ZAPLECZE Zaplecze pełni dokładnie taką funkcję, jakiej można by spodziewać się po niewielkim pomieszczeniu na samym końcu antykwariatu. Kilka metrów kwadratowych dobrze oświetlonych z pomocą jasnej żarówki jest miejscem, w którym przechowywane i sprawdzane są nowe dostawy książek oraz obrazów zanim trafią do sprzedaży. Na zapleczu, poza kartonami i regałami wypełnionymi okazami z pozoru zapomnianymi, znajduje się także niewielkie, proste biurko i dwa nie mniej proste, drewniane krzesła. Dla wielu magicznych obywateli Saint Fall wizyta w Archaios związana jest z usługą świadczoną właśnie na zapleczu; za ciężkimi, dębowymi drzwiami — i z pomocą nieco wyższej opłaty — mogą poprosić właściciela o poznanie historii przyniesionego przez siebie przedmiotu. Rytuały w lokacji: solum elastica [moc: 58] |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 5
23 lutego, 1985 roku Historii tego płaszcza lepiej, żeby nie Jeśli Williamson myśli, że przyjaźnienie się — tu wstaw dowolne określenie na relację, jaka łączyła psa z właścicielem antykwariatu — ze słuchaczem, jest trudne, to niech spróbuje z jednym mieszkać. Lyra bardzo dawno wyrobiła sobie nawyk, jak dobrze zapakować coś, aby nie zostało przypadkiem przesłuchane. W tym celu poświęciła swój ostatni pokrowiec na ubranie. A potem włożyła go do plastikowej torby. Nie ma czegoś takiego, jak za dużo warstw, między przedmiotem a rękami słuchacza. Nauczyła się tego bardzo boleśnie, gdy źle domknęła pudełko z sentymentalnymi pamiątkami, które Teresa pomagała jej przenieść z samochodu do mieszkania Fogartych. Wysypana zawartość sama w sobie nie była niczym krępującym, ale w kontakcie z przypadkowym odczytaniem, złożyła się w wyjątkowo niezręczne popołudnie. Wolała nie sprawdzać, czy grecki nos Oresa marszczył się tak samo, jak Teresy. Tym razem nie przekraczała progu antykwariatu z bliżej nieokreślonym, lekko pachnącym oceanem artefaktem, który oczywiście, że należał do mojej dalekiej ciotki, była ona ogromną fanką starych monet. Lubiła je konserwować w soli— Nurkowanie w okolicach wraków nie było nietypowym hobby dla morskich stworzeń. Słyszała nawet o syrenach, które poszukiwały złota na SS Central America, ale ona nigdy nie zawędrowała aż tak daleko. Trzymała się raczej znajomych okolic. Wolała też nie sprawdzać, ile może wytrzymać w wodzie, nim— Oko proroka nad drzwiami zachwiało się, gdy weszła do środka. Wnętrze było spokojne i ciche, jakby znajdująca się nieopodal tłoczna ulica handlowa, go nie dotyczyła. Od razu skierowała się w stronę zaplecza — ostatecznie wszystko ląduje tam, a wątpiła, aby Williamson docenił, że zostawiła jego płaszcz na widoku. — Dzień dobry — powiedziała do siedzącego w środku właściciela. — ja z przesyłką. Szczelnie zapakowany płaszcz, z niespodzianką w kieszeni, położyła na drewnianym biurku. z tematu W kieszeni pozostawionego płaszcza znajduje się koperta, a w niej flokowe, ciemnozielone pudełko z niewielką muszelką w środku. Na kopercie czarnym tuszem napisano "otwórz na osobności". Muszla została użyta zgodnie z rytuałem vox venti — aby odsłuchać zaklętą w niej wiadomość, należy dotknąć jej fabularnie. Pozostawiam tu ze swojego ekwipunku zaklęta muszla (Vox Venti). |
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 211
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 25
WIEDZA : 6
TALENTY : 16
26 — II — 1985 przedpołudnie Historii tego dowcipu i tak nie zrozumie. Nie dlatego, że żart był nieudany — nikt nie zaklasyfikowałby go do ścisłej czołówki, ale mógł zamykać pierwszą dziesiątkę — i rozminął się z puentą. Głównym winowajcą była widownia; nawet nie jednoosobowa. Raczej jednokocia. Złote — zawsze miały ten kolor? — oczy właśnie obserwowały go z trudną do odtworzenia syntezą obojętności, wyniosłości, pogardy i kompletnego braku zainteresowania; kiedyś wierzył, że osiągnie ten sam poziom dostojnego ignorowania otoczenia, ale prawda była okrutna, zwięzła i raczej nieodwracalna: psów było wiele, ale Jakub tylko jeden. Ruda sierść wywinęła się pod nietypowym kątem nad lewym uszkiem; zanim umysł zrozumiał, co zamierza dłoń, ta już wygładzała kocią fryzurę, w efekcie wyzwalając rytualny pomruk aprobaty. — To nic, że nie zrozumiałeś — nieodpalony papieros w ustach — spróbuj zapalić między książkami, Williamson, a klnę się na ogień Olimpu, że wywróżę ci podagrę — poruszył się w rytm cichych słów. Istniały rozmowy, które należało przeprowadzać bez świadków, za partnera do dialogu mając wyłącznie greckiego kota; to była jedna z nich. — Przynajmniej jesteś ładny. Rudy ogon poruszył się leniwie i Jakub wcale nie potrzebował słów, żeby przyznać mu rację. Zegarek na nadgarstku wskazywał jedenastą; jedenasta oznaczała, że Perseus spóźnia się tylko kwadrans, chociaż od drzwi antykwariatu oddzielało go półpiętro i kilkanaście schodów. Jedenasta była ostatnią, stabilną godziną ich życia — jeszcze o tym nie wiedzieli, jeszcze niczego nie przeczuwali; świat nadal składał się z kotów wygrzewających na parapecie i dłoni, które ostrożnie rozpakowywały pół tony plastikowych warstw. Kiedy Orestes przyniósł przesyłkę od młodej damy, której tożsamość zachowam dla siebie, choć obaj wiemy, o kogo chodzi; chyba, że masz w zwyczaju rozdawać płaszcze każdej napotkanej kobiecie, Barnaby?, Williamson uznał to za dowcip. Później pomyślał ten żart już nie jest śmieszny, Vandenberg i zanim zrozumiał, co zaszło — rozmawiał z kotem. — Możesz wytłumaczyć mi, dlaczego zawinęła go jak trupa na moment przed wrzuceniem do kanału? — nie oczekiwał odpowiedzi, ale miło byłoby nie zostać zignorowanym zupełnie; Jakub z kolei uznał, że jeszcze milej byłoby wyspać się w plamie słońca. — Tak sądziłem. Ciężar płaszcza na ramionach był znajomy; subtelne różnice odnalazły go same. Wsunięta w kieszeń dłoń napotkała brzeg koperty, a zahaczający o kołnierz nos — woń kwiatów. Za półtorej godziny ten płaszcz będzie martwy, za to wspomnienia po czterdziestu sześciu dniach — nie liczył; po prostu wie — wskrzeszone. z tematu |
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : starszy oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Na początku były przymknięte powieki. Delikatne pulsowanie w skroniach wystukiwało znajomy tak—tak—takt bólu. Mozolnie zrywane kartki kalendarza odmierzały godziny, dni i tygodnie od kataklizmu; czternaście dób później Piwniczka nadal płonęła w snach, złota farba tkwiła pod paznokciem, oślepiający blask wizji wypełniał myśli, słuch— Tak—tak—takt bólu w rytm podskakującej na wybojach antykwariatu — pojedynczym progu — myśli: wszystko uległo zmianie. Świat przeobraził się w coś innego; coś, czym nie był przed dwudziestym szóstym lutego. Rozszerzył się, spychając gdzieś na bok Archaios, Little Poppy Crest, Saint Fall, całe Hellridge — tak, jakby wszystko to maleńką, szarą plamą na obrzeżu kosmosu, pyłkiem w ogonie galaktyki. Zmianie nie poddał się tylko szkopuł ekonomii; życie i umiejętności wciąż były biznesem, kontakty międzyludzkie — intratnymi interesami prowadzonymi nad ladą, zakurzoną skrzyneczką, obrysowaną ramą obrazu, zagraconym biurkiem zaplecza, drzemiącym na parapecie kotem. Ciche stuknięcie w drzwi zaplecza postawiło kreskę nad thēta; czas płynął, dym znad Deadberry ulatniał się bez śladu i tylko pieniądze nie traciły na wartości. Kurs dolara na dzień jedenastego marca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego piątego roku — jeden—koma—czterdzieści—dziewięć względem euro. Coś mówiło mu — w głowie, nie przedmiocie — że ta informacja mogłaby zainteresować nosiciela — nie mylić z właścicielem; Krąg w dużej mierze to choroba — nazwiska, które po otworzeniu drzwi zaplecza przerywa zbyt długą ciszę dnia z natury i po grecku cichego. — Pan Hudson, jak mniemam?— mniemanie zamigotało w uśmiechu i przerodziło się w zachęcający gest — od strony zaplecza pukali tylko klienci, którzy posiadali najcenniejszy dar ofiarowany ludzkości: wiedzę. O odsłuchaniach świadczonych w zakątku Archaios usłyszeć — gra słów niezamierzona, ale satysfakcjonująca — można tylko pocztą pantoflową; prawda przyczepiona pod podeszwą zostawia ślady na ulicach Saint Fall — niektórzy podążają tym szlakiem, docierając do niepozornych drzwi w zaułku Little Poppy. Przeciwpożarowe, napis nad nimi jednoznacznie dyktuje drogę ucieczki — ktoś poniżej doczepił kartkę z nakreślonym odręcznie dowcipem. Jaki alkohol najchętniej piją strażacy? Wodę ognistą. — Proszę wybaczyć ten — którego określenia użyć, skoro grecka etymologia obfituje w chaotyczność? Zmarszczony łagodnie nos przedłużył wahanie — z błękitu oczu wypłynęły na drobną rysę między brwiami. Filozoficzna dywagacja podjęta w pięć sekund; to jego osobisty rekord. — Akatastasía. Rozgardiasz. Nić zamętu snuła się przez Archaios — podobna do tej Ariadny, oplatająca wrażliwą siecią każdy zakamarek antykwariatu — i nie zatrzymywała za zwykle zamkniętymi drzwi zaplecza. To tu źródło miał grecki cháos; karton na kartonie, pod kartonem karton, w kartonie matrioszka kartonu, gdzie tajemnicę wszechświata skrywają książki, o których istnieniu zapomnieli wszyscy poza tym, który nad chaosem panuje. Władza to rzecz ulotna — czasem może wypaść przez drobną dziurę w ciemnobordowym swetrze. Rozciągnięty kołnierz odsłania skrawek skóry powyżej obojczyka, urwany w połowie wyraz tatuażu zapowiada zōē — życie — albo Zoe — imię utraconej miłości, uwiecznionej w atramencie. Nietrudno odgadnąć, co może być prawdą; nawet dla pana Hudson, nowego klienta niepozornego antykwariatu w bocznej uliczce w Little Poppy Crest. — Co mogę dla pana zrobić? — właściwa parafraza brzmieć powinna: czego zrobić nie mogę? Czasem cud dokonuje się pod dłońmi, na których atrament zostawił trwałe ślady; nie tylko tych tatuaży, ale też ten od lat wsiąkający w opuszki. — Kawy czy herbaty? Jakim byłby Grekiem, gdyby nie zapytał? rzut na psychotyczne szepty: 10, będę w tym wątku słyszeć głosy |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Aurelius Hudson
Na początku były promienie słońca ciepłem układające się na skórze. Jednomiarowy ryk silnika. Koła samochodu szurające po asfalcie. Utwór Pink Floyd wybrzmiewający w zamkniętej przestrzeni. Światła. Czerwone - rytm życia wybijany przez palce bębniące o kierownice. Zielone - jeep, wyjątkowo czysty, znika za kolejnym zakrętem. Topografia Little Poppy Crest jest Hudsonowi bardziej obca od nieprzystępnych warunków obecnie panujących w Górach Skalistych, więc, zachowując wszystkie zasady bezpieczeństwa, a nawet własnego komfortu psychicznego, jedzie ostrożnie, bez pośpiechu, subtelnie nadeptując pedał gazu. Permanentnie ignoruje pisk klaksonu. Ma czas. Zegarek owinięty wokół nadgarstka sugeruje, że kwadrans dzieli go od umówionego spotkania. Trzy minuty później parkuje w okolicy ulicy Handlowej. Zlokalizowanie antykwariatu, który znajduje się w kręgu jego zainteresowań zajmuje mu kolejne pięć. Obchodzi budynek dookoła. Szuka – zgodnie z otrzymanymi wskazówkami - drzwi na zaplecze. Kiedy konfrontuje knykcie z ich powierzchnią, ma nadzieję, że trafił pod właściwy adres. Jego nadzieje - siedemnaście uderzeń serca później - okazują się całkiem słuszne. Mężczyzna stojący na progu, jak i Pan Hudson, jak mniemam? rozwiewają jego wszelkie, kotłujące się w piersi wątpliwości. - Zgadza się - usta Hudsona wykrzywia subtelny uśmiech, do piwnego spojrzenia zaś wdziera się iskra serdeczności. – Ale Aurelius w zupełności wystarczy, panie Zafeiriou - chociaż jego wizyta w Achatos ma charakter służbowy i zwykle w taki wypadach nie przechodzi od progu na "ty", tym razem liczy, ze ich współpraca nie skończy się na jednorazowej wymianie uprzejmości. – Swoją drogą proszę mnie poprawić, jeżeli źle wymawiam pańskie nazwisko. Nie miałem zbyt wielu okazji na obcowanie z językiem greckim, nad czym ubolewam. W Grecji był, niestety, tylko raz i to w nie w celach rekreacyjnych. Ciągle obiecywał sobie, że kolejne wakacje spędzi na Bałkanach, ale jak dotąd obietnice kończyły i się zaczynały na postanowieniach noworocznych, co jego prawdomówność stawiało w złym świetle. W końcu - po upływie kolejny sekund - przechodzi przez próg. Zaplecze prezentuje się tak, jak prezentować się powinno każde szanujące się zapalacze. Panujący tutaj harmider nie obniża dobrego nastroju Hudsona, ani - tym bardziej - nie wpływa na jego ocenę właściciela tego przybytku. Wystarczy zerknąć przez szybę do wnętrza jego samochodu. Panował tam efekt wizualnie podobny do tego, który obecnie obejmuje spojrzeniem. - Absolutnie nie ma tu czego wybaczać - zarys aurelisowego uśmiechu się pogłębia. W jego słowach nie słuchać drwiny, dominuje tam spokój przeplatany subtelną nicią rozbawienia. – Tak długo, jak właściciel chaosu nad nim panuje, jest to chaos kontrolowany i jak najbardziej zamierzony- kolejne słowa opuszczają jego gardło, bo nie byłby sobą, gdyby myśl kotłujące się pod sklepieniem czaszki nie została wypowiedziana. Szuka też sposobności, by przełamać pierwsze napięcie, które towarzyszy przy zawieraniu nowej znajomości. Studiuje - cal po cal - wnętrze pomieszczenia, choć robi to zupełnie bez powodu. Ciekawość, jakie tajemnice skrywają przed nim kartony, pojawia się dokładnie sekundę później, nie pyta o to jednak. Stracą swój urok, jeżeli pan Zafeiriou zdecyduje się ją zaspokoić. Ponadto nie ma siedmiu lat i natury dziecka, chociaż ciekawość świata nadal się w nim tli. Niepozorny antykwariatu w bocznej uliczce w Little Poppy Crest zapewne nie wzbudziłaby żywego zainteresowania Hudsona, gdyby nie dwie rekomendacje, jakie otrzymał od dwóch, od zupełnie niezależnych od siebie źródłem, zatem nie miał podstaw, by kwestionować ich wiarygodność. Słowa, jakie pan Marwood skierował na zebraniu Kowenu pod adresem Greka ugruntowały ten punkt widzenia. Nie pozostało mu więc nic innego, jak skontaktować się z panem Orestesem Zafeiriou osobiście i przekonać się na własnej skórze, ile warte są kierowane pod jego adresem komplementy. - Często podróżuję i często, w trakcie tych podróży, napotykam na swojej drodze przedmioty, które, na ogół, mają i wartość historyczną, i właściwości magiczne. Niestety, moja wiedza z tego zakresu nie wykracza poza ramy przeciętności i właśnie w tym aspekcie chciałby zdać się na pańskie kompetencje. Pod warunkiem, że odpowiada panu koncepcja stałej współpracy opartej na nieregularnych wizytach, w godzinach, rzecz jasna, określonych przez pana. Osoba, z którą Aurelius nawiązał w przeszłości podobną współpracę, miała wątpliwą przyjemność przebywać na terenie placu Aradii dnia dwudziestego szóstego lutego i obecnie nie była zdolna, by ją kontynuować. Nie mówi o tym głośno, bo całun żałoby nadal unosi się nad miastem i swoją zasięgiem - wzdłuż i wszerz - obejmuje całe Saint Fall. Jest pewny, że dotknął, w mniejszym lub większym stopniu, także jego rozmówcę. - Herbaty - w pierwszej chwili na ustach kształtuje się odmowa - nie chce nadużywać gościnności uprzejmego Greka, ale w drugiej (i w trzech kolejnych) jego wybór pada na herbatę. Nie skorzystanie z zaoferowanej przezeń gościnności może okazać się większym grzechem. |
Wiek : 38
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto, Saint Fall
Zawód : podróżnik, alpinista, buchalter
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
Przez próg, do wnętrza, pod ostrzał spokojnego błękitu spojrzenia i słowa, w których pośpiech nigdy nie był wskazany — gdzieś za drzwiami zaplecza porzucony został zagoniony świat; tu, we wnętrzu antykwariatu, czas zatrzymywał się w miejscu. — Wierzę w demokrację, jak na Greka przystało. Imię za imię — odwieczna walka uprzejmości z niepewnością, podstaw kultury ze zrozumieniem terenu, na który pozakręgowe — lekko sfatygowane, ale czyste — buty wkraczają w Saint Fall przy co trzeciej okazji. To miasto obfitowało w grząski grunt konwenansów; pan Hudson jeszcze przed ściągnięciem szalika zdążył zasugerować, że ziemię niczyją sztywnego kręgosłupa Kręgu najchętniej posypałby solą. Punkt — i wyciągnięcia w geście powitania dłoń — dla niego. — Orestes — krótki uścisk przypieczętowuje akt pierwszy; sceneria przenosi się na zaplecze, gdzie mozaika ksiąg, pokrytego warstewką kurzu asortymentu i łagodnego zapachu historii tworzy oprawę dla słów — te spokojne, niespieszne, oprószone uśmiechem, który podciągnął kąciki ust w górę, smakują prawdą; Zafeiriou przepada za jej wygłaszaniem i słuchaniem — kilkanaście sekund w towarzystwie nowego klienta wystarczy, by przekonać się, że osiągną w tej sferze syntezę. — Nie istnieje zła wymowa nieznanego, wyłącznie złe chęci. A tych pan— Stop; panowanie zostawili za drzwiami. — O te nie mam powodu cię podejrzewać. Ciche skrzypnięcie sfatygowanego drewna odmierzyło kroki w głąb zaplecza — Orestes nie pospieszał, nie pytał, nie próbował skraść uwagi; ciężar spojrzenia pana Hudson — Aureliusa — przeskakiwał po grzbietach książek, o których zapomniał niemal cały świat; chlubny, grecki wyjątek właśnie poprawiał jeden z rozłożonych na biurku zeszytów, testując kontrolę nad chaosem. Wynik musiał być pozytywny — wytarta w sweter smużka kurzu nie zostawiła śladu; w przeciwieństwie do słów wypowiedzianych przez mężczyznę. — Czytujesz Heraklita? Jego teoria chaosu doskonale odzwierciedla zamiar i kontrolę, z uwzględnieniem ich zmienności w swoim arché, która— Ores — głos w głowie to spokojne morze; fale obmywające myśli z kurzu przeszłości — może nie przy pierwszym spotkaniu? Drgnięcie na peryferiach ust uwzględniło element komiczny — jeśli nie teraz, to kiedy? — Czasem myśli wyprzedzają namysł, a słowa skromność przekazu, więc zamiast o celu wizyty, mógłbym spędzić godzinę na wariabilizmie Heraklita — nie nadpłynęło przepraszam — limit próśb o wybaczenie wykorzystał jeszcze w progu. Zamiast słów, na brzeg zeszła cisza; pozwolił klientowi (gościowi?) na dokończenie obserwacji. Prawda była taka — a prawdy są niezbywalne — że obaj znali cel tej wizyty, chociaż żadnemu nie było spieszno do wyłożenia kawy na ławę. Herbaty. W każdym wypadku — filiżanki. Gdzieś w przesyconym historią powietrzu uniosła się smużka biznesu; Orestes nie przepadał za zapachem pieniędzy — i tym tłumaczył sobie, że niekoniecznie potrafi utrzymać je w portfelu — ale wielki, złakniony rozwoju i ewolucji świat opierał się na zbitych cegiełkach zielonych dolarów. Nawet domorośli filozofowie z Saint Fall potrzebowali gotówki; pan Hudson , poza nią, posiadał głód wiedzy. To cenniejsze od aktualnego kursu dolara na rynkach azjatyckich. — Jestem zwolennikiem przekazywania wiedzy, nie trzymania jej pod kloszem w zazdrośnie strzeżonym ogrodzie — zwyczaje drapieżnika; pojawia się i znika, może wrócić za miesiąc, za pół roku, dekadę — świat potrzebował stałego ruchu w formie pana Hudson; potrzebował też nieruchomych kamieni milowych — antycznego świata zamkniętego w zakątku Saint Fall. — Jeżeli będziesz zadowolony z wyników dzisiejszej wizyty, drzwi Archaios są — cały czas? Lekkie drgnięcie w kącikach ust; poprawka. — Zwykle otwarte. Nawet antykwariusze czasem śpią. Niezbyt wiele i zazwyczaj z koszmarami. — O ile nasi wspólni znajomi zadbali o szczegółowy przekaz informacji, historyczny aspekt artefaktów nie jest jedynym, który mogę zbadać — słowo—odmienność nie zawsze wybrzmiewało jednoznacznie, szczególnie w kołkach Kręgu; nawet szanowane odmienności mogły napotkać ksenofobię napędzaną strachem. — O biznesie wolę jednak rozmawiać nad herbatą. Czuj— Krok w kierunku drzwi prowadzących do właściwej części antykwariatu był kredytem zaufania — zaplecze posiadało wiele cennych ksiąg; wystarczyło wiedzieć, czego szukać. Zastygnięcie w progu było wypadkową czegoś innego — nie przekonania, że pan Hudson postanowi zaskarbić sobie zakurzony kompas z jednej z szafek, ale raczej zaskoczenia; znalezienie odpowiednich słów trwało o sekundę za długo. — Czuj się jak u siebie. Ucieczka to wymówka; to herbata, która czeka na zaparzenie i ładne — te ładniejsze; miał kilka pod ręką, padło na najmniej obtłuczone — filiżanki podzwaniające na niedopasowanych, porcelanowych spodkach. Minuta zamieniła się w drugą — powrót Zafeiriou mógł być początkiem przejścia do właściwej części, a wskazanie na wolny skrawek biurka sugerowało, że Aurelius może odłożyć na nie zarówno herbatę, jak i swój artefakt. Grek — jak na Greka przystało — zamiast do sedna, przeszedł do słów. — Wierzysz we wróżby? Fusy w herbacie mogą pomóc w odnalezieniu wiary. |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Orestes Zafeiriou
ODPYCHANIA : 5
WARIACYJNA : 21
SIŁA WOLI : 19
PŻ : 173
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 20
TALENTY : 14
8 — V — 1985 Notatka rozpoczęta od słowa—klucz Kwas. Złoty blask lampki rozlewał się po stoliku i wykrawał na podłodze nierówne cienie — zaplecze pełne było zakrzywionych, nieskładnych i wybujałych kształtów, które wyobraźnia z łatwością mogła zamienić w dowolne zagrożenie, demona, piekielną bestię lub, zgrozo, wizytację z Niebios. Skurcz w nachylonym karku nie wpływał na morale korzystnie; łatwo zawieruszyć poczucie czasu w zagraconym, pozbawionym okien pomieszczeniu, gdzie woń starych ksiąg i kurzu — a—psik!, nie tym razem — tworzyła mieszankę pachnącą domem. Tak powstały one — optymalne warunki do nauki magii wariacyjnej. Rozłożona na niewielkim, za to wielce zagraconym biurku księga czarów z dumą prezentowała zaklęcia, których zaawansowanie leżało poza możliwościami magicznymi Orestesa; był tego dobitnie świadomy i równie dobitnie zmotywowany do pokonania ostatnich okopów w nieustającej wojnie na froncie Zafeiriou—wariacyjna. By lepiej zrozumieć zaawansowane czary, zrobił to, co zwykle w życiu — skatalogował je we własnym systemie. Niektórzy (Lyra Vandenberg) mówili, że był chaotyczny; inni (Barnaby Williamson), że nie obchodzą ich tajniki greckiego katalogowania — nieliczni (Perseus Zafeiriou), że to prawdziwie genialny sposób, który należałoby opatentować i wprowadzić we wszystkich bibliotekach stanu. Gdyby Ores nie znał kuzyna lepiej, pomyślałby, że ten z niego kpi. Nie kpił na pewno notes — potężne A4 skoroszytu na okrągłych drucikach. Każda strona szeleściła cicho przy przewracaniu kartek i uginała się pod ciężarem zastygłego w papierze atramentu. Kursywa nakreślonych przez Orestesa słów przypominała rękopisy sprzed wieków; dbał o każdy ogonek, kropkę i brzuszek, dzięki czemu zapisywane słowa szybko odciskały piętno w myślach. A więc — kwas. Z analizy zaawansowanych zaklęć wynikało, że magia wariacyjna szczególnie upodobała sobie ten rodzaj ataku; Orestes odnalazł aż dwa zaklęcia, które oddziaływały na przeciwnika w żrący sposób. Siccus i Acidimordax, mimo kwaśnych charakterów, piętno odciskały na różnych polach — pierwsze atakowało organy wewnętrzne, drugie skupiało się na obrażeniach zewnętrznych. Tych zaklęć nie zamierzał testować na własnej — oh, okropny dowcip — skórze. Drugą kategorią było szkło. W puli zaawansowanych czarów istniały trzy inkantacje korzystające z wątpliwych, szklanych uroków; Destructumvit, Infelicitas i Securus Magnus, z czego ten ostatni był mocniejszą wersją znanego i lubianego przez Zafeiriou czaru. Dwa pozostałe nie chroniły, ale atakowały — Destructumvit korzystało z najbliższych, szklanych powierzchni, precyzyjnie posyłając w przeciwnika odłamki; Infelicitas przeobrażało łzy w bolesną nauczkę — nie tylko przez wzgląd na wzbudzone emocje. Próbę rzucenia tych również odpuścił; pozostał więc Securus Magnus. Krzesło odsunęło się od biurka z cichym klekotem, gdy spoczywający pod swetrem pentakl gromadził magię w nagrzanym od skóry metalu. Rzucenie wersji magnus nie powinno aż tak różnić się od standardowego securus; wymagany był tylko wyższy nakład mocy czarownika — w pojedynku Orestes nie mógłby przymknąć oczu, by pomóc skupieniu, ale teraz nic nie stało na przeszkodzie, żeby— — Securus Magnus. Spróbować i poczuć drgnięcie; pentakl na szyi poruszył się niespokojnie i zaczął nagrzewać — kilka fiołkowych iskier zatańczyło w powietrzu obiecująco i gdy Zafeiriou był pewien, że tarcza przed nim przybierze kształt potężnej, szklanej tafli— Wydarzyło się dokładnie nic; metal zastygł w bezruchu, a nagły zryw zaklęcia zamilkł wymownie — zgodnie z oczekiwaniami. To zostawiało Oresa z trzecią kategorią zaawansowanych czarów — animalia. Magia wariacyjna lubiła zwierzęta — a jeszcze bardziej lubiła nadawać ich cechy ludziom. W mniej zaawansowanych odmianach wariacyjnej istniały czary mogące zmienić przedmiot nieożywiony w szerszenie lub zęby w rekinie kły, ale prawdziwa zabawa zaczynała się na tym etapie — gdy magia oferowała możliwość zamiany całego człowieka. Magnalepus, Oculifelis, Ranavenena — od królika, przez koci wzrok w ciemności, aż po zamianę w żabę. Pierwsze i trzecie zaklęcie stosowało się w ofensywie; środkowe na samym sobie — przez moment było najbardziej kuszącą możliwością do spróbowania własnych sił z zaawansowaną odmianą wariacyjnej, ale drobny druczek w księdze czarów skutecznie ostudził zapał. Ores nie znał ani zoologii, ani magicyny, co zostawiało go z— — Ranavenena. Zachowana świadomość w żabiej formie byłaby najbezpieczniejszą opcją na wypadek, gdyby odkrył w sobie talent do zmieniania samego siebie w płaza; mógłby wtedy wrócić do stanu sprzed zaklęcia. To, na (nie)szczęście, nie stworzyło żadnego zagrożenia — bo zwyczajnie nie zadziałało. Nawet osamotnione iskierki nie wzbiły się w półmrok powietrza; nawet jedno drgnięcie pentakla na szyi nie zdradziło, że skumulowana magia próbowała znaleźć ujście. Nie powinien być ani zaskoczony, ani rozczarowany — był za to rozbudzony i niestrudzony w próbach. Późny wieczór zdążył zamienić się we wczesną noc; nad antykwariatem Winnie pewnie uczyła się do egzaminów, Perseus był w pracy i zaczynał audycję, w mieszkaniu na Starym Mieście pewnie panowała dziwna pustka — odkąd Lyra wróciła do siebie, zabrakło im istotnego elementu rzeczywistości. Usypane w półmroku ramiona pentagramu były zaskakująco równe; z wdzięcznością przyjęły pięć fioletowych świec, których elegancka obecność dopełniła planu na ostatni wysiłek dnia — Orestes powinien zabezpieczyć zaplecze dawno temu. Wreszcie nadszedł ten czas; trzymane w dłoni athame zupełnie się z nim zgadzało — oswojona inkantacja na koniuszku języka była tego samego zdania. — Locum ludicrum et mollitum creare — co do efektów rytuału, dopiero miało się okazać; blask pięciu płomyków oznajmi mu, że zakończył dzień powodzeniem. Nierozświetlona ogniem ciemność będzie wymowniejsza niż kpina. Securus Magnus | próg 90 | 74 + 19 = 93 Ranavenena | próg 90 | 7 + 19 = 26 uczulenie na kurz: 2, nie tym razem, szatanie rytuał Solum Elastica | próg 45 | k100 + 19 zużywam zestaw fioletowych świec z tematu bez względu na efekt |
Wiek : 32
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : właściciel antykwariatu Archaios
Stwórca
The member 'Orestes Zafeiriou' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 39 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty