First topic message reminder : POKÓJ PRZESŁUCHAŃ Z DZIURĄ W ŚCIANIE Pokój przesłuchań w pełni oddaje surowy charakter siedziby Czarnej Gwardii. Jest to jeden z wielu, znajdujący się na wyższych poziomach, do których okazjonalnie wstęp mają cywile, najczęściej, gdy przesłuchiwani są w charakterze świadków bądź podejrzanych. Ta sala ma na ścianie wyjątkową pamiątkę po jednym z przesłuchań — dziurę w kształcie pięści w ścianie, której pochodzenie może być o tyle zastanawiające, że mury Kazamaty z pewnością nie są z tektury, a grubego kamienia. W środku znajduje się biurko, dwa krzesła i mocne, jaskrawe światło, które wcale nie sprawia, że goście czują się tu mile widziani. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Pokręciła głową w zaprzeczeniu — Vittorii w środku nie było, czego akurat Annika nie przyjęła z rozczarowaniem. Jeśli się postara, jeśli się postarają, może uda się ograniczyć grono znających akurat tę przygodę z życia Anniki do jednej, może dwóch dusz więcej. Pod warunkiem, że ta stąd wyjdzie. Że wszystko pójdzie dobrze i nie pozwoli już sobie na kolejny, niedopuszczalny błąd. Wie, że ją poniosło. Gest, mogący wydawać się agresywnym miał być wyłącznie demonstracją — patrz, prukwo. Nie mam zegarka. Bo nie ma. Więc skąd ma, kurwa, wyczarować dokładną godzinę opuszczenia i powtórnego nawiedzenia Bella Donny? Mogła polegać wyłącznie na szacunkach. I szacunku — gwardzistki do zdrowego rozsądku. W ten właśnie sposób interpretuje jej pełne zrozumienia milczenie. Jedno umyka uwadze Anniki i jest to zdenerwowanie Bena. A jego prośba o kawę w perspektywie słów, co jeszcze mają paść i ściśniętego z ich powodu żołądka brzmi zabawnie — ale nikt się nie śmieje. Ani Verity, ani gwardzistka. Ta zaraz wstaje, dając Annice potrzebną przestrzeń. Odetchnięcie. Głębsze, niż pozostałe. Gdzieś w tle padają słowa, a Annika— Dzieje się wiele. Głównie w niej. Nie jest głupia i wie, czym miała być ta kawa w języku Bena i wie też, że delegując robotę na wielkoluda, kobieta za chwilę może wrócić, by dokończyć przesłuchanie. Patrzy na Bena — czy ten spodziewa się, co za chwilę zobaczy? Zna ją na tyle dobrze, że powinien. Kiedyś robiła to rutynowo, pakując tym chłopaków — najczęściej Johana — w kłopoty. Czasem z powodu prawdziwego rozżalenia, czasem z nudów, czasem bo tak, albo dlatego, że poczuła się czymś urażona. Gdy to trwa latami, niektórzy przestają wierzyć. Tylko, że dziś stoją przed nimi dwa fakty. Fakt pierwszy — gwardzistka tego nie wie. Fakt drugi ma posmak nieprzespanej nocy i fizyczno–emocjonalnego wyczerpania. Annice brakuje już niewiele, wystarczy tylko— Odpuścić. Otworzyć się na emocje. Te wciąż tu są, jak głęboki ocean uciszany jej wewnętrznym spokojem. Gdy płacz przestał przekonywać, budowała falochrony. Te dziś trzymały w ryzach całą bezradność i żal, nieprzepracowany żal. Żal, z którym nic nie może zrobić. Jak z tym, że rzeczy, które ostatnio zrobiła, z którymi musi żyć— Z tym, jak bardzo czuje się nimi przytłoczona. Nawet tym, że pies z kulawą nogą nie uwierzy, gdy ta zapłacze znów, mówiąc— Nie chciałam. Właśnie daje żywiołowi sposobność, by pokonał wszystkie falochrony. Już się nie opiera, a łzy same napływają do oczu. Pierwszą, drugą i tą trzecią, po której nie widzi już nic. Kolejny fakt jest taki, że po wypełnieniu kanalików łzowych, część krwi ścieka nosem. W przeciągu minuty siedzi przed nimi krwawa katastrofa, ta, choćby chciała — brocząc i łkając — nie jest w stanie odpowiedzieć na zadane pytanie. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
Zosia-samosia, ona sama — wielka dama. Annika dzisiaj fika. Jedno spojrzenie wystarczy, by się zorientować, że sama doprowadziła do tego stanu. Gwardzistka, która ot tak — przyjemnie, miło, uczynnie, z dobroci serca — wstaje, żeby poprosić o kawę, jest cierniem na głowie, źdźbłem trawy i oku i kamieniem w bucie. Cały pokój wydaje się ciasny, ale on — pan na włościach, rycerz w złotej zbroi i obrońca uciśnionych zasobem własnego portfela — wkracza do tego salonu z wiatrem we włosach i nakremowaną skórą. — Dziękuję — magiczne słówko, którym tym razem nie jest Dormi, żeby ściągnąć z szafki papierośnicę. Jedno spojrzenie wystarczy, by się zorientować, że najgorsze było dopiero przed nimi. Nieodpowiedziane pytanie i drżenie ust brzmiało jak pocałunek na tej nakremowanej skórze, a mina kobiety po drugiej stronie stołu jak największa nagroda. Dla Benjamina? Nie. Dla siebie samej? Zapewne. Klient niewspółpracujący to ten trudniejszy gatunek klienta, za którym trzeba sprzątać. Verity nienawidził brudu. Klient płaczący szkarłatną krwią to ten beznadziejny przypadek. Nie zmienił własnej miny, mrugając kilka razy, gdy krótki szept, ledwie słyszalny, napatoczył się na usta (miękkie, chcesz gryza?). — Powstrzymaj emocje i mów konkretnie, to stąd wyjdziemy — nic złego — to żadna tajemnica. Annika musiała stąd wyjść, bo tu było przykro, źle i niemiło. Annika musiała stąd wyjść, bo to nie było miejsce dla kobiet takich jak ona, które ledwie za moment chciały odzyskiwać panieńskie nazwisko, które miały popisać się znajomościami. Nieważne jak bardzo będą się starać — sprawa najpewniej utknie w aktach, a tylko idiota sądziłby, że Gwardia takich nie posiada. Nawet prośby do kuzyna nic nie zdziałają. Tylko idiota sądziłby, że jeden gwardzista zapanuje nad wszystkim. Z butonierki wyciągnął poszetkę, najpierw przykładając ją do lewego, a potem prawego kącika oka kobiety, by następnie wręczyć ją w jej ręce. Krew się wypierze albo i nie? Nieważne, ważne, że: — Pani Faust cierpi na hemolakrię magiczną — wyjaśnił prędko, spoglądając na twarz kobiety, która ją przesłuchiwała. Były dwa wyjścia. — Pani Faust może zjawić się w kazamacie, calem złożenia pełnych wyjaśnień, ale jeśli weźmie pani pod uwagę stres i chorobę, jest gotowa złożyć wyjaśnienia dzisiaj — to nie było wygodne, ale Annika postanowiła sobie inaczej. — Pani Faust, proszę kontynuować. moją współgraczkę i mistrza gry bardzo bardzo bardzo przepraszam za spóźnienie, daje kwiatki, całuje w po rączkach i obiecuje, że to się nie powtórzy! |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła
Stwierdzenie i zachęta do dalszego zwierzenia padły niemal odruchowo, jeszcze zanim do gwardzistki dotarło kilka istotnych faktów, jakie miała przed sobą. Po pierwszy – gdy odchodziła, Annika wyglądała zupełnie normalnie (na ile normalnie może jej wyglądać wypłoszony świadek tudzież podejrzany – to jeszcze nie zostało ustalone), teraz natomiast jej twarz przypominała krwawą masakrę, co najmniej jakby ktoś solidnie rąbnął jej twarzą o bruk. Widok ten sprawił, że kobieta przysiadła na stołku nieco wolniej, a z rozchylonych warg nie padły żadne słowa. Być może analizowała w myślach, co się stało. Zostawiła Was zaledwie na chwilę. Nie usłyszała żadnego dźwięku zwiastującego przemocy, a kiedy wróciła – przesłuchiwana kobieta cała była we krwi. To jakieś zaklęcie? Jeśli tak, oskarżenie powinno paść na jej adwokata, który przeczył wszelkiej logice. Być może kobieta właśnie analizowała, jak bardzo przesrane będzie miała, gdy role się odwrócą i ktoś oskarży ją – być może też zastanawiała się, jakim sposobem chwila nieuwagi zaskutkowała wylewem krwi. Krótka, szybka analiza postępowania już otwierała usta kobiety, kiedy dotarły do niej Twoje słowa, Benjaminie, które wyjaśniły bardzo wiele. Ze wszystkich możliwych opcji choroba genetyczna była ostatnią, która przyszła jej do głowy. Spięte mięśnie na nowo rozluźniły się w perspektywie nowych faktów. Głośne westchnięcie i wycofanie się na stołku poprzedziły badawcze spojrzenie posłane Tobie, Anniko. — Czy jest pani w stanie kontynuować, pani Faust? – głos kobiety był już mniej nieprzystępny niż zaledwie przed chwilą. Anniko, do Ciebie należy decyzja, czy chcesz złożyć wyjaśnienia od ręki, czy chcesz odmówić złożenia zeznań. Na Wasze odpisy czekam do piątku, 02.02., godz.: 17:00 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Annika, potrzymaj mi piwo, Faust — uosobienie Silnej i Niezależnej, teraz o drżących wargach Nie inaczej było tym razem. Wdech i świat za szkarłatną mgłą; zwrócenie twarzy w kierunku, skąd dobiegał szept. Kiwnęła głową, pozwoliła na dotyk. Kontakt wzrokowy to żart, kiedy zza kurtyny łez ledwo dostrzega kontury i twarze. Ale rozumie, wie, co jeszcze musi zrobić i postara się ująć w słowa wszystko, co zdarzyło się później; to tylko trochę emocji, integralna część całej opowieści, którą zdradliwe poczucie spokoju wysnuło jak urwaną nitkę ze swetra; pociągnięta za bardzo, może nieintencjonalnie zniszczyć całe dzieło. Nie chce być brana za niekompetentną, czy niewspółpracującą i nie może sobie pozwolić na powrót do kazamaty choćby jeszcze jeden raz. Nie, jeśli mają wspólnie owiać to zdarzenie, ten incydent, tajemnicą. Wydech. W tym wszystkim emocje gwardzistki pozostają przez nią niezauważone. Podobnie, jak grymasy na jej twarzy. — Dziękuję — do Bena. Zmiętą w dłoni poszetkę barwi kilka plam, tak samo zabarwi zaraz swoje zeznania. Spójna paleta kolorów to dar i symbol — …i przepraszam — czy też może przekleństwo. Może się wyłącznie domyślić, czy gwardzistka rzeczywiście przyjęła przeprosiny. — Tak. Wolę dziś — decyzja nie wymagała procesu myślowego — sama wypłynęła z ust, by poprzedzić ciszę. Będzie więc konkretnie. — Wywiązała się walka. Nie wiem, czy będę w stanie odtworzyć jej szczegóły. Pan— Pauza, ułamek sekundy zastanowienia. — Federalny był tam po mojej stronie, użył broni, padło kilka strzałów. Mężczyzna się obronił, kobieta dostała i… nie wiem, co stało się później, ale w jakiś sposób udało jej się wytrącić mu broń z ręki. Przez chwilę miała ją ona i najpierw wycelowała w niego, a później— Pauza druga poprzedzona dźwiękiem właściwym szczenięciu barghesta albo kobiecie wstrzymującej szloch za wszelką cenę. Jeszcze trzy oddechy i będzie w stanie kontynuować. Tylko trzy oddechy, w trakcie których niewidzące spojrzenie badało kontury stołu, odbicia świateł. Pozwoliły jej na pożarcie i strawienie emocji. — Później próbowała postrzelić mnie. Usłyszałam huk, a reszta działa się już za szybko. Wiedziałam tylko, że muszę dalej się bronić, jeśli chcę stamtąd wyjść. Federalny wytrącił jej broń z ręki i od tamtej pory padały już tylko czary. Któreś z nich, chyba ten mężczyzna, obrzucił mnie iskrami. Magia natury, znam to zaklęcie. — Wskazała oparzenie na skórze; polegała wyłącznie na dotyku, zawodny wzrok wciąż skupiając na stole — i drugie zaklęcie, być może iluzja. Ale to nie ma znaczenia, bo czułam te ręce, jak zaciskają się na moim gardle tak długo, jak— Pauza trzecia i ostatnia; nie da się tego ująć dobrze. — —tak długo, jak ona żyła. Podrażnione oczy nakręcają produkcję łez. Te w tej chwili Annika może wyłącznie próbować osuszyć chusteczką. I modlić się o to, że gdzieś w tych katakumbach mają bieżącą wodę. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
Organizm zatriumfował po cichu, gdy Annika postanowiła wykorzystać w kazamacie opcję numer 1. Opcję mówienia jasno, zwięźle i na temat. Niemal czuł te emocje, niemal pozwolił sobie na zrozumienie przerażenia. Niemal — nie byl przecież psychiatrą, z ośrodkiem Nostradamusów nie łączyło go absolutnie nic. W zamian za to łagodne spojrzenie znów spoczęło na gwardzistce, obserwując jej zachowanie, gdy van der Decken mówiła. Ciągiem, prosto, jasno, zwięźle — tak trudno było? Klient nieprzygotowany to klient trudny, ale takie są zasady gry. Zasady są natomiast po to, by je łamać, tak jak właśnie łamała się ona. Padło kilka niepotrzebnych słów. „Był po mojej stronie” było najbardziej niepotrzebnym zdaniem, na jakie mogła sobie pozwolić, ale nie omówili strategii. Reguły dopiero się uwydatniały, okoliczności stawały jasne, a efekt samoobrony brzmiał wiarygodnie. Być może nawet bardziej niż niezrównoważony psychicznie federalny o magicznym pochodzeniu, który zamierzał realizować swoje obowiązki na nie swoim rejonie. Pociąganie do odpowiedzialności całego FBI było zbędne, ale jeden człowiek — brzmiał sensownie. Gwardia mogłaby sobie pozwolić na przymknięcie takowego. Samoobrona — jak zostało już wyjaśnione — miała natomiast zaletę polegającą na tym, że była mowa o kobiecie, o badaczce i córze Kręgu, a nie anonimowej bandytce, która próbowała wszystkich postrzelić. Liczyło się, kto zadał ostateczny cios, ale czy na pewno było to ważne dla całej sprawy? Nawet jeśli byłaby to Annika, tak jej udział musiał zostać wyjaśniony ogromnym stresem, traumą i każdym innym słówkiem, jakie tylko uda się pod to dopisać. Przeszkoda w rozwodzie? Zdecydowanie. Wolność ma różne oblicza. — Zgodzi się pani ze mną, że mowa tutaj o samoobronie pani Faust i to ona jest ofiarą tego przedstawienia, które urządzili tam bandyci — to nie było pytanie. — Została zaatakowana i jedyne, na co sobie pozwoliła to samoobrona — wyjątkowo skuteczna. — Pani Faust nie miała w ręce broni, nie potrafi zresztą strzelać. Jeśli nie ma pani więcej pytań, zabiorę panią Faust do szpitala i będziemy oczekiwać na ewentualne wezwanie na sale rozpraw w charakterze świadka — żadnym innym. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła
Krótkie skinienie głowy jest dość wymowne, ale zrozumiałe dla wszystkich. Zachęcenie do dalszej części zeznań to jedna strona tego gestu, druga może być poniekąd westchnieniem ulgi, że to wszystko nie będzie się przeciągało. Cokolwiek się stało, najwidoczniej teraz każda ze stron straciła chęć na granie na zwłokę, na czas i absolutny brak współpracy. Wspaniałe życie, prawda? Ściągnięte lekko brwi i spojrzenie wlepione w Twoją twarz, Anniko, było poświadczeniem, że kobieta słuchała Cię uważnie. Próbowała również dokładnie przeanalizować informacje, które jej przekazujesz, wciskając klocki do odpowiednich otworów i sprawdzając, które części z historii mogą jej nie grać. Czy coś jej faktycznie nie grało? W rzeczy samej, ale do tego miało przyjść później. Może po ewentualnych porównaniach z zeznaniami tego drugiego, federalnego. Federalny stał się, widocznie, bohaterem dzisiejszych zeznań, bo od tego czasu królował na językach całej dwójki siedzącej przed przesłuchującą gwardzistką, a za moment pewnie i na niej. Jak długo może udawać, że tego nie słyszała? Niezbyt. Szczególnie, gdy padły pewne oskarżenia, które może były rzucone całkowicie celowo. A może wcale nie. Na szczęście – tego nie wiedziała. — Czyli, jak dobrze rozumiem, gdy wróciła pani do pracowni, zastała pani tam dwóch włamywaczy i federalnego? – zmrużone powieki, ściągnięte brwi i lekkie odchylenie na krześle świadczyły, że właśnie coś jej tutaj zaczęło nie grać. – Z początku mówiła pani, że widziała pani tylko włamywaczy. Dalsza część przeszła bez echa. Być może brzmiała jej prawdopodobnie, ale w układance wciąż był jeden element o tożsamości dość wątpliwej. Krótkie spojrzenie na Ciebie, Benjaminie, i brak klasycznej irytacji, do której można było się już przyzwyczaić, mogło powiedzieć Ci, że faktycznie, kobieta jest skłonna przyznać, iż był to akt samoobrony ze strony pani Faust. — Co się działo w momencie, gdy zniknęły te… ręce, jak rozumiem? – uniesione brwi, skupienie, a za moment otwarcie drzwi. Oto nadszedł postawny wybawiciel, który postawił kubek ciepłej kawy przed panią Faust. Nie wyglądał na zadowolonego, ale nie odezwał się słowem. Za moment wyszedł z pomieszczenia. Przesłuchanie trwa dalej. Kawa dotarła przed Annikę. W chwili ciszy macie czas co najwyżej porozumieć się za pomocą spojrzenia lub gestu. Na Wasze odpisy czekam do niedzieli, 04.02., godz.: 22:00 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Rutyna dzisiejszego przesłuchania zaczyna powoli wchodzić w krew i wypełniać umysł — bo gdy Annika skończyła mówić, czekała już na prawną interpretację jej zasranej sytuacji, jakby upewniając się, że nie podkopuje się własnymi zeznaniami. Że nie zawiodła. Wina Schrödingera wciąż siedzi zamknięta w pudełku i nawet nie piśnie słówkiem, przypominając o tym, że nadal tam jest. Pozwala jej uwierzyć w bajkę o samoobronie i przemilczeć swój, choćby domniemany, udział w... Ten jeden raz skupienie swojej woli na smaku i zapachu krwi mdli mniej, niż rzeczywistość wokół. Tej ostatniej chciałaby zasadzić kopa w dupę, by nie pokazywała się więcej Annice na oczy. Rzeczywistość jest w tej chwili ich bólem, obrzękiem i strugami łez. A jednak, gdy słyszy o szpitalu, znów otacza się ramionami. Nie może tam pójść, nic jej nie jest i nie powinna pokazywać się nigdzie w takim stanie, powinna zniknąć w momencie przekroczenia drzwi wejściowych. Wtedy już nic więcej jej się nie stanie. Wstrzymała odruch, jak wcześniej powstrzymywała płacz. Resztki wcześniejszego załamania powoli zastygały na linii wodnej — tylko deszcz sztucznych łez będzie w stanie je domyć. To zrobi później. Teraz musi powtórzyć to, co już raz zeznała. — Kiedy weszłam do przedsionka, usłyszałam włamywaczy. Zdążyli się już rozdzielić, kiedy weszłam, głosy padały z dwóch różnych pomieszczeń — tłumaczyła cierpliwie raz jeszcze zawiłości tamtej konfrontacji nie wiedząc już, czy wolałaby bardziej zostawić za sobą jej początek, czy koniec. Szczególny akcent położyła na słowie usłyszałam — a pierwszą osobą, którą zobaczyłam, był federalny. Zjawił się za moimi plecami, kiedy już byłam w środku. Oboje staliśmy w przedsionku, stąd przypuszczam, że musiał przyjść z ulicy — czyli technicznie rzecz biorąc — jak można posądzić ją o kłamstwo, kiedy pierwsze, co zobaczyła, to materializujący się za jej plecami Daniel, a pierwsze usłyszane słowa padły z ust napastników, kiedy jeszcze ich nie widziała? Jeśli tego kobieta nie zrozumie, może Annika podjąć trud wymigania jej tego w języku dla głuchych. Ma nadzieję, że nie będzie musiała robić tego również z odpowiedzią na drugie pytanie. Przytaknęła — ręce. I właśnie zdała sobie sprawę z tego, jakim wrzodem na dupach gwardzistów jest magia iluzji, gdy kobieta naprzeciwko musi uwierzyć Annice na słowo, że w kluczowym momencie jej szyję oplatały widmowe łapy z szuflady. Ale tak właśnie było i nie mogła zeznać inaczej. — Upadła na podłogę — pauza potrzebna na odtworzenie w głowie tamtego obrazu, zastanowienie się raz jeszcze, jak ująć to, co widziała i co zrobiła. Chwila na rozsupłanie węzła zaciskającego gardło kolejną falą paniki. Wdech. — Próbowałam jej pomóc, to był pierwszy odruch, kiedy… — Wydech i kolejne zaczerpnięcie powietrza w płuca — …zrozumiałam, co się stało. Ale jej partner wpadł wtedy w szał i nie jestem pewna, co dokładnie stało się później, bo federalny odciągnął go od niej i ode mnie. — ...i unieszkodliwił. To widzieli gwardziści, którzy pojawili się na miejscu zdarzenia. Tym obecna tutaj rzuciła Annice w twarz na samym początku ich rozmowy. Że doprowadzili niewinnego włamywacza do nieprzytomności. Tylko... Co miał innego zrobić? — Padło kilka ciosów, tyle byłam w stanie dosłyszeć. Ja w tym czasie próbowałam udzielić jej pierwszej pomocy. Nie była medykiem, a łatania braci z potrzeby serca nie można nazwać doświadczeniem. Ale wie, gdzie ten narząd leży w klatce piersiowej i tam, na miejscu, próbowała z powrotem pobudzić je do życia. — Zrobiłam, co mogłam, ale to oni zaatakowali pierwsi, oboje byli agresywni i do samego końca nie zrezygnowali z użycia siły. Nie reagowali na ostrzeżenia — kolejna plama krwi na podołku przechodzi niezauważenie. Potok łez zamieniła teraz na powolne sączenie się lęku i bezradności przez wymęczone kanaliki łzowe. [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Annika Faust dnia Sro Mar 20, 2024 11:43 pm, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
Ciało zrelaksowało się, gdy założona noga na nogę i oparcie na krześle miało dać jasny sygnał: ja już wygrałem. Samoobrona to wygrana. W miarę kolejnych słów wypowiadanych przez Annikę stało się jasne, że przewaga jest u pani Faust, a pan federalny ma większe szanse całowania krat. Od środka. Niech mu dusza lekką będzie i cała reszta bzdurnych epitetów, które nikogo nie interesują. Wymagała opieki medycznej — słowo się rzekło i zamierzał go dotrzymać. — Proszę odnotować to, co powiedziała pani Faust. Próbowała udzielić pomocy osobie, która wcześniej z zimną krwią próbowała ją zaatakować. Ta pani Faust potrzebuje teraz opieki medycznej i powinna znaleźć się w szpitalu możliwie szybko, bo oczywiście nie dysponuje pani nakazem aresztowania, ani nie ma cienia dowodów, że miałaby być winna całej sytuacji. Najważniejsze zostało powiedziane. Wróciła do lokalu, w którym miała prawo być, co jesteśmy w stanie dostarczyć na piśmie od właścicielki Bella Donny, następnie usłyszała włamywaczy i została przetrzymana w tym miejscu przez federalnego agenta. Obydwoje wiemy, że sprawa się gmatwa, zwłaszcza jeśli dodamy do niej fakt, że pani Faust przeżyła właśnie atak choroby genetycznej i wymaga pomocy, której ze względu na pobyt w kazamacie nie może natychmiastowo otrzymać. Nie omieszkam nie wspomnieć o tym rodzinie van der Decken, która wyraża znaczącą obawę o zdrowie i dobry byt pani Faust — wszystko zostało już powiedziane. Dokładny przebieg walki nie miał najmniejszego znaczenia, a pani Faust nie pociągnęła za spust, nie zadała ostatecznego ciosu — broniła się i jeszcze udzielała złodziejce opieki. Co za bzdura. Zbyt brzydził się brudu, by tknąć zakrwawioną masę. Dłoń Valerio to co innego. Dłoń była mu potrzebna. Tej kobiecie życie wcale nie. — Pani Faust, czy zwrócono pani odebrane rzeczy, czy wydadzą nam je przy wyjściu? — orzekł nagle, wstając z krzesła, by zapiąć własną marynarkę. Neseser postawiony obok już znalazł się w ręce. — Pani Faust powiedziała już wszystko, co wie na ten temat i chętnie złoży więcej zeznań w przypadku wezwania na świadka, ale obydwoje wiemy, że to nie będzie potrzebne. O ile nie ma pani nakazu aresztowania pani Faust, uznajmy, że moja klientka już wystarczająco nadużyła waszej — wzrokiem objął pokój — gościnności. Dziękujemy. Chwycił oparcie krzesła Anniki, by odsunąć je od stołu. Pora się zbierać, zanim nie padną niepotrzebne słowa. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła
Kobieta milczała. W ciszy przyglądała się Tobie, Anniko, gdy opowiadałaś jej o dalszym przebiegu sytuacji. Bez reakcji przyjęła kolejność zdarzeń przedstawionych, za to lekko zmarszczyła brwi, słysząc, że za Tobą zjawił się federalny. Reszta wyglądała dość zwyczajnie – walka, zaklęcia, chęć pomocy. Wiele było pytań, wiele wątpliwości i gdyby ktoś był być może bardziej dociekliwy, bądź bardziej pragnący pognębić panią Faust, przyczepiłby się choćby do faktu rzucenia iluzorystycznego zaklęcia. Czy dało się to sprawdzić? Z pewnością. Choć z pewnością nie od razu i z pewnością nie teraz. Teraz przedstawiane były takie zdarzenia. Gwardzistka miała już z tyłu głowy kolejne pytanie, kiedy nagle odwróciła wzrok w stronę Twoją, Benjaminie, unosząc znacząco brwi. Te dość szybko zostały opuszczone, podobnie jak grymas na jej twarzy zaczął wyrażać bardzo duże niezadowolenie z okazji Twojego zachowania. Nie przerywała Ci, ale być może granicą było chwycenie za krzesło pani Faust, jakoby ona również miała wstać. — Panie Verity, czy mam Panu przypomnieć okoliczności zatrzymania pani Faust, czy damy radę dokończyć przesłuchanie, jak pan to zapowiadał, w atmosferze współpracy i dobrych chęci? Proszę usiąść, życiu pani Faust nie zagraża niebezpieczeństwo, otrzyma opiekę medyczną po złożeniu zeznań do końca. Jeszcze jedno krótkie spojrzenie, chwila przerwy, być może dudniącej w uszach ciszy, zmiętych w ustach słów, które byłyby w tej sytuacji odrobinę niepotrzebne, nim kobieta zwróciła swój wzrok w stronę Twoją, Anniko. Widocznie z lekkim wyzwaniem, bo przed odezwaniem się wzięła głębszy oddech. — Czy jest pani w stanie przypomnieć sobie, jakie zaklęcie zostało rzucone tuż przed tym, jak ręce zniknęły? Na Wasze odpisy czekam do środy, 07.02., godz.: 23:59 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Wszyscy jak tu siedzą już ustalili zgodnie, że to nie prawda ma znaczenie, a ważniejsza jest ładna wersja wydarzeń. Kobieta kręci nosem na Anniki wyjaśnienia; nie podoba jej się fakt, że ktoś mógł wejść do pracowni za nią? Nie wierzy w ten przypadek, czy chodzi o coś jeszcze innego? Tymczasem Ben właśnie zdecydował, że najładniejszym obrazkiem będzie kobieta przetrzymywana siłą w Belladonnie. Wszystko jedno. Wszystko. Kurwa. Jedno. Zmęczenie Anniki gra na korzyść tej historii, bo ta już nie wzbrania się już przed bzdurami padającymi z jednej i z drugiej strony. Ona nie uśmiecha się z satysfakcją, zbyt mocno osadzona w rzeczywistości tamtych wydarzeń. Nie od razu dociera do niej sens słów Bena i nim do akcji wkroczyła gwardzistka, pani Faust zdążyła tylko pokręcić głową. Nikt nie oddał jej rzeczy, a w miejscu, gdzie normalnie powinien wisieć pentakl, czuć męczącą pustkę. Jak fantomowy ból po utraconej części ciała. Ruch Verity’ego znów podnosi serce do galopu, a odpowiedź gwardzistki rozpędza je jeszcze bardziej. To również nie ma znaczenia. Ona, a w szczególności jej zeznania są tylko polem do walki pomiędzy obojgiem i— nic innego się nie liczy. A w szczególności prawda. — Nie wiem, powiedziałam już wszystko, czego jestem pewna i pod czym mogę się podpisać. Pod koniec wszystko działo się zbyt szybko, żebym mogła— —wyekstrahować kolejne kroki prowadzące do jej zgonu. Tylko jedno było tam pewne — perspektywa rychłego rozwiązania. Może śmierci. Ich, albo— — Przepraszam, ale nie potrafię powiedzieć więcej o tym, co się stało. W tamtym momencie wszystko brzmiało jak bełkot. Myślałam tylko o tym, co zrobić, żeby nie bolało — tym zakończyła zeznanie i spojrzała po obojgu nie wiedząc, co teraz ze sobą począć. W nieustępliwej ciszy jeszcze raz zrobiła użytek z chusteczki, ocierając to, co jeszcze nie zastygło na twarzy. |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Benjamin Verity II
ODPYCHANIA : 15
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 28
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 20
TALENTY : 3
Strike hit. Trafiony zatopiony. Uśmiech godny prezydenta zagościł na ustach Benjamina, gdy komponując się z przekręconą w bok głową, spoglądał na kobietę. Zapinana marynarka miała tylko potwierdzić zamiar. — Proszę przypomnieć. Z przyjemnością wysłucham pełnej wersji bezprawnego aresztowania mojej klientki za samoobronę i próbę niesienia pomocy osobie, która próbowała ją zabić — ona wie, że to wszystko gra na czas. On wie, że ona wie. — Pani Faust powiedziała wszystko, co wie na temat tego zdarzenia i nie jest w stanie udzielić żadnych dodatkowych informacji, gdy tylko sobie coś przypomni, od razu powiadomimy Czarną Gwardię, aby złożyć dodatkowe zeznania. Annika plącze się, jakby wcale nie wiedziała, kogo powinna posłuchać. Zawsze adwokata, ukochana pani Faust. Zawsze. Nie odpuścił dłoni z krzesła, tak samo, jak nie miał zamiaru zmieniać raz obranego kursu. To nie kwestia obszerności zeznań, był już pewny, że nie zrobiła nic złego, a nawet jeśli zrobiła, to nie zrobiła. Skoro więc nie zrobiła, to jej obecność tutaj była tylko przykrym obowiązkiem. Chwilowa fantazja umorzona przez brak dowodów. Znacznie bardziej wolałby, aby naprzeciw siedział Sebastian. Uścisk dłoni, poklepanie po ramieniu, kawka kiepskiej jakości i jakoś by się dogadali. Tymczasem ona? Przysparzała więcej kłopotów, niż cała sytuacja była warta. Spodziewał się niechęci względem tych lepszych i wyżej urodzonych, która tak często objawiała się zwłaszcza w przypadku ciężko pracujących na swoje utrzymanie kobiet. — A teraz, jeśli byłaby pani tak miła, proszę o wydanie własności pani Faust i wskazanie drogi do wyjścia. Dłoń z oparcia krzesła trafiła na krótką sekundę na ramię Anniki. Niedługo potem otwarta miała posłużyć za oparcie dla biednej, umęczonej. Nie było już o czym rozmawiać, a nawet jeśli było, to nie było. |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat twój i diabła
Kolejna cisza. Ta zdawała się gościć tutaj coraz częściej i zajmować coraz więcej czasu. Gra na zwłokę była grą na zwłokę, gra na presję była grą na presję. Jak wiele czasu człowiek mógł w stanie wysiedzieć w męczącej ciszy? W większości przypadków – niewiele. Wiedzieli o tym gwardziści, a na pewno ci, którzy mieli wątpliwą przyjemność przesłuchiwać świadków, ofiary i oskarżonych. Kobieta w końcu odsunęła się na krześle i spojrzała w stronę weneckiego lustra. Cokolwiek tam wypatrzyła, skinęła głową i wstała, zmierzając w stronę drzwi. — Proszę się nie oddalać – krótki komentarz, wyjście. Pozostawiła Was samych. Nie na długo, ale przez tę chwilę mieliście czas dla siebie. Kilka, może kilkanaście minut później ta sama kobieta otwiera drzwi. – Proszę za mną. Kolejny labirynt poprowadził Was w stronę dziwnej kanciapy, która mogła przypominać biuro. Tam na chwilę zatrzymała się kobieta, poszukując folijki, która miałaby być opisana nazwiskiem A. Faust. Znalazła, choć w środku był tylko pentakl. Nie sięgnęła po nią. — Pani Faust, pani pentakl zostanie pani zwrócony rano, kiedy przyjdzie pani podpisać sporządzony protokół z zeznaniami. Drzwi za kobietą się zamknęły, skoro nie było czego oddawać. — Proszę powstrzymać się od wszelkich wyjazdów poza Hellridge w najbliższym czasie. W nadchodzących tygodniach może pani otrzymać wezwanie do stawienia się w Kazamacie celem złożenia dodatkowych wyjaśnień. Zostaną państwo odprowadzeni do wyjścia. Krótkie skinienie głowy w stronę gwardzisty, którego nikt wcześniej tutaj nie zauważył. Ten z kolei zaprosił Was za sobą i przeprowadził korytarzami w stronę wyjścia. Benjaminie, mogłeś rozpoznać część z zaułków, gdyż właśnie wracaliście tą samą drogą, którą tutaj zostałeś przyprowadzony. — Do widzenia, pani Faust, panie Verity – powiedział kulturalnie, żegnając Was u samych drzwi, skąd mogliście wydostać się na świeże powietrze, z daleka od zatęchłej woni Kazamaty. Mistrz Gry dziękuje Wam za rozgrywkę. Wynikiem fabuły, Annika zostaje zwolniona z aresztu i tej samej nocy może trafić do łóżka własnej sypialni. Anniko, pentakl zostanie Ci zwrócony porankiem 18 kwietnia, kiedy udasz się podpisać własne zeznania, dlatego do tego czasu nie jesteś w stanie czarować. Do końca fabularnego kwietnia, wskazaniem Czarnej Gwardii, powinnaś powstrzymać się od podróży poza Hellridge. Benjaminie, możesz uznać swoją sprawę za wygraną i w nagrodę zabrać swoją dzielną klientkę na obiecane frytki. Możecie uznać ten post jako kończący Waszą grę, bądź pozostać w lokacji. Mistrz Gry z tematu |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Biedna, umęczona spędziła ostatnią minutę na przesłuchaniu w kazamacie, napawając się ciszą. Dudnienie serca wbrew najsilniejszej z wól wybijało nerwowy rytm oczekiwaniu na słowa, ale dłonie już nie drżą; za to obracają bezmyślnie pierścionek na palcu, starając się ignorować istnienie zakrzepłej krwi za paznokciami. Ta ostatnia pięknie dopełnia obrazu umęczonej. Równie dobrze mogłaby się w niej wykąpać. We krwi, znaczy. A po tym, co już tutaj padło, cisza istotnie, była ulgą. Mozolne wysiłki odtwarzania zdarzeń zastąpiła pustka, jakby mózg awaryjnie wyłączył zasilanie w kluczowym zwojach hipokampa, zrzucając na Annikę upragnioną i dobrowolną, choć krótkotrwałą amnezję. Za moment wróci do tematu myślami. A później wszystko wróci do niej w snach, kiedy tylko uda jej się choć zmrużyć oko. Do pęknięć, które już na sobie nosiła, dziś dołączyło kolejne. To już ostatnie — padło w obietnicy Anniki do Anniki. Wszystko już będzie dobrze. Wyjście kobiety z sali przesłuchań jest zaburzeniem rutyny. Wyrywa Annikę ze stuporu i pozwala odetchnąć. Ben jest gotów do wyjścia, ona również powinna. Czy jest gotowa? Musi być. Inaczej niepotrzebnie wyrwała go ze snu, jeśli teraz nie zechce odkleić stąd tyłka i opuścić więzienie. Musi go odkleić, jeśli zamierza podtrzymać narrację, że— — Nic mi nie jest. Muszę się tylko umyć — wstała, wreszcie mącąc ciszę kazamaty, gdy gwardzistka opuściła ich na moment. Zabawne, że w zamknięciu trzech nudnych ścian i jednej historycznej, twarzą w twarz z Veritym i umazana krwią, wróciła myślami do pracy. Jeśli szacunki ją nie mylą, może sobie pozwolić na pięć dni wolnego na uniwersytecie. Musi — bo jeśli brak troski o siebie byłby przestępstwem, Annika bez najmniejszych wątpliwości żegnałaby się właśnie z wolnością, a nie z Kazamatą. Oparta pośladkami o stół czekała cierpliwie na powrót gwardzistki mając nadzieję, że nim minie kwadrans znów, jak za starych dobrych czasów, gdy nie miała na sumieniu morderstwa, pentakl wróci na szyję, między swoje dwie strażniczki i już nigdy nie opuści posterunku. Będzie jej jeszcze potrzebny. Dlatego wyszła z lochu z pewnym niepokojem, zostawiając w nim jedną z niewielu rzeczy, w których była dobra i jedną z jeszcze bardziej elitarnego grona tych zapewniających jej poczucie bezpieczeństwa. To jakby wyszła stamtąd nago — ale o własnych siłach, zdrowa (choć nigdy w pełni) i z Benjaminem, który nie kazał jej długo czekać. Tego mu nie zapomni, choć wie, że to raczej zawodowa powinność i dreszcz adrenaliny przywiały go do kazamaty. To nie ma znaczenia. — Do widzenia — pewne i bez zdradzieckiego falsetu, który obróciłby w pył resztkę dumy, która jej pozostała po ataku choroby w sali przesłuchań. Głowę trzyma wysoko. Jeśli wyjdzie stąd z opuszczonym nosem, to nie nazywa się Annika van der Decken. Spotkanie z nocnym powietrzem było najsłodszym, jakie dotąd przeżyła, choć to nie powietrze Deadberry najbardziej pragnęła teraz poczuć w płucach. — Muszę zapalić — Annika nie pali. Piekło zamarzło dzisiaj. Być może jeszcze pokryje je wieczna, pierdolona zmarzlina. /Annika z tematu |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy