We mourn what has been lost, and tomorrow, we riseDopiero stojąc przy burcie statku, który odpływał z głównego portu w Algierze przypomniała sobie jak ojciec przed wieloma, wieloma laty zabierał ją na targ. Zawsze kupował jej mhadjeb z cebulą i serem, przy kolejnych stoiskach pozwalał skosztować świeżych owoców. Nie znała liter, ale znała doskonale smak soczystych truskawek zbieranych o poranku. Przesuwa dłoń po chropowatej barierce spoglądając na port, który z każdą chwilą staje się coraz bardziej odległy. Za
bilet zapłaciła własnym ciałem; nie pierwszy i nie ostatni raz. Jeśli coś wiedziała o walutach to było to, że bywały bardzo różne. Każdy miał swoją stawkę. Nie miała dokumentów, nie miała żadnych świadectw, nie miała nic. Poza sobą i torbą wypełnioną garstką ubrań i sprzętem do tworzenia biżuterii. Statek płynął dalej, a ona z każdym metrem żegnała matkę, ojca, siostrę, brata i kraj pogrążony w domowej wojnie. Nie było w nim miejsca dla kogoś takiego jak ona.
Ojciec zawsze mówił: Lila, naucz się tego, a będzie ci w życiu łatwiej. Posiadał jednego syna i dwie córki, żonę i mały warsztat jubilerski, w którym naprawiał poniszczoną biżuterię sąsiadów od czasu do czasu zaklinając ją magicznie, go ktoś sobie tego zażyczył. Dobrze pamiętała jak Nadim pomagał mu po szkole. Umiejętnościami szybko przewyższył ojca i to od niego zaczęła uczyć się sztuk złotniczych. Tahira nie podzielała jej zainteresowań.
Zdjęła z głowy beżową chustę i pozwoliła by wiatr rozsypał czarne włosy. Wzięła głęboki wdech i pomyślała o tym, że zapach morskiej soli jeszcze nigdy nie wydawał się jej tak piękny, jak teraz. Swoją pierwszą wycieczkę nad morze pamiętała przez mgłę. Nadim i Tahira brodzili po kolana w wodzie, ojciec paląc papierosa czytał gazetę, matka kucała otwierając ramiona by przybiegła się do niej przytulić. Rok później Algieria odzyskała niepodległość a publiczne niepokoje stały się jeszcze bardziej odczuwalne. Jeszcze wtedy tego nie wiedziała.
Kiedy w końcu uwolnisz w sobie magię, nauczę cię zaklinać, powiedział wtedy Nadim. Dotrzymał słowa. Do dziś uważała go za mistrza zaklinania i będzie w ten sam sposób myślała o nim za kolejne siedem lat. Gdy widziała się z nim po raz ostatni, nie miał sobie równych. Czasem się zastanawiała, czy nie zaczął w końcu przypominać demonów, które zamykał w codziennych przedmiotach i świecidełkach, które zrobił.
Jeśli mam cokolwiek zakląć w tym pierścionku, to musi on być wyjątkowy. Magiczna biżuteria ze skazą? Tak się po prostu nie robi, kręcił zawsze głową marszcząc przy tym brwi. Kiedy opanowała już podstawowe umiejętności pozwalał jej czasem sobie pomagać.
Podaj mi tamten frez. Nie, sama nie możesz jeszcze tego zrobić, musisz mieć własne uchwyty. Uchwyty muszą być dopasowane do dłoni, inaczej nic dobrego z tej nie wyjdzie. Po kilku kolejnych latach nawet nie musiał konkretyzować swoich próśb, Lila doskonale wiedziała, czego potrzebował.
Odgarnęła włosy z twarzy wpatrując się w granatową toń morza śródziemnego. Słyszała, że czasem pływającym po nim statkom towarzyszą delfiny. Żadnego jednak nie dostrzegła.
Miała siedem lat, gdy obudziła się w niej magia. Nie mogła dosięgnąć ustawionego na jednej z wyższych półek kredensu talerza, o który prosiła matka. Nie chcąc sięgać po stołek stawała na palcach i wyciągała ręce, jednak wciąż odległość była zbyt duża. Wreszcie zsunął się gładko z półki i powoli wylądował w jej dłoniach. W końcu i najmłodsze dziecko Amira i Saidy zaznało magii. W końcu i dla niej nadszedł czas by zacząć poznawać jej tajniki w przyświątynnej szkółce. Magia powstania okazała się dla niej najważniejszą z dziedzin i główną, którą rozwijała. Tylko w jej przypadku Lila okazywała się sumienną uczennicą. W dniu, w którym oficjalnie dołączyła do magicznej społeczności, otrzymując pentakl i athame dostała też pierwszą możliwość nauki zaklinania.
Nigdy nie przeceniaj swoich możliwości, mówił Nadim a ojciec mu przytakiwał.
Musisz być pewna, że jesteś w stanie zakląć w przedmiocie demona, że to nie okaże się ponad twoje siły. Pierwszy raz się nie udał. Drugi i trzeci poszły zaledwie trochę lepiej. Praktyka czyni jednak mistrza, a Lila uczyła się sztuki zaklinania zawzięcie, rytuał za rytuałem. Zaklinanie i oczyszczanie. Czasem zapominała o tym drugim a wtedy Nadim nie wpuszczał jej do pracowni. Zawsze była zawzięta a charakter miała niełatwy. W tym czasie ubyło im też sąsiadów - Francuzi i francuscy sympatycy opuszczali Algierię bez względu na to, czy byli magiczni, czy nie. Jeśli nie sami, to z pomocą.
Port był już ledwie widoczny. Wyciągnęła z kieszeni spódnicy seledynową wstążkę. Tahira przed ślubem zawsze wiązała nią warkocz. Pamiętała, że tamtego dnia od rana ćwiczyła magię powstania. Po wyjściu za mąż jej siostra zamieszkała w innym mieście. Decyzja o wyjeździe okazała się fatalna w skutkach. Po niespełna dwóch latach oboje zginęli podczas wybuchu bomby podłożonej w restauracji prowadzonej rzekomo przez Francuza. Podobno żył dobrze z tutejszymi; jak było naprawdę, tego już nikt się nigdy nie dowie. Osieroconym dzieckiem zajął się Nadim i jego żona. Wtedy też skończyło się i beztroskie życie Lili. Wydana została wbrew własnej woli za człowieka, który wedle jej ojca był w stanie zapewnić jej godziwy byt, spokój ducha i bezpieczeństwo. Khalil ostatecznie nie spełnił żadnego z tych kryteriów. Po ślubie wziął Lilę siłą, by później już tylko powtarzać ten sam schemat co kilka nocy. Po dwóch latach wysnuł wniosek, że ta złośliwie nie chce urodzić mu dziecka. Jedną ciążę straciła, o pozostałe modliła się, by do nich nie doszło. Diabeł ją wysłuchał, może aż zbyt dobrze.
Zaklinanie praktykowała zawsze, gdy Khalila nie było w domu. Nauczyła się radzić sobie sama, bez pomocy ojca i Nadima - w listach oszukiwała ich, że wiedzie dobre życie. Ojciec stracił już Tahirę, Lila musiała być silna. Po cichu i w tajemnicy zaczęła uczyć się angielskiego rozumiejąc już, że to język zdecydowanie bardziej międzynarodowy niż francuski. Gdy Khalil to odkrył, nie pozostawił tego bez siniaka. Znał się na magii odpychania.
Wypuściła wstążkę z dłoni. Bądź wolna, Tahira, choć Farukh nie był jak Khalil. Bądź wolna, pomyślała spoglądając na seledynowy materiał wpadający w otchłań wody. Materiał powoli nasiąkł wodą i Lila miała nadzieję, że pójdzie na dno. Nic z tego, za tydzień okaże się, że fale wyrzuciły go na brzeg niedaleko portu razem ze stertą śmieci.
Khalil choć upodobał sobie stosowanie przemocy względem swojej żony upodobał sobie również jej umiejętności i zysk, jaki się z nimi wiązał. Za nic sobie robił dolegliwości, jakie szły za nimi w parze. Rytuały oczyszczenia wykonywała po cichu, w nocy. Gdy nie dawała już rady, wystarczyło kilka siarczystych policzków, a po obiedzie należało zaspokoić własne potrzeby. Któregoś dnia Lila powiedziała sobie, że już nigdy więcej.
Podczas potulnej do sklepu zdecydowała się wstąpić do jednego z portowych barów; by sprawdzić, czy stojący za barem mężczyzna naleje jej kieliszek mocnego alkoholu. Nalał, choć godzina była jeszcze wczesna.
Remingtona trudno było przeoczyć. Nikt w lokalu nie był tak wielki jak on. Był tam też niemal jedynym białym. Zebrała się więc w sobie by do niego podejść i prostolinijnie zapytać, czy jest marynarzem i wypływa z Algierii. Nie miała wiele pieniędzy i była gotowa zaproponować mu samą siebie. Bo i co mogło ją spotkać gorszego? Przystał na to dużo bardziej ochoczo niż się w ogóle spodziewała, a gdy nadszedł wyznaczony dzień - a raczej noc - była przygotowana. Długo ćwiczyła zaklęcie, przy pomocy którego Khalil zasnął mocnym snem; nie obudził go nawet talerz, który rzuciła na podłogę dla sprawdzenia. Spakowała się pospiesznie, najwięcej czasu przeznaczając na zabezpieczenie sprzętu do pracy, nasunęła na głowę chustę i wymknęła się z domu, do którego już nigdy nie zamierzała wracać.
Nie mogła dłużej stać przy burcie. Musiała wrócić do malutkiej kajutki.
* * *
Ameryka była w jej czarnych oczach nowym początkiem i spełnionym snem o wolności. Nie na długo; Lila szybko przekonała się, że bez odpowiedniej znajomości języka, swoim kolorem skóry i brakiem dokumentów wcale nie będzie jej tak łatwo, jak przedstawiał to Jack. Powrót nie wchodził w grę. Bostońska społeczność nie tylko arabska, ale i każda inna, nie powitała jej z otwartymi ramionami, jednak udało się Lili wynająć niewielki pokoik z oknem wychodzącym na wschód. O świcie budziły ją promienie słońca łaskoczące twarz i towarzyszyły przez kolejne kilka godzin, podczas których zajmowała się tworzeniem magicznych bransolet dla mieszkających w sąsiedztwie Hindusek, które zainteresowały się nią dzięki kilku zaczepkom na targu i poczcie pantoflowej. Wspierała się przy tym magią powstania, do której przyłożyła się teraz jeszcze bardziej a to, co potrafiła i czego się uczyła, stało się dla niej pierwszorzędne. Rozpuszczenie wici i udowodnienie, że zna się na tym, co robi, było jedynym sposobem by dalej tworzyć i zaklinać. Wieczorami pracowała jako kelnerka w taniej egipskiej restauracji. To tam poznała Barindrę, drobnego złodziejaszka, który posiadał znajomości, których potrzebowała.
Ja, Lila, znam ludzi, którzy załatwią ci paszport. A, dowód osobisty też. Ale, ma się rozumieć, nie za darmo..., mówił, a ona słuchała, bo potrzebowała tych dokumentów.
Paszport kosztował ją trzy tysiące dolarów, trzynaście zaklętych przedmiotów, podzielenie kilku kradzionych diamentów na mniejsze części i sześć nocy z Michaelem, który bez ostatniego zobowiązania nie zamierzał jej nic przynosić. Dowód osobisty kosztował drugie tyle. Być może nie byłaby w stanie tego spłacić, gdyby nie niewielka pomoc Remingtona. Nie chciała być mu dłużna, ale nie miała wyjścia.
Decyzja o wyjeździe z Bostonu zapadła szybko. Posiadając niezbędne dokumenty - choć fałszywe, były naprawdę dobrze zrobione.
Warto było się za nie upokorzyć, kiwała głową spoglądając na błyszczący pasek w paszporcie. Spakowała się w walizki, tym razem nie jedną, a dwie, starannie zapakowała swój sprzęt i pojechała na dworzec autobusowy by kupić bilet. Obiecała sobie, że nie będzie się wychylać, jednak gdy kierowca wrzucił bez pardonu walizkę, w której schowała narzędzia do luku bagażowego wszczęła awanturę. Nie odjechała o wyznaczonej godzinie. Musiała poczekać na kolejny kurs.
Wszystko musiała zacząć od nowa, w ten sam sposób. Małe mieszkanie w podrzędnej dzielnicy,
tym razem przynajmniej łazienka jest większa, niż dwa metry kwadratowe, myślała, odkręcając kran przy umywalce. Ponownie przyszło jej podszepnąć jednej i drugiej osobie o usługach jakie oferowała i kolejny raz udowadniać, że zna się na swoim fachu. Mieszkanie w Sonk Road i zaklinanie przedmiotów, które nie powinny wpaść w nieodpowiednie ręce miało to do siebie, że sporo się dowiadywała. W końcu postanowiła wykorzystać i to. Informacje też miały przecież swoją wartość. Nocna praca za barem była dodatkowym zajęciem. Lubiła zabawiać klientów swoimi opowieściami - nim skończyła, oni zamawiali czwarte piwo.
Zaproszenie przyszło niespodziewanie i chyba nie do końca było prawdziwym zaproszeniem. Poszła, po złości, sądząc, że Jack wcale nie chce, żeby z nim szła. Kowen Nocy okazał się stałą w oceanie zmiennych w życiu Lili. Dwa lata później przyjęła chrzest, poznając tym samym sekrety Kowenu. Ukoronowaniem tego stał się tatuaż na piersi łączący księżyc i wzory z jej rodzinnych stron. Wtedy już była pewna, że to nie Lucyfer, ale właśnie Lilith wysłuchiwała jej modlitw, gdy mieszkała jeszcze z Khalilem. Ufając Zuge zajęła swoje miejsce w Kręgu by znaleźć w innych opokę i stać się nią również dla nich. Otwarcie służy swoimi umiejętnościami Kowenowi, choć nie zawsze za darmo - musi się jakoś utrzymywać. Znajomość z Cecilem Fogartym przyszła szybko. Była w stanie pomóc zdobyć mu to, czego szukał, on w zamian zapewniał to, czego potrzebowała. Cień, choć często go nie zauważała, okazał się dobrym sprzymierzeńcem.
Od czterech lat wynajmuje niewielkie mieszkanie w zapyziałej kamienicy w Sonk Road, które przez ten czas zdążyło przesiąknąć zapachem kadzideł. Posiadając odpowiednie kontakty łatwo można trafić do baru, w którym pracuje i złożyć zamówienie.