Pokój Judith Utrzymany przede wszystkim w klimacie ciepłego drewna pokój na pierwszym piętrze. Z okna rozpościera się widok na taras za domem i górujący, jak i rozpoczynający się nieopodal las. Wciśnięty jest w kąt całej posiadłości, dzięki czemu panuje tutaj spokój. Pokój jest dość obszerny, aby spokojnie zamieszkały w nim dwie osoby, jednak sypia tutaj jedynie Judith i raczej nikt inny nie ma potrzeby do niego zaglądać. Dwuosobowe łóżko, nie zawsze zaścielone, położone jest przy jednej ze ścian i pod pochyłym sufitem pokoju. Towarzyszą mu dwie szafki nocne z lampkami, rzadko zapalanymi. Na fotelu ustawionym w rogu pokoju zazwyczaj rzucone są ubrania lokatorki, a w skrzyni przy łóżku znaleźć można broń. W niewielkiej szafce przy oknie ustawione jest kilka pamiątkowych i zakurzonych bibelotów, w tym zdjęć, natomiast cała szafa z ubraniami stoi po drugiej stronie sypialni, podobnie jak toaletka, która służy za biurko. Przy nim zresztą znajdują się drzwi do prywatnej, niewielkiej łazienki z prysznicem, toaletą, umywalką i lusterkiem. Rytuały w lokacji: Rytuał bezobcy [moc: 42] |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
20 marca 1985 Ciężkie czasy wymagają ciężkiego przygotowania. Śmierć Erosa zmieniała wszystko. Nasza misja również zmieniała wszystko. Cel, który postawił przed nami Gorsou, był niemal niemożliwy do zrealizowania, a jednak wszyscy, jak cholerni samobójcy, pchaliśmy się w paszcze lwa, wiedząc, że możemy zginąć. Nikt z nas nie mógł być przygotowany na spotkanie z upadłym. Nikt z nas nie będzie w stanie pokonać Frejra. Jesteśmy tylko nędznymi śmiertelnikami, którzy chcą wypełnić wolę naszego Ojca, który na nas liczy. Wiem, że na nas liczy. Tylko, że jeden nieprzemyślany ruch i możemy wszyscy wylądować po drugiej stronie wrót Piekieł, bez możliwości powrotu do ziemskiej powłoki. Jeden nieprzemyślany ruch. Nie wiem, jak walczyć z Upadłym. Jedyną naszą bronią tak naprawdę jest magia, którą ofiarował nam Ojciec. Ale nie wierzę, że jakiś śmieszny Magipugnus będzie w stanie wywrzeć jakieś wrażenie na Frejru, gdyby zdechł, to chyba prędzej ze śmiechu. Jeśli już mamy go pokonać, to najpewniej sprytem. Sprytem i skuteczną obroną – a skuteczna obrona jest wtedy, kiedy sięga się po silne czary. Ostatnio do grona moich nielicznych książek, bo nie mam czasu na czytanie jakichś pierdów romansideł, dołączył podręcznik z przewodnikiem po magii odpychania. Podręcznik bardziej specjalistyczny, mniej więcej dla studentów ostatnich lat Tajnych Kompletów, albo profesorów. Magia odpychania u mnie była na poziomie zaawansowanym, ale wciąż uważałam, że mogłabym ją poprawić. Mogę lepiej. Mogę więcej. Wciąż nie znam wszystkich czarów i moje umiejętności są zawodne. Siedząc na fotelu ozdobionym moimi ciuchami na później, bo jeszcze są czyste, wertuję kartki książki, zatrzymując spojrzenie na zaklęciu Ordinatio Procul. To bardzo silne zaklęcie dla zaklęć o przeciętnej mocy. Nie wiem, czy pomoże mi w przypadku Frejra, ale z pewnością okaże się przydatne, jeśli coś mnie zaatakuje. Mnie… albo kogoś innego. Tworzy mur z białej mocy w dowolnym miejscu, co oznacza, że mogę osłonić kogoś jeszcze. Gorsou. Franka. Sebastiana. Każdego, kto pomocy potrzebowałby bardziej ode mnie. Odkładam otwartą książkę na łóżko i wstaję. Na wyprostowanych nogach, łącząc się silnie z ziemią, człowiek jest w stanie lepiej czarować. Nie wiem, na jakiej bazie to działa, ale działa. Frank na pewno będzie miał na ten temat jakąś teorię. — Ordinatio Procul – inkantuję, chcąc, żeby mur z białej energii uformował się kawałek dalej, wyobrażając sobie, że ktoś tam faktycznie stoi. To bardzo trudne zaklęcie, więc nie spodziewam się rezultatów od razu. I mam rację, bo choć biała maź błyska w powietrzu, tak za moment jej nie ma. Coś takiego nikogo przed niczym nie uchroni. Ściągam brwi i próbuję jeszcze raz. Ustawiam się bardziej stabilnie, bo może byłam za bardzo roztrzepana, sama już nie wiem. — Ordinatio Procul – mówię jeszcze raz. Biała wiązka niemal uderzyła mnie w twarz. To nie w tym kierunku. Wracam do książki, mając nadzieję, że powie mi coś konkretnego, co mogę robić źle. Skupienie? Determinacja? Może po prostu brakuje mi adrenaliny i odpowiedniej woli, żeby wiązka wypełzła z Piekła? Odkładam podręcznik i próbuję poprawić to wszystko. Biorę głęboki wdech, przymykam oczy. Szukam wewnętrznego skupienia. Dłonie zaciskają się w pięści na krótko, nogi są mocne, choć trochę ugięte w kolanach. — Ordinatio Procul – inkantuję z determinacją godną mnie. Nadal nic. Noż kurwa mać! W nerwach zrywam się ze środka pokoju i wracam do książki. Durny podręcznik, nie mogę znaleźć, gdzie popełniam błąd. Coś jest nie tak z moją techniką? Czy mówię niewyraźnie? Czy jestem zbyt niecierpliwa? Pewnie tak by powiedział Frank, jakbym go spytała. Nie potrafię znaleźć żadnego wspólnego mianownika, czemu niektóre trudniejsze czary mi się udają, a inne nie. Teraz Piekło jest głuche na moje prośby. Może to jeszcze nie czas, może przyjdzie na to moment później. Kartkuję książkę dalej, pozostawiając za sobą feralne zaklęcie. Wrócę do niego w innym terminie, nie dam mu spokoju. Tymczasem wzrok zatrzymuje się na przydługim opisie Speculorum. Jest jeszcze trudniejsze i wymaga jeszcze większej biegłości w magii, ale formuje się w lustro, które jest w stanie odbić zaklęcie w przeciwnika. To by było potężne. Gdyby nie tylko się obronić, ale od razu tą obroną zaatakować… Nikt mnie nie atakuje, ale przecież będę w stanie zobaczyć, czy lustro powstaje przede mną, czy też nie. Przebiegam wzrokiem po stronach książki, aby wychwycić każdy szczegół, po czym odkładam ją i inkantuję: — Speculorum. Nic. Ani drobinka szkła nie materializuje się przede mną. To trudne zaklęcie, więc ciężko mi jest mieć do siebie pretensje, ale… — Speculorum – inkantuję jeszcze raz. Ani jedna wiązka magii nie przepływa przeze mnie, nie dzieje się dosłownie nic. Może to nie jest mój dzień? Nie mogę powiedzieć, że to nie jest mój dzień. Każdy dzień musi być moim dniem, mam się tak tłumaczyć przed sierżantem? Sory, sierżant, lewą nogą wstałam, to mi nie wyszło. Muszę być niezawodna w każdych warunkach. — Speculorum – inkantuję jeszcze bardziej przez zaciśnięte zęby, ale i tym razem Piekło pozostaje głuche na moje wezwania. Może obraziłam czymś Lucyfera? Dlaczego nie ma go ze mną? Czego próbuje mnie nauczyć? Cierpliwości? Może po prostu powinnam zająć się łatwiejszymi zaklęciami, jak na razie. Tymi, których będę bardziej pewna. Te są zbyt ryzykowne i za bardzo zaawansowane jak na mój poziom. Może sukcesywnie zwiększając poziom trudności, nauczę się więcej. Wzdycham głęboko, zostawiając księgę. No nic, naukę zostawię na inny dzień. Jestem zawiedziona rezultatami, ale może nie wyszłam z tego z pustymi rękami. A i tak mam jeszcze założyć rytuał. Podchodzę do szuflady, żeby wyszperać zestaw czerwonych świec. Usypuję pentagram, ustawiam wszystko do rytuału i staję pośrodku, wyciągając athame. — Tace custos, vigil custos, virtutis meae factus. Signum da mihi, quoties huc advena venit – inkantuję z nadzieją, że chociaż knoty świec zapłoną żywym ogniem. To mój pokój, moje miejsce i powinnam wiedzieć, jeśli ktoś się będzie po nim kręcił. Ordinatio Procul #1: 37 + 24 = 61 < 75 | zaklęcie nieudane Ordinatio Procul #2: 2 + 24 = 26 < 75 | zaklęcie nieudane Ordinatio Procul #3: 14 + 24 = 38 < 75 | zaklęcie nieudane Speculorum #1: 35 + 24 = 59 < 90 | zaklęcie nieudane Speculorum #2: 12 + 24 = 36 < 90 | zaklęcie nieudane Speculorum #3: 31 + 24 = 55 < 90 | zaklęcie nieudane Rytuał bezobcy | próg: 35 | magia odpychania: +24 | do wyrzucenia: 11 | rzut poniżej Judith z tematu |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Stwórca
The member 'Judith Carter' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 18 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
przychodzimy stąd — Łazienka, tak. Jest… - na dole, to pierwsze, co chciała powiedzieć Leontina. Tylko drgający kącik ust zdradzał, że dziwna myśl musiała nawiedzić jej umysł, bo powiedziała coś zgoła innego – na górze, po prawej stronie. Ta na dole jest akurat zajęta – dodaje, i sobie tylko pozostawia wiadomość, czy jest to prawda czy też nie. Pan Verity nie docieka, pan Verity wskakuje na górę, a czujne oczy matki tylko odprowadzają go, jak wskakuje po schodach i znika po stronie zgoła innej, niż mu wskazała. Czy jest zaskoczona? Absolutnie nie. Z uśmiechem jeszcze szerszym, nucąc coś pod nosem, wraca do zajęć, z których ją wytrącił, uprzednio zamykając drzwi. * Jedne drzwi się zamykają – drugie za to się otwierają, a kiedy je otwieram, widzę- — KURWA MAĆ! Zanim zarejestruję, że jest to Sebastian z głupkowatym uśmiechem na twarzy, a Sebastian, nawet z głupkowatym uśmiechem na twarzy, nawet stojący tuż za drzwiami łazienki, nie jest zagrożeniem, ręka układa się sama i mocnym ciosem ma zamiar go odepchnąć. Ręka zostaje złapana, a ja słyszę jeszcze głupszy śmiech. — SEBASTIAN! – krzyczę, chociaż, między Lucyferem a prawdą, cieszę się, że wciąż miał ten refleks i wciąż, mimo wszystko, byłam od niego nieco słabsza w walce wręcz, bo nie byłoby mi wesoło, gdybym go trafiła. Jemu jest bardzo wesoło, i jeszcze przyciąga mnie za tą łapę, żeby, skoro już przyprawił mnie o zawał i pozbawił trzymanego ręcznika, ukraść jeszcze z moich warg pocałunek. I to jest jeden z niewielu powodów, dla którego już więcej nie krzyczę, wybaczam i nawet odrobinę się roztapiam. Kilka sekund przerywnika na czułości, które mu oddaję, a potem, gdy się wycofuję, ubrana co najwyżej w stanik i majtki (nie, żeby mnie już takiej nie widział), ofukuję go spojrzeniem. — Na starość Ci się takie pomysły trzymają, mogłeś w twarz zarobić! Tym razem nie chciałam, żeby zarobił. Kiedy już pierwsze emocje opadają i zgodnie uznajemy, że nic się nie stało, dopiero wtedy wzrokiem przesuwam się, dla odmiany, po jego stroju. I przy okazji schylam się, żeby sięgnąć po leżący na podłodze ręcznik. — A Ty co, zabiłeś kogoś? – pytam, nieświadoma tego, że matka zadała mu dokładnie to samo pytanie kilka chwil wcześniej. Nie byłoby to takie niemożliwe, ale nie przyszedłby wtedy do mnie taki ucieszony. I z głupimi pomysłami w głowie. Bezwarunkowy cios średni w klatę: 91 + 5 (walka wręcz) + 5 (sprawność) = 101 Obrażenia: 5 + (9 + 7)/2 = 13[ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Judith Carter dnia Nie Sie 11 2024, 22:52, w całości zmieniany 2 razy |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Prawo jest lewo, lewo jest prawo, a Sebastian to Sebastian. Sebastian wybiera stronę, która pachnie jak Judith i niespodziewany napływ młodzieńczej beztroski. Młody już nie jest, ale beztroski najwyraźniej tak, skoro nie sprawdza, czy pani domu wciąż patrzy. Patrzyła, ale nie patrzył Sebastian. Sebastian mylił strony, bo choć mówią, że to domena kobiet, to Sebastian jest za równouprawnieniem. Tak naprawdę to nie. Ale czasem tak. Teraz na przykład. Równouprawnienie nie jest za nim, bo równouprawnienie mówi, że kobieta może zareagować na rosłego faceta pod drzwiami łazienki tak, jak zareagowałby jej brat — odruchem absolutnie bezwarunkowym i uzasadnionym. Soczyste przekleństwo to dopełnienie i Judith i ciosu. Naprzeciw wychodzi, równie młodzieńczy co ta nieszczęsna beztroska, refleks kierujący dłońmi Sebastina. Czysta skóra przykrywa się brudem ulepionym z krwi, ziemi i bliżej nieokreślonych paprochów, a oburzony krzyk zderza się z perlistym, wyjątkowo zaraźliwym śmiechem. Prawdopodobnie bawi go to bardziej, niż powinno. Śmiech niknie między wargami Judith, a gdy odsuwają się od siebie, błyszczące spojrzenie przesuwa się gładko po pozbawionym ręcznika ciele. Ach, no i po co ta bielizna? Judith, przecież jesteś w swoim pokoju, na cóż ta ostrożność… — Nie zgodzę się, celowałaś w klatę. A powinnaś w jaja — znajduje jeszcze miejsce, by ją trochę pouczyć, naturalnie wciąż w tonie żartu, bo wcale nie jest pewien, czy kolano powstrzymałby równie skutecznie co ręce i nie miał ochoty się o tym przekonywać. Pada pytanie, unosi się ręcznik. Sebastian znów przypomina sobie o tym, co go tu sprowadziło. On sobie tu żartuje, a trzy mityczne stworzenia zapewne przymierają głodem na siedzeniu pasażera. Zaparkował w cieniu…? Nie zwrócił uwagi. Nie zostawił otwartego okna. Chyba się tam nie ugotują? Nie… To znaczy tak. Tak, na pewno zaparkował pod jakimś drzewem. Nie jest aż tak upalnie. — Otóż przeciwnie — odpowiada z miną sugerującą, że odkrył lek na raka — odbierałem poród, a noworodki czekają w Royu. Blok: 44+5 (szybkość)+9 (sprawność)=58 (st. 55) | udany |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
— Och. Przepraszam najmocniej, następnym razem się poprawię – mówię, jak na grzeczną damę przystało, i jak na grzeczną damę przystało, jeszcze przed nim dygam. Byłby to iście piękny obrazek godny fotografii. Gdyby nie fakt, że paraduję przed nim w samych gaciach i niekoniecznie jest to strój, w którym prawdziwa dama powinna pokazywać się dżentelmenowi, z którym formalnie nie łączy jej nic. Nieformalnie – wszystko. Ale nie o tym teraz jest mowa. Jak tak tęsknił za wymierzeniem mu kopa w jaja, to jeszcze naprawię swój błąd. Może nie dzisiaj, bo faktycznie jeszcze mi się przyda to jego narzędzie, przekonał mnie wtedy. Ale za jakiś czas. Skoro tak ładnie prosi. Śmiech niknie pomiędzy całusami, całusy mnie trochę ugłaskują, pada pytanie, odpowiedź jeszcze nie, ja wymijam go, kierując swoje kroki do szafy, z której wyciągam czystą, białą bokserkę i wkładam ją przez głowę sprawnym ruchem. A potem mówi mi coś, przez co zastygam, wgapiając się w niego jak w nienormalnego. Mija kilka sekund. Potem wybucham śmiechem tak nagłym i nieopanowanym, że najchętniej teraz uwaliłabym się na wyrze i turlała po jego powierzchni. — Dobre – przyznaję po kilku sekundach, kiwając w jego stronę wyciągniętym palcem, naturalnie w formie uznania. Sebastian odbierający poród. Sebastian, który dowiedział się, że ma córkę, dopiero wtedy, gdy dorosła. Sebastian, który w życiu nie miał dzieci i nie musiał siedzieć na korytarzu porodówki, wysłuchując wszystkich przekleństw i karalnych gróźb pod adresem jego i jego kutasa. Sebastian, który pomyliłby tampon z breloczkiem, który się na sznurku puszcza kotu, żeby się pobawił. Dobre. — Teraz moja kolej. – Skoro już startujemy w tym maratonie pojebanego humoru, ja też coś wymyślę. Z szafy w międzyczasie wyjmuję bojówki. – Generał dzisiaj zniósł zakaz formalnych związków. Tak samo realne. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Kilka krótkich uderzeń serca po tym, jak cichnie śmiech Sebastiana, rozbrzmiewa wesołość Judith. Niepowstrzymana, zbyt głośna na możliwości izolacyjne ścian i tak niecodzienna u Judith, że aż urocza. Sebastian — choć przecież wie, że nie ma powodów do śmiechu, a za niebranie go na poważnie mógłby się zniecierpliwić — mimowolnie wtóruje jej w tym napadzie wesołości, choć znacznie ciszej i krócej. A potem cierpliwie czeka, aż Judith również się uspokoi, by mogła zwieńczyć całość komentarzem. Dobre. Czy takie dobre, to się jeszcze przekonają. Oby. W międzyczasie idzie do łazienki, żeby zrobić to, po co tu przyszedł — obmyć ręce. Ubrudzona koszulka musi zostać. Ogarnie się w domu. Unosi brwi na żarcik Judith i znów parska, choć nie z takim oddaniem jak ona. Najwidoczniej ten żarcik był mniej „dobry”, acz zasłużył na reakcję. Wychodzi z łazienki w nie gorszym nastroju niż wcześniej, czego dowodem jest to, jak podchodzi do Judith i jak ochoczo zaciska palce na jej pośladku z tym drobnym, psotnym uśmiechem. Być może ta wesołość i beztroska to jego sposób na odreagowanie całego stresu związanego z porodem i absurdalnością sytuacji, której niedawno doświadczył. — Chodź, marzycielko — zachęca, zwieńczając uścisk palców drobnym klepnięciem i przelotnym pocałunkiem w usta. Nie zrobiłby tego jeszcze choćby miesiąc temu, sądząc, że za poklepanie jej po tyłku dostanie prawym sierpowym w nos. Ale teraz robi to z pełną swobodą, przekonany, że za wszystkie razy, kiedy Judith atakowała go od tyłu przy każdej możliwej okazji, gdy on krzątał się po domu, czas trochę zawalczyć o tę równość. Co najważniejsze — oboje wiedzą, że między nimi nigdy nie będzie to oznaką lekceważenia czy braku szacunku. Kieruje się ku wyjściu, kiedy Judith jest gotowa, by podążyć razem z nim. Zatrzymują się dopiero przy aucie. Sebastian otwiera drzwi od strony pasażera i lekko odchyla zakrwawiony materiał bluzy, z którego wyglądają trzy rogate, brzydkie główki wielkości orzecha. — Ich matka atakowała przechodniów w rezerwacie. — Nie żeby ataki w rezerwacie były przypadkiem całkiem odosobnionym, w końcu mieszka tam duża populacja bestii, ale skoro już ktoś to zgłosił, gwardia musiała interweniować. W końcu nie tylko Lanthierzy tam łazili, a i czasem zaplątywali się tam przypadkiem ludzie tacy jak Alisha, nawet jeśli rozsądnie byłoby trzymać się z daleka od tej części lasu. → Wejście do Red Bear Stronghold |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia