POSĄG LUCYFERA SIEWCY Przekazany przed latami przez anonimowego darczyńcę posąg będący obecnie chlubą szkółki kościelnej w Saint Fall. Ciężka, mosiężna rzeźba przedstawia Lucyfera jako pierwszego siewcę, który nauczył swoje dzieci posługiwania się magią, a po jego bogach znajduje się wzrastająca latorośl – młoda dziewczynka i chłopiec, patrzący na swojego nauczyciela z ufnością. Posąg prezentuje się dumnie na jednym z korytarzy i doglądany jest pieczołowicie zarówno przez siewców, jak i uczniów. Artysta, który go wykonał, pozostaje nieznany i anonimowy do dziś. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
marzec 19, 1985 — Czy ktoś z państwa wie, w jaki sposób dochodzi do zapłonu cząsteczek magii? Wzorkiem pognał po sali, szybko dostrzegając, że nie wiedział zupełnie nikt. Każde dziecko wpatrzone w swój zeszyt, jakby bojące się, że nieprawidłowa odpowiedź będzie skutkować złą oceną. — No, omawialiśmy to. Panie Vespertine? Może pan? — spojrzał na jednego z uczniów, siedzącego w trzeciej ławce. — Więc... — zaczął czternastoletni chłopak o płomiennorudych włosach i ziarnistych piegach na całej buzi. Jego starszy brat radził sobie doskonale, ostatnio napisał nawet list, że zaczął studia na tajnych kompletach, że wybrał teorię magii... — Więc trzeba je podpalić — orzekł Vespertine, na co pół klasy roześmiało się głośno. — Prawie dobrze! — Frank uśmiechnął się pod wąsem, kiwając młodziakowi głową, by usiadł. — Tak jak mówi pan Vespertine, bo jestem przekonany, że właśnie to miał na myśli — cząsteczka musi otrzymać odpowiedni impuls magiczny, który doprowadzi do re-ak... — cji! — odpowiedziała reszta klasy. Frank znów kiwnął głową, odwracając się do zielonej tablicy, na której kredą naskrobał kilka wzorów, potrzebnych do zrozumienia zagadnień. — Chociaż proces podpalania brzmi ekscytująco, to jednak naprawdę rutynowe zjawisko. Widzicie, magia podlega uniwersalnym zasadom, podobnie jak inne zjawiska fizyczne. To znaczy, że zawsze jak kopniecie gołą stopą w kamień, ten odpowie swoją siłą i złamiecie palucha. Podobnie jest z magią — może łamać paluchy, jeśli zostanie użyta nieprawidłowo. Dlatego właśnie mamy teorię magii. Zacznijcie notować — palcem postukał w zeszyt panny Beam z pierwszej ławki. — Na pewno doskonale pamiętacie, bo omawialiśmy to już, czym są cząsteczki magiczne. To nie są malutkie kuleczki lśniącego brokatu albo cekiny, jak można by było wnioskować z bajek. To formy energii, które zgrupowane tworzą to, co nazywamy czarem. Czyli wiele cząsteczek magicznych zebranych w kupę to czar. Może nie piszcie „kupa” — spojrzał z góry na zeszyt tej samej uczennicy, a klasa znów się roześmiała. — Napiszcie — i sam zaczął notować na tablicy — Cząsteczki magiczne tworzą czary. Tak. Wyobraźcie sobie, że jesteście archeologami, którzy znajdują starożytny artefakt i miotełką czyszczą go z kurzu i ziemi. Tak samo obchodzimy się z magią. Delikatnie. Więc czym jest podpalenie i jak podpalenie może być delikatne? Otóż proces zaczyna się w momencie koncentracji na danej cząsteczce. Cząsteczki dzielimy zależnie od swojego gatunku. Znacie dobrze gatunki magii, to jest jej dziedziny. Do podpalenia cząsteczek może dojść w użyciu każdej z nich, co nie da nam nic więcej niż... ogień. Odpowiednie skupienie powoduje gromadzenie się cząsteczek i wywołanie ich reakcji. Jakie to skupienie? — spojrzał na ucznia z ostatniej ławki, który dłubał właśnie w nosie. Nie odpowie mu... — Inkantacja. Czy ktoś zna czary wywołujące ogień? — odwrócił się do tablicy, gotowy zapisywać każdy przykład. — Ignifocus. — Dziedzina? — Eee. Chyba magia natury? Ale możliwe, że magia iluzji? — A co robi ten czar? — Zapala ogień w kominku, mama często używa... — Prawdziwy ogień, czy iluzoryczny? — A no tak. To magia natury. — Bardzo dobrze. — zapisał na tablicy Ignifocus, MN. — Ktoś jeszcze? — Flamma — odezwał się dziewczęcy głos. — Natura. — Vitailapada — prawdopodobnie wspomniał o tym któryś z młodych Bloodworthów, ale Marwood nie odwrócił się od tablicy, dalej pisząc. — Też natura. — Więc jak państwo widzą, mamy co najmniej cztery takie czary. Zajmiemy się teraz procesem. Zapiszcie, bo to będzie na egzaminie — notował już po prawej stronie tablicy. — Jeden. Wzbudzenie cząsteczki. Energia musi zostać dostarczona do atomu, aby wzbudzić jego elektrony. To ten moment, kiedy inkantujecie czar, moc wzbiera się i kumuluje w cząsteczce. Dwa. Przejście do stanu metafizycznego. Trudne słowo, wiem. Me-ta-fi-zy-czny. To etap, w którym cząsteczka staje się bardziej podatna na manipulacje i kierowanie jej energią. Trzy. Utrzymanie równowagi energetycznej. Odpowiednia inkantacja budzi w cząsteczce proces spalania. To tak jakbyście wrzucili zapałkę do benzyny. Podpali się prawda? Tak samo inkantacja działa, jak ta zapałka, a cząsteczka jak benzyna. Inkantacja i skupienie odpowiada za odpowiednią równowagę i harmonię, żeby nie okazało się, że proste odpalenie świeczki zakończy się wybuchem wosku w twarz. Cztery. Wypalenie. Po odpowiednio wypowiedzianej inkantacji, gdy wszystko zadziała, cząsteczka ostatecznie unika samozniszczeniu w efekcie spalania. Tak jak karta — chwycił jedną z kartek z biurka, zupełnie czystą i niezapisaną, a następnie zgniótł ją w kulkę, którą umieścił na wolnym krańcu biurka. — Flamma — wypowiedziany czar natychmiastowo podpalił papier, który jeszcze przez chwilę dymił się, aż w końcu ostatecznie dopalił, odrobinę brudząc biurko. Klasa tkwiła na zmianę w milczeniu i okrzykach rozbawienia. Tego potrzebował, odrobinę zainteresowania, żeby najbardziej angażujący i tym samym najtrudniejszy (przynajmniej w opinii siewcy) przedmiot rozbudził potrzebę wiedzy tych milusińskich. — Czasem moja żona dodaje piątą część procesu. Mycie i szorowanie — spojrzał na plamę, drapiąc się po wąsach. Przecież nic wielkiego się nie stało. — Ale tego nie zapisujcie ani jej nie powtarzajcie — krótkie mrugnięcie okiem i tadam, życie znowu ma sens. Znowu — na dwadzieścia minut — Frank zapomniał o trudach niezrealizowanych marzeń, o potrzebie ucieczki stąd, o zostawieniu jej i ich, tylko po to, by stworzyć coś, co mu obiecano. Zegar wskazał punktualnie 4, a to oznaczało koniec lekcji. Uczniowie doskonale zdawali sobie z tego sprawę, stopniowo zgarniając swoje manatki z biurek, a on — jak gdyby nigdy nic — chwycił za gąbkę, nieco wilgotną od wody, próbując ostrą krawędzią doczyścić zniszczony fragment szkolnego biurka. Nikt go za to nie policzy. Prawdopodobnie. Prawda? z tematu |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii