Witaj,
Tessa Fogarty
ILUZJI : 10
SIŁA WOLI : 17
PŻ : 173
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1237-teresa-b-fogarty#12123
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1717-tessa-fogarty#23481
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1724-un-saint-teresa#23610
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1718-poczta-tessy#23485
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/https://www.dieacnocte.com/t1715-rachunek-bankowy-teresa-fogarty#23477
ILUZJI : 10
SIŁA WOLI : 17
PŻ : 173
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 10
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1237-teresa-b-fogarty#12123
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1717-tessa-fogarty#23481
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1724-un-saint-teresa#23610
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1718-poczta-tessy#23485
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/https://www.dieacnocte.com/t1715-rachunek-bankowy-teresa-fogarty#23477

Teresa Barbara Tessa Fogarty

fc. Lily-Rose Depp






nazwisko matki Rubinoff
data urodzenia 20 października 1961
miejsce zamieszkania Saint Fall
zawód urzędniczka w Magicznych Referatach Hellridge (komisja ds. kontaktu z niemagicznymi), złodziejka wspomnień
status majątkowy przeciętny
stan cywilny panna
wzrost 175 cm
waga 60 kg
kolor oczu piwne
kolor włosów ciemny blond
odmienność słuchaczka
umiejętność n/d
stan zdrowia choroba afektywna-dwubiegunowa (niezdiagnozowana), syndrom dioskurów łączący ją z Cecilem
znaki szczególne dłonie zawsze okryte rękawiczkami, podłużna blizna w okolicy obojczyka, znamię czarownicy w kształcie małego księżyca w ostatniej kwadrze za uchem

magia natury: 0 (I)
magia iluzji: 10 (II)
magia powstania: 0 (I)
magia odpychania: 0 (I)
magia anatomiczna: 0 (I)
magia wariacyjna: 0 (I)
siła woli: 17 (II)
zatrucie magiczne: 2

sprawność: 3
SZYBKOŚĆ: I (1)
WALKA WRĘCZ: I (1)
STRZELECTWO SPORTOWE: I (1)
charyzma: 12
KŁAMSTWO: II (6)
PERSWAZJA: II (6)
wiedza: 10
PRAWO: II (6)
JĘZYK MIGOWY: I (1)
ZARZĄDZANIE I EKONOMIA: I (1)
LITERATURA: I (1)
TEORIA MAGII: I (1)
talenty: 8 (+2)
PERCEPCJA: II (6)
CELOWANIE: I (1)
ZRĘCZNOŚĆ DŁONI: I (1)
PRAWO JAZDY: I (1)
TROPIENIE: I (1)
reszta: 0



rozpoznawalność I (anonim)
elementary school STONEWELL
high school WHITEWATER TECHNICAL SCHOOL
edukacja wyższa SAINT FALL UNIVERSITY – ADMINISTRACJA – BA
moje największe marzenie to oddzielenie się od emocji Cecila, by odkryć swoje własne; życie w dużym mieście, by móc cieszyć się iluzją anonimowości; dni bez irracjonalnego strachu i trzymania broni pod poduszką
najbardziej boję się szaleństwa jakie kiedyś ją pochłonie razem z głosami i ruminacjami, stania się wierną kopią matki, ciasnych i przytłaczających ciemnością pomieszczeń, śmierci brata
w wolnym czasie lubię głośną muzykę i ciche rozmowy, wyjeżdżać za miasto, by na chwilę zapomnieć, gin z tonikiem, niezmącony spokój
mój znak zodiaku to waga


your mother wouldn't approve of how my mother raised me
but I do, I think I do

Pokryte bluszczem mury, zaniedbany żywopłot oddzielający posiadłość będącą odległym echem dawnych lat świetności — wszystko zdawało się podejmować próbę ukrycia przed światem wszelkich śladów niechlubnej historii, pogrzebania w pamięci hańby jaką stanowili mieszkańcy tego domu. Jak na złość nie dali się zakopać, wciąż przypominali o swojej obecności tu i ówdzie, nieważne jak mocno starano się zepchnąć ich na margines. W całej niechęci żywionej wobec nazwiska Fogarty kryła się odrobina strachu. Byli uosobieniem groźby, że chaos powróci znowu na senne ulice niewielkiej mieściny i za ich sprawą zamieszka między nimi na dobre. Nim jednak maleńka Teresa wyrosła i dowiedziała się pewnych prawd o życiu, o historii i o ludziach ją otaczających, a spojrzenie piwnych ocząt utraciło swoją niewinność, z ciekawością przypatrywała się zjawom snującym się po domu strachów i rysowała w swoim dziecięcym umyśle rys charakterologiczny fantomicznych bytów otaczających ją.
Pierwszy z duchów, ten rzadki okaz, spotykany wyłącznie w określonych porach dnia, figura mająca stanowić autorytet, ale to określenie było czystą abstrakcją, gdy spoglądało się na niego — ojciec. Być może na którymś etapie swojego życia Arden za punkt honoru obrał sprawienie, by chociaż częściowo skaza jego nazwiska straciła na znaczeniu. Być może szanowany zawód lekarski miał mu w tym pomóc, a dzięki zdobytej wiedzy, badaniom i osiągnięciom stałby się kimś. Uznano by jego autorytet, napisano by o nim w podręcznikach i dla odmiany przy nazwie ich rodu pojawiłaby się jednoznacznie pozytywna informacja. Do tego nie doszło, a brak wyrazistości, rozmazanie konturu sylwetki powłóczącej nogami poprzez domowe korytarze sprawiało, że mężczyzna zanikał w pamięci swoich dzieci.
Niemożliwą do pominięcia była jego małżonka, krocząca z dumą i zadartym podbródkiem akcentującym długą szyję kobiety, strojąc się na co dzień w długie suknie i biżuterię — jako pani tego domu nie miała szansy na zaproszenie do posiadłości bogatych dam Kręgu. Zajmowało jej to całe dnie, a wszelkie przyziemne obowiązki, jakie powinny wypełniać godziny miast próżnych rozrywek, zrzucała na barki innych. Bowiem Camellia Fogarty nie nadawała się do roli żony ani matki. Nie była zdolna do miłości obejmującej cokolwiek więcej poza jej odbicie w lustrze, przecieranym z boską czcią, by żadne zabrudzenia nie zakłócały widoku na twarz surową i wyzutą z dobroci. Na pierwszy rzut oka piękna kobieta, wyglądająca na osobę przynależącą do klasy wyżej niż w rzeczywistości. Dopiero po uważniejszym przyjrzeniu się widoczne stawały się zmarszczki przecinające jej oblicze. Pęknięcia poprzez które wyzierała stopniowo brzydota jej duszy. Teresa bała się dnia, kiedy ujrzy prawdziwy wygląd matki i próbowała nie patrzyć na pokryte warstwą pudru czoło.
Miała być dziełem stworzonym na jej podobieństwo, małą laleczką, jej dziewczynką. Wymarzyła ją we własnej głowie, dziecko idealne i mające spełnić jej marzenia — historia banalna, ale wciąż powtarzająca się. Gdy tamtego październikowego dnia usłyszała od akuszerki: To dziewczynka na chwilę rozpromieniła mi się, uśmiechnęła z satysfakcją jakby osiągnęła niemożliwe. To nie był jednak koniec, a cztery minuty później na świat utorował sobie drogę ktoś nieoczekiwany, niepotrzebny. Chłopiec do złudzenia przypominający Teresę, którego Camellia nie chciała, dla swojej siostry stał się później pierwszym świadomym wspomnieniem, pierwszym przyjacielem. Mieli tylko siebie od samego początku, zdawało się to oczywistym następstwem, ale od samego początku Tessa czuła, jakby rozumiała Cecila doskonale, bez użycia słów i miała wrażenie, że uczucie to było w pełni odwzajemnione. Gdy tylko jej brat rozbił kolano podczas zabawy, a jej własna noga wydawała się przejmować ten sam ból, mimo że nie widać było żadnego rozcięcia, stało się jasnym, co właściwie łączy dwójkę dzieci.

I can't forget, I can't forgive
'cause now I'm scared that everyone I love will leave me

Nie mogąc liczyć na rodziców, bliźnięta zawsze ciągnęło do najbardziej ludzkiej z postaci występujących wśród rodzinnych pamiątek i upiornych obrazów pokrytych dawno już pożółkłym lakierem. Ciotunia Annette miała w sobie wrażliwość i łagodność, jakiej Lilith poskąpiła jej starszej siostrze, zachowując ten dar dla niej. W swojej mądrości zadbała o dobre dzieciństwo dzieci, a samotnej kobiecie, przygarniętej pod dach nie z miłości, a z poczucia obowiązku — o czym Camellia nie omieszkała nie przypominać jej na każdym kroku — dała promyk w ciemnościach wiktoriańskiej posesji. Annette traktowała ich jak swoje własne potomstwo, z łagodnym uśmiechem doglądając ich bezpieczeństwa i towarzysząc w zabawach. Chociaż połowa jej twarzy uległa poparzeniom podczas magicznego wybuchu, włącznie ze strunami głosowymi, czyniąc z nią osobę niemą, Teresa nie bała się na nią patrzeć. Słyszała wszystkie jej opowieści pomimo tego, że ciotunia nigdy wypowiedziała w jej stronę ani słowa, z zainteresowaniem przyglądała się gestom kobiety i uczyła części z nich, by nie przerywać ciszy niepotrzebnymi słowami. Cisza była bóstwem, które w tym domu nie otrzymywało niestety zbyt wiele uwagi, pogwałcane raz za razem podniesionym głosem pełnym pretensji i oschłości.
Któregoś dnia Annette zniknęła.
Bez zapowiedzi, bez pożegnania. Wszystkie pytania bliźniąt były zbywane, nowe rozrywki jak nigdy znajdowane, byle zapomniały. Na to było za późno, a ciekawość z jaką dzieci przysłuchiwały się rozmowom rodziców, doszukiwały z detektywistyczną uwagą poszlak doprowadziła ich na strych domu. Odnaleźli ciotunię po wielu tygodniach nieobecności, ale nie była ona tą samą osobą. Rozbiegane spojrzenie przekrwionych oczu, czerń otaczająca usta, a nawet drżenie rąk nie miało znaczenia. Byli zbyt mali, by zrozumieć istotę szaleństwa, dopiero z upływem lat dowiadując się, jaka choroba trawiła ją wtedy, przeszyła jej jestestwo i uczyniło cieniem jej samej, a całe jej życie przedłużającym się cierpieniem. Składową bólu fizycznego i ograniczonej do tej niewielkiej przestrzeni wolności. Nie mogła uciec przez drzwi, wyrwać się z posiadłości, która w niemniejszym stopniu niż zatrucie magią przetrawiła ją, ale to nie szkodziło. Znalazła inną drogę.
Pogrzeb wyprawiono parę dni po znalezieniu kobiety otoczonej aureolą pociemniałej krwi, trzymającej dalej w jednej z dłoni tępy nóż, jeden z tych używanych do masła. Chcieli tylko, by mogła posmakować ich ulubionej konfitury. Kto inny mógłby pozostawić obłąkanemu narzędzie będące zaproszeniem do czynu ostatecznego niż dwójka sześciolatków?
Teresa czuła obezwładniające wyrzuty sumienia, gdy trumna zasypywana była symbolicznymi garściami ziemi. Zaciskała palce na nadgarstku brata nie potrafiąc znaleźć żadnych słów, jakie mogłyby być odpowiednie. Dotarło do niej, że był to koniec pewnego rozdziału i to wszystko, razem zebrane, sprawiło, że oczy załzawiły się rozmazując świat przed nią.

didn't mean to lose my precious mind today
sick and tired of waking up so far away

Im starsza była, tym bardziej zaborcza wobec niej stawała się matka. Dostrzegała, że jej córka nie jest kawałkiem gliny ulegającym z łatwością manipulacjom dłoni. Musiała widzieć ten błysk sceptycyzmu w jej ciemnych oczach odbijający się w ulubionym zwierciadle Camelli, kiedy w trakcie rozczesywania długich blond włosów, wpajała jej własną filozofię życia, licząc na zrozumienie drugiej posiadaczki żeńskiego pierwiastka w tym domu. Powinna zachowywać się odpowiednio, z godnością. Ładnie się uśmiechać, nie mówić za dużo. Zadawać z dziewczynkami z biednych, ale porządnych rodzin, a omijać te od których cuchnęło najtańszym alkoholem i papierosami ich żałosnych rodziców. A któregoś dnia, jak tylko Lilith na to pozwoli, znajdzie Teresie odpowiedniego kawalera. Takiego, który da jej coś więcej. Przy którym nie będzie musiała przejmować się pieniędzmi ani opinią innych. Da jej nazwisko szanowane, nie takie, które opluwano z każdej strony. Tylko musisz mi pomóc, słodziutka. Postarać się.
Ale Teresa nie tego chciała. Lubiła się uczyć, chociaż w Stonewell nie było to popularne wyznanie. Mimo że nikogo nie zdawały się interesować raporty przynoszone do domu ze znakomitymi ocenami, nie czuła się zdemotywowana. Książki były wdzięcznymi towarzyszami spacerów po parku, osłodą dla wieczorów spędzanych przy kominku. Czasami tylko obawiała się, że nie lubiłaby tego tak bardzo, gdyby nie poczucie wybrakowania towarzyszące jej nieustannie od kiedy zaczęła czuć, że z jej magią coś jest nie tak. Gdy Cecil nieumyślnie powodował kolejne anomalie w otoczeniu, ona mogła przyglądać się tylko temu i zastanawiać, czy Aradia nie zapomniała o uchyleniu bram piekieł na tyle, by magia przyszła również do niej. Nie wiedziała, że doczeka się jej w formie innej niż oczekiwała.
Początkowo nie były głośne, wydawały się nie różnić od toku jej własnych myśli, kiedy czytała i w głowie słyszała transkrypcję tekstu. Z czasem głosy zyskiwały na sile, były wyraźniejsze. Nie należały do niej ani ludzi jej znanych, różniły się od siebie tonacją, barwą. Jedne mówiły łagodnie, inne ostro przebijały się do jej świadomości. Zakrywała uszy przyciskając dłonie z całej siły do boków głowy. Prosiła, by odeszły, ale nie można uwolnić się od czegoś, co jest wewnętrz. Pogodzenie się z szeptami przeszłości nie przyszło łatwo, ale oswojenie ich okazało się kluczem.
Dla stryja manifestacja mocy była sygnałem, by wtrącić się na dobre w wychowywanie bratanków. Pierwsze z rękawiczek, jakie od tej pory niemal zawsze okrywały drobne dłonie, były prezentem od niego. To była ochrona przed wszystkim tym, czego nie miała zobaczyć ani usłyszeć, wspomnień nienależących do niej. Dla dobra jej i innych. Gdy ktokolwiek zwracał uwagę na ciemny bawełniany materiał zasłaniający paliczki, odpowiadała za każdym razem egzema — uczulenie brzmiało bardzo przekonywująco. Pracowała nad tym, by ujarzmić pomruki zacierające granicę między tym, co już odeszło a chwilą obecną, z drugiej strony panicznie omijając wszelkich okazji, gdy jej nagie dłonie mogły zetknąć się z tymi należącymi do drugiej osoby. Przełamanie strachu przyszło z odnalezieniem maleńkiego, kieszonkowego lusterka. Poznała je, kwiatowy wzór na wierzchniej stronie przywoływał na myśl epokę art nouveau. Widząc je ostatni raz, dostrzegała jak połyskująca farba poblakła i popękała. Umiała wyobrazić sobie jak wyglądało dawniej, może jeszcze zanim przeszło do rąk Annette. Zsunęła rękawiczki, ujmując między palce metalowe puzdereczko próbując uchwycić coś więcej, poddać się synestezji dotyku i wzroku. Próbowała dzień w dzień, pierwszy raz nie tracąc tak łatwo cierpliwości, aż ujrzała krótki obraz młodej dziewczyny o szerokim uśmiechu pudrującej wciąż gładkie policzki, pozbawione najmniejszej blizny, by stały się jeszcze bledsze.
Kiedy wspomnienie rozpłynęło się, Teresa jeszcze długo uśmiechała się.

I went through my list of friends and found I had no one to tell
of this overwhelming clean feeling strange serenity

Od zawsze brakowało jej cierpliwości do tego, co nie przychodziło z łatwością. Kiedy wiedzę teoretyczną chłonęła z łatwością, spacerując z podręcznikiem w kółko po pokoju przed każdym sprawdzianem do późna, czy to przygotowując się do szkółki kościelnej, czy do szkoły średniej, wszystko co dotyczyło praktycznego używania magii innej niż tej wypływającej z jej odmienności było problemem. Uznała, że powinna skupić się na jednej domenie i to ją mozolnie szlifować. Rodzinna scheda zawierała się w teorii magii, ale przede wszystkim magii iluzji, której Fogarty hołdowali od pokoleń, trzymając swoim kluczem zapiski i księgi. Poświęcała im cały pozostały czas. Postępy były widoczne, ale to wciąż było za mało. Pragnęła więcej i miała ochotę krzyczeć, kiedy magia nie ulegała jej manipulacjom tak łatwo.
Złość na własną nieudolność nie sprzyjała próbom przyswojenia tego, co należało do jej dziedzictwa jako córki Lilith, była marnotrawieniem energii jakiej potrzebowała, by stać się lepszą czarownicą. Złość towarzyszyła jej każdego dnia, od kiedy opuściła wiek dziecięcy, stając się dojrzewającą dziewczyną. Rzadko wychodziła na pierwszy plan, w swojej metodzie pozostawała subtelniejsza, prawie jak szepty w jej umyśle. Lubiła jednak zmuszać Teresę do dawania upustu wszystkim negatywnym emocjom, przyjmując wtedy postać jednego z wyrazistych głosów. Był inny, nie przypominał nawoływań przeszłości, przemawiał do odmiennych instynktów. Pozwolisz jej tak się traktować? Nie doceniają cię. Myślą, że jesteś słaba i głupia. Frustracja bywała na tyle duża, że nie umiała jej pohamować. Pierwszy raz uderzyła kogoś w sali historycznej, gdy usłyszała, że średnia wyróżniająca się na tle jej rocznika jest zasługą wyłącznie uganiania się profesorów za jej kusą spódnicą, a może czegoś więcej.
— Masz w sobie za dużo uczuć, Tereso — powiedział tonem jakby opowiadał o wczorajszej pogodzie Dior. Spojrzała na stryja zaskoczona, siedząc w jego aucie po wizycie odbytej w gabinecie dyrektora po szkolnej kozie trwającej dodatkową godzinę spędzoną w sali, panie Fogarty, to ma być ostatni raz, pańska bratanica nie może siać postrachu wśród uczniów; ma za dobre oceny, by zachowywać się w taki sposób. Nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć ani co w zasadzie znaczyło mieć za dużo uczuć. Emocje to nie cukierki, które kradnie się z słoiczków i chowa po kieszeniach, by potem usłyszeć, że znowu zjadło się za dużo słodkiego. — Masz ich tyle, że wystarczyłoby na dwie osoby. Ulewają ci się — ciągnął niemalże znudzony, kontynuując swoją teorię. Dogasił papieros w małej kieszonce samochodowej popielniczki i ruszył przed siebie, kiedy ona zastanawiała się, co tak naprawdę powinna z tym zrobić.
Czasami miała wrażenie, że panowała już nad nimi, tak samo jak udawało jej się z coraz większym sukcesem opanować to, co związane było z jej odmiennością. Melancholię witała z ulgą, dając się jej otulić i pozwalając sobie na tę stagnację, przyjemną ciszę o której zdążyła już zapomnieć. Wahadło wracało zawsze, wskazując na drugi biegun Teresy, gdzie granice tego, co mogła mówić i robić zacierały się. Siedząc sztywno w jadalni, ściskając palce na nożu próbując uporać się z twardym kawałkiem mięsa. Jeżeli kiedyś miała zacząć ten temat, musiało to się odbyć teraz. Chciała iść na studia. Wiedziała, że nie będzie ich stać na wykształcenie prawnicze, ba, w tę części Stanów zawsze będzie miała pod górkę. Odpowiednia rodzina trzymała rękę na tej domenie życia, nie dopuszczą jej do tego koryta. Wystarczyła administracja, to prawie jak prawo. Nie ukrywała szczególnie, że przemawia w tej chwili bardziej do ojca, szukając u niego pierwszy raz wsparcia. Powinien ją zrozumieć.
Nie chciała natomiast słyszeć czegokolwiek, co miała jej w tym temacie do powiedzenia Camellia. Narzeczony, mąż. Musi się zacząć zachowywać jak na młodą kobietę przystało. Po co jej studia, po co jej nauka, po co, po co, po co… Była jak zdarta płyta, potrafiła powtarzać to samo.
— Nie masz prawa mówić, co powinnam robić, a co nie — zaczęła ostrożnie. Ostatnia sylaba zabrzmiała zbyt piskliwie, jakby głos miał załamać się pod wpływem płaczu. Uwaga została skierowana ku niej, jednak matka zdecydowała się na zmianę tematu. — Nie wiesz o mnie nic, o tym czego ja chcę od życia. Odbijasz się tylko od ścian. Udajesz, że cokolwiek znaczysz i masz jakąkolwiek kontrolę nad tym, co się dzieje — knykcie prawdopodobnie były całe zbielałe, ale Teresa nawet nie zwróciła uwagi na to jak silny jest jej chwyt na drewnianej rączce sztućca. Nie zarejestrowała momentu, w którym zaczęła krzyczeć. Wstała, przewracając za sobą krzesło, które runęło do tyłu dokładając się do ogólnego chaosu, jaki zapanował. — Czy możesz. Przynajmniej. Raz w życiu. W końcu. Się. Kurwa. ZAMKNĄĆ.
W jednej chwili wszystkiego było za dużo. W jednej chwili poczuła jak cała niechęć kumuluje się w wątłym ciele. Nie wiedziała, kto przytrzymał jej ramiona i barki, powstrzymując przed zrobieniem czegoś, co mogłoby zaważyć na jej życiu na zawsze. Nie myślała o tym, że uderzenia pięściami ranią dłonie tej osoby, a bębenki już dawno musiały opuchnąć od wrzasku na granicy płaczu, kiedy mogła właśnie ulżyć całemu gniewu, wypuścić z siebie ten wrzask, jaki dotąd powstrzymywały zaciśnięte z całej siły usta. Ciemność spowiła zasięg jej wzroku, zmusiła do poddania się, a uchylając powieki po wszystkim, była już w gabinecie ojca, na wytartej, obleczonej prawdziwą skórą leżance. Nie miała siły na poruszenie ani jedną kończyną, potrafiła jedynie oddychać miarowo.
— Widziałem, co się dzieje. Powinienem zareagować wcześniej — mówił bardziej do siebie niż do niej, głosem cichym i niespodziewanie przyjemnym. Wcześniej tego wieczoru czy wcześniej? Nie zapytała o szczegóły, głos ugrzązł w krtani. Gdyby spróbowała coś z siebie wykrztusić, prędzej byłby to słaby jęk niż zrozumiałe dla otoczenia słowo. — Odpocznij, ale to musi być ostatni raz. Ostatni, rozumiesz? — przestał spacerować po całym pomieszczeniu i pochylił się nad nią. Pierwszy raz widziała go tak zmartwionego. — Weźmiesz to — kucnął i wcisnął w jej dłoń ułożoną wzdłuż ciała karteczkę. — Będziesz się tego pilnować albo te napady, te histerie… będą częstsze — był cały przejęciem. Nigdy nie przypominał tak bardzo ojca jak tego wieczoru. Literki nakreślone lekarskim pismem rozszyfrowała idąc w stronę pokoju Cecila. Na dobrą sprawę nie musiała. Domyślała się, że jest to jakiś rodzaj leków dla ludzi z oddziałów dla psycholi. Tym psycholem była też ona.
Nikt nie mógł wiedzieć, że córka Fogartych to wariatka.
Z czystej przekory mogłaby ich nie wykupić. Nie chciała czuć się jak histeryczka, która bez tabletek nie poradzi sobie z własnym życiem. Przekonał ją jednak widok Cecila, jej biednego Cecila, czującego każde silne tąpnięcie, jakie następowało w jej wnętrzu, reagującym tak samo ciężko, jeśli nie mocniej. Objęła jego drżące ramiona, przytulając z taką samą mocą jak kiedy mieli po kilka lat. Jeżeli ona oszaleje, oszaleje też on. A na to nie mogła pozwolić.

Ostatecznie pokazując jak bardzo nie liczy się dla niej zdanie Camelli w żadnym obszarze życia, sięgnęła po ostre nożyczki i kilkoma ruchami pozbyła się długich do połowy pleców włosów. Kosmyki opadły na łazienkowe kafelki, tworząc niemały kopiec wszystkiego tego, o co dbała jej matka, by urody zazdrościła ci każda z tych dziewuch z twojej klasy. Lekkość na głowie nieporównywalna była z niczym innym, podobnie jak sztucznie wytworzony w jej głowie spokój częściowo przywróconą równowagą chemii w mózgu. Godzinę później spacerowała w stronę Little Poppy Crest niemożliwa do poznania z prostymi jak druciki włosami do brody, oczami maźniętymi ciemnym cieniem i czarną sukienką nieco ponad kolano.
— Wyglądasz jak chłopczyk w tej fryzurze — stwierdziła Scarlett czekająca na nią w połowie drogi. Teresa wywróciła oczami, sięgając po paczkę papierosów skradzioną matce. Dyskretne przywłaszczanie sobie cudzej własności od jakiegoś czasu szło jej nieprzyzwoicie dobrze.
— Módl się lepiej do Lilith, żeby nikt nie poprosił mnie o dowód — mruknęła, idąc w stronę klubu w akompaniamencie śmiechu przyjaciółki. Rumieniec wylał się na jej policzki, ale jak zawsze w jej obecności, jak przy mało kim, czuła się swobodnie.

well, I'm not the moon, I'm not even a star
but awake at night I'll be singing to the birds

Kościste kolana wbijały się mocno w zimny beton. Była pewna, że nie pozostanie bez śladów w postaci intensywnie wyróżniających się na bladej skórze fioletowych sińców. Straciła rachubę czasu, znalazła się w najgorszym położeniu w swoim życiu. Pozbawiona pentaklu, związana z taką mocą, by odrętwiałe, skostniałe ręce nie mogły się poruszyć. Skazana na łaskę i niełaskę tych ludzi spodziewała się wszystkiego. Naraziła im się, uznali ją za łatwy cel.
Nie była ostrożna, ale potrzebowali więcej pieniędzy. Wyprowadzka tuż po ukończeniu szkoły z Cecilem nie była szokującą dla większości decyzją, atmosfera w domu rodzinnym nigdy nie zachęcała ich do pozostania tam do czasu, kiedy będą mieć pewność, że poradzą sobie finansowo z łączeniem studiów i pracy. Niedociągnięcia nie trudno było ignorować, gdy cieszyła sama świadomość życia samodzielnie, bez poczucia zależności od rodziny. Dostała się na administrację, przy drobnym wsparciu Ardena i kredycie studenckim problemy wydawały się niewielkie, ale stale nawarstwiały się. Nie mogła wziąć więcej pracy na siebie, obawiając się jak mogłoby to wpłynąć na jej naukę. Dorabiała sobie sprzedawaniem recept, za klientów obierając sobie ćpunów szukających szybkich wrażeń płynących z mocnych leków uspokajających, jakie przyjmowała. Nie była tak biegła w znajomości podbrzusza Hellridge, mimo miesięcy spędzonych w Sonk Road.
Wierzyła, że dadzą jej nauczkę i na tym się skończy. Wszystko byłoby w tej chwili lepsze niż przyszłość, jaką mogli jej zapewnić.
— Zostaw jej buźkę. Jeśli ją uszkodzisz, dostaniemy za nią mniej pieniędzy. Jest zbyt ładna, żeby opuszczać jej cenę — miała ochotę parsknąć słysząc to. W tych okolicznościach komplement skupiony na jej wyglądzie był jeszcze bardziej absurdalny.
Wtedy zdała sobie sprawę z tego, że to prawdopodobnie jej koniec. Ile było dziewcząt jak one, które znikały, rozpływały się w powietrzu, a ich uśmiechnięte twarze spoglądały na przechodniów z rozwieszonych plakatów, patrzyły na czytelników gazet. Ładna, jaka szkoda, policja nic nie wie, szuka poszlak. Zniknie tak samo jak Scarlett. Czy ją również przehandlowali jak żywą lalkę? Może nie żyła, zasypana została niechlujnie w drodze na autostradę, padając ofiarą jakiegoś psychopaty? Myślenie o dziewczynie jednocześnie wprawiało ją w przerażenie, tak jak zawsze kiedy rozpatrywała potencjalne scenariusze, ale i miłym, gdy wracała pamięcią do wspomnień przyjemniejszych, dotykających nastoletnich lat. Wszystko było milsze niż brudne, szare ściany otaczające ją i wszechogarniający smród wywołujący mdłości.
Towarzyszył jej tylko jeden chłopak o bystrym, acz znudzonym spojrzeniu. Nie mógł być wiele starszy od niej, ale nie wiedziała, co miał robić w miejscu takim jak to. Jakim sposobem nakłonili go do pracy z nimi?
Mogłaby go błagać, by pozwolił jej odejść. Obiecać, że więcej nie wejdzie w ich rewir, nie będzie ich konkurencją. Popłakać się, wziąć ich na piękne oczy. Dać nawet coś więcej. O niczym tak nie marzyła jak powrót do domu.
— Nie mazgaj się, nie proś o nic. Jesteście Fogarty, macie sobie radzić sami — usłyszała w głowie głos Diora niemal tak wyraźnie. Mógłby stać obok niej i mówić to wprost do jej ucha, by rozbudzić w niej instynkt przetrwania. Myśl, Tereso. Co masz więcej poza swoją urodą i chorobą, co wyróżnia cię z tłumu? Obiecała, że będzie grzeczna. Przyda im się. Pomoże. Nawet jeśli magia inna niż oparta na iluzji nie była nigdy jej posłuszna, miała w zanadrzu coś więcej. Potrzebowali słuchacza.
Postawiono przed nią przedmiot i zażądano odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Odczytaj go, przesłuchaj, wykaż się, kurwa. Pokaż, że się na coś przydasz i twoje umiejętności są warte więcej niż tysiąc dolarów, jakie dostaniemy za ciebie, gdy sprzedamy cię do burdelu. Palce zapomniały jak powinny się poruszać, dopiero po czasie mocno chwyciły rewolwer, ostrożnie badając gładką lufę i zsuwając się na chwyt. Robiła to tak wiele razy, najpierw pod okiem stryja, potem ćwicząc odsłuch samodzielnie. Umiejętność, która uratowała jej życie, kiedy ze spokojem wprowadziła się w trans, wyselekcjonywując informację o wcześniejszym właścicielu, którego poszukiwała siatka.
Była przydatniejsza tutaj. Gdy wróciła wreszcie do mieszkania, po czterech dniach nieobecności, nie powiedziała wszystkiego Cecilowi. Po prostu wtuliła się w plecy brata, niemo przyznając się do tego w jak ciemnym miejscu się znalazła. Sama nie chciała myśleć o tym, do czego się zobowiązała.
Nie była zwykłą złodziejką ani przemytniczką pilnującą przepływu towaru, nie szukała im klientów po ulicach Portland czy Saint Fall, to byłoby zmarnowanie jej potencjału. Jej wygląd był przydatny w innych celach, wabiąc do siebie bogatych mężczyzn szukających towarzystwa w loży vipowskiej, chcąc pochwalić się młodą i powabną blondynką, czasami decydując się na zmianę twarzy przy pomocy rytuału. Wyciągała od nich informacje czasem jedynie doprowadzając do silnego upojenia i rozwiązania języka, czasem wbrew ich woli, bez ich wiedzy. Wynosiła z tych spotkań nie tylko ważne dla siatki ludzi Morrisa, ale i obrzydzenie — wystarczyło tak niewiele, by mężczyźni ślinili się na jej widok, wyobrażając sobie więcej, rozbierając ją wzrokiem, a gdy odmawiała im, wyrywała się, słyszała słowa obelżywe. Dziwka, tak o niej myśleli.
Skurczony czas wolny wciąż musiała poświęcić nauce. Administracja na Uniwersytecie w Saint Fall nie była tak wymagająca jak Harvard Law School, o jakim mogła pomarzyć, tak samo jak o plakietce obwieszczającej dumnie Teresa B. Fogarty, adwokat — dobre oceny nigdy nie przychodziły łatwo. Musiała zadowolić się tym, co miała, i wykorzystać pełni możliwości jej dane. Spała krótko, żyła na kawie. Wszystko dla satysfakcji, płynącej z pochwał profesorów dotyczących jej wiedzy prawniczej. Marnuje się panna Fogarty, mogłaby panna celować wyżej. Starała się na to odpowiadać wyłącznie uśmiechem.
By nie pozostawała bezbronna, kiedy użycie magii mogło być zbyt ryzykowne, a sytuacja wymagała szybkiego załatwienia sprawy, nauczono ją obchodzić się z bronią. Nie chciała tego, nie leżała jej w dłoni, cała dłoń odskakiwała jej przy każdym wystrzale. Nie była do niej stworzona, ale ten sam chłopak, który wcześniej był jej strażnikiem, oddelegowany został do wprowadzenia jej w pełni w nową pracę, jaką miała dla nich wykonywać. Nieraz obracało się to w naukę okładania pięściami. Teresa wiedziała, jakie uczucie daje wymierzenie ciosu pięścią, dziwna satysfakcja przy adrenalinowym skoku, gdy zdumienie pojawiało się na twarzy oponenta. Teraz jednak musiała przyswoić, gdzie uderzyć, w jaki sposób i przede wszystkim, jak nie wyrządzić samej sobie przy tym krzywdy.
Rewolwer zawsze ukryty był gdzieś pod jej ubraniem, prędko stając się stałym elementem jej wyposażenia, końcowo towarzysząc jej w łóżku, pod poduszką. Nie chciała się bać, tak jak wszystko inne w swoim życiu, tym razem musiała nauczyć się oswojenia strachu.

but if I gave up on being pretty, I wouldn't know how to be alive
I should move to a brand new city and teach myself how to die

Kwietniowa pogoda w Bostonie zachęcała do puszczenia się ulicami miasta i pełnego korzystania z dobrodziejstw wielkomiejskiego szumu. Robiła to przez ostatnie miesiące regularnie, bo chociaż jej chwilowe przeniesienie się poza Maine nie było inspirowane wyłącznie cichymi marzeniami o ostatecznym porzuceniu Saint Fall, mogła wreszcie odetchnąć słodką anonimowością i możliwościami, jakie przed nią się otwierały. Łatwiej było zapomnieć, że poza pracą w magicznym ratuszu Salem, czekały też inne obowiązki. Magiczny ośrodek miał aspiracje sięgające dalej, aż do jej rodzinnego miasta. Chociaż słyszała o anomaliach mających miejsce w Hellridge, brak stałego kontaktu z kimkolwiek, kto mógłby jej powiedzieć, co właściwie miało miejsce sprawiał, że żyła niepewnością, co zastanie po swoim powrocie. Postarała się o rozmowę w Magicznych Referatach osadzonych w budynku ratuszu w Saint Fall, by wciąż zajmować się tym samym — wydział spraw dotyczących niemagicznych nie był spełnieniem jej marzeń, ale jej wykształcenie i znajomość amerykańskiego prawa była pomocna w tej komisji. Zmiana przebiegła bezproblemowo, tak jak się spodziewała. Znała już strukturę, orientowała się w zawiłościach prawa Kościoła Piekieł. Przeprowadzka do rodzinnego miasta mogła zostać zatem dopełniona.
Kondycja Kowenu Nocy, do którego dołączyła półtora roku temu z inspiracji Cecila, również pozostawała dla niej tajemnicą. Wierzyła w postulaty Matki i jej wizję świata, wyhodowała w swoim sercu dostateczny zapas niechęci wobec niemagicznych, by chcieć bronić ich w dniu, kiedy piekło ostatecznie wypłynie na powierzchnię. Dziedzictwo jej rodziny skupione na oddawaniu należytej czci Królowie Piekieł oddało plon, a Teresa pragnęła awansu w hierarchii, pokazać jak bardzo ważne dla niej były nauki pobierane na spotkaniach. By to się udało, musiała zbudować zaufanie do siebie, a przede wszystkim wiedzieć, kiedy należy ugiąć się pod ciężarem autorytetu. Poinformowała o wyjeździe prefekt, zapewniając, że wróci wkrótce. Obietnicy dochowała, pakując ostatni karton z dobytkiem do swojego wozu.
Odrzuciła jasne fale za ramiona, przyciągając samym tym gestem uwagę przechodzącego mężczyzny oglądającego się za nią. Zignorowała jego uśmiech, nie czując grama satysfakcji z bycia usposobieniem Miss America. Skupiła się zamiast tego na nostalgii, jaka wykwitła w jej wnętrzu i popatrzyła na blok mieszkalny z bladym uśmiechem. Kiedyś tu wróci. Wtedy nie będzie przejmować się Morrisem i przysługami, jakie była mu winna. Wtedy będzie wolna i dotrze nawet dalej, rozkoszując się powietrzem zachodnich Stanów. Teraz była jednak potrzebna gdzieś indziej. Gdy wsiadła za kółko i włączyła radio, głos spikera obwieścił z przesadnym entuzjazmem: Moi drodzy, dzisiaj dwudziesty piąty kwietnia, a temperatura zachęca do spędzenia go na zewnątrz!

Tessa Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : deadberry
Zawód : urzędniczka, krętaczka, złodziejka
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Witaj w piekle!

W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda na Die Ac Nocte! Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po forum. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz , a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci i rachunek bankowy. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.

I pamiętaj...
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.

Sprawdzający: Judith Carter
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Rozliczenie


Ekwipunek




Aktualizacje


23.02.24 Zakupy początkowe (+70PD)
27.02.24 surowce: marzec - kwiecień
02.03.24 Osiągnięcie: Pierwszy krok i Jak za darmo to biorę (+160PD)
04.02.24 Zakupy (-100 PD; -240 $)

Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej