Wystawa biżuterii Miejsce to klejnot w koronie galerii. Zawiera zbiory biżuterii od średniowiecznych czasów do teraźniejszości, z wyrobami ponad 300-letnimi obok nowych, równie pięknych wyrobów jubilerskich. Wiele z tych dzieł jest oczywiście na sprzedaż za odpowiednią opłatą, jako że pochodzą z rąk samych L'Orfevre. Można tu spotkać historyków sztuki, naukowców, studentów, a także entuzjastów biżuterii, którzy przybywają, aby podziwiać i się uczyć. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
tuptamy stąd Czy to z kawą to było specjalnie, czy to zwyczajna pomroczność, odpowiedź na obydwa brzmi: być może. I może to także intuicja, że nim ta rozmowa dobiegnie końca, Annika będzie miała ochotę przelać emocje w którąś z zabytkowych waz zdobiących te korytarze. Ale na razie, jeszcze tylko chwila i przyzna nawet, że wizyta w galerii sztuki rzeczywiście może być rozrywką, bo skromna (Duer i skromność?), mimiczna dezaprobata jej nie umknęła — odpowiedź wybrzmiała równie zwięzła, gdy jej prawa brew wystrzeliła lekko do góry. Ta potrzeba rzucenia Philipowi wyzwania jest jak pamięć mięśniowa — nie zanikła i pani Faust gotowa jest przyjąć na klatę ten cały kawowy absurd. Bo na jego nieszczęście, Annika uwielbia eksplorować absurdy. Do tego stopnia, że potencjalne dwa kolejne spotkania zniosłaby z godnością tylko po to, by wręczyć mu jeszcze dwie czarne kawy. Po co? To wie tylko ona. Szybko przechodzisz do konkretów to moment, gdy druga brew dołącza do tej pierwszej, a riposta nie spotyka się z żadną odpowiedzią, bo ta, zasłyszana przez mijającą ich kobietę w bezgustnym szalu boa, mogłaby przypadkiem dać początek niepotrzebnym plotkom. Czasem łatwiej przygryźć język, niż wybrać z puli coś, czego nie da się przekręcić w zdanie, które znudzone panie domu czytałyby później z wypiekami na twarzy. — Nie mam, potrzebuję po prostu czegoś, co będę mogła nosić na głowie i nie złamie mi karku — przytyk? Ależ skądże, po prostu zauważyła już w tych oczach błysk zwiastujący naglącą potrzebę oprawienia chalkopirytu taką ilością kruszcu, że lada chwila Hudsonowie będą zmuszeni wznowić wykopki — i w czym będzie mi się wygodnie pracowało. Mówiąc to sięga do torebki, by pochwalić się, czym dysponuje. Proste zapięcie, zerowa wartość sentymentalna i pełna swoboda działania to zalety. Wadą jest fakt, że tak poza tym Annika rzeczywiście jest niezdecydowana, a rysowanie śledzi faktycznie przedkłada nad szkicowanie kamieni — przenoszenie na papier martwej natury ją usypia. Dlatego daje się poprowadzić korytarzem w miejsce wystawy pełnej świecidełek ułożonych w kluczu znanym wyłącznie L'Orfevre — od dzieł historycznych, aż po współczesność. Co fascynujące, nawet w tej części galerii nie ominął ich mały slalom pomiędzy zwiedzającymi — jakby ludzie naprawdę czerpali satysfakcję z oglądania tego, co kiedyś nakładano na głowy, wsuwano na palce, noszono na dłoniach, wokół pasa i gdzie bądź. To niemal jak słodki odwet za czterogodzinną wyprawę po Muzeum Historii Naturalnej, gdy m u s i a ł a mu wyjaśnić, dlaczego tak naprawdę nie chciałby, aby z powierzchni ziemi zniknęli wszyscy Homo Sapiens. — Wierzę, że będę zadowolona — ale, niech będzie — zobaczę, co tam macie. W końcu przyjechała tu aż z Maywater — i to w niedzielę! |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Philip Duer
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 8
TALENTY : 30
Może i napisał czarna, kiedy określał swoje preferencje, ale na pewno nie miał na myśli, aż tak czarna — mało brakowało, żeby sprawdził czy jeszcze ma portfel w tylnej kieszeni spodni. Annika mogła odetchnąć z ulgą, zawodowo był bardziej precyzyjny i dokładnie pamiętał kwotę wypisaną schludnym, wręcz kaligraficznym pismem — chociaż w tym jednym nie było między nimi nigdy niedomówień. Uniesiona prawa brew spotkała się z krótką odpowiedzią, uśmiechem zabłąkanym na ustach, który poszerzył się wraz z widokiem drugiej brwi podążającej śladem swojej siostry bliźniaczki. Ta chwila ciszy przeciąga się na tyle, że Philip odwraca spojrzenie od pani Faust i natrafia na szal boa, a następnie jego właścicielkę. O modzie wiedział tyle, że podobny garderobiany rekwizyt widział ostatnio w nocnym kabarecie, ale chyba nie powinien dzielić się tym spostrzeżeniem z Anniką, która zaraz sięga do torebki i wyciąga z niej najnudniejszą na świecie srebrną spinkę do włosów. Historia o kabarecie naprawdę mogłaby nadać temu kolorytu, ale już za późno, bo kobieta w czarnym boa odchodzi, a oni zostają w towarzystwie czegoś, co pani Faust mogła równie dobrze znaleźć w sklepie spod szyldu pięćdziesięciu centów. Philip ledwo dostrzegalnie zmarszczył usiany brązowymi piegami nos i obrócił spinkę między palcami dłoni, starając się dostrzec wybitą na niej próbę srebra. O dziwo, była tam. — Wygodniejszy byłby wisiorek — metalowe spinki miały to do siebie, że lubiły wplątywać się we włosy, koniec końców wyrywając je przy wieczornym oswobadzaniu; Marceline była wdzięcznym (i bardzo krytycznym) obiektem tych obserwacji. — Ale z tego też da się coś zrobić. Bez większych modyfikacji niewiele, bo całokształt szkieletu jest dość surowy, ale przecież nie zależy jej na ozdobie, a wyłącznie na magii powstania związanej ciasnym splotem z chalkopirytem. — Owalny kształt będzie najmniej inwazyjny — przystają przed jedną ze szklanych gablot z biżuterią; między nią, a drzwiami Philip zdążył pozbyć się kubka z kawą, (nie)szczęśliwie nie myląc rąk i nie wyrzucając do kosza na śmieci spinki, którą teraz wsuwa do bezpiecznej kieszeni prostej, szarej marynarki. — To jakiś projekt dla uniwersytetu czy rodziny? Teoretycznie nie było to istotne, dopóki czek miał pokrycie; praktycznie był ciekaw, co chciała zyskać i czym się ostatnio zajmowała, nawet jeśli faktycznie były to gody ałbastów, o których chcąc nie chcąc swego czasu zyskał trochę wiedzy. O ałbastach, nie ich godach. Podobnie jak o milionie — A kiedyś nie byłaś? — niejednokrotnie, ale to echo przeszłości, które teraz ginie pod uśmiechem. — Wagę zostawiłem w pracowni, ale możesz pokazać ten kamyk. Niektóre rzeczy łatwo oszacować. [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Philip Duer dnia Wto 5 Mar - 17:32, w całości zmieniany 1 raz |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : jubiler, zaklinacz
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Wiele można Annice zarzucić, ale nie to, że nie potrafi czytać — Philip zwyczajnie otrzymał to, czego sobie życzył; bo przecież czarny to czarny. A jeśli jest niezadowolony, może powiedzieć o tym głośno — wybiera jednak milczenie i emocjonalną pantomimę. Nie pierwszy raz. Ale ani to, ani ukradkowe pozbycie się kubka z kawą jeszcze nie jest powodem, by zaszczycić go pierwszym wywróceniem oczami; ten moment przychodzi dopiero później, gdy uwagę obojga — ale głównie Duera — rozprasza pani w boa. I może to efekt fikuśnego dodatku, a może czegoś jeszcze innego, ale w efekcie Annika wyciąga nie tę spinkę, w której życzyła sobie osadzić magię chalkopirytu. Ta, którą właśnie mu przekazała, służy jej na co dzień i nigdy nie osadzi w niej żadnego kamienia. Za bardzo ją lubi w takiej formie, w jakiej jest — nawet, jeśli jakiś esteta uzna ozdobę za obraźliwie prostacką, a sam dobór rodzaju biżuterii nazwie niepraktycznym. Wszystko jedno. Annika obrała już swoje stanowisko i teraz broni go, jak niepodległości. — Być może, ale chcę spinkę — tę kwestię już sobie przemyślała i zdania nie zmieni — kamień ma mi otworzyć głowę i na głowie będę go nosić — a jak wygodny to będzie proces, zależy już wyłącznie od Duera. Ona wyraziła się jasno — płaci za magię, nie za piękno, choć właśnie ogląda różne jego odsłony wyeksponowane za szklaną gablotą. Niektóre z nich są naprawdę finezyjne, a część rzeczywiście ma potencjał na to, by ważyć odrobinę za dużo, ale jej spojrzenie pada szczególnie na jedną z tych delikatniejszych — cienką, jakby wykutą z pajęczyny. Nie przygląda się jej długo, bo gdy pada pierwsze dobre pytanie, Philip znów ma całą Anniki uwagę — a nawet uśmiech. — Dla rodziny — pytaniem otwartym pozostaje, dla której, choć akurat tego Duer domyśli się prędzej, niż toku rozumowania idącego za doborem ozdoby — mam wspaniały pomysł i jeśli nie dam się utopić żadnej kelpii, będę miała niedługo pełne ręce roboty — na chwilę twarz Anniki ogarnia wyraz zadowolenia z tych zwykle towarzyszących przeglądaniu nowego wydania Bestiariusza, wspomnieniom zeszłorocznej premiery Wampirów z Kosmosu, czy najdłuższego, rodzinnego rejsu — czyli jeszcze nie doskonały, ale doskonałości bliski. — Na razie i tak nie ma o czym mówić. Dopiero zaczynam je planować, a wszystko opóźniają naprawy w Maywater — nie ma o czym mówić, ale w głowie zanotowała, że zapytał. Bo jeśli badania ruszą, być może będzie potrzebowała jego drobnej pomocy. Było nie pytać, Philip. Było nie pytać również o kwestię zadowolenia, bo to pytanie znów wprawiło brwi Anniki w taniec, a usta ściągnęło w wyrazie nieco paskudnym — nawet zbliżyła się do Duera o pół kroku, jakby rzeczywiście zamierzała odpowiedzieć. Ale Philip odpowiedzi na to pytanie nie doczekał. Emocjonalna pantomima działa tutaj w obie strony i szybko ustępuje starej, dobrej uszczypliwości. — A zwykle nosisz ją przy sobie? — Odpowiedź jest nieistotna; Annika już dołączyła ten fakt do spisanej w głowie, listy zboczeń Philipa — i nie myśl sobie, odrobiłam lekcje. Wiem, że to kamień kruchy, praktycznie gównolit — zmora jubilerów, podobnie jak Annika — kapryśny — ponownie, jak jego właścicielka — i niewdzięczny. — Ta część jest milczeniem. Uśmiech nagle z powrotem zalśnił w oczach. — Dlatego przyszłam z tym do ciebie — bo we wszystkich powyższych masz doświadczenie, a ja przypomniałam sobie, że dawno cię nie dręczyłam — to nie wybrzmiało, a przynajmniej nie w słowach. — Więc spokojnie. Nie będę zawiedziona, jeśli się nie uda. Potrzymaj. — Przekazała mu na chwilę swój kubek niedopitej kawy i sięgnęła do torebki. Znalazła w niej woreczek z kamieniem, a tuż obok— Zmarszczyła brwi. — ...możesz mi pokazać spinkę, którą ci dałam? — W ręku już miała drugą. Jak mogła je ze sobą pomylić? Nie interesuj się — mówi spojrzeniem. Przekazuję Philipowi chalkopiryt i złotą spinkę do włosów |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Philip Duer
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 8
TALENTY : 30
Pierwsza dobra rada była wliczona w cenę usługi; Annika postanowiła z niej nie skorzystać, a on nawet nie był zdziwiony. Kiedy już sobie coś umyśliła, ciężko było, żeby zmieniła zdanie — jak na tym wychodziła to inna sprawa. W tym przypadku skończy się najwyżej na kilku urwanych kosmykach włosów, bo pod wyczulonymi palcami łatwo rozpoznał niedostatecznie wyszlifowane krawędzie spinki; prawdziwe narzędzie zbrodni przeciwko — Jak sobie życzysz, klient nasz pan — a czas to pieniądz, dobitnie przypomina o tym złoto zapiętego na nadgarstku zegarka, o którego bransoletę zahaczają palce szukające znajomego chłodu metalu; ciało wciąż nie oddało mu wystarczającej do ogrzania ilości ciepła. Gdyby chodziło o zwykłą, jubilerską pracę pozbawioną karata magii, nie przyjąłby tego zlecenia. Gdyby chodziło o zwykłą, jubilerską pracę pozbawioną karata magii, nie przyszłaby z tym do niego. Prawdopodobnie zadowoliłaby się wtedy czymś, co wywołałoby u Philipa podejrzenie, że zdobyła to na wyprzedaży w Sonk Road — jak tę spinkę, którą bez zbędnego komentarza schował do kieszeni marynarki, choć właściwszym miejscem było to, w którym znajdowała się jego niedopita kawa. Wracając do Deadberry będzie musiał kupić nową, może weźmie też jedną dla Arlo. Wątpił, żeby Havillard uznał ten gest dobrej woli za dostateczną rekompensatę za zaburzenie nieświętego spokoju, ale Duer niekoniecznie się tym przejmował. Skoro już postanowił, że ta niedziela będzie pracująca to zamierzał wycisnąć z niej wszystko, co możliwe, a do tego potrzebował zaklinacza — nawet niezadowolonego i po służbie. — Myślałem, że kelpie to te dobre — uniósł lekko brwi na wspomnienie wodnych stworzeń i ich potencjalnych, niecnych zapędów. Zawsze wydawały mu się dość sympatyczne, a przez zawsze miał na myśli teraz — Faustowie raczej zajmowali się innymi dziedzinami nauki i badań, niż morska fauna. Nie pracowała więc dla nich, prawda? Nieistotne. Powinno go to interesować na równi ze zniszczeniami po wybuchu rury z gównem w nadoceanicznej wsi, czyli w ogóle. Chyba dlatego nie kontynuuje tematu, nie pyta o prace naprawcze w Maywater, ani o szczegóły projektu, których na tym etapie Annika i tak by mu nie zdradziła. Zresztą zajęta teraz jest cudaczną pantomimą, na którą Philip tylko marszczy brwi; może w jej kawie było za dużo cukru? Potrafiłby to zrozumieć — w końcu sam ma pięcioletniego bratanka i wie jak może zadziałać taka bomba energii. — Mój pierwszy diler też był zdziwiony — to nie była długotrwała relacja oparta na zaufaniu. — Uwierzysz, że policja również była sceptyczna, kiedy mówiłem, że jestem jubilerem? Zdarzyło się to tylko raz i to poza granicami Bostonu, w którym nazwisko Duer w pewnych kręgach było tylko trochę mniej popularne od Reagan. — Gównolit. Lepiej bym tego nie ujął — czy jest pod wrażeniem jej wiedzy? Nie bardzo. Czy jest pod wrażeniem tego, że chciało się jej dogrzebać do tych informacji? Trochę i widać to w uśmiechu, sięgającym błękitnych oczu. — Kruchość nie ma tu większego znaczenia. Potarł palcami gładki policzek, zanim zdążyła wcisnąć mu do rąk swój kubek z kawą. — Ale faktycznie nie jest zbyt wdzięczny do osadzania, często pęka przy kontakcie z magią — sceptycznie przyjrzał się pokrywce kubka, jakby rozważając sprawdzenie, czy faktycznie jego zawartość jest nafaszerowana wybuchową ilością cukru. — Możliwe, że nie wyjdzie mi to za pierwszym razem, ani trzecim. Na szczęście jest dość powszechny i tani, więc mała strata. Kamień wyciągnięty przez Annikę z płóciennego woreczka wyglądał, jakby wyrzygał go jednorożec. Czy ona testowała jego granice? Zaczynał podejrzewać, że tak. — Mogę ci ją oddać. Nawet bardziej, niż chętnie. Ozdoba, którą pani Faust wyciąga z torebki nieco zaburzyła teorię Philipa. Prosta — nie prostacka — z ładnym odcieniem złota, w którym widać domieszkę — prawdopodobnie — miedzi. Dwie sekundy później jest już w jego dłoni, kawa stoi na gablocie — ochroniarz, poczciwy Kevin, bezpiecznie udaje, że interesuje się drugim końcem sali — a Duer pozbywa się szkaradzieństwa z kieszeni marynarki. Ta wymiana w pełni go satysfakcjonuje, szczególnie kiedy obraca złotą spinkę między palcami i odczytuje jej próbę, dotykiem potwierdzając to, co zdawało się na pierwszy rzut oka. Metal jest starannie wykończony, choć przy tak prostej formie naprawdę trzeba byłoby się postarać, żeby to spieprzyć. — Kamień jest na tyle duży, że ładnie wypełni tę pustkę. [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Philip Duer dnia Nie 14 Kwi - 20:43, w całości zmieniany 3 razy |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : jubiler, zaklinacz
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Tak sobie życzę — potwierdziłaby raz jeszcze, gdyby lubiła się powtarzać. Wie już, że nie musi tego robić. I tak samo wie, że mogła po prostu nie przychodzić do niego z tym zleceniem — być może to wszystko niepotrzebna przezorność i poradziłaby sobie z zadaniem także bez magicznego wsparcia, ale skoro podejmuje wysiłek, chce mieć wszystkie atuty po swojej stronie. Bo włosy przecież mogła równie dobrze okiełznać spinką bez wbudowanej mocy wlewania pod czaszkę najlepszych pomysłów; można to zrobić też gumką do włosów — taką kupioną w kiosku, a z braku laku — choćby lateksową rękawiczką. Praca naukowa bywa performancem, ale temu wciąż daleko do Broadwayu, czy choćby Teatru Overtonów — liczy się skuteczność, nie próba złota ściskająca pasma do kupy, czy jego kompletny Duer nie wyraził wątpliwości na głos, więc i ona nie podzieliła się refleksją, choć tych ma wiele i nie wszystkie na temat. Ale każda z nich w tym samym stopniu nie ma dziś znaczenia. Jak na przykład— Ja też niby jestem z „tych dobrych”, a tu proszę — nie odpowiedziała na głos, choć mogłaby, jeśli zależałoby jej na wyrwaniu się choćby pojedynczej autorefleksji. Jednak nie miejsce to na nie, ani nie czas — i też Annika nadal nie wierzy, że cokolwiek go obchodzi jej praca naukowa, a uprzejme podtrzymywanie rozmowy to równie dobrze mogła być usługa wliczona w cenę towaru, o obniżenie której nie zamierza się targować. I nawet nie żywi właśnie nadziei na to, że odprysk z pękniętego chalkopirytu przy pierwszej nieudanej próbie magicznego osadzenia przypadkiem trafi Philipa w oko. A to już znaczy wiele. — Też bym miała pewne wątpliwości — mruży oczy, a wreszcie odwraca wzrok, zanim powróci pamięcią do zajmującej czynności liczenia piegów na jego nosie, skąd tylko krok do kolejnej refleksji, na którą nie ma najmniejszej ochoty — gdybym nigdy nie słyszała twoich godzinnych wywodów o hodowaniu pereł. Najpewniej źle zacząłeś z nimi rozmowę. Wystarczy jej samo testowanie granic, co robi z radością od samego początku spotkania. — Lubię ten kolorowy kamyk. Wygląda trochę, jakby ktoś wylał na niego benzynę — nawet nie pomyślała o jednorożcach, a na pewno sama chętnie użyłaby tego porównania — więc mimo wszystko mam nadzieję, że nie będę musiała szukać podobnego — jeśli miał co do jej motywów jeszcze jakieś wątpliwości, te zapewne topniały z każdym słowem. Nawet nie zamierzała udawać, że nie bawi się teraz lepiej, niż powinna — choć nie przekracza żadnej niepisanej granicy, za którą mogłaby czekać prawdziwa irytacja. — Poproszę — wyciągnęła dłoń — po spinkę, kubek — wszystko jedno, Philip z radością pozbędzie się obydwu, Dłonie na czas zamiany znajdują zajęcie w postaci wyginania palców i obracania obrączki na tym serdecznym — niepozorna zasłona na potencjalne pytania jeszcze spełnia swoją rolę. I jak długo ta będzie potrzebna, tak często Annika będzie nadawać ozdobie prędkości obrotowej w każdym wyrazie znudzenia, zamyślenia, czy zdenerwowania. — Dziękuję — za słowami po chwili idą odliczone dolary. Pomylona spinka wraca do torebki, a kubek do rąk pani Faust— ochroniarz może odetchnąć z ulgą. Ostatnie, ledwo ciepłe łyki kończą kawowy epizod, a za chwilę Annika rozejrzy się za koszem na śmieci — gdy tylko znudzi jej się obracanie i memłanie w palcach pustego kubka. Czyli dokładnie wtedy, kiedy już opuści tę galerię. Wdech. Wydech. — Więc… Wszystko jasne? Czy masz jeszcze jakieś pytania? — Te dotyczące zlecenia są szczególnie mile widziane — każde inne jest skutkiem ubocznym nagięcia się do prośby i pojawienia się w tym miejscu, gdy porządni obywatele wybierają klęczenie w kościelnych ławach. Dłonie Anniki wciąż maltretują pusty kubek, a spojrzenie znów pada na twarz Duera. 150 $ ląduje na koncie Philipa |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy
Philip Duer
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 163
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 8
TALENTY : 30
Osiem — dziewięć? — lat temu studiuję biologię morską znaczyło dla Philipa mniej więcej tyle, co tak, opowiedz mi wszystko, co wiesz, o hodowli pereł słonowodnych i gdyby Annika nie była tą Anniką van der Decken, prawdopodobnie uciekłaby już w połowie wywodu o wielkim Kokichi Mikimoto, jednym z bardzo niewielu żółtków, o których w ogóle warto było wspominać. Widmowe wspomnienie z Bostonu przywołało marginalny cień uśmiechu, sentyment najwidoczniej jeszcze nie do końca zgnił na cmentarzu minionych lat, co było dla Duera dość zaskakującym odkryciem. — Najpewniej tak. Przytaknął, bardzo profesjonalnie starając się zignorować jej kolejne słowa, choć nie było to łatwe, bo i wybrany przez nią chalkopiryt był wybitnie brzydki. Wolał nie dopytywać skąd go ma. Na pewno był bardzo użyteczny, jeśli już włoży się w niego naprawdę sporo pracy, ale wciąż dyskusyjnie urodziwy i dość nieciekawy, jeśli tylko wyjdzie się ponad naukowe granice — to całkiem dużo mówiło o upodobaniach pani Faust. W wielu istotnych dziedzinach życia, ale to chyba już oczywiste. — Zrobię na dniach kilka szkiców — i jeszcze będzie z tego całkiem udana biżuteria, ale obiecaj, że nie będziesz się w niej pokazywała publicznie. Prawo do podobnych życzeń przeminęło bezpowrotnie. — I wyślę ci je, żebyś mogła wybrać ten, który najbardziej ci się spodoba. Samą spinkę łatwo będzie nagiąć do pomysłów, które wykiełkują w głowie, kiedy tylko starannie pomierzy złotą ozdobę i skrzący kamień; teraz bezpiecznie schowane w czeluściach kieszeni prostej, szarej marynarki. Przeliczanie pieniędzy na środku wystawy nie wyglądałoby dobrze, nawet jeśli jedynym świadkiem tego byłby ochroniarz podziwiający tłustą muchę na ścianie i powracająca — chyba — z toalety kobieta z czarnym szalem boa, dlatego Philip tylko kątem oka zahacza o te kilka banknotów, które miło szeleszczą między palcami, dopóki nie schowa ich w skórzanym portfelu wyciągniętym z tylnej kieszeni spodni. Czy masz jeszcze jakieś pytania? Właściwie nie, choć— — Czym przyjechałaś? — a jednak. Nie przypominał sobie, żeby Annika często sama prowadziła, ale i to przecież mogło ulec zmianie. W końcu Hellridge to nie Boston. — Odpadło mi jedno spotkanie. Sam odwołał je bardzo wcześnie rano, kiedy jeszcze ból głowy próbował wycisnąć z niego pierwotne chęci do życia. Ucisk w skroniach zdążył przejść przegnany nieodpowiedzialną dla wątroby ilością paracetamolu, ale Philip podejrzewał, że nie potrwa to długo — nie było sensu nastrajać się na kolejne godziny spędzone w pracowni. Poza tym była niedziela. — Więc mogę cię odwieźć na Stare Miasto, jeśli poczekasz z kwadrans — propozycja |
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : jubiler, zaklinacz
Annika van der Decken
ANATOMICZNA : 6
NATURY : 20
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 181
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 29
TALENTY : 11
Być może nikt dawno nie słuchał Philipa tak uważnie, jak wtedy Annika, gdy perorował w najlepsze o różnych kolorach masy perłowej i o tych w jego opinii najpiękniejszych, bo złotych — perłach Mórz Południowych. I być może tylko po części chodziło o fakt, że facet, po którym się tego nie spodziewała, w zwyczajnej rozmowie wymienił z imienia i nazwiska naukowca innego, niż Albert Einstein, Isaac Newton albo Thomas Edison — w dodatku dokładnie wiedząc, czym ów się zajmował. I tylko być może w trakcie wcale nie rozpraszały jej refleksje, że wpatruje się w niego intensywniej, niż powszechnie uznawano za przyzwoite. I — znów — być może to właśnie wtedy z eksperta od pereł, powoli awansował na wirtuoza otwierania małża, a Annika przestała chwalić się mamie przez telefon, jakich ma tutaj wspaniałych przyjaciół, bo i niektóre typy znajomości konsekwentnie — i kierowana doświadczeniem — zachowywała dla siebie. Pewne ich detale wyłącznie za sprawą cudu — Jasne — użyteczny, dyskusyjnie urodziwy i dość nieciekawy — ale chalkopiryt był jej. Tak samo jak bałagan w życiu prywatnym, który powoli, acz sukcesywnie po sobie sprząta. I robi to z najlepszych możliwych pobudek, bo wyłącznie dla siebie. Obdarzyła Philipa serdecznym uśmiechem, bo rzeczywiście — profesjonalnie podchodzi do tematu mimo faktu, że… — To dużo fatygi jak na abominację, doceniam — i dużo cierpliwości jak do jednej Anniki, która jednak zdecydowała się podejść do najbliższego śmietnika i wyrzucić pusty już kubek. A zrobiła to wyłącznie po to, by uwolnić drugą rękę i ulubioną spinką zebrać do tyłu kilka dłuższych pasm łaskoczących ją po twarzy — wilgoć i sól lubiły sprawiać, że choćby pieczołowicie wygładzana, fryzura czasem wybierała życie rebelianta. A w międzyczasie pada pytanie, którego nie spodziewała się dziś usłyszeć. Zamilkła na dłuższą chwilę i rozejrzała na boki. — Normalnie — z tym, że nic w życiu Anniki nie jest normalne, a tym bardziej fakt, że musi przemyśleć odpowiedź na tak proste pytanie — taksówką. I to nie nad odpowiedzią myślała, a nad tym, jak wybrnąć z potencjalnej propozycji podwózki i wydalenia z siebie w jej trakcie zbyt wielu informacji na tematy delikatne — co do których nawet nieświęcie wierząc, że nie popłyną nigdzie dalej, zwyczajnie nie wyobraża sobie prowadzić w tym temacie swobodnej rozmowy z Duerem na trasie Saint Fall — Maywater. Było w tym coś wyjątkowo niezręcznego, ale… — Tylko, że ja wybieram się do Maywater — …oszczędzi jej nadmiarowych kroków w butach przeznaczonych do chodzenia na krótkie dystanse. Znów potoczyła spojrzeniem po pomieszczeniu — mam tam ważne sprawy. Ważne sprawy, Philip. Czyli całe swoje życie. A kwadrans poczeka, spędzając go na oglądaniu wystawy francuskich naturalistów. To prawie jak powrót do domu. /z tematu oboje |
Wiek : 29
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : Badaczka, asystentka wykładowcy