Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Korytarz Wąski korytarz, który wita każdego, kto postanowi przekroczyć próg mieszkania. Szafka, która niewątpliwie powinna być przeznaczona na buty, została jednak zaaranżowana jako kolejny regał z książkami. Na wieszaku obok wiszą kurtki i płaszcze — czasami Lyry, czasami nie. Rytuały w lokacji: bezobcy [moc: 18] zamkniętego domu [moc: 53] pana domu [moc: 52] podszeptu [moc: 106] Locus metus [moc: 119] Wystrzały eteru [moc: 102] [ukryjedycje] |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
2 kwietnia, 1985 Pierwsza zasada Płyta obracała się wokół własnej osi w gramofonie i zdawała się oceniać jej możliwości — gdy zacinała się o igłę, padało tak naprawdę pytanie — dlaczego po prostu nie poprosisz go o pomoc? Bez odpowiedzi. Ścieżka dźwiękowa została rozszerzona o siorbnięcie kawy i przewrócenie strony podręcznika. Lektura była — uwaga, to będzie dobre — odpychająca, a ona sama niepokojąco zafascynowana. Nie zauważyła, w którym momencie ostatnich miesięcy ta magia prześlizgnęła się z obrony koniecznej, do szumu w tle, gdy siedzi na obcej (obcej?) kanapie, aż do ciepłego wspomnienia ciała lekko unoszonego pod sklepienie sufitu. Sięgała po nią częściej, niż przed sobą samą przyznawała, pozwalając jej być częścią swojej codzienności. Na pytanie co on w niej takiego widzi?, odpowiedź nasuwała się sama. Tytuł rozdziału — jak zadbać o bezpieczeństwo we własnym domu — był wymowniejszy niż słowa. Czas odmierzony w dwóch filiżankach kawy (jedna wystygła, więc wypiła zimną) i dwudziestu przeczytanych stronach wyliczył moment pierwszej próby. Nie była pewna, jak magia odpychania polubi się z jej ścianami. Te, choć nie mieszkała tu długo, zdążyły przywyknąć do subtelnych iluzji rzucanych przez Lyrę. Czerwone iskry odpychały się mocniej od jej palców; były cieplejsze i brutalniejsze, gdy czuła przelatującą energię zaklęcia. Pierwsze dormi było stabilnym uniesieniem podręcznika — najpierw pół metra nad kuchenny stół, potem delikatnie wyżej, gdy ona skupionym spojrzeniem i lekko chwiejnym ruchem palców, kierowała przedmiot wiązką magii. Zbyt szybko ucieszyła się sukcesem i pozwoliła sobie na spuszczenie wzroku z książki, aby upewnić się, jak daleko znajduje się regał. Machnięta odruchowo ręka, głośny huk i pisk przerwanej — Ups. Wisząca na ścianie w kuchni syrena pokręciła z rozbawieniem głową, zgadzając się z ogólnym sentymentem — faktycznie ups. — Jak jesteś taka cwana, to sama spróbuj — odpyskowanie pod nosem współlokatorce było już elementem jej codziennego rytuału. Odbywała z nią bardzo długie i bardzo jednostronne rozmowy. Wstała z krzesła, zamierając jednak z rękami opartymi o blat stołu. Napraw to tak, jak to zepsułaś. Objawiający się w głowie nauczyciel pojawiał się z nierozerwalną wizją uniesionej brwi. Nie miała w zwyczaju (nie?) słuchać, ale nie była szalona. Wiedziała, że jest to tylko personifikacja potrzeby udowodnienia samej sobie, że potrafi lepiej. B— było co najmniej niezadowalające. Obróciła się w stronę ściany, gdzie leżały ofiary jej rozproszenia. Usiadła na stole, między swoim śniadaniem a którymś z kolei wystygniętym napojem. — Dormi — tym razem wiązka zaklęcia była bardziej zbita; mocniejsza i szybsza, gdy dotarła do podręcznika, bez problemu podniosła go do góry, składając okładki ze sobą. Ściśnięte brwi rozluźniły się, dopiero gdy spokojnym lotem posadziła ją na szafce nocnej. Mogłaby popełnić w tym momencie ten sam błąd, co wcześniej, ale — ale! — uczyła się na błędach. Okazjonalnie. Tym razem celem była płyta, która zsunęła się na dalszą część powierzchni płaskiej szafki. — Dormi. Dormi bezbłędne; dormi do—trzech—razy—sztuka; dormi w Trójcy Piekielnej skąpane. Bez żadnego zarysowania i bez zbędnych wycieczek krajoznawczych dormi zwróciło płytę do należnego jej miejsca, przywracając porządek do nieporządku jej wszechświata. Zabawne, zupełnie jak— Rozgrzewka dobiegła końca, czas odliczany w małych sukcesach domagał się dania głównego, a kuchenny stolik zabrania z niego czterech liter. Syrena naścienna przyglądała się z ogromnym zainteresowaniem, gdy miękki dywan zwijany był w zwyczajowy rulonik, ukazując drewniane, mocno zarysowane panele. Część z nich miała ciemne odbarwienia — nocami, gdy rzeczywistość bywała boleśnie zakrzywiona, była pewna, że to od krwi. Budząc się nad ranem z koszmarem w płucach, była pewna, że wiedziała od czyjej. — Ten nie będzie z iluzji — wyjaśniła, łapiąc na sobie spojrzenie. Usta wygięte w podkuwkę miały być jasnym sygnałem niezadowolenia dla Lyry. Zauważyła, że syrenka bardzo lubi gdy powietrze pachnie iluzją. (Fiołkami? Lyra nigdy nie była do końca pewna.) — Nie patrz tak na mnie, spodoba ci się. Unikniemy nieproszonych gości. Mniej zastygania w bezruchu dla ciebie. Więcej wysiłku dla Lyry. Zgodnie z tym, co napisane było w podręczniku, sam rytuał był banalny, ale banał dla kogoś, kto z magią odpychania jeszcze do niedawna nie lubił się wcale, może być wyzwaniem. Zaczęła więc od tego, co proste. Pentagramy układane były tak samo — nie dyskryminowały innych dziedzin magii, jedyne, czego chciały to ofiary. Zawsze czasu i ognia; czasami sił witalnych. Ten, który zamierzała odprawić, nie powinien jej wymęczyć. Nie powinien, ale— Czerwone świece zajęły zaszczytne miejsca na ramionach symbolu. Wyglądały dziwnie — obco — ale jednocześnie, jakby były tu od zawsze. Jedna z nich stała blisko odbarwienia, które— — Jeśli się nie uda, to— Zrezygnowała z deklaracji w połowie drogi po athame z szuflady szafki z bielizną. Nie będzie prosić o pomoc w czymś tak banalnie prostym, jak rytuał. Poza tym chciała móc się pochwalić, że jej się udało. Dużym krokiem wróciła do środka pentagramu, uważając, by nie rozdeptać jego linii. Trzy wdechy — piekielna liczba na szczęście — i mogła zaczynać. Lub kończyć. — Tace custos, vigil custos, virtutis meae factus. Signum da mihi, quoties huc advena venit. Jedyną ścieżką dźwiękową w pomieszczeniu była łacina i nadzieja, że gdy otworzy oczy, świece płonąć będą zdrowym blaskiem. #1 rzut na dormi: 61/30 #2 rzut na dormi: 93/30 #3 rzut na dormi: 85/30 #4 rzut na rytuał bezobcy: ?/15 niezależnie od efektu rytuału, Lyra wychodzi z tematu |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Stwórca
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 18 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
3 kwietnia, 1985 Poranek miał smak zawodu. Mleko, z którego planowała zrobić wafle, okazało się lekko nieświeże, a alternatywa w postaci chleba była czerstwa. Mogłaby pójść do sklepu, nim weźmie się do pracy, aczkolwiek jedno spojrzenie na świecący pustkami portfel mówił jasno — za co? Nic dziwnego, że wczoraj ledwo udało jej się rzucić skuteczny rytuał. Czuła w kościach, że jeśli ktoś będzie bardzo chciał, to złamie go samym kichnięciem. Przynajmniej będzie wiedziała. Przynajmniej będzie wiedziała, jeśli ktoś zdecyduje się na — takie przecież nietypowe dla Sonk Road — włamanie. Dziś miała zamiar usunąć to w ogóle z katalogu możliwości. Magia powstania była odległym wspomnieniem nużących lekcji w szkółce, gdy wszystko, co znajdowało się za oknem, było znacznie ciekawsze od długich wykładów podstarzałego siewcy, który chyba pamiętał jeszcze, gdy sama Aradia przekazywała mu te rytuały. Podręcznik o podstawowych sposobach ochrony własnego domostwa nie wspominał jednak jedynie o magii odpychania. Czytanie o kolejnym powstaniu świata przywołało w niej nieprzyjemne dreszcze i zdecydowała, że co ma być to będzie. Najwyżej zadzwoni do Percy'ego po radę, co robi źle, że te cholerne świece nie chcą się zapalić. Dywan wciąż był zwinięty po wczoraj, ale mieszanka proszku została skrupulatnie posprzątana. Nie był to dobry pomysł — dzięki temu plama na panelach znów nawiedziła ją w snach, a ona obudziła się z— — Co sądzisz o magii powstania? — spytała syrenki, która zwiewając, podniosła się z kamienia. Chociaż z początku nie była zadowolona z tego, że została obudzona, to gdy tylko zobaczyła znajome, żółte świece, uśmiechnęła się szeroko. Ktokolwiek ją powołał do życia w antykwariacie Orestesa, musiał jej się miło kojarzyć. — Trzymaj kciuki. Każde ramię pentakla dostało własną, żółtą świecę, a ona — wciąż w piżamie — weszła do środka, palce ściskając na athame trochę mocniej niż było to konieczne. Zamykając oczy, widziała dokładnie klamkę wejściową od mieszkania. Potem wyobraziła sobie twarze osób, których określiłaby jako domowników. Thea miała już klucze, była więc oczywistym wyborem, ale— Wspomnienie śpiącego z nią w łóżku towarzystwa było zbyt świeże, by mogła go wykluczyć. — Abi, fur, quia nihil hic invenies, domus mea clausa est. Obroty rytualne to prawie, jak poranna joga. rzut na rytuał zamkniętego domu: ?/20 zużywam zestaw żółtych świec |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Stwórca
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 53 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Bezdźwięczne brawa syrenki (nie)wybrzmiewały z obrazu — najwyraźniej naprawdę była fanką magii powstania, bo nie był to nawet aż tak dobry rytuał. Świece zapłonęły, a ona uśmiechnęła się sama do siebie. Poszło przynajmniej lepiej, niż poprzedniego dnia. Może jednak pusty żołądek był kluczem do sukcesu? Pusta lodówka również. Gasząc i sprzątając świece, zastanawiała się, czy uda jej się wprosić na obiad do Thei. Ta zaczęła jednak już zbyt podłapywać podstęp, więc dla zmyłki wypadało zmienić osobę, na której będzie pasożytować posiłki, aż kolejny zastrzyk Może Orestes ma jeszcze jakieś resztki z Męczeństwa Aradii. Sprzątanie po rytuałach zawsze było najbardziej nużąca ich częścią. Mieszanka utykała między szparami w podłodze; dopiero któryś z kolei, dynamiczny ruch szczotką był dla nich skutecznym komunikatem eksmisji. Skoro o tym mowa — sąsiad, który zawodowo zajmował się wyceną organów wewnętrznych, dostał chyba podobny nakaz od organów ścigania. Szkoda, ostatnio proponował kolacje i prawdopodobieństwo, że byłyby w niej środki usypiające, było niewielkie. Rytuału pana domu — chociaż ona osobiście wolała nazywać go ze względów światopoglądowych rytuałem pani domu — nie musiała sobie przypominać. Był raczej prosty w obsłudze (jak większość panów domów) oraz łatwy do powtórzenia, jeśli kiedyś się już go skutecznie rzucało. Jedyne, co musiała zrobić, to ponownie usypać kształt pentagramu, by znów — i wciąż w piżamie z puchatymi skarpetkami — stanąć na jego środku. Niebieskie świece? Są. Athame? Jest. Syrenka na ścianie? Straciła zainteresowanie. — Ego dominus domus meae sum, et semper eam ab extraneis custodibo. Etiam cum absim, imago mea hic erit. Byłoby wyjątkowo zabawnie, gdyby to magia iluzji dzisiaj wyślizgnęła jej się z rąk. W przypadku powodzenia mieszkanie jednak zyska iluzję obrońcy, gdy pojawi się w nim ktoś niezapowiedziany. rzut na rytuał pana domu: 16 + ?/25 zużywam zestaw niebieskich świec |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Stwórca
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 36 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
Skrajności nigdy nie były dobre, aczkolwiek motywem przewodnim tych rytuałów była rozczarowująca średnia. Nie uspokajało jej to ani trochę — zabezpieczenia, które z łatwością można złamać, to tylko chwilowa przeszkoda dla potencjalnego włamywacza. Potrzebowała czegoś większego; czegoś mocniejszego, czego nie złamie się jednym uniesieniem brwi do góry. Wyborem znów wracała do magii odpychania — krąg życia — jednak przed znów rozgrzewka. Być może miotła nie była najskuteczniejszym sposobem, by wyczyścić ślady rytuału. W normalnych okolicznościach nigdy by o tym czarze nie pomyślała, ale— — Pulvis — powiedziała, skupiając wzrok na rozsypanym i już nieco rozbitym pentaklu. Mieszanka zebrała się posłusznie w kupę, a ona — zamiast w przeciwnika, którego tu nie było — wycelowała ją w śmietnik w kuchni. Faktycznie było to szybsze. Kolejne kwadranse mijały na kartkowaniu książki. Szukała czegoś — sama nie była dokładnie pewna czego. Nie chciała przesadzić i zabezpieczyć domu tak, by komuś po przekroczeniu progu stała się krzywda. Musiała więc zlokalizować złoty środek pomiędzy własnym bezpieczeństwem a czyimś uszczerbkiem na zdrowiu. Strach. Strach zawsze był dobrym powodem, by skądś wyjść. Wstała z łóżka, pozwalając książce zsunąć się z własnego kolana i spaść na podłogę. Ostatni (ostatni?) na dzisiaj i może rozwijać z powrotem dywan. Jeszcze tylko raz usypie pentagram na panelach, rozłoży czerwone świece i stanie pośrodku. Trzy wdechy (to naprawdę dobra liczba) i może magią przejść do czynu. Syrenka odwróciła się, niezainteresowana. Chyba naprawdę nie lubiła magii odpychania. — Audis quod nemo, audis quod non est. Vides quod nemo videt, vides quod ibi non est. Zacisnęła oczy mocniej niż zazwyczaj. Wszystko, co robiła w tej magii, było intensywniejsze niż zazwyczaj. rzut na pulvis: 34/30 rzut na rytuał podszeptu: ?/25 zużywam zestaw czerwonych świecy |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Stwórca
The member 'Lyra Vandenberg' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 30 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
1 — V — 1985 — Nie patrz takim wzrokiem. Ten wzrok atakował z poziomu ściany i miał nieokreśloną barwę — w zależności od tego, czy syrena na obrazie wylegiwała się na skale (często), czy akurat próbowała ochlapać przechodnia farbą olejną wody (zwykle, kiedy Williamson pojawiał się w drzwiach), kolor wahał się pomiędzy niebieskim (to morski błękit, próbowała mu kiedyś wmówić Vandenberg; siedziała za kuchennym stolikiem z kawą w ręce i włosami upiętymi na samym czubku głowy, więc nie uznał jej za opiniotwórczą) i niebieskim (lazurowym, Williamson). — Powiedziałem, że została u mnie na kilka dni. Przez ostatni kwadrans obrazowa lokatorka obserwowała każdy jego ruch; kiedy przeszedł przez drzwi sam, potrzebowała tylko sekundy, żeby zmienić radosny uśmiech na ewidentne oburzenie — i nawet nie mógł jej winić. — Co jeszcze? Chcesz dowodów rzeczowych, że z własnej woli? Minęło pięć dni, odkąd Lyra przekroczyła próg własnego mieszkania; stęskniła się za nią syrena na ścianie, kwiatki w doniczkach i nieopróżniona popielniczka na parapecie. Williamson nadal uczył się poruszać po skromnym metrażu — szczególnie podstępne było zbieranie zakrętów i niezahaczenie ramieniem o spiętrzone kurhany książek, które zajmowały każdą powierzchnię płaską (niesprawiedliwa przesada — tylko siedemdziesiąt procent). Był w trakcie przeszukiwania szafy (coś wygodnego, Barnaby; instrukcje wydawane spod kołdry były jasne — czerwona sukienka musiała zaczekać na inną okazję, podobnie jak skórzana, znajoma spódniczka, którą poklepał z sentymentem), kiedy obrazowa syrena po raz czwarty pokazała mu język. — Ty— W sposobie mrużenia oczu tkwiło coś znajomego; od początku podejrzewał, od kogo podłapała teatralność w okazywaniu niechęci — teraz miał dowody. — Williamson, kłócisz się z obrazem. I mówisz sam do siebie. Dresowe spodnie — jego; od marca zyskały status obywatela Sonk Road — ukoronowały kurhan ubrań upchniętych w sportowej torbie. Boczna kieszeń wybrzuszyła się od wyniesionego z łazienki pudełka — o papierowe dno obijały się trzy ostatnie sztuki tamponów, więc w drodze na Stare Miasto będzie musiał zatrzymać się w aptece albo drogerii, żeby— Dlaczego, Williamson? Balast tego pytania pomieszkiwał w każdym kubku dawno wystygłej herbaty i załamaniu pościeli; od czterech dób Lyra wychodziła z łóżka wyłącznie w kierunku łazienki. Nikomu innemu — z sobą na czele — nie pozwalał jeść w łóżku, ale— Dlaczego? Może przez koszmary, które próbowały wyrwać ją ze snu i rozpierzchały się pod dotykiem jego dłoni — palce notorycznie zaplątywały się w loki, więc musiał odganiać sny ostrożnie. Może przez nieliczne słowa; od dwudziestego szóstego kwietnia mówiła niewiele, nawet przy Orestesie, który zdecydowanie lepiej radził sobie z dywagacjami, niż Williamson. Może przez ten poranek; kiedy pierwszym słowem dnia było Barnaby? wyszeptane zachrypniętym od zbyt długiego milczenia tonem. Dlaczego? Jeśli nie będzie o tym myślał, przestanie ciążyć. Jeśli skupi się na czymś innym — dłoni, która na wąskiej przestrzeni wolnej podłogi właśnie usypywała pentagram albo czerwonych świecach, które wcześniej wyciągnął z własnego plecaka — dlaczego przestanie powracać. W drodze do Sonk Road myślał o wykonaniu kolejnego rytuału lokacyjnego; teraz, z obrazową syreną obserwującą zza skały każdy jego ruch, w ostatnim momencie zmieniał zdanie. Wnętrze pentagramu powitało go jak starego znajomego — athame w dłoni ciążyło w oswojony, spragniony magii sposób. Williamson rzadko sięgał po rytuały osobowe; przynajmniej kiedyś. Życie toczyło się teraz i domagało opuszczenia kolejnej klatki komfortu, w której lata temu zamknął samego siebie, wyrzucił klucz i pomyślał jest, jak jest. Było jak było — athame osądzająco wskazało na czerwoną świecę, gdy pod przymkniętymi powiekami bez trudu przywołał zjawę celu. Ciemne loki, dłuższe niż w styczniu; złote oczy, które lubił szczególnie, kiedy wpatrywały się w niego, jakby był— — Tu eris electus ex fatis. Fortuna tibi ridebit, et omnes ad pedes tuos cadent. Cokolwiek wart. Inkantacja popłynęła przez powietrze, przestrzeń i magię — bez względu na efekt, zamierzał po sobie posprzątać; zabrać świece, zamieść pentagram, zarzucić torbę na ramię i zatrzymać się dopiero przy obrazie. Tuż pod nim stał niewysoki regał z — oczywiście, że tak — trzema ułożonymi na sobie książkami. Figurka psa — gwoździe i stara, afrykańska magia; nawet Williamson był ostrożny, sięgając po nkondi — zwieńczyła niewysoką wieżyczkę literatury. — Zostawiam ci kolegę. Opiekujcie się sobą. Resztą zajmie się sam. rytuał dobrego losu na Lyrę | próg 65 | k100 + 33 zużywam zestaw czerwonych świec i zostawiam w mieszkaniu nkondi z tematu [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Barnaby Williamson dnia Wto Sie 06, 2024 8:52 pm, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 26 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty