Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Przedsionek Podłoga z szarej cegły i ściany z czerwonej uzupełnia wysoki, czarny drewniany sufit i zielono-brązowe meble. Przedsionek jest miejscem, z którego można dostać się do każdego pomieszczenia w mieszkaniu. W tym również do piwnicy, do której drzwi kryją się we wnęce szafy na płaszcze. |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
03 V 1985 Droga mija w milczeniu. Nie mam ochoty na nic. Ani rozmawianie, ani testowanie cierpliwości i uwagi taksówkarza, wkładając ręce pod ubrania Lei. Nie mogę przestać o tym myśleć. Czemu ostatnio wszystko to jedno, ciągłe pasmo porażek? Występ, Lily, teraz to. Wszystko idzie nie tak. A żeby tego było mało, Allie i Maurie zajęli się sobą i — tak, jak przecież się spodziewałem — zapomnieli o mnie. Nie ma znaczenia nawet to, że mdleję. Ja bym przecież ich tak nie zostawił. Poczekałbym, aż wydobrzeją. Ale oni musieli donieść ten paskudnie duży — nie wiem, nie widziałem, ale pewnie taki był — wieniec na cmentarz. Bo są… Bo Maurie jest z Kręgu. A Alisha też zaraz będzie i zupełnie ją stracę. Już teraz nic dla nich nie znaczę. Przez całą drogę wpatruję się więc w okno, a ręce trzymam skrzyżowane przy sobie i nawet jeśli Lea coś mówi, to nie dociera to do mnie. Natrętne myśli są zbyt głośne. Gdy wchodzimy, podpieram się o ścianę, by ściągnąć szpilki. Jestem zmęczony i zrezygnowany. Zły? Chyba bardziej po prostu mi przykro. Tak bardzo przykro. Głowa stworzyła już swoją własną historię i tylko w nią potrafię uwierzyć. Zobaczyli i przeszli obok, bo wstydzili się podejść. Bo uważają się za ważniejszych, bo mają mnie w dupie, bo- — Nie wiem, po co tam szliśmy — fukam, przekierowując emocje, bo komuś przecież musi się dostać, inaczej musiałoby dostać się mi, a ja nie mam pod ręką kadzideł, z kolei schlanie się zajęłoby zbyt długo. Lea jest najbliżej. Jest też najszybszą i najskuteczniejszą drogą do odreagowania. — Mówiłem, że to zły pomysł — narzekam dalej, krzywiąc się, kiedy otrzepuję jeszcze raz sukienkę z wyimaginowanego brudu. Wiem, że nie lubi takiego jojczenia. Może dlatego to robię. Umyślnie testuję jego cierpliwość, prowokuję, nie zważam na konsekwencje. Bo chcę ich. Chcę, żeby bolało, chcę, żeby zastąpił te emocje żywszymi, chcę czuć jeszcze więcej. I zatracić się w tym. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Nie rozumiał, co się zmieniło. To znaczy, co zmieniło się na tyle, aby zaczęło być to powodem tego dziwnego zachowania. Wiedział, że Ira nie był zachwycony pomysłem pogrzebu, ale kiedy wybierał się z nim pod rękę do kaplicy, miał wrażenie, że trochę mu się to podoba. Że trochę jednak chciałby wspierać się o jego ramiona i nawet tak po prostu być - istnieć w przestrzeni publicznej wspólnie z nim i to w wydaniu, które do tej pory wciąż nie zostało przez nich omówione, a które mogło stać się punktem zapalnym praktycznie w każdej chwili. Kim był jego towarzysz? Ira, czy Iris? On, ona… pozornie nie miałoby to większego znaczenia, gdyby żyli tylko troszkę później. Obecnie miało, a im więcej fochów czekało ich po drodze rozwiązywania tego plączącego się stanu rzeczy, tym mniej cierpliwości miał Leander do rozważania zasadności tejże „przemiany”. Pchnięcie drzwi ramieniem zakończyło się przepuszczeniem go - jej? - w drzwiach. Zatrzymał się za progiem, zdjął szpilki, psioczył. To wciąż jednak było zbyt mało, aby go rozdrażnić. Nie z takimi dziećmi musiał się użerać w pracy zawodowej. Jedno dodatkowe nie robiło szczególnej różnicy. - Nie kazałem ci iść - przypomniał, zerkając na niego z ukosa kiedy zsuwał z ramion okrycie wierzchnie. Marszczył czoło, dając tym samym wyraźny sygnał, że rzeczywiście nie do końca rozumiał, skąd wzięło się to burczenie. - Nie podobało ci się trzymanie za rączkę? - Zapytał i poszukał odpowiedzi na skwaszonej buzi gościa. Przyjęcie do wiadomości tego, że być może reakcja Iry nie jest winą wszechobecnego fałszywego współczucia, zasranego pozerstwa i żenującego balansowania na granicy przebicia kijem w dupie co ważniejszego organu, zajęło mu nieco więcej czasu, niż powinno. - Przecież nic ci się nie stało. - Zauważył, wracając tym samym do kwestii omdlenia i duszących kadzideł. To za tym płakał? Za utratą przytomności, która absolutnie nic nie zmieniła? - Wolałeś tego słuchać? - Postanowił się upewnić. Omdlenie może nie było typową reakcją na nudne przemowy, ale z pewnością okazało się skuteczne… |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
Wyciągam nerwowym ruchem papierosa i odpalam go natychmiast, rzucając Lei wkurwione spojrzenie, tak szybko, jak pierwsze słowa wychodzą z jego ust, automatycznie podnosząc mi ciśnienie. — Zajebiście. Czyli miałbyś w dupie, jakbym nie poszedł? — odpowiadam w emocjach, czując, jak moje serce zaczyna przyspieszać pod naporem zbliżającej się furii, rozgoszczonej już frustracji i przelewającego się żalu, czekającego na odreagowanie. Nie dość, że Maurie i Allie zapomnieli o moim istnieniu, to jeszcze on będzie mi dawać do zrozumienia, jak bardzo ma wyjebane. Cudownie. — Może podobałoby mi się bardziej, gdybyś nie ślinił się do jakiejś pizdy — warczę, bo krążąca szybciej krew napędza wystrzeliwane bez przemyślenia słowa jak świeżo wyprodukowany, wyjątkowo pracowity silniczek, a wszystko co mówi Lea, nagle staje się zapalnikiem i brzmi jak jawne szyderstwo. Nagle nie chodzi już tylko o Alishę i Maurice’a, ale o wszystko inne i o każdego innego i o każdą porażkę, która spotkała mnie w życiu. I o wszystko, co się ostatnio jebie. Bo cały świat nagle wydaje się sypać. Wszystko jest przeciwko mnie, każdy robi mi na złość, nikt mnie nie docenia, nikt nie zauważa, jak wiele dla niego robię! — Nic mi się nie stało?! Wszystko mi się stało! Prycham, wydychając gwałtownie dym i patrzę na Leę jak na kretyna w formie rekompensaty, bo on przecież też musi mnie za takiego mieć. Nic mi się nie stało? Pewnie, robię problem z niczego, tak? Jak może mi to wmawiać, kiedy wszystko się sypie?! Jeżeli cokolwiek zmienia się na jego twarzy, to nawet nie próbuję tego dostrzec. Emocje chętnie chłoną powody do rozpętania huraganu, a język z rozkoszą nadaje im formę. — Jasne, omdlenie to zajebisty sposób, żeby nie słuchać pierdolenia, pewnie. Może powinienem zemdleć teraz — słowa wystrzeliwują jak karabinek bez najmniejszej kontroli umysłu, a ja odrywam się od szafki, gotów z wkurwieniem pójść dalej, jak najdalej od Lei i jego szyderstw, żeby dopalić fajka i może, nie wiem, kurwa, rzucić się z balkonu. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Powstrzymanie oczu uciekających do góry było wyzwaniem, na które zawsze należało być przygotowanym w pobliżu Iry. Całe szczęście, że nie przespał tej najważniejszej z lekcji - nie wolno było dopuścić, aby zobaczył lekceważenie. Nie większe, niż już dostrzegał, bo użeranie się dalej z dzieciakiem mogło być bardziej męczące, niż co warte. Już było męczące. Van Haarst nie lubił się męczyć bez powodu. Wybuchy emocji u innych potrafiły ukształtować jego dalsze postępowanie w sposób absolutnie przewidywalny. Albo pojawiała się złość, albo rozbawienie, albo obojętność. Dzisiaj wybierał to trzecie, bo najwidoczniej naprawdę dochodził do wniosku, że gadanie Iry nie jest niczym więcej, jak próbą manipulacji, zwrócenia na siebie uwagi, odreagowania emocji. Zabawne, że nie zauważał tego w chwili, w której zaczynał zachowywać się identycznie. Trudno powiedzieć nawet, który z nich był większym hipokrytą. - Do nikogo się nie śliniłem - poprawił cierpliwie i z głośnym westchnieniem rozmasował skronie. Wydawało mu się, czy po tym omdleniu zaczynała ćmić go głowa? Przymrużył nieznacznie oczy, aby zbadać, czy to pomoże na tępe pulsowanie gdzieś w oczodole. Nie pomogło. - Ślinię się tylko do ciebie. Zawsze. - Przypomniał kłamstwo, które powtarzał tysiące razy, a jakie zawsze potrafiło brzmieć przekonywająco, gdy patrzył właśnie na osobę, którą zamierzał do siebie przekonać. Jego oczy podziwiały teraz intensywnie, jak papieros delikatnie migocze pomiędzy palcami rozmówcy. Kurwa, ale by zapalił. Zanim rozpali nowy płomień, należało mimo wszystko przygasić stary. Albo rozpętać pierdoloną burzę. - Mdlej - zachęcił go, ale - co zaskakujące - bez śladu drwiny. Zamiast poszukiwać więcej zaczepek, Leander spokojnie zdjął buty i poluzował krawat. Nie zdołał napluć na trumnę, ale skoro wie, gdzie Carter jest pochowany, to co mu szkodziło wrócić na cmentarz późną nocą. Może jeszcze nadrobić to niedopatrzenie, ale teraz… teraz był zbyt zajęty. Wysunął się do przodu i wyciągnął ręce. Gwałtownie chwytając Irę w pasie, pociągnął go na siebie, aby nie bez trudności przerzucić go sobie przez ramię. Rozmawiali ostatnio o tym, że przytył. W tej chwili pewnie słabo byłoby mu o tym przypominać… - Uratuję cię, księżniczko - oznajmił, gdy przesunął dłoń na jego pośladki. Podtrzymał je w tej chwiejnej pozycji i spróbował ruszyć naprzód, aby zaprowadzić ich do salonu. Nie będą przecież kłócić się pod drzwiami. Po co denerwować sąsiadów... Dość już mu było krwistych rytuałów na poddaszu. -> salon |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny