Wiejska droga Wyjeżdzona przez dziesiątki samochodów i traktorów wiejska dróżka, w którymś momencie swojego istnienia doczekała się usypania piachem i żwirem co sprawiło, że w pewien sposób stała się pełnoprawną drogą. Oddziela od siebie dwa pola uprawne, oba należące do jednego z mieszkających tu rolników. Latem pola złocą się wzrastającą pszenicą dodając okolicy uroku. Szybka jazda ze względów oczywistych nie jest tu wskazana, o czym przez ostatnią dekadę mogło się przekonać kilku odważnych, choć niezbyt mądrych śmiałków. Droga prowadzi do terenu zabudowanego w Wallow - maleńkiego centrum, które jest nim tylko z nazwy. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
5 marca Judith Carter potrafiła wzbudzić respekt. Kiedy ja poznał, od razu zwrócił na to uwagę. Otoczona w Gwardii przez mężczyzn radziła sobie nieraz lepiej niż niejeden z nich. Z trudem ukrył więc zdziwienie gdy dowiedział się, że nie miała prawa jazdy. W wyobrażeniu Orlovsky'ego Judith Carter miała słabość do przekraczania prędkości i łamania niektórych przepisów drogowych. Nic bardziej mylnego. Zaproponował więc, między jedną a drugą luźną pogawędką, że może dać jej kilka lekcji. Nie była to skrupulatnie przemyślana propozycja, bo choć na czterech kołach jeździć potrafił, poruszał się i posiadał jedynie dwukołowiec. Zamiast się wycofywać rakiem i nie chcąc wyjść na niesłownego głupka, poprosił Daniela o poratowanie. Wrócisz z roboty to będzie już w garażu, obiecał. Umówili się na pierwszą jazdę w Wallow, gdzie ruch był minimalny a większość bocznych dróg na ogół pusta. Godzinę wybrał wczesnopołudniową, żeby światło zimowego dnia nie skryło się zbyt szybko za horyzontem. Zajechał po kobietę do Cripple Rock, tak było szybciej i łatwiej. - W schowku są batoniki czekoladowe - skinął głową w stronę uchwytu, który Carter miała nad kolanami. - Właściwie, to jest ich tam aż za dużo... - Jeśli Juditch się skusi, wyświadczy jedynie przysługę zębom Caroliny. Dziewczynka jadła za dużo słodyczy; nie tylko Daniel był temu winien. Sam też ponosił za to częściową odpowiedzialność. Wjechali w główną drogę prowadzącą za miasto, żeby skierować się w stronę Wallow. Nie trzeba było dużo czasu, by krajobraz leśny zmienił się w wiejską sielankę, choć jeszcze nie w odcieniach złota zbóż i zieleni polnych krzewów. Z asfaltowej drogi zjechali z boczną, żwirową. Po jej obu stronach znajdowały się puste jeszcze pola. Widok nie napawający optymizmem, ale taka pora. Gdyby ktoś go zapytał o ulubioną porę roku, zdecydowanie wybrałby maj. Orlovsky zatrzymał się i rzucając okiem na znajdujący się z tyłu dziecięcy fotelik i pomięty koc wysiadł. Mógł to wszystko schować, żeby nie rozpraszać Judith. - Gotowa? - uniósł dłonie ku twarzy by chuchnąć i potrzeć nimi. Początek marca zawsze był paskudny. Plan na dziś był prosty, a przynajmniej taki się wydawał. Powiedzieć, co służy do czego, wyjaśnić jak działa skrzynia biegów a do czego hamulec ręczny, dać jej się kilka razy przejechać. Wszystko prosto, jasno, spokojnie i bez nerwów. Rozejrzał się wokoło by raz jeszcze upewnić się, że przy drodze nie rośnie żadne drzewo. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Nie lubię korzystać z niczyjej pomocy. To sprawia, że czuję się zniedołężniała, jakbym była na łasce innych, potrzebowała kogoś, aby istnieć. Wolę załatwiać wszystko sama i tego też uczyłam moje dzieci – aby każdy polegał przede wszystkim na sobie, bo jeśli co do czego przyjdzie, można polegać jedynie na własnych umiejętnościach. Ale to jest moment, w którym polegać na sobie nie mogę. Może to ten ożywczy, dwugodzinny spacer z Maywater do Deadberry mnie uświadomił, że czegoś mi w życiu brakuje i nie jest to ani dobra kondycja, ani jeszcze lepsza whisky na zachętę. Albo determinacja. Żadnej z tych rzeczy mi nie brakowało, ale to, przez co najpewniej będę zdana na łaskę innych ludzi, było prawo jazdy. Mogłam wyklinać jak chciałam, ale samochód powoli stawał się koniecznością, a ja nie chciałam wiecznie polegać na innych. Zdziwiło mnie jedynie, że Orlovsky z Gwardii zaproponował pomoc jeszcze zanim zaczęłam szukać. Nie miałam pojęcia, że tak bardzo widać moją niezaradność i wzbudzam aż tak wielką litość, że inni proponują mi pomoc bez mojego proszenia. Ale że wyszedł rychło w czas, i lepszy był Gwardzista niż ktokolwiek inny (ci cieszyli się tym skrawkiem zaufania, którego nie podarowałabym nikomu innemu, nie wliczając w to Kowenu, naturalnie), ostatecznie oboje teraz znajdujemy się przy samochodzie. Nie wiem, czy jest jego, wnioskowałam że tak, do momentu, aż nie zobaczyłam dziecięcego siedziska na tylnym siedzeniu. O ile kojarzę, Orlovsky akurat dzieci nie miał. Przynajmniej nie powinien, bo żonaty nigdy też nie był. Orlovsky przyjechał po mnie do Cripple Rock i postanowił wywieźć do Wallow. W zasadzie rozsądnie, może nikogo nie przejedziemy w tym czasie. Zjawił się praktycznie punktualnie, a ja, po długich rozważaniach, zostawiłam strzelbę w domu. Towarzyszył mi jedynie ukryty pistolet. Chyba nikt nie myślał, że wyjdę z domu bezbronna, nawet w towarzystwie czarownika, którego obdarzyłam szczątkami zaufania przez wzgląd na pracę. Nie bezgranicznie. Ale odrobinę. Na tyle, żeby klasyczną strzelbę zamienić na subtelniejszy pistolet, przez co wyglądało, że wychodzę nieuzbrojona. Okropne. Dziś wykorzystam limit szaleństw na cały rok. Unoszę tylko brwi, słysząc o batonikach czekoladowych w schowku. — Nie wiem teraz, czy chcesz mnie do czegoś przekupić czy namawiasz do odbierania dziecku słodyczy. Nie zaglądam tam mimo wszystko, nawet jeśli przegryzienie batonika brzmi dość kusząco. Może później, może innym razem. Nie jestem aż takim skurwielem, żeby dzieciom batoniki zabierać. Zjeżdżamy z asfaltowej drogi w żwirową, gdzieś pomiędzy łysymi, martwymi praktycznie o tej porze roku polami. Nie spodziewam się tutaj nikogo, nawet rolnika ze złamaną nogą, bo nie był na to czas, nikt nie powinien mieć tu interesu do załatwienia o tej porze, w tym konkretnym miejscu. Spoglądam na Orlovsky’ego i zastanawiam się, gdzie i jak skończy się dzisiejsza lekcja. Mimo wszystko kiwam głową na znak, że gotowa jestem. Nie wiem jeszcze tylko, na co konkretnie. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Nie sposób było nie zauważyć, że nie miała strzelby. Widok był to dość dziwny i niecodzienny; zwykle broń wydawała się przedłużeniem ciała Carter. To było jak oglądać Starsky'ego bez Hutcha. Czy myślał jednak, że wyszła z domu zupełnie nieprzygotowana? Bynajmniej. Sądzić, że Judith Carter jest kiedykolwiek bez broni to jak sądzić, że latem lepi się bałwany. Nie zamierzał dociekać co i gdzie schowała. Humor mu dopisywał, wczorajszego wieczoru obejrzał powtórkę Moonlighting, dzisiaj sprawdził w programie telewizyjnym, kiedy będzie kolejny. Wyglądało na to, że Orlovsky znalazł sobie coś, przy czym będzie co parę dni trwonić w najlepsze czas. Cybill Shepherd została w tym tygodniu jego ulubioną aktorką, detronizując Stephanie Zimbalist. Pani detektyw Reminton Steele w ciągu jednego wieczora spadła z piedestału i nie można było ukryć, że udział w tym wziął również Bruce Willis. Człowiek czasem musiał żyć serialami, żeby nie zwariować. Spojrzał na Judith i również kiwnął głową. Obszedł samochód by zająć miejsce pasażera. - Pod nogami masz trzy pedały. Lewy to sprzęgło, środkowy hamulec a prawy to gaz - powiedział, kiedy usiadła za kierownicą. - Tu jest skrzynia biegów. Musisz je zmieniać zależnie od prędkości jazdy. Za nią, ta wystająca dźwignia, to hamulec ręczny. Wszystko było proste i logiczne, przynajmniej dla niego. Uważał, że gwardzistka szybko chwyci co i jak. - Żeby odpalić silnik musisz nadepnąć sprzęgło i jednocześnie przekręcić kluczyk. I ustaw bieg na pierwszy. O, tak - chwycił za uchwyt i pchnął go na skos do przodu, a potem cofnął do punktu wyjściowego - żeby zmienić na drugi, musisz pociągnąć w tył... Kiedy już przekazał jej podstawowe informacje, których w ciągu tych kilku minut nazbierało się więcej niż mu się początkowo wydawało, wyciągnął batonik ze schowka. Czekoladowy z orzechami; uniósł z zadowoleniem brwi rozrywając foliowy papierek. - Odpal silnik i spróbuj ruszyć. Przez chwilę rozważał opcję włączenia radia, ale szybko z niej zrezygnował. Musiała się skupić, a do tego najlepsza była cisza. Madonna śpiewająca o tym, że jest jak dziewica nie była najlepszym wyborem. Ugryzł batonik i spojrzał na poczytania Carter. Droga przed nimi była żwirowa, ale prosta i pusta. Wystarczyło, że w tej chwili ruszy do przodu i przejedzie te kilkanaście metrów. Co mogło pójść nie tak?
|
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Patrzę między swoje nogi jak osiemdziesięcioletni facet zastanawiający się, po co mu to całe osprzętowanie tam, na dole. Nie naciskam, jedynie się przyglądam. Odgaduję, do czego jest pedał gazu – jedź do przodu, super. Hamulec – do zatrzymania się. A sprzęgło… do czego jest, kurwa, sprzęgło? — I co to ma robić? – pytam, naciskając jak czterolatek pedał, o który teraz pytam. Najwidoczniej był jeden temat, w którym nie dorównywałam entuzjazmem facetom, ale też żaden z Carterów przesadnie nie jarał się tematem samochodów. Jeździ? Jeździ. Może coś przewieźć? Może. Najważniejsze. Może któryś tam potrafił zajrzeć pod maskę i powiedzieć, co do czego, ale w tym samym czasie ja zajmowałam się czyszczeniem broni i rozpoznawaniem ich rodzajów. I dopasowywaniem naboi. Nabojów. Jakkolwiek się to odmienia. Patrzę na skrzynię biegów, zastanawiając się, po ki chuj jest coś takiego. Reguluje szybkość jazdy, czy co? Spoglądam na dźwignię dalej, widząc hamulec ręczny. Czy nie było przed momentem pedału, który pełnił tą samą funkcję? — Tak słabo hamuje, że potrzebuje dwóch hamulców? – pytam dość wymownie. Może pytania są kretyńskie i zachowuję się, jakbym pierwszy raz wsiadła do samochodu, ale jakoś nigdy za specjalnie się nad tym nie zastanawiałam. Może w ten sposób byłoby łatwiej. Wsiąść, przyjąć, że tak się robi i jechać. Ale nie, ja musiałam wszystko zrozumieć, dlaczego coś działa i mogło być to problematyczne. Cud, że jeszcze nie poprosiłam go o mapkę z podpisaniem części samochodowych wraz z ich funkcjami. No nic. Przekręcam kluczyk w stacyjce, naciskając to sprzęgło. Może za słabo, bo chociaż samochód wydobywa z siebie charakterystyczny rzęch, na tym tylko poprzestaje. Stęka, jakby mu było ciężko znieść wizję, że pojedzie nim niedoświadczony w prowadzeniu Carter. — Chyba się popsuł – wyrokuję. No nic, najwidoczniej motoryzacja jednak nie jest jednym z moich talentów. Wynik kostki: 6 |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Orlovsky czeka spokojnie aż Judith przyswoi to, co jej właśnie powiedział. Daje jej czas, by rozejrzała się po miejscu kierowcy i sprawdziła gdzie i co jest. Odwija papierek batonika dalej, by ugryźć kolejny kawałek. Byli tacy, którzy twierdzili, że kobiety nie nadają się do prowadzenia samochodów. Charlie uważał, że to kwestia praktyki. Sam z resztą preferował jednoślady; do bycia mistrzem kierownicy było mu daleko. - Jeśli pociągniesz - chwycił hamulec ręczny i zrobił to, o czym mówił - samochód nie ruszy nawet, jeśli dodasz gazu. Zaciągasz go, kiedy na przykład parkujesz albo zatrzymujesz się na światłach jadąc pod górkę. Wtedy się nie stoczysz, albo samochód nie pojedzie do przodu, kiedy jesteś na prostej drodze. To jakby... zabezpieczenie broni przed niechcianym wystrzałem - dodał ostatnie zdanie po krótkim namyśle. Jakie porównanie najszybciej zrozumie? Zapewne to dotyczące wszystkiego, co strzela. Orlovsky nie wyśmiewa jej pytań, za to cierpliwie na nie odpowiada. Wychodzi z założenia, że każdy się przecież kiedyś czegoś uczył. A skoro znalazł potencjalne ułatwienie w tej lekcji... Upewnił się w pomyśle, kiedy po próbie odpalenia samochodu maszyna nie zamruczała. - Hamulec ręczny to zabezpieczenie. Skrzynia biegów decyduje o tym, jak szybko strzelasz. Gaz i hamulec o tym, kiedy strzelasz a kiedy przestajesz. Sprzęgło sprawia, że możesz strzelać. Bez wciśniętego sprzęgła nie możesz ani zacząć strzelać, ani strzelać szybciej. Spróbuj jeszcze raz. Miał nadzieję, że to wystarczy. Tym, co znajduje się pod maską zajmą się później. Najważniejszym wtedy będzie wytłumaczyć jej gdzie się wlewa olej a gdzie płyn do spryskiwaczy. W głowie już układał kolejne porównanie. Przy drugim podejściu Judith udało się odpalić silnik, co stało się pierwszym sukcesem. Nadszedł czas na kolejny. - Teraz delikatnie wciśnij pedał gazu. Delikatnie! Wystarczy go przydusić zbyt mocno, by silnik zaryczał niczym krowa na pastwisku, bo nie mógł wejść na wyższe obroty bez zmiany biegu. Przypomniał sobie, jak sam się uczył. Ojciec nie mógł w którymś momencie nie mógł wytrzymać i wyglądał, jakby ze złości miał zjeść własny kapelusz. A jednak Charlie zdał egzamin bez najmniejszego problemu. Pierwszy samochód, jaki miał rozpadał się w oczach, ale wspominał go dobrze. - Podjedź kilka metrów i zahamuj. I teraz jeszcze raz. Stopa delikatnie wciska gaz. Delikatnie! |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Mrużę oczy, marszczę brwi, kiedy Orlovsky zaciąga ręczny z cichym kliknięciem. W zasadzie kilkoma kliknięciami. Nie zagłusza mi to tego, o czym mówił i staram się przetworzyć to krótkie wyjaśnienie. Czyli, jak dodam gazu, mając ten hamulec, to auto nie ruszy. No jasne. A jak wciskam ten pedał i dodam gazu to niby ruszy? Zabezpieczenie brzmiało sensownie. — W takim razie kiedy używać pedału, a kiedy tego tutaj? – pytam. Jestem osobą, która chce mieć wszystko prosto wyjaśnione. Nie lubię się bawić w skomplikowane ceregiele, im szybciej i łatwiej mi to Orlovsky przekaże, tym większa pewność, że prędzej to przyswoję. Albo może jestem już za stara na naukę takich ceregieli. Pomijam milczeniem jego obrazowe porównanie. Czuję się jak gówniarz, któremu trzeba wytłumaczyć skojarzeniami, które są mu już znane, żeby faktycznie zrozumiał coś kompletnie nowego. Część z tych porównań brzmi kompletnie bez sensu (jak na przykład regulowanie prędkości strzału?), inne logicznie – ale każdy głupi wiedział, do czego jest gaz i hamulec. Enigmatyczna skrzynia biegów razem ze sprzęgłem pozostawały nadal enigmatyczne. Ale może załapię to w trakcie jazdy. Może. Zdaje się, że służą do regulowania prędkości? Czyli im szybciej jadę, tym… co? Patrzę na cyferki wypisane na drążku. Może to jak przerzutki na rowerze? W każdym razie – za drugim podejściem ostatecznie samochód mnie posłuchał i odpalił. Słucham krótkich instrukcji Orlovsky’ego i mam ochotę wywrócić oczami. — Dobra, czaję! Delikatnie. Naciskam pedał gazu. Samochód wyrywa się o kilka centymetrów i gaśnie. Chyba jednak nie było delikatnie. Mam nadzieję, że go nie popsułam. Nie słysząc ryku silnika, przekręcam kluczyk w stacyjce ponownie. Tym razem samochód ponownie odpala. Miła odmiana, niedawno nie chciał się w ogóle słuchać. — Delikatnie, ta? – mamroczę pod nosem. Widocznie ten samochód ma inną definicję delikatności niż moja. Ledwie kładę stopę na pedale gazu, a ten powoli rusza. Bardzo powoli. Toczy się tak kilka centymetrów nim znów, delikatnie, wciskam pedał hamulca. I patrzę na Orlovsky’ego. — Nie wiem czy w takim tempie nie lepiej będzie łazić pieszo. I nie potrzeba do tego prawa chodzenia. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Cierpliwość. Trenował ją przez lata już od dziecka wiedząc, że nic nie dzieje się od razu. Wybuchowy charakter Carter tego nie zmieni. - Ręcznego używasz kiedy parkujesz albo wjeżdżasz pod górkę. Ale to później, najpierw musisz nauczyć się jeździć po prostej drodze - nie wszystko na raz, krok po kroku, bieg po biegu, zakręt po zakręcie. Jeśli chciała nauczyć się jeździć, również musiała uzbroić się w cierpliwość. Orlovsky tłumacząc patrzy na Judith i widzi, że wciąż nie do końca rozumiała. Uznał, że zrozumiem w praktyce, tak zawsze było najłatwiej. Przy drugiej próbie się udało, silnik zamruczał tylko po to, by... szarpnąć i zgasnąć. Kolejna próba okazała się dużo bardziej udana. Przejechali kilka metrów na pierwszym biegu, żeby spokojnie się zatrzymać. - Bardzo dobrze - mimo wszystko pierwsza jazda Judith Carter może wcale nie być jak pierwszy łyk alkoholu. Nic nie szkodzi, dla mało kogo taka była. To nie był skok ze spadochronem, by od razu poczuć, że się żyje. Albo coś w tym rodzaju. Charlie nigdy nie uważał, że jest dobry, jeśli chodzi o metafory. - To jest tylko start. Teraz, gdy ruszysz, wciąż trzymając nogę na sprzęgle zmienisz bieg na drugi. O tak - chwycił za uchwyt skrzyni by zademonstrować o co chodzi. - Kiedy będziesz jechać z prędkością dwudziestu, trzydziestu na godzinę, zmieniasz bieg na kolejny. Spróbuj. Pomyślał, że jeśli jej się uda, powinna szybko załapać całą resztę. Jeśli chodziło o samą jazdę, to rozchodziło się głównie o zmianę biegów. Uważał, że siedząca obok niego kobieta była bystra, ale za bardzo skupiała się na tym, że coś musi być na już i od razu. Papierek czekoladowego batonika zaszeleścił, kiedy brał kolejnego gryza. Nie miał jakiejś szczególnej słabości do czekolady, a jednak słodycz dziś kusił. Może Carol nie zauważy; może pomyśli, że to jej własny ojciec go zjadł. - Jak będzie trzeba, to spróbujemy jeszcze dwadzieścia razy, Jude. Praktyka czyni mistrza - wzruszył ramionami zerkając na nią. Byle pozostawała spokojna. Nie od razu Rzym zbudowano, czy coś. Do zachodu słońca mieli jeszcze kilka godzin. Orlovsky sądził, że powinni się w tym czasie uwinąć z podstawami.
|
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Czyli ręczny będzie potrzebny później. No dobra. Zostawiam go, poddając w wątpliwość, czy nadal załapię różnicę między tym hamulcem co się nogą wciska, a tym drągiem pod moją ręką. Ale nieważne. Nieważne to nieważne, zostawiam to ostatecznie, przechodząc do realizacji polecenia następnego – spróbuj delikatnie podjechać kawałek. Po próbie którejś tam ostatecznie się udaje. Bez większej kraksy zatrzymałam samochód, niesamowite przeżycie, z tym tylko, że w ten sposób nie mogę jeździć po mieście. No ale dobra. Minęło jakieś piętnaście minut odkąd tu siedzimy, co mam oczekiwać po sobie cudów. Albo raczej – czemu miałabym nie oczekiwać. Przypatruję się drążkowi do zmiany biegów, gdy Orlovsky demonstruje mi, jak się wrzuca ten kolejny. No dobra, nie powinno być trudno. Tylko trzeba trzymać pedał, okej. Olewam kompletnie słowa pocieszenia, jakimi próbuje mnie poczęstować (i przy okazji nie zwracam uwagi na durne zdrobnienie mojego imienia, za co powinien przynajmniej dostać kopa między poślady, prosto w rowa, żeby się oduczył – dobrze więc, że tego faktu nie zarejestrowałam), zbyt zajęta, żeby znów ruszyć tą metalową bestię. Samochód rusza, a ja jadę kawałek. Krótki, by się zdawało, ale samochód nagle zaczyna wyć niemiłosiernie i rzęzić, jakby go kto zarzynał. Unoszę brwi, zerkam krótko, kontrolnie na Orlovsky’ego, ale ostatecznie wciskam sprzęgło, tak jak mi mówił wcześniej, i przesuwam drążek na wskazane miejsce. Samochód wyć przestał. Pytanie zawisło w powietrzu, ale go nie wypowiedziałam. Poniekąd sama sobie odpowiedziałam, chociaż nie wiem, dlaczego tak się dzieje, za mało interesowały mnie samochody, żebym mogła wiedzieć o obrotach i innych pierdach. Najwyraźniej z tym tematem też będę musiała się zaprzyjaźnić, żeby nie zmieniać aut jak rękawiczek. Nie żebyśmy byli biedni, ale po co wydawać bez sensu pieniądze, jak można przeznaczyć je na coś innego. Rzut na kostce: 3 |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
Nikt nie mówił, że będzie łatwo, szczególnie Orlovsky'emu. Wciąż był dobrej myśli, wciąż niezrażony bijącą od Carter irytacją. Samochód znów ruszył. Powoli, przejechał kilkanaście metrów do przodu i zarzęził gdy zaczął poruszać się szybciej. Silniki i konie mechaniczne miały swoje wymagania i nie lubiły szorstkiego traktowania. Do pojazdów należało podchodzić z czułością, a odwdzięczały się rykiem, mrukiem i szybką jazdą. Znów ruszyli, powoli, ospale, ale do przodu. Silnik zarzęził prosząc o reakcję, ale ta Orlovsky'ego była zbędna - Carter sama poradziła sobie z problemem a jej nauczyciel zdawał się nie przejmować ani jej nadąsanymi spojrzeniami, ani tymi zirytowanymi. Przez chwilę po jego głowie pałętała się myśl, by jednak włączyć radio lecz uznał, że lepiej jej teraz nie rozpraszać. - Widzisz? Robisz to delikatnie i przechodzisz dalej w płynną jazdę - zmiął papierek po batoniku i wsunął go do kieszeni kurtki pozbywając się tym samym dowodu zbrodni. Dotarli w ten sposób do wyjazdu na asfaltową drogę, gdzie zaczynała się już prawdziwa jazda i kierowcy posiadający odpowiedni papierek. Przynajmniej większość z nich. Mieszkańcy Wallow nie zawsze zwracali uwagę na ten nieistotny szczegół, gdy chcieli dotrzeć do sklepu po sprawunki. Niespełna kilka tygodni temu młody Foster nagrabił sobie w ten sposób u rodziców i sąsiadów. Zmarszczył brwi i przygryzł wewnętrzną stronę policzka zastanawiając się. - To co, teraz wycofasz, hm? Pojedziemy kawałek do tyłu. To ten ostatni bieg. Popatrz w lusterka, wszystkie. I powoli... Propozycja ryzykowna, ale droga wciąż była prosta i pusta. Złapał za ręczny, żeby w razie czego ich zatrzymać. Carter, która dopiero czegoś się uczyła to był niecodzienny widok. W innej sytuacji, gdyby był bardziej złośliwy, zapewne przez moment napawałby się tą chwilą. Może nawet przemknęło mu to przez myśl; skupił się jednak na tym, by dopilnować, żeby nie wypadli z drogi. - Też powoli, nie dawaj za dużo gazu... Jedna rundka, druga, piąta i dziesiąta. Aż w końcu uznał, że jak na pierwszy raz poradziła sobie co najmniej nieźle. Powoli nadchodził zmierzch. - Poprzypominaj sobie wszystkie znaki drogowe, jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś - kiwnął głową odpinając pas. Oczywista oczywistość, ale poczuł się zobowiązany by jej to powiedzieć nawet, jeśli rzuci mu kolejne przeplecione irytacją spojrzenie. Prawdziwa jazda zacznie się dopiero po wyjeździe na normalną ulicę. To była po prostu rozgrzewka, jazda próbna. |
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Ja nie pytam, Orlovsky się nie odzywa, i tak sobie jedziemy z minimalną prędkością podróżną. Gdybym była niecierpliwa, stwierdziłabym, że pieszo przejdę szybciej, albo że to tempo, w którym jesteśmy w stanie popchnąć ten samochód, więc dobrze, że niecierpliwa nie jestem. W takim tempie dotarliśmy powoli do drogi asfaltowanej, prowadzącej do miasta. Wiem, że jeszcze nie chciałam tam wyjeżdżać, chociaż byłaby pewnie mniej wyboista i być może prostsza w obsłudze. Na razie samo ruszanie i jazda do przodu, bez skręcania czy innych manewrów było wystarczające jak na pierwszą lekcję. Zatrzymałam samochód przed drogą asfaltowaną, a potem spojrzałam króciutko na Orlovsky’ego. Potem spojrzenie przeniosłam na biegi. No tak, został jeszcze jeden, niewyjaśniony. Wciskam sprzęgło i przerzucam bieg na ten wsteczny. Potem unoszę sprzęgło, powoli dodaję gazu – i samochód zaczyna się cofać. Patrzę tylko kontrolnie po lusterkach, każdym jednym oddzielnie, szybko, ale na szczęście na drodze nie było nikogo ani niczego, co mogłabym przejechać. Cofam do punktu startowego. Potem mamy drugą rundę, kończącą się tak samo. Zaczynam operować sprzęgłem już o wiele lepiej i samochód ani nie gaśnie, ani nie rzęzi, na szczęście. A potem zaczyna robić się ciemno, co jasno zwiastuje koniec nauki. Gaszę silnik, odpinam pas i spoglądam krótko na Orlovsky’ego. — Ta – mruczę tylko krótko, szykując się, żeby wysiąść z samochodu. – Odwieziesz mnie do domu? Nie widzi mi się iść z buta taki kawał, a samochodem będzie to zaledwie kilka minut. Kiedy już znajduję się na podwórku przed rezydencją, wysiadam, ale na krótką chwilę pochylam się jeszcze, by zajrzeć przez otwarte drzwi. — Orlovsky – zwracam się i waham przez krótką chwilę, bo raczej nie w mojej naturze leży wypowiadanie słów ogólnie przyjętych za miłe czy wdzięczne. – Dzięki. Sporadyczne dzięki to dość małe określenie, ale w ustach kogoś takiego jak ja nabiera większego znaczenia. Nie pamiętam, kiedy ostatnio komuś podziękowałam. Zatrzaskuję drzwi, po czym wracam do domu. Mam co robić przez następny czas, ale jedna lekcja to zdecydowanie za mało, żeby wprawić się w jeździe. Charlie i Judith z tematu |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Dominic Castor
NATURY : 20
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 161
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 19
18-04-1985 Ale lało dzisiaj, tak myślał Dominic od dziesięciu minut niosąc siaty z zakupami z jedynego sklepu w okolicy, chociaż zazwyczaj zakupy robił w mieście i to duże, ale warzywa nawet pod wpływem najlepszego zaklęcia konserwującego gorsze będą od tych świeżo zebranych, które mógł dostać w Wallow od ręki. I wspierać przy tym okoliczne biznesy. Idąc tak szosą zazwyczaj suchą, a teraz rozciapkanym błotem, pomyślał, że to może czas najwyższy naprawić swój stary gruchot, na takie wypady, aby cały czas nie polegać na potencjalnej podwózce do St. Fall, albo lepiej, poradzić się Marvina, czy nie sprzedać gruchota na części i nie kupić lepszego samochodu? Podobno gdy mężczyźni kupują samochód nówka sztuka w jego wieku, to świadczy to o kryzysie. Ale Dominic nie czuł, aby przeżywał kryzys z powodu wieku średniego, prędzej rozwodu, ale z tym też - lubił sobie wmawiać - się pogodził. Deszcz siekał, mocząc jego barwny, zrobiony własnoręcznie na drutach kolorowy kardigan i długie włosy, które dzisiaj wcale nie chroniły jego karku przed wodą, bo wyjątkowo spiął je w kok, zamiast zostawić, jak zwykle, swobodnie rozpuszczone. Do głowy mu nie przyszło, że mógłby je, no nie wiem, ściąć?. Lubił je. I ona, żona, zawsze je takie lubiła. Przyzwyczaił się to jedno, a po drugie nie słyszał nigdy o czymś takim jak hair theory, może i zagłębiał tajniki sztuki kulinarnej, magii i własnej emocjonalności, ale nie myślał nigdy, że tak błaha sprawa jak zmiana uczesania mogła mieć wpływ na postrzeganie siebie samego, może dlatego, że od trzydziestu lat nie zmienił fryzury i nigdy nie wpadł na to, że gdy babie wychodzącej od fryzjera ktoś mówi "wyglądasz młodziej!" to coś w tym jest! W każdym razie w tym deszczu czas płynął mu żmudnie i Dominic, aby zając czymś myśli powtarzał w głowie kilkukrotnie nazwy wszystkiego co mijał, a tak naprawdę było to głownie pole (pole), więcej pola (pole), o, kałuża (kałuża). Aż w końcu, obraz ten monotonny, przecięła na horyzoncie czyjaś postać. I to znajoma postać! Ale kto w Wallow nie był znajomy. |
Wiek : 50
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : wallow
Zawód : chef
Imani Padmore
ANATOMICZNA : 2
NATURY : 20
POWSTANIA : 7
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 13
TALENTY : 10
Dzisiaj był czwartek, a w czwartki Imani z reguły odbierała dzieci ze szkoły, a właściwie dziecko, bo Xavier miał już te dziesięć lat, więc z reguły jak odbierała starszą z córek to tylko jej mówił, że na przykład idzie pograć z kolegami w piłkę i wróci sam, później. Ewentualnie się zabierał z nimi i po obiedzie i szybkim odrobieniu lekcji znowu wychodził. Oczywiście w razie potrzeby mogła liczyć na pomoc rodziny lub przyjaciół, jednakże jeśli nie wyskakiwało nic nagłego, sama to robiła. Wiedziała, że choćby jej mąż musiałby się oderwać od obowiązków by to zrobić, a czemu? A dzisiaj dlatemu, że złapał ją leń i nie umiała się zebrać do obrania i pokrojenia ziemniaków na obiad. Cóż, dziś dzieci poczekają trochę dłużej niż zwykle na jedzenie. Jej mąż w sumie też - ale Padmore uważała, że jemu dłuższa przerwa akurat się przyda. Tak więc szła z trójką dzieci. Vivienne i Fabienne miały swoje parasolki, a najmłodszy Falco szedł z nią pod jej parasolem, trzymając ją swoją małą rączką. Imani nie kupowała mu jeszcze parasola widząc po tych sprzedawanych, że każdy jest za duży dla trzylatka, nie mówiąc już o troszkę młodszym dziecku. W pewnym momencie jednak na horyzoncie pojawiła się znajoma twarz. Imani uśmiechnęła się na ten widok. Zawsze dobrze z kimś pogadać w drodze do domu. Zmartwiła się jednak, gdy zobaczyła, że Dominic nie ma parasola. - Witaj Dominicu - przywitała się. - Zapomniałeś parasola? - spytała zatroskana. Pomyślała chwilkę, czy nie znała czaru na tę okazję. Nagle wpadła na jeden. - Może to ci pomoże. Nie na długo, ale w sumie już chyba jesteś niedaleko domu. Sicutpetra - spróbowała rzucić. Wiedziała, że to na jakiś czas powinno go uczynić odpornym na niemagiczne warunki atmosferyczne. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : gospodyni domowa, pomaga mężowi
Stwórca
The member 'Imani Padmore' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 50 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty