Esther Marwood
NATURY : 18
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 166
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 25
TALENTY : 9
OGRÓD Przydomowy ogród zachwyca swoim urokiem i harmonią natury, bogactwem kolorów i aromatów, jest małym królestwem pani Marwood.Głównym elementem tego malowniczego krajobrazu są piękne rabaty kwiatowe, które roztaczają się wokół przestrzeni z wdziękiem i kolorową różnorodnością. Kwietne kompozycje o ciepłych barwach otaczają warzywniak, dodając mu uroku i koloru. W części z warzywniakiem gęsto posadzono marchewki, pomidory, czy sałatę. Przechodząc przez całą długość ogrodu można dotrzeć do szopy, będącej królestwem pana Marwooda. Dalej, za gęstymi drzewami i krzewami, majaczy się ognisko, gdzie rodzina czasem zbiera się wraz z przyjaciółmi, by wspólnie spędzać czas. [ukryjedycje]Rytuały w lokacji: kocioł smoły [moc: 114] |
Wiek : 50
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : siewca historii magii
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
kwiecień 9, 1985 Siedział w swoim ogrodzie, otoczony tak miło przez rozkwitające wokół kwiaty i pąki warzyw, które posadziła Esther. Sam niewiele znał się na marchewkach, cebulach czy nawet kapuście, znacznie chętniej będąc po prostu jedzącym, nie kucharzem czy producentem. O gotowaniu wiedział tyle, że ojciec wszystko zje. Prawda. Drzewa puszczały pierwsze liściaste pąki. Był wczesny kwiecień, a powietrze wokół brzmiał jakby świeżość. Nowy początek — przecież tyle lat na niego czekali. Przygotowania kowenu do najważniejszych ze wszystkich misji, należało rozpocząć wcześnie. Wszelkie treningi z Sebastianem to tylko zalążek, Marwood usilnie próbował przypomnieć sobie wszystkie skomplikowane praktyki magiczne, na wypadek, gdyby ponownie musiał ich użyć. Tak wiele lat minęło od studiów, a on dalej spoglądał na dawne podręczniki z utęsknieniem, siadając teraz z jednym z nich na rozdygotanym krześle. Junior gdzieś tam w oddali opracowywał właśnie nowy sposób na podróż zabawkowym wozem strażackim po wszystkich deskach leżących pod starą stodołą. Nie trzeba było go pilnować, trzeba było pilnować siebie w jego towarzystwie, a ojciec rodziny dzisiaj miał znacznie ważniejsze zadania. Intensywne studia nad magią rytualną w dziedzinie wariacyjnej dopiero się rozpoczynały. Zanurzony w księdze, którą kupił przed czterdziestoma laty w Deadberry, zaczynał ignorować otoczenie. Marwood szczególnie skupiał się na zrozumieniu wszystkich opisanych skomplikowanych procesów, a to przychodziło z łatwością. Magia wariacyjna była przecież tak blisko teorii magii, jak to tylko możliwe. Podstawy rytuałów zmiany miał wykute na blachę, a umysł całkowicie pochłonięty analizą teorii transmutacji materii, szczególnie uwzględniając mechanizmy przekształcenia energii w różne formy fizyczne. Dawne pismo, nieco wytarte przez czas, pełne było zawiłych reguł i diagramów, które Frank rozszyfrował już dawno, teraz tylko przypominając sobie te zależności. W jego rękach spoczywała Magia Wariacyjna: wprowadzenie dla Alf i Omeg. Strona 16, opisanie działanie rytuału „kocioł smoły” — rytuału ochronnego, który miał na celu obronę danego obszaru przed niepowołanymi intruzami. Według tekstów był to złożony proces, który wymagał zrozumienia teorii, a Marwood powoli przewracał kolejne strony, analizując rozpisane struktury rytualne. Notes po prawej nabywał coraz to nowych notatek, niemal tak samo, jak wtedy — na studiach, za którymi tak bardzo tęsknił. Rozumiał przecież, w jaki sposób można było skonstruować magiczną barierę, która w momencie wtargnięcia intruza przemieniłaby ziemią w płonącą smołę. Kluczowym aspektem było tutaj zarządzanie przepływem energii — tyle razy testował opisany sposób, jak skoncentrować i kierować moc z otoczenia w sposób, który spowoduje aktywację rytuały tylko pod wpływem bardzo konkretnej anomalii w polu. Nie chciał przecież by nieostrożność doprowadziła do poparzeń któregokolwiek z członków rodziny. Pewność siebie w tym zakresie była jednak na tyle wysoka, że nie obawiał się tego. Butność? Być może. Wiatr delikatnie kołysał gałęziami, a promienie słońca przebiły się przez koronę pobliskiego drzewa, tworząc na ziemi wzór światła i cienia. Dokładnie w punkcie gdzie należało rozpocząć rozsypywanie mieszanki rytualnej. Ogród ukryty przed wzrokiem niemagicznych sąsiadów był do tego doskonałym miejscem. Narzędzie ochrony było tylko i wyłącznie prostym zabezpieczeniem. Nie zamierzał przecież brać przykładu ze swojej żony i czyścić strzelby, czyhając na przybywających łajdaków. Kto chciałby okraść Gniazdko? Nie znał takiej osoby. Zbyt mało mieli. Analiza zasad termodynamiki pozwoliła Frankowi przypomnieć sobie o kontroli przepływu mocy, przekształcaniu stanu materii w inny bez niepożądanych skutków ubocznych. Cytował pod nosem formułki, gdy rozsypywany wokół pentagram zaczynał przybierać odpowiedni kształt. Gdzieś tam z oddali Junior uważnie przypatrywał się staremu ojcu, jakby próbował kiedyś wejść w jego rolę. Głębokość wiedzy starego siewcy była na tyle duża, by mógł wykonywać te rytuały bez zwątpienia, odwrotnie do dziecka oczywiście. Marwood skupiał się na naukowym języku — należało przekształcić teoretyczne koncepcje w praktyczne działania, a nadchodzące zagrożenia były do tego doskonały motywatorem. Przygotowując się do wykonania rytuału, pamiętał o aspektach bezpieczeństwa. Kocioł smoły był zbyt potężnym narzędziem, więc zabieg należało wykonać z najwyższą możliwą precyzją. Zdawał sobie sprawę, że każdy element rytuały, od wyboru miejsca, przez precyzyjne rozmieszczenie fioletowych świec rytualnych, aż po skomplikowane inkantacje, musiały być dokładnie zaplanowane i przeprowadzone zgodnie z zasadami. — Nie podchodź mi tu teraz — krzyknął do Juniora, który już wstawał z kolan, aby ruszyć w stronę ojca i podpytać co robi. Dzieciak kiwnął głową z pewnym smutkiem. Nieustanne eksperymenty nie były dla niego, a odświeżana wiedza studencka i szkolna już dawno się skończyła. Musiał wejść wyżej, wiedzieć więcej, naiwnie wierząc, że ma to jakiekolwiek znaczenie. Ustawiony pośrodku pentagramu pomiędzy świecami, usiłował objąć cały obszar ogrodu, dokładnie wyliczone szerokości miały być tylko wprowadzeniem do najważniejszej części. Czy wystarczy mu mocy? Oby. Zmiana temperatury, ciśnienie atmosferyczne — każdy taki szczegół miał wpływ na inicjację procesu transmutacji materii, przekształcającego spokojne otoczenie w pułapkę dla każdego, kto odważy się naruszyć progi Gniazdka w niecnym celu. Opracował już szczegółowy system aktywacji, który bazował na subtelnych zmianach w polu energetycznym, wykorzystując w tym celu skomplikowane i złożone algorytmy i wzorce energetyczne magii wariacyjnej. Może kiedyś opracuje dostosowanie intensywności, ale jeszcze nie dzisiaj. Każda nauka potrzebowała eksperymentów, a ten właśnie nim był. Przecież zakładał rytuał już wcześniej, teraz planując być znacznie bardziej szczegółowym w swoich działaniach, licząc, że dzięki temu ten przybierze większą moc. Athame wskazywał we wszystkie strony świata, wypowiadając przy tym znaną sobie inkantację, wyuczoną na blachę: — Terra ignem in flammam vertit. Poenitet hostes quod non in solo pedem posuit. Słowa wypłynęły ze spierzchniętych ust, oczekując, aż świecie wokół się rozpalą, a w powietrze drgnie od skumulowanej energii. Niemal czuł jak z każdym kolejnym wyrazem, ziemia pod stopami staje się cieplejsza, ale równie dobrze mogła to być tylko iluzja. Nazwa: Rytuał "kocioł smoły" Poziom: III Próg: 80 Magia wariacyjna: 25 Użyte świece: fioletowe z tematu niezależnie od powodzenia |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Stwórca
The member 'Frank Marwood' has done the following action : Rzut kością #1 'k100' : 89 -------------------------------- #2 'k60' : 2 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Aurora Marwood
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 159
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 12
TALENTY : 9
Przychodzimy z pokoju Rory Od dziecka jej najlepszymi zabawkami były kredki, klej oraz papier. Ciągle coś tworzyła, ciągle z głową w chmurach kiedy marzyła o wielkich przygodach, wspaniałych miłościach oraz nieodkrytych krainach. Nigdy nie zastanawiała się nad tym po kim odziedziczyła zdolności artystyczne. Po prostu były. Siostry posiadały inne umiejętności, chyba bardziej praktyczne, ale cóż na to poradzić. Lucyfer za pewne miał jakąś myśl, jakiś pomysł na każdego wiernego jego naukom. Kim była, aby się nad tym zastanawiać? Zresztą panna Marwood była młoda, świat dopiero poznawała, polegała na mądrości matki i doświadczeniu sióstr. -Lubię to - oznajmiła radośnie z pogodną nutą w głosie. Uśmiechnęła się do matki kiedy odkładała pędzle, zamykała okno, sprzątała po sobie. Choć miała duszę artystki tak nie przepadała za bałaganem w swojej małej pracowni. Wszystko miało swoje miejsce, wtedy łatwiej jej było odnaleźć to czego potrzebowała w danej chwili. -Dużo się dzieje, to prawda. Jednak daje mi to dużo radości. - Zapewniła matkę, nie chcąc, aby ta się zamartwiała i sądziła, że córka nie ma czasu dla siebie. Tego miała aż nadto, pomimo, że przecież uczyła się też na tajnych kompletach. Pragnęła poznać jak najwięcej, bo zapewne kiedy zostanie czyjąś żoną to odda się całkowicie pracy w domu i już nie będzie miała okazji poznawać świata. Tak przynajmniej sądziła w tej chwili. -Chyba dobrze. Nie wyglądał ostatnio na jakiegoś przygnębionego. Bardzo mi pomaga. Jestem mu ogromnie wdzięczna. - Uśmiech na jasnej buzi poszerzył się, to właśnie kiedy rozmawiała o sztuce wtedy najbardziej jaśniała. Zabierając ze sobą rękawiczki ogrodowe ruszyła z matką na zewnątrz, gdzie miała pomagać w pracach. Ten element stanowił coś stałego w jej życiu. Pomoc w ogrodzie, wspólne posiłki, czas spędzony w kuchni. Drobne wydarzenia w codzienności dnia, ale takie bez których nie wyobrażała sobie życia. Narcyzy i krokusy już czekały aż się nimi zajmą. Ujęła delikatnie sadzonki, a potem potoczyła wzrokiem po rabatach. -Tam gdzie zawsze, czy teraz jest inny plan? - Zapytała matki. |
Wiek : 20
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Gniazdo
Zawód : Studentka
Esther Marwood
NATURY : 18
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 166
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 25
TALENTY : 9
Delikatna natura córki sprawia, że Esther za wszelką cenę stara się ją uchronić przed trudem świata. Prawie za wszelką cenę, bo wychowana w rodzinie Hodges wie, jak istotna jest kwestia zahartowania. Aurora nie nadaje się do leśnych wypraw, nigdy nie nauczyła się tropić, ani strzelać, lecz matka zdążyła się z tym faktem pogodzić. Nie każde z jej pociech nieść będzie wszystkie z rodzinnych tradycji. Winnifred także się do tego nie nadaje, ale nie sprawia to, że kocha ją mniej, niż resztę dzieci. - Absolutnie nie wątpię w to, że to lubisz. Najważniejsze, żebyś znalazła we wszystkim balans. Chociaż zresztą, młoda jesteś, masz jeszcze czas, by się zmęczyć - stwierdza z uśmiechem, jeszcze chwilę przesuwając wzrokiem po twórczości córki. Ma ona niewątpliwy talent i Esther jest z latorośli dumna. Nie było dotąd w ich rodzinie kogoś, kto byłby uzdolniony w tym kierunku, więc tym milej jest dostrzegać, że Marwoodowie rozwijają się w różnych dziedzinach. Pragnie dla nich jak najlepiej. Zamyśla się na moment, obrazując sobie oczami wyobraźni sylwetkę młodego Overtone’a. To ambitny młody człowiek, na którego czeka świetlana przyszłość. Dziwi ją tylko trochę, że Aurora miała okazję go poznać, bo nie dość, że dzieli ich słuszna różnica wieku, to i ciężko wyobrazić sobie przestrzenie, w których tych dwoje mieliby okazję się poznać. - To przykre, ale Lucyfer prowadzi nas różnymi ścieżkami. Każda służyć ma naszemu rozwojowi - mówi spokojnym i metodycznym tonem. - W jaki sposób ci pomaga? Nie wiedziałam, że i on zajmuje się malarstwem. - Nie jest to jednak nic dziwnego, bo od dnia, w którym młodzieniec skończył naukę w szkółce kościelnej, minęła już chyba dekada. Pojawiwszy się na zewnątrz, przyjmuje do płuc więcej powietrza. Na zadane pytanie wspiera dłonie na biodrach i rozgląda się po ogrodzie. Jeszcze przed momentem przytaknęłaby, że tam, gdzie zawsze, to idealne miejsce, dawno upatrzone, wprowadzające do tej przestrzeni ład, jednakże teraz nabrała pewnych wątpliwości. - A jak sądzisz? Może przyda nam się jakiś powiew świeżości, co? - zagaduje Aurorę, przeczesując wzrokiem kolejne rabaty. - Tam pod drzewem jest trochę miejsca, ale obawiam się, że będą miały za ciemno, zwłaszcza kiedy pojawią się gęstsze liście. - Wskazuje ręką na rosnącą nieopodal topolę. - Może podzielimy je po połowie i zobaczymy, czy się przyjmą? |
Wiek : 50
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : siewca historii magii
Aurora Marwood
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 159
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 12
TALENTY : 9
Aurora stała obok swojej matki, patrząc na ogród, który w ich rękach miał stać się żywym płótnem. Każde miejsce, które wskazywała Esther, jawiło się Aurorze jako potencjalna scena z malarskiego arcydzieła. Słońce, które przeświecało przez liście topoli, rzucało delikatne cienie, jakby malowało tajemnicze wzory na ziemi. „To miejsce pod drzewem jest jak fragment krajobrazu z obrazów Moneta,” pomyślała Aurora, wyobrażając sobie, jak kwiaty otoczone światłem tworzą magiczną kompozycję. Jej delikatna natura, której matka starała się chronić, teraz płonęła entuzjazmem i fascynacją. Każda sadzonka, którą trzymała w rękach, była jak nowy pędzel gotowy do zanurzenia w palecie kolorów natury. Wspomnienia młodego Overtone’a, którego ostatnio spotkała, dodawały jej sercu dodatkowego ciepła. Nie potrafiła być obojętna na jego uśmiech, na brzmienie głosu. Wiedziała, że był o wiele starszy. Nie była aż tak naiwna, aby wyobrażać sobie, że byłby nią zainteresowany, ale przecież mogła uśmiechać się na wspomnienie ostatniego spotkania. -Ostatnio rozmawialiśmy o perspektywie i wybraniu odpowiedniego miejsca do malowania w naturze. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą. -Byliśmy pod samotną lipą. - Dodała jeszcze sięgając po sadzonki. Gdy spojrzała na kwiaty myślała o głębokich, intensywnych czerwieniach, które nadadzą ogrodowi dramatyzmu, jak silne pociągnięcia pędzla na płótnie Caravaggia. Ciemnozielone liście i drobne czerwone owoce wyglądały jak starannie rozmieszczone plamy farby na tle -Tak, to dobry pomysł- odpowiedziała matce i wskazała na jedną z części. -Te, które lepiej znoszą cień, możemy posadzić bliżej drzewa, a te, które potrzebują więcej słońca, umieścimy w bardziej nasłonecznionych miejscach. Magnolie szykujące się do wiosennego kwitnienia, były dla Aurory jak delikatne, eteryczne postacie z obrazów Botticellego. Ich duże, błyszczące liście obiecywały spektakularne kwiaty, które przypominały jej o spotkaniu z Overtone’em. Jego spojrzenie na sztukę i przestrzeń było dla niej niezwykle inspirujące, a jego rady dotyczące kompozycji i perspektywy odcisnęły się w jej sercu. Rododendrony natomiast przypominały jej barokowe bukiety, pełne bujnych, intensywnych kolorów. Ich kwiatostany w odcieniach różu, purpury i bieli będą jak impresjonistyczne plamy, które ożywią ogród i nadadzą mu głębię. -Mamo… kiedy wiadomo, że chłopak jest tobą zainteresowany? - Zapytała nagle. Cóż, to też była jej przypadłość. Potrafiła zaskoczyć nagle pytaniem niczym filip z konopii. |
Wiek : 20
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Gniazdo
Zawód : Studentka
Esther Marwood
NATURY : 18
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 166
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 25
TALENTY : 9
Kiwa głową ze zrozumieniem, gdy Aurora opowiada o tej całej perspektywie i malowaniu natury. To miłe, że artyści wspierają się nawzajem i dzielą inspiracją. Pozwala to młodej malarce osadzić się wśród innych twórców, poznać coraz to nowych ludzi. To na tym skupia się w tym momencie Esther, nie zaś na samotnej lipie, która słynie z miłosnych schadzek, zupełnie nie kojarząc sobie tego miejsca. - Tak zrobimy - chwyta opinię dziewczyny i zgadza się z nią, by w tym sezonie postawić na ryzyko. Zagląda jeszcze do przybudówki, w której trzymane są pomniejsze narzędzia i wyjmuje zeń wyświechtany już przez lata fartuch. Z pomocą córki zaczyna przenosić kolejne skrzynki z sadzonkami. - Słucham? - dziwi się w pierwszej chwili, nim dociera do niej pełne znaczenie tych słów. Do tej pory mieszała się w sprawy sercowe swoich starszych córek, nie biorąc dotąd pod uwagę Aurory. Czyżby i na nią nadszedł czas? Prostuje się i wspiera dłonie na biodrach, zastanawiając się nad odpowiedzią. - To zależy. Istnieje dość cienka, acz specyficzna granica między sympatią a romantycznym zainteresowaniem. Można być wobec kogoś uprzejmym, niekoniecznie licząc na coś więcej. - Przykuca przy grządkach i drewnianym kołkiem zaczyna tworzyć w ziemi dziury pod umieszczenie sadzonek. - Jedni chłopcy będą odważni i bezpośredni, innych trzeba będzie nieco zachęcić i ośmielić. - Uśmiecha się do swoich myśli, sięgając nimi do wspomnień sprzed lat. - Pamiętam podchody twojego ojca. Był dość wycofany i bardzo nieśmiały, nigdy nie mówił wprost, co czuje i myśli, ale wszystko można było wyczytać z jego gestów i oczu - rozmarza się, gestykulując przy tym, jakby stał tuż przed nią. Pokochała go nieomal od pierwszego wejrzenia, zafascynowana młodym mężczyzną o nietuzinkowych pasjach. Nigdy jej nie nudził, nawet kiedy opowiadał o teoretycznych zawiłościach, jakie niewiele jej mówiły. Częściowo starała się go zrozumieć, częściowo zwyczajnie odpuszczała, kochając się w dzielących ich rozbieżnościach. - Przynosił kwiaty, prawił komplementy, a przede wszystkim chętnie spędzał ze mną czas. To w ten właśnie sposób można dostrzec, że coś się między dwojgiem ludzi tli, gdy dają sobie przestrzeń, by się prawdziwie poznać. Pamiętaj, że nie należy się spieszyć, wszystko przychodzi z czasem. - Nie byłaby sobą, gdyby nie przeszła do swoich złotych rad, zachęcających do odnalezienia prawdziwej miłości. Czy nie to jest w życiu najważniejsze, by kroczyć przez nie u boku kogoś, kto jest twoją bratnią duszą? Chociaż w ciągu ostatnich trzydziestu lat wydarzyło się wiele przykrości, chociaż ciężar rzeczywistości potrafił zmusić ich do padnięcia na kolana, tak za każdym razem mogli wesprzeć się o siebie nawzajem i wspólnie poradzić sobie z trudną codziennością. - Skąd to pytanie? Który kawaler zawrócił ci w głowie? - zwraca się do Aurory z ciepłym, acz nieco podchwytliwym uśmiechem. Zawsze chętnie słucha, co też dzieje się w życiu jej dzieci, ciesząc się, kiedy stawiają kolejne kroki ku dorosłości. Z jednej strony chętnie zatrzymałaby je wszystkie przy sobie, nie pozwalając żadnemu opuścić rodzinnego gniazda, z drugiej zaś miło byłoby zacząć spędzać dni wyłącznie w towarzystwie ukochanego, na co zaś nie ma cienia nadziei w ciągu nadchodzących dziesięciu lat. |
Wiek : 50
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : siewca historii magii
Aurora Marwood
ILUZJI : 10
POWSTANIA : 10
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 159
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 12
TALENTY : 9
Sztuka stała się częścią życia Aurory, czymś bez czego nie wyobrażała sobie codziennego dnia. Rankiem nim zjadła śniadanie przeglądała swoje szkice, patrzyła jak promienie słoneczne, zależnie od pory roku, układają się pasmami na ścianie, słuchała ptasich treli i dumała. Myśli swobodnie płynęły, chwytała je delikatnie, obracała niczym porcelaną filiżankę nim na powrót pozwalała sobie na chwilę całkowitej beztroski. Zadawała sobie pytanie, czy kiedyś zwiąże swoje losy z kimś innym i założy rodzinę? Odda się całkowicie innym, wyłoży na dłoni całe serce i umysł. Kiedy potrafiła spalić szarlotkę przez to, że jej myśli krążą innym nurtem. Bywały dni, gdy czuła się inna niż reszta rodzeństwa. Jakby trwała w innym świecie, pełnym obrazów, barw i półcieni. Czy też to dostrzegali? Tak jak teraz, kiedy cień gałęzi padał na kwiaty, tworząc idealną scenerię do opowieści o ogrodowych wróżkach, które w krzewach mają swoje domy i prowadzą w ich cieniu zawiłe rozmowy z myszami. Uśmiechnęła się do swoich myśli, tak bardzo jeszcze dziecinnych. -Sygnały…- Powtórzyła za matką zupełnie nie wiedząc czy kiedykolwiek odczyta jakieś sygnały. Wątpiła, że je wyłapie, że będzie potrafiła to zrobić, jak miała nie raz problem, aby znaleźć bliższych jej znajomych, o przyjaciołach nie mówić. Czasami sądziła, że nie jest przystosowana do życia, że gdzieś zagubiono ten element socjalny w kreowaniu jej charakteru. Spoglądając na ciepły uśmiech matki, która wspominała o ojcu, sama się uśmiechnęła podając jej sadzonki. Widziała ich miłość jako już dojrzałą, taką, która przeszła sporo, taką która dorosła z pierwszych fascynacji, ale nadal dostrzegła iskrę miłości w ich oczach. Tak przynajmniej sądziła i też chciała kiedyś takiego spokoju zaznać u czyjegoś boku. Na pytanie matki pokręciła głową. -Nie. - Odpowiedziała i zaraz dodała. -Tak pytam, ponieważ na uczelni mam trochę znajomych i chciałam wiedzieć, czy wysyłają mi… jakieś sygnały. - Uśmiechnęła się niepewnie. -Z tego co mówisz, to raczej nie. Skupiła się na sadzonkach i manualnej pracy, ta pomagała jej zebrać myśli, uspokoić się i zwyczajnie odciąć od świata zewnętrznego. Nie chciała zbyt wiele mówić jak rumieniła się na wspomnienie wspólnego malowania. Był dużo od niej starszy, to na pewno chwilowa fascynacja, która zaraz minie. Tak przynajmniej to działać powinno. |
Wiek : 20
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Gniazdo
Zawód : Studentka
Esther Marwood
NATURY : 18
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 166
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 25
TALENTY : 9
Każde z Marwoodowych pociech jest od siebie różne. Joyce podążyła ścieżką Czarnej Gwardii, Wendy pochłonęło dziennikarstwo, Winnie medycyna, a Aurorę malarstwo. Emma i Junior mają wciąż nieco czasu, aby zdecydować, czemu zamierzają się poświęcić i Esther ma szczerą nadzieję, że nie opuszczą Gniazdka, tak, jak najstarsze. Czy może na to liczyć? Spogląda na córkę z troską, kiedy ta zamyśla się nad jej słowami. Jest taka młoda i niewinna, nigdy nie sprawiała żadnych problemów - udane dziecko. Chce jej Piekła przychylić i dać wszystko, czego potrzebuje do dalszego wzrastania. Ma nadzieję, że towarzysząca jej pasja do sztuki nigdy nie przeminie i pozwoli na czerpanie z życia pełynmi garściami. - Sygnały te mogą być bardzo subtelne, zwłaszcza na początku. Chłopcy też bywają nieśmiali. - Głos Esther jest pogodny, nie zamierza wprawiać córki w przygnębienie. Dziewczyna jest wciąż młoda, będąc w jej wieku, związała się już z Frankiem. Nawet jeśli nie na poważnie, to marzyła o tym, by zostać jego żoną, by razem kroczyć przez resztę życia i sięgać po to, czego pragną. Wszystko posypało się dwa lata później, gdy na świecie pojawiła się Joyce. Tylko czy aby na pewno posypało? Od początku wiedzieli, że będzie trudno, a jednak zdecydowali się na dźwignięcie brzemienia, przyjmując je za dar od Najwyższego. Lucyfer nie zsyłałby im czegoś, z czym mieliby sobie nie poradzić. - Wiesz, możesz sama zdecydować się na pierwszy krok, odrobinę zachęcić, pokazać, że ma szansę. Gdybym na tamtej potańcówce sama nie podeszła do twojego ojca, żadne z was nie pojawiłoby się na świecie - śmieje się rozbawiona na wspomnienie tamtych chwil. Frank nie mógł wprost uwierzyć, że ktoś taki, jak ona, może być nim zainteresowana. Nie rozumiała większości słów, które mówił w temacie teorii magii, lecz na tyle pokochała jego umysł, a później dłonie i pocałunki, że nie mogła pozwolić na to, by zniknął z jej życia równie prędko, co się pojawił. - Przynieś motykę, trzeba trochę przekopać ziemię. - Wskazuje ręką w kierunku szopy, gdzie składowane są narzędzia. Nie lubi pogawędek, w których ręce nie mają się czym zająć. Zawsze dodatkowo gotuje, bądź sprząta, tak jak i w tym przypadku potrzebuje działania. Na te kilka kroków odprowadza dziewczynę wzrokiem, po czym wraca do pracy. | Esther i Aurora z tematu |
Wiek : 50
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : siewca historii magii