Główna sala Skrzypiąca podłoga, zbyt gęsto ustawione stoły noszące ślady nie jednej bójki i to nie tylko na pięści, a do tego gibające się krzesła, z dziwnymi plamami na siedzeniach. To właśnie chluba Sonk Road - głóna sala pubu Nine Fine. W głównym jej punkcie znajduje się lada za którą stoi barman z nosem złamanym w trzech miejscach - dowodach, że w wielu starciach brał udział. Za jego plecami znajdują się półki z butelkami, niektóre nieznanego pochodzenia, co nie przeszkadza gościom. Nieobowiązkowy rzut kością k6: k1 - Przy stoliku obok rozpoczęła się bójka, krzesła poszły w ruch, a większość obecnych w pubie zaczęła skandować i zachęcać uczestników do walki. Dołączysz? k2 - Siedzisz spokojnie nad swoim trunkiem. Nie ważne, że lichej jakości, ważne, że jest. Nagle jegomość, przepychając się, stracił równowagę, a piwo, które niósł w dłoni, znalazło się na twoim ubraniu. k3 - Piwo, choć nie najlepszej jakości, goryczką osiada na tyle języka, kiedy nagle przez środek stolika przebiega karaluch. Tylko dlaczego ma prawie 10 cm długości?! k4 - W pubie jest stały rezydent, kocur - imieniem Patrol, właśnie postanowił pochwalić się swoją ostatnią zdobyczą. Wskoczył na stół i położył przed tobą zabitego (chyba?) szczura. k5 - Pod sufitem umieszczono parę siatek maskujących, które ukrywają uszczerbki w suficie, niestety w trakcie picia jedna z nich spadła wprost na ciebie i osoby ci towarzyszące, rozlewając zawartość wszystkich stojących na stoliku szklanek. k6 - Dosiada się do ciebie starszy mężczyzna, który twierdzi, że wypił już tu wszystkie możliwe alkohole i zna każdą tajemnicę tej dzielnicy. Chce cię uraczyć kolejną ze swoich opowieści. Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Pon Kwi 01 2024, 23:00, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
04 lutego 1985 Nie spodziewał się, że spędzi dzisiejszy wieczór w ten sposób. Nastawiał się prędzej na wieczór z książką albo dłuższy sen, póki może sobie na niego pozwolić. Tymczasem właśnie szedł boczną uliczką w swoim zwyczajowym płaszczu, wypalając kolejnego papierosa tego dnia i kręcąc z wolna głową do własnych przemyśleń. W Sonk Road bywał rzadko, tutejsze puby nie spełniały jego oczekiwań, w większości będąc zwykłymi pijalniami piwa, gdzie przychodziły osoby chętne na szybkie upicie się i bitkę. Nie odmawiał sobie absolutnie alkoholu ani przypadkowego towarzystwa przy barze, którze lekko wstawione za punkt honoru stawiało sobie zabawianie go. Zazwyczaj chodził po nich sam, bo o brak rozmowy nie musiał się martwić, jeśli już to o samą jej jakość. Wiadomość od Hudsona zaskoczyła go. Owszem, spotykali się co jakiś czas i nigdy nie narzekał na nie. Był ciekawym znajomym, obrotnym i charyzmatycznym. Naturalnie, że czuł się swobodnie w jego obecności, dlatego nie zamierzał oponować. Zwłaszcza teraz, kiedy samotność w pustym mieszkaniu, wypełnionym w rzeczywistości nie tylko roślinami i stosikami książek nie była tak wygodna. Uniósł dłoń, dostrzegając go pod jadłodajnią, która o tej godzinie była już naturalnie zamknięta. Uśmiechnął się do niego, przypatrując mu się w półmroku przecinanym jedynie bladym światłem latarnii. — Więc idziemy? — zagaił, wskazując głową na drogę. Zwrócił się całym ciałem w tym kierunku, obracając w palcach dłoni z naciągniętą na nią skórzaną rękawiczką metalową zapalniczkę, ale nie chwytał jeszcze po papierosy. Miał świadomość, że ostatnimi dniami wypalił zdecydowanie zbyt wiele używek. Zagłębiając się w przemyślenia na temat wydarzeń ostatniej Mszy, a raczej tego, co działo się po niej, wypalał jednego papierosa za drugim, aż mgła w salonie osiągała niebotyczną gęstość i dało się ją kroić nożem. — Lepsze miejsca dzisiaj nie były wolne czy jaki właściwie był powód? Terence jeszcze długo nie był świadomy tego, w co się wpakował, zgadzając się na wyjście akurat dzisiaj. Słysząc pierwsze dźwięki “Jailhouse Rock” znajdując się kilkanaście metrów od pubu, spojrzał na mężczyznę obok niego, unosząc lewą brew zaskoczony wyborem imprezy. Wiecznie żywy Król Rock’n’Rolla i ich dwójka? Naprawdę wybuchowa mieszanka na którą Forger nie wiedział czy jest gotowy. — Poważnie, Percivalu? Elvis? — spytał i zaśmiał się głośno. Tego się nie spodziewał i może nie dałby się tak łatwo zaciągnąć do “Nine Fine”, obracając na pięcie i zmieniając kierunek na jakikolwiek inny bar, choćby w Little Poppy Crest, ale dał mu się zaprowadzić dalej. — Mam nadzieję, że nie jest wymagany specjalny strój z epoki albo w stylu Las Vegas, bo nie jestem przygotowany. Mogłeś mi dać jakieś instrukcje — kontynuował z humorem, zbliżając się do lokalu i otwierając drzwi do środka, przepuszczając najpierw starszego. wątek nie będzie kontynuowany [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Terence Forger dnia Pon Lut 12 2024, 14:18, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Mary Wood
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 5
POWSTANIA : 12
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 165
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 8
TALENTY : 10
4 kwietnia 1985 roku Wyciera dłonie w ścierkę przewieszoną za pas pracowego fartuszka. Zawsze stara się ją przy sobie mieć, od kiedy lata praktyki nauczyły dbać o nielepiące się palce. Jak na pracę we względnie brudnym i zakurzonym miejscu, jest zdecydowanie zbyt schludna. Może i nie przykłada wielkiej wagi do zagnieceń na ubraniach, tak czystość blatów, własnych butów, no i przede wszystkim dłoni, przeważa na tolerancji Wood. Przy każdorazowej pracy z kwiatami, skrupulatnie czyści paznokcie, pilnując, by nie pozostała w nich ani grudka ziemi, zaś w pracy stara się nie krzywić, czując lepkość na palcach. Pierwsze dni w pracy są zawsze stresujące, nawet jeśli przez pół życia wykonuje się ten sam zawód. Mary ma niemałe doświadczenie w lawirowaniu między stolikami, polewaniu piwa i przekomarzaniu się z klientami. Tyle że tutaj nikt jej jeszcze nie zna, nie wie, że nie daje sobie w kaszę dmuchać, co dziewczęcy wyraz twarzy zdaje się mocno komplikować. Jak mieliby ją wziąć na poważnie? Szef “Nine fine” przyjął ją z przymrużeniem oka, będąc całkowicie pewnym, że zrezygnuje po kilku dniach, jeśli nawet nie godzinach. Tymczasem Wood doskonale odnalazła się za barem, porządkując nawet rozstawiony sprzęt i czyszcząc kieliszki na połysk. Nie znosi tego poplamionego smugami szkła, które obrzydza jej dzień, nawet jeśli sama z niego nie pije. Krząta się za ladą, mocarnie wyciągając kolejne kufle i zalewając je alkoholem. Tutejsi mężczyźni to mają niezły spust, albo piją niesamowicie rozrzedzone piwo. Zielarka nie dopytywała szefa, jakie proporcje otrzymuje klientela, wierząc, że skoro nadal się pojawiają, to muszą mieć ku temu powód. - Żeby dostać mój numer, musisz się bardziej postarać - rzuca ze śmiechem w kierunku zawieszonego na barze młodego marynarza, który od dwóch godzin wodzi za nią nietrzeźwym wzrokiem. Wielu było podobnych adoratorów, czy raczej protektorów, bo o to im zazwyczaj w kontekście Wood chodzi. Nie o bałamucenie w zaułku obok pubu, a otoczenie opieką, ochronę przed czyhającym za drzwiami złem. Zdążyła się już do podobnego zachowania przyzwyczaić, nierzadko będąc wśród nich zwyczajnie rozczuloną. To prawda, że absolutnie nie dałaby sobie rady w starciu z olbrzymem, ale dzięki zwinności i umiejętności wspinaczki, istniała szansa, że przynajmniej udałoby jej się uciec. - Ale dziś zawrót głowy, co? - zwraca się do ciemnowłosej kelnerki, kiedy ta przychodzi po odbiór kolejnego zamówienia. Mary podsuwa jej cztery kufle z piwem, by ta ułożyła je na swojej tacy. - Do której tak potrafią siedzieć? - pyta z błąkającym się na twarzy rozbawieniem, bo spodziewa się, że do wczesnych godzin rannych. W karczmie w Plymouth jedna zmiana płynnie przechodziła w drugą, nic więc dziwnego, że Wood zdarzało się tracić rachubę i zostawać po godzinach. |
Wiek : 21
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : barmanka zielarka
Dorothy Brown
PŻ : 122
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
TALENTY : 17
Ciążowy brzuch sprawiał, że musiała zacząć kraść ubrania, bo to było łatwiejsze niż kradzież pieniędzy tylko po to, by potem łazić po sklepach. Wynosiła je zakładając je już pod ubrania, w których przyszła. Mogły być trochę dziurawe, jeśli jej nie szło ze ściąganiem ewentualnych zabezpieczeń, ale zawsze ktoś po znajomości był w stanie wymyślić, jak się z nią uporać. I jakoś to szło. Potem odsprzeda ciążowe ciuszki, bo nie zamierzała w najbliższym czasie znowu zostawać (nie)szczęśliwą mamusią i znowu zacznie jej się powodzić troszkę lepiej. Teraz, z takim bebzonem, nawet nie mogła odtańczyć układu, którym wyrwałaby frajera do jego domu, by móc go z kolegami okraść. Ech, ciężkie życie było kelnerki. Ale nie powinna narzekać. I tak powodziło się jej lepiej niż jej starej. Znaczy tak zakładała, po tych nikłych wspomnieniach, które zachowała. Dziś była na posterunku z dziewczyną w mniej więcej jej wieku i widziała, że była na szczęście raczej sobie z tych radzących. Dorothy pamiętała, jak raz przyszła taka, która się mazgaiła, bo typiarz chciał ją złapać za tyłek, a ona nie wiedziała jak zareagować. Brown osobiście miała podejrzenie, że jakaś paniuśka uciekła z tak zwanego dobrego domu i właśnie odkryła, jak wygląda prawdziwe życie. Nie pobyła tu zresztą długo. Najwyraźniej miała więc wybór. Dorothy podeszła, z papierosem w gębie, do baru, aby odebrać zamówienie na kolejne piwa. Nowa osoba dość sprawnie działała, więc było jasne, że już nieraz z takiego biednego, śmierdzącego szmatą miejsca chleb jadła. A może to inaczej leciało? Nieważne. To nie zebranie filozofów, by się mądrzyć jak jakieś stare chuje. Dziewczyna wyjęła papierosa z ust, nim zaczęła mówić, wypuszczając dym. - Przyzwyczajaj się. Tu zawsze tak jest, przez tanie piwo, któremu blizej do ścieku. Serio, zaufaj mi, nie próbuj go - dziewczyna się skrzywiła zdradzając, że owszem, sama to kiedyś zrobiła i żałowała. - W chuj długo. Widzisz tego typa bez lewego oka i prawej nogi? Jego raz widziałam tutaj trzy dni. Nie dało się go stąd wyrzucić, wzywałyśmy szefa. Potem się okazało, że to dlatego, że mu zajumali drewnianą nogę, a ktoś mu wcisnął kit, kiedy był narąbany, że przecież odrośnie. Poszedł dopiero gdy wytrzeźwiał po wódzie, którą mu ktoś tu przemycił. A on to jeszcze przedłużał tym piwskiem - machnęła ręką, by pokazać, jaka to była żałość nad żałościami, po czym podniosła rękę z jednym, wskazującym palcem w kierunku sufitu, aby pokazać, że Mary musi dać jej chwilę. Brown zauważyła, że klienci się już niecierpliwią, więc wsadziła znowu papierosa do gęby, poszła zanieść im specjalność zakładu, odebrać nowe zamówienia i podeszła znowu. - W ogóle Dorothy jestem - przedstawiła się, podając rękę. |
Wiek : 22
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : złodziejka, dorywczo tancerka w klubie
Mary Wood
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 5
POWSTANIA : 12
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 165
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 8
TALENTY : 10
Na twarzy Mary pojawia się wymuszony uśmiech. Sama chętnie nie piłaby tych ścieków, gdyby stać ją było na cokolwiek innego. Zasłuchuje się w historii i parska ze śmiechem, zasłaniając swój uśmiech dłonią, jakby wstydziła się, że może ma krzywe zęby, co prawdą jednak nie jest. Zagląda w kierunku starszego mężczyzny, sprawdzając, czy dziś także ma ze sobą drewnianą nogę i zastanawia się, czy kiedykolwiek widziała kogoś z takim poważnym ubytkiem. Bezokich pamięta, tych bez palców także, ale żeby cała noga? Widać na wodach brytyjskich mniej pływa szaleńców. Skinieniem głowy przyjmuje do wiadomości, że kelnerka zaraz wróci, więc w tym czasie powraca do obsługi baru. Z dziwnie promiennym uśmiechem na ustach odkorkowuje spod lady butelkę z bursztynowym płynem, jednym z najdroższych w całym menu, a i tak rozwadnianym skrupulatnie na zapleczu. Jeszcze raz przeciera szmatką szklanice z grubego szkła, by zaraz ustawić je na blacie i zalać alkoholem z precyzją niemal co do milimetra. Pierwszego dnia pracy dostała już odpowiednie przeszkolenie z zakresu tutejszego barmaństwa. Nikt nie bawi się tu w precyzyjne miarki, bo nie ma wielkiej różnicy, czy z tego sikacza pójdzie kilka mililitrów więcej, czy też mniej, jednak Mary potrzebuje pewnych standardów. Nie, żeby chciała zaraz zmieniać wszelkie przyzwyczajenia Nine Fine, ale przynajmniej dla samej siebie. Rozwodniona whisky sięga więc w szklanicy na trzy palce i ani kropli więcej. Podsuwa zamówienie czekającemu przy ladzie klientowi, po czym wraca wzrokiem do tej, która przed momentem zniknęła jej z pola widzenia. - Mary - także się przedstawia, jeszcze przed uściśnięciem dłoni dziewczyny, wyciera własną w przerzuconą przez ramię ścierkę. Nosi ją ze sobą zawsze, aby była pod ręką. Nauczona praktyką, jak i własnymi preferencjami, w pracy nie mogła się bez niej obejść. Bieganie i szukanie, wyrywanie sobie pomiędzy rękami innych barmanów — co to, to nie. Mary musi mieć własną szmatę. Nie znosi mieć mokrych czy brudnych dłoni, lepkich od cukru. Wyjątkiem jest tu oczywiście grzebanie w ziemi. - Miałam raz klienta, Starego Jana, który zawsze siedział w kącie tawerny, niczym się nie wyróżniał. Pewnego dnia zniknął na kilka tygodni, a my myśleliśmy, że go już nie zobaczymy. Wrócił jednak pewnej nocy w stanie, który wyglądałby na trzeźwy, gdyby nie fakt, że zaczął mówić drewnem zamiast z ludźmi. Mówił, że znalazł przy drodze wózek, skąd zabrał resztę drewna i zaczął rozmawiać z każdym kawałkiem, wyrzucając je na bok, by finalnie powiedzieć, że 'nie zostawił tu ani jednego, kto mi powie, co robić z życiem'. Ostatecznie musieliśmy kogoś wezwać, żeby go wyprosił, a on wybiegł, krzycząc, że musi iść na spotkanie z Drzewianami na konwencję drzew. Dziwak jeden. - Kręci głową z niedowierzaniem, wspominając marynarza z Plymouth. Specyficzna to była okolica, ale Wood zdążyła się do nich wszystkich przyzwyczaić, traktując jak jedną, dysfunkcyjną rodzinę, no bo kogo miała poza nimi? - Długo już tu pracujesz? Nie będę pytać, jak ci się podoba. - Znów ten śmiech, bo raz złapane rozbawienie trzymać się jej będzie jeszcze dłuższy czas. Zwłaszcza że wszystko wskazuje na to, że także Dorothy lubuje się w czarnym humorze. |
Wiek : 21
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : barmanka zielarka
Dorothy Brown
PŻ : 122
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
TALENTY : 17
Oj tak, alkohol w tym miejscu był zbyt... No. Właściwie zbytnio tu-wymień-jakikolwiek-paskudny-w-kontekście-alkoholu-przymiotnik. Tak, to z pewnością wyczerpywało jego definicję. Może Brown nawet by żałowała, gdyby nie fakt, że pić i tak nie mogła. To nie tak, że nie chciała, co to, to nie. Ale słyszała, że potem klajniak rodzi się jakiś taki koślawy i sprawia więcej problemów, więc ograniczyła się do papierosów. Tak jak teraz, wypuszczając dymka nosem niczym smok tylko po to, by móc się znowu zaciągnąć bez używania rąk. To była przydatna umiejętność. I jako jedna z nielicznych nie była okupiona ciężkim treningiem albo stratami na zdrowiu i umyśle. A przynajmniej nie umiała stwierdzić, żeby tak było. A potem wróciła do nowej pracownicy. Nie zaczęła tematu od zamówienia, bo to mogły załatwić w międzyczasie. Uścisnęła dziewczynie dłoń z uśmiechem, zdradzając na szybko zamówienie: - Chlejusy chcą trzy piwa, whisky i sznapsa - wskazała głową na stałych, a zarazem stałych bywalców tego przybytku. - Choć czasami nazywam ich filozofami, bo za dużo pierdolą - zdradziła konspiracyjnym szeptem, jakby taka nazwa nie była jednak lepsza. Na historię zasłyszaną od Mary Dorothy zachichotała. - Dobrze wiedzieć, że nie tylko u nas są tacy wariaci. Właśnie klub filozofów ma czasem takie tematy, że głowa paruje. Przysłuchaj się w wolnej chwili - Brown mrugnęła do swojej towarzyszki niedoli w tej robocie. Powoli też zaczęła pakować kolejne zamówienie na tackę. Wyglądało na to, że chwilowo klienci dali sobie na wstrzymanie, zbierając siłę na kolejną falę zamówień, którą będą musieli wypić. I dobrze, potwornie chciało jej się sikać. Nie rozumiała tego, czemu na to nie pomagały leki na zapalenie pęcherza, ale przy jej zarobkach szkoda jej było kraść pieniądze na lekarza, by skonsultować ten problem. - Od kiedy wmówiłam szefowi, że nie będę podpijać jego alkoholu. Ostatecznie na tym stanęło, bo to, co tu ma to szczyny, ale chyba bardziej go jednak martwił fakt, że zatrudnia laskę poniżej legalności najebania się - stwierdziła wesoło, idąc z kolejną tacą zamówień. Nie musiała pytać, od kiedy jest tu Mary, bo zdążyła się zorientować, że od niedawna. Ale mogła spytać o coś innego. Podeszła do lady baru, mając nadzieję, że klienci nie będą rozrabiać. - A co cię skusiło do podjęcia tak wspaniałej ścieżki kariery? - spytała, podkreślając ironicznie przymiotnik. Nie spodziewała się jeszcze, że coś może się stać. Rzucam nieobowiązkową kością na zdarzenie. |
Wiek : 22
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : złodziejka, dorywczo tancerka w klubie
Stwórca
The member 'Dorothy Brown' has done the following action : Rzut kością 'k6' : 2 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Mary Wood
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 5
POWSTANIA : 12
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 165
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 8
TALENTY : 10
Skinieniem głowy wita kolejne zamówienie. Błyskawicznie sięga po kolejne kufle wpół wytarte brudną ścierką i uzupełnia je alkoholem. Lata praktyki robią swoje, zwinne dłonie z łatwością radzą sobie ze szkłem. Już po chwili taca zostaje załadowana piwem, whisky i sznapsem. W międzyczasie chichocze cicho i rzuca kątem oka spojrzenie w kierunku wspomnianego stolika. To prawda, że w każdym barze muszą się znaleźć konkretne typy ludzi, tak to już został skonstruowany świat. - Dobrze, że pierdolą przy swoim stoliku, a nie tobie nad uchem. Czasem przysiądzie się taki, co to spokoju nie daje - rzuca z rozbawieniem i spogląda w kierunku tego, który siedzi przy barze, chcąc sprawdzić, czy podsłuchuje ich rozmowę. Mężczyzna nawet nie drgnie, nadal leniwie (wpół przytomnie?) sącząc swój alkohol, najpewniej głuchy na cokolwiek, co dzieje się wokół niego. - To wszystko, co znam i potrafię - mówi z pewnym zakłopotaniem, bo choć nigdy dotąd nie uznawała swojej pracy za uwłaczającą, tak teraz, przesuwając wzrokiem po sali pełnej zapijaczonych gęb, dochodzi do wniosku, że jej życie chyba zawsze będzie obracać się w jednym temacie. - Prawdę mówiąc, przyjechałam tutaj w konkretnej sprawie, ale potrzebowałam zarobić trochę na swoje utrzymanie - zdradza coś od siebie, chcąc zawiązać z nową koleżanką nić porozumienia. - A właśnie, znasz może Jacka Remingtona? - podpytuje nieśmiało. Powinna pytać częściej i to w szerszym gronie, jeśli zamierza go znaleźć przed wakacjami. Po to po części opuściła Europę, żeby przekazać mu list od matki. Będzie niepocieszona, jeśli okaże się, że nie dość, że go nie odnalazła, to jeszcze za mało się starała. I kiedy wydaje się, że wieczór przebiegnie w sposób neutralny i całkiem przyjemny, pojawia się na horyzoncie pewien jegomość na niestabilnych nogach. Temu panu, to już z całą pewnością wystarczy na dziś alkoholu, ale sam nie jest tego jeszcze świadom. Podniósł się ze stolika filozofów, o których Brown przed momentem wspominała, i sunął już w ich stronę, gibiąc się pomiędzy klientami. Mary początkowo nie zwraca na niego żadnego uwagi, dopóki ten nie znajduje się dwa metry od nich. Odruchowo prostuje plecy, przygotowana na potencjalne narzekania, albo marnej jakości podryw, kiedy ten potyka się o własne nogi. - O matko! - wykrzykuje w zaskoczeniu, kiedy zawartość kufla rozbryzguje się na sylwetce Dorothy. - Nic ci nie jest? - pyta z troską, sięgając już po suchą szmatę. W Plymouth rzuciłaby zaklęcie, by czym prędzej pozbyć się śmierdzącej wilgoci, ale tu, w otoczeniu niemagicznych, nie może ryzykować. |
Wiek : 21
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : barmanka zielarka
Dorothy Brown
PŻ : 122
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
TALENTY : 17
Kolejne zamówienie, kolejny obsłużony stolik... I tak to się kręci praca w takim lokalu. Dorothy miała nadzieję, że nogi jej nie spuchną od tego łażenia. Nie mogła jednak od tak zrezygnować z tej roboty. Obecnie jej próby kradzieży zakrawały o żart, nikt by też nie chciał oglądać, jak tańczy, więc to jedyne, co jej pozostało, by mieć za co żyć. Potem sobie odbije. Obiecywała to sobie każdego dnia. Na razie musiała jednak iść z wcale nie tak lekką tacą i słuchać mamrotania zapijaczonych mord. - Oj tak. Masz swój ulubiony sposób na takich? - spytała zainteresowana, chcąc się wymienić doświadczeniami. Gdy łaziła z bebzolem, nie zaczepiali jej już tak chętnie, co nie zmieniało faktu, że dalej się tacy zdarzali. Może wychodzili z poniekąd słusznego założenia, że już nie strzelą jej pędraka, więc jest w pewien sposób bezpieczniejszą opcją. - Aaa, czyli tak jak ja - Dorothy uśmiechnęła się do nowej koleżanki. Nie mogła tego krytykować. Wiedziała przecież już, jak to się człowiekowi układa w życiu - czyli że zawsze trafi się kłoda, którą ktoś rzuci pod nogi. - Powodzenia. Mnie ledwo stać - przyznała konspiracyjnym szeptem, nie mówiąc, że to głównie przez jej stan błogosławiony. Gówno, a nie błogosławiony. Miała wrażenie, że traktuje się ją jeszcze mniej poważnie niż przedtem. Na pytanie o Remingtona jednak na chwilę zamilkła, zgarniając tacę na rękę. To ta sprawa w której przyjechała czy też już się rozgląda za czymś lepszym? Jeśli to drugie, to lepiej dla niej, by umiała czarować. Inaczej... - Wiem, że ma swój lokal w okolicy. Pijany kłamca czy coś takiego. I że podobno lepiej na niego uważać. Ale to tyle wiem - rzuciła, nie będąc pewną w sumie czy dobrze to ujęła. Nie chciała się tłumaczyć, czemu z pewnych względów unika wchodzenia w drogę magicznym. Szczególnie, jeśli ta dziewczyna nie była w takie tematy wdrożona. Miłą rozmowę nad kuflami piwa (nie ich) przerwał jeden ze sławetnej grupy Filozofów. Dorothy tylko poczuła, jak coś mokrego, zimnego i lepkiego trafiło na jej plecy, a potem ciążowe hormony zrobiły swoje. Zabrała szybkim, zdecydowanym ruchem z rąk Mary szmatę i bez odpowiadania na jej pytania odwróciła się, by walnąć z dwa razy w głowę nieszczęśnika potykającego się o własne nogi. - Babę w ciąży oblewasz? W CIĄŻY?! - ochrzaniła go, po czym się popłakała. Mimo, że to był przypadek, a mężczyzna sam oberwał, zaczął pod wpływem alkoholu ją przepraszać, kiedy Brown ocierała łzy tym, co trzymała w ręku - i tak nie miała nic czystszego. - Chyba nic. Pomożesz mi trochę wytrzeć plecy? - spytała, uspokajając się. Nienawidziła tych ciążowych zmian nastroju. Nie mogła się doczekać, aż będzie po wszystkim. |
Wiek : 22
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : złodziejka, dorywczo tancerka w klubie
Mary Wood
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 5
POWSTANIA : 12
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 165
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 8
TALENTY : 10
- Niestety, chyba najlepszym sposobem jest ich tylko ignorować. - Wzrusza ramionami, bo próbowała już niemal wszystkiego. Wszelkie podnoszenie głosu, wyzwiska i prośby spełzają na niczym, wyłącznie nakręcając delikwenta. Widzi on, że jego działanie przynosi skutek - wątpliwej jakości, ale jednak. Nie odpuści, kiedy wie, że może napsuć komuś krwi. Wszyscy uważają się za zajebiście zabawnych i kokietujących, a są zwykłymi oblechami. Podobno lepiej na niego uważać, aż mrozi krew w żyłach Mary. Trochę ją to dziwi, nieco bardziej martwi, ale zdecydowanie stresuje. Jeśli facet, który jest jej ojcem, okaże się być ostatnim, bezwzględnym draniem, raczej nie chce mieć z nim do czynienia. Wcale nie pasuje to do laurki, jaką matka wysmarowała pod jego adresem. Miał być wspaniały, ciepły, kochany i troskliwy, a przynajmniej wedle jej opisu. Czy to możliwe, że ją przez ten cały czas ich przelotnej, jak się okazało, relacji, gotów był ją okłamywać? Wood wzdycha ciężko, bo absolutnie nie jest na to gotowa. - Dzięki, może spróbuję się rozeznać w tym temacie - dodaje jeszcze ściszonym głosem, nie wiążąc z tym wielkich nadziei. Mimo wszystko musi się z nim spotkać, dla matki. Na łzy kelnerki wybałusza mocno oczy, szczerze zdumiona eskalacją. Nie ma pojęcia, jak zachowują się kobiety w ciąży, coś tam jednak pamiętając o szalejących hormonach, ale żeby aż tak? Skojarzenie absolutnie nie przychodzi jej w tym momencie na myśl, więc prędko wnioskuje, że ta musiała się mocno przejąć. - O nie, Dorothy, nie płacz - mówi do niej z troską i zaraz wyciera plecy młodej kobiety. Piwo prędko wsiąka zarówno w materiał jej bluzki, jak i szmatę. - Chyba najlepiej będzie się przebrać. Masz jakąś zapasową koszulkę? Chyba mam coś na zapleczu, mogę ci dać - oferuje się od razu, nie kalkulując jednak, czy Brown ze swoim brzuchem w ogóle w nią wejdzie. Unosi wzrok na wstrętnego delikwenta i ściąga gniewnie brwi. - Wypierdalaj stąd! - rzuca w kierunku filozofa, który klnie tylko za rozlanym piwem i wznosi ręce w geście obronnym, że co złego, to nie on. Usuwa się na bok i wraca do stolika ze swoimi kolegami, którzy już zanoszą się śmiechem na widok całego zdarzenia. W Mary gromadzi się złość, jakiej nie może jednak w żaden inny sposób wyładować. Nie jest zresztą typem mściwej osoby, czego często przychodzi jej żałować. |
Wiek : 21
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : barmanka zielarka
Dorothy Brown
PŻ : 122
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
TALENTY : 17
Dorothy pokiwała głową na słowa Mary. Tak, to często był jedyny sposób, by taki kokietujący rozmówca z przymusu się znudził. Ale miała jeden sposób, który czasami działał i postanowiła się nim podzielić. Mary wydawała się dobrą dziewczyną z Sonk Road, a dziewczyny z Sonk Road powinny sobie pomagać, prawda? - Z reguły tak. Ale mam wypróbowany jeszcze drugi sposób. Czasami rzucam takim, gdzie jest promocja na piwo albo w którym lokalu tańczą półnagie dziewczęta. Tacy kolesie często nagle odczuwają potrzebę odbycia dalekiego spaceru. Oczywiście tylko udaję, że wiem o czymś takim, dlatego, by nie zechcieli wrócić z awanturą, często mówię nazwę lokalu jak najdalej stąd - Brown się zaśmiała. Większość klienteli nie była za bogata, musiała też uważać więc, by bar czy pub był dostosowany pod kieszeń danego osobnika, ale jak trafiła, to często kwestie finansowe lub chęć zobaczenia cycków wygrywała z chęcią pierdolenia nad głową. Brown zauważyła, że chyba jej informacja o Remingtonie mogła nie być super pozytywna dla Wood, ale nic na to nie mogła poradzić. Mogła tylko dać znać, że z nim może być różnie i tyle. Nie rzucała też kłamliwymi oskarżeniami, żeby komuś utrudnić życie czy coś, więc nie czuła w żadnym razie wyrzutów sumienia. Głupio jej było, że Mary poczuła potrzebę troski o nią i odganiania jednego z Filozofów. Przynajmniej klienci wstrzymali się z zamówieniami widząc - zapewne z ich punktu siedzenia - niezły teatrzyk. Brown jednak męczyło to, że reaguje jak miękka faja tylko przez to, że jest w ciąży i była zła na samą siebie. - Chyba mam jakąś bluzę - rzuciła, mając nadzieję, że chociaż pamięć nie płatała jej figli. - Dasz radę przez chwilę z tymi cymbałami sama? - spytała, nie chcąc jej brać ze sobą z oczywistych względów - przy tylu alkoholikach na takiej nie za dużej przestrzeni nie wiadomo, czy nie postanowią skorzystać z okazji, by ukraść coś z baru. A łatwo było się domyślić, że to nie bywalcy zapłacą w tym momencie za kradzież. |
Wiek : 22
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : złodziejka, dorywczo tancerka w klubie
Mary Wood
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 5
POWSTANIA : 12
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 165
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 6
WIEDZA : 8
TALENTY : 10
Wznosi wysoko brwi, będąc pierw szczerze zaskoczona złotą radą, ale zaraz śmieje się głośno z rozbawienia. Trzeba przyznać, że w tym zawodzie naprawdę potrzebna jest czasem kreatywność. Klienci często nie pozostawiają wyboru i trzeba się przed nimi zwyczajnie opędzać. Namolność bywa męcząca, wywołująca wyłącznie wywrócenie oczami i ciężkie westchnienie nad swoim losem, bądź głupotą wątpliwej jakości rozmówców, ale co począć, kiedy nie ma się w życiu żadnych innych predyspozycji, czy perspektyw na lepsze życie. - Dobre, będę musiała spróbować. - Kręci głową z niedowierzaniem. - Ale to muszę się najpierw rozeznać w mieście. Masz coś godnego polecenia? Póki co raczej nie wychodziłam poza Sonk Road. - Ubolewa trochę z tego faktu, ale obawia się tego, co nowe. Nie zna w Saint Fall nikogo, poza współpracownikami z Nine Fine. Powinna się nieco rozejrzeć, jeśli zamierza zapuścić tu korzenie. Chciałaby zapuścić tu korzenie i spełnić swój amerykański sen, z odnalezionym ojcem, bądź z jego brakiem. Widzi kreślący się na twarzy Dorothy ciężar i szczerze jej współczuje. Takie wpadki ciągle się zdarzają, jest to zdecydowany minus pracy w miejscu takim, jak to. - Idź i się nie martw. Odsapnij trochę, przyda ci się chwila odpoczynku. - Głos Mary jest delikatny i ciepły, zupełnie niepasujący do otoczenia zapijaczonej klienteli podrzędnego baru. Mimo to wybrzmiewa w nim swoista pewność, w końcu nie jest to dla niej pierwszyzna. Odprowadza wzrokiem znikającą na zapleczu kobietę i wzdycha ciężko, bo oto przy barze pojawia się znów szanowny jegomość. - Ja bardzo przepraszam piękną panią, to się już więcej nie powtórzy - bełkocze, opierając się na blacie i zionąc alkoholowym oddechem. - Dobra, dobra, jeszcze kiedyś zadośćuczynisz. - Niby w jaki sposób? Opłucze kufle, zamiecie salę? A może zwyczajnie oszczędzi widoku swojej zapijaczonej gęby? Twarz klienta niezmącona jest myślą, zapewne nawet nie dociera do niego sens słów Wood. Wtem chochliczy uśmiech pojawia się na twarzy dziewczęcia, kiedy w jej głowie kiełkuje złośliwy pomysł. Obserwuje, jak mężczyzna odpycha się od blatu baru i zawraca znów w kierunku stolika ze swoimi kompanami. - Inanis - szepcze z konkretną intencją i w tej jednej chwili szew na męskich spodniach rozpruwa się gwałtownie, ukazując postronnym poszarzałe gacie. Filozof zdaje się tego jednak nie dostrzegać, będąc zbyt mocno osadzonym w swoim stanie wskazującym - jeszcze będzie mieć okazję, by się zdziwić. |
Wiek : 21
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : barmanka zielarka
Dorothy Brown
PŻ : 122
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
TALENTY : 17
Swoim trzeba pomagać. Dlatego Dorothy bez wahania na pytanie Mary wzięła serwetkę (karteczki do zapisywania zamówień jej się skończyły), wypisujący się długopis i spisała kilka miejsc, zawierając w nich hasła w stylu "nagie baby", " alkohol" czy "bójki za szmal". Tak, żeby jej nowa towarzyszka w tym całym pubie miała podręczną ściągę. - Jakby coś było nieczytelne to daj znać - mrugnęła do niej z uśmiechem. - Myślę, że po samym usłyszeniu nazwy i promocji się odczepią. A jak nie wskażesz jakikolwiek kierunek, a potem kogoś popytają i se poradzą - albo i nie, w końcu była mowa o mężczyznach. A Brown słyszała parę żartów o tym, jak facet zrobi wszystko, żeby tylko nie spytać kogoś o drogę. Szczególnie jak szedł z kobietą. A ci z reguły szli sami albo z kolegami. Cóż, ona nie odpowiadała za czyiś brak pomyślunku. - Dzięki - doceniała to. Naprawdę. Spotkała w końcu parę siks czy starych raszpli, które wychodziły z założenia, że sama chciała, mogła bardziej uważać to by dzieciaka nie miała. Problem w tym, że uważała. Najwyraźniej takie było zamierzenie Lucyfera, Lilith czy tam Aradii, by pospolita złodziejka o niepospolicie śliskich rękach (ale tylko, jak jest w formie, z brzuchem unikała ryzyka) zaszła w ciążę z magicznym akrobatą. Może miało odziedziczyć ich najlepsze talenty i wypełnić jakiś sekretny plan. Jeśli tak, to Dorothy miała nadzieję, że dziecku to przyniesie chwałę i pieniądze, a jak pieniądze, to będzie mogła liczyć na emeryturę od wdzięcznych wiernych Kościoła Piekieł. Przez ciążę kilka niezłych okazji przemknęło jej koło nosa. Dziewczyna przebrała się i usiadła na chwilę. Zbierała siły. Chciała w pełni wykorzystać przerwę, ale jednak sumienie, a raczej jego resztki, które jej pozostały (głównie dla swoich) zmusiły ją, by wróciła do pracy jednak trochę szybciej. Akurat zdążyła zobaczyć rozprute portki jednego z Filozofów. - Haha, widziałaś? - zaśmiała się do Mary radośnie. Może i wyznawała religię magicznych, ale tutaj widziała dowód na to, że karma czasem jednak wracała. 2 x z/t |
Wiek : 22
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Sonk Road
Zawód : złodziejka, dorywczo tancerka w klubie