Gabinet lekarski Nieduże pomieszczenie, w którym przyjmuje lekarz pierwszego kontaktu. To właśnie w tym miejscu przyjmowane są osoby, które przychodzą na wizytę kontrolną i po podstawowe poradnictwo. W salce znaleźć można między innymi biurko, które stanowi centralną część wystroju, za nim mamy gablotę oraz szafki z kartami pacjentów. W prawym rogu znajduje się kozetka, ułatwiająca oględziny i wstępne badanie każdego zgłaszającego się po pomoc. Wnętrze jest ciche zapewniające komfort i poczucie dyskrecji. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
11.03.1985 |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
Sama obecność w szpitalu wydawała mi się zbędna, ale obrzęk palców, ciągle zatkany nos, kaszel, katar i inne dziwactwa, trzymały się mnie, jak jakiś rzep ubrania i za nic nie chciały sobie pójść. Być może gdybym tamtego dnia nie poszła do Cripple Rock (którego teraz na siłę unikałam), to całe moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Tymczasem byłam smutna, zła i przygnębiona (i wszystkie inne przymiotniki tego typu), a na dodatek musiałam pojechać autobusem do Eaglecrest, żeby wchodząc do małego budynku, znaleźć się przy gabinetach lekarskich, na umówioną wcześniej kontrolę. O ile nie znaleźli magicznego środka, który wyleczyłby mnie natychmiastowo, tak najprawdopodobniej nie byli w stanie mi pomóc. Przejrzałam już wszystkie podręczniki do eliksirów, jakie miałam w domu (nie byłam na tyle zdesperowana, by iść do biblioteki), a w telewizji nic nie mówili na ten temat. Duchy też mi nie pomogły. Byłam więc skazana na medyków. Baba przy rejestracji powiedziała, że doktor na mnie czeka i mam iść w lewo, potem w prawo, potem trochę prosto, a potem jak znajdę drzwi z numerem 51 to mam zapukać i poczekać aż mnie wezwą. Zapamiętałam te instrukcje i przeszłam trasę. Najpierw skręciłam w prawo, potem w lewo, potem prosto, ale tam był tylko numer 32. Wróciłam się nieco i odbiłam w lewo - 13. Potem prosto korytarzem, bo byłam pewna, że jestem na dobrym tropie - 56. Cofnęłam się, tym razem skręcając w prawo. 49... 50... 51. — Wolno? — zapukałam i odczekując swoje, aż zostanę poproszona do środka, ostatecznie się tam wpakowałam, siadając bez pardonu na krześle naprzeciwko przystojnego lekarza. Liczyłam, że będzie tam siedział stary dziad, który nawet na mnie nie spojrzy, więc zaskoczenie było miłe! Dobrze, że byłam umalowana. Pudrowo różową szminkę można było nakładać bez użycia palców. Tusz na oczach rozmazał się tylko odrobinę, a ciepła kurtka (bo cały czas było mi zimno) w kolorach fioletowo-żółto-zielonych, zaszeleściła, gdy wyprostowałam plecy. — Sierra Ignacio. Przyszłam na kontrolę, panie doktorze — uśmiechnęłam się uroczo, pokazując paskudny obrzęk na odmrożonych przed dwoma tygodniami palcach. Cóż, przynajmniej buzię miałam ładną. |
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w diagram rozproszenia światła i punkty wyłapywania cząsteczek przez nerw wzrokowy. Często miał wrażenie, że im więcej się douczał tym mniej wiedział o świecie i zjawiskach jakie go otaczały. „Po przedostaniu się przez źrenicę do komory przedniej odpływa w kącie zawartym między rogówką a tęczówką, nazywanym kątem przesączania (kątem rogówkowo-tęczówkowym). W kącie przesączania znajduje się tzw. beleczkowanie, przez które ciecz wodnista odpływa do tzw. żył wodnistych i w końcu do krwioobiegu. Podczas wysokiego wpsółczynnika zatrucia magicznego jest to miejsce, której najdłużej oczyszcza się z zalegających złogów.” Oderwał się od książki. Zamknął grubą płócienną okładkę, w chwili w której usłyszał pukanie. „Okulistyka w magicynie” grzmiał tytuł dzieła o wątpliwej sławie wśród wyznawców, nawet w kręgu medycznym nie było to lektura szczególnie polecana. Może za sprawą roku wydania, opiewającego na lata ’40s. Uśmiechnął się nieświadomie i uniósł zad z krzesła, które zaskrzypiało cicho. Mam nadzieję, że nie miała pani problemu ze znalezieniem gabinetu. Numeracja jest tu nieco… mało intuicyjna. Zagaił, bo i sam często się gubił. Do tej pory nie rozumiejąc dlaczego gabinety nie mógłby mieć niższych liczb. Ale te zajmowały sale chorych. Być może był to rodzaj testowania silnej woli zarówno pacjentów jak i personelu medycznego. Przyjrzał się dziewczynie i ruchem dłoni poprosił ją o zajęcie miejsca na krześle. Niczym barwny ptak wniosła nieco życia do tego niemal monochromatycznego miejsca, w którym brakowało życia. W chwili gdy tylko dziewczyna uniosła dłonie, uśmiech z ust Noxa został zdmuchnięty w ułamku sekundy. Uniósł się powoli z miejsca w który ledwo usiadł półdupkiem i obszedł biurko, skracając tym samym dystans między nimi. Sięgnął ramieniem po metalowy, żelazny taboret pobielony na biało i pociągnął go w kierunku dziewczyny. Mebel wydawał odgłos szurania po kafelkach, przeraźliwy i podnoszący ciśnienie każdemu kto był choć trochę wrażliwy na dźwięki. Mogę? Zapytał wyciągając dłoń i ruchem podbródka wskazując na jej dłonie. Choć czytał akta to jednak spodziewał się czegoś… mniej… zaognionego. A może bardziej- zaleczonego. Czy od ostatniej wizyty kontrolnej pojawiły się na palcach pęcherze wypełnione płynem?- Podpytał delikatnie czytając jej dłoń by zamknąć i odgiąć palce. Chciał w ten sposób ocenić wielkość obrzęki i zakres ruchu jaki posiadała. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
— Nie miałam. Wie pan, ja mam niesamowitą intuicję i od razu wiedziałam, gdzie iść — odpowiedziałam dumnie, kłamiąc jak z nut. Oczywiście słowa opieczętowane były najbardziej urodziwym ze wszystkich moich uśmiechów, jakbym próbowała wysępić od niego darmowy zestaw badań (wcale nie; mama powtarzała, że im mniej wiem, tym lepiej śpię) albo darmowe lizaki (to tak, zdecydowanie). To nie jest tak, że nie można być miłym dla drugiego człowieka z czystej dobroci serca. Po prostu nie zawsze miałam ku temu sposobność, a w towarzystwie lekarzy czułam się wyjątkowo nieswojo, co owocowało stresem. Syndrom Dioskurów, nieaktywny od lat, sprowadzał mnie do tych łóżek, w tym konkretnym gmachu, blisko 14 razy w różnych odstępach czasu. Kościotrupia tylko to pogłębiała. Byłam pewna, że ten człowiek ma moje dane medyczne z tamtych lat, co znów powodowało u mnie speszenie i wstyd — nie lubiłam mówić o tym, co mi dolega, bo to wszystko było winą Stelli. — Zamknij się, Sierra. — Sama się zamknij. Ze spokojem obserwowałam, jak medyk obchodzi biurko, bierze metalowy stołek i siada blisko mnie. Nieprzyjemny odgłos szurania, przypominający ten, gdy przesuwa się widelcem po talerzu albo pazurem po tablicy, zabolał w uszy, a ja wykrzywiłam się, zaraz potem znów przyjmując neutralny i cudowny uśmiech aż krzyczący „błagam, żeby tylko było dobrze”. — No tak — odpowiedziałam prędko, nieprzyzwyczajona, że ktoś pyta mnie w ten sposób o zgodę. — Czemu pan tak dziwnie patrzy? To coś złego? Mówili mi, że minie szybko, tylko muszę bardzo uważać, bo wie pan, ja pracuję dłońmi. Tak jakby. Znaczy naprawdę, bo jestem wróżbitką. Był pan kiedyś u wróżbitki? — wydusiłam jednym tchem z typowym dla siebie akcentem zza południowej granicy. — Nie wiem, chyba tak. Nie ruszałam ich, obiecuję. Dlaczego mi nikt nie wierzy? Był płyn, ale potem zniknął. Raz niechcący zahaczyłam o drzwi i wtedy mnie zabolało, ale przysięgam, że to niechcący, musi mi pan uwierzyć. Wierzy mi pan? Mam nadzieję, że tak, bo naprawdę tak było i wtedy jak zahaczyłam, to poczułam takie pulsowanie w palcach, ale ja ich bardzo potrzebuje, a koleżanka mi mówiła, co ma ciocię, która kiedyś chodziła z takim jednym lekarzem, znaczy, nie do końca chodziła, tylko się... no wie pan... spotykała na noc i ta koleżanka mówiła, że ta ciocia mówiła, że te palce na pewno są do amputacji. Nie mogę nie mieć palców. Niech pan powie, że będę mieć palce — mina zbitego szczeniaczka powinna zadziałać. Nie zdawałam sobie do końca sprawy, że to nie jego widzimisię o tym zadecyduje, a stan mojego zdrowia. A może wiedziałam to od początku? Nieważne, bardzo chciałam go przekonać do tego, by mi ich nie ucinał. |
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
W jednej chwili, kolorowa młódka przełamała wszystkie schematy w jakich tkwił i lubił się poruszać. Tak po prostu, tak naturalnie uderzając w jego drugą naturę, z siłą gromu. Kruki wbrew pozorom są zwierzętami rozgadanymi a intonacja i słowotok dziewczyny, odbijały się od jego uszu czym znajomym i bezpiecznym. Jakby w tej paplaninie upatrywał osobliwą bliskość a zarazem błogość. Uniósł spojrzenie czarnych oczu i nieznacznie przechylił głowę w bok. Badawczo i lekko zwierzęco, jakże on tego nie lubił. Nie cierpiał dyszenia jego drugiego jestestwa gdzieś z tyłu głowy, podszeptującego popieprzone i głupie odpowiedzi: Nie byłem a powinienem? Zna panienka dobrych wróżbitów? Czy normalni ludzie często ich odwiedzają? Niechciałbym być nie normalny więc pójdę. I nagle było jeszcze gorzej, w pewnym momencie zmagania samego ze sobą jakie toczyły się w Noxie sprawiły, że stał się aktywnym słuchaczem. Jego mimika stała się żywa, współdzieląc zmagania pacjentki a w dodatku zaczął potakiwać głową, szczerze zbulwersowany, że to tej pory jej nie wierzono. Ciekawe czy znam tego lekarza? Aj pewnie nie znam, słaba diagnoza… Już się z nim nie spotyka?Padło nagle niczym wycięte z jakiejś niedorzecznej księgi. W jednej chwili pytania były w jego głowie w następnej je zwerbalizował. W dodatku wypowiedział je z chrypką, mocniej niźli by chciał, bardziej wibracyjne i… kruczo. Niemal natychmiast się poprawił, gdy tylko wyrzucił z siebie to jedno pytanie, uśmiechnął się delikatnie chcąc przykryć własne zmieszanie i niezręczność. Wszystko z nimi w porządku. A jak było i znikł… ten płyn, to też dobrze. Wyjąkał, tracąc na chwilę animusz, by podciagnął ściągacze w kurtce dziewczyny i przyjrzeć się jej nadgarstkom. Chciał sprawdzić do jakiej linii sięga opuchlizna by móc lepiej przepisać leki. Czy jesteśmy pewni, że jest to działanie pani bliźniaczki? Zapytał najdelikatniej jak mógł, nie nazywając rzeczy po imieniu, i nie wypowiadając na głos nazwy żadnej z chorób. Każdy pacjent był inny a on zwyczajnie nie umiał czytać ludzi ani tego co chcąc usłyszeć a czego nie. Bo jeśli to problem swoisty tylko panienki, to diuretyki pomogą na zastój. A! I tniemy tylko czarne. Rzucił nagle, zupełnie jakby nie mógł powstrzymać się przed edukacją młodego pokolenia. Raz jeszcze delikatnie zacisnął jej palce w pięść i rozprostował przyglądając się podpuchniętym paliczkom. Nie było ani zmiany koloru skóry, ani nawet trudności w zakresie ruchu. Ładnie się goją… Pochwalił, była młoda i zdrowa więc wszystko wyglądało dobrze. Zostawił jej dłonie w spokoju i zerknął badawczo na swoją pacjentkę po czym wywalił szczerze, coś co nie dawało mu spokoju. Myśli panienka, że powinienem iść do wróżki? |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
Doskonale zdawałam sobie sprawę z faktu, że gdy się denerwuję, język sam się rozplątuje. Potrafiłam paplać długo i bez sensu, do tego stopnia, że czasem już sama siebie nie słuchałam. Nie stanowiło to przeszkody w tym, by obarczyć melodyjnym meksykańskim tonem każdego napotkanego przystojniaka. Byłam wolna i miałam do tego pełne prawo. Jakie jednak było moje zaskoczenie, gdy lekarz nie tylko nie kazał mi się zamknąć, a nawet zapytał o szczegóły. Rozumiałam to. Faktycznie temat był szalenie interesujący. — Już nie... — wspomniałam, przyglądając mu się z wdzięcznością. — Ale to nie dlatego, że był złym lekarzem. Podobno był bardzo dobry, bo wie pan, on zajmował się... no... jak się to nazywa? Badał ludziom — to znaczy czarownikom. Nie, żebym uważała, że niemagiczni to nie ludzie. Wręcz przeciwnie. Normalnie mieszkam na starym mieście i mam taką sąsiadkę, która jest niemagiczna i ona jest naprawdę bardzo miła. Ostatnio zrobiła dużo zupy i mi przyniosła, bo teraz trudno mi gotować, ale naprawdę dobrze gotuje. Musiałby pan spróbować, ale moje tacos są genialne — wcale nie. — Ważne, żeby dodać limonki. Strasznie dużo ludzi zapomina o limonce i to jest okropnie głupie. O czym ja mówiłam? A o lekarzu, no to on badał ludziom — znaczy czarownikom — głowy. Ale nie w sensie, że patrzył do środka. A może patrzył? Nie jestem pewna, bo nigdy nie byłam u niego. Nawet go nie poznałam, ale słyszałam, że był naprawdę miły, tylko oprócz cioci mojej koleżanki lubił też inne kobiety. Rozumie pan, prawda? Niemal wszystkie słowa wypowiedziałam na jednym tchu, jakby była to najważniejsza prawda, jaką doktor Nox usłyszy w swoim życiu. Kiwałam głową, gdy obwieszczał diagnozę. Nie bez powodu wypuściłam powietrze w uldze. Nie zamierzał ucinać mi palców — bez palców wyglądałabym co najmniej głupio. Powietrze znów wleciało w moje płuca, gdy wspomniał Stellę. To wtedy zacisnęłam usta w wąską kreskę, wyraźnie zirytowana. Dlaczego nawet w takich chwilach, gdy ewidentnie chodzi o mnie, ona musiała wpychać się swoimi brzydkimi stopami, prosto na moją scenę? — Moja bliźniaczka nie żyje — powiedziałam ostro. — Palce są moje, nie jej — zupełnie nie zrozumiałam, o co mu chodziło i nie chciałam o to dopytywać. — Czarne w sensie palce? Mam nadzieję, że nie włosy. Bo bardzo lubię swoje włosy. Nie wiem, czy bardziej niż palce... Pewnie nie. Włosy na pewno by mi odrosły, a palce? Palce odrastają? W moich słowach nie było ani grama ironii. Naprawdę chciałam wiedzieć. Nie byłam przecież specjalistką, chociaż wydawało mi się, że odrosnąć mogą tylko paznokcie. — Dirotwotyki, jasne. Ładnie się goją, bo ja mam taki naturalny talent do wielu rzeczy — zanotowałam w głowie, przekręcając nazwę leku. Nie miałam pojęcia, do czego służy, ale skoro miał pomóc, to mogłam łykać go jak szalona. — Oczywiście, że powinien pan doktor pójść do wróżbitki. Nie mówi się wróżka. Wróżki są w telewizji i — nachyliłam się w jego stronę, z pełną premedytacją zahaczając wierzchem dłoni o jego policzek i płatek ucha, tak by wyszeptać w nie: — są zupełnie nieprawdziwe — znów odsunęłam się, spoglądając mu w oczy. Przyszłam po receptę, zamierzałam wyjść z klientem. — Ja jestem prawdziwa. |
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Wiedział, że jeśli wizyta przyciągnęłaby się to najpewniej złapałby migrenę. Ilość wątków wypływających z ładnie wykrojonych ust dziewczyny, była tak dużą że z trudem nadążał. Ponadto swoimi słowami nadal uderzała w jego drugą naturę. Jakby miał to do czegoś porównać to byłoby to głaskanie kruka tuż za dziobem, miła pieszczota która sprawia, że zwierze stroszy piórka. Robiła to, słowami. Oscar nagle klasnął w dłonie i wskazał na Sierrę palcem wskazującym. Psychiatra! Rzucił szczęśliwy i podekscytowany, jakby uczestniczył w kalamburach i nagle był pewny, że w udziale przypadła mu jakaś główna nagroda. Ach mi też przynoszą czasem… zwykle potrawki i domowe zupy. Zaintonował nieco ciszej, potakując głową, zdawał się dostosowywać do jej słów, gestów i informacji jakie mu przekazywała. Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. W jednej chwili potakiwanie zmienił na gest zaprzeczający, jego głowa poruszały się z istnym niedowierzaniem, gdy dowiedział się, że lekarz zdradzał swoją kochankę. Niesamowite i bulwersujące. Czarne spojrzenie przesunęło się po twarzy dziewczyny. Wnioskował, że powiedział coś niestosownego. Dlatego zmarszczył lekko brwi i uniósł lekko dłoń jakby chciał uspokoić dzikie zwierze. Bardzo przepraszam, nie wiedziałem. Oczywiście, że są tylko panienki… Powiedział szczerze z życzliwością urywając nagle, gdy usłyszał jej wątpliwości. Lubił edukować ludzi, sam często popełniał błędy czysto społeczne więc sympatyzował się z jej dylematami. Na przykładzie swojego szczupłego palca zaczął wskazywać i tłumaczyć dziewczynie zawiłości fizjologiczne. Czasami bywa tak, że odmrożenie, oparzenie albo zakażenie doprowadzi do nieodwracalnego uszkodzenia tkanek. To może być tylko cześć ze skórą i mięśniami. Taka zmiana zaczyna śmierdzieć i czernieć, może nawet odpaść. Wtedy ucinali by się nie rozprzestrzeniało dalej, na zdrowe tkanki. Rozumie panienka? I da się temu zaradzić bo można przyszyć palec od dawcy i połączyć go tak, że byłby nasz choć pochodzi od kogoś innego. Fajne nie? Potem wszystko potoczyło się szybko. Dotyk jej ciepłych dłoni. Zmysłowy szept. Zadziałał instynkt w którym chciał złapać ją za włosy i przytrzymać tylko po to by wsunąć nos w zagłębienie jej szyi tuż za uchem. Uniósł nawet dłoń jednak ta zawisła na chwilę, stłamszona murem ludzkiej powinności i moralności. Odchrząknął by ukryć zmieszanie. A z czego panienka czyta? Podpytał mając nadzieję, że uda mu się doświadczyć tego wróżbiarstwa na własnej skórze. Możemy tutaj?! Podpytał podekscytowany. |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
Jego krzyk nieco wybił mnie z rytmu. Miałam wrażenie, że jest troszkę spóźniony w rozwoju, ale uśmiechnęłam się błogo, wskazując ręką na własny mostek: — Sierra. Ja Sierra — przedstawiłam się, skoro i on to zrobił. Psychiatra to najgłupsze imię, jakie w życiu słyszałam, ale zdecydowałam się tego nie komentować. — Ja też mogę? Mogę przynieść panu chili con carne. To taka potrawa z Meksyku, bo wie pan, ja jestem z Meksyku. Znaczy nie do końca, moi rodzice są z Meksyku, ale oni już przyjechali do Stanów, zanim się urodziłam i potem urodziłam się tutaj w Maine. Nie wiem czemu tutaj, ale chyba dlatego, że była tu rodzina, bo wie pan, ja jestem Ignacio. W mojej rodzinie jest dużo medium i podobno z tego nas znają, ale nie wiem, bo ja nie do końca lubię duchy. Znaczy, lubię, ale są strasznie irytujące i potrafią bardzo mnie zdenerwować. Nie lubię się denerwować. O czym mówiłam? A tak, no i moi rodzice oni jak już byli tutaj to urodziłam się ja i Stella, ale Stella się nie liczy — nigdy się nie liczyła. Zamknij się, Stella. — Ale mama mnie uczyła jak robić chili con carne, a potem jak byliśmy u abueli Enriquety, to abuela mówiła, że nie można dawać tak mało oregano i kazała dodawać więcej i od tamtej pory dodaje więcej, bo wie pan. Abuela Enriqueta mieszkała w Meksyku, więc tam jest zupełnie inne oregano, meksykańskie, a nie amerykańskie i to smakuje inaczej i ona mi wysyłała oregano, dalej czasem wysyła, jak nie zapomni. Czasem zapomina... — dopiero teraz nastąpił moment na wdech. — Mogę przynieść, ale musi mi pan obiecać, że nic mi nie będzie, bo ja wiem, że obietnicy nie można złamać, bo ja nie łamię — łamię. — Obieca mi pan? Otworzyłam szerzej oczy , wyginając usta w smutną podkówkę. Byłabym gotowa nawet złożyć dłonie na jego ręce, byleby tylko mi obiecał, ale ból w palcach skutecznie to uniemożliwiał. Palce, które były moje. Nie Stelli. Wszystko zawsze było Stelli i Sierry. Nigdy Sierry i Stelli. Tym razem były moje i tylko moje. Wolałam je takimi, jakie były, ale gdy mężczyzna opowiadał o przyszyciu nowych, przekręciłam głowę nieco w bok, nasłuchując z zainteresowaniem. — Czyli jeśli znalazłabym dłoń, mogłabym ją sobie przyszyć? Albo ktoś by mi pożyczył taką dłoń? A podobno... — rozejrzałam się konspiracyjnie, doskonale wiedząc, że jesteśmy tu sami. Zrobiłam to tylko po to, by w międzyczasie przerzucić włosy w tył, odsłonić dekolt, szyję i wszystko inne co mogło sprawić, by lekarz był mi bardziej przychylny. — Podobno jest taki rytuał, że można zamienić rękę człowieka w żywe stworzenie, które się rusza i chodzi... — otworzyłam szerzej usta, przygryzając dolną wargę. — Chciałabym taką mieć. Miałam przecież wybraną idealną dłoń o długich palcach, która postanowiła mnie zranić. Czytałam kiedyś o tym rytuale i nie byłam w stanie wyrzucić go z głowy, również wtedy, gdy sunęłam wierzchem dłoni po jego policzku. Widziałam zmianę, która w nim zaszła, odsunęłam twarz z uśmiechem na ustach, napinając pełne wargi, tak by jeszcze bardziej się wydęły. — Z dłoni, z fusów, z gwiazd... Z czego pan chce... — mruknęłam, zahaczając ot tak nieostrożnie łydką o jego łydkę. — Najlepiej z dłoni, ale to nie jest dobre miejsce do tego — orzekłam. Czekanie wzmaga apetyt. — Niech pan zaprosi mnie na kolację do siebie. Na to zawsze mam apetyt. |
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
-Yhm… Wyrwało mu się gdzieś spomiędzy słowotoku, którego nie chciał dziewczynie przerywać. Powoli zaczynał czuć zmęczenie próbą nadrabiania ilości podejmowanych wątków przez pacjentkę. Jednak gdy wymuszała na nim obietnicę, starał się być drobiazgowy. Powoli dotknął jej szczęki by palcami sprawdzić węzły chłonne. Miał szorstki, jednak ciepły dotyk gdy przesuwał się po skórze. Obiecuję. Ale przepiszę dodatkowe leki. Powiedział odsuwając się by usiąść za swoim biurkiem i wypisać jej stosowne recepty. Raz jeszcze szybko zerknął w kartę pacjenta jakby chciał coś sprawdzić. Proszę sobie samemu nie nie przyszywać, dobrze? Poprosił łagodnym tonem i badawczo zerknął na dziewczynę, która właśnie przekazywała mu dyskretne informacje. Pochylił się w jej stronę by szepnąć. Jest też taki, który ożywia trupa słuchającego naszych poleceń.- Polubił ją, to w jaki sposób trelała, jej barwność i przejrzystość natury. Polubił nawet jej zapach i sposób w jaki opuchniętymi palcami zarzuca włosy za ramię. Przez dłuższą chwilę walczył ze sobą. Jego druga natura nadal szarpała w dziwnym instynkcie godowym a on starał się to zdusić od tygodnia. Przesunął palcami po czole, walka była nierówna. Jednak do głosu dochodził zdrowy rozsądek. Jeśli umówiłby się z nią, Carter by go zabił. Nie, nie zabił. Skrzywdził, obciął nogi, albo ukarał w inny sposób. A ją? Cóż, nie był pewny. Nie chciał by coś jej się stało, była taka melodyjna i miła. Nie był zręczny w takich sytuacjach więc postanowił być aż do bólu szczery. Bardzo chętnie, nie marzę w tej chwili o niczym innym jak kolacja z panienką, ale chcę zranić kogoś z kimś się spotykam. Nie chce być tym lekarzem, którego ciągnie do wielu kobiet. Wyjaśnił delikatnie acz szczerze. Z wahaniem postanowił zapytać. Czy mógłbym może spotkać się z panienką jeszcze raz w szpitalu? Panienka by mi powróżyła a ja bym zbadał jej oczy? Chciałbym lepiej poznać Twoją drugą chorobę, może udałoby mi się sprawić, że lustrzane widzenie się poprawi… nie obiecuję ale chciałbym spróbować… |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
Kiwnęłam głową, zgadzając się na dodatkowe leki. Właściwie nie interesowało mnie jak wiele maści będę musiała wsmarować w palce, jak wiele tabletek połknąć i jak dużo czasu spędzić chuchając sobie na dłonie, aby tylko te doszły do względnej sprawności. Wróżbitka bez palców była jak lekarz bez palców - bez oporów stawiałam samą siebie w tym zestawieniu. Może i oni leczyli ciała, ale ja mogłam uleczyć duszę, szepcząc do uszka najpiękniejsze przepowiednie. — Sama nie. Ja się nie na tym nie znam. Kiedyś chciałam zostać krawcową i nawet udało mi się całkiem nieźle załatać dziurę w dżinsach, ale potem i tak się rozerwały. Ale nie na dziurze, bo łata była bardzo ładne, wie pan? Rozerwały się na drugim kolanie, bo niechcący przetarłam nim o podłogę i naprawdę to nie była moja wina. Chyba po prostu takie słabe były te dżinsy? Podobno dżinsy w ogóle się nie rwą, ale kupiłam je na promocji i... — znów popadałam w niekończący się słowotok. — Sama sobie nie przyszyję, obiecuję. Składaliśmy wiele przysięg, które prawdopodobnie zostaną ostatecznie wypełnione. — Trupa? — otworzyłam szerzej oczy, wyraźnie podekscytowana. — A ten trup musi być... No wie pan... Świeży? — zmrużyłam oczy. — To jak wskrzeszeniec? Wie pan, ja to bym nigdy nie chciała obcować ze wskrzeszeńcem. Oni strasznie śmierdzą — wzruszyłam ramionami. Przyglądałam się mężczyźnie z premedytacją, jakbym zobaczyła w nim nie tylko szybki zysk za jednorazową wróżbę, a kogoś na dłużej. Kogoś kto zadzwoni do mnie o 9 rano (w środku nocy) i spyta co spotka go tego dnia. Ja wtedy sięgnę po fusy albo postawię tarota i odpowiem same przyjemne rzeczy, bo nikt nie lubił słuchać o niepokojach skoro świt. Uśmiechałam się tak uroczo jak tylko byłam w stanie, mrugając zalotnie. — Przeciez nie mówię o randce... — nie mówię? — Tylko o wróżbie. Pana dziewczyna na pewno się nie obrazi — wstałam z krzesła i wolno zaczęłam podchodzić bliżej niego, aby ostatecznie stanąć w bezpiecznej odległości. — W tym szpitalu jest za dużo chorób i bólu, by odpowiednio wróżyć. Jeśli ktoś powie panu inaczej, to jest kłamczuszkiem. Ja się na tym znam i szpital się nie nadaje — wzrokiem zmierzyłam jego koszulę i dłonie, gdy nagle wspomniał o mojej chorobie. Cofnęłam się o krok i zmarszczyłam grube brwi. — Kościotrupia? Przecież na to nie ma lekarstwa — mógł rozpoznać jak zmienia mi się głos, jak z zalotnego i słodkiego świergotu, staje się nieprzystępny. |
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Oscar Nox
ANATOMICZNA : 28
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 18
TALENTY : 7
Spoglądał uważnie na barwną panienkę przed sobą, gdy wspominała, że nie chciała umówić się z nim na randkę. Westchnął smutno. Oczywiście, czego mógł się spodziewać ze swoją zdolnością czytania ludzi? Musiało to się tak skończyć. Czuł się jak idiota. No cóż, przynajmniej miał pewność, że jego zdolności społeczne nie poprawiły się nawet w najmniejszym stopniu. Może to i lepiej. Słuchał jednak z uwagą. Nie miał najmniejszej wiedzy na ten temat. A i było w tej informacji coś niezwykle cennego. Naprawdę? Podpytał jakby nie do końca do wszystko do niego docierało. Jednak szybko dostrzegł zmianę zachowania w dziewczynie. Nie mógł pomylić tego z niczym innym. Jeśli uda mi się poznać lepiej skąd to się bierze i zbadać oko, to może będziemy w stanie coś z tym zrobić. Powiedział szczerze nie wiedząc jak miałby niby inaczej dostrzec do dziewczyny. Nie ma lekarstwa bo kiedyś nie było tak dobrego sprzętu, jak jest w ostatnim roku dostępny dla lekarzy. Obiecuję, że to nie zaboli. I nikt się nie dowie jeśli panienka nie chce. Jego głos był łagodny i uprzejmy, jak zawsze. Nie zmieniał nawet tonu, chwycił receptę i szybko na blakniecie wypisał leki oraz sposób dawkowania by poprawić krążenie w spuchniętych palcach pacjentki. Podał jej papier, tak by nie czuła się do niczego zmuszana. Jeśli panienka się namyśli, proszę napisać do mnie list dobrze? Podpytał tak by dostała czas do namysłu. Cóż jeśli się nie uda to nic na to nie poradzi. Będzie miał poczucie tego, że przynajmniej spróbował. Proszę się nie martwić o palce. Powiedział uspokajająco, przecież obiecał że wszystko będzie z nimi dobrze. /zt 2x |
Wiek : 35
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : Internista/genetyk