Czarownicy szykują się do świętowania Nocy Walpurgii. Zaobserwowano wybuchy magiczne na terenie Hellridge, a w Saint Fall zaczyna robić się coraz bardziej niebezpieczne. Coraz częściej słyszy się o radykalizacji Kościoła, ale pojawiają się głosy przeciwników tego nurtu. Co zmienią nadchodzące wybory?
Lepszy pokój najgorszy Niepewne czasy wymagają pewnego działania. Na którą stronę przechyli się szala?
I ujrzałem ziemię nową Cripple Rock przeżywa kolejny wstrząs, wypluwając dziwactwa, jakich świat nie widział.
Czarna Msza Oto nastają ciężkie czasy – módlmy się do Piekielnej Trójcy.
Niech żyje bal Na wystawnym balu Krąg świętuje sabat pośród tańca i plotek.
Noc Walpurgii Najważniejszy z sabatów zaprasza wszystkich atrakcjami na wzgórza Cripple Rock.
Wybory Los Saint Fall leży w Twoich rękach – wybierz swojego kandydata na burmistrza.
Pomożecie Pomożemy! W odbudowie Hellridge potrzebna jest pomoc. To jak? Pomożecie?
Człowiek jest jak ćma Zwyczajnego dnia czarownicy poznają niezwyczajne istoty, stając przed moralnymi wyborami.
Spotkanie Kowenu Dnia Wrota Piekieł zostały otwarte – Kowen bez prefekta musi się naradzić co dalej.
Spotkanie Kowenu Nocy Wśród śmiertelnych zamieszkała Lilith – Matka wzywa swój Kowen na spotkanie.
nazwisko matki Nox data urodzenia 30.04.1953 miejsce zamieszkania Maywater zawód członek zarządu rodzinnej spółki (negocjator) status majątkowy zamożny stan cywilny żonaty wzrost 175 cm waga 77 kg kolor oczu brązowe kolor włosów brązowe odmienność - umiejętność - stan zdrowia dobry znaki szczególne ma czarne, nie za duże znamię wyglądające jak róg kozła z boku lewego biodra
magia natury: 3 (POZIOM I) magia iluzji: 0 (POZIOM I) magia powstania: 0 (POZIOM I) magia odpychania: 0 (POZIOM I) magia anatomiczna: 2 (POZIOM I) magia wariacyjna: 10 (POZIOM II) siła woli: 4 (POZIOM I) zatrucie magiczne: 1 sprawność: 16 rzeźba: POZIOM I (1) szybkość: POZIOM I (1) udźwig: POZIOM II (6) strzelectwo: POZIOM I (1) wędkarstwo: POZIOM II (6) taniec towarzyski: POZIOM I (1) charyzma: 7 kłamstwo: POZIOM I (1) perswazja: POZIOM II (6) wiedza: 19 zarządzanie i ekonomia: POZIOM II (6) zoologia: POZIOM II (6) botanika: POZIOM II (6) historia: POZIOM I (1) talenty: 11 tropienie: POZIOM II (6) celowanie: POZIOM I (1) percepcja: POZIOM I (1) gotowanie: POZIOM I (1) zręczność dłoni: POZIOM I (1) prawo jazdy: POZIOM I (1) reszta: 1 PSo
rozpoznawalność II (społeczniak) elementary school Patriot high school Frozen Lake High edukacja wyższa Wentworth Institute of Technology (zarządzanie) moje największe marzenie to święty spokój, wędka, lornetka, strzelba i namiot; ewentualnie prowadzenie obozów harcerskich, jeśli mam znosić ludzi najbardziej boję się wybuchu bomby atomowej, która skazi rzeki i lasy, co mnie zmusi do odbudowywania cywilizacji bez ulubionej części mego życia w wolnym czasie lubię łowić ryby, polować, bawić się w ornitologa-amatora, jak mam nastrój to tańczyć towarzysko mój znak zodiaku to byk
KIM JESTEM?
Mój początek jest dość prosty – urodziłem się jako pierworodny. Z tej okazji nie zaczęły się żadne burze z piorunami, po których wyszły tęcze, nie urodziłem się pod osłoną nocy w pełni księżyca ani podczas śnieżycy, która uniemożliwiła dotarcie do szpitala. Wprost przeciwnie – był całkiem ładny dzień, a matka zaczęła mnie podobno rodzić podczas kontroli. Tyle z moich wyjątkowych narodzin. Byłem ulubieńcem ojca, chyba tylko dlatego, że byłem pierwszy i to było czuć. Z kolei matka widocznie starała się o mnie zadbać, tak jak o mojego młodszego brata. Kiedy jednak urodziła się moja siostra, poszedłem w odstawkę. Czułem, że nie zwrócę na siebie jej uwagi tak bardzo, jak tego potrzebowałem. Skupiłem się na zadowoleniu mego drugiego rodzica. Często naciągałem i upiększałem swoje życie mówiąc, że wszystko jest dobrze, na pewno dostałem najwyższą ocenę z egzaminu - wszystko, co się dało, by przesunąć niezadowolenie ojca w czasie. Ojciec wybrał mi szkołę, z dumą mi opowiadając, że to jedna z najlepszych szkół w regionie, że poznam tam wielu kolegów i będę jego dziedzicem. Wiedziałem, że większe zaprzeczanie temu wywoływało jego gniew, więc tylko kiwałem głową i udawałem, że się zgadzam. Nie wiedział jeszcze, że zapisanie mnie do tamtej szkoły przyniesie problem innego rodzaju – z oddolnej inicjatywy zaczęto tam organizować obozy harcerskie. Gdy się nasłuchałem od innych dzieciaków, co tam się robi, oczy mi się zaświeciły. Prosiłem ojca grzecznie przez kilka miesięcy, by mnie zapisał, ale za każdym razem odmawiał. Po pół roku od usłyszenia o tej inicjatywie, o weekendowych wypadach, o wakacyjnych obozach nie wytrzymałem. Wpadłem w dziecięcą histerię, ujawniając przy okazji swój talent magiczny, gdy przez mój ryk pękły wszystkie zestawy porcelany, drogocenne kryształy, ozdobne wazony i wszystkie talerze, półmiski oraz miski w kuchni. Przestraszyłem się wtedy kary, ale na ojcu wywarło to takie wrażenie albo szok, że tylko pogłaskał mnie po głowie, kazał służącej posprzątać odłamki, a następnego dnia zapisał mnie na próbę do pozaszkolnego klubu harcerskiego. Nigdy więcej nie rozmawialiśmy o tym wydarzeniu.
Uczyłem się dość dobrze. Nie było to spowodowane chęcią osiągnięcia nie wiadomo jakiego sukcesu w życiu, a brakiem wyrzutów mojego taty o wyniki w nauce oraz grożenia, że mnie wypisze z kółka harcerskiego, jeśli będę się źle uczyć. Dlatego pozornie byłem wzorowym uczniem. Gorzej to wyglądało, gdy zacząłem swoją edukację magiczną, ale ojciec nie przykładał do tego jednak aż takiej wagi, więc skupiłem się głównie na nauce mojej ulubionej dziedziny magii – magii wariacyjnej, która miała mi pomóc przy nocnych przygodach harcerzy w lasach czy innej dziczy. W dalszym jednak ciągu moje zainteresowania skupiały się na harcerstwie, survivalu i postronnych zajęciach takich jak polowania czy zbieranie grzybów, co pozwoliło mi również wyćwiczyć się trochę w formie fizycznej - wiązało się to czasem z dźwiganiem ciężarów, upolowanych zwierząt, złowionych ryb czy nawet pomocy w przenoszeniu stołów. Tak doczekałem szesnastego roku życia, a z nim chrztu, po którym mogłem wreszcie zacząć czarować. Ucieszyłem się, wypróbowując na samotnej wyprawie czary, które wkuwałem na ten dzień specjalnie w tym celu. Do reszty dziedzin magii podszedłem jednak dość olewczo. Czułem jednak dumę rodziców, gdy wreszcie doszedłem do tego momentu. Dziewczynami zacząłem się interesować pod koniec szkoły, choć rzadko wygrywały one z moimi zajęciami. W porównaniu do co niektórych szkolnych sportowców nie miałem też sporego brania. Jednakże pod koniec liceum zacząłem na poważnie umawiać się z jedną dziewczyną. Zależało mi na niej, aczkolwiek nie nazwałbym tego poważnym uczuciem (ciężko w końcu, by taki gówniarz z takimi wzorcami jak ja wiedział, na czym polega miłość). Po szkolnym balu, parę miesięcy przed ukończeniem szkoły wylądowaliśmy u niej i wtedy oboje straciliśmy te metaforyczne wianki... A jakiś czas później, jak to gówniarze, pokłóciliśmy się i myśleliśmy, że więcej na siebie nie spojrzymy. Aż moja już była dziewczyna, z tydzień przed ukończeniem przez nas edukacji nie podeszła do mnie informując, że jest w ciąży. Przełknąłem tylko głośno ślinę. W prawie każdym aspekcie mego życia decydowano za mnie, co dla mnie dobre, ale nigdy nie nauczono mnie co robić, gdy niewiasta informuje cię, że jednorazowy seks bez zabezpieczenia zakończył się (nie)szczęśliwym poczęciem. Może gdyby nas ktoś uświadomił o możliwościach to podkradlibyśmy starym hajs i załatwili sprawę po cichu. Nie wiedząc jednak, jak sobie z tym poradzić, poinformowaliśmy ich o tym. Cóż, nie byli za szczęśliwi. Mój ojciec chyba najchętniej w ogóle by zamiótł sprawę pod dywan gdyby nie to, że matka mojego przyszłego dziecka była z całkiem dobrej rodziny magicznej. Machnął więc ręką, że są biedniejsi od nas, uznał że lepiej wyjdzie, jak szybko się ustatkuję i z jej rodzicami wymyślił historyjkę, że aż tak chcieliśmy ślubu, że nie chcieliśmy czekać na studia. A nie gadaliśmy ze sobą, bo tak się stresowaliśmy nauką, a przecież wiadomo, jak młodzi zakochani uczą się razem. Wzięliśmy ślub nim jeszcze brzuch już mojej żony był widoczny.
W porównaniu do niej mogłem iść na studia. Oczywiście ojciec nakierował mnie w kwestii ich wyboru. Ja sam nie czułem potrzeby studiowania magii, tak więc skupiłem się na umiejętnościach będących w zasięgu ręki także niemagicznych osób. Z drugiej strony ojciec uznawał co innego za mój priorytet niż rozwój magiczny, więc to chyba musiało się tak skończyć. W międzyczasie urodziła się moja pierworodna. W tym momencie wiedziałem, że nie skończy się na jednym dziecku – w końcu taki męzczyzna jak ja według rodziny potrzebuje prawdziwego dziedzica. A nawet najwspanialsza dziewczynka nie przekaże nazwiska. Jednakże z żoną się nie spieszyliśmy z tym. Mi wystarczała, za przeproszeniem, ręka, ona chyba zwyczajnie nie miała za wielkich potrzeb. W ten sposób syna doczekaliśmy dopiero, gdy skończyłem studia i zacząłem pomagać ojcu w rodzinnym przedsiębiorstwie. Miałem być negocjatorem, jak to określił mój stary, który upiększając nasz interes ma negocjować kolejne kontrakty - nie miałem więc stałego czasu pracy, ale to mi akurat pasowało. Mogłem dość mocno pod siebie ustalać terminy spotkań, wciskając kit jaki jestem z rana zajęty, kiedy jechałem na ryby widząc idealną do tego okazję, a potem omawiałem kwestię zakupu naszego syropu klonowego, szerząc wizję najlepszej plantacji w Stanach, która kiedyś podbije świat. Byłem już przyzwyczajony do upiększania rzeczywistości swoimi słowami, jeśli tylko dzięki temu miałbym potem spokój. A taki spokój przynosiły też pieniądze. Całe życie starając się zadowolić ojca i unikać nieprzyjemnych dla mnie sytuacji naprawdę zdziwiłem się, gdy rodzice oświadczyli, że się rozwodzą. To był drugi raz, gdy wpadłem w gniew i nazwałem swego ojca kłamliwym hipokrytą. Ja musiałem się ożenić dla ochrony reputacji rodziny, tymczasem on właśnie po długoletnim stażu małżeńskim postanowił wziąć rozwód. Z matką nawet nie rozmawiałem zakładając, że to był jego pomysł. Naprawdę wątpiłem, że by się rozwiedli, gdyby on tego nie chciał. Ostatecznie jednak się z nim pogodziłem. Bałem się, że się mnie pozbędzie z firmy, a musiałem za coś utrzymywać rodzinę. Gdybym był sam, może po prostu zostałbym rybakiem. W ten sposób spokojnie upłynęło mi kolejnych kilka lat. Z harcerza stałem się opiekunem na obozach na niektórych weekendowych wyjazdach i częściowo w lato, jeśli interesy pozwalają. Swoją pasją próbuję zarazić dzieci, biorąc je na te same obozy, które nadzoruję, mając nadzieję, że będą mieć szczęśliwsze dzieciństwo ode mnie. Uczę je przy okazji podstaw, nawigowania, rozpoznawania jadalnych, leśnych owoców od niejadalnych czy zachowania w razie spotkania dzikiego zwierzęcia. Tym samym też w wakacje odciążam żonę od opieki, która zostając w pustym domu ma trochę czasu dla siebie. Mieszkamy pod miastem, w domu z ogrodem i stawem, w którym hodujemy ryby, a moja małżonka spełnia się jako kura domowa... Przynajmniej mam nadzieję, że się spełnia. Czasem uczestniczę z nią w biznesowych bankietach, wiele czasu spędzam w pracy, ale póki mam gdzie uciec od codziennych trosk nie mam na co narzekać. W dalszym ciągu też poluję, obserwuję ptaki, łowię ryby i spędzam sporo czasu na łonie przyrody. Czasami też potańczę na mieście. Od niedawna mam trochę zawirowań w życiu - ostatnio przez Blair się dowiedziałem, że mama zniknęła i nikt nie wie, jak jej szukać, łącznie z policją, ale staram się z tego powodu nie popaść w jakąś paranoję. W końcu jest dobrze tak, jak jest.
W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda na Die Ac Nocte! Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po forum. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz , a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci i rachunek bankowy. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.
I pamiętaj... Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.