Zbocze Gleba tutaj jest nachylona pod kątem, co może stwarzać problemy dla początkujących, bądź starszych wiekiem spacerowiczów. Co krok można potknąć się o wystający korzeń, dlatego trzeba patrzeć ciągle pod nogi. Podobno na jednym z drzew swoje gniazdo posiada bielik amerykański, ale bez odpowiedniego miejsca i lornetki raczej trudno będzie cokolwiek dojrzeć w gęstwinie gałęzi. Powietrze jest tutaj niezwykle orzeźwiające, ale nagły i zimny deszcz nie jest czymś, co je uatrakcyjni. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
1 kwietnia 1985 W odpowiednim towarzystwie nawet tak długa drogą, jaką przyszło mu dzisiaj odbyć autem, nigdy nie jest nużąca. Samochód zatankowany został do pełna z samego rana, przezornie zaopatrzył się także w cały kanister, gdyby przyszło im odbyć dłuższą podróż z dala od głównej drogi, bez możliwości spotkania na swojej drodze żadnej stacji paliw. Wszystko miało się odbyć bez tak prostych do przewidzenia wypadków, które mogły opóźnić realizację wyznaczonego zadania. Forger był przekonany, że nie obędzie się bez mniejszych i większych przeszkód, informacje jakie pozyskał przed wybraniem się do New Hampshire były mgliste, ale obraz jaki malował się obecnie pozwalał mu wyobrazić sobie, że samotna wyprawa będzie zbyt trudna. Tym sposobem na przednim siedzeniu, tuż obok kierowcy Fiata, zasiadł Cecil Fogarty. Pamiętał dobrze z ich rozmów, że młody mężczyzna posiadał podstawową wiedzę medyczną i anatomiczną, chociaż jego studia zostały przerwane. Na dodatek liczył, że umiejętności tropienia o których mówiono w kowenie nie od dzisiaj także przydadzą się w terenie lesistym. Jego intuicja mogła okazać się nieoceniona i nawet jeśli między nich zakradała się drobna niezręczność, dotąd zupełnie im obca, to Terence miał świadomość atutów cienia. Zwrócenie się do niego o pomoc naturalnie nasunęło się mu na myśl. W trakcie drogi opowiedział mu o Mamie Judy, czarnej znachorce, która mieszkała w obozie gdzieś tutaj, na terenie White Mountain National Forest. Legendy o uzdolnionej czarownicy żyjącej już ponad sto lat w sąsiednim krążyły wśród lekarzy czarowników nie od dzisiaj, ale dopiero nawiązując do tematu przy przyjaciółce egzorcystce z oddziału magicznego dowiedział się o rzekomym tajemniczym, magicznym przedmiocie znajdującym się pod jej opieką. Łącząc to z wiedzą pozyskaną w trakcie spotkania w pełnię księżyca, Terence mógł zaplanować ich wyprawę. Oszacował, że droga może wynieść ponad dwie godziny, stąd zapakował większą ilość kaset do schowka, poza The Smiths i Joy Division decydując się na Tears for Fears oraz The Animals. Wyglądało na to, że Cecil również zaopatrzył się na swój sposób tak, by nie mogli się nudzić w drodze między rozmowami o ich celu. Znajdując się już poza granicami Maine, zatrzymał się na stacji benzynowej, znów dorzucając dodatkowego paliwa (przezorny zawsze ubezpieczony), przy okazji zachęcając Fogarty’ego, by coś zjedli przed dalszą drogą. Przejrzał także mini kiosk, a następnie wrócił do małych stolików na zewnątrz ze swoimi zdobyczami. Dwie paczki Lucky Strikes, coś smacznego, najnowszą gazetę i… — Kupiłem mapę parku narodowego — powiedział do Cecila, podając mu małą kanapkę na ciepło kupioną w bufecie. Sam zadowolił się tylko hot dogiem. Zdąży jeszcze zgłodnieć; musiał pamiętać by wrócić dokładnie tą drogą. Otworzył New Hampshire Union Leader, w trakcie jedzenia próbując odnaleźć informacje, które mogłyby im się przydać. Wieści dotyczące morderstw czy polityki były zupełnie zbędne. — Wydaje mi się, że powinniśmy zapytać osoby mieszkające tutaj o położenie tego obozu. Myślę, że tutejsi powinni coś słyszeć o znachorce, nawet jeśli byliby to niemagiczni. Wiesz, dla nich byłaby to miejska legenda, dla nas – faktycznie istniejąca kobiecina — dodał po kilku gryzach, białą serwetką wyciągniętą z metalowego stojaczka ocierając kąciki ust z sosu. Rozejrzał się po tych kilku osobach znajdujących się na stacji, zastanawiając się ilu z nich mogło być przyjezdnymi jak oni. | Ekwipunek: (z rzeczy mechanicznych) athame, pentakl, dwa zestawy świec czerwonych, apteczka, rytualne kości [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Terence Forger dnia Czw Wrz 14, 2023 4:16 pm, w całości zmieniany 2 razy |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
New Hampshire powitało ich mgłą - podobna do tej, co zwykle otaczała Saint Fall w środku zimy. "Mogę zapalić?" - zapytał o to Terence'a, gdy tylko otworzył drzwi i wszedł do środka. Uchylił lekko okno i zacisnął zęby na filtrze. Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Oczywiście, że mógł. Wziął dwa buchy i wsunął papierosa do ust Foggy'ego, by i ten mógł uzupełnić niedobór nikotyny. List, który dotarł do niego kilka dni temu, mimowolnie wywołał lekki uśmiech na jego ustach. Bał się, cholernie się bał, że bezpowrotnie stracił z nim kontakt. Nie chciał urwać z nim znajomości. Nie w taki sposób. Chociaż przez rok wmawiał sobie, że Foggy nie był istotny w jego życiu, podskórnie wiedział, że to nieprawda. Był. Z każdym pocałunkiem i dotykiem, z każdym szeptem wypowiedzianym w gorączkowym amoku pożądania, ofiarował mu cząstkę samego siebie. Przez ponad rok, odkąd zaczęli regularnie spotykać się w mieszkaniu lekarza, był jego jednym źródłem szczęścia, a teraz, kiedy ten blask przygasł, kiedy nie mógł odnaleźć swoimi zimnymi palcami jego dłoni i swobodnie spleć ze sobą ich palce, czuł, że zapada się w sobie coraz bardziej. Jedyna bliskość, na jaką sobie pozwolił, to przelotne muśnięcie policzka mężczyzny, gdy zajął miejsce pasażera. "Źle wyglądam?" zapytał, gdy ten gest sprawił, że Forger skupił na nim wzrok. Ubrał się w to, co wpadło mu w ręce. Przed chłodem poranka chronił go beżowy golf i ciemnoczerwony płaszcz z ekoskóry, który po dziesięciu minutach jazdy wylądował na tylnym siedzeniu. W tej ograniczonej do ich obecności przestrzeni było za gorąco. Głos Morrisseya wydobywał się z magnetofonu. Zapełnił każdą wolną przestrzeń fiata. Nucił pod nosem słowa śpiewane przez wokalistę In my life, why do I give valuable time to people who don't care if I live or die?. Treść utworu Heaven knows I'm miserable now był równie przytłaczający, co kłębiące się pod sklepieniem czaszki myśli Fogarty'ego. Oglądał wschód słońca przez przednią szybę. Towarzyszyła im cisza. Od kilkunastu minut. Przytłaczająca i dusząca, jak powietrza w środku lata. Uchylił okno. Wyrzucił przez niego peta. Wraz z przeprowadzają zamknął stary rozdział w życiu i rozpoczął nowy. Naiwnie myślał, że zmiana otoczenia pomoże mu pozbierać wszystkie utracone elementy samego siebie i połączyć w jedną całość, ale zderzył się z kolejnym rozczarowaniem. Terence w końcu przełamał ciszę. Opowiadał mu o treści otrzymanego zdania, o sędziwej kobiecie i tym, co miała im do zaoferowania. Kiedy mówił, przypatrywał się jego twarzy w odbiciu lusterka samochodu. Dopytał w kwestiach budzących jego wątpliwości. Krótki postój na stacji benzynowej był tego, czego potrzebowali obaj. Z kubkami kawy w dłoni – jedną dla siebie, drugą dla Forgera - zajął jeden z plastikowych stolików. W tym czasie Foggy zrobił zakupy. W trzy paczki czerwonego marlboro Cecil zaopatrzył się dzień wcześniej. Wziął też kawę w termosie, ale nie pogardził tą serwowaną na stacji benzynowej. Nie wzgardził też podgrzaną kanapką. - Nie ma w niej mięsa, prawda? - Ugryzł niepewnie kawałek. Musiał coś zjeść. Nie mógł całego dnia żywić się wyłącznie papierosami i kawą. Wiedział, że Foggy nie pozwoli mu głodować. Nie mógłby znieść ciężaru jego zaniepokojonego spojrzenia. Lilith miała dla nich plan. Na nim musieli się skupić. Przestudiował rozwiniętą na stoliku mapę. Przyjrzał się jej z perspektywy tropiciela. Zaznaczył piórem wszystkie strategiczne punkty, które być może pomogą im się odnaleźć w nowym otoczeniu. Zakreślił kołem wskazany przez Forgera obszar. - Ta droga – zaznaczył jedną z wielu tras – wydaje się najlepszą opcją. Jest dłuższa od tej – wskazał palcem inną – ale fiat mógłby w pewnym momencie utknąć. Lało. Jest ślisko. Jeszcze przez chwile kontemplował mapę. Nie chciał wprowadzić Forgera nieumyślnie w błąd. - Wydaję mi się, że bezpośrednie pytania mogą wzbudzić ich podejrzenia i sprawić, że zamknął nam drzwi przed nosami. To naturalna reakcja w małej społeczności, która funkcjonuje na własnych zasadach, więc lepiej zaprezentujmy im wiarygodne kłamstwo. Powiedzmy, że jesteśmy krewnymi tej kobiety. Jest siostrą naszej zmarłej babki. Nikt nie uwierzy, że jesteśmy rodzeństwem, więc co powiesz na kuzynostwo? Wygiął usta w lekkim uśmiechu, szturchając Foggy'ego łokciem w ramię, by rozładować napięcie. Po chwili wyjął mu spomiędzy palców serwetkę i wytarł mu z kącików ust sos. Mój dotyk nie parzy, Foggy, mówiło jego spojrzenie. Chciał się pozbyć tej niezręczności. Nie musieli ze sobą sypiać, by nadal czuć się swobodnie w swoim towarzystwie. Cecil, mimo wszystko, czuł, że może mu zaufać. Poczucie bezpieczeństwa nie zniknęło. Było obecne, wypełniało go jak tlen płuca. - Co sądzisz? To może się udać. Metoda na wnuczka nie była jeszcze wtedy znana. - Jedziemy? Przez nami jeszcze kawałek drogi. – Kolejne kilka kęsów kanapki przeszło mu przez gardło. Jeszcze dwa gryzy i będzie po wszystkim. Przepił je dwoma łykami kawy. ekwipunek: (rzeczy mechaniczne) pentakl, athame, duet noży, dwa komplety świec niebieskich i białych |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
| cw: rasistowski język, przepraszam bardzo, to wuj Walter rasista! Nie, wyglądasz bardzo dobrze, stwierdził pozornie bezbarwnym głosem. Chociaż nie minęło tak dużo czasu – tęsknił. Zdążył przypomnieć sobie szybko jak wyglądało jego życie przed znajomością z Fogartym i samotność ta nie podobała mu się ani trochę. Wraz z nią pojawiało się jeszcze więcej wątpliwości, a niezależnie jak długo próbował się modlić, realne rozwiązania nie przychodziły. Bez towarzystwa nie umiał poradzić sobie z nagromadzeniem natręctw, przespanie tego nie wchodziło w rachubę. Pierwszy akapit otrzymanej od Cecila odpowiedzi znał niemal na pamięć, przeczytał go tak wiele razy, by przeanalizować go na każdy możliwy sposób. I na Lilith, jak powinien się zachować, by jednocześnie postawić granicę i odciąć się przynajmniej częściowo od tych emocji, jakie towarzyszyły mu zawsze przy młodszym mężczyźnie, by jednocześnie nie zapanował trudny do obejścia chłód? Nie chciał odsuwać go od siebie; przecież ich relacja nie opierała się wyłącznie fizyczności. Wyważenie tego okazało się jednak większym wyzwaniem niż początkowo zakładał. — Oczywiście, że jest bezmięsna. Przecież pamiętałem o tym — żachnął się, jednak wciąż mówił to żartobliwie. Fogarty znał go na tyle, by wiedzieć, że rozzłoszczenie Terence’a było czymś ciężkim do wykonania, ale działało to też w drugą stronę – Forger zdążył poznać młodszego na tyle dobrze, by nie kupić mu tej napakowanej bekonem kanapki, chociaż każdy inny skusiłby się na nią. Przepił łykiem kawy kupionej mu przez Cecila, uśmiechając się do niego z wdzięcznością. Przyglądał się drodze nakreślonej na mapie. Faktycznie, aby dostać się do terenów, gdzie mogli nawiązać kontakt z mieszkańcami, mieli do wyboru dwie drogi. Nie uważał się za złego kierowcę, jedynie miejskie dżungle metropolii sprawiały, że chętniej wybierał taksówki, a swojego Fiata zostawiał pod motelem. Nie mógł jednak kłócić się z Cecilem w kwestii zdradzieckich dróg. Wiosenna pogoda nie była jedynie sprawczynią żywszych widoków za oknem, gdy jechali zalesionymi terenami, ale także deszcze. Warunki na pewno nie były sprzyjające. Dlatego przytaknął bezgłośnie na tę propozycję, zgadzając się z nim. — Myślisz, że dwóch białych mężczyzn twierdzących, że są krewnymi czarnej kobiety to wiarygodne kłamstwo? — spytał, unosząc jedną z brwi do góry. Walter Forger przewraca się w grobie słysząc, że jego siostrzeniec właśnie będzie próbować wcisnąć ludziom z New Hampshire kit o rzekomym pokrewieństwie z czarnuchami. Dla Terence’a nie miało to żadnej różnicy, bo akurat rasizmu swojemu najmłodszemu dziecku Grace nie zdołała wpoić. Frozen Lake High mogło być białe jak śnieg, ale w Szkółce Kościelnej nie patrzono na niczyj status majątkowy, a urocze wełniane kamizelki i eleganckie koszule młodego Terry’ego były tylko jednym z ładnych elementów. — Ale masz rację, lepiej celować w coś podobnego niż pytać prosto z mostu. Będą musieli zachowywać się naturalnie, by nie wzbudzić podejrzeń. Mogło się to skończyć wyciągnięciem strzelb w imię pilnowania własnego terytorium przed obcymi. Kraj ludzi wolnych, a każdy z tych wolnych uzbrojony po zęby w obawie przed nieznaną twarzą. Z zamyślenia nad mapą parku narodowego wyciągnęło go odebranie mu serwetki i otarcie przez cecilową dłoń kącików ust. Zamrugał zaskoczony i spojrzał prosto na Fogarty’ego, zdezorientowany tym gestem. Nerwowo rozejrzał się na boki, mając nadzieję, że nikt tego nie zobaczył. Być może jego towarzysz był cieniem, ale nie umiał wyzbyć się podobnych obaw wyuczonych przez lata mieszkania w małym mieście i ukrywania swojego związku. Dotyk chłopaka nie parzył. Bał się emocji, jakie mógł wzniecić, a od których mieli się zdystansować. — Cecil, proszę… — szepnął, obniżając najpierw dłoń chłopaka, a następnie pod samym blatem stoliku ścisnął ją na krótko. Wiem, że nie parzy. Nie przejmuj się, chciał powiedzieć wraz ze smutnym uśmiechem. Będzie dobrze. Musiało być. Ale nie mógł przy tym mieć wrażenia, że stoją dalej w rozkroku i zachowują wobec siebie niemal identycznie. Wiedział, że i tak skończy z ruminacjami, gdy tylko wróci do swojego mieszkania. — Jasne, jeźdźmy już, kuzynie. Zapakowali się do niewielkiego Fiata i ruszyli drogą. Cecil okazał się dobrym pilotem, pilnując kierunków. W międzyczasie nawiązał do ostatnio czytanej powieści Camusa. Skończył niedawno Upadek i uznał, że kolejne dzieło francuskiej klasyki przypadnie do gustu chłopakowi. Obaj uwielbiali przecież tak cudownie nie-optymistyczne książki i opowiadania. Nie mogli przecież zaprzeczyć, że rozmowy na ich temat nie były najlepsze wraz z wyciąganiem najbardziej interesujących fragmentów. Nawiązał też do nowego mieszkania Fogarty’ego w Deadberry, zainteresowany tym jak sobie radzi. Próbował zachowywać się jak najbardziej naturalnie, by nie dać mu do zrozumienia, że powinien się przejmować tym, co było między nimi. — Okej, wygląda na jakieś miasteczko. Musimy znaleźć jakąś ofiarę — rzucił z rozbawieniem, gdy zbliżali się do domostw. | Mechanika: W ramach utrudnienia nieco misji, Cecil i Terence będą rzucać na charyzmę, by nakłonić osoby mieszkające w wiosce do współpracy z nimi. Rzucamy k100, progiem otrzymania wskazówki jest 60. Bonus to bazowa wartość charyzmy (Terence: 8, Cecil: 6). |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Bał się, że dystans w tym wypadku oznaczać będzie chłód - spojrzenie pozbawione wyrazu wypełniać będzie zimna obojętności, a zawiesina grymasu zastygła na wargach stanie się zaledwie imitacją uśmiech. Na Lilith, jak wywołać uśmiech na terencowych wargach? Jak pozbyć się tego wyczuwalnego w powietrzu magnetyzmu? Jak sprawić, by skóra nie paliła, gdy na skórze pojawiał się ledwie przypadkowy dotyk? Chciał wyciszyc organ w piersi. Chciał sprawdzić, by Foggy spojrzał na nią z tą samą czułością, jaką widział w jego mieszkaniu, ale bez potrzeby fiuczanej bliskości. Wiedział, że to marzenie. Kolejne, które się nie spełni. - Całkiem dobra, jak na standardy obskurnej stacji benzynowej - skwitował kilka kęsków później, nawet, w trakcie obmyślenia drogi, zjadł ją do końca. – Wybacz, zapomniałem, że jest czarna. - "Dyskryminacja rasowa" nie zakorzeniła się w umyśle Cecila. Pogardę wzbudzali w nim wyłącznie niemagiczni przedstawiciela społeczeństwa. Nawet tej miłej pani, co się do niego uśmiechała, gdy płacił jej za kawę, najchętniej splunąłby w twarz. – I uwierz w mój dar przekonywania. Stacja benzynowa zniknęła z zasięgu spojrzenia pięć minut później. W "Cecil, proszę" było coś, co sprawiło, że Fogarty na chwile zapomniał, jak się oddycha, ale pozbył się tego problemu, gdy papieros wylądował między wargami, ale nie ugasił iskier żaru, jaki wzniecił w jego ciele znajomy dotyk. W tle Morrissey śpiewał Bought on stolen wine a nod was the first step You knew very well What was coming next, a Fogarty - pod ostrzałem pytań Terence'a - przyznał mu racje. Tamtego późnego wieczoru, kiedy jego dotychczas zatopiona w cieniach sylwetka wynurzyła się z mroku i spojrzeniem objął mgliście znajome rysy twarzy, podskórnie przeczuwał - jak pod wpływem uczucia dejevu - że ich zupełnie przypadkowe spotkanie nie zakończy się na niewinnym pytaniu "Masz ogień?". "Ratujesz mi życie", które opuściło usta Cecila, wraz z papierosowym dymem, było zwiotczeniem tego wspinającego się po szczeblach żeber przeczucia, a "Mogę u ciebie przenocować?" wyrzucone z taką lekkością, jak pet na bruk, jedynie umocniło go w swoich, pogłębiających sie z minuty na minutę przepuszczeniach. Wtedy po raz pierwszy od kilku miesięcy jego twarz rozjaśniona została przez uśmiech obejmujący również refleksami jego spojrzenie. Odpowiedź nadeszła w chwili, w której kiep dogorywał pod podeszwą jego buta. "Nie zostanę do rana." postanowił, łudząc się ,ze tym sposobem - nakreślając granice - Terence, choć z niebywałą łatwością odnalazł drogę do jest, nie odnajdzie równie szybko drogi od jego serca. Nigdy nie został do rana. Nigdy nie pozwolił, by światło słoneczne zalało sypialnie Foggy'ego pod jego obecność. Nigdy nie przeciągnął chwili zapomnienia do świtu. Znikał, zawsze przed trzecią rano. Całował Terence'a w kącik ust. Wyplątywał się z wilgotnej od potu pościeli. Kompletował swoje porzucane ubrania. Ubierał się, nawet nie zerkając w kierunku mężczyzny. Jedno spojrzenie. Wystarczyło jedno słowo, by przekroczyć kolejną granice. I chociaż nigdy nie zasnął w jego ramionach i nie wpił z nim porannej kawy, jak teraz, na zakichanej stacji benzynowej, kilka dobrych kilometrów od Miasta Piekieł, mylił się. Terence Forger stał się nieodłączoną częścią jego życia, spoiwem, który na długie miesiące łączył Cecila z radością. Stał się tym, czym nigdy nie powinienem, ale nie mógł tkwić w przeszłości. Musiał obudzić się z tego letargu. Musiał nauczyć się żyć z tym bagażem emocjonalnym, którego Foggy wypalił mu na skórze dotykiem swoich palców i ust. Musiał, bo inaczej się udusi. Musiał, bo, chociaż nadal serce drżało w piersi, kiedy Terence był tak blisko, ze mógł go dotknąć i pod opuszkami palców poczuć znajomą fakturę skóry, nie mógł się zdystansować, zobojętniać, udawać, że to, co ich łączyło zniknęło. Nie mógł też się od niego odsunąć, udawać, że nie istnieje. Nikomu innemu nie ufał, tak jak jemu. Nikomu innemu nie powierzył tyle swoich sekretów. Nikt inny nie dawał mu takiego poczucia bezpieczeństwa. Z rozłożoną mapą na kolanach, studiował ją uważnie, pomimo wślizgujących się pod sklepienie czaszki zupełnie niepotrzebnych myśli. Wodził palcem po trasie, którą zmierzali. - Zwolnij, bo możemy przegapić zakręt - polecił mu po pokonaniu kolejnego, kilkumetrowego dystansu. – Teraz, odbij w lewo, a potem skręć w prawo. Foggy ufnie wykonywał jego instrukcje, bez zawahania. To kwestia zaufania - zaufał mu tak, jak Fogarty jemu, czy może najzwyczajniej świecie nie miał nic do stracenia? Rozmawiali. Cecil opowiadał mu ze szczegółami, jak wygląda jego mieszkanie. "Narysowałem na jedną ze ścian Lilith, musisz ja zobaczyć", mówił i sam zadawał pytań. Wnętrze samochodu wypełniło się ich głosami. Chciał nadrobić stracony czas. Dojechali do celu przed czasem. Wydmuchał dym, który zaległ w płucach na kilka nadprogramowych chwil dłużej. - Tam jest kościół - wzdrygnął się, wskazując palcem skromną, drewnianą budowle. W oczy rzucał się wielki krzyk. – I cmentarz - dodał ciszej. – Lilith, mniej nas w swojej opiece - wymamrotał pod nosem, kiedy fiat podjechał bliżej. – Zaparkuj przy cmentarzu. Cecil wysiadł z auta pierwszy. Rozejrzał się po okolicy. Małe społeczności były budowane na uprzedzeniach. Nie mógł o tym zapomnąć. - Co powiesz na wycieczkę krajoznawczą? - Puścił do Terry'ego perskie oczko. Nie musisz być taki spięty, Foggy. Włożył dłonie do kieszeni płaszcza, którego zarzucił na ramiona przez opuszczeniem fiata. Wzrok prześlizgiwał po nagrobkach. Czytał nazwiska, daty, ale jego zainteresowanie nieboszczkami było umiarkowane, przynajmniej do czasu ,aż nie natknął się na "Fogarty" wykute w podniszczonej przez upływ czas płycie nadgrobnej. Wydłuż linii kręgosłupa przeszedł zimny dreszcz i już chcial podejść bliżej, żeby lepiej przyjrzeć się swojemu znalezisku, ale kątem oka wyłapał ruch. Przed oczami Zamajaczył kształt obrócony do nich plecami ludzkiej sylwetki. - Przepraszam bardzo - z gardła popłynęły pierwsze słowa, adresowane ku stojącemu przy płycie mężczyźnie. Nie wyglądał na kogoś, kto nosił za pazuchą broń, ale pozory mogą być złudne. Fogarty coś o tym wiedział. Sam pozostawiał po sobie złudne wrażenie. O co powinien zapytać? Jest pan gotowy, żeby przyjąć do serca naszą matką, Lilith? - Dzień dobry. Nazywam się Hiram Newbert - pierwsze nazwisko, jakie ujrzał na cmentarzu -a to mój kuzyn, Steven. Widzisz pan, jesteśmy tu przejazdem. Nasza babka na łożu śmierci zażyczyła sobie, żebyśmy tu przyjechali i spotkali się z jej - kochankę mogłoby zabrzmieć zbyt kontrowersyjne, choć te słowo zatańczyło na opuszku języka Fogarty'ego – najdroższą przyjaciółkę, z którą nie zdążyła się pożegnać. Niestety zgubiliśmy drogę. Ma na imię Judith Driscoll. Wie pan może jak do niej trafić? Zobaczymy, ile warte były twoje przechwałki, Cecil. Rzucam na charyzmę |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Stwórca
The member 'Cecil Fogarty' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 73 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Nauczenie się funkcjonowania w tej nowej rzeczywistości było ciężkie, bo nie do tego byli obaj przyzwyczajeni. Tylko nawet ta głupia kanapka, którą Fogarty trzymał w dłoniach, była dowodem tego, że Cecil był dla niego ważny. W ich życiach były inne osoby zajmujące myśli i ściągające na siebie uwagę, czasami w nieodpowiednich do tego momentach, ale Forger był świadomy, że chłopak siedzący obok niego również zajmował pewną część jego życia. Tę część, której nie mógł tak po prostu zignorować, nie mógł jej również odciąć od siebie, bo straciłby zbyt dużo. Na tym polegał jednak cały konflikt wewnętrzny. Błąd musiał popełnić tamtego dnia. Wtedy nie zdawał sobie z tego sprawy, małe szaleństwa w celu urozmaicenia swojego życia, nie przepadnięcia do końca w stagnacji, zawsze były daleko od domu. Tam, gdzie mógł kłamać na temat swojego życia, wymyślać nowe imiona, zawody (Ja? Jestem adwokatem w kancelarii mojego wujka. Moja książka? Dopiero się tworzy, edytor musi ją przepuścić przez ostateczne poprawki) i uciekać bez żadnego sentymentu nie czekając nawet na kolejny dzień, by w domu zmyć z siebie brud tych ludzi. Mężczyzna w eleganckim garniturze, chłopak w skórzanej kurtce, która przeszła zapachem taniego piwa, czterdziestolatek wycierając zapłakane oczy nad kieliszkiem; niezależnie jak wiele ich od siebie różniło, łączyło jedno – ten sam marazm i potrzeba zapomnienia. Przy nim ryzykował. Jednocześnie był on nikim, człowiekiem niemalże transparentnym, ale mógł łatwo sprowadzić na niego zgubę, gdyby tego właśnie chciał. Jak wielu osobom ufał na tyle, by tak absurdalnie prędko – tego samego dnia, gdy Terence przestał być dla Fogarty’ego tylko kolejną z twarzy sprzymierzeńców na spotkaniach kowenu – wpuścić do swojego mieszkania, swojej sypialni i kontynuować to. Dla niego mogło to być nic, dla Forgera – niewyobrażalnie dużo. — Spokojnie. — Zakręcił kierownicą w odpowiednim momencie. Starał się nie przyśpieszać za mocno, chociaż limit prędkości pozwalał mu na znacznie więcej, ale nieznajomość tych terenów mogła wyprowadzić go w pole. — Jeżdżę dziewiętnaście lat, Cecil i to nie tylko po Hellridge, gdzie nawet nie ma korków. Nie wywiozę cię w puszczę. Bardziej boję się wjeżdżać do Bostonu… Nie wspominając o większych miastach. Ale to kwestia ilości aut, dopiero wtedy się gubię. Ciągłe klaksony w Nowym Jorku przyprawiłyby go chyba o zespół stresu pourazowego. Z uśmiechem słuchał o własnym mieszkaniu Cecila, również o malunku Lilith na jednej ze ścian. Pamiętał jeszcze własne zadowolenie, gdy przeprowadził się z wielkiego wiktoriańskiego domu Forgerów do mieszkania na Eaglecrest. Brak konieczności ukrywania się z magicznymi księgami, możliwość spędzania czasu swobodnie… “Już wtedy moje rodzeństwo było poza domem, więc nie było tam takiego tłoku jak w czasach dzieciństwa, ale to zupełnie inny komfort być na swoim”. Nie wspominał nic o Yadrielu z którym dzielił dawniej to samo miejsce, chociaż z irytacją uświadomił sobie, że znowu mężczyzna utorował sobie miejsce do jego myśli. Dalej był chętny odwiedzić go w Deadberry, mimo że obawiał się wciąż odwiedzin magicznej dzielnicy. Tak jakby jego pojawienie się tam mogło znowu przyzwać złe siły. Obejrzał się po punktach o których wspomniał jego pilot-amator i zaparkował przy wskazanym przez niego cmentarzu. “Niech Lilith ma nas w swojej opiece”, przytaknął cicho pod nosem. Robili to dla niej, czuwała nad nimi zapewne jeszcze baczniej niż zazwyczaj. Potrzebowali jej pomocy, by wspomogła szczęściem. Wysiadając zapiął pod szyję płaszcz wiosenny. Nie przyglądał się nagrobkom, zainteresował się od razu rozmową Cecila z nieznajomym, który na jego zagajenie przystanął i odwrócił się do niego. Przez moment nie wiedział, gdzie powinien spojrzeć najpierw, potem jakby zdał sobie sprawę z tego kto do niego przemówił. Zamrugał kilkukrotnie, wyrwany ze zdumienia. Forger był w każdej chwili gotowy wkroczyć do akcji, gdyby coś poszło w nieodpowiednim kierunku. — Judith Driscoll? Tutaj…? — zawahał się nieznajomy, ale widocznie połknął haczyk. Nie patrzył na Cecila podejrzliwie ani z niechęcią. Zamilkł i podrapał się po brodzie, rozglądając po otoczeniu. — Mówicie o znachorce? Ale czy jej nazwisko to na pewno Driscoll… Ma swój dom w pewnym oddaleniu od zielonego szlaku, tego który ma początek za domami — machnął ręką na drogę, wskazując kierunek — przynajmniej tak słyszałem. Wiecie, ja nigdy nie potrzebowałem jej pomocy. Spytajcie kogoś jeszcze, na pewno znają Mamę Judy. Wzruszył ramionami, a następnie pożegnał, zajmując na nowo swoimi sprawami. Terence pokiwał głową, wyłapując całą treść rozmowy i wychodząc poza obszar cmentarza rozejrzał się za kimś, kto mógł powiedzieć coś więcej. Wyglądało na to, że nie byli źle nastawieni do obcych przez częste odwiedziny wielbicieli górskich wspinaczek. Wszystko mogło jednak się stać, gdy żadne z nich nigdy nie zatrzymywało się w niewielkiej mieścinie. — Droga pani, dzień dobry, Steve Newbert — przywitał się z kobietą, która kroczyła z zakupami w stronę domu. Uśmiechnął się lekko, zachowując pewien dystans, pozwalając sobie na odrobinę zbliżenia celem lepszego słyszenia się nawzajem. Zbyt szybkie skrócenie dystansu mogłoby zostać źle odebrane, dlatego wystrzegał się go. Zerknął w bok na Cecila, by upewnić się, że nie oddalił się zanadto. — Szukam razem z kuzynem panny Judith Driscoll! Wiemy, że mieszka gdzieś tutaj, nieopodal. Nasza babcia prosiła nas, byśmy się do niej udali, były swoimi bliskimi przyjaciółkami… Jej samej zdrowie już nie pozwala. Wiemy, że mamy szukać jej domu w pobliżu szlaku zielonego... Bardzo będziemy wdzięczni za pomoc! Miał nadzieję, że jego urok osobisty akurat dzisiaj będzie pomocny i zdoła uzyskać kolejną informację. | Rzucam na charyzmę. Powie mi coś pani ciekawego czy nie? |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Stwórca
The member 'Terence Forger' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 25 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Czas bezlitośnie rozprawił się z uczuciami, tak jak emocjonalne przywiązanie bezlitośnie obchodziło z Cecilem. Łudził się, że zbiegiem czasu wyblaknie i pokryje się kurzem zapomnienia. Łudził się… Nie żałował, nie żałował żadnej chwili spędzonej w mieszkaniu Terence'a. Nie żałował, że zapytał go ogień i skradł mu dech w piersi pocałunkiem. Nie żałował tych wszystkich kropel potu, który pozostawił w jego łóżku na pościeli, ani żadnego wyszeptanego w gorączce pożądania wyznania. Nie żałował godzin, które spędzili na rozmowach o życiu i literaturze. I chciał, żeby nadal trwały, nawet jeżeli uboższe o intensywny, rozpalający zmysły kontakt fizyczny. Potwierdzenie swoich uczuć odnajdywał w każdym geście i słowie kierowanym do Foggy'ego. Chociaż jego dotyk nadal wywoływał przyjemne dreszcze spływające po linii kręgosłupa i palił Cecila w skórę, pobudzając do życie uczucia, które nie powinni nigdy się narodzić, w końcu, metodą prób i błędów, nauczyła się funkcjonować w nowej rzeczywistości. Chłód, jaki panował na cmentarzu, ochłodził temperaturę ciala Fogarty'ego, która była podniesiona, za sprawą przebywania z Terence'a w niewielkiej przestrzeni jego samochodu. Szczątkowe informacje, jakie udzielił im mężczyzna, nie były wystarczające, by zlokalizować dom czarownicy, więc przyjął niemą propozycje Terence'a - muszą znaleźć inne źródło informacji. W tym celu opuścili teren cmentarza, chociaż Cecil jeszcze raz oparł ciężar spojrzenia na grobie, gdzie widniało jego prawdziwe nazwisko - Fogarty. Trzy metry pod ziemią spoczywały szczątki dwóch osób o tym nazwisku - Charlesa i Edith. Nie poświęcił mu więcej uwagi. Nie chciał stracić z zasięgu wzroku sylwetki Terry’ego, który po upływie dwóch minut znalazł kolejną ofiarę ich przesłuchania – kobietę w kwiecie wieku. Zachował dystans pięciu kroków, dzięki czemu mógł rozmowie przysłuchiwać się z boku. - Panny? Jakiej znowu panny? - Terence mógł poczuć na sobie rozłoszczone spojrzenie swojej rozmówczyni, która z wrażenia wypuściła torbę z zakupami. – To stara kurwa! Uwiodła mi męża i jestem pewna, że to z jej winy, pięć lat temu, dziecko Gilmanów zniknęło! Miejsce takich, jak ona jest w piekle. - Splunęła pod buta Forgerowi. W punkt, pomyślał Cecil, podchodząc bliżej, chociaż wcale nie musiał. Kobiecy głos, niemal podniesiony do krzyku, wyraźnie pobrzmiewał w otaczającej ich przestrzeni. - Mamo... - z domu obok wybiegła młoda dziewczyna. – Mówiłem ci, żebyś nie rozmawiała z nieznajomymi. Minęła Fogarty'ego, jakby wcale go tam nie było, skupiając wzrok na drugim z mężczyzn - Steve'm. - Wstydziłby się pan napadać na starszą kobietę. Moja mama jest po dwóch zawałach, chce pan, żeby kolejnego nie przeżyła? - Nie kierują nami złe intencje - Cecil, a właściwie Hiram włączył się do rozmowy, stając tuż obok swojego kuzyna. Poniósł z ziemi torbę i włożył ją do dłoni młodszej dziewczyny. Nie powinnaś narażać swojej starej matki na dźwigania takiego ciężaru, mówiło jego zimne spojrzenie i ironicznym grymas wyginający usta. – Nasza babcia chce się tylko pożegnać ze swoją przyjaciółko, to... - Tutaj nikt nie przyjaźni się z Judtih Driscoll! - Starsza kobieta wyrwała mu siatkę z ręki, wyręczając w tym swoją córkę, która stała jak z paraliżowana, ze słowami zastygłymi na wargach. Jakby ujrzała diabła w ludzkiej skórze.. – N i k t. Judith Driscoll to wiedźma, opętana jak Anneliese Michel i lepiej trzymajcie się od niej z daleka, bo inaczej wspomnicie moje słowa, ale wtedy będzie już za późno! Szarpnęła swoje dziecko za ramię, popychając ją w kierunku domu. - Mówiłam ci, że powinnaś zamykać drzwi, nawet jeżeli wychodzisz na trzy minuty... - Mama Judy to Baba Jaga z "Jasia i Małgosi"? - wyszeptane słowa Cecila odnalazły drogę do uszu Foggy'ego, kiedy szturchnął go lekko w ramię, z trudem powstrzymując rozbawienie. – Myślisz, że wylądujemy w Chatce z Piernika? Patrz - Wskazał na pojedynczy porzucony batonik, który musiała opuścić kobietę wraz z torbą. – Cukier albo psikus. - Podniósł go z ziemi i włożył do kieszeń, bez zamiaru późniejszej konsumpcji. – Co robimy? Szukamy ją na własną rękę, czy dalej ryzykujemy? Zielony szlak nie rozciaga się w nieskończoność. Z tego, co widziałem na mapie to... - Panowie! - kolejny krzyk zagłuszył słowa, jakie opuszczały cecilowe gardło, zatem spojrzenie Fogarty’ego powędrowało za źródłem do dźwięku. Mężczyzna po trzydziestce, w zbliżonym wieku, co Foggy'ego. – Nie przyjmujcie się tym, co ta wredna jędza mówi o mamie Judy. To poczciwa kobiecina jest. Uratowała mi syna. Wiecie, miał gorączkę. Czterdzieści stopni. Tutejszy lekarz załamał ręce i gdyby nie mama Jud, odwiedziłbym go pewnie na cmentarzu, ale pewnego razu, gdy tam zeszedłem, by się świeżym kompocikiem za pomoc odwdzięczyć, drzwi otworzyła mi zmora jakaś. Z krzykiem uciekłem. - Czyli wie pan, gdzie dokładnie mieszka? Cecil żałował, że mapa została w samochodzie. I kolejny rzut na urok osobisty [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Cecil Fogarty dnia Wto Wrz 05, 2023 5:48 pm, w całości zmieniany 4 razy |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Stwórca
The member 'Cecil Fogarty' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 78 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Od długich tygodni w głowie Terence’a panował chaos z którym sam nie potrafił sobie poradzić, ale był w tym osamotniony. Nie było nawet jednej osoby mogącej w pełni zrozumieć, co przeżywał Forger. Nie mógł się tym podzielić, bo trup z wielkim “Czarna Gwardia” wypisywanym na czole niezależnie od swojego odoru musiał pozostać w szafie razem z kilkoma innymi brudami. Powinien być do tego przyzwyczajony, małe sekrety i kłamanie były przecież jego specjalnością nie od dzisiaj, ale gdy w grę wchodziły uczucia takie jak miłość, był to koniec spokoju ducha. Zwłaszcza kiedy jednocześnie musiał domknąć rozdział z Fogartym, by ten mógł ostatecznie przekształcić się w coś innego, bez przywoływania ciągle wspomnień czułości i dotyku rozpalających żar pod skórą. Teraz miał być tylko wsparciem, powiernikiem, tę rolę na siebie wziął. Nawet jeśli teraz nie był być może w pełni świadom, jaki ciężar na siebie brał. Prawdopodobnie nie spodziewał się takiego wyrzutu w swoją stronę, jaki właśnie miał miejsce. Uprzejmy uśmiech zniknął, wymuszony grymas nie był tak ładny jak jeszcze przed kilkoma minutami. Chłodno otaksował kobietę i jej córkę, wsuwając dłonie w kieszenie i zadzierając lekko głowę. Aż tak głośnej reakcji się nie spodziewał, ale nie wycofał się, przez chwilę pozwalając im mieć to wrażenie, że Terence jest jakkolwiek skruszony. — Proszę wybaczyć, nikogo nie chciałem niepokoić swoimi pytaniami — mruknął bez sympatii w odpowiedzi na słowa dziewczyny. Nie dziwiło go, że może mieć problemy z sercem, jeżeli na każdą osobę, która prosiła ją o pomoc reagowała w ten sposób. Gdyby mu nie zależało, powiedziałby coś więcej. Gdyby mu nie zależało, powiedziałby jej co tak naprawdę kłębiło mu się pod czaszką, gdy przyjmował pozornie pokornie furię skierowaną w jej stronę. Co za niewychowana baba, brak klasy i ogłady. Podobnie nie potrafiła najwyraźniej poradzić sobie z wychowaniem własnej córki. Cieszyło go, że Cecil przyjął inicjatywę i pozwolił mu mówić, samemu przysłuchując z boku kolejnym inwektywom i złożyczeniu. To na dłuższą metę nie interesowało go. — Oszędźcie sobie. — Wywrócił oczami, gdy obie odeszły wystarczająco daleko, a Terence odwrócił się od nich. Jedna lepsza od drugiej w przekrzykiwaniu się jak przekupy na targu. Jednak nawet z tego bełkotu dało się wychwycić coś, co mogło okazać się dla nich ważną informacją. A Cecil mógł upolować batonika. — Opętana? — znajome słowo sprawiło, że zmarszczył brwi i zastanowił się nad tym głębiej. Przy rozmowach z Lindą faktycznie, wspomniane zostały osobliwości mogące wskazywać na posiądnięcie ciała lub nawiedzenie domu przez niespokojną duszę. Oczywiście, ktoś inny uznałby krzyki kobiety za obelgi starej furiatki, ale Forger miał już pewne podejrzenia, że czerwone świece złożone w torbie na tylnym siedzeniu jego auta przydadzą im się, gdy dotrą już na miejsce. — Dobrze, że się odezwałeś. Mnie brakłoby chyba w tym przypadku cierpliwości. Szczęście postanowiło im dopomóc w postaci nieznajomego, zainteresowanego krzykami roznoszącymi się po ulicy. — Tak, jeśli panowie wejdą na szlak, to prędko ją znajdziecie. Trochę drogi to zajmuje, ale koczowisko trudno jest pominąć — mówił mężczyzna zbliżając się do nich tak, by mogli lepiej się usłyszeć. — Wiecie na który szlak? To za miasteczkiem. — Trochę? To znaczy ile? — dopytał ostrożnie Terence. Miał nadzieję, że sąsiad tamtych kobiet nie był tak wybuchowy. — A bo ja wiem… Może trochę mniej niż pół godziny? — zastanowił się na głos i pokręcił głową. — Nie przejmujcie się nimi, Mama Judy to dobra kobieta, ale… Coś złego tam się dzieje. Ludzie się trochę boją, wiecie… Forger pokiwał głową z wdziecznością, jakieś przydatne informacje. — Dziękujemy za pomoc — rzucił, wymijając mężczyznę po tej krótkiej rozmowie. Za dużo czasu już tutaj spędzili, musieli ruszać dalej. — Czyli co? Wracamy do auta, podjedziemy ile będzie się dało… — wymruczał do Cecila, klepiąc go plecach i lekko zagarniając w stronę Wrócili do auta zaparkowanego w pobliżu cmentarza i odetchnął. Pusty kubek po kawie zmiął w dłoni i wrzucił do papierowej torby służącej mu za mini śmietnik na czas tej podróży. — Ta kobieta musi być opętana. — Teraz, kiedy miał pewność, że nikt ich nie usłyszy, mógł to przyznać wprost. Zapiął pas kierowcy i przekręcił kluczyki w stacyjce, upewnił się jeszcze raz po wrzuceniu wstecznego, że nikt nie stoi za nim. — Przynajmniej na to wskazywałyby słowa tych ludzi, ale to niemagiczni. Prawdopodobnie. Pentakla nie widziałem, znamienia też, ale to można dobrze ukryć, więc pełną pewnością tego nie mogę powiedzieć. Jeżeli mam rację, to może utrudnić nam misję. Nie wiemy, czym jest ten duch i jak objawia swoją obecność. W tajniki egzorcyzmu mógł go wtajemniczyć w drodze, teraz ważne było, aby wydostać się stąd możliwie najprędzej i dostać do wejścia na szlak. Wtedy dostrzegł pierwszą rysę na jego planie – co jeśli skutki uboczne rytuału okażą się na tyle przykre, że nie będzie w stanie poprowadzić auta w drodze powrotnej? Miał nadzieję, że w takim wypadku Cecil będzie w stanie przeprowadzić na nim rytuał zdrowego ciała, by Forger stanął na nogi i w pełni sił mógł bezpiecznie odwieźć ich do domu. Ktoś mógłby stwierdzić, że były to obawy na wyrost, ale wolał mieć plan na każdą ewentualność. — Przerzuć kasetę, Cecil, bo chyba skończyła się ta strona — poprosił, stukając palcem w radio i zaraz ponownie kładąc obie dłonie na kierownicy. — I kieruj nami, panie nawigatorze — zaśmiał się. |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
W błękitnej tafli jego spojrzenia odbijał się smutek. Ten sam, który tam gościł, gdy płomień z zapalniczki ogrzał skrawek cecilowej skóry. Terence nigdy nie wyjawił mu sekretu, jaki się za tym krył, za to Cecil nadal czuł na swoich wargach skradziony między trzema spazmatycznymi wydechami pocałunek. Nie smakował jak zawsze. Było w nim tyle żalu, ile spełnienia. Smakował końcem. Koniec musiał nadejść. Podobne słowa skierowała ku niemu Dahlia. Powiedziała, że koniec świata jest bliski. Uśmiechnął się w odpowiedzi. Każdy oddech przybliżał do końca istnienia. Jego kres nie wyznaczała linia życia przecinająca wewnętrzną stronę dłoni, a suma oddechów, która zbiegiem czasu malała. Teraz czuł się podobnie. Miał wrażenie, że każdy oddech może byc tym ostatnim, ale ufał swojemu przeczuciu na tyle, że przestał uciekać przed słowami zagłuszającymi ciszę i uczuciami, których nie mógł pomieścić w sercu. Uzależnili swoje szczęście od szczęścia innych, zapominając, że szczęście nie miało ani kształtu, ani zapachu. Było bezbarwnym, bezkształtnym bytem wspinającym się po kanciastym szkielecie żeber. Pojawiało się znikąd i odchodziło równie nagle, co przyjemny dreszcz zalewający każdy segment organizmu. Wyrywało dech z piersi, a potem, gdy znikało, jak każda chwila ulotności, zaciskało pięść żalu na gardle. Każdy znosił go inaczej. Cecil, szukając ujścia dla rozdzierającej go emocjonalnej pożogi, wypalał ten żal żarem papierosa na skórze. Teraz musiał zadowolić się tym wciśniętym między dolną a górną wargą. - Uwierz- Ocaliła ich twoja obecność. - Moja cierpliwość wisiała na włosku. Dwie kobiety - matka i córka - miały szczęście, że Foggy był tuż obok, dzięki temu tańczące "Cultellus" na koniuszku cecilowego języka nie odnalazło drogi do ust. - Dlatego musimy postępować zgodnie z planem Naszej Matki i zamknąć bramy Piekła. Magia nie może dostać się w ręce- ....ludzi ich pokroju zagłuszył obcy krzyk. Panowie skutecznie odwróciło uwagę Fogarty'ego od kształtujących się pod kopułą czaszki myśli, które nie mogły konkurować o jego uwagę, kiedy w zasięgu wzroku pojawił się nieznajomy o ostrych rysach twarzy i łagodnym uśmiechu, który na jego popękanych wargach wyglądał wręcz komicznie. - Dziękujemy - zawtórował Forgerowi. – I współczujemy sąsiadów - dodał jeszcze z cieniem błagającej się na ustach złośliwości. Mężczyzna machnął na te ręką. - Ta jędza wpędziła swojego męża do grobu i teraz bajki opowiada, żeby się wybielić. Dobry był z niego chłop. Miłego dnia panowie i uważajcie na siebie! Cecil rozluźnił się nieco dopiero wówczas, gdy obce plecy zniknęły za framugą drzwi. Paraliż napięcia, jaki usztywnił jego mięśnie, zelżał, dzięki czemu mógł odetchnąć. - Wracamy. Mapa swoim zasięgiem nie obejmuje całego obszaru, o którym wspomniał, ale przynajmniej udzielił nam obiecujących wskazówek. Nie każmy babie Jadze dużej czekać. W dziesięciu uderzeniach serca wrócili do zaparkowanego w pobliżu cmentarnej bramy samochodu. Jego wnętrze nadal było rozgrzane, przez co cecilowy płaszcz ponownie wylądował na tylnym siedzeniu. Rozłożył mapę na kolanach. Ta kobieta musi być opętana przecięło ciszę. - To profesjonalna diagnoza poparta latami doświadczenia, panie Forger? - spytał, ale powaga wybrzmiewające z jego słów została zrujnowane przez rozciągnięte w uśmiechu usta. "Panie Forger" źle układało się na języku, było równie obce, co utrzymywany przez nich dystans. – Więc, jeżeli faktycznie jest opętana, będziesz musiał przeprowadzić egzorcyzmy, bo inaczej nasz przyjazd tu okaże się wyłącznie zbędną fatygą. Wcale tak nie myślał. Był wdzięczny Lilith, że mógł przez kilka godzin pobyć sam na sam w jego towarzystwie. - Powiedz, co mam robić, gdy ty będziesz odprawiać rytuał. Ekscytacja wybiła gwałtowniejszy rytm w jego piersi. Nigdy wcześniej nie był świadkiem egzorcyzmu. Nie wiedział zatem, jak to wygląda, poza oczywistym - świecami i pentagramem. - Ten duch, demon, albo inna zjawa mieszkająca w jej ciele, może szukać nowego schronienia w naszych? Zgodnie z prośbą przerzucił kastę, ale ściszył magnetofon, przez co zaledwie strzępki melodii i wyśpiewanych przez wokalistę słów dolatywało do ich uszu. Swoje skupił na znajomych rysach twarzy, ale żartobliwe „kieruj nami, panie nawigatorze” zmusiło Cecila do wskrzeszenia z siebie odrobiny koncentracji. - Skręć w lewo i kieruj się na półnóc. |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Terence Forger
ANATOMICZNA : 20
NATURY : 1
ODPYCHANIA : 9
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 166
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 9
TALENTY : 10
Nie chciał go martwić, dlatego próbował uśmiechać się tak jak zazwyczaj w jego obecności. Grymas ten krył skutecznie większość emocji, wątpliwości i obawy. Ból końca relacji, do tej pory niezaleczony, a dodatkowo podbity przepełnionym tęsknotą pierwszym akapitem ostatniego listu. Najgorszym, co było w uczuciach, to brak możliwości sterowania nimi w zależności od potrzeb. Nie istniała szansa na wyłączenie ich tak jak światła w pomieszczeniu podczas wychodzenia z niego, więc stawało się zbędne. Ale czy to przydarzyło im było zbędne? Pragnął sądzić, że nie. Terence powinien być przyzwyczajony do otoczenia niemagicznych i ich arogancji. Jak wiele razy wyobrażał sobie, że szczekaczowi – alternatywnie nazywany też ginekologiem i ordynatorem oddziału – wciska te wszystkie kartki składające się na akta w usta, aż mężczyzna dławi się nimi, gdy kolejny raz jego kompetencje były podważane przez tego idiotę. Wykształcenie niestety nie było skorelowane z dobrymi manierami, a chociaż posiadał umiejętności pozwalające mu na udzielenie mu pewnej lekcji kindersztuby, nie mógł się nimi pochwalić przed pysznym doktorem. Przynajmniej teraz. Na wszystko przyjdzie czas, a gdy zamknięte zostaną wrota Niebios i Piekieł, to czarownicy będą mieli możliwość pokazać reszcie, gdzie ich miejsce. — Jak zwykle nasza Matka ma rację — przytaknął mu. Ze słów mężczyzny wynikało, że nie tylko wobec nich kobieta była nieprzyjemna. Skłamałby stwierdzając, że jakkolwiek go to zaskoczyło. Takie osoby zazwyczaj dla mało kogo chowają pokłady uprzejmości, o ile jad nie przeżarł ich całego ciała i tylko nim byli w stanie pluć naokoło, zatruwając życia otaczających ich osób. Jeszcze raz skinął głową w stronę nieznajomego w niemej podzięce za życzenia. Jeżeli jego podejrzenia były prawdą, to z pewnością będą musieli na siebie uważać. Zaśmiał się, “pan Forger” z ust Fogarty’ego brzmi teraz wręcz absurdalnie. Przyzwyczajony był do innych zwrotów, często wypowiadanych w zupełnie innym tonie. — Można tak powiedzieć… Wiesz, gdy ktoś jest opętany, to ciężko jest czarownikowi ukryć to przed niemagicznymi. Często jeszcze błąkają się na neurologii albo psychiatrii, ale mamy tam swoich ludzi, którzy potrafią przenieść ich na magiczny. Nie każdy duch jest zły, czasami dusze pomagają, ale niektóre są wyjątkowo paskudne i nie odejdą same — tłumaczy mu. Zajęcia ze spirytualizmu na magicynie miał dawno temu, ale pamiętał, co mówiła im zaproszona medium. Resztę z tej wiedzy musiał posiąść w praktyce, podczas specjalizacji. — Będziemy musieli to zrobić, ale staruszka może być bardzo osłabiona po tym, a w tym wieku… taki wysiłek może być zabójczy. Znasz rytuał zdrowego ciała? Będziesz go w stanie przeprowadzić? Był to prosty rytuał, nigdy nie zauważano przy jego użyciu skutków ubocznych, dlatego ufał, że umiejętności Cecila pozwolą mu na to bez najmniejszego wysiłku. Był cennym pomocnikiem i bardzo doceniał jego obecność tutaj. Ponadto z kim innym wypełnienie misji byłoby tak przyjemnym doświadczeniem? Znajoma twarz będąca blisko i rozweselająca tę podróż była wręcz nieoceniona. Z lekkim uśmiechem przyjmował pytania Fogarty’ego; wyglądało na to, że przebieg rytuału egzorcyzmu zainteresował go. — Jeżeli duch sprawia, że człowiek zaczyna być agresywny, to musimy go zawsze przywiązać pasami do leżanki. Cóż, dom naszej Mamy Judy nie jest salą zabiegową, więc będziemy sobie radzić w inny sposób. Gdyby się uwolniła i mnie zaatakowała, to nie będę w stanie dokończyć rytuału — zacisnął palce na kierownicy i skupił się na drodze rozciągającej się przed nimi. W tym samym czasie zastanawiał się nad kolejnymi odpowiedziami. — Tak się czasami zdarza. Dlatego zabawa z duchami to nie są przelewki. Media w rzeczywistości noszą dużą odpowiedzialność, ale nawet one nie są w stanie panować nad nimi w pełni. To bardzo delikatne kwestie. Słuchając instrukcji Cecila udało im się odnaleźć odpowiednią drogę. Udało im się stworzyć wyjątkowo dopełniający się duet. Zbliżając się do początku szlaku szybko zwrócił uwagę na to, że było żadnej jezdni sąsiadującej mu. Byli tutaj zdani już tylko na samych siebie. — Chyba musimy tutaj zostawić auto — powiedział, gasząc silnik. Wysiadł, by z tylnego siedzenia wyciągnąć najpotrzebniejsze rzeczy. Apteczka wepchnięta do torby razem ze świecami rytualnymi były koniecznością, tak samo jak pentakl owinięty tak jak zazwyczaj wokół jego nadgarstka oraz athame schowane w wewnętrznej części płaszcza. Kluczyk schował w tej zewnętrznej i zaczekał, aż Fogarty również będzie gotowy na dalszą drogę, tym razem pieszo. |
Wiek : 34
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : eaglecrest, saint fall
Zawód : egzorcysta / pielęgniarz
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
Nic nie było takie, jak zazwyczaj. Ani uśmiech, który układał się na ustach Foggy'ego. Ani błysk, który zakradł się do jego spojrzenia. Ani lekkie drżenie jego ciała, które Cecil poczuł pod palcami, kiedy opuszkami palców dotknął krawędzi jego dłoni w poszukiwaniu namiastki utraconego ciepła. Ani sztucznie powstrzymywany dystans, który próbowali zachować w niewielkiej przestrzeni fiata, gdzie ich oddechy mieszały się w jeden obłoczek pary. Nic nie było takie, jak zazwyczaj. Oni nie byli tacy sami. To,co wydarzyło się na placu Aradii, a potem na polach uprawnych Padmore'ów, wtopiło się zbyt głęboko w ich świadomość. To, co wydarzyło się później, w mieszkaniu Foggy'ego, położyło się długim cieniem na ich emocjach. Słowa, które tam padły, wciąż szumiały w cecilowych uszach i bólem rozstanie paliły go w język i przełyk. Namacalność uczuć, które zawisły w nad ich głowami, wciąż przemieszczały się dreszczami pod skórą Fogarty'ego i wybijały drżący rytm jego serca, ostrymi krawędziami rozcinały kolejne fragmenty duszy. Po krótkiej wymianie zdań z mężczyzna, gorliwie rwącym się do pomocy, znowu znaleźli się w punkcie wyjścia - niewielkim metrażu samochodu, gdzie ciepło drugiego ciała było wyczuwalne spod materiału kaszmirowego swetra. Cecil, po rozstaniu wzroku z prawym profilem Foggy'ego, uparcie zatrzymał go na rozłożonej na kolanach mapie. Jednocześnie słuchał zastygających w powietrzu słow Terence'a i śledził pokonywaną przez nich trasę. - Więc lepiej przygotować się na najgorsze. Jak uchronić siebie samego przed ewentualnym opętaniem? - Musiał istnieć jakiś sposób. Forger, jako egzorcysta, obcował z niematerialnymi bytami i chociaż warunki, w jakich przeprowadzał rytuały, były kontrolowane, nie wszystko dało się zaplanować od a do z. Czasem bywało tak, jak na sali operacyjnej - sytuacja wymakała się spod kontroli. Cecil był pewny, że Foggy, przynajmniej na początkowym etapie swojej kariery w miejskim szpitalu, doświadczył podobnych turbulencji. – Znam- ale moje doświadczenie w rzucaniu go ogranicza się do jednej nieudanej próby, pozostawił dla siebie – i potrafię go przeprowadzić. Nie powiedział "będę w stanie", bo magia była mściwą suką i od czasu do czasu przypominała mu, gdzie jego miejsce. Z miesiąca na miesiąc tracił zaufanie do swoich umiejętności, co utwierdzało go w boleśnie prawdziwym i smutnym zarazem przekonaniu, że bez magii był niczym tak, jak dla magii był nikim. Pozostała jedynie cicha modlitwa do Lilith. Nie podzielił się ze swoimi wątpliwościami z Foggy'm. Ukrył je pod kolejną iluzją uśmiechu. Jego atrapa zawisła na ustach, pokrywając cecliowe rysy twarze fałszywą pewnością siebie. - Wyprowadź mnie z błędu, jeżeli się mylę, ale ani ty, ani tym bardziej ja nie operujmy zbyt biegle zaklęciem ofensywnymi, więc element zaskoczenia może okazać się w tym starciu kluczowy - krótkie podsumowanie miało uspokoić jego rozbiegane w chaotycznym pędzie myśli. – I mówiąc element zaskoczenia mam na myśli siebie. Jestem w stanie zakraść się pod drzwi jej chaty niewyczuwalny i wejść do środka niezauważony przez jej spojrzenie, ale musisz mi w tym pomóc... odwróceniem uwagi. Odwrócenie uwagi rozbawieniem ułożyło się na jego ustach. Zasłonił je dłonią, by nie wybuchnąć niekontrolowanym napadem wesołości, bo Foggy odwracał jego uwagę zbyt często i zbyt skutecznie. - Wybacz, ta wizja mnie rozbawiła - wytłumaczył w końcu swoje zachowanie. Po otrzymaniu listu od Foggy'ego, nie spodziewał się, że ich współpraca ułoży się równie owocnie. Uzupełniali się wiedzą i umiejętnościami. Cecil wierzył, że to kwestia zaufania. Dziesięć minut później ,po pokonaniu kilkukilometrowego odcinka drogi, "chyba musimy tutaj zostawić auto", które wyszło z ust Forgera, było trafionym pomysłem. - Tak, dalej nie pojedziemy - przytaknął mu Cecil, sięgając po swój płaszcz. Postawił wszystko na jedną kartę. Wziął dwa komplety białych świec. Magia iluzji mogła okazać się bezużyteczna w starciu z zamieszkującym ciało kobiety demonem. - Dla Naszej Matki - wyszeptał cicho, wręcz z namaszczeniem, opuszczając samochód przed Foggy'm. Słowa modlitwy wypowiedział w myślach. Rozejrzał się po najbliższej okolicy. Podszedł kilka kroków w kierunku, gdzie drzewa rosły w zwartym szeregu, odcinając mchu niemal całkowicie dostęp do światła. Dwie ułamane gałęzie. Świeże ślady pozostawione po podeszwach obuwia. I - nachylił się, by przejrzeć się z bliska swojemu pobłyskującemu w markotnych promieniach słońca znalezisku - naszyjnik z niebieskich koralików - cały, nieprzerwalny. Założył rękawiczkę wepchniętą w kieszeń spodni i podniósł przedmiot na wysokość swoich oczu, jakby łudził się, że ich materiał ochroni go przed ewentualną klątwą rzuconą na przedmiot. - Myślisz, że należą do mamy Judy? - spytał, a potem dodał: - Ślady prowadzą tam. - Wskazał kierunek. Rzut na tropienie: 99+5=104: odnajduje ślady i skutecznie odczytuje kierunek, w który należy się udać z tematu dla Terence'a i Cecila, emigrujemy do tego tematu, podążając za śladami mamy Judy |
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator