SALON PIĘKNOŚCI Lokal podzielony na część magiczną i niemagiczną. Niemagiczny jest zwykłym salonem piękności oferującym usługi standardowe dla tego typu miejsca, natomiast część magiczna zachęca dodatkowymi usługami, przeznaczonymi tylko dla posiadaczek pentakli. Dostać się można do niej przez przejście zasłonięte kotarą, o którym wiedzą wyłącznie zainteresowane osoby, a wewnątrz można skorzystać z usługi dodatkowo podkreślającej naturalne zalety, jak maseczka z magicznych alg, czy przyspieszone magią farbowanie włosów. Trwałą ondulację fachowe magiczne stylistki przeprowadzają o połowę krócej, niż klasycznie i bez uszczerbku na włosach. Dodatkowo, każda z klientek może zamówić koktajl z karty, bądź poprosić o losowy. Witryna tej części salonu jest zaczarowana tak, by dawać iluzję, że we wnętrzu zawsze panuje dzień. Nieobowiązkowe k3 na właściwości koktajlu, które można rzucić w pierwszym poście: 1 — koktajl warzywny — wyjątkowo słodki w smaku. Jego głównym składnikiem jest marchew, ale nie taka zwyczajna, o czym szybko można się przekonać po jego spożyciu. Skóra po jego spożyciu nabiera pięknej, naturalnej opalenizny. 2 — wiśniowe bąbelki — kwaśny posmak koktajlu rekompensuje efekt — skóra nabiera pięknych, zdrowych rumieńców, które utrzymują się jeszcze przez cały dzień od spożycia. Podobnie wyglądają także usta — o kolorze jeszcze żywszym, jak pociągnięte szminką. 3 — bez skazy — koktajl wyjątkowo lubiany przez klientki. Orzeźwiający, neutralny w smaku, lekko gazowany i wyjątkowo upiększający. Jego wypicie skutkuje tymczasowym pozbyciem się wszelkich nielubianych przez klientkę skórnych niedoskonałości — znamion, drobnych blizn i innych, niewielkich skaz. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
11 IV 1985 Wiosna w Saint Fall przychodzi późno. Widać ją w przebłyskach i w coraz głośniejszym śpiewie ptaków — te, jak sprawdzała ostatnio Annika — zaczynały swój koncert już o czwartej nad ranem. Inne jej zwiastuny są bardziej kapryśne, ale dziś pogoda rozpieściła ich słońcem. A pani wkrótce–nie–Faust potrzebowała tego wyjścia. Swojej leczniczej dozy optymizmu, gdy jej własny zaczyna ulegać wyczerpaniu. Zaopiekować się sobą w sposób, w jaki nikt inny tego nie zrobi. Jej nerwowe usposobienie prosi się o to, by dać sobie wreszcie odetchnąć, a ostatnio istotnie — ma od czego. Tym bardziej, im mocniej odczuwa fakt, że nie może się tym tak po prostu podzielić — każdy sekret ukryła w osobnej szufladce, a wkrótce zacznie brakować na nie wszystkie miejsca. W takich właśnie momentach opróżnia się głowę ze wszystkich myśli. To działa zawsze. I tym razem lepiej już bez udziału alkoholu. Z Imani znają się jeszcze ze szkółki i nie miały łatwego startu. Jak zwykle — głównie przez Annikę, jej zarozumialstwo, wrodzoną (i nabytą w toku wychowania) niechęć do jakichkolwiek odmienności i całokształt inwazyjnego temperamentu. Wciąż wiele ich dzieli, ale nauczyły się rozmawiać ponad tymi różnicami. Zwłaszcza Annika. Głównie Annika. Piękno magii natury nie zna przecież pojęcia światopoglądu, koloru skóry, priorytetów i temperamentów. Choć mogą być ich odbiciem. Bo trudno Annice wyobrazić sobie Imani, która z czystej złośliwości rozkazuje magii, by wypełniła czyjeś gardło muchami. Ale może niewiele widziała. Niemniej, polubiła tę kobietę i jej podejście do życia. A dziś w ramach tej sympatii postawiła sprawę na ostrzu noża i wyrwała panią Padmore z domu — od męża i gromadki wiecznie głodnych dzieci, by porozmawiać jak kobieta z kobietą o tym, co najważniejsze. Czyli nie o mężu i nie o dzieciach. Przyjazd do Saint Fall zaczęły od przechadzki po Starym Mieście i jak obiecała, tak zrobi — pomoże im raz o siebie zadbać. Salon piękności w środku tygodnia zwykle nie zaszczyca wielu klientek swoją gościnnością — a to się doskonale składa, bo wrażenie, że słucha cię zbyt wiele par uszu w takim miejscu nie jest wyłącznie złudzeniem. Dziś część magiczną salonu prócz nich, zaszczyciła jeszcze jedna pani około sześćdziesiątki. Oczywiście na ondulację. W progu przywitała je młoda kobieta — plakietka z imieniem kazała nazywać ją Bridget. Ktoś krząta się na zapleczu, a inna kobieta — kątem oka można dostrzec plakietkę z imieniem Pamela, albo Adela — przygotowuje jedyną klientkę do zabiegu. — Dzień dobry, w czym możemy pomóc? A z całej gamy masaży, zabiegów, maseczek i kombinacji wszystkiego, Annika wybrała z oferty jedno. — Dziś delikatne rozjaśnianie i podcięcie końcówek — z uśmiechem. Nowy stan cywilny, nowa ja. — Zaproponuję ondulację — Nie, dziękuję Imani może wybrać z oferty, co tylko zechce. W końcu nie ma cudu na świecie, którego nie wyczarowałyby te niekwestionowane specjalistki. — Nie przejmuj się niczym, te wspaniałe kobiety radzą sobie z każdym rodzajem włosa — biedna Imani, musiała nie być w salonie piękności już całe wieki, pochłonięta wychowywaniem dzieci, życiem na wsi i zapewne dzieląca swoją uwagę także na inne obowiązki. Annice było łatwiej. Przez dłuższy czas miała ten salon praktycznie po sąsiedzku. — Jakiś koktajl dla pań? — Pada kolejne pytanie. Annika ma już gotową odpowiedź. — Dam się zaskoczyć. Zawsze daje się zaskakiwać. W każdym razie tutaj. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Stwórca
The member 'Annika Faust' has done the following action : Rzut kością 'k3' : 1 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Ten dzień zaczął się zwyczajnie - Imani zrobiła dzieciom i mężowi śniadanie, pomogła się ubrać najmłodszemu Falco, pozmywać, pocałować męża odwożącego dzieci do szkoły, przywitać go z powrotem, gdy wrócił i nim dogadali obowiązki na resztę dnia wpadła Annika. Wręcz ją stamtąd porwała na dzień SPA, a mąż tylko parsknął i życzył jej dobrej zabawy. Padmore nie mogła się pozbyć przez większość spaceru wrażenia, że mogą sobie tam nie poradzić. W końcu jako matka była głównym logistykiem rodziny. A co jeśli Joe weźmie Falco ze sobą i ten wpadnie do koryta? Świnie przecież jeszcze go pogryzą. Dała radę sobie jednak wyjaśnić, że jej mąż jest dorosły i ogarnie dwójkę dzieci, więc już w miarę spokojna weszła do salonu piękności. Rozglądała się z zaciekawieniem po wnętrzu. Wbrew temu, co mogła myśleć jeszcze Faust, to był jej pierwszy raz w takim przybytku. Dosłownie. Fryzjer jej się zdarzał, jakaś szybka wizyta u kosmetyczki, ale ogólnie uważała z takimi przybytkami. Wiele pracownic niestety nie wiedziało, jak pielęgnować jej włosy, a czasami i dobór kosmetyków do skóry, by zalśniła na imprezie był dość... Ryzykowny. Tak by to ujęła, jakby nie chciała, by nikomu nie było przykro. Albo zaskakujący, ale wtedy jej mina by sugerowała wszystko. - Ja również poproszę podcięcie, bez rozjaśniania - powiedziała, oderwana od swoich obserwacji, gdy jedna z pracownic je zagadała. Szczerze mówiąc miała wątpliwości, czy skorzystać z ondulacji, ale może to by jej ułatwiło codzienne czesanie? - Ondulację rozważę po - stwierdziła z uśmiechem. Ufała Annice, ale doświadczenie sprawiała, że jednak trochę wątpiła. - Jesteś pewna? Mój typ włosa trochę się zapuszcza - spytała jeszcze. Od tego zależało w sumie, czy się zdecyduje na tę ondulację. Grube loki niczym z Hollywood zapewne ładnie by na niej wyglądały, ale musiał to zrobić ktoś, kto się zna. - Ja również - powiedziała, słysząc pytanie o koktajl. Na szczęście, po dłuższej chwili w tym salonie przestała się czuć tak zagubiona jak na początku. - Koktajl warzywny dla pani - jako, że Annika odezwała się pierwsza, to pierwsza również go otrzymała. Imani zerknęła do karty, aby się zorientować, co w nim dokładnie jest. - Ciekawe czy mi też go dadzą. Coś czuję, że nie odczułabym żadnego efektu - uśmiechnęła się do koleżanki. Zdrową opaleniznę w końcu już miała. Dla niektórych wręcz za zdrową. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Stwórca
The member 'Imani Padmore' has done the following action : Rzut kością 'k3' : 3 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Zaleta posiadania przy sobie Anniki w miejscu takim, jak to jest jedna i niekwestionowana — jeśli coś będzie nie tak, to pani Faust zareaguje jako pierwsza, zostawiając Imani bycie panią nic–się–nie–stało, opuszczającą skromnie wzrok, by nikt postronny nie dojrzał, jak w istocie jest jej przykro z powodu niefortunnego efektu metamorfozy. Wszechobecny w salonie róż nie należy do kolorów łagodzących obyczaje, a Annika zaprosiła ją tu dziś, by obie poczuły się dobrze. A przynajmniej lepiej. Najlepiej jak to możliwe. Annika ma bowiem za sobą dzień, w którym obumarło jej kilka bezcennych komórek mózgowych, a Imani? Z czego ona chciałaby się dziś oczyścić poza myślą, że jej mąż jest na tyle niekompetentną istotą, że sam nie upilnuje gospodarstwa na jedno popołudnie? Obie wiedzą, że tak nie jest, a pani Padmore odpowiedziała tak tylko dlatego, że perspektywa odpoczynku jest dla niej przerażająca. I Annika ją w tym rozumie jak nikt inny. Empatia przychodzi jej łatwiej, gdy naprzeciwko ma drugą kobietę. — Widziałam tu już różne cuda, ale rozumiem wahanie. Ja się trzymam z daleka od ondulacji głównie przez wilgoć w Maywater — nie da się jej uniknąć. — Nie wspominając o imperatywie — głośnym i natrętnym, nakłaniającym do spontanicznych, lodowatych kąpieli nadarzających się podczas pieszych wędrówek z pracy do domu. Gdy pora dnia pozwala na uczynienie tego w bezwzględnym spokoju i bez niespodzianek po drodze. Wszystko, byleby choć na chwilę zniknąć. Zajęły dwa sąsiadujące ze sobą fotele, a dwie panie — Bridget i Laura — otoczyły ich szyje szeleszczącymi pelerynami, by zająć się tym, co na głowach. A one mogły rozłożyć na czynniki pierwsze to, co wewnątrz tych głów miały. — Dziękuję — koktajle podawano w wysokich kubkach z rurką, co ułatwiało picie nawet w trakcie zabiegu, czy z maseczką na twarzy. Sprytna reklama lokalu, z którego kobieta wychodzi odmieniona na więcej, niż jeden sposób. Nawet, jeśli tylko tymczasowo to Annika musi przyznać — dzięki temu tutaj wraca. — Nie zgodziłabym się. Widziałam już twoją skórę latem i myślę, że sporo ci umyka — w obrazie siebie, bo przecież nie w życiu. Według kręgowych standardów to Imani ma wszystko, co powinna mieć kobieta w jej wieku. Annika tymczasem? Postawiła świat na głowie raz, a ten miał się obrócić dla niej raz jeszcze. Długo nie musiały czekać na niespodziankę numer dwa. Wybór jak widać nie pozostawiał dla nikogo wątpliwości. — Dla pani będzie „bez skazy”. Specjalność lokalu — Laura nie bierze jeńców i zamierza oczarować Imani tym, co salon ma najlepszego. Annika kwituje to jeszcze jednym uśmiechem. I siorbnięciem koktajlu z własnego kubka, po cichym toaście. — Mam nadzieję, że jednak pozwalasz sobie czasem na odpoczynek, bo po tym co widziałam w Wallow, nabieram pewnych wątpliwości — zerknięcie z ukosa i uniesienie jednej brwi. Nie mogła się powstrzymać. A miała nie poruszać tematu życia rodzinnego, dać kobiecie od tego odetchnąć i zamiast tego omówić wszystko inne — począwszy od ostatniego horoskopu w Zwierciadle. Albo zarezerwować trochę czasu na zaspokojenie swojej ciekawości, co w końcu robi. — Tamta gęś… To twój chowaniec? — jak myśliwski brytan wywęszyła obszar magii szczególnie ją interesujący. Zaś poszukiwanie informacji na własną rękę nie jest tym samym, co podpytanie kogoś, komu już się udało. Nie byłaby sobą, gdyby to zmilczała. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
W pewnym sensie Padmore się zaniedbywała i często na coś machała ręką, mając inne priorytety. W końcu zawsze było coś ważniejszego, czyż nie? Jak nie opieka nad dziećmi to zwierzęta na gospodarstwie, jak nie trzoda to ogarnięcie domu, jak nie sprzątanie to spędzenie czasu z mężem... Kiedy niby miała mieć czas, by choćby wpaść na pomysł wizyty w salonie piękności? Cóż, w pewnym sensie była bardzo zajętą kobietą. Czuła się z tym dobrze. Nie można jednak było zaprzeczyć, że gdyby trochę się zastanowiła i wyłuskała czas na takie zabiegi, poczułaby się jednak odczuwalnie lepiej. - Myślisz, że na farmie też mogę mieć problem z wilgocią? - dopytała, dalej się wahając. Skoro już tu jest, chętnie by coś zmieniła. Nie chciała jednak wyglądać gorzej niż teraz. To byłby zdecydowany czas, pieniądze i niepotrzebny stres, którym jeszcze zaraziłaby koleżankę. A na co im to? Przecież przyszły po coś wprost przeciwnego. Usiadła, prawie rozluźniona na fotelu, zastanawiając się, czy w sumie zachowuje się na miejscu. W sensie chyba do takich rzeczy powinna być przyzwyczajona, nie? Może za bardzo się przejmuje efektem końcowym? Tak, zdecydowanie za rzadko wychodziła do ludzi. Może właśnie potrzebowała Anniki w swoim życiu po to, by sobie to uświadomić. A może powinna dojść do wniosku, że tego nie potrzebu... Nie no, to by było oszukiwanie siebie. Uśmiechnęła się do nieznajomej fryzjerki, która zaraz wzięła się do pracy. Miała nadzieję, że kobieta rzeczywiście wiedziała co robi. Nie chciała się kłócić jednak o efekt końcowy, ani sprawiać, by Faust musiała to robić. Zdziwiły ją jednak słowa jej towarzyszki. Całe życie kolor skóry był formą jej piętna i aż dziw, że dała radę jak na kobietę jej pochodzenia zajść tam, gdzie zaszła. Zdążyła swoje odczuć, szczególnie w szkole. - Myślisz, że czasem jest jaśniejsza? - wolała dopytać. Może Annice chodziło o coś innego? Padmore z uśmiechem odebrała koktajl i stuknęła się nim z koleżanką, nim go spróbowała. I w sumie dobrze, bo kolejne pytanie ją zaniepokoiło. Miała nadzieję, że pracownice skupiały się z kolei na włosach, nie rozmowach klientek. Niby się nie wstydziła tego, kim jest i czym się zajmuje, ale miała wrażenie, że gdzieniegdzie podejście do jej stylu życia mogło być... cóż, oceniające. I nie oskarżała o to teraz spędzającej z nią czas badaczki, chroń Lucyferze, ale jakoś tak... Może rzeczywiście była przepracowana. Ale jeśli ciężko jej się była przyznać przed samą sobą to jak mogła to zrobić przed innymi? - Och, z pewnością podejrzewasz jak to jest. Czworo dzieci, gospodarstwo... Mamy z Joeyem pełne ręce roboty. Ciężko się nam gdzieś wyrwać - ileż razy dzwoniła do mamy, by pomogła przy wnukach. Ciężko zliczyć. O samotnych wypadach raczej nie myślała, chyba że akurat udało jej się zgadać z koleżanką, pójść na spotkanie koła wiejskiego czy wyrwać z domu na ćwiczenia. - Owszem - temat chowańców zdecydowanie był dla niej przyjemniejszy i mniej przytłaczający. - Szczerze mówiąc po tym, ile czasami czasu spędzam na fermie myślałam, że to raczej będzie świnia. Ale chyba gęś z umiejętnością lotu jest jednak przydatniejsza. Jak potrzebuję się upewnić gdzie są dzieci albo czy lis nie czai się na kury to wystarczy, że wyślę ją i zobaczy spory obszar z góry - opowiadała z dumą o, w pewnym sensie, piątym dziecku. No miała słabość do tego pierzastego chowańca, cóż poradzić? |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Z albumu podsuniętego Annice przez Bridget, wybrała swój odcień — po drodze trzykrotnie zmieniała zdanie wiedząc, że porusza się po grząskim gruncie, gdzie kolor z próbnika na głowie może rozczarować, gdy wybierze za jasny. To tylko chwilowy kaprys, tymczasowa zmiana — ale Annika dobrze wie, w czym jest jej dobrze i dlatego— — Może poprzestańmy na jaśniejszych refleksach i błotnej masce. Włosy trochę poniżej ramion — tyle wystarczy, by poczuła zmianę; wie, w czym czuje się pięknie. I nie powinna tego zmieniać. A jak zdecyduje Imani i czy ondulacja jest jej w ogóle potrzebna? — Zawsze możesz spróbować je wyprostować, to będzie ogromna zmiana — co na to powie Joe? Czy po powrocie Imani z uśmiechem wskaże odmienionej kobiecie drzwi i oznajmi jej, że nie ma czasu, bo właśnie czeka na żonę, za chwilę tu będzie? Pani Padmore nie dowie się, jak nie spróbuje. — W Maywater ocean pluje na wszystko i wszystkich. Czy coś tak samo opluwa mieszkańców Wallow? Może ktoś trzyma w zagrodzie alpaki, może kurz wplątuje się w kosmyki włosów i uniemożliwia zachowanie ich w nienagannej świeżości na dłużej, niż dobę. Może zapach obornika zbiera się w puklach, wywołując ten sam efekt? Van der Decken niewiele wie o pracy na wsi, ale ma na ten temat przygotowanych mnóstwo żartów. A Annika zna też co najmniej kilka osób, które na jej znajomość z tą konkretną panią Padmore, miałyby gotowy bardzo błyskotliwy komentarz, godny tylko wywrócenia nań oczami. Bo wiele rzeczy uległo zmianie, odkąd opuściły szkółkę kościelną — w tym Annika, wyrosła wreszcie z żartów o kolorze skóry. Wciąż trzymają się jej za to dowcipy o syrenach. Z pewnych rzeczy wyrasta się łatwiej, niż z innych. Niektóre wdrukowano głębiej, a tusz jak tatuaż — mocniej przeżarł skórę. — Ty też łapiesz opaleniznę. Musisz się sobie częściej przyglądać — rzut oka na Imani, ze szczególnym uwzględnieniem twarzy, z której pod wpływem koktajlu zaczynają powoli znikać drobne niedoskonałości, a cera nabiera blasku. Niepozorna mikstura czule głaszcze wnętrzności, a efekt zewnętrzny zachwycać będzie przez całą dobę. Jeszcze trochę, a Joe sam chętnie wypchnie małżonkę na kolejny zabieg — przynajmniej na dokładnie taki efekt liczy Annika. A pracownice salonu, nawet jeśli chciały coś powiedzieć i nawet, jeśli na usta którejś z nich cisnął się komentarz, nie użyły przeciwko Imani złego słowa. Ta przyszła tu w towarzystwie stałej klientki, niejako z polecenia. Jak wyglądałaby sytuacja, gdyby pani Padmore wybrała się tutaj sama? To pozostanie kwestią nierozstrzygniętą, przynajmniej do momentu, gdy Imani nie nauczy się dbać o siebie bez okazji. Choć w istocie obie panie mogłyby przybić sobie piątkę. Bo tylko ze względu na rozmiar przemyśleń zajmujących głowę, Annika w ogóle zdecydowała się zrobić coś dla siebie. Nie ma męża (nie ma, jeśli ktoś twierdzi, że jest inaczej, kłamie), dzieci, ani gospodarstwa. A mimo to… — Dlatego dziś tu jesteś. Zrelaksuj się — i sama to właśnie robi, kiedy czułe dłonie fryzjerki wmasowują w jej skórę głowy szampon pachnący drzewem sandałowym i bergamotką. Uśmiech sam układa się na ustach i przejmuje dowodzenie nad nastrojem. Nic złego się tutaj nie wydarzy. — Chcę przywołać własnego — chowańca. Odkąd świat stanął na głowie i wypełnił tę Anniki szeptami na cały miesiąc, odkąd nic nie jest pewne i odkąd przygarnęła Bunniculę, temat magicznej pomocy stał się jej małą obsesją. Bo wszystko, co sprawia, że czuje się bezpieczniej, jest piękne i dobre. W tym magia, w szczególności ta związana z naturą — czasem w ramach hobby przeglądam stare, rodzinne archiwa i wyczytałam, że jedna z moich prababek miała kakadu. Bardzo pomocne kakadu. Aż zaczęłam zastanawiać się, czy nie napędzane magiczną pomocą. Zastanawiam się… Długo ci to zajęło? — Annika jest niecierpliwa. Do tego stopnia, że wystarczy tylko słowo, a Imani nie uwolni się od niej, dopóki nie pokaże, jak zrozumiała naturę chowańców na tyle dobrze, by zasłużyć na własnego. — A gęś to wspaniały chowaniec. Wiążą się na całe życie, a zagrożone są bardzo niebezpieczne — Annika nie lekceważyłaby gęsi. Kupa mięśni i piór kojarząca się z czymś niegroźnym, a wręcz przaśnym — a jednak. To wspaniali strażnicy. Jakie zwierzę przybyłoby na jej wezwanie? |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Lucyferze, jak ona się wahała! Cały czas miała wątpliwości, czego właściwie chce, jeśli chodzi o zmianę własnego wyglądu, bo nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiała. Nawet ciuchów długo nie wybierała, idąc w to co znajome i dobrze na niej wyglądało. Nie chciała jednak przedłużać rozważań i postanowiła posłuchać się Anniki. Jak wyjdzie źle, to najwyżej następnym razem nałoży sobie tylko maseczkę na włosy i twarz i... Następny raz? Czy na pewno powinna to rozważać? - Masz rację. To ja poproszę prostowanie i taką samą maseczkę - powiedziała z uśmiechem kryjącym wszystkie jej wątpliwości. Wystarczyło, że sama się z nimi mierzyła. Nie musiała w to wciągać nikogo jeszcze. Tym bardziej, że już dawno temu nałożyła sobie rolę tej, która się martwi za innych, a nie wywołuje w innych poczucie zmartwienia. Padmore zastanowiła się chwilę nad pytaniem koleżanki, kręcąc głową. Rozważała to czysto hipotetycznie. - Na pewno opluwa, jak pada deszcz. Albo jak prowadzisz dzieci nad wodę, by pouczyć je pływania. Albo jak dziecko zwymiotuje na ciebie akurat, jak się pochylasz po upuszczoną łyżeczkę... Może to nie jest częste, ale się zdarza - stwierdziła wreszcie, choć wystarczyło podsumowanie zdarza się, kiedy masz dzieci i nie masz czasu pomyśleć o parasolce. Ale mimo to nie zamierzała narzekać. Nigdy nie żałowała decyzji o założeniu rodziny, a narzekanie na dzieci kojarzyło jej się z czymś takim. A tym łatwiej było mieć rodzinę w jej przypadku, kiedy ludzie z czasem wyrastali z pewnego typu żartów. Dawało to nadzieję, że jej pacholęta tego unikną. Szczególnie te, które urodziły się z prawie białą, jakby opaloną skórą. Widać było mieszane geny. Imani spojrzała zdziwiona na Annikę. Nie, że gada od rzeczy, wprost przeciwnie - czy to nie byłby ostateczny symbol tego, jak mało na siebie patrzy, skoro nie zauważa nawet takich rzeczy? Padmore nie wiedziała jak się z tym czuć. A że najłatwiej takie myśli odsuwać na później to zrobiła dokładnie to. - Chyba będę musiała zwrócić na to uwagę podczas najbliższego lata - powiedziała wesoło, po czym wzięła kolejny łyk koktajlu. - W ogóle mogłabym spróbować od ciebie łyczek koktajlu? Możesz też spróbować mojego, jeśli nie miałaś okazji - Padmore w to wątpiła, Faust wydawała jej się o wiele bardziej światową kobietą od niej, ale nie wypadało przecież zakładać, że z tego powodu wypróbowała już wszystko w tym salonie. Może była tu dopiero drugi raz? Nigdy nie wiadomo. - Dobra - zgodziła się na próbę relaksu, choć tak naprawdę na usta jej się cisnęło spróbuję, kryjące pod sobą a co jeśli w domu mam właśnie mały armageddon i powinnam właśnie w nim być? Imani zdecydowanie miała problem wyjść z roli matki i żony. Dobrze, że miała w swoim życiu Annikę Faust. Przez chwilę próbowała się zrelaksować z zamkniętymi oczami, ale kiedy Annika wspomniała o chęci przywołania chowańca, Imani od razu się wyraźnie ożywiła. Spojrzała na nią zainteresowana bardziej rozmową niż zabiegami na jej włosach. Może zaczną ją cieszyć, kiedy zobaczy efekt. Teraz jednak bardziej ją wciągnął temat rozmowy. - Pomocne? Więc na to by wyglądało. Nie wydaje mi się, by zwykłe kakadu aż tak pomagało - przytaknęła domysłom koleżanki. Zastanowiła się chwilę, ale już nie pamiętała dokładnie ram czasowych, w jakich się uczyła. - Trochę czasu na pewno. Wiesz, przed samą nauką też trzeba się dobrze przygotować. Inaczej nic z tego nie wyjdzie, a nawet jeśli, to z wielkim trudem - ale z drugiej strony gdyby to było zbyt proste to każdy miałby chowańca. - Oj, zdecydowanie. A jak ładnie bawi się z dziećmi! - powiedziała z czułością, nie umiejąc chociaż raz na godzinę nie pomyśleć o dzieciach. To zapewne było do przepracowania, ale też było niemożliwe do uniknięcia przy pierwszym takim wyjściu kobiety od lat. - Masz pomysł, jakie zwierzę tobie mogło by się pojawić? - spytała zaciekawiona. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Wbrew wcześniejszym planom, temat rozmowy przynajmniej częściowo schodzi na dzieci i ich zwyczaje, a Annika musi uderzyć się w pierś i przyznać, że niejako sama się o to prosiła. W gruncie rzeczy, nawet nie ma nic przeciwko – nie męczy jej słuchanie o tym, jedynie odrobinę gnębi fakt, że ona ma w tym temacie tak niewiele do powiedzenia. Szczęście w nieszczęściu, Imani doskonale nadrabia anegdotkami za Annikę i nie zadaje jej zbyt wielu pytań, do których miała prawo nadane choćby przez wspólne wciskanie pośladków w absurdalnie różowe siedzenia fryzjerskich foteli. A tu zmiana dokonuje się na ich oczach — obie panie za chwilę poczują na twarzy zapach błota prosto z samych głębin, o roboczej nazwie nowa twarz, bo rzeczywiście; efekt zachwyca i jest jedną z wizytówek tego lokalu. — Słusznie. Zatem bez ondulacji — parsknęła cicho, a to samo ukradkiem i znacznie dyskretniej zrobiła również Bridget ulokowana za jej plecami. Pani Faust nie potrafi utożsamić się z dużą częścią problemów swojej towarzyszki, ale nieświęcie wierzy, że każdy z nich może przetłumaczyć na swój własny język i zrozumieć. Bo może i Annika dzieci nie ma, ale rekompensuje jej to posiadanie wiecznie skonfliktowanych ze sobą zwierząt. To przecież prawie to samo! Tak naprawdę dobrze zdaje sobie sprawę, że nie – ale minęło już wiele czasu odkąd pogodziła się z myślą, że ona swoich dzieci pływać nie nauczy, bo może nigdy ich nie mieć. A pochodzenie z mieszanej rodziny ma – nomen omen – różne odcienie, o czym Annika zaświadcza samym swoim istnieniem, a mimo to – nie jest w stanie do końca wejść w buty swojej towarzyszki. Bo fakt ten w żaden sposób nie wpływa na samoocenę pani Faust – a jeśli już, to dokładnie odwrotnie. — Chcesz spróbować? Jasne! — Podsunęła kobiecie swój koktajl i siorbnęła ten należący do niej — bez skazy to mój ulubiony i nie bez powodu jest specjalnością lokalu — puściła pani Padmore oczko, nie pozostawiając wątpliwości, że miała już okazję go spróbować. Być może więcej, niż tylko jeden raz — w smaku nie umywa się do wiśniowych bąbelków, ale nie o to w nim chodzi — dokładnie tak samo jak w tym, co właśnie spróbowała Imani, której karnacja jak na komendę nabrała subtelnego, cieplejszego blasku. I nawet jeśli Bridget na ten widok lekko zmarszczyła nos, nie ośmieliła się na cokolwiek więcej. I nie ma to znaczenia tak długo, jak wykonuje swoją czarodziejską pracę, za którą Annika odwdzięczy się później pięknym uśmiechem i równie pięknym napiwkiem. Ten dzień będzie zaś wyjątkowo owocny, jeśli prócz wizualnej metamorfozy, uda jej się również dowiedzieć czegoś nowego. Bo jak zwykle ma wiele pytań i nie wszystkie z nich ma komu zadać. — Z tego, co się doczytałam, kakadu był ich zwiadowcą. Wypatrywał z nieba innych statków, informował o zagrożeniu i nie ujmując tym ptakom inteligencji, jak dla mnie to wygląda na czary — jest wręcz o tym przekonana, o czym świadczy lekki uśmiech satysfakcji, gdy towarzyszka potwierdza jej słowa. Skoro to już ustaliły, Annika czuje się znacznie pewniej – ta zdolność krąży gdzieś w jej krwi, a dodając do tego jej niewątpliwy talent w magii natury… Uśmiechnęła się szerzej, gdy Imani wspomniała o dzieciach, co wyzwoliło automatycznie pewną refleksję w Annice – jak jej własny chowaniec odnajdzie się w konflikcie Bunnicula–Lorenzo? Kot i barghest to dwa przeciwne bieguny, czy chowaniec byłby trzecim? Przerażające. Westchnęła. — Jeszcze nie próbowałam go przyzwać i trochę czasu minie, zanim spróbuję. Chcę wiedzieć o nich jak najwięcej. Przede wszystkim, jak czujesz tę więź? — I czy takie przywiązanie do magicznego zwierzęcia na pewno nie czyni mniej ludzkim – to nie wybrzmiało, a jest jedną z największych zagadek, jakich nie znajdzie w żadnej kronice, a być może nawet w podręczniku – subiektywne doznanie, o którym może opowiedzieć tylko ktoś, kto przywiązał do siebie takie stworzenie. — Ja? Myślałam nad tym i nie zdziwię się, jeśli to będzie kot — to byłoby wyjątkowo ironiczne, w dodatku mogłoby się nie spodobać Lorenzo — ale osobiście chciałabym, żeby przyszedł do mnie jakiś latający towarzysz. Jak do Margriet. — Nagle przyszło jej do głowy kolejne, absurdalne pytanie. Czy można mieć chowańca–delfina? Błotne maski są już gotowe i za chwilę wylądują na ich twarzach – ich zapach jest lekko przytłaczający, ale Annika nie nazwałaby go nieprzyjemnym, choć kojarzy się z bajorem. — A ty? Spodziewałaś się akurat gęsi? |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Cieszyła się, że udało jej się poprawić humor nie tylko koleżance, ale też pracownicy (na którą zasadniczo starała się nie zerkać, czując się nie na miejscu i mając wrażenie, że jak tylko na nią spojrzy, dostanie potwierdzenie, że owszem, to prawda). Starała się też, zgodnie z ustaleniami nie mówić za dużo o dzieciach, ale przyznajmy, nie dało się. Może po prostu potomkowie i pupile domowi mieli ze sobą za dużo wspólnego i prędzej czy później ich temat musiał wyjść. Osobiście Imani nie narzekała. Przy czwórce dzieci miała o nich naprawdę dużo do powiedzenia. Nie licząc zwierząt. Czego to się nie nasłuchała o przygodach Joego na jego fermie świń... Zdecydowanym progresem było jednak to, że nie gadały o żywych istotach pod ich opieką cały czas, tylko co jakiś moment, zmieniając temat. Nawet jeśli to nie była porządna przerwa od myślenia o obowiązkach i zobowiązaniach, to w dalszym ciągu był to duży krok naprzód... Przynajmniej dla pani Padmore. Z chęcią upiła łyczka. - Teraz jestem ciekawa tych wiśniowych bąbelków - rzuciła, jakby Annika zrobiła temu koktajlowi niezłą reklamę. W sumie tak było. Bez zaraz-nie-Faust Imani nawet nie zerknęłaby do tego lokalu, prawdopodobnie robiąc to co zawsze. - Wiesz co? Przy takich umiejętnościach tego stworzenia nie mam wątpliwości, że to nie był zwykły pupil - Padmore stwierdziła pewnie. Nie wierzyła, że można by wytrenować w ten sposób zwykłe kakadu. Nie znała się szczególnie na tresurze papug, raczej jakieś ciekawostki z przypadku, ale to nie brzmiało jej nawet na coś możliwego do wyuczenia na nawet najinteligentniejszym ptaku. - Nie wiem jak ci to opisać. To coś wyjątkowego. Wiesz, że możesz liczyć na to stworzenie, bo ono jest gotowe dla ciebie na wszystko, a zarazem ty nie chcesz go zmuszać do takiego poświęcenia wiedząc, że jego utrata by cię zabolała... - Imani rzuciła z nieskrywaną radością. - Jeśli mam być szczera, nie wyobrażam sobie obecnie życia bez swojej gęsi - tak jak bez wielu innych rzeczy... Ale po co teraz opowiadać o swoim najgorszym koszmarze w postaci utraty tego wszystkiego? - Hmmm. Ja stawiam jakoś, że mógłby do ciebie przybyć jakiś nadmorski chowaniec. Może mewa? - Padmore rzuciła, kojarząc Annikę mocno ze słoną wodą. Absolutnie nie sugerowała niczego, z czym mogły kojarzyć się mewy (czyli z byciem głośnymi wredotami kradnącymi frytki i dzieci). Kobieta na chwilę przestała mówić, pozwalając sobie nałożyć maskę na twarz. Gdyby nad tym pomyślała, zauważyłaby a zarazem zepsuła swój sukces niemówienia o dzieciach. Oczywiście, jeśli uznać, że chowaniec to nie dziecko. - Myślę, że gdzieś w głębi duszy tak. Chociaż, gdy rozmawiałam o tym z innymi, stawiałam raczej na coś czterokopytnego - najczęściej wpadały jej wtedy do głowy zwierzęta gospodarskie. W sumie za bardzo się nie pomyliła. - W ogóle masz pomysł jak wprowadzisz ewentualnego chowańca do swoich dzieci? - spytała zaciekawiona. U niej poszło prosto, ale nie mieli aktualnie żadnych zwierząt domowych... |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Maseczka na twarzy, w głowie spokój, a na głowie… Zmiana. I jeśli tę zmianę dostrzeże przynajmniej jedna osoba, będzie można nazwać dzisiejszą posiadówkę w pełni satysfakcjonującą, niemal bliską ideału — wyłom w perfekcyjnym obrazie to kręcąca nosem Bridget i nagła, ludzka potrzeba podrapania się po swoim własnym nosie. Jak zwykle w momencie, kiedy to absolutnie wykluczone. — W takim razie mamy pierwszą wymówkę, żeby przyjść tu kiedyś jeszcze raz — biel zębów błyska nieco karykaturalnie spod zielonkawej maski — ktoś w obecności Anniki raz nazwał ją smrodliwą, ale tak mógł powiedzieć tylko ktoś o smrodliwej naturze, co odwykł od naturalnej smrodliwości świata i akceptuje tylko swoją własną; Annika nie zawiodła się, bo Imani nie skomentowała krzemionkowo–humusowych nut choćby jednym słowem. I słusznie, bo przecież nawet zapach ziemi mocniej drażni nozdrza — resztę wymówek zostaw mnie. Znajdę ci ich co najmniej kilka — potrzeba chwilowego oderwania się od życia rodzinnego i wsi to tylko jedna z wielu — Annika jest przekonana, że tę zasiała już w głowie Imani i odpowiednio pielęgnowana — kiedyś wykiełkuje. Podobnie jak ta rozmowa, co w pani wkrótce–nie–Faust zasiała ziarenko chęci odwiedzenia Wallow na trochę dłużej, niż tylko przejazdem — i przekonania się empirycznie o więzi łączącej chowańca z jego opiekunem. Nauczenia się o tym więcej niż wyczyta w dowolnej, mądrej książce, traktującej o magicznej więzi człowieka i zwierzęcia. — Brzmi pięknie, tylko czy… — zamyśliła się przez moment — ...to jest więź głównie emocjonalna? Czy komunikacja jest rzeczywiście tak dobra, by zwierzę mogło przekazywać bardziej złożone informacje? — Żyłka badacza chwyciła zarzuconą przez panią Padmore przynętę i uparcie drąży temat. — Bo kiedy tak o tym mówisz to mam przed oczami więź opartą na intuicji. Zgadza się? — Prawdziwe rozumienie opiera się na wyłapaniu różnic, wykreśleniu mapy pułapek myślowych i niuansów — Annika rozumie ją dwojako. Gdy zaczęła tresurę barghesta, zdała sobie sprawę z tego, na ile sposobów wysyła bestii sygnały. To sprawiło, że przy Bunniculi skupia się już nie tylko na słowach, ale także gestach i ruchach — one również są istotne i nie mogą sobie przeczyć, a cała ludzka natura opiera się przecież na sprzeczności i kłamstwie. Czy w takim razie więź między dwoma stworzeniami także w tym przypadku opierała się na rozumieniu się ponad barierami językowymi? Czy mogła to przyswoić w taki sam sposób jak język migowy, czy sedno leżało nieco gdzie indziej? Przypadkowy wątek rozpętał w głowie Anniki małą burzę — i podsunął jej pewien pomysł. Pomysł, o którym w perspektywie kilku tygodniu będzie chciała z kimś omówić. — Przepraszam, ten strumień myśli nawet mnie wziął z zaskoczenia — i rzeczywiście, bo przez przedłużającą się chwilę musiała wyglądać na lekko nieprzytomną — w istocie pogrążoną we własnych myślach. Gwałtownie ożywiła się, gdy z pewnym opóźnieniem dotarł do niej sens słów Imani — widzisz u mojego boku mewę? Mi przyszedł do głowy delfin — tylko raczej nie najlepiej czułby się na kanapie. Nawet w salonie u Deckenów — do latających potworów kradnących frytki i dzieci Annika czuła znacznie mniejszy sentyment, który najpewniej był odwzajemniony — ale skoro przy latających koszmarach jesteśmy — może jednak przygrucham sobie gołębia? Usłyszała kiedyś zabawną anegdotkę, w którą absolutnie uwierzyła, o tym, że Polacy jedzą potrawkę z gołębi — muszą mieć naprawdę ciężko tam, za tym murem, że porywają się na parkowe szkodniki — te nawet z perspektywy pani Faust zasługują ostatnio na niewiele szacunku. Jeden z takich szkodników ostatnio prawie zapaskudził Annice płaszczyk. A skoro o małych paskudztwach mowa… — Nie wiem — przyznaje szczerze — będę improwizować. Lorenzo dalej nie pogodził się do końca z obecnością Bunniculi, choć ostatnio obserwuję pewien postęp, bo dziewczynka boi się kocich pazurów co najmniej tak samo mocno, jak on jej zębów. Może zbudują na tym relację opartą na wzajemnym szacunku. Byłoby idealnie. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Tak po zastanowieniu, Imani w sumie by się nie sprzeciwiała aż tak ucieczce na kolejny dzień SPA. Ale to dopiero za jakiś czas. Jak zdąży sobie poukładać w głowie, że takie pojedyncze dni w jej harmonogramie nie zrobią nikomu krzywdy. Na razie ciężko jej było przyjąć do wiadomości fakt, że naprawdę nic się nie stało, że na taki czas zniknęła z domu nie po to, by zadbać o swoją kondycję albo w ważnej sprawie, a po to, by się upiększyć. Znając życie, Joe jeszcze ją do tych wypraw zachęci za jakiś czas. Może i dobrze. Zmiany podobno należy wprowadzać stopniowo. - Dobrze, zostawię to w twoich rękach - Imani zachichotała, widząc zapał Anniki zaraz-nie-Faust do wyciągania jej z domu. Jakby Padmore się nad tym głębiej zastanowiła, uznałaby za wspaniały fakt, że ma wokół siebie osoby chętne do pomocy jej nawet wtedy, gdy sobie nie uświadamia, że by się jej przydała. - Szczerze mówiąc powiedziałabym, że wszystko to prawda - stwierdziła Imani po chwili zastanowienia. - Jakbyś chciała zobaczyć, jak taka relacja wygląda w praktyce, zawsze możesz mnie odwiedzić. Może dam radę ci coś pokazać - kobieta zaoferowała bez wahania. Może i miała mało czasu, ale czuła chęć przeznaczania go na mniej lub bardziej, ale jednak ważnych dla niej osób. A miała wrażenie, że Annika, jako badaczka, więcej wyciągnie jednak z obserwacji. Słysząc o delfinie na kanapie, Imani zaśmiała się. Nie powstrzymał jej przed tym nawet strach, że maseczka może jej trochę skapać. Nie znała się na tym, nigdy sobie wcześniej żadnej nie nakładała, chyba że chodzi o takie do domowej pielęgnacji. Z reguły jednak zapominała o nich po pierwszym otwarciu, zajęta obowiązkami domowymi i po jakimś czasie zostawało jej wyrzucić prawie pełne opakowanie. - Z tego co się orientuję, gołąb nie byłby zły. W sensie daleko są w stanie latać, więc jest szansa, że pomógłby ci w jakichś obserwacjach - stwierdziła. W końcu w pewien sposób to też było wiejskie zwierzątko, miała okazje się z nimi zapoznać. Ich zabiegi się kończyły i już po chwili miały się sobą pozachwycać w lustrze. - Myślę, że jak dasz im czas i własną, osobistą przestrzeń to jakoś się ułoży. Jesteś mądrą kobietą, znasz te stworzenia najlepiej, więc jestem pewna, że ci się uda sprawić, by się dogadały - Padmore uśmiechnęła się do Anniki, a potem do siebie w lustrze. - Myślisz, że Joe mnie pozna? - spytała zaskoczona zmianą. Spoiler: poznał, ale udał, że nie. 2 x z/t |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi