leandra, niż wtedy, gdy zaczynał go drażnić. To właśnie w takich chwilach potrafił po prostu przytulać się z nim na kanapie, zamiast czynić mu rzeczy, które później miały go prześladować. - Dobrze wiesz, co to oznacza. - Słowa dodane szeptem podsumowały wizję podsuwaną przez wyobraźnię. Rozsunął szerzej nogi, udostępniając mu najgłębsze zakamarki zarośniętej skóry. |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
Nic nie może być niczym. Wie po prostu, że nie ma znaczenia, co odpowie, bo ostatecznie, jeśli czegoś będzie chciał, po prostu po to sięgnie i zmusi, bym spełnił jego życzenie, niezależnie od tego, czy jestem mu cokolwiek winny czy nie. Zapowiadanie swoich planów pewnie popsułoby mu zabawę. A może i nie. Zależy co by wymyślił. Napełniony groźbami umysł działa w wyjątkowy sposób, a on przecież z pewnością bawiłby się wybornie, obserwując jak zastanawiam się, czy te groźby spełni czy nie. Absolutnie nie mam zamiaru podsuwać mu pomysłów. W zasadzie nie chciałem dziś w ogóle wprawiać go w ten nastrój. To miał być dzień przytulania się na kanapie, daleko posuniętych i zupełnie bezsensownych rozważań oraz oglądania głupkowatych filmów. Brawo, Ira. To po prostu silniejsze od ciebie. Gratulacje. Widząc jego minę, wiem, że mogę sobie pogratulować. Napięcie wisi w powietrzu, a ja od razu zaczynam sobie uświadamiać, że dużo rzeczy muszę nauczyć się na nowo. Na przykład tego, że Leander nie jest jak inni, którym mogę rzucać zaczepnymi tekstami, prowokując i oczekując niewinnej zabawy. Bo z nim to nigdy nie jest zabawa. Nie przestanie, jeśli powiem „poważnie, nie chcę” — to podnieci go tylko mocniej, gdy będzie kontynuować. A fakt, że to wszystko jest na serio działa w wyjątkowy sposób. Mieszanka podniecenia i najprawdziwszego strachu jest jak nowa forma narkotyku. Może dlatego nie potrafię odejść na zbyt długo. Wierzę mu oczywiście. Zrobiłby wszystko. Rzecz w tym, że dawniej ja nie zrobiłbym nic, by się obronić i odpowiedzieć. Teraz, gdyby rzeczy przybrały niepokojący obrót, zabrakłoby gwarancji, że nie pozabijamy się nawzajem. Ale nie musi tego wiedzieć. Zresztą… Być może znów by mnie sparaliżowało. Tak jak ostatnio. Mogę wrzeszczeć i wymachiwać łapami, ale zdecydowanie nie stworzono mnie do walki. Rozkłada się i łypie tym złowrogim spojrzeniem, a ja spokojnie kontynuuję, czując, jak palce coraz mocniej świerzbią. Wystarczyłby jeden krótki ruch, by posrał się z bólu i skomlał na podłodze. Jak bardzo musi być pewien, że się nie odważę, skoro w to brnie? Rzuca swoimi żądaniami, a moja dłoń się zatrzymuje. Unoszę na niego spojrzenie. Skryte częściowo pod rzęsami musi wyglądać inaczej, niż go do tego przyzwyczaiłem. Brak uśmiechu i wyzwanie w oczach tworzą raczej bezczelny efekt. Ale w mojej głowie wciąż kotłują się myśli i toczy zażarta walka. Chciałem, żeby to był przyjemny dzień. Nie chcę tego zmieniać. Dlatego właśnie spojrzenie w końcu łagodnieje, a na wargi znów wstępuje przymilny uśmiech. — Nie denerwuj się — proszę, czyniąc ostatnie, ostrożne szlify, po których odrzucam maszynkę na bok i oczyszczam doprowadzone do porządku miejsca. Nie wstaję z kolan. — Oczywiście, że będę posłuszny. — Na znak tego składam lekki, przelotny pocałunek na wnętrzu umięśnionego uda. I kolejny, trochę wyżej. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Leander niekoniecznie był wszystkiego tak pewien, jakby się mogło wydawać. Po tym, co zdarzyło się ostatnio, wiedział już, że jego kotem zaczął pokazywać pazurki. Spodziewał się po nim pewnego nieposłuszeństwa i chociaż nie było mu to w smak, dopuszczał do siebie wizję, w której mógłby spróbować go skrzywdzić. Mimo to wcale nie wydawał się tym martwić. Jego chora głowa całkowicie wykluczała element strachu i niepokoju. Jeżeli zrobi mu coś - cokolwiek - co mu się nie spodoba, zawsze znajdzie sposób, aby odpowiednio go ukarać. Jeżeli nie rozpruje mu tętnicy udowej i szyjnej jednocześnie, powinien zdążyć go udusić, zanim sam wykrwawi się w łazience. Oko za oko, krew za krew, bo odpuszczanie z pewnością nie było jego drugim, ani nawet dziesiątym imieniem. Dobrze, że Ira miał trochę więcej instynktu samozachowawczego. A może to była po prostu potrzeba dogodzenia sobie? Niezależnie od tego, jak chcieliby to nazywać, strategia ta działała dostatecznie dobrze, aby udobruchać Leandra. Jego spojrzenie złagodniało w zaledwie ułamek sekundy, najwidoczniej idąc śladem barbera, a ostatnie pociągnięcia maszynki okazały się o wiele przyjemniejsze, kiedy przed nimi rozciągała się wizja posłusznego maleństwa. Tylko i aż tyle było mu potrzebne do tworzenia z nim prawie nietoksycznego związku. Prawie. - Chodź do mnie - zażądał, kiedy te grzeszne usta złożyły pocałunek na wnętrzu uda. Spojrzenie van Haarsta nie pozostawiało wątpliwości co do tego, co chciałby w tym momencie robić, ale mimo wszystko powstrzymywał się w zaspokojeniu swojej potrzeby. Zaoferował mu swoją dłoń, by wciągnąć go sobie na kolana. - Co będziemy robić? - Zapytał, nagle oddając mu stery. Jeżeli maleństwo miało być posłuszne, to szanowny pan lekarz również. Jak to szło? Oko za oko, posłuszeństwo za przyjemność, opiekę, czułość. Odszukał drogę do jego ust, aby wznowić procedurę opłacania usługi strzyżenia. |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
Widzę i czuję po jego mięśniach, jak się uspokaja. Ostatni pocałunek tuż przy pachwinie wieńczę zadowolonym uśmiechem, a motyle w brzuchu budzą się na nowo, kiedy przyciąga mnie do siebie. Chichoczę głupio, nagle tak upojony szczęściem, że nie potrafię zrozumieć, jak to się stało, że jeszcze wczoraj tak mocno się upodliłem. Nie umiem też zrozumieć, dlaczego tak wzbraniałem się przed kontaktem z Leą, skoro tak mi z nim dobrze. Przecież to wszystko, co się wydarzyło, to tylko dlatego, że sam się o to prosiłem. Przecież wiedziałem, jak może zareagować na takie wyskoki. I po co mi to było? Wdrapuję się na jego kolana i odwzajemniam pocałunek, sunąc dłońmi po jego barkach i falując lekko biodrami, gdy czuję na podbrzuszu efekt swoich starań. Tylko przez moment, nie chcę go drażnić. Gdy więc nasze usta się od siebie odrywają, po prostu obejmuję go ciaśniej i z niewstrzymywanym uśmiechem wtulam się w jego ramię, przymykając oczy pod naporem błogiego, milutkiego uczucia. — Zakopiemy się w kocyk, włączymy telewizję i zrobimy konkurs na to, kto dłużej wytrzyma. Ten kto zaśnie… umm… — Próbuję wymyślić konsekwencje przegranego zakładu, wciąż przyklejając policzek do ciepłego ramienia Lei, ale od tego całego rozczulenia i latających motyli w głowie mam pustkę. — Wymyślimy coś — mruczę niewyraźnie i leżę tak jeszcze chwilę, chłonąc jego ciepło. Gdy się w końcu podnoszę, robię to niechętnie, ale jakbym tak jeszcze chwilę został, to przegrałbym z kretesem i zasnął mu na tych kolanach. — Zrobić ci coś do żarcia? Nic nie jadłeś — przypominam sobie, zgarniając zużyte maszynki, by wrzucić je do śmieci, chociaż całej reszty burdelu ani myślę ruszać. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Uśmiechnął się, kiedy jego uszy objął swobodny chichot maleństwa i z chęcią zatonął we współdzielonym pocałunku. Był chciwy i głodny jego obecności. Dolna warga Iry doczekała się bolesnego przygryzienia, kiedy spróbował się odsunąć, a chociaż między nimi wciąż znajdowała się przeszkoda, która przyspieszała oddech Leandra, odpuścił mu tę rundę. Pozwolił się objąć i nawet całkiem pieszczotliwie pogładził go po plecach. Słuchał planów na dzisiejszy poranek i dobrze wiedział, kto przegra ten konkurs w zaledwie kilka minut. Obaj wiedzieli, że van Haarst chodzi permanentnie przemęczony. Świadczyła o tym chociażby ilość kawy, jaką dziennie w siebie wlewał i godziny snu, w których odpoczywał. Rzadko kiedy mógł pozwolić sobie na więcej, niż pięć godzin błogiego wylegiwania się, a takie legnięcie się przed telewizorem… ryzyko było zbyt wielkie. Chyba po raz pierwszy w życiu podejmował się wyzwania, które już założenia miał zawalić. Wyjątkowo dobrze się z tym czuł. - Wymyślimy - zgodził się i oparł usta o czubek jego głowy. Przez moment siedzieli tak w absolutnym bezruchu. Spokojny oddech, miarowe uderzenia serca i po prostu wreszcie czysty spokój… tyle wystarczyło, aby ślady stymulacji wreszcie zniknęły, oddając van Haarstowi swobodę ruchu. I rzeczywiście, wtedy wreszcie się poruszył. Idąc śladem Iry co prawda… - Zrób - odpowiedział, jak zwykle tym bliżej nieokreślonym prośbo-poleceniem. Wstając z krzesła, rozejrzał się wokół siebie i ciężko westchnął. Zdecydowanie mniej by było bałaganu, gdyby te włosy jednak zostały na jego ciele. Przesunął palcami wzdłuż sklejonej pianką do golenia klatki piersiowej. Ira wyszedł, a Leander przez kilka minut uporczywie pozbywał się śladów zbrodni z łazienkowej podłogi. Gdyby tak ją zostawił, to ewidentnie by się rozchorował… Kiedy skończył, wszedł jeszcze na chwilę pod prysznic, aby zmyć z siebie pozostałości włosów oraz pachnącej sosną piany. Wycierając się, nie miał w planach szukania ubrania. Opuścił łazienkę w absolutnym negliżu i znajdując drogę do kanapy, zaczął przygotowywać im miejsce przed telewizorem. | ztx2 |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny