Blair Scully
ILUZJI : 23
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 178
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
04.1985Burn the WitchBlair Scully, Sierra IgnacioStrach narastał. Kolonialne Salem pogrążone było w chaosie, w którym to chrześcijańscy duchowni byli żądni krwi jak nigdy. Było już po żniwach - chłopi zeszli z pól, a sala rozpraw wydawała się być cały dzień w ruchu. Tam prostymi wyrokami życie traciły i wiedźmy i niewiedźmy. Wystarczył mały donos, bo coś nie grało, bo ten czarny kot zatrzymał się chwilę dłużej przy winnej, bo mój mąż oko na niej zawiesił - wystarczyło bardzo niewiele, żeby doprowadzić kogoś właśnie tutaj, gdzie dzisiaj miała odbyć się moja rozprawa. Chwila nieuwagi, może nawet głupoty, zbyt dużej pewności siebie. To miał być szybki rytuał, nikt miał się nie dowiedzieć. Księżyc jasno świecił, gdy wymykałam się z domu tylnymi drzwiami. W jednym ręku trzymałam mały woreczek, gdzie zmieszana mąka, sól, popiół miały być mi potrzebne, a w większej kieszeni fartucha znajdowało się pięć świec. Pobiegłam gęstwiną, tam z dala od głównej drogi. Myślałam, że dzikie krzewy i hukanie sowy ochronią mnie przed wścibskimi oczami niemagicznych, ale nic bardziej mylnego. Panna Scully..? - usłyszałam, gdy zza pleców zobaczył mnie syn myśliwego. - Czy zdaje sobie Panna sprawę, że jest podejrzana popełnienia jednego z najbardziej bluźnierczych przestępstw ostatniego czasu..? Za które przewidziana jest tylko jedna kara? - Słowa sędziego prawie do mnie nie dochodziły, gdy skuta siedziałam na ławce oskarżonych. Uniosłam wzrok w kierunku widowni, gdzie sine i podkrążone oczy próbowały wyłapać z tłumu znajome twarzy matki, ojca i braci. Udało mi się w tłumie znaleźć tylko jedną, bliską mi osobę. Tą, która jeszcze dzień wcześniej, gdy czekałam na swój proces, próbowała namówić strażników, żeby dali jej przekazać mi bochen świeżego chleba. Nigdy nie oceniłam Sierry przez jej kolor skóry, czy jej status. Nie była ona moją służką, lecz przyjaciółką.. prawdziwą przyjaciółką. - Tak, jestem świadoma tych zarzutów.. - Łamiący głos wydostał się z mojej krtani, gdy wreszcie nabrałam odwagi, żeby spojrzeć sędziemu prosto w twarz. - Co ma więc Panna na swoją obronę, jeżeli nie zamierza przyznać się do winy? - Spytał, a ja tylko głośno przełknęłam ślinę. - Jestem winna. Choć nie wszystkiemu, co mi zarzucacie. - Na sali można było usłyszeć głębokie poruszenie, gdzie inni osadnicy zaczęli szeptać między sobą wrogie dla mnie słowa. - Nigdy nie opuściłam Boga. Tak jak uczyli mnie rodzice, tak jak uczył mnie ksiądz, który ochrzcił mnie gdy byłam niemowlęciem, zawsze byłam i będę wierna Świętej Trójcy. - Odniosłam wrażenie, że wszyscy byli coraz bardziej zdezorientowani, mimo że sędzia zachował grobową minę. - Winny, którego szukacie, jest pośród was. Siedzi na tych ławkach i oceniająco patrzy się na mnie i będzie się patrzeć na następną kobietę, która ma zostać osądzona po moim procesie. - Zwróciłam się teraz z lekkim rozgoryczeniem do tłumu, który słuchany był w moje słowa. - To ta osoba groźbami, szeptami, namowami zmuszała mni-... - Przerwałam nagle, a twarz moja zamarzła. Minęły może sekundy, gdy łomot rozległ się po sądowej sali, bo padłam jak kłoda na drewnianą posadzkę. Przez chwilę leżałam bez ruchu, nie oddychając, jakbym wraz z upadkiem uszło ze mnie życie. Wszystko to trwało może dwadzieścia sekund grozy, kiedy nagle zaczerpnęłam świeżego powietrza, a struny głosowe napięły się, gdy krzyk opuszczał moją krtań. - NIE! PROSZĘ! PRZE-.. PRZESTAŃ! SIERRA, PROSZĘ, WYJDŹ! WYJDŹ Z MOJEJ GŁOWY! TO BOLI! - Dalej krzyczałam, tarzając się teraz po podłodze. Wykrzywione ciało, co chwilę w innej pozycji, świadczyć mogło jedynie o tym, że coś, a może ktoś powoduje mi ból. Nic mi jednak się nie działo. Chciałam po prostu przeżyć dzisiejszy dzień. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : saint fall, stare miasto
Zawód : studentka, prowadzi antykwariat
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
Zanim stałam się sierotą, było mi łatwiej. Kobiety takie jak ja o korzeniach tak pięknych, jak hiszpańskie wybrzeża, nawet radziły sobie w Nowym Świecie. Wystarczyło składać dłonie do modlitwy i gorliwie wypowiadać imię Boga i Jezusa Chrystusa, aby stać się poważną i szanowaną członkinią społeczeństwa. Wystarczyło zamknąć oczy i marzyć, aby marzenia ziściły się w tym pięknym świecie. Daleko od francuskiej propagandy, daleko od wojen i najazdów. Wystarczyło rozprawić się z rdzennymi mieszkańcami tych ziem i Nowa Anglia miała należeć do nas. Do ludzi. Nie potrafiłam czytać, ale słyszałam o biblii wiele. Tutejszy kaznodzieja opowiadał piękne historie na temat cudów, zmiany wody w wino i wybawicielach, którzy mieli ocalić każdego człowieka. Wierzyłam mu na słowo, bo czemu miałabym nie wierzyć? Gdy miałam 15 lat, zginęli moi rodzice. Cholera — orzekł lekarz. Cholera — powiedziała Sierra. Cholera — ostatni dech wyzionęła Stella. Od tamtej pory ciężko było radzić sobie w mieście. Łapałam się podstawowych prac, jak szycie, ale i to nie było w stanie zapewnić godziwej wypłaty. Potrzebowałam męża, który by mnie utrzymywał, ale podobno ciężko było ze mną wytrzymać. Cholera — powiedziała Sierra. Cholera — odpowiedziała Blair Scully, wyciągając pomocną dłoń, gdy znalazłam się na samym dnie rzeczywistości. Brudna i niepotrzebna, to ona wpuściła mnie do swojego salonu, odziała i pozwoliła pracować dla siebie. Nie było mi z nią źle, nie miałam potrzeby zmiany pracodawcy. Chłopak, który pracował w pobliskich stajniach, od dawna mrugał do mnie nienachalnie, ale nie miałam odwagi, by to zauważyć. Wszystko zmieniło się, gdy moja pracodawczyni została oskarżona o czary. Słyszałam o takich, co nie wierzą w Jezusa Chrystusa, co są złe i podłe i modlą się do diabła, ale nigdy nie sądziłam, że przyszło mi u takiej żyć. Dlatego też nie uwierzyłam w ani jedno słowo, a gdy z oczu kobiety leciały łzy, tak ja trzymałam ją za rękę i wspierałam. Nie byłaby przecież zdolna do tak potwornej zbrodni, jaką było czarownictwo. W końcu sądy postawiły ją przed swoim obliczem i nakazały spowiedź, a ja usiadłam na widowni, ściskając ręce jak do pacierza i prosiłam Boga, aby te bzdury jak najszybciej się skończyły. Było mi jej żal. Było mi siebie żal. Z ciekawością patrzyłam na oskarżoną i oskarżyciela, słuchałam każdego jej słowa. Miała rację — przecież nie była winna. Już niemal rozpogodziłam się, gdy kobieta powiedziała, że na widowni jest ktoś, kogo to wina. Rozejrzałam się więc szybko, tak samo, jak wszyscy inni, jakby wypatrywali tego mistycznego kogoś, o którym mówi. Wtedy moja pracodawczyni rozpoczęła swój krzyk. Na początku nie wierzyłam, że powiedziała moje imię. Ba. Wydawało mi się, że się przesłyszałam. Przerażona i biedna, przypatrywałam się jej bez złości, bo prawda doszła do mnie później. Z głowy...? Ja...? Przecież ja nigdy...? Wstrzymałam dech. Już wiedziałam, co się święci. Blair Scully była winna, a ja miałam zostać jej kozłem ofiarnym. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy ona wciąż krzyczała. Łzy spłynęły po policzkach, gdy uderzyła ciałem w ziemię. — Czy jest na sali Sierra? Nazwisko pominięto — spytał gruby sędzia, a ja skuliłam się w sobie. Nie chciałam, aby mnie dostrzegł, ale jak mogłam teraz uciec? |
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara