Michael Toussaint
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 149
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 10
TALENTY : 30
POKÓJ GOŚCINNY "ZORANJ" Przestronny jasny pokój, którego okna wychodzą na ślepą uliczkę. To właśnie w tym miejscu widać najlepiej sąsiednią kamienicę z czerwonymi drzwiami. Pomieszczenie stylem przypomina nowo orleański wystrój, jest utrzymane w tonacji pomarańczowej i to ten owoc jest motywem przewodnim tego miejsca, dając metaforę grzechu. Z sypialnią sąsiaduje łazienka, poznaczona do użytku gości zatrzymujących się tutaj. |
Wiek : 60
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Projektant/ wytwórca zabawek
Cherry Delahaye
| 3 Kwietnia, około godziny drugiej trzydzieści w nocy. Zaskakująco szybko przywykła do tej kamienicy jako do miejsca, w którego stronę wracały jej kroki każdego popołudnia, poranka a czasem i późnych godzin nocnych, co wiązało się z tymi wszystkimi zamieszaniami jakie miały ostatnio miejsce. I choć z początku mieszkanie z ojcem swojego kolegi było dlań odrobinę niezręczne, szybko przywykła do swojego pochmurnego współlokatora. Powoli dom wypełniał się i jej energią – lekką, odrobinę chaotyczną, z pewnością świeższą od energii właściciela kamienicy. Powoli też dało się w domu zauważać jej obecność z niewielkich detalach w postaci pozostawionej gdzieś szczotki, pomadki czy parze rozrzuconych po przedpokoju butów nawet jeśli starała się zbytnio nie ingerować w codzienność pana Toussaint. Czasem dołączyła do niego podczas śniadania, czasem przyniosła do salonu wieczorną herbatkę wdając się w krótką pogawędkę w rodzinnym języku. Dryfowała gdzieś obok, nie chcąc wywracać do góry nogami jego spokoju… A jednak i to miało się wydarzyć, choć Wiśniowa Panienka nie planowała tego zupełnie. Wyprawa nad morze celem zażycia regularnej kąpieli miała przebiec spokojnie, ot zwykła wycieczka na maksymalnie kilka godzin, po której miała wstąpić do sklepu i wrócić jeszcze przed zmrokiem, tak jak zapowiedziała swojemu… współlokatorowi. Tak się jednak nie stało. Nieobecność panienki Delahaye przedłużała się nieznośnie. Nie zjawiła się przed zmrokiem, nie zjawiła się o zachodzie słońca, nie zjawiła się również po zmroku, zupełnie jakby nagle postanowiła zmienić miejsce przebywania, choć jej rzeczy nadal pozostawały w pokoju gościnnym. Zjawiła się dopiero późną nocą, uważnie obserwując okna kamienicy z nadzieją, że światła będą zgaszone. Otwiera więc turkusowe drzwi ostrożnie, uważając aby przypadkiem nie zaskrzypiały za mocno, mogąc zbudzić właściciela kamienicy. Wsuwa się za nie ostrożnie, nie zdejmuje jednak butów pewna, że jeśli tylko pochyli się to utraci równowagę i runie na ziemię. Nawet droga z Nowego Orleanu do Maine, gdy utraciła bliską osobę pozorując własną śmierć nie była taka trudna jak ta, prowadząca w górę schodów do pokoju gościnnego, do którego… Nie dotarła. Osunęła się na ziemię tuż pod portretem mężczyzny w starodawnym, francuskim mundurze pozbawiona sił po ucieczce od kłusowników oraz długim powrocie do domu. Kluczyła, nie raz musząc przysiąść, zupełnie jakby chciała zgubić ewentualny pościg. Ciche westchnienie ucieka z pełnych warg. Odpocznie chwilę i ruszy dalej, byleby nie zbudzić Michaela. I choć syreni urok dodawał jej urody i zjawiskowości nawet w takiej konfiguracji Cherry nie wyglądała najlepiej. Burza loków pozostawała w nieładzie, dwukolorowa skóra zdawała się być pozbawiona koloru a jej powłokę zdobiły siniaki oraz większe bądź mniejsze zadrapania. Bluzę jawnie nie należącą do Panienki Delahaye ( i dobre pięć rozmarów za dużą) na jednym z rękawów znaczyły mokre ślady krwi teraz odbijające się na kolorowej tapecie. Jedynie złapie oddech, wstanie i po cichu przemknie do swojego pokoju. Opatrzy jątrzącą się rękę, a później pozbędzie się wszelkich śladów, jeszcze nim Sara zjawi się by jak co tydzień posprzątać dom. Tylko chwilę… Jedną małą chwilkę… |
Wiek : 26
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Szuka pracy
Michael Toussaint
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 149
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 10
TALENTY : 30
Jazz i cięży dym cygar. Właśnie tym tętniło życie Toussainta, które rozpoczynało się zaraz po zmierzchu. Irracjonalnie i wbrew zasadom współżycia społecznego, w Małej Osobliwości życie budziło się tuż po zmroku. Zaczynało się od cichej muzyki trąbki, sączącej przez gramofon. Zupełnie jakby Burbon Street powoli przeciskało się przez świat i wchodziło w ściany tego miejsca. Gdzieś na ostatnim piętrze Michael rozpoczynał swoją pracę. Czasem słychać było miarowe uderzenia stopki maszyny do szycia scalającej kolejną tkaninę w cyklicznym trajkotaniu. Innym razem była to pięść plemienna i rytm grzechotek. Kamienia nocą budziła się do życia. Drewno trzeszczało. Zapachy zyskiwały na intensywności a figurki choć nieruchome zdawały się kierować na nią swoje paciorkowate oczy. Jednak od kiedy tu zamieszkała nigdy nie usłyszała zakazu skierowanego w swoją stronę. Nakazu zmuszającego do czegokolwiek ani ingerencji we własne życie. Im dłużej z nim mieszkała tym cześciej mogła uświadomić sobie, że dojrzałość Michaela nie czyniła go nieprzystępnym. Często w miejscu w którym była w domu materializowały się liściki spisane magią powstania. Zwykle zawierały krótkie rzeczowe informacje: „Wrócę jutro- Sara przygotuje ci posiłki” „Wyjechałem do Salem.” Zawsze wówczas na drzwiach lodówki zawieszone było 20$ jakby ta suma miała wypełnić jej chwilową samotność. Kobieta szybko mogła się zorientować, że choć w teorii miała dostęp do każdego miejsca w posiadłości to jednak wiele pokoi zamykał jakiś rytuał. Wchodząc na trzecie piętro mogła się zgubić, czuć splątanie lub ataki paniki. Zatem je zabezpieczył, jakby tam kryło się coś co było przeznaczone tylko dla jego oczu. A mimo tego, Cherry zakradła się do jego świata i rozrywała samotnością cichym brzękiem filiżanki uderzającej o spodek podczas śniadania, niewielką pomadką pozostawioną na zabytkowej komódce tuż przy zaklętej figurce. Cenił sobie te chwili w których siedzili wspólnie na kanapie w milczeniu i te gdy rozmawiali przy śniadaniu. Zdawało się, że była nieodłącznym elementem jego życia, wpasowała się w nie tak szczelnie, że mężczyzna zapomniał jak to było nim się pojawiła w jego kamienicy. Pewnego dnia jednak wszystko zamilkło. Miejsce przy stole w kuchni, przy którym zawsze siadali do wspólnego śniadania nagle spoglądało na niego dziwnie złowieszczo. Było niczym czarna dziura, która rozszerza się w miarę gdy na nią spoglądał. Jakby wyrzut sumienia nagle wypływał na wierzch i zmuszał do analizy własnego zachowania i sądów nad postawą. Może ja czymś uraził? Może powinien zachować się inaczej? Może za mało rozmawiał? Może nie poświęcał jej należytej uwagi? Może sama chciała odejść? Może… Może… Może… Złożył spokojnie gazetę i na tyle na ile potrafił uporządkować chaos w głowie ruszył do jej sypialni. Zaspała? Nie. Wiedział, że się łudził jak tylko odchylił skrzydło i wszedł do środka. Ubrania nadal tu były. Złożone i rozpakowane. Część nadal zalegała w komodzie. Łóżko zdawało się zimne i opustoszałe jednak ślady na poduszce krzyczały, że spała tu po tym jak była Sara, która miała przykaz zmiany pocięli. Szedł do jej łazienki i rozejrzał się wkoło. Szczotka, kosmetyki, bibeloty, puchaty ręcznik niedbale przewieszony na brzegu wanny. Intuicja zalewała jego flaki. Za długo żył na świecie by nie ufać pierwotnemu instynktowi jaki przechodził z ojca na syna w ich rodzinie. Strach kiełkował. Jeśli chciała odejść zawsze mogła, wiedziała że był osobą która jej nie oceni, a jedynie pomoże i wesprze w decyzji. Nie czekał nawet do wieczora, odsuwając od siebie najprostszą najbardziej logiczną odpowiedz - wyszła ze znajomymi a prywatna przeciągnęła się. Nie. Tym razem to nie to, znał to uczucie oczekiwania na nastolatka gdy czuje się, że jest ze znajomymi. Miał trzech synów, którzy często nie wracali na noc. Tym razem intuicja nakazywała inne działanie. Zaparzył mieszankę liściastej herbaty. Chciał odpowiedzi a czuł, że tak uzyska ją najszybciej. Choć zwykle zwracał się z pytaniami do kości to tym razem, uciekał się do naturalnego sposobu. Natychmiastowego i jakże efektowanego Szeptał cicho modlitwę czekając aż napar zyska mocy. Liście rozwijały się pęczniały w naczyniu. A kolor płynu zyskiwał na intensywności. Pytał tylko o jedno: „Czy podjąć stosowne kroki w jej poszukiwaniu?” Choć nie było ono skomplikowane, dawało niejako spokój ducha. I pozwalało przemyśleć kolejne działanie. Na podorędziu miał przyjaciele detektywa, zaprzyjaźnionego słuchacza i wróżbitę o znacznie większym spektrum działania niż on sam był w stanie. Upił gorzki gorący płyn nie pomny tego, że podrażnia mu język i podniebienie. Uczył swych synów, że magia nie jest z talentu, brała się bólu. A jego naród się wycierpiał jak żaden inny, dlatego ten dar był czymś więcej niż tylko umiejętnością- był symbolem. Kolejny łyk i następny. Cedził przez żeby by nie połknąć żadnego fusa, nic co przybliżyłoby go do prawdy, lub przerwało skupienie nad pytaniem jakie zadawał. |
Wiek : 60
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Projektant/ wytwórca zabawek
Stwórca
The member 'Michael Toussaint' has done the following action : Rzut kością '(S) Fusy' : |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Michael Toussaint
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 149
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 10
TALENTY : 30
A zatem niech i tak będzie, szepnął cicho sam do siebie, przypatrując się pojawiającemu kształtowi. Pochylił nieco filiżankę jakby chciał w pełni zgłębić każdy możliwy kształt jaki się pojawił a tym samym, uzyskać pełną odpowiedź. Ta mu się jednak nie podobała. Czekanie było najtrudniejsze, zmuszało do cierpliwości i hamowało instynkty. Zagłuszał je, szklanką burbona, potem kolejną. Tkwiąc w ciszy, spędził tak wiele godzin. Przegnał obawy jakie czuł, połknął je z ostrym trunkiem. Przesadził, nadmiernie fiksując się na dziewczynie, która najwidoczniej potrzebowała ucieczki od jego towarzystwa. Czuł się jak stary idiota, zastanawiając co czynić podczas wybryków młódki. Po niepokoju przyszedł czas na złość i złorzeczenie. Czy nie zasługiwał na szacunek i jakiekolwiek wyjaśnienia? Nie pomógł gdy tego potrzebowała? Czy oczekiwał aż tak wiele? Ten nocy Mała Osobliwość nie tętniła życiem. Była cicha i niemal zimna. Zupełnie jakby wszystko tutaj zgasło wraz z jej zniknięciem. Jednak gdy tylko wśliznęła się do środka mogła poczuć obecność kogoś jeszcze. Tu nigdy nie było się samemu. Zupełnie jakby dziesiątki oczu teraz były zwrócone w jej stronę. Upadając słyszała coś przypominającego tupot małych stóp, połączony z cichym śmiechem i uderzeniem gwałtownie zamykanych drzwi, gdzieś na piętrze. Jakieś dziecięce szepty, których nigdy wcześniej nie mogła słyszeć. A może to zmęczenie i ubytek krwi mieszały jej w głowie? Nagle poczuła jak silne ramiona chwytają ją i unoszą ku górze niczym szmacianką lalkę. Był ciepły i jak zawsze otaczał go zapach przypraw korzennych i ziemi. Ją zaś ozon i metaliczny odór krwi. Mogła poczuć jak jej ciało dotyka miękkiej pościeli a twarz nagle oświetla lampa nocna. Na mebli stało wiele przygotowanych wcześniej preparatów i eliksirów a także opatrunków. Zupełnie jakby się do tego przygotował. Jakby wiedział co ma nastąpić nim to miało miejsce. -Samosa. - Padło cicho, w chwili w której delikatnie czytał za ściągacz. Mogła usłyszeć jak materiał bluzy pruje się ukazując ranę. Niestety musiał go odkleić od jej ciała co niewątpliwie przyczyniło się do bólu. Nawet teraz nie było wyrzutów, nie było agresji ani wypominania zdarzenia. To co dobiegło do niej to cicha melodia wymruczanej piosenki i kojące słowa. Następnym razem pojedziemy do Nanntucket, tam nie ma kłusowników. Rzut nieudany |
Wiek : 60
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Projektant/ wytwórca zabawek
Cherry Delahaye
Jazz i ciężki dym cygar. Te dwa czynniki niezmienne kojarzyły jej się z domem, nawet jeśli ten pierwotny znajdował się setki mil stąd. I na Haiti wybrzmiewał jazz, zwłaszcza wieczorami gdy babka Asefi przygotowała się do pracy i odprawiania rytuałów dla niemagicznych bądź gdy snuła historie o przeszłości, mającej dać cenne lekcje dotyczące tego, co będzie. Jazz i ciężki dym cygar. Towarzyszyły jej również w Nowym Orleanie, którego każdy, nawet najmniejszy kawałeczek zdawał się być nim przesiąknięty. Towarzyszyły jej gdy w Mrocznym Dworze zgłębiała kolejne tajemnice voodoo. Podczas pierwszej randki z byłym którego przez chwilę szczerze kochała, gdy zwiedziała okoliczne bary z synem Toussainta, wijąc się w ich rytm na drewnianych parkietach. Nie sądziła, że odnajdzie jazz i ciężki dym cygar i tutaj. W Maine, nieprzyjemnie obcym, sprzecznym z tym co przyszło jej znać do tej pory… Pozbawionym jakichkolwiek znajomych czynników, gdyż jedyny z nich zniknął tuż po tym, jak przyjechała w te strony. Z początku słuszna decyzja powoli stawała się błędem, którego istnienia nie chciała zauważać czując wewnętrzną niezgodę na myśl, o poddaniu się z podjętych działań. Jazz i ciężki dym cygar. Powróciły do niej w sposób zupełnie niespodziewany, pewnego dnia gdy poszła szukać wskazówek w Kościele Piekieł i gdzie odnalazła znajomy pierwiastek w obcym świecie. Pierwiastek, który przygarnął ją pod swój dach i pomógł stanąć na nogi zasiewając w niej myśl, że jednak nie popełniła błędu a jej przeczucia kierowały ją w dobrą stronę. Była wdzięczna temu pierwiastkowi za pomoc oraz zainteresowanie, wypełnienie tej nieprzyjemnej pustki jaka pojawiała się w miejscu które było nam obce. W tym momencie nie myślała o tym, że jej zniknięcie może urazić ów pierwiastek, wywołać zmartwienia bądź spędzać sen z powiek. W ostatnich miesiącach przywykła do braku zainteresowania i faktu, że musi radzić sobie sama, bo jeśli upadnie nie znajdzie się nikt, kto wyciągnąłby w jej stronę dłoń i uniósł z podłogi. I ta jednak ją pozostawiała, zaś Cherry przez chwilę miała wrażenie, że ponownie znalazła się w wodzie która tak cudownie pozwalała poruszać się w każdym, możliwym kierunku. Nie czuła jednak swojego ogona, zamiast tego czując ból stóp. Które w porównaniu wydawały jej się znacznie słabsze. Wtula się w pierś pachnącą cynamonem i świeżą ziemią w geście ufności oraz zwyczajnego zmęczenia. I nie pamięta kiedy ostatni raz nie czuła się pozostawiona z tym wszystkim sama. Fakt, że jej współlokator wiedział o jej odmienności ułatwiał wiele rzeczy, w tm powroty takie, jak ten. Niemal zwierzęcy syk wydobywa się z jej ust, gdy światło lamki nocnej oświetla oczy, które zdążyły już nawyknąć do ciemności nocy. Normalnie nie pozwoliłaby sobie na takie zachowanie, to jednak umyka, gdy podświadomość próbuje wrócić do panowania odsuwając od siebie zmęczenie. Nie mogła przecież zapaść w sen, chociaż właśnie na to ma ochotę w tym momencie. Zamknąć oczy, odsunąć się w nieświadomość i zapomnieć o dzisiejszym wieczorze... Wie jednak, że nie może. A raczej przypomina jej o tym ból w ramieniu, silny i promieniujący na wszystkie inne rozcięcia, jakie pozostały jej po spotkaniu z kłusownikami. - Są wszędzie, jak jakaś zaraza... - Mówi cicho, czarne oczy przesuwają się wpierw po szafce zapełnionej medykamentami. - Skąd...? - Pyta, bo nie rozumie a grymas bólu wykrzywia jej pełne wargi. Ostrożnie unosi się na ramionach aby zsunąć się z siebie za duży ciuch odkrywając przy tym dwukolorową skórę, nagie piersi oraz cały zbiór najróżniejszych zadrapań, rozcięć i siniaków pozostawionych przez kłusowników. Nie przeszkadza jej nagość i nie czuje zawstydzenia, zwyczajnie do niej przywykła za sprawą odmienności oraz wychowania na ciepłych plażach Haiti. Jest ona dla niej czymś zupełnie normalnym. - Nawet nie wiem od czego... - Zaczyna, zaś wspomnienia stają przed jej oczami wraz ze smakiem, jaki pozostawiała na języku ludzka krew. - Ja... - Zaczyna, lecz nie wie jak dokończyć. Po raz pierwszy świadomie odebrała ludzkie życie i chyba dopiero teraz w pełni zaczynało to do niej docierać... Tylko jak miała mu o tym opowiedzieć? Jak przyznać się, że była skora do tak drastycznych czynów? I jak wytłumaczyć, że nie żywiła wyrzutów sumienia? |
Wiek : 26
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Szuka pracy
Michael Toussaint
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 149
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 10
TALENTY : 30
Podwinął rękawy w swojej koszuli, odsłaniając przeguby. Jego ciało zadawało się być zahartowane, ciężką pracą o czymś świadczyła widoczna muskulatura pod skórą, która traciła już jędrność. W Hellridge jest ich znacznie więcej.- Nie tłumaczył jej dlaczego a takie przekonanie. Jakby jego doświadczenie w tym aspekcie było wystarczającym argumentem. To miasto było kolbką magii, co za tym idzie skupiało najwięcej odmieńców a co a tym idzie kłusowników i tropicieli. Wierzył, że są miejsca, w których nikt nie spodziewa się występowania syreny. Tym bardziej, że polujący wiedzieli o ich słabych punktach- każda z nich musiała kiedyś wyjść na ląd. Powiódł spojrzeniem na zastawiony stolik nocny i chwycił jodynę oraz jałową gazę by zdezynfekować jej rany. Brakowało tylko by te zasklepiły się z z brudem w środku. Wiedział, że wówczas pod skórą da się wyczuć grudki materii a i ciężko się ich pozbyć mimo upływu lat. Sam tego doświadczył. Wróżba i podpowiedź Loa. -Odkręcił biały kotek w brązowej, szklanej butelki i przytknął do niej opatrunek. Poczekał aż dziewczyna wyplącze się z bluzy. Nigdy nie widział czarnoskórej osoby dotkniętej bielactwem. Mozaika monochromatyczna była czymś urzekającym i skupiającym spojrzenie Toussainta bardziej niźli jej kształtne piersi. Dopiero gdy pomarańczowa ciecz przelała mu się między palcami, plamiąc tweedowe spodnie w kratę, zdał sobie sprawę, że się przypatruje młódce. Odwrócił spojrzenie i nieoczekiwanie, bez najmniejszego ostrzeżenia przytknął nadmiernie mokry opatrunek do jej zaprawionego ramienia. Od niczego…Rzucił nagle urywając temat. Jakby nie chciał zwierzeń, nie chciał niczego słyszeć a jednocześnie wiedział wszystko co należało. Przez kilka dni byłaś wolna. Nie ma nic więcej do dodania. Urwał krótko, bez cienia złości, obrzydzenia czy irytacji. Ot, taka kolej rzeczy. Był zbyt dojrzały by oceniać albo stanowić o moralności, mając w świadomości fakt, że do rytuałów voodoo czasem używano kości dzieci by wzmocnić efekt jego działania. A w oceanie? Cóż było wiele niebezpieczeństw, jednym z nich była Cherry. Delikatnie przemył jej ranę. Uświadamiając sobie, że jego działanie nie miało większego sensu. Dlatego bez słowa po raz kolejny unosi dziewczynę. I choć kręgosłup jest już nie ten, a i stawy kręcą go zwłaszcza nocą, układa ją dobie ramionach delikatnie podrzucając jej ciało. Kieruje się do łazienki gdzie układa ją do wanny i po ciemku odkręca kurki z wodą, blokując odpływ. Klęka przy wannie, zdając sobie sprawę, że rankiem okupi to wszystko bólem kości. Chyba gąbkę i wrzuca ją do wody, mącąc jej powierzchnię. Sanaossa- Ochrypłe słowo odbija się echem od ścian i przecina plusk nalewanej, parującej wody. Sanaossa próg 50 (rzut +5) |
Wiek : 60
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Projektant/ wytwórca zabawek
Stwórca
The member 'Michael Toussaint' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 72 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty