Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
KUCHNIA Kuchnia znajdująca się w Tarze jest jasna i dość przestronna, co pozwala spokojnie gotować większe posiłki dla całej rodziny, choć nie da się uniknąć kolizji - dodatkowy stolik na środku użytkowany często jak blat nie pozwala na swobodne wymijanie się. Patrząc jednak na to, że w tym pomieszczeniu króluje Imani, czasami angażując dzieci w pomoc (ale nigdy wszystkie naraz) powoduje, że obecny układ zupełnie spełnia swoją funkcję. Znajduje się w niej wszystko, czego potrzebuje nowoczesna pani domu, a okno pozwala na obserwowanie w trakcie gotowania bawiących się na podwórku dzieci. [ukryjedycje] |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
16 kwietnia 1985 rokuPrzez dwa dni poczuła się lepiej po walce ze strachami kukurydzianymi, które i może dały radę ją zranić, ale to przecież nic, z czym sobie by nie poradziła. Trochę odkażenia, trochę magii, dłuższe rękawy by zasłonić zranienia i uniknąć tym samym niewygodnych pytań i voila! Nikt by nie powiedział, że Imani coś się stało. Absolutnie. Wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku. Może prócz tego, że najmłodszy Falco dostał stanu podgorączkowego i kobieta nie miała czasu, by jak zwyczajowo o tej godzinie gotować obiad, tylko przede wszystkim zajmowała się chłopcem, a w dalszej kolejności resztą starszych, zdrowych dzieci. Przynajmniej jeszcze. Gdy odchodziła od najmłodszego, zawsze się upewniała, że reszta dzieci czuje się dobrze. Była na to szansa, w końcu miały co najmniej parę lat więcej, by zwiększyć swoją odporność. Padmore jednak zdążyła się tym zmęczyć. Nie dawała odczuć tego dzieciom, ale szczególnie psychicznie męczyło ją to, że dała radę tylko zrobić śniadanie dzieciom, z pomocą Xaviera i Vivienne, którzy zanosili rzeczy do stołu, pozmywać, a na koniec, nie licząc opieki nad dziećmi, obrała ziemniaki. Koniec. Aż się poskarżyła telefonicznie, rozmawiając z Mauricem, że nie daje rady dzisiaj z przygotowaniem posiłku. Nie tak bezpośrednio, ale z pewnością mężczyzna był w stanie zinterpretować, co ją trapi. A potem przygotowała mleko z miodem dla najmłodszego licząc, że to pomoże mu zwalczyć chorobę. Miała wątpliwości czy wciśnie małemu coś innego. Może jakiś syrop? Choć jak tak dalej pójdzie to i tak będzie musiała z nim iść do lekarza. Przynajmniej Joe odprowadził starsze dzieci do szkoły. Gorzej, że prócz Falco, miała na głowie także Fabienne. Mała dopiero będzie szła do szkoły, na razie jednak kręciła się zazdrośnie przy Imani. Aż kobieta się zastanawiała, czy nie zadzwonić do mamy z prośbą o pomoc. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Rozmowa telefoniczna z Imani nie należała do najłatwiejszych. Nie dlatego, że w tle było słychać odgłosy domu (tudzież wrzaski dzieci), ani też z powodu zwyczajowego niewyspania się spowodowanego przez męczącą szarplicę (ile dzisiaj spał? trzy godziny?). To wszystko wina ogromnego bólu głowy, który niemalże ścinał go dzisiaj z nóg. Przesadzanie z alkoholem niedługo stanie się jego znakiem rozpoznawczym wśród znajomych (a konkretniej jednego z nich), bo chociaż nie wydawało się, że rzeczywiście ma powody do zapijania smutków, Overtone właśnie tak się czuł, gdy zaglądał wczoraj do kieliszka. Absolutnie rozdygotany tym, co działo się w Maywater ostatnimi czasy, próbował zapomnieć o mdlącym poczuciu przytłoczenia, jakie próbowało wykręcić mu wnętrzności, ilekroć tylko pomyślał o statusie tej znajomości. Ani wódka, ani zapominanie nie za wiele mu pomogły. Ba, teraz jeszcze musiał robić dobre miny do złej gry i tłumaczyć Marcusowi przez telefon, że absolutnie w tej chwili potrzebuje jego asysty, bo inaczej wszystko źle się skończy. Czymkolwiek było wszystko i cokolwiek miało źle się skończyć, jękami i stękaniem wymusił na nim, aby podjechał do niego po uporaniu się z obowiązkami. Gdy tylko gosposia dojrzała jego samochód przed bramą, Maurice wyskoczył z domu, nawet nie wpuszczając go na posesję. Wpadł do bentleya, znowu pachnący jak kwiaciarnia sprzedająca Bourbon i przywitał się ze swoim kierowcą skromnie z uwagi na obecność w miejscu prawie publicznym. Cmoknął go w policzek i poprosił o podwózkę do… McDonald's. Nie trzeba było pytać, skąd mu się to wzięło. Koszmarny stan, w którym się znajdował, idealnie zdradzał, że potrzebuje zjeść trochę śmieci, aby podreperować żołądek. Na jego korzyść na pewno działał fakt, że nie robił się zielony na każdym zakręcie. Groźba zapaskudzenia tapicerki pewnie niedługo zacznie się Veritiemu śnić. - Podjedziemy do Imani? - Zapytał, gdy już ustawili się w kolejce do McDrive. Maurice spojrzał na Marcusa, rozmasowując jeszcze siniaka, którego zarobił w nocy, gdy w wyjątkowo gwałtownym ruchu udało mu się jakimś cudem zdzielić w ścianę, wymijając zabezpieczenie w postaci wysokiego zagłówka. - Dzwoniła, że coś słabo się czuje i dzieciaki mają na obiad tylko powietrze i kranówkę. Padmore była jedną z niewielu osób, o których myślał nawet w stanie kacowego zagrożenia zdrowia. Cóż poradzić… jej dzieciaki po prostu miały przeznaczone, by mieć najlepszego wujka na tej planecie. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Marcus Verity
ILUZJI : 5
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 163
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 13
Otwierając drzwi do swego skromnego domostwa, nie mógł się spodziewać, że wkrótce Bentley stanie się taksówką dla konających Overtone’ów, a jego służbowy telefon ich linią alarmową. Narzekał tylko trochę, bardziej dla zasady niż ze szczerego niezadowolenia. Dzwonek telefonu przerwał ciszę, jaką karmiły się wszystkie wątpliwości. Daleko od Maywater, w zaciszu gabinetu, do głowy powracał rozsądek, rezolutnie przeganiany jego własną dłonią. Znów jak dzieciak, któremu cisza dzwoniła w uszach jeszcze zanim dowiedział się, że jej brak może być o wiele gorszy. Przełączyć? Oczywiście. Maurice znów wyglądał i pachniał jak siedem nieszczęść. Jak tak dalej pójdzie, Verity zapomni, jak wygląda w całej swej blondwłosej, gwiazdorskiej okazałości. W pewnym sensie, działało to na jego korzyść. Nawet skacowany i niewyspany, Overtone mieszał mu w głowie. Strach myśleć, co zostałoby z Marcusa, gdyby musiał zmierzyć się z bestią w szczycie formy. Teraz bestia mrużyła zaczerwienione oczy, próbując ukryć się przed popołudniowym słońcem za opuszczoną osłoną. Na pierwszym postoju, podał mu okulary wyciągnięte ze schowka. — Padmore? — zerknął na mężczyznę ze zmarszczonymi brwiami, ale nie doczekał się odpowiedzi, przywołany przez trzask głośnika za oknem. Z jednego big maca i filet-o-fisha (tym razem nawet nie drgnęła mu powieka) nagle zrobiło się kilka zestawów. Raz musiał skonsultować zamówienie z pasażerem. Frytki do tego? Oczywiście. I bez wyjaśnień, decyzja została podjęta jeszcze zanim machnął błyszczącą kartą przy drugim okienku. Taksówka dla Overtone’ów i dostawca jedzenia dla pani Padmore. Każdy dzień otwierał przed Marcusem nowe drzwi. Kto wie, co czekało go jutro? Na zamówienie czekali dłużej, niż sugerować mogłaby nazwa fast food, ale nadrobili czas na stosunkowo pustej drodze, nim wjechali na wyboiste ścieżki wśród pól. Ich przybycie zwiastowała chmura piasku wzbita kołami samochodu, pędzącego, by uchronić rodzinę przed groźbą głodu oraz niedostatku. Jakimś cudem to on skończył z większą porcją oznakowanych złotymi łukami toreb, podczas gdy pan celebryta kąpał się w swym bohaterstwie. Obserwował zażyłość Maurice’a i Padmore, to jest, Imani, z zaciekawieniem. Ten rodzaj naturalnej charyzmy zawsze był dla niego zagadką. Nawet najbliższych trzymał na długość ramienia. — Gdzie możemy rozłożyć posiłki? — zapytał, z uprzejmym, nieco nawet cieplejszym niż zwykle, uśmiechem. Przynajmniej się starał. |
Wiek : 29
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat (również diabła)
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Skarżąc się na trudy życia codziennego nie spodziewała się pomocy. Może dlatego, że raczej się nie skarżyła na swój los, więc też nie spodziewała się, jak ludzie mogą zareagować w takiej sytuacji. A może właśnie te reakcje innych ludzi spowodowały, że ograniczyła narzekanie? Kto wie. Ona na pewno nie, bo nie zwróciła uwagi co było przyczyną, a co skutkiem, który spowodował taki wynik w postaci jej charakteru. Zdążyła zanieść dzieciom mleko z miodem, zmierzyć im gorączkę i westchnąć cicho nad swoim losem (jednak bez kolejnych słów skargi!) oraz zająć się co pomniejszymi porządkami, licząc, że da radę jednak nakarmić dzieci, kiedy usłyszała samochód wjeżdżający na podwórze jej domu. Wyjrzała przez okno zdziwiona, a widząc znajomą twarz aż podeszła do drzwi. Otworzyła drzwi zdziwiona, bez wahania wpuszczając Overtone'a i Verity'ego. - Hej - przywitała się z uśmiechem z obojgiem, ukrywając zaskoczenie. Co tu się właśnie..? - Posiłki? - tu nie dała rady ukryć, że cały pomysł kupienia McDonalda był dla niej niespodzianką. - Ach, może w kuchni, powinno tam być miejsce do rozłożenia - stwierdziła po szybkim przekalkulowaniu w głowie, gdzie miała po szybkich porządkach aktualnie najczyściej. Wzięła też parę torebek od swoich gości, by je nieść, oczywiście jeśli jej pozwolili. - Kawy, herbaty? - żadne zaskoczenie ani choroba dziecka nie mogły jej powstrzymać przed zachowywaniem się jak rasowa pani domu. Albo kura domowa. Nie czekając na odpowiedź od razu też wyciągnęła kubki i nastawiła wodę. Ona na pewno zamierzała wypić herbatę. Wystarczająco się działo, więc nie musiała podnosić sobie ciśnienia. - Do tego wystarczą talerze? - spytała, z zaciekawieniem zerkając do środka. Nigdy nie kupowała fast foodu. Nie miała pojęcia czy dają w tym zupy czy tylko drugie dania? |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Schowany za ciemnymi szkłami okularów przeciwsłonecznych wtapiał się w tapicerkę. Jego śladem, filet-o-fish już dawno wtapiałby się w jego żołądek, gdyby nie groźba ubrudzenia sosem i okruszkami wypieszczonego pojazdu Veritiego. Maurice miał w sobie przynajmniej tyle sławetnego instynktu samozachowawczego, aby pod tym kątem nie próbować nawet przesuwać granicy. Nie chciał stracić swojego prywatnego kierowcy. Wchodząc do domu Imani, Overtone wyglądał równie dobrze jak wtedy, gdy wychodził z własnego i tylko wietrzejący już aromat imprezy dnia wczorajszego powstrzymywał go przed objęciem Padmore ramieniem, gdy wpychał jej się do domu z naręczem papierowych toreb i szeleszczących opakowań. - Przybyła odsiecz - zakomunikował, kiedy zaskoczenie w końcu znalazło odbicie na jej twarzy i wreszcie uniósł okulary, zaczepiając je o włosy. Nie kłopotał się zabieraniem torebek z pożywieniem od Marcusa. Całkiem nieźle sprawdzał się w roli wieszaka na syrenkowe kaprysy i to nie tylko biorąc pod uwagę niewątpliwą skuteczność. Ładnie wyglądał, kiedy robił to, o co go prosił, ale jeszcze ładniej, kiedy robił coś bez proszenia. Przytrzymał mu za to drzwi, zaganiając go do środka jak - nie przymierzając - kolejnego kurczaka, których w Wallow nie brakowało. Wchodząc do kuchni wcale nie tłumaczył się ze swojego nienajlepszego stanu fizycznego. Wsunął się za to na swoje ulubione miejsce za stołem, gdzie mógł z całą mocą swojego zmęczenia wesprzeć się łokciami i podtrzymać w pionie. - W środku są napoje. - Poinformował Imani, zerkając z rozbrajającą bezradnością na Marcusa, gdy machnął dziwnie ręką w jego kierunku. Jasne było, że kompletnie się nie orientował, gdzie było czyje jedzenie, a tym bardziej co zamówili do picia. Bo coś zamówili, prawda? Aby nieco ukryć przed obecnymi uwierającą go, dziwną niepewność, ponownie skierował uwagę na panią domu. - Do tego nawet nie musisz wyciągać talerzy. Jeśli dobrze pójdzie, to może nawet nie ubrudzimy ci stołu. - Biorąc pod uwagę poziom poszatkowania sałaty w marcusowym Big Macu - nie było na to szans. Niemniej, Maurice nie od wczoraj był mistrzem dyplomatycznego naginania prawdy. - Nawet nie wiem, czy wzięliśmy całe menu, czy wszystko jest takie samo? Skierował wzrok na Veritiego, poszukując jego wyjaśnień w zakresie Happy Mealów. Dziecięce wojny o ten jeden kolor kredki pewnie obejmowały też śmieciowe jedzenie i tego jednego cziza, który mógł wszystko zmienić. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Marcus Verity
ILUZJI : 5
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 163
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 13
Odsiecz przybyła, w istocie, na trzystu koniach mechanicznych i, jak się okazywało, bez zaproszenia księżniczki w opałach. Zaczynał rozumieć, że Maurice miał niewygodny nawyk wpraszania się do cudzych domów, a jedynym wyjściem gospodarzy było radować się z niespodziewanej wizyty gwiazdy i upewnić się, że miała ona wszystko, czego serce mogłoby zapragnąć. Oto przybył pan Overtone, radujcie się wszyscy i napatrzcie, póki macie okazję. Nieoczekiwany rozwój wydarzeń połączył Marcusa z Padmore tym właśnie zaszczytem. Powiedziałby, że sympatyzował z jej zmieszaniem, ale był prawie pewien, że zdolność do nazwania emocji na kogoś twarzy to nie empatia. Autor zapomniany. – Kawę, poproszę – odpowiedź na to pytanie mógł wyrecytować o każdej porze dnia i nocy tak jak treść piątej poprawki oraz Deklarację Niepodległości. Co go obchodziły napoje? Wszyscy wiedzieli, że cola w knajpach z fast foodem to rozwodniona pepsi. Maurice wyglądał lepiej, niż ostatnim razem, gdy miał przyjemność oglądać go w całej poimprezowej chwale, a więc Verity z czystym sumieniem (czym?) poświęcił swoją uwagę rozłożeniu i zidentyfikowaniu pakunków na kuchennej wyspie. – Wszystko jest takie samo – potwierdził cierpliwie. Nawet sporadyczne wizyty u dwóch najmłodszych panien Verity wystarczały, by nauczyć Marcusa najważniejszej zasady w wychowywaniu dzieci. Oby tylko pociechy Padmore nie wzięły się za porównywanie, które ma większego cheeseburgera. Filet-o-fish, duże frytki i oranżada pojawiły się przed Mauricem w pierwszej kolejności. Torby z cheeseburgerami, średnimi frytkami i waniliowymi shake’ami przekazał gospodyni, zanim znalazł pakunki ze swoim i Imani zamówieniem. – Big Mac, frytki, cola – poinformował kobietę, dostrzegając ciekawość, z jaką przyglądała się wręczonej zawartości. Wyglądała, jakby oprócz menu potrzebowała również instruktażu z jego konsumpcji, ale nauka obsługi burgera nie znalazła się na tegomiesięcznym bingo. Zasiadł za stołem obok koordynatora odsieczy, po bladości jego twarzy próbując ocenić, czy kanapka z rybą aby na pewno była dobrym pomysłem. |
Wiek : 29
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : adwokat (również diabła)
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Gdyby ktoś choćby zasugerował Imani, że kiedyś jej kolega wpadnie z pomocą zarówno ludzką, jak i jedzeniową w dniu, w którym miała prawdziwy kryzys (przynajmniej jak na nią, normalnie doskonale radziła sobie z organizacją życia rodzinnego), to by zapewne uśmiechnęła się ujmująco, przytaknęła niedowierzająco i zapomniała. Może właśnie tak było i dlatego nie uwzględniła możliwości odsieczy. Cóż, bywa. Teraz musiała przeżyć, że czuła się głupio, trochę jakby wykorzystywała czyjąś przyjaźń, nawet jeśli taki pomysł nawet nie wpadł jej do głowy. - Naprawdę? - zerknęła wręcz niedowierzająco do torby. Rzeczywiście. - Pierwszy raz widzę picie na wynos - przyznała, wyciągając kubek z colą, mocno zastanawiając się jakim cudem się to nie rozlewa. Czy to forma magii? Na stwierdzenie jednak, że nie potrzeba talerzy, spojrzała na Maurycego z niedowierzaniem. - Ale jak to możliwe? - spytała. Czyżby to było pożywienie robione pod nowoczesnych biznesmenów, co wszystko robią w biegu, łącznie z piciem kawy i nie mają czasu dla rodziny? A co do kawy - woda nastawiona w mgnieniu oka po prośbie rzuconej przez Marcusa akurat się ugotowała. Padmore jak wyszkolony pies gończy po wyniuchaniu ofiary, już przy samiuśkim, jeszcze cichym gwiździe obwieszczającym przygotowanie wrzątku stanęła przy czajniku, a już po chwili kawa została zalana. Została kwestia dodatków. - Ile słodzisz? I czy chcesz mleka? - spytała, nim podała mężczyźnie gotowy napój z uśmiechem urodzonej gospodyni. Kobieta czasem w swojej głowie zastanawiała się, jakim cudem tak dobrze udało jej się wejść w rolę żony farmera. Bogatego co prawda, ale jednak. - Czyli to jest dla dzieci? - upewniła się jeszcze, nim wzięła Hepi Mile. Nazwa jej się podobała, bo budziła w niej dobre skojarzenia, więc liczyła, że dzieciom będzie smakować. I że lepiej sobie poradzą z myślą, że mają jeść bez talerzy, niż ona. - Dajcie mi momencik, zaraz wrócę - powiedziała, uznając, że lepiej dać dzieciom jeść w oddzielnym pomieszczeniu. Na chwilę dłuższą, bo Falco z pewnością może mieć lekki problem gryźć, ale miała nadzieję, że goście jej to wybaczą. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Może jednak z Maurycym wcale nie było tak źle? Dopełnili niezapisane nigdzie Bingo w kwestii dzisiejszego dziwienia się, kiedy Imani została zaskoczona piciem na wynos. Nie wytrzymał i po prostu parsknął, próbując zasłonić usta dłonią. Nie wypadało nabijać się z gospodyni, ale… - To do Wallow nawet pudełka z burgerami jeszcze nie dotarły? - Zapytał, jak zawsze nie potrafiąc znaleźć momentu, w którym powinien po prostu ugryźć się w język. Zdaje się, że takie zamknięcie paszczęki w odpowiedniej chwili zwyczajnie fabrycznie nie istniało w jego protokole działania. Pewnie mógłby nawet coś jeszcze dodać, ale choreografia kawowa, jaką Imani miała opanowaną do perfekcji, nieco wybiła go z rytmu. Zamiast dalej dyskutować, zajął się swoim pakunkiem z żywnością. Prawie wsadzając nos do opakowania, wywąchał zapach swojego posiłku, milcząco zgadzając się ze wstępnie postawioną diagnozą. Nie pomylili torebek. - Jasne - rzucił do pleców Imani, obserwując jeszcze przez moment jak kobieta próbuje zebrać fastfoody, aby zanieść je do dzieci. Jak na mężczyznę przystało, wcale z pomocą jej nie spieszył. Zamiast tego zajął się swoim kacem mordercą, wciskając do ust trzy frytki jednocześnie. Nic nie mówił przez dłuższą chwilę. Skoncentrowany na namaszczaniu się solą i cukrem, obserwował w milczeniu, jak Marek zabiera się za swoją kawę. Przyłapany na gapieniu się na niego, jedynie uśmiechnął się nieznacznie, trącając go stopą w osłoniętą łydkę. - Nawet przy wiejskim stole wyglądasz tragicznie oficjalnie. - Zauważył, dłonią nienaruszoną przez tłuszcz i sól, sięgając ponad ramieniem Marcusa do jego włosów. Kilkoma ruchami zmienił ich ułożenie, nieznacznie je mierzwiąc i całkowicie rujnując cudowną, ulizaną fryzurkę prawnika. Musiał go zaskoczyć swoim telefonem. Nie zdążył pokryć ich żelem, czy testował nowy sposób układania? - Teraz lepiej, albo może nie lepiej? - Zastanowił się, kiedy przyjrzał mu się dłużej. - Ładnemu i tak we wszystkim ładnie. Westchnął cierpiętniczo, jak gdyby uroda Mareczka była najgorszym, co mogło go spotkać. Sekundę później przerzucił uwagę na burgera, zębami wgryzając się w chrupiący filet i dociskając sos, który wypłynął drugą stroną bułki, skapując akurat w sam środek papierowego opakowania. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Imani spojrzała zdziwiona na Maurycego, gdy ten zaśmiał się, widząc jej zdziwienie. Nie wiedziała, szczerze mówiąc, co jest takiego zabawnego w tym. No bo czy ktoś widział McDonalda w Wallow? No właśnie. - A widziałeś tu takie? - spytała bez żadnej złośliwości, ukrytej czy jawnej. W tej chwili Imani można było porównać do Dory poznającej świat. Zostawiła gości, zakładając, że ci, jako dorośli i tym samym poważni ludzie (oczywiście tylko w czystej teorii) będą umieli się sobą zająć, a potem poszła z jedzeniem do dzieci. Jej córeczka ewidentnie radziła sobie sama, więc tylko zerkała, czy coś się nie stało. Gorzej było z jej najmłodszym. Był trochę marudny, do tego nie miał wielkiego apetytu, ale o dziwo fast food wchodził mu całkiem nieźle. Koniec końców, na szczęście nie musiała zostawić gości na długo samych. Wróciła więc do mężczyzn, już trochę spokojniejsza. Dzieci były najedzone, była szansa, że się zdrzemną niczym przedszkolaki. - Czegoś potrzebujecie? - Padmore spytała, nim zaczęła jeść swoją porcję, dyskretnie zerkając na resztę. Nie była pewna, czy to dobrze jadła z dziećmi, ale po samym widoku podejrzewała, że owszem, jak najbardziej. Chyba rzeczywiście nie było w tym wielkiej logiki. - Jak wam się w ogóle układa? - spytała, mając na myśli ich życie, a nie relację, którą powinni raczej ukrywać przed światem w obecnych latach. Kończąc jedzenie, poczuła się jednak dziwnie. Tak jakby coś z tych przysmaków przywiezionych jako ratunek mogło jej zaszkodzić. - Czy po zjedzeniu tego powinnam czuć się inaczej? - dopytała na wypadek, gdyby jakimś cudem to było robione magicznie. Może o czymś nie wiedziała. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
Wzruszył ramionami. Wallow nie było miejscem, w które udawałby się z uśmiechem na ustach w swoich wolnych chwilach. Jego zainteresowanie praktycznie nigdy nie wychodziło poza znaną mu okolicę. Poza misternie zdobione balustrady, wysokie sufity i kryształowe żyrandole. Jedynym wyjątkiem były dzikie, leśne ostępy i gorące plaże Maywater. Natura porywała jego serce wyłącznie wtedy, gdy nie była tak… brudna. Naznaczona człowiekiem i mozolną pracą ludzi prostych… i zapachem łajna o poranku. Ach te widoki na końskie dupy i sąsiadów przerzucających siano. - Widziałem tylko napitego rolnika. Próbował grabić kamień. - Powiedział, jak gdyby to była najnormalniejsza rzecz, jaka dzisiaj zobaczył. Nie rozwijał tej myśli, postanawiając zaprzyjaźnić się ze swoim jedzeniem. Miął w dłoniach cieniutką serwetkę i uniósł wzrok na Imani, gdy ta postawiła przed nimi pytania. - Nie, wpadliśmy tak po prostu. Z odsieczą. - Odpowiedział z uśmiechem wpełzającym mu na usta przy końcu wypowiedzi. Odsiecz dla chorych dzieci i dla skacowanego Maurycego. Przygotowane dwie pieczenie na jednym ogniu to było coś, w czym zazwyczaj był całkiem niezły. Tylko nigdy się nie spodziewał, że jego bronią podczas tej zażartej walki z przeciwnościami losu będzie big mac z frytkami. Dał się zaskoczyć. Pytanie o to, jak im się układa, wymogło na Overtonie zerknięcie w bok, jak gdyby szukał odpowiedzi na to pytanie w oczach Marcusa. Zreflektował się szybko. Ponownie dobiegł spojrzeniem do ciemnoskórej gospodyni. Wyglądało to jak naturalne sprawdzenie, czy Verity nie chciałby pierwszy zająć głosu. - Dobrze, chociaż ostatnio jestem w strasznym niedoczasie. Niedługo wystawiamy nową sztukę i to wymaga mnóstwa przygotowań… - zaczął mówić, poświęcając pewnie trochę czasu na rozwinięcie się w tej kwestii. Mówił o super głosie, który ostatnio odkrył, o docieraniu się na scenie. Lawirował wokół tematów zawodowych, bo to było coś, co jego dwoje rozmówców znało wyłącznie od strony sceny. Potem zrobił miejsce na wypowiedzi innych, a zwłaszcza uczynił ten przywilej Imani. „Co u ciebie słychać” mogło wywołać kolejną falę słów, a nawet Maurice czasem lubił posłuchać kogoś jeszcze poza samym sobą. - Jak to inaczej? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, skubiąc bezmyślnie róg owijki. Uniósł brwi, kiedy spojrzeniem objął poskręcane loki Imani. - Chyba jest dokładnie takie samo jak zawsze. |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Imani była przyzwyczajona do Wallow i - zasadniczo - była szczęśliwa, że tak jej się tutaj układało. Miała cudownych sąsiadów, wspaniałą społeczność i rodzinę jak ze snu, a do ciężkiej pracy jak na standardy miasta dało się przyzwyczaić... Szczególnie po tylu latach. Jak dla niej pod tym kątem nie mogło być lepiej. Gorzej z ilością atrakcji czy coraz to dziwniejszymi rzeczami, które działy się w ich okolicy, ale póki to nie doszło do Wallow, Padmore nie zamierzała narzekać. Jakoś to w końcu będzie, prawda? Mimo chęci, by wprowadzić trochę powagi, Imani zaśmiała się szczerym śmiechem słysząc o rolniku grabiącym kamień. - Nawet nie próbuję dopytywać gdzie i jak wyglądał, bo chyba o sąsiadach pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć - stwierdziła, choć podejrzewała, o kogo mogło chodzić. Na odpowiedź Mauriego zrobiło jej się jednak trochę głupio. Doszło do niej, że źle ujęła swoje pytanie. - O nie, nie o to mi chodziło. Myślałam bardziej w kontekście czy potrzebujecie czegoś teraz. Jakichś talerzy choćby... - wyjaśniła z zakłopotanym uśmiechem. Nigdy by nie posądzała swoich znajomych i przyjaciół, że wpadli z fast foodem tylko dlatego, że coś chcieli od niej wyciągnąć. - Ale dziękuję za odsiecz. Już myślałam czym mogłabym zapchać dzieci, by wytrzymały chociaż do kolacji - podziękowała szczerze. Imani z chęcią zaczęła wysłuchiwać historii Overtone'a o przygotowaniach do wystawienia sztuki, jego zawodowych przygodach czy odkryciach co do własnego talentu, a także - być może - talentu przyszłych gwiazd estrady. A potem zabolał ją brzuch i nim rozwinęła tajniki wychowywania dzieci, robienia idealnej kawy oraz hodowania świń, dowiedziała się, że powinna czuć się normalnie. - To chyba mi zaszkodziło - powiedziała, czując się tym gorzej, że przecież jedzenie miało być pomocą i czuła pewne poczucie winy. - Przepraszam was na chwilę - powiedziała i wyszła z pomieszczenia. Po drodze zerknęła do dzieci, które zgodnie z jej nadziejami zapadły w drzemkę. A potem zamknęła się w łazience i zawisła nad muszlą klozetową. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Maurice Overtone
ILUZJI : 7
WARIACYJNA : 7
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 172
CHARYZMA : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
WIEDZA : 16
TALENTY : 17
I dlatego Maurice nie miał zbyt wielu sąsiadów. Im mniej się wiedziało o ludziach dzielących z tobą bramę ogrodzenia, tym lepiej się spało. Ryby - jak wiadomo - głosu nie miały, więc całe potencjalne nieprzyjemne towarzystwo zostawało daleko w tle. Van der Deckenowie niech sobie siedzą w okolicy, byleby mu pod bramę nie podchodzili, bo jeszcze przypadkiem zobaczy jakiegoś z karabinem - ot tak o polującego na jedyną syrenę w okolicy. Tego dopiero dobrze byłoby nie widzieć. Podsumował jej zakłopotany uśmiech lekkością rozbawienia igrającego mu na twarzy. - Cały urok jest w tym, żeby jeść to rękoma. - Odpowiedział i rzeczywiście nie wyobrażał sobie Big Maca w wersji talerzowej. Całe życie manewrowało się sztućcami. Miło było tak dla odmiany ubrudzić się sosem i zgubić kilka kawałków sałaty na stole w wiejskiej kuchni. Do kompletu brakowało tylko nieeleganckiego siorbnięcia napojem, ale to już byłoby barbarzyństwo. Nie przesadzajmy. Ukłonił się w bardzo teatralny sposób, chociaż siedząc za stołem, pewnie prezentował się mało widowiskowo. - Do usług. Po takiej porcji drzemka gwarantowana. Będziesz miała chwilę dla siebie. - Kącik ust wygiął mu się w interpretacji cwaniackiego uśmieszku. Tak naprawdę to wcale tego nie zaplanował, ale niech Imani chociaż przez chwilę pomyśli, że ma takiego mądrego znajomego. Czas i tak pryśnie wcześniej czy później. Rozmowa toczyła się niespiesznie. Była przyjemna, nawet jeżeli stosunkowo jednostronna i rozczarowująco krótka. Ledwie kilka wzmianek o pacholętach później Maurie unosił już brwi w pytającym geście. Imani uciekająca z kuchni z takimi słowami budziła niepokój, ale dał jej chwilę dla siebie. Może po prostu ją zemdliło? Po kwadransie uznał, że chyba było to coś poważniejszego. Poszukał jej i znalazł dość szybko - zatrzaśniętą w łazience i walczącą z własnym żołądkiem. - Imani? Wszystko dobrze? - Głupio pytał, aby dać wyraz uprzejmościom. Nie wypadało tak po prostu wskakiwać jej do łazienki z buta, ale w zakresie pomocy medycznej to on niewiele mógł zrobić. - Zadzwonić po pomoc? Wolał zapytać, aby nie wprawiać jej w dodatkowe zakłopotanie. Niestety sam niewiele mógł zrobić, aby jakkolwiek jej ulżyć. Całe szczęście, że wkrótce nadeszła pomoc wezwana przez Marcusa i mógł oddalić się z miejsca zdarzenia. Zdecydowanie bardziej wolał być tym zaopiekowanym, aniżeli opiekującym. | wszyscy zt |
Wiek : 29
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge, Maywater
Zawód : Malarz, śpiewak operowy