Ławka przy płocie Stojąca przy drewnianym płocie któregoś z bardziej towarzyskich sąsiadów ławka, idealna do przycupnięcia i obserwacji. Szczególnie lubiana przez starsze panie, szczególnie do komentowania wszystkiego, co tylko rzuci im się w oczy albo obgadania sąsiadów – ale też i panów, kiedy przychodzą w towarzystwie gorzałki, popić, pogadać, pośmiać się i pośpiewać. Z jakiegoś powodu stała się centrum towarzyskich spotkań. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
10 maja 1985 Czas jej pracy był nienormowany – do tego zdążyła się przyzwyczaić, po prostu teraz przyjeżdżał po nią Marvin. Lecz nawet pracownikowi takiemu jak ona należał się dzień wolny, a ten przypadł właśnie na dzisiaj. Sandy nie lubiła dni wolnych, bo nie wiedziała wtedy, co ze sobą zrobić. Najczęściej spędzała go na czytaniu książek, poszerzaniu swojej wiedzy, bądź dbaniu o dom. Dzisiaj wypadło to ostatnie, bo zajrzawszy rano do lodówki, odkryła w niej niepokojącą pustkę, która jeszcze nie groziła śmiercią głodową, ale do niej zbliżała. Marvin nie miał czasu, nie chciała mu zawracać głowy, więc poszła sama – do najbliższego sklepu i jedynego w okolicy. Zakupów wyniosła sporo. W większości były to świeże warzywa, chociaż zdarzyły się też makarony. Mniej mięsa; Sandy za nim z jakiegoś względu nie przepadała, chętniej sięgając po wegetariańskie przysmaki i ich wariacje. Nie znaczyło to, że mięsa w ogóle nie jadła, po prostu… w mniejszej ilości. Więc dobrze, że dzisiaj go nie kupiła, zważywszy na to, co przygotował dla niej los – bo przecież zwykłe wyjście do sklepu musiało skończyć się tragedią. Reklamówki były ciężkie, ale niosła je w obu rękach. Wżynały się w dłonie, na co nie zwracała uwagi. Nie zwracała uwagi również na ich naprężenie, sądząc, że do domu nie ma aż tak daleko, da radę je donieść. Cóż, pomyliła się. Przy którymś zamyślonym kroku poczuła nagłą lekkość w dłoniach, a potem niewielki huk razem z tąpnięciem. Reklamówki przerwały się pod swoim ciężarem, dzięki czemu małe stado pomidorów poczuło zew wolności, tocząc się już w stronę drogi. Sandy mogła spojrzeć na nie tylko z żalem i pośpiesznie podążyć ich tropem, zanim przejedzie tędy rower bądź samochód, rozjeżdżając je na passatę. Zebrawszy je w ramiona, miała jeszcze jeden problem. Zakupów było więcej, a ona nie miała jak ich donieść do domu. |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Robota zawsze się znajdzie. Miasto wciąż potrzebowało swoich bohaterów w czerni, którzy patrolując ulice zdawali się zwyczajnie nudzić. Orlovsky, wysłany na kolejny patrol uliczek Deadberry przez dłuższą chwilę nie wiedział nawet, co z sobą zrobić. Zamówienie drugiej kawy w kawiarni wydawało się po prostu zwykłą formalnością. Przez ostatnie dni miał połowicznie dobry humor walcząc z samym sobą; gdzieś między poczuciem kary i winy przewalało się beztroskie poczucie spełnienia, które nie powinno w nim funkcjonować. Jeszcze nawet nie wiedział, że to tylko początek problemów, których za wszelką cenę starał się uniknąć. Niektóre rzeczy, Charlie, zawsze powinieneś mieć w kieszeni. Później sobie o tym przypomnisz. Raport, który musiał złożyć był krótki, nic się nie działo, niczego się nie dopatrzył, dzień minął jak ostatnio każdy inny. Jeśli chodziło o samo miasto. Cripple Rock mierzyło się z innymi problemami i miało inne potrzeby. I to właśnie Cripple Rock było ostatnio głównym punktem zainteresowania Gwardii. Ale dzisiaj pies to jebał. To był jeden z tych dni, w których po prostu odhaczał fajrant i wychodził z zatęchłych kazamatów; zakładał na głowę kask i odpalał motocykl, by wrócić do domu. Im bliżej Wallow, tym droga wydawała się gorsza. Nie, nie wydawała się, w którymś momencie po prostu taka była. Sylwetkę z siatkami zobaczył już z daleka, ale w pierwszej chwili nie przykuła jego uwagi; ludzi idących chodnikiem mijał co chwilę. Do podjęcia działania i reakcji skłoniły go - nie, wymusiły - wypadające z siatek zakupy. Wyminął toczące się po drodze pomidory zwalniając; zatrzymał się dopiero kilkanaście metrów dalej, by zobaczyć co się stało. Postać jakby znajoma, jeszcze nie skojarzył, że mieli okazję się poznać. Zawrócił motocykl, żeby powoli podjechać i zatrzymać się przy kobiecie. - Wszystko okej? - jedno pytanie i cały wachlarz odpowiedzi, jakie mógł otrzymać. Zsiadł z maszyny i podniósł dwa, leżące najbliżej pomidory. Rozerwane siatki mówiły - nie, krzyczały - same za siebie. Dopiero wtedy, prostując się, przeniósł wzrok na jej osobę. - O. Panno Hensley? - zapamiętał nazwisko. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Widziała, jak motocykl przesuwał się na tle pól, nie widziała, że nie rozjechał pomidorów. Oczyma wyobraźni dostrzegała już tę papkę na nieutwardzonej drodze, której nie byłoby nawet sensu zbierać i już wzdychała poddańczo, gdy okazało się, że jest właśnie inaczej. Kierowca przejechał bez większych szkód, pozostawiając zakupy we względnym nienaruszeniu. Sandy nie oglądała się za nim, skupiona na tym, aby zebrać je z drogi jak najszybciej. Następny kierowca mógł nie być aż tak uważny, bądź też nie operować kierownicą tak sprawnie, jak ten. Pomidory znajdowały się w ramionach, ryk silnika stał się głośniejszy, ktoś właśnie zsiadał z motocyklu, a dopiero pierwsze słowa sprawiły, że podniosła wzrok na mężczyznę, którego nie potrafiła nie pamiętać. Widziała w życiu wiele męskich twarzy. Żywych bądź martwych – nie miało to dla niej w tym momencie znaczenia, większość z nich i tak przepuszczała przez filtr pamięci i pozwalała im odpłynąć ku zapomnieniu. W głowie jednak miała kilka konkretnych rysów, które wryły się w świadomość za mocno. Jedną z nich była ta twarz. Nie znała imienia tego mężczyzny, ale wiedziała, gdzie mogłaby go spotkać, gdyby tylko próbowała go znaleźć. Nie próbowała. Nie miała po co. Teraz zatrzymał się przed nią i pytał, czy wszystko okej. I pamiętał ją. — Pan – gwardzista? Tożsamości gwardzistów nie były jawne, a tutaj, być może, może ktoś przejść i usłyszeć to, co by powiedziała – stróż prawa. Tyle starczy na powitanie. Schyliłaby się po resztę zakupów, gdyby nie fakt, że obie ręce miała zajęte. — Jak widać, nie. Nie było w porządku. Pozbierała pomidory, ale po drodze jeszcze turlała się butelka mleka, por, kilka ogórków i innych warzyw, które właśnie miała w planach donieść do domu. |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Jeśli miałby pomyśleć coś na temat stojącej naprzeciwko kobiety, która usilnie próbowała utrzymać w ramionach tyle ze swoich sprawunków, ile tylko była w stanie, to to, że musiała mieć strasznego pecha. Zbliżył się i ostrożnie położył dwa pomidory na pozostałych. - Aa... Charlie. Jestem Charlie - przedstawił się. Udawać i ukrywać się nie było już sensu, pozostawała jedynie kwestia kurtuazji. Mimowolnie uśmiechnął się kącikiem ust, kiedy nazwała go Panem stróżem prawa. Gdyby tylko wiedziała, ile razy sam je łamał. Zaraz. Wyglądała, jakby wiedziała. Siatki, jakie niosła były porwane i do niczego się nie nadawały. W wielu sklepach zamiast nich dawano papierowe torby; przy cięższych zakupach efekt byłby pewnie ten sam. Jak nie urok, to sraczka, co nie? - Myślę, że... - rozejrzał się wokoło; piwne spojrzenie prześlizgnęło się przez pozostałe, rozrzucone na ziemi rzeczy. Raczej nie będzie miała jak się z tym zabrać. Podniósł butelkę z mlekiem, która szczęśliwie nie ucierpiała przy zderzeniu ze ścieżką - być może dlatego, że spadła na kępkę trawy. Nie prostując się sięgnął i po pora i po dwa najbliższe ogórki; jednego z nich złapać było nieco trudniej, brak kawałka palca utrudniał życie w właśnie takich, wybranych momentach. - Chyba się jakoś zabierzemy - skinął głową w stronę motocykla. Zamocowane z tyłu sakwy nie był wypełnione, więc powinno znaleźć się w nich trochę miejsca. - Pierwsza jazda już była, hm? - dodał spoglądając na nią. Mogła się nie zgodzić. Przez chwilę się wahał, w końcu jednak zaniósł zebrane zakupy do skórzanych sakiew. Zostało w nich jeszcze sporo miejsca. Wrócił się, by zebrać resztę rozrzuconych zakupów; jeszcze raz skinął ręką, by Sandy zapakowała do toreb trzymane w rękach pomidory. Przeczytał raporty z jej przesłuchania; z czystej ciekawości, ale i dlatego, że napady w Little Poppy się ze sobą wiązały. Mógłby zapytać, czy miała jeszcze jakiś kontakt z tamtym mężczyzną. Na ile to było ważne? Nie zajmował się tą sprawą. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Anonimowy Gwardzista, który wyprowadził ją tamtej nocy z labiryntu kazamatowych korytarzy i podwiózł na tym samym motocyklu, którym przed chwilą udało mu się nie rozjechać jej zakupów, do domu, zyskał imię. Charlie. I miejsce zamieszkania. Tamtego dnia faktycznie mógł przejeżdżać przez Wallow (chociaż – nocą?) Teraz widziała go po raz kolejny i po raz kolejny jechał tą samą drogą. To raczej nie mógł być przypadek. Albo tu mieszka, albo ma kogoś bliskiego. Czy ma to jakieś znaczenie? Absolutnie żadne. — Sandy – przypomina mu więc, że również ma imię. Ona jego nazwiska nie zna. Nie pyta. Nie potrzebuje tej informacji. Za to przygląda się uważnie, jak Charlie złapane pomidory kładzie na szczycie piramidki w jej ramionach. Do głowy przychodzi jej zastosowanie prostego Dormi, ale Wallow nie była wsią absolutnie magiczną. Musiała wciąż łapać się na błędach wyniesionych z domu, bo chociaż Mashpee również nie było rezerwatem, w którym każdy czarował, tak każdy wiedział o magii i nikt nie musiał jej po kątach kryć. Tutaj najpewniej zostałaby przeklęta, wyklęta i wypędzona, a na Marvinie dodatkowo odprawiono by egzorcyzmy, bo biedny mężczyzna z wiedźmą mieszkał. Charlie miał inny pomysł i było nią użyczenie motocyklu. Nie znała się na motoryzacji, ale dotychczas wiedziała, że jedynie samochody posiadały bagażniki, w których można było przewozić zakupy, stąd też nieznacznie marszczy brwi, spoglądając na niego z lekkim zwątpieniem. — W jaki sposób zmieściłyby się na nim zakupy? To nie ironia, pyta szczerze, bo nie wie. Jej wyobraźnia jest widocznie wybitnie ograniczona, ale nigdy nie musiała być nadmiernie kreatywna. Wystarczyło, że miała dar i kontaktowała się z duchami. |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
- Pamiętam - mrugnął do niej. Pamiętał, choć tak naprawdę potrzebował kilku sekund, żeby połączyć kropki. Położył drugi kask, który woził ze sobą w jednej z toreb z tyłu na siedzeniu motocykla i wrzucił do skórzanej sakwy cześć rzeczy, które jej się rozsypały. Jakoś to wszystko dowiozą. Wallow było zwykłą mieściną, trzeba było wszystko zrobić tradycyjnie, analogowo, bez posiłkowania się magią. - Tu są dwie torby, po prostu wrzuć wszystko do środka. Mogę? - zapytał biorąc kask. Podszedł do Sandy, wsadził jej go na głowę i zapiął pod brodą. Dopiero wtedy zabrał od niej część rzeczy, żeby wrzucić je do drugiej z sakw. - Nie wyglądają, ale trochę się tam mieści - wzruszył ramionami. Założył swój kask i wsiadł na motocykl, żeby odpalić silnik. Ten zamruczał głośno gotowy by ruszyć w drogę. - No? - spojrzał na nią przez ramię, a po jego plecach przebiegł dreszcz. Wzdrygnął się odruchowo nie potrafiąc zrozumieć, skąd takie uczucie. To nie tak, że znał się na jakichkolwiek aurach, czy innych takich sprawach - przeciwnie, nie miał o tym bladego pojęcia. A jednak, gdyby ktokolwiek go zapytał powiedziałby, że Sandy Hensley ma dziwną aurę. Była cicha, była spokojna i była... trochę straszna w swym wycofaniu. Zrzucił to jednak wszystko na to, że była po prostu nieśmiała i wycofana, a to przecież normalna rzecz. - Gdzie tym razem jedziemy? - w pamięci miał adres Marvina; nie rozgryzał tego wcześniej, nie rozgryzał i teraz. Rozejrzał się wokoło, czy niczego przypadkiem nie zgubili; chyba każdy pomidor znalazł swoje miejsce w sakwie, na chodniku i pobliskim trawniku już nic nie leżało. - Tamten gość się odezwał? - miał na myśli faceta, który pojawił się w raporcie. Niemagiczny, który sprawiał wrażenie wiedzącego zbyt wiele. Sprawa nie należała do niego, ale nic nie stało na przeszkodzie, by dopytać. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Sandy Hensley
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 173
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 12
Pamiętam. To takie dziwne uczucie, być zapamiętaną, być kojarzoną. Kiedy przez całe życie przemyka się jak cień, z kąta w kąt, z miasta do miasta, ze stanu do stanu, łatwo się przyzwyczaić do natury ducha, nieobecnego, nieistniejącego, nieistotnego. Do natury Cienia, którym powinna być zamiast medium. W Hellridge była najdłużej od tamtych wydarzeń. W Hellridge ludzie zaczynają rozpoznawać. Zaczynają z nią rozmawiać, lubić. Doceniać albo wręcz przeciwnie. Ufać, bądź wyrabiać sobie własne zdanie. Tylko jeszcze nie wiedziała, jak się z tym czuje. Dlatego nie komentuje tego. Przyjmuje tylko pamiętam krótkim skinieniem głowy, nim przechodzi do realizacji polecenia, wpierw oceniająco spoglądając na bagażnik. Nie znała się na motoryzacji i nigdy by nie przypuszczała, że taka maszyna może mieć wbudowane sakwy, aby swobodnie przewieźć produkty. Albo kask, który za moment lądował na jej głowie. Nie miała pojęcia, gdzie podziać oczy, dlatego patrzyła w bok. Albo w dół. Wszędzie, tylko nie na Charliego, który zbliżył się do niej o wiele bardziej, niż by sobie tego życzyła i robił z jej głową co mu się podobało. Dla bezpieczeństwa, to prawda, ale przecież nie wyraziła pozwolenia… Wyraziła je natomiast na pomoc w pozbieraniu zakupów. Kilka pomidorów, butelka mleka, oraz cała reszta zapasów, które były konieczne, wylądowały w bagażniku, a Sandy ze zdumieniem zarejestrowała jego pojemność. Nie, żeby sama miała chęć jeździć na takiej maszynie, ale zadziwiała ją sztuka motoryzacyjna. Przysiada się do Charliego, z pewną dozą nieufności ponownie obejmując mężczyznę, żeby spokojnie przejechać tych kilkaset metrów do domu. Zbawienie, to prawda, ale dotyk innych osób wciąż był jej obcy. Niekomfortowy. Zdążyła się przyzwyczaić z ledwością do Marvina… — W to samo miejsce. Skoro pamiętał jej imię, pamiętał również, gdzie ostatnio ją wysadził. — Często pan bywa w Wallow – zauważa. Raz przejeżdżał przez wieś, wracając do domu. Teraz również przez nią przejeżdżał, jadąc w kierunku nieokreślonym, ale najwidoczniej mu się nie spieszyło aż tak bardzo, żeby nie pomóc biednej sierotce spotkanej przy drodze. Usta zaciskają się krótko na pytanie, którego spodziewać się mogła. — Nie – zabrzmiałaby odpowiedź za każdym razem, gdyby zadał pytanie każdy inny Gwardzista. Bo chociaż Charlie odwiózł ją raz do domu, a teraz pomagał dostać się z zakupami, wciąż przynależał do organizacji, która niesprawiedliwie zabrała jej pentakl na dobre dwa tygodnie w ramach nagrody za sprawiedliwość. Nie skłamała zresztą. Sam Abraham Alden się do niej nie odzywał. To ona odezwała się do niego. Bez odbioru. |
Wiek : 30
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : medium, opiekun w Rezerwacie Bestii