Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Laboratoria Działu Biologii i Środowiska Flying Dutchman
Laboratorium, a w zasadzie kompleks laboratoriów wchodzących w skład części badawczo-rozwojowej firmy mieści się w osobnym budynku, zlokalizowanym tuż przy porcie, by mniejsze statki badawcze mogły dokować bezpośrednio na terenie należącym do firmy. Znajdują się tu pomieszczenia służące obserwacji pochwyconej fauny, na które składają się trzy ogólnodostępne pomieszczenia laboratoryjne i kolejne trzy ukryte w części przeznaczonej dla pracowników posiadających specjalne uprawnienia. W tych ostatnich badane są stworzenia magiczne. Szereg akwariów umożliwia oberwację wielu gatunków naraz, a nowoczesna aparatura zapewnia monitorowanie warunków w każdym pojemniku z osobna. Część badawcza jest cały czas rozwijana i dostosowywana do wymogów, jakie stawia przed nią personel badawczy. Bezpieczeństwa pilnuje wynajęta ochrona, a tajne laboratoria zapieczętowane są zamkiem szyfrowym. Na całym obiekcie znajduje się również całodobowy monitoring.

Rytuały:
ciężkiej mgły [moc: 92]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Wto Kwi 02 2024, 00:49, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
9 III 1985, wieczór

To najczystszej wody bezsens! Mamy to zrobić za takie pieniądze?! – Prychnęła, rzucając Jonesowi w twarz projektem za sześć milionów norweskich koron dotyczącym przebudowy zapor wodnych i reintrodukcji łososia na terenach, gdzie już wyginął, albo wyginie wkrótce. Genialny pomysł, jeśli chcą zmarnować pieniądze na coś o zaledwie połowicznej szansie na sukces – zwłaszcza w Maine. I zwłaszcza w tych okolicach.
A już szczególnie tak bardzo po kosztach.
Norwedzy naprawdę mają świra na punkcie łososi i ich ochrony – w mniemaniu Pani Faust była to miłość wręcz patologiczna. A że te słyną ze swoich długich i wyczerpujących wędrówek – łososie, nie Norwedzy – szybko stały się sprawą międzynarodową. Ale jeśli komukolwiek zażyczyło się inwestować na tym terenie i akurat ich rękami wykonywać najbrudniejszą robotę, powinni byli zacząć od porządnej wizji lokalnej i konkluzji, że w niektórych z wymienionych obszarów nic się nie da zrobić. Po raz kolejny już będzie zmuszona wysmarować pismo do działu finansowego, a w zasadzie gorącą prośbę o ponowne zastanowienie się, czy nie lepiej tym stworzeniom będzie w odpowiednio przystosowanej akwakulturze zapewniającej stały i przyzwoity zysk. Resztę zaś powinni pozostawić w rękach selekcji naturalnej i swoich, likwidujących w pocie czoła co bardziej egzotycznych przedstawicieli oceanicznej fauny. Wcześniej reintrodukcja nie miała najmniejszego sensu.
Nie musi im przecież tłumaczyć, że pogłowie ryb na tym terenie wybija nie tylko człowiek.
Przygląda się obojętnie, jak o kilkanaście cali wyższy od niej mężczyzna w reakcji oblewa się potem na poczerwieniałej twarzy i nadspodziewanie spokojnym ruchem luzuje krawat. Zawsze elegancki, nawet pod śnieżnobiałym fartuchem. Dziś nie miał go na sobie, dopiero wrócił ze spotkania z gotowym raportem. Baranek wysłany na rzeź. Aż pożałowała, że nie zjawiła się tam osobiście.
J-ja tylko przynoszę informację o projekcie. – Na obronę miał jak zwykle tylko te słowa, które Annika była już w stanie wyrecytować z pamięci. Gdyby tylko tak wiele czasu nie zajmowało jej przesiadywanie w laboratoriach ukrytych za szyfrowym zamkiem strzegącym największych sekretów firmy, zrobiłaby z Jonesa prawdziwego mężczyznę, który wysławia się pełnymi zdaniami i mimo braku pentakla na szyi, posiada jakieś jaja. Miał potencjał. Był oddany tej firmie, podobnie jak wcześniej jego ojciec. Do tego elegancki i przystojny, a i nigdy nie przyszedł do pracy pijany. Był tylko strasznie nerwowy – żeby nie powiedzieć tchórzliwy.
Westchnęła, postanawiając dłużej nie bić posłańca. Jej gniew na męskie wymówki nigdy nie powinien rozlać się z życia prywatnego również na pracę, a jednak – czasem jej się ulewało. Bardzo nieprofesjonalne.
…Dobrze. – Skapitulowała, przymykając powieki w wyrazie ostatecznej rezygnacji. – Dziękuję. Teraz możesz wyjść, ja spróbuję jeszcze coś z tym zrobić.
Usłuchał.
A pani Faust wycofała się do czterech ścian własnego gabinetu i włączyła komputer, by jeszcze raz ze swojej naukowej strony objaśnić w lakonicznym, czterostronicowym piśmie, dlaczego pewne rzeczy są głupie i bezcelowe.
Gdyby tylko szum komputera i chrobotanie pracującego dysku twardego były w stanie zagłuszyć szepty... Te zebrały się wokół niej znowu, jak stado upierdliwych much, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi gabinetu. Wróć i zabij – szeptały dziś dla urozmaicenia dotychczasowego repertuaru, który po wielokroć już zagrywał do taktu jadowitego umrzesz, twój czas się zbliża, przez miej litość, zabierz nas stąd po pełne żalu i rezygnacji błagałyśmy o spokojną śmierć, dlaczego nam to zrobiłaś?
Aż chciało się po raz kolejny w próżnię skierować pytanie – tylko co ja wam właściwie, kurwa, zrobiłam?
A to nieraz padało w bezsilnej rezygnacji i jak zawsze pozostawało bez żadnej odpowiedzi. Przypływ intensywnych emocji rozszarpywał zaś uwagę jeszcze bardziej – nasilał kakofonię jęków i szeptanych gróźb przeplatanych z prośbami. Ten już zakleił uszy Anniki jak porcja kleistego wosku. Nie była w stanie się na niczym skupić.
Jęknęła, bijąc czołem w drewniany blat biurka. W tym czasie głód bełkotliwym wołaniem prosto z trzewi zarządził przerwę. Przypomniała sobie o prezencie z głębi włoskiego serca i aż zmusiła zdrętwiały kark do podniesienia tej odrobinę za ciężkiej już głowy. Jeszcze ten jeden raz.
Grazie, tesoro. Ratujesz mi tym dzień.
Valerio. Jej cichy bohater dnia i największy wrzód ze wszystkich wrzodów toczących jej pięknym ciałem i duchem. Poza tym, wspaniały mężczyzna z sercem na dłoni – czasem ze swoim, ale częściej z czyimś.
Wkrótce przyjdzie czas, gdy oboje połączą się w spotkaniu, jak obiecała w swojej odpowiedzi na list dołączony do pojemnika z jej dzisiejszym obiadem. W każdym zapisanym słowie upchała tyle szacunku do siebie, ile tylko była w stanie zmieścić, a w akompaniamencie szeptów to zakrawało na karkołomny wysiłek. Tymczasem on i tak zinterpretuje to, jak tylko zechce.
Nie zamierzała się tym przejmować.
Ostatnie kęsy dojadła już w absolutnym odprężeniu, jakiego nie doświadczyła od czasów naprawdę zamierzchłych. Błogi spokój wypłynął na Anniki twarz i napięte dotąd ramiona, aż z przesytu relaksem chwilowo odpuściła dalszą wojnę z rzeczonym dokumentem. Niech to wszystko trafi szlag, jutro po prostu tam pójdzie i załatwi sprawę jak należy. Już dawno nie wpadła jak burza do działu finansowego, być może najwyższa pora.
Rzuciłaby papierami raz jeszcze, gdyby lubiła się powtarzać – ostatecznie po prostu wstała od biurka, zgarniając po drodze komplet zielonych świec, mieszankę popiołu, mąki i soli oraz athame. Danie Valerio wprawiło ją w nastrój pasujący najlepiej do małej zabawy magią. Bo jeśli miała na coś wykorzystać swój dobry nastrój, to ten cel był najlepszy z możliwych.
Podejmując pracę w tym dziale rodzinnego biznesu, przyjęła na siebie rolę powierniczki największych sekretów – tym samym ciążył na niej obowiązek szczególny, co zamierzała dziś dopełnić magią rytualną.
Główne pomieszczenie laboratoryjne o tej porze świeciło pustkami. Dobrze. Najlepsza pora, by zacząć. Rozsypała mieszankę na wzór pentagramu, ze świecą na każdym jego rogu. Z części zbiorników łypały na nią pochwycone monstra. Nie odwzajemniła żadnego ze spojrzeń, tylko rozpoczęła inkantację. Kierując ostrze athame kolejno w każdą ze świec, myślała o duszącej, gęstej mgle – jak tamta, towarzysząca im w tunelach. O dezorientacji i ślepocie, na którą nie było żadnej rady poza jedną.
Uciekać.
Nebula crassa et molesta cingeris quae in hac provincia habitabis quamdiu hic manebis – wymruczała.
Po skończonym rytuale jednym, zgrabnym obrotem zniszczyła pentagram i zgarnęła świece. Resztę posprząta później.
Teraz należało zająć się tym pismem. Z półki na książki ściągnęła kilka atlasów i map, naszkicowała schematyczny projekt wszystkich okolicznych dopływów wyszczególnionych w projekcie, każdy oznaczyła inną literą. By całości dodać potrzebnej grozy, szkic opatrzyła zgrabnymi piktogramami – tak, że nawet ci niepiśmienni buce z działu finansowego będą w stanie to zrozumieć.
Następnie zgodnie z ich kolejnością, rozpoczęła litanię skarg na potencjalne utrudnienia – zarówno terenowe, jak i związane z infrastrukturą oraz te finansowe – nie każdą przebudowę zapory dało się fizycznie zaplanować w taki sposób, by nagle stała się przyjazna przepływającym tamtędy na tarło łososiom. Nie była inżynierem – ale znała inżynierów. Jutro powymądrzają się wspólnie. Teraz korzystała głównie z wiedzy własnej, popartej zgromadzonymi dotąd raportami – tych zebrała już cały stos i niektóre egzemplarze znała już praktycznie na pamięć. Ta wiedza się przydała, bardzo przyspieszyła sprawę.
Cały wieczór korzystała do woli z faktu, że nakarmiła szepty w głowie winogronami pana McEòghaina tak, że wreszcie choć na chwilę raczyły się zamknąć.
Dzięki temu mogła opuścić pracę jeszcze przed północą.


Rytuał ciężkiej mgły - próg 30 (+12 bonus z magii natury)
/zt
Annika Faust
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Annika Faust' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 80
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
28.03.1985 — inwentaryzacja

Szum wody w pompach stabilizował strumień myśli — spychał świadomość na prawidłowe tory, nie ścigał się z niczym, ani z nikim — był gwarantem spokoju ducha i kotwicą, o którą Annika zaczepiła ochłapy swojej koncentracji. Szepty nie dokuczały już tak intensywnie jak na początku tego miesiąca, a jednak — coś jeszcze szumiało w tle, gdy kolejne osoby schodziły się do głównego laboratorium, by omówić plan działania. Tajne przez poufne — wszyscy obecni na miejscu byli posiadaczami pentakli — nikt, poza nimi nie miał tutaj wstępu.
Usiadła na blacie, w centralnym punkcie pomieszczenia i cierpliwie czekała, aż zbiorą się wszyscy, których dziś tu oczekiwała. Większość z nich to badacze — jak ona. Prócz tego dwoje techników, lepiej zaznajomionych z obsługą maszyn; przywitała się oszczędnym skinieniem głowy z pierwszym przybyłym na miejsce — doktora McConnella poznała już pierwszego dnia swojej pracy; wprowadził ją w tajniki działania zespołu badawczego i opiekował się nią, jak rodzoną córką. Objaśnił jej wszystko to, czego nikt inny nie potrafił zrobić w sposób dostateczny. Przysiadł na jednym z taboretów najbliżej Anniki i korzystając z chwili sposobności, wypytał ją o samopoczucie — nie był w ciemię bity i w lot zauważył, że coś nie gra. Zbywany, długo nie drążył tematu.
W chwilę po nim pojawiło się dwóch kolejnych panów w towarzystwie Christine Jenkins — jednej z najstarszych pracownic tego działu — to zasłużona techniczka i prawdziwa złota rączka. Pani Faust mogła założyć się o wszystko, co miała najcenniejsze, że żaden z młodszych stażem pracowników firmy nie obmyśliłby systemu zbiorników lepiej, niż zrobiła to ona, gdy ponad dziesięć lat temu przenosili cały sprzęt do nowo wyremontowanego skrzydła budynku — tego, w którym obecnie się znajdowali.
Z promiennym uśmiechem Annika pomachała także do przybyłego właśnie na miejsce Lucasa Wilsona i jego prawej ręki — nowej stażystki. Pięć lat temu to Annika z Lucasem byli tutaj absolutnymi żółtodziobami z głowami pełnymi marzeń o karierze i wielkich wyprawach za nowymi okazami. Dziś Annika zaczęła oswajać zespół z wizją kolejnej takiej wyprawy i pochwycenia stworzenia odrobinę fajniejszego, niż ałbast. I zrobienia z nim czegoś jeszcze ciekawszego. Wszyscy zgromadzeniu tutaj byli dla niej jak rodzina. Im mogła powiedzieć wszystko o swoich planach i otrzymać albo pełne wsparcie, albo konstruktywną i w pełni pożądaną krytykę. I powie im wszystko — w swoim czasie.
Najpierw jednak należało poczynić przygotowania.
W końcu to, co mieli tutaj robić, to część zabawy zarezerwowana wyłącznie dla sprawdzonej i najbardziej uprzywilejowanej grupy pracowników badawczych Flying Dutchman — przez to także najcenniejszej. Wciąż — brakowało jej w tym ścisłym gronie kilku kluczowych osób. Te Annika wprowadzi w temat swojego szalonego pomysłu nieco później. Co się odwlecze–
Najpierw należało zebrać konkrety, z którymi następnie osobiście podrepcze do Zarządu.
Musimy sprawdzić każdy pojemnik, zajrzeć w każdą szczelinę, spisać co mamy, czego nam brakuje, a co musimy wymienić. Jeden ze zbiorników być może zostanie niedługo domkiem dla kelpie i musimy się na to przygotować. Tu nie wystarczą standardowe, fizyczne zabezpieczenia, ale tego nie muszę wam tłumaczyć…inaczej by was tutaj nie było — to rozumiało się samo przez się, a ekipa zaangażowanych w przedsięwzięcie badaczy jednomyślnie zgodziła się z tymi słowami.
To był jej projekt — jej pomysł, jej zarwane noce nad literaturą przedmiotu i jej przygotowania do pochwycenia i zatrzymania widmowego konia w ryzach. Zależało jej przede wszystkim na tym, by byli na to przyjęcie jak najbardziej gotowi, by nikt nie musiał głupio narażać życia. By baseny były zawsze pełne wody o odpowiednich parametrach, a pochwycona bestia nie cierpiała niewygód, jednocześnie nie zagrażając nikomu. Baseny w części badawczej miały być w swojej najlepszej formie przez cały czas.
Pójdę wyłączyć pompy — pierwsza z inicjatywą wyszła pani Jenkins, znikając na chwilę w pomieszczeniu technicznym obok. Pompy ucichły, szum w głowie zastąpiły powoli wzbierająca wrzawa dyskusji i intensywnej wymiany myśli. Gdzieś kątem ucha Annika zasłyszała coś o zaprojektowaniu odpowiedniego siodła i była więcej, niż przekonana, że na pomysł ten wpadł nie kto inny, jak właśnie Wilson — i rzeczywiście. Plan ten wykładał właśnie stażystce — jej drobnej, czarnowłosej imienniczce — Sophie Miller. Ta, odkąd tylko przyszła tu na staż, nie mogła opędzić się od Wilsona i jego końskich zalotów — nie wyglądała nawet tak, jakby rzeczywiście tego chciała, spijając z jego ust każdą, nawet najbardziej absurdalną uwagę.
Leżący na blacie notatnik aż prosił się o kolizję z jego potylicą i to też Annika uczyniła, stawiając kawalera do pionu z najbardziej podłym uśmiechem, na jaki tylko ją było dziś stać — poopowiadasz jej o jeździectwie po pracy. Obiecuję, nie zajmę wam dużo czasu.
Sophie spłonęła rumieńcem — rzeczywiście, to jeździectwo musiało zajmować jej myśli.
Zeszyt zawierał jak na razie wyłącznie najważniejsze pozycje — elementy, które zużywały się przez cały czas i regularnie wymagały konserwacji. Gdy skończyli przegląd, na listę przedmiotów do rychłej wymiany trafił jeden, duży, szklany zbiornik transportowy, jeden silnik do pompy, jedna pokrywa do zbiornika i stos innego badziewia, rozpisanego na najdrobniejsze elementy. System do uzdatniania wody był w stu procentach sprawny — to nie było zaskoczeniem, gdy cały zespół dbał o ten element wyposażenia, jak o bijące serce laboratorium.
Bez niego nie byłoby tutaj niczego. Nawet pół ałbasta.
Cztery godziny później wspólnie zebrali do kupy wszystkie niezbędne informacji i mogli pogratulować sobie dobrej roboty — przerwa na lunch dawno nie obfitowała w tyle pomysłów, co jeszcze można byłoby ulepszyć, co poprawić i w co zainwestować, by pracowało im się jeszcze lepiej.

/z tematu
Annika Faust
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
14 IV 1985, po północy

Tik, tak
Zegar na ścianie wybija kolejną nadgodzinę, a bezpieczniejsza część biura czeka na kolejną zmianę — gdy ostatnia dusza zejdzie z pokładu, zapewne już będzie świtać. Drzwi do pokoju socjalnego trzasnęły ostatni raz przed siedmioma godzinami — a największy maruder odbił kartę godzin temu cztery i wyszedł do domu, gotów pojawić się tu najwcześniej o dziesiątej. Dział Badawczy pozwala sobie na pewną elastyczność w działaniu, gdy wymagają tego okoliczności. Okolicznością dzisiejszej jest fakt, że Annice pracuje się lepiej w budynku kompletnie pustym i generalnie — wielu pracownikom żyje się wtedy lepiej. A szczególnie Jonesowi i wszystkim jego krawatom.
Nikt też raczej nie wzdycha rzewnie, gdy Anniki nie ma w laboratorium za dnia, a to zrozumiałe, zważywszy na obowiązki na Uniwersytecie.
Wyjątkiem od reguły pewnie byłby Wilson i nieliczni ze zgrai zasilającej tę fajniejszą część działu badawczego. Lucas miał bowiem w zwyczaju pod nieobecność Anniki martwić się za dwoje. Ale dziś jest wyjątkowo spokojny — wszystko mają przecież na miejscu. Nawet najmłodszego członka zespołu, czyli Bunniculę.
Co różni Annikę od gitarzysty rockowego? — Ósmy żart okołomuzyczny i ósme z kolei zatrzymanie strun ucisza zwierzęcą kołysankę. Bunnicula znów podnosi łeb — kiedy Annika bezmyślnie szarpie struny, publika zasypia, zamiast iść w pogo.
Pogodny wyszczerz równego garnituru zębów. Kiedy uczęszczali razem do Seaside, jeszcze chodził z metalowym stabilizatorem wokół twarzy. Przezywała go wtedy ufo, on odszczekiwał jej się od Krwawej Mary.
Parsknięcie.
Żenujące. I drażnisz mi psa — lira przechodzi z rąk do rąk i ląduje na biurku pomiędzy nimi. Bunnicula podgryza kolejny plaster suszonego mięsa, bezmyślnie rzucony pod blat. To już jej trzecia kolacja — myślę, że już dostatecznie przetestowaliśmy lirę. Działa.
Nie zaszkodzi spróbować raz jeszcze — myślą oboje. Wciąż nie poznali granic jej użyteczności, a to będzie kluczowe podczas—
Nie sądzisz chyba, że zadziałałaby na syrenę?
Nie sądzę, choć to zależy kogo spytasz. Pytasz mnie o to jako naukowca, czy jako Deckena? Bo jedno z dwojga ma ochotę odpowiedzieć bardzo brzydkim żartem — z którego tym razem zaśmiałoby się zarówno jedno, jak i drugie.
Te już przecież przerobili, i to na każdy możliwy sposób.
Siedzą tu już zbyt długo, a przedziela ich biurko, stos książek, kilka map i tabelek. Rozmówili się też dziś z kilkoma marynarzami, bo jako erudytom zakichanym (czy też erodytom, zależnie od narzecza, ale zawsze i niezmiennie zakichanym), nieczęsto zdarzało się opłynąć coś więcej poza najbliższe kilometry od brzegu, a już na pewno żadne z nich nie straciło ostatnio lądu ze swoich pięknych oczu. A potrzebowali zasięgnąć języka u regularnych użytkowników tutejszych wód. Niemniej, rzeka jawi się im jako straszna nuda, gdy dwa kroki dalej można wskoczyć do oceanu i zaznać wolności. Żadna delta, nawet najszersza i najbardziej okazała, tego nie zrekompensuje.
Czy kelpie myślą tak samo?
No i, Lucyfer jeden wie, co spływa w dół okolicznych rzek. Musi porozmawiać na ten temat z Johanem, jak i przy okazji tych jebanych łososi.
Ale to niemożności utraty z oczu stałego lądu żal jest Annice najbardziej. I jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to się kiedyś zmieni.
Kiedyś. Ale nie teraz.
Przez chwilę panuje cisza, przerywana klikaniem zegara nieubłaganie odmierzającego czas, powarkiwaniem Bunniculi zajętej prowizorycznym gryzakiem z okrętowej liny i szelestem papieru, gdy wertują kolejne strony coraz zabawniejszych pozycji — wszystko, by odświeżyć wiedzę, którą oboje przecież mają. A jednak, sprawa zdaje się być zbyt ważna. Siedzą więc i żadne nie ma większej ochoty na to, by się stąd ruszyć — by wrócić do domu, do rzeczywistości, która chłoszcze i uderza gdzieś na peryferiach zmęczonego umysłu falą nostalgii za spokojniejszym czasem. Odpoczynek jest jedyną drogą do nieuniknionej konfrontacji z długą listą niechlubnych uczynków, dlatego Annika dziś tu siedzi, ale Wilson? Czyżby aż do tego stopnia z nią współodczuwał? Nie powinien, to wszystko nie jego sprawa — odseparowała te dwie sfery dostateczną liczbą pożółkłych książek, by nie zastanawiać się, jak bardzo w jego oczach wygląda na trawioną ogniem wewnętrznych przemyśleń. To nie powinno się dla niej liczyć. Teraz liczy się tylko ona, Wilson, Bunnicula i to, co pomiędzy nimi, czyli wiedza o stworzeniu zwanym kelpie.
A Lucas i Annika są dziś jak uczniowie na karnych zajęciach, jak studenci przed sesją — zarobieni po uszy i bardzo psotni.
W ludzkiej postaci lubi dawać przytulasy, zobacz — otwiera wolumin szerzej, prezentuje Lucasowi rycinę — biednemu rybakowi już za chwilę z oczodołów wypłyną obie gałki, trzymane już w ryzach wyłącznie na słowo honoru. Żebra zapewne roztrzaskane — podejrzanie zapadnięta ta klatka piersiowa — obrazu dopełnia krew sącząca się z ust i grymas bólu na twarzy. Jeden z butów już dryfuje w dół rzeki — za chwilę podryfuje tamtędy i ciało.
Wszystko za sprawą dobrotliwego dziadziusia, co ściska nieboraka silnymi ramionami.
Sugestywne. Jakbyś ty to rysowała — podsumowuje Wilson, powracając do własnego fragmentu innej książki. Wreszcie zaczyna cytować.
„Koń potokowy kare miał umaszczenie i z daleka nie różniło go nic od reszty stada. Nie odchodził jeno od wody, jakby wyczekując, by zmarszczki na jej powierzchni dały wreszcie sygnał i zwabiły nocną marę do zwierzyny. Był wobec niej cierpliwy.
…Podszedłem bliżej, jeszcze o pół stajania, gdy dostrzegłem, że to, co połyskuje na jego skórze to nie wilgotna sierść, a łuski. Fizjognomią dorównywał najpiękniejszym kłusakom, nie stworzonym, by dni swych dożyć na roli…”

Wreszcie podniósł głowę. Zielonookie spojrzenie świdrowało go na wskroś, czekając na ciąg dalszy historii. Na rzecz tejże odpuściło nawet fragment o duszącym na śmierć starcu.
Złapał go? — Krótkie, rzeczowe. Jakby omawiali następne wydanie telewizyjnych wiadomości. Niezmiennie jednak oczekiwało pozytywnej odpowiedzi.
Usatysfakcjonowany znaleziskiem Lucas nie czekał na kolejną zachętę, resztę już parafrazując.
Jego brat zrobił kantar z bagiennego ziela, złapał konika i przytroczył do pługa. Legenda mówi, że konik grzecznie przepracował tak sześć dni. Siódmego dnia kantar wysechł, pokruszył się, a uwolniona bestia pociągnęła brata na dno rzeki Annan — zakładka spoczęła na interesującej ich stronie, a spojrzenie Wilsona na Annice. Annan. Zabawne, nie?
Cisza zgęstniała, jak polana żelatyną. Domagała się odpowiedzi na pytania niezadane. Ta wybrzmiała w niewzruszonej twarzy, w lekko uniesionej brwi.
Co naprawdę chcesz usłyszeć?
Co się dzieje? Zawsze coś się dzieje, kiedy się na coś tak mocno upierasz — łagodny głos potrafi czasem skruszyć więcej woli, niż kolejna z rzędu reprymenda. Wystarczy przecież tylko pogłaskać, dać trochę czułości plecom nawykłym do kolejnych razów, by osiągnąć efekt lepszy, niż po kolejnej, długiej serii ciosów. Zmiana podejścia jest kluczem.
Nic, czym należałoby się martwićoprócz tego, że—
—chcę zniknąć.
Jeśli maski tak solidnie umocowane mają jeszcze potencjał do tego, by opaść, zawsze opadają w nocy. Jej własna już od wewnątrz zawilgotniała od łez.
Te są najlepszym klejem na świecie.
Zewnętrzna część zastyga, choćby oświetlona bladą jarzeniówką laboratoryjnego oświetlenia. Są maski, które są wieczne.
Te najlepsze zakłada pogrążenie się bez reszty w czymkolwiek, co sprawia radość. Tym czymkolwiek może być zapolowanie na bestię.

/zt
Annika Faust
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Annika Faust
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 175
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t676-annika-faust-zd-van-der-decken#4113
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t728-annika-faust#4700
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t733-annika#4758
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t729-poczta-anniki#4703
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f205-crystal-waves
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1077-rachunek-bankowy-annika-faust#9424
15 IV 1985

Szum pomp robi za tło tylko przez pierwsze pół godziny po wejściu do głównego laboratorium, po tym czasie mózg zaczyna wygodnie pomijać jego obecność aż jej przesyt staje się namacalny dopiero, gdy wyłączone, cichną. Te w części badawczej nie odpoczywają nigdy, bezustannie wypełniając swoją obecnością wnętrze ograniczone do sterylnie czystych, białych ścian i błyszczących blatów — tylko drewno laboratoryjnych szafek jest obiektem kojącym zmęczone oczy. Zbyt jaskrawe światło zaś gaśnie dopiero, gdy ostatni pracownik opuszcza obiekt.
…często nie gaśnie przez to w ogóle, gdy przez natłok obowiązków ostatnia zmiana wita się w progu z tą poranną.
Przedwczoraj z Wilsonem mieli właśnie taki dzień, dlatego w poniedziałek pozwolili sobie na przybycie dopiero o dwunastej — dziś będzie spokojniej i znacznie krócej, niż poprzednio, kiedy dopiero uskuteczniana o świcie, poranna rutyna małego barghesta wygnała ich na zewnątrz i każde udało się w swoją stronę, by podjąć własną, nieudolną próbę doprowadzenia do normy rozchwiany rytm dobowy.
Spokojniej w ich wypaczonym języku oznacza zaś po prostu więcej, niż jedną przerwę na kawę i zjedzenie czegoś na szybko — ta druga przyjemność czeka ich za jakieś piętnaście minut, kiedy Sophie przyjedzie z obiadem.
Dziś to ona wylosowała najkrótszą zapałkę.
Oczekiwanie na sposobność napełnienia brzuchów wypełnili pracą — kilka preparatów wymagało szybkiej oceny mikroskopowej; przeżarte rybie ogony z jednego połowu napawają strachem, że wkrótce przynajmniej kilka ławic z okolicy trafi szlag jakaś epidemia i warto by się dowiedzieć, co to. Równolegle dostali także kilka próbek wody, by określili, czy coś w nich jeszcze żyje.
Żeby było szybciej, poszły w ruch dwa mikroskopy. Annice przypadła ocena wody, a Wilsonowi — wycinków z ogona.
Jest to preparat z prącia, ponieważ chuja widzę — stwierdziła profesjonalnie, obracając śrubą makro jeszcze raz, przesuwając stolik jeszcze o parę milimetrów i ponownie; aż straciła wiarę w to, że znajdzie na nim cokolwiek interesującego — na pewno pozwoliliście próbkom odstać i nikt tam nie wsadził paluchów? — Bo osad był wręcz nienaturalnie wolny od maleńkich form życia — a wnioskując po objawach, spodziewała się czegoś zupełnie innego.
Odpowiedziało jej wzruszenie ramion.
Nie robią tego pierwszy raz. I u mnie też nic ciekawego. To nie wygląda na pasożyta.
Przynajmniej udało im się coś wykluczyć. Nic straconego, bo rzeczone próby przejdą też analizę toksykologiczną. A tymczasem—
Nie mam już na to siły, zostaw — poklepała przygarbionego nad mikroskopem przyjaciela po plecach — poczekamy w socjalnym, napijemy się kawy, i… Mam do ciebie małą sprawę.
Magiczna właściwość ostatniego zdania oderwał Wilsona od rybich ogonów i zmusiła do wyprostowania pleców. Spojrzał na Annikę, jakby od dawna wyczekiwał tych kilku słów.
Nareszcie. Dobra, więc kawa — socjalny o tej porze dnia jest wymarzonym miejscem do rozmowy, bo nikt już nie zakłóca spokoju, nie odgrzewa ryby w mikrofalówce, wypraszając tym pozostałych z ciasnej przestrzeni kanciapy…
I przede wszystkim — nikt nie zajmuje kolejki do ekspresu i nie podsłuchuje prywatnych rozmów. Bo ta sprawa jest rzeczą wybitnie osobistą.
Chcesz się wreszcie pochwalić, dlaczego wróciłaś do domu? — Wilson nie bierze jeńców, wyrzucając z siebie już na samym starcie największą z torped. Nie jest ślepy i zna Annikę od dziecka. I nie tylko on zorientował się, że coś tu nie gra, a z początkiem kwietnia coś się skończyło.
Milczał — i on, i reszta — bo wszyscy bez wyjątku pozostają po jej stronie.
Nie ma się czym chwalić — stwierdza Annika z goryczą, zdejmując z suszarki dwa kubki — ten z napisem pracownik miesiąca po napełnieniu kawą trafi w ręce Lucasa — chyba wszyscy się tego spodziewali. A w szczególności Christine — to ona znała Moriarty’ego dłużej, niż którekolwiek z nich. Współpracowała z nim jeszcze, gdy Annika z Lucasem dopiero wyrastali z dziecięcych sprzeczek. I choć nigdy nie posunęła się do bezczelności, próbowała z panną van der Decken rozmawiać o tym, że wychodzenie za wdowca — zwłaszcza tego wdowca, może nie być najlepszym z jej pomysłów.
W mniemaniu Anniki to był najpewniejszy typ z puli wszystkich dostępnych — zakłamanych, głupich, narwanych i agresywnych, przebiegłych, niewiernych, niepewnych albo zwyczajnie żałosnych.
Tym pierwszym i ostatnim okazał się również Moriarty.
Kogoś wybrać musiała — nie pozwoliłaby na to, by ktoś to zrobił za nią.
Christine zawsze miała na to trochę inną perspektywę, niż pozostali.
Wiem, i nie mam jej tego za złe. Tym bardziej, że miała rację.
Chcesz z nią o tym porozmawiać?
Powinnam. Będę potrzebować świadków.
W liczbie mnogiej. Im więcej, tym lepiej — niech Ben ma z czego wybierać. W ekspresie zawrzało, a pomieszczenie wypełnił aromat czarnej kawy.
Ta jest twoja — przekazała Wilsonowi kubek Pracownika Miesiąca, a sama zajęła się napełnianiem drugiego.
Świadków? Masz na myśli—
Tak. To małżeństwo nigdy nie istniało. I tak trwa to już za długo, powinnam poprosić was o to wcześniej. Nie wiem, jak z perspektywy Sądu Kościelnego będą wyglądały zeznania osoby tak ściśle powiązanej z Deckenami, ale Christine może być tutaj wyjątkiem. Nie ma nic do stracenia, bo niedługo i tak jej tutaj nie będzie i zna Moriarty’ego już wiele lat.
Jeśli mogę pomóc, chętnie to zrobię. Bywałem u was — bywał. I widział, że mieszkanie Anniki w New Collection jest mieszkaniem samotnej kobiety, a Moriarty prowadził życie gdzieś na innym piętrze, we własnym gabinecie, bądź — czego żadne nie wiedziało — dręczony atakiem choroby spoczywa w łóżku na którejś z kolei porcji leków i nie wpuszcza do siebie nikogo.
Wiem, będziesz jednym z kontaktów, które podam. Sophie nie musi o niczym wiedzieć. — Grono osób wtajemniczonych w temat i tak jest zbyt duże.
A skoro o niej mowa…
Burza czarnych loków wtargnęła do pokoju socjalnego, zagarniając uwagę obojga. Rozpromieniony Lucas jakby zapomniał na sekundę o goryczy urwanego tematu, ale nie zapomniała Annika.
Nie czekajcie na mnie z jedzeniem, muszę z kimś jeszcze porozmawiać — zadziornym mrugnięciem oczka pożegnała się na moment z obojgiem, zostawiając gołąbeczki same.
Wróciła do laboratorium, gdzie ich najlepsza z najlepszych ogarniała przestrzeń po pracowitym dniu.
Christine… Mogę cię o coś zapytać? — Pani Jenkins natychmiast przerwała pracę, przenosząc uwagę na panią Faust — co, złociutka? — Kobieta z sercem na dłoni zachęciła Annikę do zwierzeń, kładąc spracowaną dłoń na jej przedramieniu.
A pani Faust już nie wie, co powiedzieć. Może łatwiej byłoby sformułować prośbę wcześniej. Tak mniej więcej tydzień temu.
A teraz…
Usiadła, to samo zrobiła Christine.
Chodzi o to, że… Nie wrócę już do Moriarty’ego. Nie kontaktujemy się ze sobą, a ja jestem po rozmowie z prawnikiem i będę wkrótce występować o unieważnienie związku. — Wyrzuciła z siebie na jednym wydechu, a twarz pani Jenkins zmieniła wyraz na stroskany. I to najbardziej na świecie. Z nutką ulgi, bo wreszcie tajemnica Anniki Zdekoncentrowanej znalazła swoje wyjaśnienie.
Musi być wam teraz bardzo ciężko — podjęła, zaciskając palce na przedramieniu badaczki. Rozwód w Kręgu to katastrofa. Dramat. Zły omen i komplikacja, nad którą debatować się będzie nie tylko na poziomie poszczególnych członków, ale przede wszystkim pomiędzy głowami rodzin.
I ktoś zostanie pociągnięty do odpowiedzialności.
Wiem, że o dużo proszę, ale chcę tylko, żebyś zeznała prawdę. Jeśli się zgodzisz, skontaktuje się z tobą mój prawnik i omówi z wami szczegóły. — Mówi, ale niezdolna jest spojrzeć kobiecie w twarz w obawie przed tym, co tam dostrzeże. Uścisk na przedramieniu zelżał, teraz ta sama dłoń głaszcze Annikę po włosach.
Przekaż mu kontakt, dziecko. — Tak po prostu. A jednak, już–wkrótce–nie–pani–Faust czuje, że musi się wytłumaczyć.
Tłumaczy więc wszystko w akompaniamencie szumiących pomp, w pustym laboratorium po godzinach pracy w nadziei, że już niedługo wejdzie do tego pomieszczenia, legitymując się jedynym słusznym nazwiskiem. Nie wdając się w szczegóły, ale to w tej kobiecie szuka zrozumienia dla jej decyzji — zarówno tej z teraz, jak i z wtedy. Jakby upewniając się, że nie jest złym człowiekiem i robi najlepszą możliwą rzecz — zarówno dla siebie, jak i dla niego.
Bo już nie dadzą sobie szczęścia. Ani jakiejkolwiek korzyści.

/z tematu
Annika Faust
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy