Sala Gwiazd Wchodząc do głównego pomieszczenia, od razu widać jak sufit pokryty jest gwiazdami, migoczącymi przyjemnie w rytm delikatnej muzyki, jaka unosi się w tym miejscu. Nie brakuje przytulnych kącików z szezlongami oraz stoliczkami, na których można postawić kieliszek z drinkiem. Elegancka lada, za którą stoi barmanka, zwana Damą Kier przygotowuje wraz ze swoimi pomocnicami przepyszne koktajle i zawsze podaje je wraz z talerzykami gustownych przekąsek. Na środku znajduje się fontanna z rzeźbą przedstawiającą czarownicę, która wyczarowuje tryskającą z ziemi wodę. W brodziku znajdują się małe rybki, które można karmić. Jeśli pozwolisz się zaskoczyć, barman chętnie przygotuje dla Ciebie drinka-niespodziankę. Możesz rzucić kością k6. k1 - Kir Royal, to drink przygotowany według kanonicznej receptury składa się z szampana i crème de cassis. Niezwykle orzeźwiający, ale łatwo uderza do głowy. Jeżeli to kolejny drink pity przez twoją postać, możesz poczuć przyjemne szumienie w głowie. k2 - Wenecja, koktajl włoski przygotowany na bazie wytrawnego białego wina musującego i likieru o nazwie aperol. Może wydawać się gorzkawy i na samym początku zbyt wytrawny, gorycz łagodzi plaster pomarańczy dodany do kieliszka. Po kolejnym łyku stajesz się bardzo głodny. k3 - Słodki Sen, drink na bazie słodkiego wina musującego i brzoskwiń, przywodzi na myśl ciepłe lato i leniwe poranki, kiedy promienie słoneczne muskają twarz. Trunek powoduje sporą senność i chęć oddania się niewinnym marzeniom o czerwcowych dniach. k4 - Kwiat Wiśni, koktajl prosto z krajów wschodu, a przynajmniej tak sugeruje jego nazwa. Przebija się w nim połączenie rumu oraz syropu cukrowego. Smukły kieliszek ozdobiony jest kwiatem wiśni, a smak jest słodkawy, ale nie mdlący, niezwykle lekki, powodujący efekt spoczywania na miękkim podłożu, niczym puchowa chmurka, uczucie lekkości towarzyszy w czasie jego sączenia. k5 - Zachód Słońca, drink ten jest dwuwarstwowy i rzuca się w oczy na tle innych. Żurawinowy smak mieszka się z nutą alkoholu. Może zdawać ci się, że to lekki koktajl, który można sączyć bez konsekwencji, ale to złudne. Nie uderza w głowę, a w nogi. Wstanie po nawet jednym kieliszku tego trunku, będzie wyzwaniem. k6 - Chmura, drink na bazie ginu prezentowany się w szklankach z rżniętego kryształu, z dużą ilością kostek lodu smakuje głównie koneserom wytrawnych trunków. Goryczka jest wyraźnie wyczuwalna, złamana kwaśnym posmakiem cytryny. Mimo to Chmura stanowi jeden z najczęściej zamawianych klasyków. [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Wto Kwi 02 2024, 23:55, w całości zmieniany 2 razy |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
23 lutego 1985, Audrey i Annika Sobotnią noc chciały spędzić pod gwiazdami. Zanurzone na co dzień po uszy w swoim obowiązkach rzadko ostatnio potrafiły znaleźć wspólny czas na prozaiczne celebrowanie życia. Niemniej, było to coś, czego pani Faust ostatnio rozpaczliwie potrzebowała. A nie zwykła przecież prosić. O nic i nikogo. A na pewno nie ot tak, bez potrzeby. A jednak – poprosiła. Choć jak każdy choć trochę jej bliski dobrze wiedział – potrzeby miała skromne. Dziś obejmowały konieczność szczerej rozmowy z kobietą najlepszą, bo nie szczędzącą języka, zanurzenie we wspomnieniach i odłączenie się od histerycznego rozmyślania o przyszłości, a nade wszystko – wypicie najlepszego drinka po tej stronie Hellridge i dojście do wniosku, że jeden to stanowczo za mało. Plan był prosty, a realizacja wymagała listownego powiadomienia pani Verity o rychłym zamiarze porwania ją na babskie ploteczki, również listowne poinformowanie Benjamina o zamiarze porwania ślubnej bez wyznaczonego okupu i wspólne przetransportowanie się do country clubu, gdzie przywitały wolną lożę w najwygodniejszej sali dostępnej w całym obiekcie. Z głośników sączyła się tutaj spokojna muzyka, a wśród nielicznych gości panowała kameralna atmosfera ściszonych rozmów. W jednym z kątów sali rozmowa ta przybrała wręcz niewerbalny wymiar. Annika rzuciła tylko szybko okiem na tę scenę, by zaraz poprowadzić panią Verity na przeciwległy koniec sali – wiele można byłoby powiedzieć o tej przyjaźni, lecz na pewno nie brakowało w niej szczerości. Nieczęsto dopuszczając do siebie ludzi na tyle blisko, by ujrzeli ją nagą, zza skorupy, Annika poczyniła wyjątek właśnie dla Audrey. Dlaczego? Miała ku temu swoje powody. Być może jednym z nich był Moriarty, którego pani Faust jedynie szybko poinformowała, z kim i gdzie zamierza spędzić ten wieczór. Jakikolwiek opór był więc podwójnie daremny. Podróż spędziły mówiąc wyłącznie o rodzinie. O Georgie, która postanowiła szczególnie docenić jeden kolor z całej, bogatej palety barw tego świata; o ślicznej Cece, z której niewątpliwie wyrośnie kobieta przebojowa; o tym, co u nich, czym żyją ostatnimi czasy i dlaczego podnoszenie przy Annice tematu nadgodzin w pracy jest ostatnio kwestią szczególnie wrażliwą. Small talk, jakich wiele usłyszały wnętrza taksówek. Pozostałe tematy zachowały sobie na tę salę pełną cichego pluskania wody i przygaszonych świateł. Gdy tylko zasiadły wśród miękkich poduszek, uśmiechnięta kelnerka wręczyła im karty. – Brakowało mi tego. A szczególnie ostatnio – wypuściła powietrze z cichym westchnięciem, wczytując się w kartę. Wszystkie pozycje wyglądały świetnie, ale tym razem pani Faust zapragnęła iście indywidualnego podejścia. Wezwała więc kelnerkę raz jeszcze, by poprosić o niespodziankę. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Audrey Verity
POWSTANIA : 16
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 12
Wiele rzeczy można powiedzieć o pani Verity — wszystkie miłe, bo pozwy o zniesławienie piszą się praktycznie same — jednak spontaniczność nie była cechą, którą można było jej łatwo przypisać. Lubiła planować, a jeszcze bardziej lubiła, gdy wszystko szło zgodnie z tym przyjętym przez nią planem. Były jednak osoby, dla których mogłaby delikatnie poluzować uścisk dłoni i pani Faust do tego wąskiego grona należała. Niemniej — lekka zmarszczka irytacji zagościła na jej czole, gdy na ostatnią chwilę zmuszona była wybrać odpowiednie na okazję odzienie. Irytacja jedynie wzrosła, gdy jedyne, o co ją mąż zapytał, to czy niania wie, że musi zostać do późna, by następnie zniknąć za drzwiami gabinetu. Chłodne były nie tylko zimowe dnie, ale również i noce w rezydencji państwa Verity ostatnimi czasy. Chłodniejsze było jedynie wieczorne powietrze na jej policzkach, gdy odziana w monochromatycznie niebieski płaszcz, beret i skórzane rękawiczki, czekała, aż jej towarzyszka podjedzie pod główne wejście. W normalnych okolicznościach czekałaby w domu, ale wyjątkowo — nie miała na to najmniejszej ochoty. Wejście do żółtej taksówki wymagało z jej strony bardzo wiele siły woli, by nie powiedzieć, że jak mają problemy finansowe, to zawsze mogą od nich pożyczyć. Zamiast tego z pozornie rozluźnionym uśmiechem rozmawiała z Anniką o wszystkim, co było skrajnie nieistotne — o różowym kolorze i jego kontraście z obsesją Cece na temat beżowych teczek, przez wyuczone i wytrenowane Benjamin ostatnio bardzo ciężko pracuje, niestety z jego pozycją w kancelarii wiąże się wiele obowiązków, co przyczyniło się do niefortunnego poruszenia tematu nadgodzin na uczelni i defensywną reakcję kobiety. Audrey zanotowała w głowie, by spytać ponownie, gdy już się napiją. Nigdy nie była fanką tego sufitu. Wydawał jej się wyjątkowo kiczowatym rozwiązaniem, jednakże jako miejsce, służyło bardzo dobrze pewnemu celowi. Swoboda tego, że jedynie żeńskie grono — i to grono raczej wybrane — mogło tu przebywać, sprawiała, że rozmowy prowadziło się znacznie płynniej. Płaszcze oraz wierzchnie części garderoby zostały pozostawione przez nie w szatni. Gdy siadały na miękko ułożonych poduszkach, Audrey była już ubrana jedynie w spódnicę w kolorze paryskiego błękitu i białą koszulę z koronką zapinaną pod szyją. Uśmiechnęła się bardziej sympatycznie niż zazwyczaj, do pani kelnerki, co mogło oznaczać tylko jedno — nie była w humorze. Nie mogła jednak tego wiedzieć ani młoda dziewczyna słuchająca życzenia, aby je zaskoczyć, ani nawet Annika, która, choć znała ją bardzo dobrze, to nigdy doskonale. Doskonale znała ją jedynie jedna osoba i dzisiaj postanowiła zamknąć się w swoim gabinecie. — Alkoholu? Czy mojego towarzystwa? — chociaż domyślała się odpowiedzi, to widziała spojrzenie, jakim Annika obdarzyła kartę. Absolutnie się jej nie dziwiła. — Czy wolisz, abyśmy przeciągnęły jeszcze trochę rozmowę o rzeczach nieważnych, czy jesteś już gotowa wyrzucić z siebie to, co ewidentnie ciąży ci w gardle od kiedy wsiadłam do taksówki? — Annika ceniła sobie bezpośredniość. Audrey ceniła skuteczność. Dzisiaj oba te cele się ze sobą łączą. [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Audrey Verity dnia Wto Lip 11 2023, 02:19, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : żona; filantropka
Stwórca
The member 'Audrey Verity' has done the following action : Rzut kością 'k6' : 3 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Niespecjalnie pieściła się z przyzwyczajeniami pani Verity tego wieczora, wychodząc ze słusznego założenia, że warto przynajmniej raz w życiu przejechać się prawdziwą taksówką – taką capiącą papierosowym dymem i to nie wychodzącym z twoich ust. Perwersja zubożałej pani z dobrego domu? Bynajmniej, zwyczajna pragmatyczność. Nigdy nie wiadomo, gdzie rzuci cię los i czego w życiu zaznasz. A Annika Faust dbała o bogactwo doświadczeń tych, z którymi przystawała. Nie było to przecież spowodowane jakąś chorobliwą dumą, chęcią pokazania, że jej życie jest wystarczająco doskonałe, by nie oczekiwać niczego ponad, a z pewnością – że przywykła do tego tak bardzo, iż zwyczajnie nie zauważyła, jak przyjaciółkę, piękną żonę ulubionego prawnika i filantropkę zarazem, wsadziła do brudnej taksówki. Ale co się stało, to już miało się nie odstać, szybko też znalazły się pod kultowym sufitem uroczo kameralnej części country clubu, który Annika osobiście bardzo lubiła za atmosferę sprzyjającą skupieniu i spokojnej rozmowie. Niezależnie od kiczowatych ozdób. Na tym drugim zresztą zależeć jej miało dziś szczególnie, a z czym ostatecznie trochę czekała na to, co Dama Kier wyczaruje ze swojego bogatego arsenału. Ale tylko trochę. – Wiesz, że obydwu – odparła, bez silenia się na zbyteczną serdeczność, choć i nie grubiańsko – w przeciwieństwie do Audrey, co w Anniki myślach, to w sercu i głowie. W sytuacji podbramkowej potrafiła doskonale opanować swoje ciało na tyle, by w trakcie kłótni nie obrzucać nikogo zastawą, a lata wstrzymywania emocji sprawiły, że ostatni raz płakała publicznie gdzieś w szkole średniej – ale nie potrafiła kłamać. Wystarczająco czujny i znający ją towarzysz mógł więc z całą stanowczością określić nie tylko sam fakt bycia rozgniewaną, ale i niekiedy w krótkiej konwersacji określić z grubsza powód tego gniewu. Ujawniał się w drobnych gestach – gwałtownym uniesieniu jednej brwi, zmianą postawy, spleceniem palców dłoni… W tym przypadku nie było to jednak tak oczywiste. Prawda kryła się bowiem za poczuciem wielkiej niewiadomej związanej z pracą i nie tylko, frustracją młodej badaczki, która pragnęłaby już odkryć całą złożoność tego świata, za związaną z tym niecierpliwością i pragnieniami, których zaspokoić nie mogła sama. I wielkiej samotności, bo komu tak naprawdę mogła o tym wszystkim powiedzieć? A jeszcze nie zahaczyła nawet o temat największy. I o rewelację, co nawet nie była rewelacją. Opuściła wreszcie obie ręce ze swoich kolan, ledwo przykrytych przez materiał zielonej sukienki i zacisnęła palce na krawędzi miękkiej kanapy. – Moriarty zrobił mi kolację… – ...nam kolację – …na piątą rocznicę – o której na śmierć zapomniałam. W międzyczasie drinki wylądowały na małym stoliku. Skroplona para wodna ściekała leniwie po ściance, a Annika obserwując jej ruch, opowiadała dalej. – Całkiem możliwe, że w trakcie… – Nagle gwałtownie napięła mięśnie ramion i wyprostowała swój żałośnie wygięty grzbiet – Och, Audrey, na litość, czy wiedziałaś o jego chorobie? Prosił cię o milczenie? – Wyrzuciła wreszcie to, co zaprzątało jej myśli od tak dawna. Co gdzieś tam zawsze krążyło, odkąd tylko pojęła, odkąd się zorientowała. A dopiero od niedawna poczuła, że faktycznie może o tym wprost powiedzieć, skonfrontować. Z kim, jak z kim – ale właśnie z nią. Gdy już wszystko wyjaśniła z mężem. Nie powinna się gniewać, nie powinno to mieć znaczenia, a jednak… Drobne ukłucie towarzyszyło jej i uwierało przy byle sposobności. To zasługiwało na godne oczyszczenie. – Niemniej… Za spotkanie – Sięgnęła po trunek i po tym krótkim toaście wypiła pierwszy, spory łyk. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Stwórca
The member 'Annika Faust' has done the following action : Rzut kością 'k6' : 6 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Audrey Verity
POWSTANIA : 16
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 12
Mnogość doświadczeń jest istotna — aczkolwiek również bawienie się w biedotę miało swoje limity. Audrey osiągnęła swój, gdy pan taksówkarz zapytał, czy chcą się poczęstować cukierkami, leżącymi między siedzeniem kierowcy a pasażera. Odpowiedziała na to wymowną, kamienną ciszą. — To dobrze, że na obie z tych rzeczy możemy łatwo coś zaradzić — mogły i właśnie to zrobiły, obie pozwalając obsługującej dziewczynie je zaskoczyć. Dokładnie też to się stało, gdy został jej przyniesiony brzoskwiniowy drink, sennie połyskujący w krystalicznym szkle. Zapatrzyła się na niego na moment, myślami wracając do czerwcowego popołudnia, gdy słońce raziło ją znad książki, a ona opierała się o ramię męża. Trzymał dłoń na jej brzuchu; placami jeżdżąc po jej skórze, jakby próbował po raz pierwszy uścisnąć rękę swojego syna. Nie przeniosła wzroku na jej dłonie, chociaż kątem oka zauważyła, że zmieniły miejsce pobytu z materiału sukienki, na krawędź siedzenia. Jej własne rozdzieliły się — jedna trzymała szyjkę kieliszka, a druga leżała swobodnie na własnym kolanie. — Zrobił ci kolację z okazji rocznicy — powtórzyła, niczym echo, jednak tonem, który niekoniecznie zdradzał osąd w tą, czy w tamtą. Pozornie niewinne zdanie mogło kryć wiele niewiadomych, gdy przychodziło do relacji państwa Faustów. Państwo Verity nie byli przecież też obcy małżeńskim zawiłościom, chociaż Audrey szczerze wątpiła, aby kiedykolwiek dostrzegłaby taki gest Benjamina, jako problem. W odpowiedzi, na gwałtowną zmianę pozycji, Audrey zmarszczyła jedynie lekko brwi. Jeśli pani Verity była zdenerwowana, to nie dała po sobie poznać. Jeśli została przyłapana na kłamstwie, to byłby to pierwszy raz. — Nie wiedziałam — Audrey bardzo nie lubiła, gdy czegoś nie wiedziała. — Gdybym wiedziała, to bym ci powiedziała, bez znaczenia, o co mnie by poprosił. Kłamstwo, niemal podręcznikowy jego przykład, ale jakie miało to znaczenie? Nie wiedziała — to było prawdą. Debatowanie, co by zrobiła z tą informacją, gdyby miała ją wcześniej, było nieistotne. Istotniejsze było zapewnienie Anniki o jej lojalności. Do pewnego stopnia, była ona prawdą. — Zrobił ci kolację i zdradził, że trzymał przed tobą sekret? — upewniła się, czy dobrze zinterpretowała sytuację ze strzępków informacji, które jej podarowała. — Czy właśnie tego nie zrobił? Sekrety małżonków były najgorsze, bo nie dawało się ich nie zauważać, nieważne, jak bardzo by się próbowało. Istnieje limitowana ilość razy, gdy można odwracać wzrok od taniego odcienia różu na jego kołnierzu. — Oh, kochana — uniosła powolnym ruchem kieliszek do krawędzi ust. — za spotkanie i twoje nadszarpane nerwy. Brzoskwinie faktycznie smakowały czerwcowym rozczarowaniem. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : żona; filantropka
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Pomyśleć można byłoby, że zabrakło Annice powodów do bycia złą na męża i wymyśla farmazony dla własnego, niezaspokojonego poczucia bycia zauważoną i wygłaskaną na śmierć, a było w istocie wręcz zgoła odwrotnie – nienawykła do spontanicznych gestów czułości już dawno temu zmieniła nastawienie na czysto praktyczne, a obiekt jakichkolwiek westchnień na obiekt wymiany dóbr. I taki stan rzeczy jej odpowiadał. Każde od tego odstępstwo było uczynkiem podejrzanym, za który jak najszybciej należało się odwdzięczyć i przedstawić własne żądania. Niekoniecznie dokładnie w tej kolejności. Westchnęła. Sama nie dzieliła się wylewnie swoimi problemami, po cichu dopierając szkarłatne plamy na poduszce, gdy się tam przypadkiem pojawiły. Rutynę przemywania oczu, by nie pozostawić śladów po incydencie opanowała wręcz do perfekcji, ale to ciągle było mało, by przekonać męża, że wszystko ma pod kontrolą i nie potrzebuje pomocy. Głupek i tak stawiał jej komfort ponad swoje życie. A za to była najbardziej wściekła. – Jasne. Przynajmniej nie próbował w to nikogo wplątać – wreszcie wypuściła ucapioną paznokciami kanapę i wyluzowała jakby. Napięte ramiona utraciły zaś swoją godną pożałowania krzywiznę. Nie zamierzała złościć się na Audrey za ewentualne poszanowanie tajemnicy jej męża, gdyby została o to poproszona – nie omieszkałaby natomiast zrobić awanturę jemu – jak duża byłaby to awantura to zależało wyłącznie od rozmiaru kręgu wtajemniczonych. – Przez pięć lat mu się nie zdarzyło wspomnieć. Może na początku byłam na to ślepa, ale… Zwlekałam już dość długo, trzeba było w końcu wziąć sprawy we własne ręce – czy fakt, że akurat tego wieczora naprawdę zamierzał to zrobić, jakkolwiek go ratował? Bynajmniej. Annika była już u szczytu swojego gniewu od pewnego czasu. Ten drobny szczegół nie miał większego znaczenia. Zbyt długo odwracała wzrok. Uniosła szkło do ust. Drink miał ciężką woń i jeszcze cięższy smak. Idealny na tę rozmowę. Gorzki jak życie z kwaśną nutą rozczarowania. Taki, jak lubi. Opuściła wreszcie szklankę na blat, z cichym stuknięciem – ledwo słyszalnym nawet w tej kameralnej atmosferze – i milczała jeszcze przez chwilę, wpatrując się w jej lekko wzburzoną zawartość. I Annika była wciąż lekko wzburzona. – Powiedziałam mu, że chcę dziecka – uniosła wreszcie spojrzenie na twarz przyjaciółki – i liczyłam na to, że będzie kluczyć – wciąż nie dawało jej spokoju okrucieństwo kryjące się za tym zagraniem. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Audrey Verity
POWSTANIA : 16
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 12
Audrey miała ogromny talent do sprawiania, że ludzie czuli się wysłuchani z bardzo prostego powodu — bo naprawdę ich słuchała. Słuchała nie tylko tego, co mówili, ale również, czego nie byli w stanie powiedzieć na głos słowami, a co komunikowali gestami, wymownym przemilczeniem czy brakiem odpowiedzi. Uchwyt kobiety nad kanapą zelżał, a z ramion uleciało napięcie — wniosek, że podała prawidłową odpowiedź, nasunął się sam. Część złości uleciała, chociaż ta raczej nigdy nie była skierowana w jej stronę. Żony najczęściej złoszczą się na własnych małżonków. Nie mówiła nic, jedynie pełne niedopowiedzeń hmm wyleciało z jej ust, nim napiła się kolejnego łyka, pozwalając historii kobiety rozbrzmiewać naturalnie w przestrzeni między nimi. Sekrety potrafią irytująco uwierać, jak źle dobrane rajtuzy czy zbyt ciasne buty. Gorzej, gdy sekret przestaje być sekretem, a staje się oczywistością. Najgorzej, gdy staje się oczywistością dla wszystkich dookoła. — Oczywiście, że musiałaś — przyznała jej ostatecznie rację; całkowicie szczerze tym razem. Pytanie Anniki nabierało coraz szerszego kontekstu — jednym jest udawanie, że się czegoś nie wie, a innym, gdy okazuje się, że w tym udawaniu bierze udział jeszcze kilka innych osób. Jedno było pewne — pani Verity nie pozwoliłaby sobie na takie ośmieszenie. — Pięć lat to bardzo hojny prezent milczenia w stronę małżonka, ale od niedopowiedzeń może rozboleć po takim czasie głowa. Jej migrena miała imię — jakieś z pewnością — ale od pięciu lat przestała od sobie przypominać. Kolejna rewelacja przyszła po kolejnych dwóch łykach, skutecznie odpędzając senność trunku. Uniosła brwi w geście zaskoczenia — szczerego, ale również i na miejscu, więc po co się z nim ukrywać. Było dla niej coś niezrozumiałego w jej zachowaniu — w proszeniu o dziecko, którego się nie chce i liczenie, że on odmówi. Lub przynajmniej — że nie zgodzi się na to od razu. Zacisnęła mocniej dłoń na szkle, pełnym czerwcowych wspomnień, próbując opanować wzbierające się w niej emocje. Nic trudnego. Przełykała już gorsze. — Jest twoim mężem, zapewnienie ci dziecka zawarte jest w opisie stanowiska, Anniko. Jego zgoda nie powinna cię dziwić. A pięć lat to bardzo dużo, aby zaczęto plotkować, że jest impotentem, dodała w myślach. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : żona; filantropka
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Sekret dość szybko stał się oczywistością, a najszybciej okazał się nią dla Johana. Nikt inny nie mógł lepiej o tym wiedzieć, niż właśnie on – skoro oboje poniekąd jechali na tym samym wózku. A jednak, Annika oszukiwała się przez długi czas nie wierząc, że ktoś taki jak Moriarty mógłby ją okłamać. Choć jednocześnie, wszystkie tego dowody miała w zasięgu ręki. Wystarczyło się z nimi skonfrontować. – Miałam przez ten czas zbyt wiele na głowie, by się tym przejmować. Sam wybrał oddalenie się ode mnie i właśnie dlatego doprowadził mnie do szału tą kolacją – prychnęła, by zaraz zamknąć sobie usta kolejnym łykiem. Byleby nie powiedzieć o jedno słowo za dużo. I by nie wspomnieć, że istotnie, w tej całej nawałnicy uczuć sprzecznych, w tym i złości, poczuła też wzruszenie, którego sobie nie życzyła. Nie powinno go tam być. Nie mogła nie zauważyć, że jej opowieść wywołała też sprzeczne uczucia w samej Audrey. I to nie tak, że nagle pożałowała przyznania się przed nią do czegoś takiego, to jednak nie mogła oprzeć się wrażeniu, że powinna się jak najszybciej wytłumaczyć, by nie pozostawać w tym nastroju na zbyt długo. Nie tego chciała. – Nie zdziwiło mnie jego wahanie – sprostowała, zagniatając dłonią brzeg sukienki – zdziwiło mnie, że postanowił się wtedy szybko przyznać do wszystkiego, co ukrywał – mam nadzieję, że do wszystkiego – dodała szybko w myślach, dla odmiany materiał wygładzając. – I to nie jest tak, że nie chcę. Wiem, co do mnie należy – krótko westchnęła, zamykając w tym westchnieniu całe psioczenie na los kobiet w tym świecie, jakby nagle nabrała na to jakiejś dzikiej ochoty. Przez pięć lat budowała swoją pozycję zawodową, przez pięć lat obserwowała ze spokojem jak jedna przemilczana informacja obrzydza jej własnego męża. Gdzie byłaby obecnie, gdyby miała co innego między nogami? – Chciałabym teraz usłyszeć, jak ty się czujesz – zwróciła się wreszcie do Audrey. Co dobrego mogłoby wyniknąć z dalszego zgłębiania tego tematu? Annika miała pewne obawy, czego prawdopodobieństwo zwiększała wraz z każdym wypitym drinkiem. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Audrey Verity
POWSTANIA : 16
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 12
— Rozumiem — pokiwanie głową, kojący uśmiech, aby przekazać przyjaciółce, że jest po jej stronie. Dzisiaj. Teraz. Jutro? Nie rozmawiają teraz o jutrze. Nieoczekiwana szczerość dokładnie taka bywa — nieoczekiwana. Może być wybijająca z tropu, dusząca, jak nieprzyjemnie oraz nieznajomo pachnące kadzidło. Pięć lat kłamstwa, to dużo. Dużo, gdy ktoś nie jest w nim wprawiony — Moriarty Faust na takiego nie wyglądał. Niektórzy w kłamstwie żyli całe życie, bo to jedyny zapach, jaki akceptowali. — Może nie chciał, abyś podejmowała taką decyzję z wiszącym nad waszymi głowami kłamstwem — naiwne spostrzeżenie, w które nie wierzyła, ale to nie ona musiała w nie uwierzyć. Audrey nie zastanawia się, gdzie byłaby teraz Annika, gdyby urodziła się mężczyzną. Wie jednak, gdzie mogłaby być, gdyby — gdyby zaakceptowała fakt, że nim nie jest. Życie spędzone na gnaniu za czymś, czego się nigdy nie otrzyma, to życie stracone. Mogłaby zagrać sprytniej z kartami, jakie życie jej dało. Bycie żoną już miała na liście. Bycie matką znacznie jej pomoże, gdy będzie chciała mieć coś w swojej rodzinie do powiedzenia. Kobieta wżeniona bezdzietna, to kobieta obca. Zawieszona pomiędzy jednym rodem a drugim, ale nienależąca do żadnego z nich. Dzieci to argument. Dzieci to umocnienie. Dzieci to władza. Dzieci to— — Dzieci to błogosławieństwo— dodaje, a minę miała, jakby naprawdę w to wierzyła. — Cieszę się, że zdecydowaliście się na ten krok. Zanim odpowiada na pytanie, pozwala ciszy wybrzmieć na kilka dłuższych sekund. Nie boi się jej, nauczyła się już, aby czuć się w niej komfortowo. Nie próbuje również kupić sobie czasu. Po prostu — chce pomilczeć. — Dobrze. Nie mogę narzekać, naprawdę — delikatne przechylenie głowy na bok. Nie może, bo to nie przystoi. — Dziewczynki za to złapały chyba jakieś przeziębienie. Georgie robi się strasznie marudna, gdy jest chora. Wczoraj godzinę negocjowałam z nią, aby zjadła kolację. Chyba za dużo obserwuje Bena i zaczyna nawet debatować, jak on. Dzieci to idealne odwrócenie uwagi od tematu, Annika. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : żona; filantropka
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Były kłamstwa i tajemnice. Tajemnice, które były kłamstwami i kłamstwa, które długo tajemnicą nie pozostały. Tylko cierpliwość Anniki sprawiła, że bańka złudzeń nie prysnęła już dawno temu. Nigdy jednak Pani Faust nie zainteresowało to, jak Moriarty przez te lata czuł się, żyjąc w kłamstwie. – Może… – Zamyśliła się. Osobiście miała mniej przychylne zdanie, zakładała bowiem, że wynikało to z obawy przed konsekwencjami – gdyby kłamstwo wyszło na jaw w następnym pokoleniu, pewnych rzeczy już nie zdołałby odwrócić, a tym bardziej odzyskać Anniki zaufania. Nie wspominając o jego coraz większych trudnościach w codziennym funkcjonowaniu. Wiedział, że kończy mu się czas i wkrótce ukrywanie się będzie niemożliwe – nie był zdolny do kłamania w żywe oczy, zwijając się z bólu na krześle. Gdy już emocje w niej opadną, może spojrzy na wszystko inaczej. Może. Dziś jeszcze drżała wewnętrznie na samą tylko myśl. Ale dzieci… Dzieci to inna sprawa. Do tej pory ich umocnieniem była wyłącznie praca. Dotąd wpasowała się w rodzinę za sprawą charyzmy. Uroku, którego nie wiadomo na jak długo jej wystarczy. Jej niewątpliwym atutem było zaś pochodzenie. Wszystkiego za mało. A w szczególności za mało było wysiłku kobiety, dopóki nie oddała części siebie. Pokiwała w milczeniu głową. Może to i dobrze – są rzeczy, które można negocjować, jak obopólna miłość i te nienegocjowalne – posiadanie dzieci należało do tej drugiej. I Annika zamilkła, spokojnie wyczekując odpowiedzi. W międzyczasie dłoń dotknęła dłoni – lekko ścisnęła jej palce. Nie mogę narzekać – spojrzała na nią z ukosa. Oczywiście, że nie możesz. Nawet jeśli masz na to dziką ochotę. – Czeka je dobra przyszłość – a to dzięki tobie. Może to ckliwe pocieszenie, ale Annika zdawała się w nie wierzyć. A nie była najlepszą kłamczuchą. – Jeszcze raz to samo – poprosiła przechodzącą obok kelnerkę. Musiała się napić – jeszcze raz. I jeszcze. I być może już wkrótce zrobi dłuższą przerwę od popijania wyskokowych. Na wszelki wypadek. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Audrey Verity
POWSTANIA : 16
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 12
Senny drink i jego brzoskwiniowy posmak na jej ustach nie przynosił niczego porządnego. Pierwszy raz od — Lucyfer jedynie wie — jak długiego czasu, miała okazję, aby wyjść z domu w celu czysto towarzyskim. Bez dzieci, bez męża i ciężaru sztucznych uśmiechów, które rozdawali przy urodzeniu ludziom takim, jak ona. Annika to rozumiała — dostała tę samą kolekcję, chociaż postanowiła wykorzystać ją w inny sposób. Audrey to rozumiała. Nawet jeśli się z tym nie zgadzała. Dotyk był zaskoczeniem. W pierwszym odruchu chciała ją zabrać, jedynie drgniecie palca, było tego symptomem. Dotyk podlegał ścisłym zasadom w ich gronie. Kobieta pierwsza wyciąga rękę. Najstarsza kobieta wyciąga ją najpierw. Dłoni nie podaje się w rękawiczce, szczególnie gdy dłoń drugiej osoby jest naga. Ręki nie całuje się kobiecie, z którą nie łączą cię bliskie relacje. Te zasady były dla niej proste i wpojone od małego. Tak uczono właśnie ją dotykać — kontrolowanie i w jakimś celu. Z czystą, wyraźną hierarchią społeczną. Nie uczono jej, aby dotknąć kogoś z sympatii. — Taka sama, jak nas — odparła, pierwszy raz dzisiaj uśmiechają się szczerze. Szczerze, bo bez krzty wesołości. Obie wiedziały, co to oznacza. — Twoje dziecko również. Życzę wam zdrowego syna. Z synem będzie jej łatwiej. Jemu będzie łatwiej — wszystko zostanie podane mu na tacy, jeśli sobie tego zażyczy. Jeśli tylko tego dożyje. Nic w dzisiejszych czasach nie było w stanie tego zagwarantować i Audrey miała szczerą nadzieję, że Annika nie będzie przechodziła przez swój własny, wrześniowy incydent. Były rzeczy, których nie życzyło się nikomu. — Przepraszam — zwróciła uwagę na siebie kelnerki, która zebrała właśnie zamówienie Anniki. Audrey potrzebowała czegoś na rozbudzenie. — tym razem poprosiłabym o coś orzeźwiającego. Trochę jeszcze tu posiedzą. z tematu |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : żona; filantropka
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Nieczęsto pozwalała sobie na spontaniczne gesty, a zazwyczaj przerywała w trakcie – jakby to, co zamierzała zrobić było czymś niezwykle wstydliwym. Niemniej, robiła to raz po raz, potrzebując tej formy kontaktu bardziej, niż była kiedykolwiek gotowa przyznać i nabierając samą siebie, że wcale nie. Bo przecież nie tego ją uczono. A jednak – w półmroku Sali Gwiazd wszystko wydało jej się znacznie łatwiejsze, a sposobność do delikatnego zsunięcia maski było wręcz przywilejem, którego nie potrafiła sobie odmówić. Dama Kier to zbyt dobra gospodyni, by przyznanie się tutaj do swojej słabości wprawiało Annikę w zakłopotanie. Nie tym razem, kiedy omawiane sprawy sprzyjały powolnemu zanikaniu problemów z komunikacją. Alkohol nie tylko rozwiązywał języki – także uelastyczniał ciało. Zwłaszcza na bodźce zwykle dla mózgu nieznośne. Wiedziała, co to oznacza. Nie minęło wiele czasu, gdy zrozumiała swoją pozycję w rodzinie, ale zawstydzający był fakt, że nie umiała tego należycie wykorzystać. Anniki życie nie doświadczyło jeszcze w ten sam sposób, co Audrey. A jednak ją rozumiała. Zbyt wiele razy miała przed oczami swoje własne obawy. Zdrowego syna – uśmiechnęła się kwaśno. Bywali ekscentrycy, którym nigdy nie przeszłoby przez myśl, by nazwać przypadłość Anniki chorobą. Odmienność prędzej, może efekt zatrucia – stare mrzonki pogrzebane przez naukę i postęp. A jednak raz po raz powtarzane i do tej pory. Nie tylko postrzeganie przez społeczeństwo i świat nauki z biegiem lat się zmieniało – podobną drogę Annika przebyła we własnej głowie. Od frustracji i poczucia winy za morze zniszczonych ubrań i poduszek, przez traktowanie tego jako atut aż po akceptację choroby jako część osobowości. Jej własna interpretacja z dziś była po prostu ironicznym stwierdzeniem, że wypłakała wszystkie swoje łzy, nim jeszcze nauczyła się chodzić. Ale Moriarty… Jego choroba mogła przekreślić wszystko. Dziedzictwo Devallów przerażało go bardziej, niż własne cierpienie, a obydwa sprawiły, że do dziś nie doczekali się choćby jednego dziecka. Nie miała pojęcia, jaką podjęłaby decyzję, gdyby wiedziała o tym wszystkim wcześniej, ale jedno nie ulegało wątpliwości – nie zamierzała się teraz wycofać. – Ciągle zadaję sobie pytanie, jakie mamy na to szanse – przyznała wreszcie wprost. Nie było to niemożliwe, jedynie mało prawdopodobne. W przypadku Audrey już jednak dokonało się najgorsze – ale szanse nigdy nie są zerowe – dodała z nutką determinacji w głosie. Jakby mając nadzieję, że Audrey odczyta to jak należy. Wiedziała dobrze, jak bardzo pani Verity marzyła o tym dziecku, ale mogła tylko się domyślać, jakim cieniem jego śmierć położyła się na ich rodzinie. – Dziękuję – wypuściła wreszcie jej dłoń ze swojej – i wiesz… My też mamy wpływ na to, jak wychowamy swoich synów. Dopiła pierwszego drinka. Jego gorycz nie smakowała już tak strasznie. z tematu |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy