LABIRYNT LUSTER Miejsce dla tych, którzy lubią się pośmiać – przede wszystkim z samych siebie. Ściany ciągnącego się labiryntu wyłożone są różnorakimi krzywymi lustrami przedstawiającymi sylwetki przechodniów w wykrzywionych karykaturalnie kształtach. Lepiej nie próbować zawrócić, bo łatwo można się tutaj zgubić. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Anaica Laguerre
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
5 V 1985 Nie planowała tego wyjścia i, gdy Javi przyszedł po nią do klubu, gotowa była mu odmówić. Nie byli umówieni, a ona była zmęczona. Nie byli umówieni, a spędzanie czasu z Riverą nie wyglądało jak coś, co mogłoby jej tego dnia pomóc. Nie byli umówieni, a ona naprawdę nie powinna godzić się na taką spontaniczność. Tylko, że spotykali się już dobre kilka lat – kilka lat, w ciągu których zaczęła godzić się na i tak zbyt wiele. W efekcie jedyne, co wynegocjowała, to godzinę na to, by zdążyła skoczyć do mieszkania i zrobić ze sobą... Cóż, cokolwiek. Cokolwiek, żeby poczuć się lepiej – bardziej gotową na jakiekolwiek życie towarzyskie. Tylko przez moment zastanawiała się, czy nie zabrać Javiera ze sobą – tylko po to, by nie włóczył się po mieście bez sensu, wiadomo. Zaraz potem kategorycznie stwierdziła, że może ją co najwyżej odprowadzić – i przyjść po nią za godzinę. To i tak było już za dużo, nie powinna dawać mu nawet tyle. W efekcie po upływie niespełna sześćdziesięciu minut była gotowa, ale, jednocześnie, bardziej naburmuszona niż przedtem. Wina Javiera polegała przy tym tylko na tym, że był. Jeśli ktoś nie kontrolował tu sytuacji tak, jak powinien, była to ona. Tylko ona. Dała się jednak zabrać do Happicade, dała się trzymać po drodze za rękę i, w którejś chwili, ucałowała też przelotnie policzek Rivery – bo tak to zawsze wyglądało. Przez tyle lat zdążyła się już nauczyć, czego oczekiwał jej ulubiony klient – tylko klient – i dokładnie to mu dawała. Płacił jej za to przecież, podobnie jak płacił za sam fakt jej zgody, by gdziekolwiek ją dzisiaj zabrać. Nie wiedziała dokładnie, w którym momencie zaczęła czuć się źle z tym, że to jego pieniądze odpowiadają w większej mierze za komfort jej życia. Wtedy, gdy po raz pierwszy roześmiała się w jego towarzystwie zupełnie szczerze – nie dlatego, że tego oczekiwał, ale dlatego, że było jej zwyczajnie dobrze – czy może wtedy, gdy po raz pierwszy wróciła do mieszkania po spotkaniu z nim, nie bardzo wiedząc, co się wydarzyło? Nie była pewna i – chyba – wcale nie chciała wiedzieć. Teraz, już w Happicade, odetchnęła powoli. Skoro już tu była, równie dobrze mogła się trochę zabawić. - Gry czy lustra? – spytała tuż za progiem, bo tego jednego jeszcze po drodze nie ustalili. – Powiedz, że lustra. W gry rzadko kiedy wygrywam, labirynt oszczędzi mi wstydu. – Uśmiechnęła się z łobuzerskim rozbawieniem. Mimowolnie wygładziła pojedyncze fałdki na koszuli tam, gdzie miękki materiał znikał wpuszczony w spodnie z wysokim stanem i zaraz potem raźnym krokiem pomaszerowała prosto do labiryntu. Javier może i płacił, to nie znaczyło jednak, że mógł decydować o wszystkim. Zupełna zależność Anaiki od jego zachcianek nigdy nie była częścią umowy. - Czemu w ogóle tu jesteśmy? – zapytała nagle, jeszcze za nim wpadli zupełnie w lustrzane zaułki. – Z tego co pamiętam, mieliśmy spotkać się dopiero za dwa tygodnie. – Oczywiście, że pamiętała. Była profesjonalistką, nie zapominała o swoich klientach. Nie zapominała o Javim. A jednak siliła się na nonszalancję, bo tylko tak już do przynajmniej roku – jeśli nie dłużej – mogła ukrywać te zupełnie niepotrzebne uczucia, które zdążyła wyhodować gdzieś po drodze. W ich relacji na uczucia nie było miejsca podobnie, jak nie było w niej miejsca na faktyczną przyjaźń czy seks. Powtarzała to sobie niezmiennie od lat, ostatnio po prostu jeszcze częściej, jeszcze bardziej zdecydowanie. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Iluzjonistka i tancerka, dama do towarzystwa
Javier Rivera
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 183
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 6
TALENTY : 24
Wszystko było dzisiaj nie tak, jakby kosmos zmówił się, by na każdej płaszczyźnie pokazać Javierowi, że nie powinien był wychodzić z łóżka. Zaczęło się od porannego telefonu od Michaela, który przesuwał jego wyczekiwany wyjazd na Florydę o jakiś miesiąc lub dłużej – małego remontu zaczął niespodziewanie wymagać kluczowy fragment fermy. Próby przekupstwa, że pomoc kogoś, kto zrozumie jego aligatory w tym stresującym momencie, nie zadziałała na Mike'a. Rozdrażniony, Javi zapomniał później o zamknięciu drzwi na klucz i wracał się do domu całą długość ulicy – do zakładu dotarł spóźniony, zastając przed wejściem oczekującego klienta. Z godziny na godzinę wcale nie było lepiej, ot czujność Rivery spadała na chwilę, a wtedy jak na zawołanie najpierw oparzył sobie dłoń przy obróbce metalu, by niedługo później wytrącić magię z trzech kolejnych kamieni, które próbował osadzić w złotym naszyjniku. To nie był jego dzień i nawet zaszycie się w pracowni na zapleczu z dala od klientów, których obsługiwali inni jubilerowie, nie pomagało. Czego się nie dotknął, coś wychodziło nie do końca tak, pogarszając tylko nastrój mężczyzny. Dwie godziny poprzedzające koniec jego zmiany spędził na szkicownikiem, bo z ołówkiem w dłoni mógł co najwyżej zmarnować parę kartek papieru, a nie drogie surowce. Mogli sobie pozwolić na pewne straty, szczególnie gdy spora część zysku pochodziła z nieoficjalnych źródeł niepowiązanych z jubilerstwem, ale Javier nie znosił marnotrawstwa. Niemal fizycznie bolało go odkładanie kamieni pozbawionych potencjału do schowka, w którym przechowywali materiały na wyroby dla niemagicznej części społeczeństwa. Do Kolorowych Snów poszedł jak po sznurku, nie zastanawiając się nad tym specjalnie – chyba podświadomie szukał sposobu na poprawienie sobie nastroju po paskudnym dniu. W towarzystwie Any, chociaż kupował jej czas za twardą gotówkę już od dawna, zawsze czuł się lepiej, nawet świadom tego, że część jej zachowań stanowiła tylko grę. Że pewnie nauczyła się, co wprawiało go w najlepszy nastrój i otwierało kieszeń – w pewien sposób było to bardziej szczere niż relacje oparte tylko na sympatii i uczuciach. Widział po wyrazie jej twarzy i oczach, że wcale nie miała ochoty nigdzie z nim wychodzić, ale zgodziła się, zanim zdążył się wycofać. W trakcie godziny, której potrzebowała na przygotowanie się, kręcił się bez celu pod jej budynkiem, zastanawiając się, gdzie właściwie chce ją zabrać. Najchętniej posiedziałby na kanapie w salonie ubrany w wygodne, domowe dresy i bezmyślnie oglądał telewizję, sącząc jeden z ziołowych naparów na uspokojenie, które wciąż podrzucała mu matka. Byłoby miło mieć obok kogoś, kto nie oczekiwałby nic konkretnego. Kogo mógłby po prostu przygarnąć do boku i głaskać po ramieniu. Jego układ z Anaiką nie pozwalał na takie spoufalanie, więc kiedy zeszła na dół skomplementował jej wygląd (jak zawsze z pełnym przekonaniem co do wypowiadanych słów), zanim krótki spacer skończył się w Happicade. - Lustra – zgodził się bez większego problemu, odruchowo odpowiadając uśmiechem na uśmiech Anaiki. - Nawet jakbyśmy chcieli pograć, to dzisiaj średni pomysł – dodał, podnosząc częściowo ukrytą pod opatrunkiem dłoń i poruszając zabawnie palcami. Oparzenie nie bolało już tak jak na początku, ale pozostawiło po sobie lekką sztywność i wrażenie pieczenia, gdy machnął nią bez większego zastanowienia. - Masz rację – rzucił z cichym westchnieniem, pociągając za sobą kobietę w lustrzany labirynt, przez chwilę obserwując jak najbliższa tafla płynnie zniekształcała rysy jego twarzy robiąc z nich rybi dzióbek. - Pojutrze miałem jechać na Florydę, ale dostałem dzisiaj telefon, że wyjazd przełożony. Znajomemu coś trzasnęło na fermie i musiał ją zamknąć na czas remontu – umilkł na chwilę, przystając przed jednym z zakrętów, tuż przed lustrem które skracało tors i komicznie wydłużało nogi, robiąc z ich obojga dziwne, chude ludki. - Z takimi nogami już w ogóle nie opędziłabyś się od klientów – rzucił z rozbawieniem. - Nie żeby już teraz nie były absolutnie piekielne. |
Wiek : 40
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : jubiler
Anaica Laguerre
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
Nie była na tyle wyzuta ze współczucia, by nie poczuć się źle, gdy Javi pokazał skrytą pod opatrunkiem dłoń. W zasadzie, problem był zupełnie odwrotny, polegał właśnie na tym, że uczuć do mężczyzny zdążyła uzbierać zdecydowanie zbyt dużo. To właśnie to sprawiało, że im częściej w towarzystwie Rivery potykało jej się serce, tym bardziej wycofywała się za maskę profesjonalizmu. Anaica nie miała złudzeń – było całkiem dużo desperacji w tym, jak kurczowo trzymała się wytyczonych przez samą siebie reguł i jak uparcie udawała, że zupełnie nic się nie zmieniło. Starała się być dla Javiera – i dla siebie – tą samą dziewczyną, którą zatrudnił sobie te kilka lat temu, nikim więcej. Teraz, patrząc na jasny opatrunek odcinający się od śniadej skóry mężczyzny, nie mogła pozbyć się gorzkiego uczucia, że miała być dla mężczyzny odskocznią od najwyraźniej niespecjalnie dobrego dnia – a swoim stroszeniem się w zasadzie tylko dokładała mu nieprzyjemności. Nie chciała tego. Nie chciała tego jako jego dama do towarzystwa, ale jeszcze bardziej nie chciała tego jako kobieta, która ogląda się za Riverą zdecydowanie zbyt często. Potrzebowała jednak paru chwil, by zdecydować się wreszcie na jakiś komentarz – zamiast miotać się tylko między potrzebą przytulenia mężczyzny a panicznym dogryzaniem mu, byle tylko ukryć pod tym wszystkie bardziej ludzkie uczucia. Paru chwil, które wystarczyły, by weszli do labiryntu, w jednej chwili otaczając się własnymi, komicznie zniekształconymi odbiciami. Roześmiała się więc najpierw cicho na rybi dzióbek na jednym z odbić Javiera, zaraz potem z rozbawieniem zakręciła się przed kolejnym z luster, podziwiając nienaturalnie długie nogi. - Jakbym miała takie nogi nikogo nie byłoby na mnie stać – parsknęła cicho. Nigdy nie miała problemu z zarabianiem własnym ciałem, nie wstydziła się tego, że swoje stawki mogła regulować w oparciu o urodę. Nie widziała w tym nic złego – skoro ludzie chcieli patrzeć, a ona lubiła, gdy na nią patrzono, to wszyscy byli zadowoleni. Prosty rachunek. Jeszcze jeden piruet później odetchnęła cicho i spojrzała na Javiego uważniej, już bez uśmiechu, za to z czymś niebezpiecznie bliskim trosce – choć sama Ana upierałaby się, że to tylko uwaga, którą była wina każdemu, kto płacił jej tyle co Rivera. Samej wzmianki o przełożonym wyjeździe nie skomentowała – ot, odnotowała tylko, że być może wieczory w ciągu tych najbliższych dwóch tygodni nie będą tak całkiem jej, jak byłyby, gdyby Javi wyjechał. Wzrok natomiast znów umknął jej w kierunku opatrunku. Nie stało się chyba nic strasznego, mężczyzna poruszał dłonią raczej normalnie, skoro jednak potrzeba było osłonięcia dłoni, mimo wszystko musiało chodzić o coś więcej niż tylko zacięcie się papierem. - Co się stało? – spytała i lekko przekrzywiła głowę. Nim zdążyła się zastanowić, sięgnęła po opatrzoną dłoń, musnęła delikatnie kciukiem materiał bandaża i z łagodnym uśmiechem ucałowała miękko rękę mężczyzny przez warstwę opatrunku. Wyćwiczone przez lata odruchy, które teraz smakowały wyjątkowo gorzko. Pociągnęła mężczyznę dalej, nie spiesząc się jednak jakoś specjalnie. Labirynt był spory i albo był pusty, albo odwiedzający go rozeszli się już wystarczająco po wszystkich zaułkach, by nikt nikomu nie przeszkadzał. Laguerre doceniała tę chwilową ciszę i spokój. Przytulając się lekko do ramienia Javiera, musiała przyznać, że może jednak to wyjście nie było wcale takie złe. Może jednak faktycznie mogła poczuć się po nim lepiej. Tuż za progiem kolejnego z korytarzy labiryntu wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Tutejsze lustra sprawiały, że ludzkie głowy wyglądały jak imponujących rozmiarów balony, co w połączeniu z naturalną górą loków Anaiki sprawiało, że widok był jeszcze bardziej komiczny. A jeśli dodatkowo nadąć policzki – co Laguerre ochoczo zrobiła, zaraz wypuszczając powietrze z furkotem w policzek Javiera – naprawdę trudno było nie chichotać. - Zwracam honor – wymamrotała zaraz potem do ucha mężczyzny. – To był naprawdę dobry pomysł. Cieszę się, że nie odstraszyły cię moje nastroszone kolce. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Iluzjonistka i tancerka, dama do towarzystwa
Javier Rivera
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 183
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 6
TALENTY : 24
Widząc niezadowolenie, którego Ana nie zdążyła ukryć wystarczająco szybko, gdy zaproponował jej wieczorne wyjście, zastanawiał się, czy w ogóle nie powinien odpuścić temu dniowi. Prosto z pracy wrócić do domu, zjeść najprostszą możliwą kolację, żeby przypadkiem nie odciąć sobie palców, których wciąż potrzebował, a potem zakopać się pod kocem. Ewentualnie włączyć radio albo spojrzeć, co akurat leciało w telewizji. Zajście po Anaikę do klubu stanowiło desperacką próbę odwrócenia kiepskiej passy – już dawno pojawiała się w jego głowie zaraz obok siostry, gdy myślał o ludziach w towarzystwie których jego wewnętrzne baterie ładowały się nieco szybciej. Starał się nie myśleć o tym, że twarz jaką mu pokazywała, z całą pewnością była sztuczna i wyuczona – przecież wiedział, na co się pisze, płacąc za jej towarzystwo. Wiedział. Wybór lustrzanego labiryntu okazał się przypadkowym strzałem w dziesiątkę, jeśli sądzić tylko po cichym, melodyjnym śmiechu kobiety i piruecie, jaki zakręciła przed jedną z tafli. Uśmiechnął się na jej komentarz, rzucając swobodnie: - Oj zaraz nikogo, pracowałbym zamiast spać, uciułałoby się. Zdążyłabyś się przynajmniej stęsknić. Nie kręcił się przed lustrem jak Anaica, ale parę razy zgiął i uniósł kolano, przez chwilę trzymając je nienaturalnie na boki, tworząc w odbiciu komiczny obraz zniekształconej żaby. Dopiero na poważniejsze, pozbawione wesołości pytanie, zwrócił z powrotem wzrok na delikatną, kobiecą twarz, wzdychając cicho, gdy sięgnęła po jego dłoń, muskając ustami bandaż. Czasem łatwo było zapomnieć, że jej troska brała się zapewne z obowiązku – mimo to zostawiała po sobie takie same miękkie wrażenia i delikatnie przyspieszone bicie serca. - Oparzyłem się przy pracy – odparł, kciukiem muskając lekko jej palce. - Parę dni i przejdzie – dodał, gryząc się w język i nie pozwalając fali wzbierających żalów wylać się z niego niekontrolowaną rzeką. Byli tu, żeby miło spędzać czas, a nie po to, by Ana musiała wysłuchiwać, jak bardzo czuł się zawiedziony, że planowany od dawna wyjazd przełożył się bezterminowo, jak schrzanił w zakładzie, marnując drogie materiały, ani że tego dnia nie osiągnął niczego produktywnego, bo projekty które naszkicował, w ogóle do niego nie przemawiały. Nie chciał, by miała go za nieudacznika i zastanawiała się, jak długo będzie jeszcze płacił jej regularną pensję za spotkania. Przywiązał się do bycia nazywanym ulubionym klientem, nawet jeśli Ana mówiła tak tylko w żartach. Pochylił się odruchowo, gdy przylgnęła go jego ramienia, składając krótki pocałunek gdzieś w burzy jej loków pachnących jeszcze nieco cytrusowym szamponem. Tych samych loków, które część luster powiększyła komicznie razem z głową, zmieniając proporcje ich ciał do tanich, dziecięcych zabawek o olbrzymich oczach i króciutkich kończynach. Parsknął, kiedy kobieta stanęła na palcach, wydmuchując mu powietrze w policzek z co najmniej nieprzystojnym dźwiękiem, ośliniając go lekko. Pełnia manier, to właśnie sobą reprezentowali. - Daj spokój, Ana – rzucił cicho, czując delikatny dreszcz spływający wzdłuż kręgosłupa, kiedy jej oddech musnął mu ucho. - Jesteśmy tylko ludźmi, mamy prawo mieć lepsze i gorsze dni – bezczelnie wsparł brodę na czubku jej głowy, częściowo zapadając się w ciemne loki i sapnął, jakby zrzucał z ramion ciężar. - Odmawiaj mi, jak nie masz na coś ochoty. Jestem dużym chłopcem, dam sobie radę – umilkł na moment, odruchowo unosząc dłoń i gładząc jej drobne ramię ukryte pod materiałem koszuli. Najwyraźniej dużo bardziej potrzebował dzisiaj bliskości niż sądził. - Właściwie – podjął zaraz, gdy w głowie zaświtał mu zalążek wariackiego pomysłu. - Co byś powiedziała na dłuższy wyjazd? Za odpowiednio większą stawkę ma się rozumieć. Na Florydę jest cholernie daleko i zwykle zdycham z nudów już po paru godzinach, ale może w towarzystwie... |
Wiek : 40
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : jubiler
Anaica Laguerre
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
Uśmiechnęła się tylko przelotnie na deklarację niemal, że nie uwolniłaby się od niego nawet mając nogi po szyję. Nic nie powiedziała, ale jakiś błysk – coś jakby rozczulenie – rozjaśnił na chwilę jej ciemne tęczówki. Podstępne uczucia zniknęły prędko pod znacznie prostrzym, bardziej zrozumiałym rozbawieniem, gdy Rivera zaczął odstawiać własne dziwne pozy, upodabniając swoje odbicie do pokracznej żaby. Po tym, jak ujęła jego dłoń i ucałowała przez materiał bandaża, puściła ją tylko po to, by chwycić drugą, tę, przy której nie musiała uważać, gdzie dotyka i czy nie ściska zbyt mocno. Splotła palce z jego tak naturalnie, jakby od lat nie robili niczego innego (bo, w pewnym sensie, rzeczywiście nie robili) i westchnęła bezgłośnie, z trudem trzymając fason w obliczu tak oszałamiająco przyjemnej bliskości. To nie było nic nowego – Anaica zawsze lgnęła do ludzi, zawsze reagowała na nich szybko i intensywnie, zawsze szukała takiego czy innego ciepła. Na zdrowy rozum, jej reakcje na Javiera nie były aż tak inne, niż na innych ludzi. Nie były, prawda? - Javi – rzuciła teraz miękko bez trudu dostrzegając unik. Nie potrzebowała telepatii by wiedzieć, że Rivera rzeczywiście może i się oparzył, że może to faktycznie nie było nic takiego – ale że to nie jest wszystko. Że to co najwyżej czubek góry lodowej. Znali się dość długo, by widzieć, kiedy mężczyzna migał się od prawdy. - Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz, ale skoro już tu jesteśmy, razem, to równie dobrze możesz wyrzucić z siebie wszystko, co ci leży na sercu. – Uśmiechnęła się miękko. – Nie obiecuję, że będę miała jakiekolwiek rady, ale przynajmniej posłucham. I zawsze chętnie wytknę ci dramatyzowanie. – Uniosła brwi znacząco. Durne żarty to nadal dobre żarty, szczególnie, jeśli pomagają rozładować atmosferę. Promienny uśmiech zbladł nieco zaraz potem, gdy Javier ją... Upomniał? Chyba tak. Dokładnie to zrobił. Zmarszczyła brwi lekko, początowo płonąc chwilową irytacją, zaraz jednak westchnęła cicho – i zawahała się. - A jeśli czasem potrzebuję po prostu, żebyś mi udowodnił, że jednak mam na coś ochotę? – odparła ostrożnie, boleśnie świadoma, że balansuje na granicy jeszcze bardziej niż przedtem. Nie powinna tego robić. Tylko, że to było tak łatwe, takie... Tak prosto byłoby zapomnieć na chwilę o charakterze ich układu. Finalnie roześmiała się cicho, bo zawsze to robiła – bo to był całkiem dobry manewr, ukryć własne wątpliwości pod teatralnych rozbawieniem, nawet, jeśli nie była w tym do końca wiarygodna. Gdy pogładził jej ramię, bez wahania wtuliła się w niego mocniej, za wszelką cenę powstrzymując się od myślenia. Nie byli tu po to, żeby myśleć i podejmować jakiekolwiek decyzje. - Nie robię niczego, na co nie mam ochotę – podsumowała wreszcie, nie czując się wcale tak pewnie, jak próbowała udawać. – A to, że czasem się stroszę... – Wzruszyła lekko ramionami. – Irytuję się szybciej niż pomyślę, czy to ma sens, Javi. Wydawało mi się, że zdążyłeś już to zauważyć. – Uśmiechneła się miękko, choć wcale nie miała ochoty się uśmiechać. Drgnęła lekko i odsunęła się nieznacznie dopiero wtedy, gdy wspomniał o wyjeździe. To – to było coś nowego. Coś, na co nie była przygotowana. - Ja... Nie jestem pewna – odpowiedziała ostrożnie, z wahaniem. – Musiałabym pozmieniać grafik w Snach. I załatwić kogoś, żeby przypilnował mi roślinek. Poza tym... – urwała nagle, bo, szczerze mówiąc, nie była pewna, czy jakiekolwiek poza tym istnieje. Na ten moment nie potrafiła wymyślić żadnego poza obawami, że wspólny wyjazd jeszcze bardziej utrudniłby pilnowanie granic – a tymi akurat nie zamierzała się dzielić. Przygryzła wargę lekko, skubała ją przez chwilę. - Zastanowię się, w porządku? – odpowiedziała wreszcie zachowawczo. By złagodzić swoje wahanie, uśmiechnęła się miękko. – Myślę, że to da się zrobić. To znaczy, tak mi się wydaje. Po prostu... Muszę zobaczyć. Myśli galopowały jej w głowie jak szalone, a Anaica nie chciała poświęcać chwili ani jednej z nich, bojąc się trochę, co mogłaby w nich dostrzec. - No dobrze, to powiedz mi, co tak naprawdę się dzisiaj stało – wróciła bez uprzedzenia do poprzedniego tematu, nie próbując nawet specjalnie ukrywać, że była to dywersja, w dodatku zupełnie niesubtelna. – Śmiało. Najgorsze, co może się stać, jak opowiesz mi o swoich dzisiejszych przygodach, to że cię wyśmieję. Albo się rozczulę. Z jednym i drugim powinniśmy sobie poradzić. – Uśmiechnęła się przekornie, zwyczajową beztroską maskując całą masę rzeczy, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Iluzjonistka i tancerka, dama do towarzystwa
Javier Rivera
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 183
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 6
TALENTY : 24
Doceniał empatię Anaiki zapewne o wiele bardziej, niż był w stanie wyrazić to słowami, ale jej łatwość w dostrajaniu się do emocji innych ludzi... Cóż. Czasem była zwyczajnie problematyczna. Przez lata, gdy szlifował swoje umiejętności zwykłego wciskania kitu czy ukrywania dużo bardziej skomplikowanej prawdy przed oczami nie tylko postronnych, ale też własnej rodziny, Javi zdążył przyzwyczaić się, że prędzej czy później potrafił wyprowadzić rozmówcę w pole i uniknąć tematu, na który nie chciał dłużej rozmawiać. Jego opanowana maska, uśmiechy i zbywanie pewnych kwestii na rzecz innych, teoretycznie ciekawszych na Anę nie działały wcale tak dobrze, jak mógłby sobie tego życzyć. Czasem zastanawiał się, czy to tylko kwestia wyczulenia na emocje, czy kobieta trzymała wiele spraw blisko serca, nie dając im wyjść na wierzch. Czy to tylko przeczucie, czy byli bardziej podobni, niż można by zakładać. Znali się od lat, ale miał czasem wrażenie, że gdyby musiał wypisać wszystko, co wiedział o Anie, zauważyłby mnóstwo dziur, których nie potrafił zapełnić. Zwykle to on opowiadał o swoich bolączkach czy radościach, a ona słuchała, oferując okazjonalne komentarze. Wzruszył więc lekko ramionami, gdy wypomniała, że mógł opowiadać, jeśli chciał, wcale nie czując na to specjalnej ochoty. W odpowiedzi o robieniu tylko tego na co miała ochotę, usłyszał lekką nutę niepewności i tylko utwierdziło go to w przekonaniu, że powinien jej o tym co jakiś czas przypominać – ich relacja z samego swojego istnienia zakładała wyraźną nierówność. On płacił, ona oddawała mu swój czas i uwagę. Pracowała. Dostosowywała się na mniej lub bardziej widoczne sposoby, bo tak to miało działać, ale nie chciał, by Ana czuła się w jego towarzystwie zmuszana do czegokolwiek. Ledwie zdążył napomknąć coś o wyjeździe musiał powstrzymywać silną potrzebę uderzenia się otwartą dłonią w czoło albo ugryzienia w język – ewentualnie jednego i drugiego naraz – bo oto właśnie popełniał kolejną gafę tego i tak niezbyt dobrego dnia. Dopiero mówiąc zaczął sobie zdawać sprawę, w jaki sposób może zostać odebrana propozycja wyjazdu, który tak różnił się od tych kilku godzin, które spędzali naraz, a później rozchodzili się do własnych przestrzeni. Czasem... Czasem naprawdę powinien dłużej się zastanowić, zanim zaczynał mówić. Wahanie Any było jak najbardziej zrozumiałe i wywoływało tylko nieuchronne, swędzące ciarki zażenowania rozlewające się Javierowi po całym ciele. Nie zrobił tego od razu, ale po chwili cofnął dłoń, którą obejmował jej ramię, uśmiechając się przepraszająco. - Jasne. Zastanów się na spokojnie, to... To żaden przymus. Czasem szybciej chlapnę, niż pomyślę. Doprowadzam tym Carlotę do szału – westchnął, wykonując ręką bliżej nieskoordynowane machnięcie. Jęknął zaraz krótko, odchylając głowę do tyłu, gdy Ana wróciła do tematu jego kiepskiego dnia, zastanawiając się jak najlepiej zamaskować kolejną próbę ucieczki od niego. - Pięknie, po prostu chcesz się ze mnie pośmiać – rzucił, przekrzywiając z powrotem głowę w przód i zerkając na kobietę z lekko zmrużonymi oczami. - Niech ci będzie. Mojej dumy chyba nie da się dzisiaj bardziej podeptać – zdrową dłonią chwycił kobietę za rękę, ciągnąc ją dalej w lustrzany labirynt, gdy wzrok zaczął mu już trochę wariować od odbić ich komicznie powiększonych głów. - Zaczęło się od telefonu o przekładaniu wyjazdu, który wreszcie udało mi się ustalić z grafikiem zakładu tak, żebyśmy nie byli w dupie z zamówieniami. Potem zapomniałem zamknąć drzwi na klucz. Musiałem się wracać połowę drogi i prawie biec do zakładu, a i tak się spóźniłem, czego nie omieszkał mi wytknąć wyjątkowo wredny klient – przystanął przed jednym z luster, które wszystkie proste linie zamieniało w fale. Wyciągnął rękę i lekko pociągnął jeden z loków Any, rozprostowując go i pozwalając się z powrotem skręcać, przez chwilę zafascynowany tym, co lustro robiło z kosmykiem. - Kiedy przyszła reszta i mogłem zaszyć się w pracowni, sparzyłem się przy ordynarnie prostym zamówieniu. Nie wiem, po prostu jakoś... Narzędzie uciekło mi z ręki. Uparłem się potem osadzać kamienie i tylko parę zmarnowałem. Łatwo z nich wytrącić magię, jak nie jesteś wystarczająco ostrożny – skrzywił się, mimowolnie marszcząc brwi i przez chwilę zagryzając wnętrze policzka. - Niby możemy je wykorzystać do niemagicznej biżuterii, ale cholernie nie lubię marnować materiałów – westchnął, lekko pocierając skroń. - Jak się poddałem i zostawiłem warsztat, to wszystkie szkice na nowe projekty wyszły jakieś pokraczne. Cały dzień pracy na marne. |
Wiek : 40
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : jubiler
Anaica Laguerre
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
To nie był pierwszy raz, kiedy nakłaniała Javiego do mówienia tylko dlatego, że widziała, że coś mu ciąży na sercu. Kiedyś, te lata temu, robiła to, bo wydawało jej się, że powinna – że bycie empatyczną, cierpliwą, gotową wysłuchać i przytulić w razie potrzeby – że to całkiem naturalna część świadczonych Riverze usług. Potem, z czasem, zaczęła pytać, bo... Chyba po prostu chciała. Coraz bardziej faktycznie chciała słuchać o tym, jak minął mu dzień. Uczyć się o jego problemach, podrzucić tu czy tam dobre słowo, mniej lub bardziej przydatną radę – i patrzeć, jak mężczyzna bierze je wszystkie, jakby warte były przynajmniej tyle co jego miesięczna wypłata. Coraz bardziej cieszyła się, widząc, jak szybko potrafi ustąpić napięcie mężczyzny, i jak ten rozpromienia się, gdy tylko pobędą ze sobą odpowiednio długą chwilę. Z drugiej strony, sama nigdy nie mówiła o sobie tak dużo i nigdy też nie pozwaliła sobie odprężyć się aż tak. Teraz, gdy po podzieleniu się pomysłem wspólnej wyciecki Javier zaczął wycofywać się nagle, Ana prędko pokręciła głową i – skoro mężczyzna zabrał rękę – sama objęła go w pasie. Podobne czułości przychodziły jej calkiem naturalnie już od samego początku, a przez kolejne, w jakimś sensie wspólne lata tylko całkiem w nich okrzepła, przyzwyczaiła się, nie wyobrażała sobie, że mogłaby inaczej. Skoro wiedziała już, czego zazwyczaj potrzebuje Javi, dawało mu to śmiało i z entuzjazmem. I z przyjemnością, choć z tym wnioskiem musiała już być odrobinę ostrożniejsza. Tak czy inaczej, w tej chwili zależało jej, by uspokoić Javiera i w taki czy inny sposób zapewnić, że nic się nie stało. Bo – naprawdę nic się nie wydarzyło. Nic złego. Sam pomysł, choć początkowo rzeczywiście może niefortunny – bo i po co mężczyźnie towarzystwo w trasie? – nie był przecież wcale zły, a Ana doskonale wiedziała, że Javier... Że nie o to mu chodziło. Nie przekroczyłby postawionych granic, nawet w drodze. Nie przekroczyłby, prawda? - Hej, w porządku. – Uśmiechnęła się teraz promiennie. – To jest dobry pomysł. Po prostu muszę poukładać jakoś swoje plany. – Przekrzywiła głowę lekko i jeszcze na chwilę przytuliła policzek do piersi mężczyzny. – Nigdy nie byłam na Florydzie. To mogłoby być ciekawe – wymruczała z namysłem. Dała się potem poprowadzić dalej i, choć rozglądała się zainteresowaniem, nieznacznym uśmiechem witając kolejne lustrzane karykatury – znacznie więcej uwagi poświęcała słowom Javiera. Nie wcinała się, pozwalają mu wylać z siebie cały nazbierany tego dnia żal i dopiero gdy skończył odetchnęla cicho i... - Oj – podsumowała słodko. – Ojojoj – rzuciła cicho, z teatralną czułością gładząc ramię mężczyzny. Zaraz potem roześmiała się lekko i pokręciła głową. To nie tak, że bagatelizowała problemy Rivery – nie uważała, by jego dzisiejsze niepowodzenia były mniej istotne, prostsze niż, na przykład, jej własne. Po prostu nie zamierzała dramatyzować. Nie tak radziła sobie z problemami Javiego, nie tak dbała o to, by było mu dobrze. - Mogłeś wziąć wolne – zauważyła rezolutnie. – Skoro i tak ci nie szło, nie mogłeś po prostu... No wiesz, wywiesić tabliczki zamknięte i pójść na wagary? – Dla Anaiki wszystko było proste. Tylko pozornie, oczywiście, i zawsze aż do przesady – ale to przecież w niej lubili. To sprowadzało dla niej klientów. Bo zawsze była szeroko uśmiechniętym promyczkiem, czułym, kiedy trzeba, ślicznym i rezolutnym. Tego od niej chcieli. To opłacało jej rachunki. Prędko ucięła ten tok myślenia. Nie mogła pozwolić sobie na gorycz. - A wyjazd, to... Wiesz, może to właśnie po to – paplała więc dalej, jeszcze przez chwilę sama targając własne loczki i patrząc na ich wygibasy w lustrze. – Po to, żebym pojechała z tobą. Może to taka piekielna zmowa, znak od losu – dla mnie, żebym ruszyła tyłek. I dla ciebie, żebyś płacił mi więcej. – Ostatnich słów pożałowała jeszcze zanim zdążyły do końca wybrzmieć. - Nic nie mów – zastrzegła od razu, przekonana, że jeśli dać Javiemu odpowiednio długą chwilę, zaraz zacznie dyskutować z nią o jej stawkach. – Tylko sobie żartuję. Ostatni raz rozprostowała jedną ze sprężynek własnych włosów, zaraz pozwoliła jej skręcić się z powrotem i obejrzała się wreszcie na Riverę. Przyglądała mu się przez moment, wreszcie znalazła się tuż obok, wspięła na palce, uśmiechnęła się łobuzersko i, lekko tylko wspierając się o jego pierś, pocałowała go miękko. Od samego początku dosyć jasno ustalała zasady. Nie chodziła ze swoimi klientami do łóżka, nie pozwalała wciskać sobie dłoni pod spódnicę – nie prostytuowała się. Obok tego była jednak jeszcze cała gama mniejszych lub większych czułości, przed którymi się nie wzbraniała. Tak jak ten całus – łagodny, czuły, niespieszny. Jeden z takich, którymi obdarzała Javiego chętnie – i które chętnie brała także dla siebie. - Masz rację, miałeś ten dzień strasznie bez sensu - zgodziła się cicho tuż przy jego ustach i łagodnie przeczesała mu włosy. - Upewnijmy się więc, że będę mogła ci go trochę poprawić, w porządku? - Uśmiechnęła się leniwie. Nie była pewna, czy przy którymkolwiek z pozostałych klientów pozwoliłaby sobie na podobne dwuznaczności - czy ufała im na tyle, by sobie pozwolić - Rivery jednak dawno już się nie obawiała. Miała tylko nadzieję, że w tym zaufaniu się nie myli. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Iluzjonistka i tancerka, dama do towarzystwa
Javier Rivera
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 183
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 6
TALENTY : 24
Nie zastanawiał się nad większą logistyką związaną z proponowaniem Anie wyjazdu, zanim słowa same spłynęły mu z języka. Gdyby miał czas, raptem jedną dłuższą chwilę i lepszą samokontrolę, prawdopodobnie powstrzymałby się, widząc całą masę potencjalnych problemów – zaczynając od długich godzin w ciasnej przestrzeni auta, pilnowania by zawsze mieli oddzielne pokoje i by nie zawracać głowy Anie w trakcie odpoczynku przez przymus ukrywania się już na samej fermie. Michael od dawna wiedział, że Javi przyjeżdżał do niego w dużej mierze po to, by przebywać w towarzystwie gatunku, do którego pośrednio należał, ale Anaica? Tak jak większości osób w swoim życiu, jej nawet słowem się nie zająknął na temat odmienności i wolał, by pozostała w stanie słodkiej niewiedzy. Za bardzo cenił sobie jej towarzystwo, by zaryzykować, że się od niego odwróci. Że większą wiarę da szkodliwym stereotypom, zamiast jego własnemu świadectwu – pewnie było to wobec kobiety krzywdzące, ale naprawdę nie chciał sprawdzać, jak zareaguje. Mimo upływu lat, doskonale pamiętał strach błyszczący w oczach ojca. Jego ostrożność i zmianę w zachowaniu, wzniesioną gardę, jakby wierzył, że wystarczał moment nieuwagi, by Javi rzucił mu się z zębami do gardła. Wspomnienia o tym bolały – wciąż dotkliwe i ostre. Wstępna zgoda Any budziła w nim ostrożne jeszcze zadowolenie, że będzie miał towarzystwo w trakcie długich godzin spędzanych w samochodzie, ale ciągnęła też za sobą potrzebę logistycznego rozplanowania. To nic. Miał jeszcze czas, zajmie się tym lepszego dnia. Uprzedzi Mike'a, by się nie wygadał, sprawdzi motele na trasie. Wszystko będzie w porządku. Byleby kobieta nie miała nic przeciwko odtwarzanym w kółko kasetom z hiszpańskimi piosenkami, których słowa Javier znał już na pamięć i lubił podśpiewywać mimo braku talentu. Ojojoj. Wywrócił teatralnie oczami na takie podsumowanie opowieści z placu boju, jakim był dzisiejszy dzień, mimowolnie uśmiechając się lekko – znał Anę wystarczająco, by wiedzieć, że w jej ustach podobny komentarz nie stanowił szyderstwa. Ona... Przypominała mu rezolutnego chochlika, który lubił traktować życie z przymrużeniem oka. - Mhm, a potem musiałbym się tłumaczyć Carlocie. Łatwiej było odsiedzieć na zapleczu – machnął lekko ręką, nie zastanawiając się, czy naprawdę wierzył w to stwierdzenie. Siostra od dawna znosiła przeróżne głupoty, które wyczyniał mimo metryki, czemu miałaby nie znieść dnia wagarów? Szczególnie gdyby powiedział, że to z powodu wypadku przy pracy? Teraz nie miało to już większego znaczenia. Właściwie żadnego. Na sugestię, że całe te przekładanie wyjazdu miałoby być jakimś piekielnym zrządzeniem losu, Javier już miał zamiar parsknąć i skomentować, że no tak, Lucyfer i Lilith na pewno nie mieli lepszych rzeczy do roboty tylko bawić się nimi jak kukiełkami, ale komentarz o pieniądzach skutecznie zamknął mu usta. Nie pamiętał, kiedy ostatnio rozmawiali o zmianie stawki, może faktycznie powinni? Westchnął wymownie na polecenie, by nic nie mówił i tylko uniósł dłoń, wykonując całą pantomimę tego, jak zamyka usta na zamek, przekręca klucz, a potem go wyrzuca. Jego cisza została nagrodzona miękkim całusem, przy którym wsparł rękę na biodrze Any, trzymając ją blisko tak długo, jak tego chciała, ciesząc się jej atencją. Płacił, ale to kobieta wytyczała granice, jakich się trzymali – było coś satysfakcjonującego w tym, że najwyraźniej lubiła go i ufała wystarczająco, by naciągać je czasem, stwarzać iluzję, że to nie biznesowy układ popychał ich do siebie, a czysta sympatia. Jego serce zawsze się nabierało, bijąc nieco szybciej. Zagarnął jej lekko kosmyk kręconych włosów za ucho, parskając cicho, gdy naturalny skręt sam odskoczył, opadając z powrotem na miejsce. Mruknął na zgodę w tyle gardła, przekrzywiając nieco głowę, by paznokcie Any zadrapały wszystkie przyjemne miejsca, wywołując delikatne dreszcze. Wszystko byłoby dobrze – staliby tak jeszcze przez chwilę, Javi chętnie nadstawiałby się do głaskania mającego wyprzeć paskudne wrażenia po nieudanym dniu, a potem ruszyliby dalej w głąb lustrzanego labiryntu – gdyby Anaica nie postanowiła wymruczeć dwuznacznego pytania, które natychmiast kopnęło wyobraźnię mężczyzny do ruchu. Nie przyznałby się do tego nawet na torturach, ale w dni gdy szczególnie doskwierały mu granice układu z panną Laguerre, Javier szukał podobnych do niej kobiet – szukał podobieństw w wyglądzie, specyficznego wygięcia ust czy maniery, z jaką mówiły i zapraszał je do swojego łóżka. Zdawał sobie sprawę z tych żałosnych prób oszukania mózgu, ale dopóki mógł potem wracać do Kolorowych Snów i rozmawiać z Aną jak z człowiekiem, zamierzał znosić własne niedociągnięcia charakteru. Jego aktualny problem był niestety taki, że swoimi słowami kobieta w jednej chwili odpaliła wszystkie nieprzyzwoite wspomnienia schadzek z jej sobowtórami, wszystkie myśli wysnute nad warsztatem o tym, że byłaby wspaniałą modelką do zestawu z delikatnych łańcuszków podkreślających wszystkie kuszące linie ciała. Wszystkie przypominające migawki zdjęć spostrzeżenia, gdy zagarniała włosy z szyi czy obejmowała buzię smukłymi palcami jak ramką. Wszystko to teraz było mu cholernie niepotrzebne i bez pytania rozlewało na śniadej twarzy cień rumieńca, który zaraz próbował zetrzeć dłonią z policzka. - Już go poprawiłaś – wymamrotał z cieniem zażenowania w głosie. Dźgnął ją lekko palcem w bok, załaskotał pod żebrami. - Wredny chochlik. |
Wiek : 40
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : jubiler
Anaica Laguerre
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
Im bardziej Javi przewracał oczami, tym szerzej uśmiechała się; im bardziej wzdychał, tym bardziej zawadiacko lśniły jej oczy. Nie wiedziała, jak oceniał ją Rivera i kogo w niej tak naprawdę widział, gdyby jednak była świadoma określeniem, po jakie sięgał, by ją opisać – chochlik – musiała by przyznać, że jest całkiem adekwatne. I że bardzo, bardzo je lubi. Bo przecież rzeczywiście nim była. Skorym do psot elfem, łobuzerskim chochlikiem czychającym tylko na okazję, by się zabawić. Gdy uśmiechała się szeroko, zwykle robiła to szczerze – gdy knuła takie czy inne wyskoki, zazwyczaj podchodziła do tego z dziecięcym niemal entuzjazmem. Na scenie była muzą, ślicznym obrazkiem do podziwiania, atrakcją. Poza sceną – małym ulicznym cwaniakiem niestroniącym od przygód. I tylko w domu, w bezpiecznym zaciszu własnych czterech ścian, pozwalała sobie także na to, co nie było przyjemne. Na przygaszenie zamiast uśmiechu, żal zamiast ekscytacji, czasem – łzy zamiast radosnych rumieńców. Słowem – na to wszystko, czego nie było powodu pokazywać swoim klientom, czy to w klubie, czy poza nim. Nie przeszkadzało jej to. Nie miała problemu z byciem promyczkiem wieczorami i zmaganiem się z własnymi problemami za dnia, gdy nikt nie patrzył. Nie narzekała, było jak było. Czasem tylko odzywał jej się jakiś żal, ale wtedy – wtedy robiła wszystko, by go zagłuszyć, w jakikolwiek sposób. Bo przecież nie było sensu się zamartwiać. Javier był jednym ze sposobów, które zawsze działały. Mogła w pełni profesjonalnie trzymać się raz wytyczonych zasad, już jakiś czas temu musiała jednak przyznać – przede wszystkim przed samą sobą – że wyjścia z nim sprawiają jej przyjemność. Nie w taki sam sposób, w jaki lubiła wychodzić z innymi, ale jakby... Bardziej. Wciąż brała od niego pieniądze i wciąż kurczowo czepiała się raz wytyczonych granic, ale jednak... Czasem pozwalała sobie na więcej tylko dlatego, że chciała. Że, przy całej tej umowie, jaką mieli, nie potrafiła tak całkiem powstrzymać się przed wzięciem też czegoś dla siebie. Więc sprawdzała – na ile może sobie pozwolić, na ile pozwoli jej Javi. Co może zrobić, a przy czym to Rivera zrobi krok w tył, przypominając o regulach tej gry. Balansowała na granicy, wiedziała o tym, nie mogła się jednak powstrzymać. Uśmiechnęła się łagodnie, gdy oparł dłoń na jej biodrze i, traktując to jako chwilową zachętę, nie spieszyła się wcale, by przerwać pocałunek. Nie objęła go mocniej, nie przylgnęła do niego tak, jak w duchu bardzo chciała – to byłoby już co najmniej nieodpowiednie – ale skoro nie odtrącił jej od razu, wzięła sobie więcej. Bo mogła. Bo chciała. Bo wychodzilo na to, że potrzebowała dzisiaj bliskości wcale nie mniej, niż Javi. Gdy cofnęła się potem i roześmiała lekko na niesforny kosmyk, jej serce biło już szybko, głośno, boleśnie. Nie możesz, powtarzała sobie. Nie możesz, nie możesz, niemożesz, niemożeszniemożesznie... Rzeczywiście – nie mogła. Ignorując rumieńce wykwitłe na policzkach – te pojawiały się tak prędko, że Anaica straciłaby pół życia, próbując wytłumaczyć się z każdego zaczerwienienia – odetchnęła powoli i cmoknęła mężczyznę jeszcze raz, muskając ustami kącik jego ust. A potem roześmiała się, widząc karmazyn rozlewający się na twarzy mężczyzny. Nie miała pojęcia, co robił, gdy się rozchodzili i nie wiedziała też, co sobie na jej temat wyobrażał. Z oczywistych względów nigdy o to nie pytała – ale nie chciała też nawet się domyślać. Tak było lepiej, nie wiedzieć. Mimo tego, gdyby jednak wiedziała, wyobrażenia Javiego pewnie by jej schlebiały. Przy całej masie problemów, jakie mogłoby to wywołać, być może czasami – tylko czasami – pozwalała sobie myśleć, że może mogliby... Nie mogliby. Uśmiechnęła się szeroko na zażenowanie Javiego, na zaczepne łaskotki bez wahania rozczochrała mu włosy. - Taką mnie lubisz – odparła bez wahania, poklepała go lekko po piersi. – I nawet nie mów, że nie. Prowadzasz się ze mną już tak długo – niektórzy powiedzieliby, że w tym czasie już dawno powinieneś znaleźć sobie jakąś pannę. – Uniosła brwi znacząco. Myśl, że mógłby roześmiać się na to tylko i stwierdzić, że przecież już sobie znalazł – ta fantazja zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Anaica doskonale wiedziała, że nie może sobie pozwolić na takie marzenia. Takie głupoty. Umknęła wzrokiem i raźnym krokiem ruszyła dalej, do kolejnego zaułka labiryntu, z jakiegoś powodu nie bardzo chcąc – nie bardzo potrafiąc – spojrzeć Javierowi w oczy. - Ta wycieczka. Ten wyjazd – zaczęła w którejś chwili nagle, wyraźnie potrzebując coś mówić, o czymś rozmawiać. – Co ty właściwie tam robisz? – Zerknęła przelotnie przez ramię. Wiedziała, że Javi wyjeżdżał na Florydę regularnie, bo już od dawna uwzględniali to w harmonogramie ich spotkań. Nigdy jednak nie pytała, co tak naprawdę go tam ciągnęło. – Masz tam rodzinę? Przez dobrą chwilę spoglądając w kolejne ze zniekształconych odbić – nagle stała się rozkosznie pyzata, okrąglutka i w zabawny sposób zaczęła bardziej przypominać swoją matkę i babkę – zaraz drgnęła lekko, tknięta refleksją. - Skoro nie wyjeżdżasz teraz, to... – spotkamy się jeszcze, za tydzień? – ...będę ci potrzebna wcześniej? – Nie była pewna, na ile udało jej się ukryć gorzki grymas, który wykrzywił na chwilę jej usta tuż po tym, jak sięgnęła po te proste, do bólu profesjonalne, oschłe pytanie. Chrząknęła cicho. – Muszę wiedzieć jak mogę się rozpisać w Snach – uściśliła zupełnie niepotrzebnie. Byłoby dużo lepiej, gdyby naprawdę chodziło jej tylko o upewnienie się, że ich grafik spotkań pozostawał bez zmian – co tydzień, dwa, tak jak dotychczas – a nie o to, że... Zacisnęła zęby lekko, nie pozwalając sobie dokończyć tej myśli.[/i][/i] |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Iluzjonistka i tancerka, dama do towarzystwa
Javier Rivera
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 183
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 6
TALENTY : 24
Czasem zastanawiał się, dlaczego nie powie Anie wprost, że chciałby zaprosić ją na kolację – poza grafikiem, jaki wypracowali, na randkę – i zawsze wracał do tej samych, gorzkich konkluzji. Co jeśli Ana po prostu się do niego przyzwyczaiła, a jej czułości nie znaczyły nic więcej niż tylko jej próby jak najlepszego wywiązywania się z kontraktu? Czy nawet gdyby chciała przyjąć propozycję, czy nie wywoływałoby to olbrzymiego konfliktu interesów? Przyznała się kiedyś, że pieniądze które jej płacił, stanowiły dużą część miesięcznego budżetu i że dzięki nim nie musiała liczyć wszystkiego co do grosza. Czy naprawdę byłby gotowy na to, by zaryzykować jej komfortem dla zaspokojenia uczuć, które mogły nie wytrzymać próby czasu? Nie. Nie chciał odbierać jej spokoju i wygody, na jakie zasługiwała. I chyba też – czy wręcz przede wszystkim – bał się ją stracić. Nigdy nie byli niczym więcej, ale przebywanie w obecności kobiety niezmiennie koiło jego nerwy. Czasem czuł się tak, jakby był ćmą lgnącą do rozświetlonej żarówki. Żartami i lekkim naburmuszeniem najlepiej kryło się zażenowanie, sięgnął więc dokładnie po nie, by jak najszybciej odepchnąć od siebie myśli o kochankach podobnych do Any i fantazjach nad warsztatem. Westchnął, kiedy wbiła mu szpilę, lekko pstrykając ją palcem w nos. - Brzmisz prawie jak mój ojciec. Jesteś zbyt urocza, żeby trzymać sztamę ze starym Ramonem – rzucił, odmawiając całej litanii wyjaśnień, których mógłby jej teraz udzielić. Coś o odmiennych oczekiwaniach, o niezrozumieniu dla jego stylu życia, próbach ograniczania i wpychania w ciasne ramy, do których nie pasował. O tym, że nie mógł ot tak sięgnąć po tę pannę, która najbardziej mu się podobała. Że to wszystko było zbyt skomplikowane, a wynik niepewny. Bez wahania podążył za Aną dalej, w głąb labiryntu, bo przecież kiedyś musieli się z niego wydostać, a nie zrobią tego stojąc jak słupy soli. Zapytany o Florydę zagryzł lekko wnętrze policzka i zaraz go wypuścił, przenosząc wzrok na lustra. - Rodzinę mam tylko na miejscu i w Hiszpani – zaczął powoli, bo na to pytanie nie musiał cedzić odpowiedzi przez gęsty filtr. - Jeżdżę do kumpla. Ma w Everglades fermę aligatorów. To taki... W sumie dosyć turystyczny park, a ja lubię zwierzaki. Nie skłamał ani razu, ale nie mówił też całej prawdy – miał nadzieję, że to Anie wystarczy. Przystanął obok niej, natychmiast zmieniając się w lustrzanym odbiciu w pulchniutkiego pączka. Przekrzywił nieco głowę, otwarcie zerkając na kobietę z miękkim uśmiechem. - Jeśli nic jeszcze sobie nie zaplanowałaś, to chętnie bym się z tobą zobaczył. Może niekoniecznie na jakichś tańcach czy imprezach. Chyba chwilowo nie mam na nie ochoty – drobne kłamstewko, ale jak rozsądnie wytłumaczyć, że denerwował się szybciej, bo odmawiał swojemu ciału przemiany? Nerwy zwiększały jej ryzyko, a to z kolei napędzało niepokój o bycie zauważonym – paskudne perpetuum mobile. Za dużo miał ostatnio obowiązków, by na dzień czy dwa móc zaszyć się w swoim mieszkaniu i nie widywać ludzi. - Lubisz może malować? – spytał, gdy w głowie pojawił mu się zalążek pomysłu. - Albo po prostu bawić się farbami? Od dłuższego czasu leżą mi w pracowni materiały, których jeszcze nie ruszyłem. Chciałem się za to niedługo zabrać, a w towarzystwie byłoby milej – wsunął dłonie do kieszeni spodni i zakołysał się lekko na piętach. - Żaden przymus, nie każdy musi lubić się brudzić – dodał z uśmiechem unoszącym kąt ust. |
Wiek : 40
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : jubiler
Anaica Laguerre
ILUZJI : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 186
CHARYZMA : 4
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 6
TALENTY : 14
Roześmiała się lekko na porównanie do ojca. Niekoniecznie takie podsumowanie chciała usłyszeć od Javiego, ale, z drugiej strony, skłamałaby mówiąc, że po swój własny komentarz nie sięnęła celowo, że celowo nie chciała trochę pogderać. Tak było w końcu łatwiej – pożartować, powydurniać się zamiast porozmawiać o tym, co czuła i o tym, że może – tylko może – powinni zrewidować układ. Zmienić zasady albo może po prostu rozwiązać umowę. Nie, żarty były zdecydowanie łatwiejsze – i byly miłe, a przecież to był główny cel. Taka była jej rola, być miłą dla Rivery. Za to jej płacił. W efekcie pokręciła tylko głową z rozbawieniem i pociągnęła go dalej, na dłuższą chwilę tylko czepiając się tego, że była urocza. Wiedziała, że była. Na zdrowy rozum wiedziała, że ten termin w ustach Javiego nie był niczym więcej jak prostym, kurtuazyjnym komplementem, jednym z wielu, jakie słyszała od niego w ciągu ostatnich lat. Głowa jednak jedno, a serce drugie – i teraz to ostatnie biło mocno, głośno, rumieniąc lekko policzki Any. Nawet, jeśli podskórnie czuła, że Javier pomija coś ważnego, mówiąc o Florydzie – nie pokazała po sobie żadnych wątpliwości, żadnej podejrzliwości. Brała jego słowa, każde jedno, na wiarę, z pełnym zaufaniem. To było dobre wyjaśnienie, proste, zupełnie zwyczajne. Wystarczało jej. - Zdążyłam zauważyć – przyznała teraz z rozbawieniem, bo odkąd się poznali, rzeczywiście miała dość okazji, by zorientować się, jak wielkie serce miał Javi dla mniejszych, zwierzęcych braci. Sama Anaica też je lubiła – nie miała w swoim sercu miejsca tylko dla robali – ale chyba mimo wszystko nie aż tak jak Rivera. - Brzmi ciekawie – podsumowała wreszcie, bo faktycznie tak było. Ferma aligatorów brzmiała interesująco – Laguerre nie do końca potrafiła sobie wyobrazić, jak miałoby działać takie miejsce, tym bardziej więc ją ciekawiło. Pomysł wspólnego wyjazdu z każdą chwilą stawał się coraz lepszym pomysłem, z takich czy innych względów. Dostrzegając miękki uśmiech mężczyzny, gdy stanął obok, odpowiedziała podobnym, nie do końca skutecznie ukrywając fakt, że odpowiedź Javiera ją ucieszyła. - W porządku – zgodziła się prędko. – Nie musimy iść na imprezę – zapewniła, bo rzeczywiście, nie musieli. To nie tak, że potańcówki czy inne, bardziej wystawne gale to jedyne miejsca, gdzie mogła się z nim wybrać. Faktycznie, na takie chodzili najczęściej, ale jeśli tylko życzyłby sobie jej towarzystwa gdzieś indziej – wystarczyło tylko, by powiedział. Na wzmiankę o malowaniu roześmiała się lekko. - Nie jestem pewna. To znaczy, w zasadzie nie potrafię. Malować. Ale nie przeszkadza, jeśli się ubrudzę. To potrafi być całkiem zabawne – przyznała i uśmiechnęła się szerzej. – Brzmi dobrze – zgodziła się z entuzjazmem. To, że nigdy tak naprawdę u Javiego nie była, nie przeszkadzało jej. To, że akceptując zaproponowany plan, miała wkroczyć w prywatną przestrzeń mężczyzny – krępowało ją tylko trochę. Serce do reszrty zgubiło swój rytm na myśl, że miałaby spędzić trochę czasu tylko z Riverą, bez innych ludzi dookoła. - Jesteśmy umówieni w takim razie. – Uśmiechnęła się szeroko. – Przedzwoń tylko do klubu, jak wybierzesz jakiś dzień i... Zobaczymy, jak bardzo pokraczną fantazję potrafię mieć. – Wyszczerzyła zęby szeroko. – I jak bardzo nie potrafię namalować najprostszych kształtów. Jeszcze przez chwilę wdzięczyła się potem przed lustrem, a gdy znów ruszyli dalej, potrzebowała ledwie chwili, by zorientować się, że... - Zgubiliśmy się – oznajmiła nagle. – Zgubiliśmy się, nie? – dopytała zaraz, a patrząc, jak Javi rozgląda się dookoła z rozczulającą dozą niepewności, roześmiała się szeroko. - Dobra, chodź. Pójdziemy tam – zarządziła, na chybił trafił wybierając jeden z trzech otwierających się przed nimi korytarzy labiryntu, ani lepszy, ani gorszy niż inne. – A potem najwyżej będziemy się zastanawiać dalej. Albo zaczniemy krzyczeć. Albo robić coś dość nieprzyzwoitego, żeby obsługa wyprowadziła nas stąd dla pewności, żebyśmy nie zdążyli zgorszyć innych klientów – stwierdziła beztrosko, raźnym krokiem maszerując przed siebie. Niewiele już potem mówiła, ot, wymieniała się tylko z Javierem niezobowiązującymi przemyśleniami i żartami. Gdy zaś wreszcie wydostali się z labiryntu, gdy zjedli jeszcze szybką kolację w pobliskiej knajpce, i gdy dała się na koniec odprowadzić pod własną kamienicę – czuła się dobrze, znacznie lepiej niż jeszcze przed godziną i dwiema. Nieekscytowanie się wspólnym malowaniem i zaplanowanym wyjazdem stało się nagle bardzo, bardzo trudne. [Ana i Javi zt] |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Iluzjonistka i tancerka, dama do towarzystwa