SALEM WILLOWS Malowniczy park miejski położony na obrzeżach miasta, tuż przy oceanie. Rozpościera się na obszarze zielonych łąk, wśród których biegną malownicze ścieżki spacerowe. Park oferuje liczne atrakcje, takie jak place zabaw dla dzieci, obszary piknikowe oraz urocze ławeczki w cieniu drzew, idealne do relaksu i obserwowania przyrody. W sezonie letnim odbywają się tu także różnorodne imprezy kulturalne i koncerty na świeżym powietrzu, przyciągając nie tylko czarowników z regionu, ale również licznych turystów. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
25 kwietnia 1985 Chwała całej Piekielnej Trójcy – z bardzo wielu powodów, tym razem jednak dlatego, że zaledwie dwa miesiące temu spod ziemi wydobyły się tunele z portalami. Dzięki nim nie musiała jechać przez ponad dwie godziny do Salem, a wystarczyło, że przemieściła się, z motocyklem na podorędziu, poprzez tunel i cyk – od razu znalazła się w odpowiednim miejscu! Wspaniały wynalazek. Gdy już wyszła z określonego miejsca, wsiadła na motocykl z powrotem i czym prędzej pognała w stronę miejsca, gdzie miała spotkać się z Irą. Kiedy zapraszał ją na kolację i drineczki, jak to ujął w liście, nie miała na to najmniejszej ochoty. Ucieszył ją jego list, ale wtedy przeżywała akurat załamanie miłosne, o którym mu niekoniecznie opowiedziała. Po wczorajszym dniu zmieniło się wiele. Powiedziałaby nawet, że wszystko. Nie wiedziała jeszcze, jak bardzo poważny będzie układ, który udało jej się omówić z Mauricem. Do tej pory nawet nie sądziła, że to możliwe. Charlotte wspominała, że bywały takie wyjątkowe sytuacje, ale myślała, że Maurice nie będzie nawet brał jej pod uwagę… a ona nie chciała być przecież zwykłą zabaweczką. A jednak. Gdy więc pędziła przez uliczki Salem, nie wiedziała jeszcze, co dokładnie powie Irze. Wiedziała jedynie, że nastrój jej całkiem dopisywał, chociaż myśli błądziły wokół zupełnie innego miejsca. Dojechała w końcu do parku. Zsiadła z motocyklu, ale ten zabrała ze sobą, pchając go poprzez alejki, aż w końcu dostrzegła czekającego na nią Irę. Jej twarz rozświetliła się uśmiechem natychmiastowo i w normalnych warunkach by nawet do niego podbiegła, żeby się przytulić. No tylko nie chciała zostawiać motocyklu na środku ścieżki. Zepchnęła go na trawnik, oparła o stopkę i dopiero wtedy, zdjąwszy kask i upewniwszy się, że wszystko stoi stabilnie, ruszyła pędem w jego stronę, po to, aby za moment zapleść ramiona wokół jego ciała i bok głowy przytulić do piersi. — Tak się stęskniłam! – Na dzień dobry sama postanawia wytarmosić bok własnej głowy, przytulając się do niego mocno, nim odstępuje go na krok. Jej twarz promienieje uśmiechem. Teraz faktycznie jest szczęśliwa. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
Życie jest popierdolone. Człowiek próbuje sobie poukładać to i owo i nawet mu wychodzi, po to tylko, żeby na łeb spadły zaraz kolejne pojebane sytuacje, których nie dało się przewidzieć. To, że Maurie okazał się syreną – luz. To nawet lepiej, bo wiele wyjaśniło. Byłoby cudownie, gdyby jeszcze nie robił z tego aż tak wielkiego halo, przez co sabotuje naszą relację. Bo przecież nieważne, ile razy mu powiem, że mam w dupie to, jak niebezpieczny może być, on i tak będzie się upierać, że patrzę na niego inaczej. I jeszcze sugeruje mi, że mógłbym nie być w stanie dochować tajemnicy! Wkurwia mnie to za każdym razem, jak sobie przypomnę. No ale nieważne, grzecznie trzymam to w sobie, jak na dobrego przyjaciela przystało. Przecież każdy wie, że na wyrzuty przychodzi moment dopiero, gdy czara goryczy się przeleje, żeby ją rozjebać i wylać wszystko naraz. Dopiero wtedy przychodzi prawdziwa ulga. Ale tak, mniejsza. Mniejsza też o to, że dorosłe życie ssie, że nikt nie ma czasu dla nikogo i nagle trzeba się umawiać z góry na wszystko to, co kiedyś było kwestią spontanicznego zapukania do drzwi. A może to tylko dla mnie nagle nikt nie ma czasu? I jeszcze pieprzona Dolly. Pieprzona Dolly i jej pieprzone… Moje. Moje dziecko. To jest jakiś żart i nadal próbuję to wyprzeć, choć wychodzi coraz gorzej. Jak myślę o tym, że muszę podzielić się szczęśliwą nowiną z ojcem i innymi, to mnie skręca. W sumie nie muszę. I może tego nie zrobię. Wystarczą pieniądze, Dolly to przecież zadowoli. Byle nie trzymała dzieciaka w zlewie, nosz kurwa. Ojciec nie musi wiedzieć. Nikt nie musi wiedzieć. Ale trzymanie tego tylko dla siebie jest przytłaczające. Nieważne. Dzisiaj spotykam się z Allie, żeby posłuchać o jej życiu. Uciec od swojego. Najwidoczniej u niej dzieje się lepiej, co zresztą widać na pierwszy rzut oka, kiedy zeskakuje z motocykla i podbiega cała w skowronkach. Dawno jej nie widziałem. Zbyt dawno. Moja twarz również samoistnie rozświetla się w wesołym uśmiechu, kiedy ją widzę i odpowiadam jeszcze mocniejszym przytulasem, śmiejąc się nad jej głową radośnie. Z nią wszystko jest jakieś takie piękniejsze i mniej ponure. A jej stęskniłam się zawsze jest szczere. — Ja też — odpowiadam bez wahania i jeszcze chwilę mocno ją ściskam, by na koniec potarmosić już i tak rozwichrzone włosy i przyjrzeć się radośnie rumianej buźce. — Promieniejesz, słonko — zauważam z zadowoleniem i zaraz cofam się kilka kroków, tam, gdzie zostawiłem swoje rzeczy. Kocyk, masę słodyczy dorwanych w spożywczaku i dwie butelki wina. I jakieś gotowe żarcie, nie przyglądałem się za mocno, co to. — Chodź, myszko. Rozsiadaj się iiiii — nalewam nam wina do kieliszków zabranych z domu. Słoneczko radośnie odbija się we szkle — opowiadaj! — Z jej listu wynikało, że wiele się wydarzyło. I oczywiście muszę wiedzieć wszystko! — Jak przesłuchanie? Jeszcze raz gratuluję, gwiazdeczko! Jesteś najlepsza, ale to już ustaliliśmy. — Śmieję się, trącając szkłem kieliszek Allie w niewypowiedzianym toaście. — Jak tam ten twój książę? Nadal na białym koniu, czy już z niego spadł? |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Może tylko jej się zdawało, że, kiedy podbiegała, Ira był nie w humorze. Jakiś taki zamyślony, zadumany… nieswój. Kiedy jednak podniosła głowę i spojrzała na niego z dołu, znów wszystko było w porządku. Znów się do niej uśmiechał i znów psuł ją fryzurę, tarmosząc po jasnych włosach. Ze śmiechem dmuchnęła tylko w kilka kosmyków podle opadających jej na twarz, żeby nie zasłaniały jej widoku. Za moment ręką je sobie poukłada na miejsce, na razie nie psuje Irze satysfakcji. Promieniejesz, słonko powoduje tylko, że uśmiecha się znacznie szerzej. Może gdyby nie uszy, uśmiechałaby się teraz na okrągło, tak to ma pewne ograniczenia. Jej uśmiech jest szczery, szczęśliwy i szeroki. Nie może się doczekać, aż opowie mu dosłownie o wszystkim. Na to zresztą nie musi długo czekać. Nawet nie zwraca uwagi na wino, które przyniósł Ira, a po którym przecież nie będzie mogła prowadzić. Pieszo wróci do tunelu, ciągnąc za sobą motocykl, tak to się skończy. Teraz jednak nie jest to jej zmartwienie, bo rozkłada się wraz z nim na kocyku i chichocze krótko, kręcąc z niedowierzaniem głową. Już zdążyła zapomnieć, że Maurice zyskał przydomek księcia. Rzeczywiście; tak, jak go przedstawiała, brzmiał niesamowicie bajkowo. — Zdążył już z niego spaść i wsiąść na niego z powrotem – odpowiada mu w tym samym nastroju, wzrokiem już przeszukując wszystkie smakołyki, które im dzisiaj zafundował. Bezczelnie zaczęła dobierać się do paczki przyniesionych ciasteczek. Z czekoladą. Ciasteczka z czekoladą są najlepsze na świecie. – Cóż, to wszystko dość skomplikowane, i tyle się zadziało, że nawet nie wiem, odkąd powinnam zacząć – rzuca, dla odmiany teraz przeczesując sobie włosy palcami, skoro Ira je już roztarmosił. – To może od początku, że dostałam główną rolę po tym przesłuchaniu, na które poszłam… a ten… „książę” – zakreśla teraz palcami w powietrzu cudzysłów – gra drugą pierwszoplanową rolę. Tak jakby mojego kochanka. Wiesz, wszystkie opery są o miłości. – Być może by znalazła jakieś, gdyby tylko się postarała, które o miłości nie są, ale… o czym mają opowiadać opery, jak nie o uczuciu? Straszna nuda. – Ale powiedz mi może najpierw, jak Ty spędziłeś urodziny. Ja Cię jeszcze zdążę zanudzić moimi perypetiami! – Oj, zdąży. Tylko, że to bardzo długa historia i nawet nie wie, jak ją ubrać w słowa! |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
No, no. Ile my się nie widzieliśmy? Mam wrażenie, że całe wieki, ale przecież nie mogło minąć aż tyle czasu od brokatowego incydentu w jej mieszkaniu. Z miesiąc? Tymczasem jej książę zdążył namieszać jak w kotle — tak przynajmniej wnioskuję po jej rozpromienionej buźce i odpowiedzi. Umówmy się, tak mordkę cieszy tylko ktoś, kogo żołądek opanowała plaga motyli. Cała w skowronkach. Czyli książę zawrócił jej w tej słodkiej główce i o ile dobrze widzieć ją taką szczęśliwą, to sceptycyzm jest wyjątkowo trudny do powstrzymania. Przecież Allie mentalnie jest słodkim, niewinnym dzieciaczkiem. No słowo daję, gdybym nie wiedział, to bym uznał, że jeszcze nie skończyła szkoły z tym swoim malutkim, drobniutkim ciałkiem, rumianymi policzkami i epatującą niewinnością. Pewnie, łatwo szczerze się zakochać w takim diabełku, ale jeszcze łatwiej zafiksować się na punkcie myśli, jak miło byłoby go zniszczyć. Ludzie są chorzy. Jak widzą coś słodkiego, niewinnego i ślicznego, to z jakiegoś powodu nie mogą długo znieść tego widoku. Pewnie dlatego, że nieskazitelność przypomina im o tym, jak sami są niedoskonali. Dlatego wolą sprowadzać ludzi pokroju Allie do swojego poziomu, pokazać, że są lepsi, uzależnić od siebie i- Tyle może pójść nie tak. A jej buzia mówi mi, że straciła głowę dla tego gościa. W tym stanie byłoby ją tak łatwo wykorzystać. I wcale nie trzeba być głupim, żeby się dać. Niby miała już narzeczonego, wie pewnie jak to funkcjonuje, ale… Ech. Po prostu się uśmiechaj i ciesz się razem z nią, jedna rzecz naraz, Ira. Unoszę więc ze szczerym zaciekawieniem brwi, szczególnie zainteresowany tym upadkiem, ale moja buzia się cieszy i wcale nie jest to wymuszone — radość Allie zawsze zarażała, dlatego przebywanie przy niej jest takie odświeżające i, nie wiem, inne. Uwielbiam ją. Tak zwyczajnie. Upijam łyk wina, wsłuchując się w to, co ma do powiedzenia i wymownie unoszę kieliszek, by i ona nie pozwoliła mu zbyt długo łapać słońca. To wszystko trzeba opić! Szczególnie, że tak rzadko teraz to robę — trzeba ostrożnie selekcjonować ważne okazje. Ta jest ważna. Allie wraca do spełniania marzeń i wygląda na szczęśliwą. — Oooooooooooch — reaguję na jej relacje, księcia, rumaka, przesłuchanie, występ i tak dalej. — Nie, nie, nie. Dzisiaj skupiamy się na tobie! Muszę wiedzieć wszystko — zastrzegam, nie mając zamiaru pozwolić, by rozmowa stoczyła z obranych torów. Jeszcze zrobiłaby nam się tu smutna popijawa zamiast wesołej, a do tego dopuścić nie możemy. — Zresztą u mnie nic ciekawego się nie działo, spędzałem urodziny z bratem, jak zawsze. Zrobiliśmy sobie krótkiego tripa po Europie. Ale nie o mnie! — Allie łapie za ciasteczka, a ja za butelkę wina, by dolać jeszcze trochę, bo pierwszy toast wszedł za dobrze. — Mów! Co to za jeden? Przystojny? Młodszy, starszy… magiczny? — To najważniejsze. To zdecydowanie najważniejsze. Poprzedni był niemagiczny, więc bardzo dobrze, że jest już przeszłością. — To coś poważniejszego? Kiedy go poznam? Blondyn, brunet? |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Allie podchodzi do wina dość sceptycznie, głównie dlatego, że przyjechała tutaj na motocyklu i trochę się martwi jak wróci do domu. Jednak podróż pieszo do portalu była dość długa, żeby nie wspominać o tym, że z Cripple Rock jakoś musi dotrzeć do Little Poppy Crest, a to droga dość… daleka. Dlatego ciasteczka najlepiej ratują sytuację i z radością pochłania jedno, gdy Ira odwzajemnia jej entuzjazm. Chociaż trochę marszczy brwi, kiedy ją tak szybko zbywa. Nie dlatego, że coś podejrzewa, skąd. Dlatego, że chętnie by posłuchała, a już szczególnie, kiedy wspomina o tym tripie po Europie. — Byliście w Paryżu? – Allie zwiedziła wprawdzie Włochy, ale zawsze chciała pojechać też do Paryża. Miasto Zakochanych, czy istnieje piękniejsze miejsce na świecie? Z wieżą Eiffla, mostem, gdzie można przyczepić kłódkę ze swoimi inicjałami, jako symbol wiecznej miłości… ach. Może kiedyś tam pojedzie. Maurie wspominał jej, że mówi po francusku. Mógłby nawet robić za przewodnika… Maurie. Tak. Uśmiech na jej twarzy jest znacznie szerszy, kiedy Ira zarzuca ją tyloma pytaniami. Nie ma pojęcia, czy go zna i śmiało może założyć, że nie. Ira przecież jest dość sceptyczny wobec tych rodzin Kręgu i polityki, na tyle na ile zdołała go poznać. — Przystojny – odpowiada bez wahania, oczkami wyobraźni wracając do twarzy swojego księcia. – Śliczny. Szarmancki. Uroczy. Kochany. – Może tak wymieniać bez końca. – Chyba starszy… - w sumie to nie wie, ale wygląda jej na trochę starszego. – I magiczny. – Allie wie, dlaczego Ira pyta. Marcello był niemagiczny i był to solidny kłopot. Nie powiedziała mu nigdy, że ona jest czarownicą i jak tak o tym myśli, to może dobrze wyszło. Włosi są bardzo religijni, propaganda Gabriela tam akurat jest najsilniejsza… - Blondyn. Wysoki. Bardzo wysoki, nawet na szpilkach sięgam mu gdzieś może do brody – rzuca ze śmiechem. To akurat nie jest osiągnięcie, żeby być wyższym od Allie, ale… - Ma śliczne, niebieskie oczy i coś takiego… jakąś taką iskrę. Nie umiem tego opisać. Ma taką pewność siebie, taką sceniczną, że wszyscy nagle potrafią słuchać go bez zająknięcia, a jednocześnie, z tej drugiej strony, jest bardzo wrażliwy. I zupełnie kochany. I ma kota. – Allie ma tylko ropuchę w akwarium, i to też całkiem od niedawna. – Nie wiem, czy to coś poważniejszego. Bo wiesz, Ira, problem w tym, że… on jest… tak jakby… z Kręgu… - wzdycha, biorąc jednak tą lampkę wina. Po jednej nic jej nie będzie. Na pewno. Póki co jednak miesza płyn w kieliszku, obserwując, jak ten spływa po szklanych ściankach. – I z jednej strony przyjaciółka, i on też zresztą, mówili mi, że to się zdarza, że pozwalają na takie związki, ale… to nie jest łatwe. I nie wiem, czy nam pozwolą – wzrusza ramionami, nieco smętnie, upijając łyk wina. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
— Nie, nie tym razem — odpowiadam na wzmiankę o Paryżu, prawdopodobnie zbyt szybko pochłaniając swój kieliszek wina. Jest dość ciepło, a mi się chciało pić, no co? Pusty żołądek oczywiście wprawnie ignoruję, kto tam przejmowałby się szczegółami? — W tym roku zwiedzaliśmy Bałkany. Ale do Paryża zawsze chętnie wracam. A właściwie do Francji ogólnie. Nie byłaś nigdy? Kiedyś cię zabiorę! — Uśmiecham się szeroko, ale zaraz moją głowę nawiedza szybka, mało przyjemna myśl, która sprawnie ostudza zapał. — No albo ten twój książę, Paryż to w zasadzie teraz jego działka — myślę głośno, trochę naburmuszony, bo właśnie zaczynam sobie uświadamiać, co oznacza to całe zakochanie. Teraz się zacznie. Nie pokażę jej cudownych uliczek Paryża ani malowniczych obrzeży, nie zabiorę do swoich znajomych, bo przecież będzie miała od tego swojego kogoś z rumakiem. A ja stanę się piątym kołem u wozu i tyle będzie. Bez sensu. No nieważne. Posłuchajmy sobie o nim. Na to trzeba dolać wina. Patrzcie, patrzcie… Ideał się znalazł. No promienieje dziewczyna, straciła dla tego typa łeb, jak nic. Iskrę ma. I charyzmę. A do tego wrażliwy i z kotami. Gdzie jest haczyk? Albo całe milion haczyków, które zwykle idą w parze za tymi całymi idea- Jest, tak jakby, z Kręgu. Moje brwi unoszą się do nieba, kiedy zbyt głośno przełykam wino. — Tak jakby z Kręgu? — powtarzam po niej, a w mój głos zupełnie niekontrolowanie wkrada się szydercza nuta. Ideał z Kręgu. Ha! Oj Allie, moja biedna, słodka Allie… — Skarbie… — Kiedy unosi kieliszek do ust, ja delikatnym, ale jakże znaczącym ruchem, przechylam go za nóżkę jeszcze mocniej, by sobie nie szczędziła wina. — Będziesz potrzebować tego dużo. — Parskam, kręcąc głową, przy czym nawet nie staram się ukrywać swojego zdziwienia czy sceptycyzmu. — Nie jest łatwe? — Wzdycham głośno, może trochę teatralnie, poprawiając pozycję. Związuję nawet włosy, w końcu czeka mnie tu trochę ciężkiej pracy. Na takie rozmowy to się trzeba solidnie uzbroić! Kurwa. Krąg. — Rybko słodka, to jest kurewsko duże niedopowiedzenie, wiesz o tym, prawda? — Pewnie nie wie. Żyje miłością i myślą, że wszystko to jakoś będzie. Ale poza tym… — Ten twój, jak mu tam, książę, przecież na pewno ma już wytyczone jakieś kandydatki na żony. Powiedział ci o tym? To zupełnie powszechna praktyka w Kręgu, oni nie wydają swoich za kogoś z ulicy, nieważne jak wspaniały by nie był. Chyba że, A — mają w tym jakiś cel, albo B — wydają kogoś, kto jest na tyle badziewny, że nikt z Kręgu go nie chce. A te wszystkie brednie o miłości to można włożyć pomiędzy bajki, oni sobie jej szukają na boku, a potem i tak hajtają się ze swoimi. — Skoro już ten typ mydli jej oczy, to przecież moją powinnością jest je jej otworzyć. Biedna się zatraci w zauroczeniu, a potem będzie bolesne zderzenie z rzeczywistością, płacz i lament, bo dała się wykorzystać. A ten pewnie się bawi w najlepsze, bo dorwał naiwną, bajeczki jej opowiada, a na boku już się szykuje do ślubu z inną. A ptfu z nimi wszystkimi. Do Kościółka to pierwsi, ale żeby wszystkich ludzi traktować godnie, a nie jak zabawki, to już im do głowy nie przyszło. — Zaraz… Mówiłaś, że pracuje w… — Moje brwi ściągają się, a potem unoszą jeszcze wyżej niż wcześniej. — Nie pierdol! To Overtone? — Usta opuszcza znaczący gwizd, popity solidnym łykiem wina. No pewnie, jak już szaleć to na całego i brać się za jedną z tych najbogatszych i najbardziej pozerskich — bez urazy, Maurie — rodzin. — Jak ma na imię? — Już ja cię prześwietlę. Maurie na pewno będzie wiedział, jak wygląda sytuacja. Nie ma robienia w chuja mojej słodkiej Allie. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Lekki cień zawodu odmalowuje się na twarzy Allie. Kiepska z niej podróżniczka, zwiedziła tylko Mediolan i kabiny samolotowe, gdy wracała ze studiów do domu, ale Paryż bardzo chciała zobaczyć. Co prawda wizyta Iry nic by jej nie dała poza sprawozdaniem, ale chociaż tyle. Byli na Bałkanach. Gdzie leżą Bałkany? — Bałkany? – powtarza więc z miną typowej amerykańskiej dziewczyny, która z geografii orłem nigdy nie była. Bo nie była, ale zna przecież prawie wszystkie stany w USA. To bardzo dużo! Buźka jej się cieszy na samo wspomnienie o powrotach do Francji, a rozświetla się uśmiechem jeszcze większym, gdy pada propozycja. Ma już przytaknąć, że bardzo chętnie z nim przecież pojedzie, jeśli tylko da jej taką możliwość, jeśli będzie czas i jeśli uda jej się załatwić szybciutko wolne, ale- Za moment brwi lekko się unoszą pod naporem kolejnych słów. Och, słodki Ira. Taki mały, głupiutki zazdrośnik, jakby faktycznie miał czym się tutaj stresować. — Ale marudzisz, zazdrośniku – mówi ze śmiechem, przysuwając się bliżej Iry, żeby łatwiej było jej napaść go ramionami. Oplotła jego ciało, przytulając głowę do ramienia. Koniec. Teraz się już nie uwolni. – Pojadę z Tobą, no co Ty! Jak tylko mi powiesz, kiedy będziesz mógł mnie zabrać. – Jak na tak wątłe ciałko, Allie ma w sobie wyraźnie dużo siły, bo gniecie go odrobinę za mocno, przyciągając do siebie i tarmosząc bok swojej głowy o ramię jej małego zazdrośnika. Kochany. Ale trochę też głupiutki. Jakby faktycznie myślał, że go zostawi, bo sobie chłopaka znalazła. No, powiedzmy, że znalazła. Ira próbuje przechylić jej kieliszek bardziej, co skutkuje w końcu tym, że odrywa go od ust szybciej, spoglądając na niego z niezrozumieniem i oburzeniem. Jakby chciał ją wręcz utopić! Ofukuje go spojrzeniem pełnym wyrzutów i odstawia kieliszek, bo teraz to ona powinna się obrazić za takie gesty i głupie teksty! Oczywiście, że wie, że to nie jest łatwe, a nawet całkiem bardzo trudne! Ale dlaczego ma się jej nie udać? Maurie powiedział, że mogą spróbować, a ona zrobi wszystko, co w jej mocy, żeby się to udało. Dlaczego miałoby to się nie udać? Maurie twierdził, że przecież była lepszą kandydatką niż niejedna dziewczyna z Kręgu… A poza tym jej wcale nie zależy na nazwisku, tylko na Mauriem. Mógłby nazywać się jakkolwiek inaczej i nadal by jej się podobał. Rozsiada się na tym kocyku i marszczy brwi, kiedy Ira postanawia zrobić jej wykład na temat możliwych środków oszustw. Myślał, że sama o tym nie pomyślała? Za kogo ją uważał, za jakąś głupią i naiwną? W końcu krzyżuje ramiona pod biustem, słuchając go z nietęgą miną, bo przecież o tym wszystkim doskonale wie! — Rozmawialiśmy o tym. – Praktycznie przez to zerwaliśmy, o ile tak mogła powiedzieć, bo przecież razem w ogóle nie byli; to była znajomość niezobowiązująca do czasu wczorajszego. – Dlatego na samym początku nie chciałam się z nim spotykać. Ale potem powiedział, że możemy spróbować czegoś, żebym to ja była tą kandydatką… nie, nie ma wyznaczonych na razie żadnych – a przynajmniej nic o tym nie wspominał, ups – i skoro ja chcę być z nim, a on chce być ze mną, to co w tym złego? – Naprawdę nie rozumiała tych całych problemów. – Nie będę dla niego tylko miłością na boku, już o tym rozmawialiśmy, że się na to nie zgadzam. Ira naprawdę powinien ją lepiej docenić. Teraz to ona jest obrażona, o, i tyle! Obraca głowę z miną lekko naburmuszoną, kiedy Ira nagle łączy kropki i dochodzi do wniosku oczywistego – tak, to Overtone. Tylko po co mu było wiedzieć, jak się nazywa? Patrzy na niego w zdumieniu i również w zdumieniu mówi niewinnie: — Maurice. – Do czego mu to potrzebne? – A co, znasz go? – Albo jakiegoś innego Overtone’a? |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
Zazdrośniku. O ty jędzo, ja ci dam zazdrośnika! Nie jestem zazdrosny, tylko myślę realistycznie! Zawsze tak jest. Przyjaciele przyjaciółmi, ale jak sobie znajdują kogoś, to życie weryfikuje. Jeszcze jak to są jakieś przelotne miłostki, pewnie, spoko, przejdzie i wszystko wróci do normy. Ale jak się umawia z kimś z Kręgu i ją tak wzięło, to raczej nie liczy na nic przelotnego. Tylko patrzeć, jak zacznie zapominać o przyjacielu i pochłoną ją te wszystkie durne, kręgowe rzeczy jak popołudniowe herbatki z innymi panienkami czy dekorowanie psa pod wystrój willi. Tymczasem psia mina gości na mojej buzi, kiedy zaręcza, że pojedzie ze mną, a szczenięce spojrzenie upewnia się, że myśli to, co mówi. Dobra, niech jej będzie, że wierzę. Ale jak mnie wystawi, to już ja jej nie dam zapomnieć o tym co mówiła dzisiaj! — Teraz już się nie wykpisz, ostrzegam lojalnie. — Choć jeszcze trochę jestem naburmuszony, to przynajmniej nie odbija się to w moim głosie. Paryż z Allie brzmi cudownie. Byle tylko zdążyć, zanim wpadnie z tym swoim fagasem, bo wtedy to już będą musieli wziąć ślub, a z klatki, szczególnie tej w odcieniach złota, ciężko będzie ją wydostać. Teraz kolej na Allie, żeby się trochę powkurwiała, ale proszę bardzo, niech się boczy — ja jej tylko mówię prawdę, a nawet jak jest niewygodna, to od tego przecież jestem! Nie będę jej mydlić oczu, od tego może będzie miała te swoje fałszywe kręgowe psiapsióły, jak się już zapuści w to zepsute towarzystwo. A jak potem będzie płacz, że wyruchał i zostawił, albo naobiecywał złote góry, a potem zrzucił ją z samego ich szczytu, to nie będzie mogła chociaż powiedzieć, że nikt jej nie ostrzegał. Obyśmy nie musieli się przekonywać. Rozmawiali o tym. Rozmawiali o tym, że jego rodzina ma oczekiwania co do małżonki i…? Zaraz, jeszcze raz, ile oni się znają? Pojebało mi się coś? To nie był jakiś… miesiąc albo mniej? I rozmawiają o małżeństwie? O zgrozo. — Zaraz, zaraz… Czyli w zasadzie ci się oświadczył? — Co jest, kurwa? Ledwie zapamiętali swoje imiona, a tu już lecą takie deklaracje i kombinacje, żeby uczynić ją odpowiednią kandydatką? Jak to się w ogóle robi — zbiera się karteczki z wpisami kapłana po każdej mszy o wzorowym sprawowaniu? To wystarczy, czy będzie musiała jeszcze nauczyć się jak stawiać kroki z wiatrem, żeby nie rozsiewać wokół siebie woni plebsu? Nerwowo pociągam łyk wina i to jest błąd. Gwałtowne wciągnięcie powietrza w reakcji na imię, które padło, nie idzie w parze z przełykanym płynem. Gwałtowny kaszel z początku nie pomaga, a ja podnoszę się panicznie na nogi, czując, jak krew zaczyna napływać do głowy. Zanim udaje mi się odkasłać to, co zaatakowało złą dziurkę, całe życie mogłoby mi przelecieć przed oczami, ale jedyne co przelatuje, to tylko krótka myśl: kurwa, jaka głupia śmierć. Na szczęście w końcu udaje mi się złapać łapczywy oddech, a zmysły wracają kolejno. Uświadamiam sobie, że stoję, wyciągając przed siebie dłoń, by trzymać Allie na dystans, bo wiadomo, poradzę sobie. Kieliszek z winem leży u moich stóp, a wino w trawie — przykra strata, serce boli. Imię obija się po mojej głowie jak wyrok. Odkasłuję, jeszcze czerwony, siadając z powrotem na kocu, jakby nic się nie wydarzyło. Odgarniam gładkim ruchem włosy z czoła, biorąc jeszcze jeden gwałtowny wdech. To niemożliwe. Maurice. Maurie. Maurie nic nie wspominał. Praktycznie oświadcza się lasce, zaręcza ją, że traktuje ją poważnie i… nic mi o tym nie mówi? Dlaczego? Dlaczego to musi być Maurie? Kurwa, przecież… Przecież my jeszcze niedawno… Kiedy to było? Odkasłuję ostatni raz, wciąż czując nieprzyjemne fantomowe uwieranie w gardle. — Znam — odpowiadam w końcu tak, jakby moja zabawa z winem nie była dostatecznie dobitną odpowiedzią. Przeciągam dłonią po twarzy, przymykając na moment oczy. Kurwa. Maurie. Maurie i Allie. Nie tylko ona mnie zostawi. On też. Nawet mi o niej nie powiedział, chciał to zrobić po cichu, po prostu pewnego dnia przestałby się odzywać, narobił sobie dzieci i- Dolewam wina i wypijam je ciurkiem, niezrażony przeprowadzonym przez nie atakiem sprzed chwili. Dolewam jeszcze kieliszek. Jebać to. — Przyjaźnimy się. — Czy na pewno? Skoro się przyjaźnimy, to dlaczego taką zmianę w swoim życiu uznał za niewartą wspomnienia? Miałoby to sens, gdybym miał rację, gdyby tylko się nią bawił. Ale Maurie… Maurie nie jest taki. Chyba. Nie, przecież sam mówił… Jeśli się zabawi, to potem przestaje się odzywać, czemu miałby rzucać deklaracje bez pokrycia? Nie bawi się. Musi być między nimi coś prawdziwego. Coś prawdziwego. Oni naprawdę się hajtną… — Kiedy zaczęliście się spotykać? — To ważne. Kiedy była pielgrzymka? Koniec marca… Chyba trzydziesty. Kiedy Allie mi o nim pierwszy raz wspomniała? Nie pamiętam. Kurwa, nie pamiętam. Jeśli ona wierzy, że on stracił dla niej głowę, jeśli on wmawia jej, że jest kandydatką na żonę, a potem pozwala mi obciągnąć mu w środku lasu bez chwili wahania to… To co? Przecież sam nie wierzę w wierność, a jeśli dopiero zaczęli się spotykać, to ciężko to nawet nazwać związkiem. Ale tu chodzi o Allie. Ona to widzi inaczej. I Maurie na pewno wie, że ona szuka czegoś prawdziwego, czegoś bajkowego, trwałego i uczciwego. Wykorzystywanie tego i zabawianie się z kimś innym za jej plecami byłoby okrutne. Tego nie robi się takim osobom jak Allie. Po prostu nie. I nie, kurwa, ze mną. Na słodką Aradię, przecież ona nie może się o tym dowiedzieć. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Cień uśmiechu wkrótce błyska pełnym uśmieszkiem, przepełnionym czułością i radością, kiedy udało jej się udobruchać tego małego zazdrośnika, i nie patrzył już na nią tak naburmuszony. Dzięki temu przestaje się przymilać jedynie do ramienia, a obejmuje go ciasno, bok twarzy łagodnie wtulając w zagłębienie w szyi Iry. — Nie zamierzam – odpowiada równie lojalnie. – Ale musisz mi powiedzieć wcześniej, bo nie wiem, czy zdążę uzbierać pieniądze na wycieczkę tak szybko z tego mojego kieszonkowego. Nie oszukujmy się, kelnerka nie zarabiała kokosów, ale na podstawowe potrzeby i dokładanie się do rachunków starczało. Uzbierała nawet na motocykl i była w stanie go utrzymać. Tak, jak była utrzymać żabkę, ale ta akurat nie była zbyt wymagająca, tylko czasem musiała coś mlasnąć językiem i przysłuchiwała się melodiom, które akurat rozbrzmiewały w pokoju. Pewnie zna już całą trzygodzinną Traviatę na pamięć. Boczenie boczeniem, obrażanie obrażaniem, ale Allie naprawdę nie uważała się za aż tak małą dziewczynkę. Porozmawiała przecież z Mauriem o wszystkim i gdyby nie jego szczere zapewnienia (spojrzenie zbitego psiaka i absolutny brak pewności, który przecież nie opuszczał go prawie nigdy), nie próbowałaby z nim niczego kontynuować ani stwarzać. Nie starałaby się. Nie pozwoliłaby na powrót do siebie. Po prostu nie, to by było zbyt bolesne, aby pozwalała sobie na miłość, a potem dała się odsunąć, bo jest niegodna, aby móc chociażby trzymać go za rękę. Mruga krótko oczami na nagłe pytanie Iry i chociaż pierwotnie wywołuje zdziwienie, sama reagowała praktycznie tak samo. Maurie wtedy dodał, że to nie są oświadczyny. Więc nie były. Ale gdyby tak nie powiedział, pomyślałaby, że właśnie się jej oświadczał. — Nie – odpowiada więc przyjacielowi i wzdycha krótko. – Po prostu uznaliśmy, że spróbujemy. Byłoby łatwiej, gdybym pochodziła z Kręgu, ale ponieważ nie mam nazwiska… musieliśmy uzgodnić od razu, że to wszystko jest na poważnie. A nie tak, jak mówisz. Nie zgodziłaby się na warunki bycia jedynie przygodą. Nie, po prostu nie. Może jej życie nie miało takiej wartości jak istnienie czarowników urodzonych z nazwiskiem i majątkiem, ale wciąż miała chociaż szczątki godności. I po prostu nie chciała cierpieć. Nie tak dawno temu rozstała się z Marcello. Udało jej się o nim zapomnieć, szczególnie teraz, ale nie przeżyłaby po raz kolejny takiej samej straty. Nie w tak krótkim odstępie czasu. Absolutnie nie rozumie reakcji Iry. To znaczy… rozumie. Nagłe zachłyśnięcie się winem oznacza, że Ira zna Maurice’a i absolutnie nie byłby w stanie przekonać jej, że jest inaczej. Mimo to odsuwa teraz tę myśl na bok, bo podsuwa się delikatnie, z ręką wyciągniętą, jakby chciała pomóc – i wtedy gestem zatrzymuje ją Ira, że wszystko jest w porządku. Więc siada znów na miejscu i czeka, aż kaszleć przestanie. Przyjaźnimy się powoduje znaczne uniesienie brwi. Nie wiedziała o tym. Ani od Iry, ani od Maurice’a, ale jakoś niespecjalnie ją to teraz dziwi, gdy myśli o tym głębiej. Maurice też niedawno dopiero się dowiedział, że Allie przyjaźni się również z Charlotte, która była niegdyś jego narzeczoną. Takie to wszystko pogmatwane i poplątane, że zaczyna się już przyzwyczajać… Nie wie tylko, dlaczego to ma takie znaczenie, od kiedy się spotykają. To takie ważne? Czy znowu zamierza prawić jej kazanie, że to wszystko za wcześnie i w ogóle będę Twoim trzecim rodzicem, masz szlaban? — To skomplikowane – odpowiada zgodnie z prawdą, bo to było w rzeczy samej skomplikowane. – Zaczęliśmy się spotykać po przesłuchaniu, które było na koniec marca, jeszcze przed Męczeństwem Aradii – próbuje sięgnąć pamięcią do tego dnia i zdecydowanie tak było. Wtedy pocałował ją po raz pierwszy i wtedy poszła z nim na pierwszą randkę. Wymienili kilka czułych listów, wysłała mu babeczki ze specjalną przyprawą, która wywoływała brak potrzeby snu. Pomogła mu, a Allie bardzo lubiła i bardzo chciała pomagać. – Ale dość niedługo, bo na początku kwietnia się… w zasadzie to nie była kłótnia, ale powiedział coś, przez co mi było przykro. I od tamtej pory zaczęłam go unikać. – Nieco za duże słowo jak na fakt, że przyjęła rolę i widywali się w teatrze. – Próbował zagadać jeszcze na próbie muzycznej, ale z nim nie chciałam rozmawiać. Wydaje mi się, że jasno mu dałam do zrozumienia, że nie chcę być tylko przygodą, która będzie musiała odejść na bok, bo zjawi się inna kobieta, z którą będzie brał ślub… bo co ze mną? Jego życie będzie ułożone, a ja? – Teraz wydawało jej się to rozsądne i nie żałowała, że stanęła w obronie samej siebie. Żałowała tylko, że zrobiła to w taki sposób. – No ale i tak musiałam z nim porozmawiać po próbie reżyserskiej, bo zrobił coś trochę nieoczekiwanego na scenie i musieliśmy o tym porozmawiać… i przy okazji ustaliliśmy to, co Ci powiedziałam. To było wczoraj. Nadal – jakie to ma znaczenie? Dostał cały przebieg tego związku. Dość niewielki, więcej razem nie byli niż spędzani wspólnie czas, ale to nic takiego. Wystarczyło jej przecież zapewnienie, że mówi i myśli o niej poważnie. Przecież by jej nie okłamał. Prawda? — Myślisz, że mógłby mnie okłamać…? Nie zrobiłby tego. Na pewno nie. Prawda?... |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
Jeszcze zanim to wszystko się stało, a my snuliśmy swoje urocze plany o wycieczce do Paryża, ja z humorem, który nadal miał się nie najgorzej, upewniłem się, aby moje spojrzenie wyrażało za jaką niedorzeczność uważam to, co mówi Allie. — Chyba kpisz. Ja stawiam. — Natychmiast kładę palec na słodziutkich, różowiutkich ustach Allie, kiedy tylko próbuje je otworzyć do protestu. — A a! Bez dyskusji, no, wracając… Temat posuwa się dalej i następuje cały koszmar z cholernym winem, cholernym (ale słodziutkim i kochanym) Mauriem i tym, jak cały świat sobie ze mnie kpi, bo to przecież jest ewidentna kpina. Jakie były szanse? No jakie? Spotkali się przypadkiem na tej zasranej plaży i akurat jakoś tak się stało, że obydwoje są mi obecnie na tyle bliskimi osobami, że choć wcale nie znam ich przesadnie długo, to nie umiem już wyobrazić sobie życia bez obecności w nim tej dwójki. Będę musiał zacząć. Wiadomo przecież, jak to się potoczy. Zawsze tak jest. Każdy brnie w swoje życie, swoje związki, swoje rodziny, swoje, kurwa, rachunki, problemy i uciechy, a ja stanę się reliktem przeszłości. Bo czas postępuje do przodu i wszyscy się starzeją i nikt już tak nie patrzy na przyjaciół i- Przecież nie pozwolę im o sobie zapomnieć. Oczywiście, że nie. Mogę już swobodniej oddychać i dalej sączyć swoje wino, tym razem już bez krztuszenia się nim. Powoli oswajam się z tą informacją, a kiedy Allie mówi, ja próbuję jeszcze ułożyć sobie jej poprzednie słowa w kontekście Mauriego. To wszystko zmienia. Czy rzeczywiście wszystko? Cóż… Nie. Przecież to nieprawda. Lubię ignorować fakt, że Maurie jest częścią tej zepsutej machiny, ale tak naprawdę nie sposób o tym zapomnieć. Pasuje do niej. Swoją elegancją, charyzmą i tym, jak wpatrzony w siebie jest, jak lubi być podziwianym, jak lubi, kiedy ludzie robią tak, jak sobie zażyczy. A jednocześnie odstaje od niej przy tych, przy których może sobie na to pozwolić. Przy mnie. Mogę ignorować, że jest z Kręgu, bo jego indywidualne cechy są dużo ważniejsze, wyraźniejsze i dużo bardziej uzależniające niż ta cała gówniana otoczka. Ale czy to znaczy, że rzeczywiście zakochał się w Allie i w jego postępowaniu nie ma żadnej złej intencji? Nie wiem. Znam go, ale nie w kontekście czyjegoś partnera. Gdyby był z kimś, kogo nie znam, a przy tym dawał mi sobie obciągać choćby i regularnie, miałbym to głęboko gdzieś. Monogamia jest dla mnie czymś niemożliwym. Tylko że ja dobieram sobie takich ludzi, którzy albo wiedzą, na co się piszą, będąc ze mną, albo są na tyle chujowymi ludźmi, że nie mam wyrzutów, puszczając się na boku. No i nie nazywam tego związkami. Tylko jednego uważałem za stałego partnera i było to wyjątkowo głupie, chociaż to już musieli uzmysłowić mi inni ludzie. Ale Allie znam i na Allie mi zależy. Nie chcę być częścią tego, co robi Maurie. A coś robi, skoro zaczęli się spotykać przed tym, co wydarzyło się na pielgrzymce. Zaczęli spotykać się pod koniec marca. Więc w zasadzie to był sam początek. Może tylko rozmawiali, może to nie było na tyle jednoznaczne, by ktokolwiek mógł widzieć skok w bok w kategoriach zdrady? Pewnie tak. To Allie, do wyra na pewno z nim nie poszła. Z kolei niewinnych buziaków Maurie jeszcze by nie nazwał raczej związkiem, przynajmniej sądząc choćby po naszej relacji. Może sam dopiero z czasem zauważył, że Allie nie jest taka. Pewnie tak. Pewnie nie ma o czym mówić. Nie ma potrzeby, by o tym wiedziała, bo nic się nie wydarzyło. No i muszę poznać jego wersję. Chcę wiedzieć. Nie widzę powodu, dla którego miałby mydlić jej oczy, skoro wejście w ten związek i rozwinięcie go z zasadami narzucanymi przez Krąg jest problematyczne również dla niego. Jeśli naprawdę bierze Allie na poważnie i chce to sformalizować, to obydwoje posiwieją pewnie od nerwów, stresu i wiecznych szeptów dokoła nich. Nie orientuję się, jak długo milczę, wpatrując się w wirujące leniwie wino, gdy Allie skończyła już mówić. Dopiero po dłuższej chwili unoszę na nią spojrzenie, ale mój entuzjazm już nie wraca w nienaruszonej formie — łatwiej poddać się napływającemu do głowy szumieniu, wywołanemu winem. Nie chcę, żeby byli razem. Czemu? Po prostu. Po prostu nie. — Naaaaah — zbywam jej zmartwienia wbrew sobie, wbrew każdej zepsutej cząstce mnie, która podszeptuje kusząco, by zrobić tak, aby zwątpiła w ten związek. — Nie wiem, czemu miałby. To Maurie, nie jest egoistycznym kutasem. Ale ja jestem i potrzebuję czasu, żeby to wszystko przetrawić. Wyjątkowo mocno nie mam teraz ochoty słuchać o ich miłosnych uniesieniach i słodkich planach na przyszłość. Zerkam na wino, orientując się, że praktycznie sam wychlałem całą butelkę i nie wiem, kiedy to się stało. To by wyjaśniało, czemu zrobiło się tak gorąco. Nie mogę jej zaproponować kimania u mnie. Jestem o kieliszek od wypłakania swoich żali i wkurwienie się o to, że próbuje być szczęśliwa, a ja nie jestem. Drugie wino wychylę w domu. Sam. — Mówisz do mnie zagadkami — zarzucam, wydymając poliki z teatralnym obruszeniem. — „Powiedział coś przykrego”, „zrobił coś nieoczekiwanego”. — Wywracam oczyma. — Nie gadasz z matką, s z c z e g ó ł y poproszę! — Szturcham ją ramieniem, zasłaniając całą swoją gorycz standardowym, złośliwym uśmiechem i bezbrzeżną ciekawością wypisaną w oczach. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Ja stawiam było stwierdzeniem oczywistym – oczywistym w sensie takim, że oczywiście, że padnie. Allie była na nie przygotowana i już otwierała usta, żeby zaprotestować – ale jej protest również był faktem oczywistym. Tyle oczywistości w tej relacji. Kręci więc głową z uśmiechem, nawet jeśli nie do końca jej się podoba, że miałby za nią płacić i to przez całą wycieczkę. Podróż do Europy przecież nie należała do najtańszych, akurat nikt lepiej niż Allie tego nie wie. — Jesteś niemożliwy. – I na pewno coś dostaniesz w zamian, nie powiedziała na głos, bo też by się oburzył. Nawet powoli w głowie myślała, co to takiego mogłoby być. Będzie musiała poeksperymentować, ale hej, przecież ma jeszcze trochę czasu, prawda? Przecież nie jadą jutro. – To chociaż mi powiedz wcześniej, kiedy mam żebrać o wolne w pracy. – To już inna kategoria. Teraz prace miała dwie, ale tą główną wciąż pozostawało Palazzo. Za kilka dni miała zagrać premierę i niewiadomo, czy po niej dostanie jeszcze jakąś rolę. Monolog płynie z ust Allie na tyle, że nawet nie zauważa zmian, które mogłyby zajść na twarzy Iry. W gruncie rzeczy teraz już nic nie będzie dziwne – na pewno nie dziwniejsze niż fakt, że obecny partner (może go tak nazywać?) Allie okazał się też przyjacielem Iry. Bo w sensie – jakie są szanse? Na świecie jest tak wiele osób, a poznali się właśnie oni, w tym ciasnym gronie, w ogóle nie wiedząc wcześniej o swoim istnieniu. Teraz zaczyna mieć wątpliwości, czy świat naprawdę jest taki mały. Najpierw Charlotte, która okazała się dawną narzeczoną Mauriego, a teraz Ira, który jest jego przyjacielem. Powoli robi się za dużo tych przypadków i przypadkowych znajomości. Cisza zapada, gdy monolog się kończy. Allie, pełna wątpliwości, jeszcze przez chwilę gryzie się sama z własnymi myślami, nim spogląda na Irę i orientuje się, że ten przez cały czas był dziwnie milczący. Powinna zrzucić to na karb szoku – ona pewnie też byłaby zdziwiona. Ale to nie brzmi jak Ira. Ira wpychający się ze swoim entuzjazmem i wysłuchujący o księciu z bajki, wręcz sam ciągnący ją za język – teraz był dziwnie wycofany. Otwiera usta, żeby go zaczepić, ale wtedy sam budzi się z powrotem i jej odpowiada. Że Maurie nie jest egoistycznym kutasem. I tyle wystarcza, pewien ciężar opada z młodego jeszcze serduszka Allie, gdy wzdycha z pewną ulgą. Czyli jednak był z nią szczery. Czyli jednak naprawdę chce spróbować. Czyli jednak… jednak jeszcze mają szansę. Dobrze. Bardzo dobrze… W tym wszystkim nie orientuje się, że to Ira wypił prawie całe wino, a Allie siedziała wciąż z kieliszkiem niemal nietkniętym. Podniosła na niego wzrok, gdy ten podpuszcza ją i wypytuje o szczegóły, a ona wywraca oczami. Teraz to będzie niezręczne. Maurice był jego przyjacielem, czemu miałby słuchać o tym, co narozrabiał jego przyjaciel? Ale Ira po prostu lubił wiedzieć. — Teraz to już nic wielkiego – wzrusza ramionami krótko. Nie wiedziała, czemu miałaby mu w sumie nie powiedzieć. Teraz to wszystko należy do przeszłości, na której bazie podjęli takie a nie inne decyzje. – Kiedy siedzieliśmy u niego w domu jakoś na początku kwietnia, zasugerował trochę, że to wszystko nie będzie mogło trwać wiecznie, ale chciałby tak… chociaż do momentu, w którym nie będą kazać mu się żenić. I to nie tak, że ja nie chciałam, w sensie z nim być, ale nie chciałam być tylko dodatkiem. Wiem, że nie jestem z Kręgu i nie mam świetnego nazwiska z całym rodowodem, ale to nie znaczy, że ja też nie mogę być szczęśliwa. Albo mam mniejsze prawo do szczęścia i mam pozwalać się porzucać jak jakąś zabawkę. No nie jest tak? – Nie potrzebowała odpowiedzi, przecież wiedziała, że dokładnie tak jest. W jej życiu było wystarczająco dużo nieszczęścia, musiała zrezygnować ze wszystkiego, co kiedykolwiek sprawiało jej przyjemność i dawało szczęście. I miałaby się pchać jeszcze w relację, z której również musiałaby zrezygnować i od początku była stracona? Przecież to by było okrutne. Mniej bolesnym było po prostu odejście w tej chwili. – Ale na próbie reżyserskiej, gdy graliśmy taką scenę, gdzie Violetta poddaje się wyznaniu Alfredo… pocałował mnie. Tak przy wszystkich, tego nie było w scenariuszu – rzadko kiedy opera zakłada z siebie jakiekolwiek pocałunki; kiedyś aktorzy najwidoczniej byli bardziej pruderyjni – że nawet reżyser nie wiedział, co powiedzieć. Kazał nam się dogadać, no to się dogadaliśmy. Tylko niekoniecznie na temat spektaklu. Tak całkiem przypadkiem zgodzili się związać ze sobą całe życie tylko dla kilku chwil szczęścia. |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
Tyle szumu o trochę pieniędzy na wycieczkę. Niedługo w ogóle nie będzie się martwić. Patrzę tak na nią i coraz mocniej uświadamiam sobie, że ona tak naprawdę nie wie, na co się pisze. Może sobie wmawiać, że jest inaczej, ale nie ma pojęcia. Nie ma doświadczenia z tym typem ludzi, z tym towarzystwem, z salonami i… z pieniędzmi. Jest ze świata, w którym na krótką podróż trzeba odkładać konsekwentnie z wypłaty, a w pracy żebrać o kilka dni wolnego i jechać z wyrzutami, że zostawia się robotę na głowie innych pracowników. Za jakiś czas, gdy już będzie po tej drugiej stronie, nie będzie umiała docenić Paryża. Będzie mogła w każdej chwili wsiąść w samolot i polecieć, gdzie tylko jej się zażyczy. Ze służbą i nielimitowaną kartą kredytową. Pewnie nie do końca dochodzi do niej, jak obrzydliwie bogaci są Overtonowie. Ja sam nie narzekam na finanse, a i tak czasem, gdy przypominam sobie w jakim świecie wychował się Maurie, trochę mnie zatyka. Wystarczy wejść do jego chaty, by to uderzyło. Ale rozumem Allie. Przy Mauriem łatwo jest stracić czujność i wyobrażać sobie, że jesteśmy z tego samego świata. Potrafi schować swoje wychowanie do kieszeni, nawet jeśli ta jest zbyt płytka, by nic z niej nie wystawało. Mówi, a ja słucham z uśmiechem, opierając brodę o szyjkę pustej butelki, która wbija się nieprzyjemnie w żuchwę. Nic sobie z tego nie robię i usiłuję skupić się na jej słowach, chociaż to robi się coraz cięższe. Głowa mi ciąży, świat zaczyna wirować, a moje myśli samoistnie uciekają w swoją stronę, przez co ciężko utrzymać skupienie. I ta butelka, na której się podpieram też jakoś dziwnie się chwieje. Czyli chciał się wykpić i zrobić z niej przejściowy związek. Tak, to miałoby więcej sensu. To znaczy, gdyby nie chodziło o Allie. Może to i dobrze, że mi nie powiedział. Gdybym nie zorientował się, o kogo chodzi, sam bym mu pewnie doradził, żeby pobył sobie z tą laską i zobaczył czy mu wygodnie, ale nie nastawiał się na małżeństwo. Bo i tak wcisną mu kogoś odpowiedniego, a jeśli nie chce prywatnej rewolucji to będzie musiał ten ślub wziąć. Niech więc go bierze i żyje dalej swoim życiem, kiedy żona będzie żyć swoim. Tak właśnie miało być. Miał mieć kogoś nieważnego, formalnego. Czysty biznes. Wtedy mógłby dalej spędzać ze mną beztrosko czas, moglibyśmy udawać, że nic nas nie dzieli, śpiewać jak durnie, podskakując pod rękę w środku nocy przy akompaniamencie oceanu. I z Allie też mógłbym to robić, na zawsze zostałaby tą samą Allie, słodką, uroczą i niedbającą o to, by wymienić trampki na eleganckie szpilki, czy nie narazić się tabloidom. Te czasy się skończą, gdy zostanie panią Overtone. Skończą się wcześniej, gdy- Pocałował ją przy wszystkich, choć tego nie było w planie. A więc te czasy już się skończyły. Tylko czekać aż buzia Allie zacznie atakować ze stron Czarownicy czy innego Zwierciadła. — Brzmi jak Maurie — mruczę ze śmiechem, aż w końcu podbródek zsuwa się z butelki, a ja w ostatniej chwili odzyskuję równowagę i prostuję plecy. — Zawsze robi, co chce. — I jest kapryśny. I tak naprawdę czasem jest egoistycznym kutasem. Ale w ten niewinny, nieszkodliwy sposób. Od innej strony go nie poznałem. Dla mnie jest człowiekiem, który wyciąga mnie z wody, wiedząc, że tym samym zdradzi swoją wielką tajemnicę i narazi własne bezpieczeństwo. Człowiekiem, który oddaje swoje buty, choć jemu też jest zimno w stopy. I co z tego, że czasem la- Że lamentuje. Zapomniałem o tym. Tak jakoś… po prostu. Zapomniałem, że jest do tego zdolny. A co, jeśli… Nie. Nie, to głupie. Po co miałby to robić? Jeśli chce mu się bawić w te całe przepychanki z rodziną, to przecież naprawdę musi lubić Allie, w innym wypadku łatwiej byłoby mu wziąć kogoś z Kręgu. Tak… — Chyba trochę przegiąłem — mamroczę, znów zawiesiwszy głowę na butelce i wzdycham ciężko, bo coraz trudniej znaleźć mi siły na udawanie, że to wszystko zupełnie mnie nie uwiera. — Aaaaaaaallie — jęczę, opadając miękko na plecy, by westchnąć jeszcze ciężej. — Naebaem się. Ty i Maurie… Wow. Będziemy mogli razem robić rzeczy ibawićsięnawaszymślubieijeździćpoświecie — ostatnie słowa zmieniają się w bełkotliwe pomruki. Zasłaniam oczy przedramieniem, co można z powodzeniem uznać za odgradzanie się od słońca. — Odprowadzę cię do tuneli — deklaruję się i podnoszę cielsko wyjątkowo niezgrabnie jak na profesjonalnego akrobatę. I wyjątkowo chwiejnie też. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Alisha Dawson
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 12
TALENTY : 26
Zawsze robi, co chce. Tak. Trochę zauważyła. Ale to „robienie, co chce” zazwyczaj wychodziło na dobre. Na przykład – kiedy zapraszał ją na przesłuchania. A potem – kiedy wskoczył za nią na scenę, żeby wbiec w kulisy, aby ratować mdlejącą księżniczkę. Albo jeszcze – tuż po ogłoszeniu wyników, kiedy ją uspokoił. Potem – kiedy całował ją w zaciemnionym teatrze, na pustej widowni. I potem – kiedy zaprosił ją na randkę, a ona odmówiła. I tak na nią poszli i bawiła się naprawdę cudownie. I potem, kiedy całował ją na scenie. No i potem, kiedy zaproponował jej… Po prostu przyjmijmy, że naprawdę robi to, co chce, i wcale nie wychodzi to najgorzej. Inni też wcale źle na tym nie wychodzą. Na przykład Allie nie żałowała żadnego z tych skradzionych pocałunków i żadnej z tych wspólnie spędzonych chwil. Czujne oko (a bardziej – ucho) dostrzega (słyszy), że stan Iry znacznie się zmienił. I może dopiero teraz dociera do niej sens trzymanej pod żuchwą pustej butelki, na której zaczyna się gibać w tą i z powrotem, jak na wymienionym i rzeczonym weselu. W uśmiechu Allie jest trochę politowania, jak dla małego dziecka, które właśnie snuje fantazyjne wizje. Nie chce mu ich psuć, dlatego tylko uśmiecha się ładnie i kręci głową – nie dlatego, że jego myśli są niedorzeczne, ale dlatego, że nie ma w ogóle umiaru w piciu wina. — Nie. Ja Cię odprowadzę, chodź. Jeszcze by się zgubił po drodze. Mogłaby odwieźć go do domu na motorze, ale wolała nie ryzykować, że postanowi sprawdzić, jak to jest jechać po pijaku i bez trzymanki, dlatego wybrała wersję pieszą, pilnując przy okazji, aby nigdzie się nie oddalił za bardzo. Tak było aż dotarli do domu – gdzie bezpiecznie go zostawiła i jeszcze się upewniła, że trafi w drzwi. Po małym pożegnaniu wsiadła na motocykl i pojechała w stronę tuneli. Prawie nic w końcu nie wypiła. Nic się nie stanie. Alisha i Ira z tematu |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : sopranistka | solistka w Teatrze Overtone