Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Zakątek czytelniczy
Położony na uboczu kącik idealny dla moli książkowych, które chcą odpocząć w swoich poszukiwaniach, bądź przeczytać fragmenty znalezionych książek w celu jakiejkolwiek weryfikacji. Kącik wyposażony jest w skórzaną kanapę, fotel i stolik kawowy, który nie służy do podstawki pod napoje. Przy parapecie dobudowane jest osobne biureczko z krzesłem i lampką, gdyby ktoś potrzebował oświetlenia po zapadnięciu zmroku. Panuje tutaj bezwzględnie wymagana i pilnowana cisza, więc nie jest to miejsce do szumnych spotkań towarzyskich i głośnych rozmów.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lotte Overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
15 marca 1985 roku


Coś nieprzyjemnego zakrada się pod mleczną skórę, podstępnie kąsając delikatne wnętrze, chłodem oddechu wymusza gwałtowny trzepot płochego serca. Pobladłe dłonie zaciskają się mocniej na stronicach trzymanej księgi, końcówki smukłych paluszków czerwienieją od nacisku, lecz nie skrzywi się, ni jedna rysa niezadowolenia nie przetnie maski przytwierdzonej do ślicznej buzi. Była oazą skupienia, podróżnikiem na tropie wiedzy, ambitną panną godną szacunku oraz podziwu. I tylko to coś, co zmusza niewidoczne na karku włoski do uniesienia, co dreszczem przebiega po prostej linii kręgosłupa, ośmiela się w swej bezczelności szeptać: nerd. Przygryza dolną wargę w wyrazie zgryzoty, a dusza jej wije się i skręca, płacze rozpaczliwie oraz złości się mocno, bo to nieprawda! Wierutne kłamstwo! Pomówienia i podłe szkalowanie! Lotte NIE MOGŁA być nerdem. Była na to zbyt piękna! Zbyt stylowa! Tylko wątpliwość jakaś powoli tliła się w umyśle, ta zdradziecka, najpodlejsza z możliwych, bo co jeśli? Nie można przecież zaprzeczyć jednemu — panienka Overtone przeszło trzeci raz z rzędu zawitała w bibliotece i to nie po to, aby wypożyczyć archiwalne magazyny Vogue, a po to by mogła okupować zakątek czytelniczy. Każdy, kto próbowałby, chociażby zbliżyć się do biurka zastawianego obecnie stosem książek dotyczących historii miasta, hrabstwa oraz religioznawstwa, mitologii greckiej wraz z rozprawkami dotyczącymi aktorstwa oraz samego teatru, spotykał się ze spojrzeniem tak uporczywym i gniewnym, iż mimowolnie spuszczano wzrok z aktoreczki, podkulano nieistniejący ogon i obracano się na pięcie, czym prędzej opuszczając czarujące towarzystwo. Próbowała się wielokrotnie uspokoić, ukoić wystarczająco zszargane nerwy, pocieszyć się czule, że to nie tak, że przychodziła po to, żeby się uczyć (pisanie wypracowań na studia było obowiązkiem, więc się absolutnie nie liczyło) — pojawiała się dla zemsty. Tak, dokładnie tak. Bo Lotte była zła — nie z charakteru, ten miała równie złoty co miękkie pukle opadające na wąskie ramiona — i żądała zadośćuczynienia za doznane krzywdy. Za paskudny atak Anioła oraz jego porwanie (wciąż czuje dotyk jego palców na łabędziej szyi i krtań sama zaciska się boleśnie nie pozwalając na nabranie głębszego tchu), na wstrętne dusze kradnące futro (szare oczy instynktownie z zaniepokojeniem sięgają nieba, jakby pośród błękitu miała dostrzec rdzawo-różowe kłęby cuchnące krwią) oraz jeszcze gorsze uwięzione duchy kobiet, palące delikatne ciało dziewczątka (żądały, domagały się pomocy, a przy tym raniły ją tak okrutnie sądząc, że dzięki temu dopną swego. Niedoczekanie). Jak widać więc na załączonym obrazku, kierowała nią uraza, a nie chęć samodoskonalenia się (albowiem już sama w sobie była absolutnie doskonała), więc wszelkie oskarżenia oraz łatki mogły ją pocałować w perfekcyjnie krągłe pośladki. Ale niechęć nie znikała, gdy tak przewracała kolejne stronice, wtulona rozkosznie w oparcie skórzanej kanapy, z nóżką założoną na nóżkę, gdzie mogła niecierpliwie kiwać niewielką stopą obutą w najładniejsze szpilki, hit obecnego sezonu. Jeśli nie byłaby równie dzielna, jak jest obecnie, tak załkałaby nad sobą gorzko, smutna niezmiernie, że musi się tak wysilać i dociekać, kiedy to władze miasta powinny się zatroszczyć o podobne sprawy. Powinni objąć troskliwą opieką mieszkańców, a w szczególności znamienitych członków kręgu (czyli jej skromną osobę) i nie pozwolić, aby potworności, chociażby ich sięgnęły. To, co jednak przeszło przez Saint Fall, a w końcu zapadnięcie się ziemi świadczyło, że się kompletnie na tym nie znają. Niemal prycha, chociaż dźwięk ten zakrywa cichutkim kaszlnięciem, który zakrywa knykciami niemal dotykając warg wygiętych w podkówkę, głowę również przekręca na bok nieśmiało, jakby była zawstydzona podobnym zachowaniem. Cała to szarada w stylu uczonego oraz migreny spowodowane natłokiem informacji miały jeden jedyny plusik. Odwracały uwagę od podłej zdrady, której doświadczyła. Nigdy, przenigdy nie ośmieliłaby stwierdzić, że Elianne mogłaby ją skrzywdzić. Jej kuzynka? Ta wstrętna żmija żyjąca razem z Lotte pod jednym dachem? To było już bardziej prawdopodobne, ale Eli? I do tego jeszcze wykorzystała złotowłosą syrenkę jako przykrywkę, przez co państwo L'Orfevre mogliby obarczyć ją winą za zaginięcie dziewuchy! A sama Charlotte? Och, jakże pędziła na złamanie karku, wynajętą taksówką, jak jakiś biedak zamiast luksusową limuzyną, aby tylko ocalić krewniaczkę przed potencjalnym mordercą, tylko po to, żeby okazało się, że "niewinna" Elianne postanowiła zwiać z Cavanaghiem. I jakby odwrócony krzyżyk na drogę, ale dlaczego akurat z tym draniem, z którym widywać się zmuszona była artystka? Podłość Mallorego nie zdziwiła jej wcale, na łamach Zwierciadła pokazał, co z niego za paskudny typ, ale Anne? Ile jeszcze musiała znieść cierpienia? Czy Lucyfer nie wystawiał już wystarczająco młodziutkiej Overtone na te swoje próby? Była ledwie debiutantką, nie musiał traktować jej tak podle. Westchnienie wymyka się mimowolnie, kiedy za ucho odgarnia złoty kosmyk. Kolejne westchnienie nakazuje skupienie. Najpierw opracuje zemstę na bytach nadnaturalnych, a potem sprowadzi niebo na ziemię, byleby ukarać czarowników za swe niecne występki. I będzie się śmiać perliście, gdy będą błagać ją o wybaczenie. Tak, tak będzie!

| rzut na konsekwencje z pierwszej części eventu tutaj: soczyste k1 na panikę.

[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Lotte Overtone dnia Sob Lis 04 2023, 19:41, w całości zmieniany 2 razy
Lotte Overtone
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Mallory Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Ósmy marca wydarł z niego resztki sił życiowych tak skrupulatnie, że nawet w porządny stan anabiozy nie udało mu się zapaść - zamiast tego jedynie obijał się o ściany i marniał w łóżku. Leżał i myślał, bo sen nie nadchodził, gdy potrzebował go najbardziej. Nieszczególnie pamiętał o jedzeniu i wypełzał ze swojej ostoi tylko w zrywach desperacji i niechęci do ostatecznego upodlenia się, bo przecież wiedział, że nie spodobałoby jej się to. Sam nie był obecnym stanem rzeczy zachwycony; umysł wciąż nie potrafił przejść do porządku dziennego z wydarzeniami, które rozegrały się na przestrzeni ostatnich tygodni. Prócz koszmarów i mrożących krew w żyłach rozmów z ojcem i matką, których nawet puchate bluzy i włączone ogrzewanie nie były w stanie ocieplić, dręczyły go pytania i niemożliwość uzyskania na nie odpowiedzi. Nie oszalał, by zwracać się o pomoc do władz miasta. Bliskich nie chciał męczyć, od razu po doczłapaniu do napisów końcowych horroru z końca lutego upewnił się jedynie, że żyją - tyle na razie musiało wystarczyć. Każda nadmierna interakcja z pewnością jedynie by rykoszetowała, więc wybrał najbezpieczniejszą opcję. Jak zwykle. Przewracanie się z boku na bok w końcu zaczęło mu jednak przeszkadzać. Odbił się od dna boleśnie, bo przypadkiem spadając na podłogę, przy czym kołdra nie amortyzowała upadku, jedynie opięła go jak sieć pajęcza i nim się wyplątał, kątem oka dostrzegł w lustrze swoje odbicie. Wyglądał prawie tak żałośnie, jak rok temu i wbrew pozorom nie mógł prosić o dotkliwiej wymierzony policzek, więc z zaciśniętymi zębami rozbroił pułapkę, wspierany cichymi, motywacyjnymi szeptami siostry aż do momentu stanięcia na własne nogi - chwiejnie jedynie w kilku procentach.
Proces powrotu do życia powinien rozpocząć zgodnie z tym, co nakazywała logika, a więc małymi kroczkami, więc oczywiście po przybraniu pozy niemal człowieczej, a przynajmniej takiej odbiegającej od halloweenowego przebierańca, rzucił się w samą paszczę lwa, bo przecież instynkt nigdy go nie zawodził. W jednej chwili pił kawę, w drugiej poprawiał przełożoną przez ramię torbę, wysiadając z taksówki tuż przed wejściem do biblioteki miejskiej.
Biblioteki Abernathych.
Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu, szukając śladów urazu, naturalnej konsekwencji straty swojego przyszłego właściciela... ale nie dostrzegł żadnej zmiany. Być może dlatego, że dawno w niej nie był, choć za dzieciaka mógł się pochwalić kartą stałego klienta. Czy to dlatego wydawała się tak obca? Ale co się nie wydawało? Nawet beton pod butami, odgłosy klaksonów i rytmiczny wpływ i odpływ ludzkiej masy wydawał się jakby wzięty z kosmosu. Życie płynęło swoim normalnym, nudnym rytmem pomimo tego, że świat stanął na głowie i silnie podejrzewał, że była to jedynie próba generalna. Najgorsze niechybnie miało jeszcze nadejść i, niestety, nie mógł dalej chować głowy w piasek, bo by się udusił. Było blisko, a przecież nie w ten sposób miał jej pomóc.
"Dasz radę", szepnęła łagodnie, jakby stała tuż obok; nabrał w płuca rześkiego powietrza, po czym wyciągnął z torby walkmana, na uszy naciągnął słuchawki i wraz z energicznym śpiewem Dave'a Bicklera wkroczył do najznamienitszej świątyni wiedzy w całej tej diabelnej mieścinie.
Po znajomych korytarzach sunął szybko, trochę się przy tym garbiąc, jakby w ten sposób mniej zwracał na siebie uwagę. Tłumów tu oczywiście nie było, wokół porozsiewały się te mniej i bardziej znajome twarze, które po równo ignorował, wzrok fiksując na celu: konkretnych kategoriach książek. Szeroko pojęta fantastyka próbowała zwrócić na siebie jego uwagę, ale jedynie mocniej chwycił pasek od torby i poszedł dalej, nawet nie zwalniając kroku. Zadanie było proste: odnaleźć możliwie jak najwięcej pozycji rozjaśniających wielką niewiadomą, w której miał nieszczęście brać udział. Nie zamierzał być szczególnie wybredny, ale i nie miał ku temu nawet możliwości, bo jak na złość powitały go puste regały. Nie sądził, że tak szybko zatęskni za miękkim materacem i ciepłem kołdry... za przyjemnie znajomą żółcią włosów, dostrzeżoną kątem oka i urokliwą na długie trzy sekundy, po których czar prysł i zamiast siostry, objawił mu się teatralny gremlin, istny ból głowy, próbujący udawać człowieka.
Prawdę mówiąc, wolałby już stapiać się z tą martwą ciszą, wypełniającą dom po brzegi jak wyjątkowo gęsta zupa albo nawet krzywić przez kolejne krzyki, dobiegające z jadalni, zamiast wysłuchiwać zaniepokojonych rozmów o wspaniałej pannie Overtone. Nie chciał jej współczuć, przełamywać spokojnego impasu, dzięki któremu chwilowo przestał widywać ją w czwartki, ale nie miał wyboru, bo matce usta się, jak nigdy, nie zamykały. Nie musiał rezygnować z tych pożal się wakacji, mógł po prostu odwrócić się na pięcie i wybrać inny dzień... przyznać się w ten sposób do kolejnej porażki i zniweczyć wysiłki, które dziś powziął, by przestać być całkowicie bezużytecznym.
Westchnął przeciągle.
Westchnął ponownie i to głośniej, gdy dostrzegł, jakie książki wokół siebie zgromadziła.
Ruszył w jej stronę. Z opieszałością ściągnął słuchawki, wraz z walkmanem upchał je niedbale do torby i po kilku dużych susach był już obok, w stosownej odległości, odczuwając niecharakterystyczną niezręczność, choć lewą rękę wsadził do kieszeni, a lewą opierał o torbę. Widzieli się po walentynkach i nawet wtedy nie było tak dziwnie, a przecież istniały logiczne ku temu podstawy. Pięknie - kolejne skutki uboczne podjęcia dwóch nierozważnych decyzji w jednym, pechowym dniu. Jakie będą kolejne?
Świat naprawdę musiał zejść na psy, skoro odeszłaś od czytania starych magazynów Vogue na rzecz ambitniejszych pozycji — rzucił na przywitanie, bo takie zwykłe, kulturalne, nie chciało mu przejść nie tyle przez gardło, co przez myśl, powyginaną nieobyczajnie przez niedookreślone, nieprzyjemne odczucie. — Ale wierzę, że twoja uprzejmość ma się równie dobrze, co zawsze i nie będzie ci przeszkadzać podzielenie się łupami — dodał, palec wskazujący kierując w stronę stosiku, po czym nie czekając na odpowiedź sięgnął po książkę dotyczącą historii regionu i usadowił się z nią na fotelu.
Mallory Cavanagh
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Lotte Overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
Z każdym dniem wspomnienia nabierają ciężaru, przypominają swą obecnością niematerialne byty, niemal duchy, które chłodem pamięci muskają mleczną skórę, przyprawiając ją o dreszcz możliwy. Nie ujawniają się bezpośrednio przed skąpanym w prozie codzienności umyśle, są jak cień dostrzeżony kątem oka, ruch w ciemnościach, który nie powinien mieć miejsca. Czasem wystarczy jedynie dźwięk, dziecięcy śmiech zdradzający psotę, by pewny stukot szpilek zamarł w pół kroku. Innym razem zaś słońce umykające na spotkanie nocy, oblewające dotąd błękit nieba różowym kolorytem zdobionym wstęgami złota i oranżu. Białe pióra ptactwa leżące opieszale na ziemi, krótkie oraz nie tak idealnie śnieżnobiałe, acz wywołujące natychmiastową chęć wycofania się, tudzież natychmiastowego przejścia na drugą stronę. To śmieszne, karciła się za każdym razem, smukłe paluszki dotkliwie zaciskając na przedramieniu, których odciski w postaci czerwonych sińców nosiła przynajmniej tydzień. To śmiesznie tak bać się, kiedy już nie było czego, przecież była już bezpieczna. Ale czy na pewno? Coś złośliwie szepce uporczywie do dziewczęcego ucha, podsuwając obraz plaży, która również uchodziła za bezpieczną pomimo tych wstrętnych bzdur o grasujących syrenach. Nie bała się, nie syren, wszak należały do jednego gatunku i generalnie mogłyby jej naskoczyć na muśnięty srebrną łuską ogon. Lecz to, z czym się spotkała, nie, tego nie dało się w prosty sposób ani wytłumaczyć, ani tego załatwić. Bezradność, w jaką podobna świadomość ją wprawiała, goryczą osiadała na języku i raptownie wszystko jęło smakować metalicznością, wilgocią, juchą. Taki stan rzeczy nie wprawiał Lotte w zachwyt, stąd musiała sięgnąć po prawdziwie drastyczne środki i dowiedzieć się wszystkiego na własną rękę. Brzmiało to okropnie męcząco, sugerowało wysiłek oraz drobiny piasku pod wrażliwymi powiekami, gdy tak zaczytywać się będzie w co nudniejsze rozprawki. Jednak czy miała inne wyjście? Normalnie, mogłaby poprosić o pomoc Elianne, słodka kuzynka posiadała umysł bardziej nastawiony na podobne dyrdymały, acz ta sama słodka kuzynka została okrutną żmiją wżynającą jadowite kły w drobną dłoń, która dotąd zadawała jej rozkosz głaskania i rozpieszczania na swój sposób. Czy nie dbała o nią wystarczająco? Czy nie zmuszała do socjalizowania się, tak aby nikt pełnym kpiny śmiechem nie obdarzał blondynki? Czy nie zapewniała jej rozrywki oraz drobnych przyjemności, wydarzeń na tyle znamiennych i cudownych, że mogłaby je lata później rzewnie wspominać? Ale nie, tamta wolała być wstrętną, niewdzięczną dziewuchą. I nagle nieszczęsna, jakże naiwna w swej dobroci artystka została sama. Nie licząc rodziny, służby, wielbicieli, koleżanek, przelotnych przyjaciółek, które zmieniała częściej niż rękawiczki, nie miała absolutnie nikogo! Nikogo, komu mogłaby opowiedzieć o tych straszliwych wydarzeniach, zasięgnąć rady, poprosić o zapewnienie, że nie zwariowała. Na próżno. Ach, jak mocno sobie współczuła! Gotowa ocierać swe kryształowe łzy, które nigdy nie napłyną, ponieważ lubiła nałożoną na rzęsy maskarę. Jednak należąc do istot nadwyraz dzielnych i odważnych, nie pozwoliła sobie na takowe zachowanie. Zagłębiała się za to sumiennie w kolejne książki, próbując, chociażby wyłuskać skrawek rzetelnej informacji, która pozwoliłaby zbliżyć się chociaż trochę do rozwiązania piętrzących się zagadek. Wszelkie notatki umieszczała w swoim notesiku, dopisując swoje jakże zmyślne komentarze, oprawiając w kwieciste zdania w języku francuskim. Ku jej zgryzocie, nie było ich aż tak wiele. W większości to, co czytała, to istny stek bzdur. Rozczarowujące.
Westchnienie raz jeszcze układa się na miękkich wargach, już ma wzlecieć w zawiesinę powietrza, gdy zamiera raptownie. Cień pada, duży, ogromny niż w rzeczywistości, a serce podnosi alert we wnętrzu. Trzepocze rozpaczliwie o pręty kościanej klatki, kwili niemo w bólu oraz zaznanym strachu. Mleczna skóra w meandrach wyobraźni nie jest już nieskazitelna, a posiada szereg otarć oraz zsinień, karmazynowych kresek przecięć. Krtań zaciska się, ponownie ogromna ręka sięga łabędziej szyi i w przypływie paniki, ta drobniejsza zaraz wybiega na spotkanie, upewniając się, że jest to jedynie widmo, że nic jej wcale nie dusi. Wiotkie ciało zastyga w bezruchu, jak zwierze co wybiegło na drogę i zostało oślepione reflektorami samochodu. Druga dłoń nadal zaciska się na książce, trzyma ją kurczowo niby ostatnią deskę ratunku, opiłowany w migdał paznokieć wżyna się w stronicę i Lotte chce krzyczeć, krzyczeć, krzyczeć, bo znalazł ją, bo znał jej imię, bo on tu jest i zaraz zginie, skończy marnie, pożegna się z ulubionymi babeczkami oraz alkoholowymi drinkami. Napastnik jest tuż obok, acz Overtone nie ma śmiałości spojrzeć w jego stronę, obierając najwyraźniej taktykę: jeśli ja ciebie nie widzę, to ty nie widzisz mnie tym bardziej. A potem agresor się odzywa. I całe napięcie pryska jak balon przebity ostrą igłą. Nie będzie się bowiem lękać obecności tego żałosnego pomiotu, ledwie imitującego człowieka. Nie pozwoli mu ujrzeć tej nieprzystojącej młódce słabości, nie zazna satysfakcji z jej strony. Duma i poczucie własnej wartości, ogrom własnego ego oraz typowy syrenom egoizm zmusza płuca do normalnej pracy, do regularnego tętna nieodbiegającego od codzienności. Maska wślizguje się na śliczne rysy twarzy, płynnie zastępując poprzednią. Lekkie zmrużenie oczu i już, już szarość spojrzenia sięga zieleni. Żołądek skręca się — ze wstrętu i poczucia niesprawiedliwości. Mieli przerwę. Konkretnie miesięczną, pozwalającą na wyleczenie się z psychicznych ran, na przywrócenie równowagi. A ten patałach, podła pijawka, ponury ponurak uznał, że po co być posłusznym wobec ostrożnego zawieszenia broni i postanowił ją rozczarować. Po raz kolejny. Dobre wrażenie podczas Uczty Ognia prysnęło w Walentynkowej atmosferze, kolejne spotkanie spędzili w ciszy oraz kompletnej obojętności ze strony aktoreczki, potem nadeszły te straszne chwile i...i teraz tu był. I zabierał jej książki. Może gdyby okoliczności były inne, ona wciąż płynęła wczesno-lutowym rytmem, tak złotowłosa wytknęłaby, że widać pilnie Mallory zwraca na nią uwagę, skoro wie, jakiego rodzaju oddaje się lekturze. Obecna Lotte jednak nie miała w sobie cierpliwości dla tego dużego dziecka ani jego patetycznych komentarzy, nie miała chęci na słowne utarczki, ani tym bardziej nie zamierzała znosić ewidentnie niechcianego towarzystwa. W ich śmiesznie żałosną szaradę mogą raz jeszcze zagrać w kwietniu. Marzec nadal smakował krwią i tym razem artystka zapragnęła krwi bruneta.
Cavanagh — beznamiętny, wręcz znudzony ton zagłusza wszelkie naturalnie słodkie tony jej głosu. Mina wyrażająca wręcz kamienny spokój, niezachwiany jego mało subtelnym komentarzem nie posiada typowej sobie uprzejmości. Wystarczy, postanawia, na dziś wystarczy Chociaż raz przydaj się na coś temu światu i idź się utop — radzi mu grzecznie szeptem, nim powróci do swojej lektury rozważając, czy skoro czytana księga nie ma tego, czego syrenka oczekuje, to czy nie powinna cisnąć nią w zakuty łeb mężczyzny.

| rzut na siłę woli w celu przełamania strachu — 65 + 5 siły woli = 70 (udany)
Lotte Overtone
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t152-frank-marwood
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t267-frank-marwood
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t289-gosci-we-mnie-przeszlosc
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t269-poczta-franka-marwooda
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f99-gniazdko
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1055-rachunek-bankowy-frank-marwood
kwiecień 20, 1985

Frank, chociaż był starszym człowiekiem, nigdy nie pozwalał sobie, aby wiek stał się przeszkodą w głębokim rozumieniu czeluści tajników magii. Tego ranka znalazł się w bibliotece (równie starej co on sam albo i bardziej) nie bez powodu. Zajęcia w szkółce miały rozpocząć się dopiero za 3 godziny, co dawało wystarczająco czasu, na teoretyczne rozważania. Ostatnio był tu częściej — na szczęście — miłość do tych ksiąg, jaką miał od dziecka, pogłębiała się z każdą wizytą. Nadchodzące zdarzenia miały wymagać przygotowania i właśnie ten czas zamierzał na nie wykorzystać. Dział poświęcony magii wariacyjnej w magicznej części Starej Biblioteki, już dawno przestał skrywać tajemnice. Wiekowe tomy i skorowidze świadczyły o bogactwie (tym niematerialnym) zgromadzonej przez pokolenia czarowników wiedzy. Dzisiaj zainteresowanie Marwooda skupiało się na unikatowych prędkościach materii podczas rzucania czarów z właśnie tej dziedziny, fascynującym aspekcie, który tak wprawnie łączyć pradawne teorie magiczne z praktyką.
W głębokiej koncentracji przewracał kolejne strony podręcznika niedostępnego dla dzieci, a często i studentów, zawierającej szczegółowe opisy procesów transformacji energetycznej i manipulacji materią. Uczeni przed laty opisywali, jak przy użyciu magii wariacyjnej można wpływać na prędkość i kierunek przemieszczania się cząsteczek z pentakla wprost w cel, osiągając efekty nieosiągalne dla tradycyjnych metod. Zdumiony był, jak wnikliwie przodkowie potrafili analizować i wykorzystywać te zjawiska. Upragniona alfa i omega przed nazwiskiem coś jednak znaczyła. Brak dostępu do współczesnych narzędzi pomiarowych — jedyne talent. To wystarczyło wtedy, wiec powinno wystarczyć i dzisiaj. Był przecież utalentowany — wiedział o tym doskonale od lat. Po prostu zostawił ten talent na rzecz rodziny, dalej opłakując ten fakt.
Czytał o wyjątkowych prędkościach, jakie osiągały elementy i materia w trakcie rzucania czarów, co zmuszało zmianę do zachowań, które znacząco wykraczały poza rozumienie zwykłej teorii magii. W dziedzinie wariacji manipulowanie prędkością przemieszczania się pozwalało na kreowanie fenomenów jak natychmiastowe skraplanie powietrza czy zmiana stanu skupienia metali bez konieczności stosowanie wysokiej temperatury, a to przecież tylko zalążek potencjału. Kolejne strony księgi opisywały eksperymenty, w których czarownicy potrafili przyspieszać i zwalniać ten ruch, tworząc bariery energetyczne, niemożliwe do przebicia. Zmiana wody w lód w ułamku sekundy? Jak bardzo chciał wrócić do momentu, w którym to wszystko byłoby proste. Zaraz się w nim znajdzie, musiał tylko przypomnieć sobie, po co znalazł się na tym świecie. Z błogosławieństwem samego Lucyfera. Panu niech będą dzięki.
Dzisiaj był szczególnie zaintrygowany rozdziałem poświęconym różnicom między siłą zaklęć na poziomie eksperckim a zaawansowanym. Przecież tak niewielu posiadło wiedze na temat tego pierwszego, a on miał być kolejny. Miał, bo tak sobie postanowił i nie zamierzał czekać, aż świat zrobi to za niego. Rozumiał, że kluczem do mistrzostwa była nie tylko znajomość dziedziny, ale też zrozumienie zasad, w czym pomagała oczywiście teoria magii, kolejny z jego koników. Eksperci pośród czarowników, którzy ujawnili się przez lata, skupiali się na kontrolowaniu i kierowaniu energii, jednak prawdziwa wiedza i moc polegała na kształtowaniu, korzystając z zasad choćby mechaniki kwantowanej. Teorii wariacyjnej pola? Mógł wymieniać i wymieniać.
Poznając te subtelne różnice, Marwood przypominał sobie wiedzę z czasów studiów, kiedy to po raz pierwszy zetknął się z zaawansowaną wiedzą. Teraz — z większym doświadczeniem — był w stanie docenić głębię i złożoność tych wszystkich koncepcji, które kiedyś wydawały się niepojęte. Był świadomy, że wciąż musiał się wiele nauczyć, ale umysł dalej miał chłonny. Kontynuował ten samodzielny kurs. Rewolucyjne zmiany na poziomie kwantowym czekały, aby je ruszyć. Tylko czy wtedy wciąż będą istnieć? Ot zagadka.
Zupełnie nowy wymiar możliwości był, prócz tego, że egocentryczną potrzebą, koniecznością. Świat miał i musiał się zmienić, a Frank nie zamierzał stać bezczynnie, gdy sam Lucyfer obiecał mu potęgę wynikającą z jego mocy. Egoizm, którego tak skrupulatnie się wyrzekał i pewna przykra zdolność do wmawiania sobie, że zasługuje na to — ile jeszcze lat musiał czekać? Te środki do eksplorowania fundamentów rzeczywistości były na wyciągnięcie starej i pomarszczonej dłoni, na której nieprzyjemnie błyszczała przecierana złota obrączka. Rozumiał świat, nie rozumiał własnej żony. Ot kolejna zagadka. We wczesnych próbach pamiętał entuzjazm młodości, lecz prócz podjętej decyzji, nie chciał pamiętać już własnych motywacji. Tak było łatwiej.
Zdawał sobie przecież sprawę, że nauka magii, podobnie jak każda inna ścieżka rozwoju, wymagała nieustannej pracy nad samym sobą i eksperymentowania, a przede wszystkim otwartości, kreatywności i ciekawości. Wiele już osiągnął, ale nie to, co sobie założył. Kolejna strona podręcznika niemal przecięła wskazujący palec, który szybki chwycił w usta, wyczuwając na nim pieczenie. Rozdział tym razem prawił o równowadze między wagą mocy (pamiętał eksperyment z 3 roku, gdy próbowali zważyć moc; ile waży odpowiedzialność?), a jej przeznaczeniu. To, co kiedyś wydawało się skomplikowane, dzisiaj było niczym więcej niż normalnością. Nawet jeśli przykrą. Potrzebną.
Kolejna strona — kolejny wielki cytat wielkich czarowników, wypisany na notesie, który jak zwykle leżał po jego prawicy, a na którym zapisywał najważniejsze dla siebie rzeczy. Takowych w warsztacie miał dziesiątki, a warsztat był zbyt dobrze zabezpieczony przed włamywaczami, by musiał obawiać się o ich stan i bezpieczeństwo. Zapisał jeszcze na marginesie kilka własnych wniosków, dwie notatki na temat najtrudniejszych czarów. Quantumnihil — niezwykły i jakże śmiertelny sposób. Moc tak głęboko wchodziła w ciało ofiary, że czyniła z niego nic więcej niż szkło. Szkło banalne do skruszenia jednym uderzeniem.
Oby nigdy nie musiał go użyć.
Oby nigdy nie miał ku temu chęci.
Książkę zamknął.

z tematu
Frank Marwood
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii