Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
OGNISKO Niedaleko stodoły na obszernym podwórku państwa Marwood, znajduje się wielokrotnie używane już ognisko. Świętowane są tu przeróżne, rodzinne okazje, takie jak urodziny czy pomniejsze święta. Letnią porą, gdy młodsi członkowie rodziny mają wolne od szkoły, niemal co wieczór pieczone są tutaj pianki oraz kiełbaski. [ukryjedycje]Dookoła ogniska ustawione są przeróżne pieńki, ławki czy niedopasowane do siebie krzesła, które gwarantują sporo miejsc do siedzenia. W razie potrzeby donoszone są koce czy inne akcesoria ze stodoły, tak, aby nawet całe Wallow pomieścić przy ognisku. Aby dojść z domu do ogniska, należy pokonać grządki pani Marwood (których podeptanie kończy się wygnaniem ze wsi), sznurki na pranie, starą szopę, kurnik oraz kury z nim związane i przede wszystkim — tajemniczą dziurę, która pojawiła się w tym samym okresie, w którym Junior miał fazę na łopaty. W związku z powyższym należy uważać z piciem kompotu, bo wyprawy do toalety są mocno niepraktyczne. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
22 lutego 1985, poranek — Bo widzisz Junior, musisz przytrzymać tutaj, a potem zawiązać ten sznurek jak sznurówki — małe demoniczne stworzenie o spojrzeniu niemal dziecięcym, gdyby nie to, że krył się w nim drobny potwór gotowy wykopać na środku ogródka dziurę, w którą potem wpadnie jego ojciec. Ten słuchał uważnie, mrużąc oczy, jakby Frank nie mówił angielskim, a jakąś łamaną chińszczyzną. — Bardzo dobrze, teraz zwiąż... Uważaj, nie nadepnij żarówki! — gdzieś znad grubych okularów spoglądał na syna, samodzielnie rozplątując kolejne sznury lampek, gotowych do zawieszenia w ogrodzie. Sznury niemal choinkowych lampek z jednego wielkiego supła powoli zaczynały przypominać rozciągające się na wiele metrów girlandy. Szopa przerobiona lata temu na warsztat, w którym to w spokoju Marwood mógł wypełniać wszystkie swoje niepisane obowiązki pana domu, zamieniała się zaś kołtuny kolejnych gratów, zebranych tam na potrzeby prawdziwej zabawy, jaka odbyć miała się za ledwie kilka długich godzin w gniazdkowym ogródku. Pozostawało przygotować przestrzeń do tejże, aby obok muzyki, znalazło się miejsce na tańce, pogawędki i stół wypełniony słodkościami. W końcu nie codziennie kończy się — Podłącz do kontaktu ten kabel, Junior — i módl się do Lucyfera, żeby każda żarówka działała, bo jak miałbym teraz szukać w tym barłogu paru na wymianę, to równie dobrze mógłbym wziąć strzelbę Esther i odstrzelić sobie łeb. Po dostrzeżeniu jak dwie z nich (szesnasta od lewej i piąta od prawej) wyraźnie miały chrapkę na odrobinę świeżej krwi z głowy siewcy, westchnął tylko ciężko, zaglądając do jednego z regałów przy biurku. Potem do następnego, na czwartą półkę od góry do bocznej szuflady zacinającej się od blisko 6 lat, nad czym zwyczajnie nie miał czasu popracować. Potem piąta półka od dołu — środkowa szuflada — znów brak żarówek. — No żesz kur... — spojrzenie na Juniora — ...czaki pieczone w stu stopniach — znalazł. Wykręcone gwinty zastąpiły nowe — działające. Teraz pozostało tylko... — Weź to wszystko do ogródka, tylko błagam, nie potłucz... — i obserwując, jak syn niemal wybiega przez drzwi, zahaczając stopą o próg, ale cudem nie wywalając się jak długi na rumianą buzię, chwycił jeszcze parę narzędzi. Stara nieużywana od lat szklarnia na coś się w końcu przydała. Frank miał ją rozebrać trzy lata temu, ale zawsze było jakoś tak za dużo innej roboty, albo zwyczajnie rozpraszał się wciąż nowymi zadaniami, jak gdyby tylko te potrafiły utrzymać go jeszcze przy zdrowych zmysłach. Kiedy dziesiątki papierów uczelnianych zamienił na pomidory? Kiedy badania zamieniły się w naprawianie płotu? — Też wymyśliła... Ognisko w środku zimy — rzucił sam do siebie pod wąsem, wspinając się na stołek, aby zacząć w każdym rogu zimnej jak gdyby stworzona była z lodu budowli. — Jakby kakao nie wystarczało. — Kakao?! Chce kakao! — syn ewidentnie odziedziczył skupienie po swoim ojcu, bo patyk o wyjątkowym kształcie nadającym się na procę szybko zamienił na wyobrażenie o mlecznym czekoladowym napoju, który na ładne oczy na pewno dostanie od mamy, albo którejś z sióstr. Uciekł. Przynajmniej nie będzie przeszkadzać ani kopać kolejnej dziury, ani patykiem dźgać kilku rozłożonych już w środku poduszek. Śnieg powoli topniał, za oknami zostały jego resztki w tych najbardziej zacienionych miejscach ogrodu, ale krople deszczu łaskawie uderzały teraz w szyby, dostając się nawet do środka przez jedną czy dwie dziury gdzieś w dachu. Obwieszenie przestrzeni żarówkami, podłączenie ich do przedłużacza ciągnącego się gdzieś od szopy z narzędziami na takie właśnie okazje, zajęło Frankowi dobre 40 minut, w których trakcie trzy razy niemal potknął się o kabel, ostatecznie utrzymując równowagę. Stał jeszcze tak z dobre 12 sekund, oddychając ciężko i przyglądając się efektowi swojej pracy. Każda z żarówek — zaczarowana z pomocą wariacji — miała wystrzelić ze swojego wnętrza confetti, gdy tylko ktoś klaśnie w dłonie. Proste rytuały, proste wzory — a ile radości mogło to dać dzieciakom tu zebranym (nawet jeśli niektóre z nich były bliżej trzydziestki). Trzykrotnie następnie powiedział: — Calidum. Magia ledwie rozproszyła się po okolicy, tylko nieznacznie ogrzewając przestrzeń. Był już stary. Zbyt stary. Kiedy magia zamieniła się w pieluchy? Kiedy krojąca coś teraz w kuchni Esther wyparła młodość? Uśmiechnął się pod wąsem — była zbyt piękna. To mówił każdego dnia, od trzydziestu ponad lat. Powtórzył dwukrotnie: — Caldium. Może źle wymawiał czar? Do cholery, tak dawno magia wariacyjna nie gościła w jego dłoniach — znacznie częściej rozprawiając o teorii. — Caldium, do stu diabłów. Caldium — spróbował ostatni raz, przemęczony zziębnięty i rozmyślając już tylko na temat kakao. 1x Caldium udane, temperatura otoczenia +5 stopni (czyli teraz jest jakieś 10?) Rozwieszam w szklarni lampki, żeby było ładnie i jasno. Lampki są zaczarowane, przy każdym klaśnięciu w dłonie wystrzeliwuje z jednej z nich confetti. rzucam jeszcze 2x Caldium i robię z tematu |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Stwórca
The member 'Frank Marwood' has done the following action : Rzut kością 'k100' : 33, 90 |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
22.02.1985 r. Zima nigdy nie była w stanie powstrzymać czarowników przed dobrą zabawą — zaproszeni goście, którzy przybyli punktualnie, mogli cieszyć się nie tylko ostatnimi promieniami zachodzącego słońca, ale również magicznie podniesioną temperaturą w szklarni tak, że kurtki już po wejściu mogły okazać się zbędnym dodatkiem — w pomieszczeniu panowała temperatura 20 stopni. Do dyspozycji każdej zaproszonej osoby jest stół pełen przekąsek — ciasta upieczonego przez pannę Marwood (nie mylić z panią Marwood, bo można się rozczarować), miska pianek do pieczenia na ognisku, kiełbasy oraz bułki do hot dogów (i koniecznych sosów!). Ciężko jest przegapić stojącą zaraz obok beczkę z piwem, złowrogo błyszczącą w świetle zawieszonych u sufitu szklarni lampek. Na stole stoją również soki, jak i oranżada. Jeśli przynieśliście coś do jedzenia lub picia, proszę wspomnieć o tym w pierwszym poście. Aktualizacja: do dyspozycji jest również butelka ouzo, drogiego wina, greckie szaszłyki, kilka puszek piwa oraz ciasto jabłkowe, a także wielkie pudło krówek z velveetą w dwóch rodzajach, z pekanami oraz migdałami. Ognisko otoczone jest dwoma, niezbyt wygodnymi kłodami, gdzie każda pomieści dwie osoby, lub dwie osoby i leśnego gnoma, a także dwa, plastikowe krzesła, każde w innym kolorze i jakby z innego zestawu. Ogień trzeszczy już wesoło, a niedaleko oparte są szpiczaste patyki — jeśli spytacie o nie Juniora, to z dumą oznajmi wam, że sam je ostrzył, co jest nie tyle nieprawdziwe, ile sporym nadużyciem, gdyż robił to pod czujnym okiem Winnie, a to, że nadają się do czegokolwiek, jest bezpośrednim skutkiem jej poprawek. Z gramofonu rozbrzmiewa pierwsza piosenka tego wieczoru — Mr. Blue Sky. Przygotowane atrakcje: Jeśli zechcecie spróbować przygotowanego przez Winnifred ciasta, możecie natrafić na różne modyfikatory do nastroju. To, jak odegracie dane nastroje, zależy w zupełności od was i waszej interpretacji. Rzut na ciasto nie jest obowiązkowy, ale zachęcam dodania sobie odrobiny losowości. Proszę jednak pamiętać o dostępności danych porcji, więc jeśli jakąś weźmiecie, dajcie adnotację na dole swojego posta. Będę starała się na bieżąco edytować post Zjawy.
Jubilatka bardzo starannie przygotowywała playlistę na ten wieczór, jednak jak to bywa na imprezach — każdy chce być DJ-em. Jeśli zechcesz przełączyć obecnie leczącą muzykę, należy rzucić w kostnicy kością k20 i odnieść się do wyniku w poniższej tabeli. Jeśli w tej turze ktoś już zmienił piosenkę przed tobą, to musisz rzucić dodatkowo na sprawność z modyfikatorem za szybkość (próg wynosi 50).
Czym jest ognisko bez pianek? Jednak wszyscy wiedzą, że jest to sztuka wyjątkowo trudna, a te puszyste, klejące się przysmaki potrafią w mgnieniu oka wpaść do ognika, jeśli dasz się na chwilę rozproszyć. Wykonując akcję pieczenia pianek, rzuć kością k3 w kostnicy, a następnie odnieś się do podanych wyników w tabeli:
Beczka z piwem kusi wszystkich pełnoletnich uczestników imprezy (oraz tych bez 21 lat, którzy wiedzą, jak unikać wzroku Winnie), a jak powszechnie wiadomo — tam, gdzie piwo, tam i wycieczki do toalety. Jeśli chcesz opuścić teren ogniska i udać się dyskretnie do domu państwa Marwood, to czeka cię nie lada wyprawa. Po ciemku nawet domownicy mogą mieć problem z przeszkodami. Oprócz grządek pani Marwood, których zdeptanie będzie nie tyle niegrzeczne, ile zwyczajnie paskudne, musisz przejść również pod sznurkami na pranie, obok kurnika i starej szopy, a także uważać na niecnie poukrywane dziury w ziemi, wykopane przez Franka Jr. Przed rozpoczęciem wędrówki, rzuć kością k6 i odnieś się do wyniku z tabeli. Jeśli wyruszacie we dwójkę, wystarczy, że zrobi to jedno z was.
Wszystkie atrakcje są oczywiście nieobowiązkowe i mają być jedynie dodatkiem do rozgrywki, więc możecie je zignorować, jeśli macie taką potrzebę. Na imprezie dostępna jest również dwójka NPC, którymi możecie dowolnie kierować, według własnych potrzeb czy uznania. Możecie ich oczywiście również zignorować — istnieją jedynie dla naszej rozrywki. Ponieważ pomimo obiegowej opinii, że Winnie nie ma znajomych, zebrało się nas tu trochę, proponuję dwie pierwsze tury rozegrać wszyscy wspólnie, narzucając sobie czas na odpis do soboty do godziny 20:00 (jeśli ktoś się nie wyrobi, to może uznać po prostu, że się spóźnił), a następnie rozgrywać już w mniejszych grupach, wśród których można oczywiście swobodnie wędrować. Można oczywiście wychodzić z terenu ogniska, ale zachowajmy jednak jedną lokację, nawet jeśli postaci udają się, przykładowo, do stodoły. Pomoże to w zachowaniu względnego ciągu fabularnego i swobodnego przechodzenia z grupki do grupki! Miłej zabawy! [ukryjedycje] Ostatnio zmieniony przez Zjawa dnia Sob Sie 05 2023, 18:01, w całości zmieniany 5 razy |
Wiek : 666
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
Wszystko by się udało, gdyby nie ten parszywy Junior. Piątek miała wolny. Nie miała w tym dniu zajęć i chociaż zazwyczaj spędzała ten dzień po prostu cały w kawiarni, to tym razem udało jej się zagrać kartą urodzin i koleżanka zamieniła się z nią w grafiku – była również jej winna przysługę, bo Winnie zastąpiła ją w zeszłym tygodniu, gdy jej dziecko zaraziło się jelitówką. Dzięki temu miała bardzo dużo czasu, aby nie tylko przygotować wszystko na wieczorną imprezę, ale również i siebie doprowadzić do porządku. Ostatni tydzień nie był zbyt łaskawy w sen – starała się uczyć każdego dnia o dwadzieścia procent więcej, tak, aby piątek móc spędzić jedynie na przyjemnej lekturze, jeśli znajdzie na to czas (nie znalazła). Zaczęła dzień od potknięcia się o Juniora, który pośpiesznie zakładał buty i czapkę (w mieszanej kolejności), aby pójść pomóc tacie rozplątywać żarówki. Ona więc przystąpiła do przygotowań i nim się obejrzała, pierwsze osoby zaczęły zjeżdżać się do Gniazdka, a Emma kręcić jej pod nogami. Jej nastoletnia siostra noc spędzała u jakieś Padmorówny, swojej koleżanki z klasy, dzięki czemu Wendy będzie mogła spać w jej łóżku w pokoju z Aurorą. Dla Misty i Tilly pościeliła w swoim, które może i było dla jednej osoby, ale spanie we dwójkę było tam i tak wygodniejsze, niż na podłodze, gdzie miała zamiar spać ona. Na Percy’ego czekała kanapa w salonie. Gdy Wendy tylko zjawiła się w drzwiach, Winnie wręcz napadła na nią w progu, pytając, czy przywiozła ze sobą kosmetyczkę. Poprosiła ją wcześniej, by ją ze sobą zabrała – Winnie nie malowała się praktycznie nigdy, więc oprócz pomadek i tuszu do rzęs nie posiadała zbyt wiele. Po (bardzo) długich negocjacjach, czym jej zdaniem jest „za dużo” makijażu, doszły do zadowalającego konsensusu w postaci błękitnych kresek wokół oczu Winnie i jakiegoś błyszczyka, który wyglądał właściwie, jakby go nie było. W oczach Winnie było to jednak ogromne szaleństwo, na które ledwo się zdobyła. Powoli dobijała już godzina zero, gdy w puchowej kurtce zarzuconej na ubranie szła z całym, imprezowym dobytkiem na miejsce. Doniesienie wszystkiego zajęło jej kilka tur (pewnie o kilka mniej, jeśli przybyli wcześniej goście zdecydowali się pomóc) i równo półgodziny przed siedemnastą, wszystko było już gotowe. Nie była w stanie usiąść, ciągle chodząc i coś poprawiając, nawet jeśli stało wcześniej idealnie w takim miejscu, w jakim chciała. Wtem – gdy po raz dziesiąty poprawiała gramofon tak, aby stał pod optymalnym kątem, Junior wbiegł podekscytowany do szklarni. Rozejrzał się po pomieszczeniu, oczy zapaliły mu się jak żarówki nad nimi i złapał Winnie za materiał swetra, aby zwrócić na siebie (zupełnie niepotrzebnie) uwagę. — Tato powiedział— — Wiem — przerwała mu, na co zrobił on wyjątkowo niezadowoloną minę, nabrał powietrza do nadętych polików, po czym przemówił znowu. — Tato powiedział, że mogę tu być. Odbywały się długie rozmowy na temat obecności lub nieobecności Juniora na ognisku i — chociaż pan Marwood nie powiedział tego na głos — liczył chyba na trochę przerwy od dzieci, a wszyscy wiedzą, że Junior intensywnością nadrabia za trzech. — Tylko godzinę — dodała ostrzegawczo. — Dwie. Zamilkła na moment, robiąc w głowie szybki rachunek, co ma do zaoferowania w tych negocjacjach. Entuzjazm Juniora był częsty, jednak potrafiła już dostrzec, gdy jego oczy błyszczały się niebezpiecznie intensywnie, a kąciki ust unosiły się do góry w grymasie złego geniuszu. Identyczną minę miał, gdy zakopał szkatułkę Emmy w ogrodzie. Nie zrobił mapy, więc do dzisiaj nikt nie wie, gdzie ukryte zostały jej skarby. — Półtorej i dostaniesz jedną piankę. Chłopiec, analogicznie do Winnie, zamilkł na chwilę, analizując dokładnie warunki umowy. Ile warta była jedna pianka i czy uda mu się upiec drugą, gdy Winnie będzie zajęta przyjmowaniem gości? — Zgoda. Każdego, kto przyszedł, Winnie witała niezręcznym oprowadzaniem po wnętrzu szklarni. „Tutaj będziemy siedzieć, a tam są przekąski, można się częstować do woli… patyki do kiełbasek i pianek są po lewej, nie, Junior, zostaw to. Piwo stoi w beczce można nalewać—„ Rola gospodyni stresowała ją na tyle, że w czerwonym, plastikowym kubeczku, miała już nalane piwo. Nie była przyzwyczajona do jego pszenicznego smaku, ale w tym momencie musiała zająć czymś usta za każdym razem, gdy czuła, że zaraz powie coś niezręcznego. Czyli często. Na krzesłach przy ognisku siedziała już dwójka znajomych Winnie ze studiów — Rick i Julia, którzy zaproszeni zostali trochę z grzeczności, gdyż zobaczyli, jak Winnifred przygotowuje zaproszenia i uznali, że również chętnie by przyszli. Powiedziała, że niespecjalnie będzie dla nich miejsce, aby ich przenocować, ale stwierdzili, że to żaden problem i ktoś ich odbierze. Aluzja nie została zrozumiana, tak więc oto tu są, niezręcznie siedząc w kącie. Wygładziła swoją jeansową spódniczkę, podciągnęła rękawy swetra do łokci, czując, jak robi jej się ciepło — czy to od podniesionej temperatury, czy ciężaru odpowiedzialności, jako gospodyni — i czekała cierpliwie, aż wszyscy się zbiorą. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Misty Presswood
ANATOMICZNA : 3
NATURY : 3
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 7
TALENTY : 19
W końcówce lutego zaczęłam, odrobinę naiwnie, dopatrywać się jakiś oznak wiosny – nawet jeśli ziemia wciąż była lodowata i twarda, jak skuta lodem, kurtka, obszerny szal na drutach i czapka były nieodłącznym elementem każdego dnia, a do stajni trzeba było szczelnie zamykać drzwi, bo zwierzętom było zimno – ale w momencie, w którym wkładałam na siebie rajstopy (te grube, we wzorki), golf i ogrodniczki ze spódniczką, moje ulubione – wtedy byłam niemal święcie przekonana, że nadchodzą ciepłe dni. Słońce szybko chowało się za horyzontem, ale śmiele wmawiałam sobie, że z każdym dniem jest z nami dłużej; kiedy kroki stawiane były w pośpiechu w kierunku gospodarstwa Marwoodów, miałam wrażenie, jakbym śpieszyła się z pomarańczowo-złotą smugą na nieboskłonie, o to, kto pierwszy dotrze do Winnie. 1:0 dla Misty Presswood. Świetlista kula nie zdążyła zniknąć pod ziemią, czy też po drugiej stronie globu, jak nauka tłumaczyła; ja zdążyłam natomiast dotrzeć do celu, zapukać do drzwi i w kolejnym przypływie niepewności kiwnąć się w przód i w tył. Nie z powodu uroczystości, chłodu czy prezentu w torebce – niewypowiedziane pytania orbitowały wokół makijażu spod pędzla Wendy. Upatrzyłam sobie w gazecie look godny wyobrażeń zapatrzonych w Hollywood nastolatek, w wyniku czego różowy cień osiadł matowym wykończeniem na powiekach, a usta przykryła tafla ciemnej, śliwkowej czerwieni. Wszystko powstało za plecami mamy i Cliffa; bo choć ich niezgoda nigdy nie wybrzmiała, niekoniecznie miałam ochotę na tłumaczenie mojego niecodziennego wyglądu. Przejściu do szklarni akompaniowało więc zagryzanie wargi i zaciskanie palców na pakunku w kolorowej torbie – ręcznie robiony, beżowo-różowy sweter, dzieło mojej siostry, był w moim mniemaniu ładnym podarkiem, wpasowującym się w ton skóry i barwę oczu solenizantki – luźny krój zapewniał swobodę, a klasyczny fason dopełniała aksamitna tasiemka z tyłu, która, po zrobieniu kokardy mogła stworzyć coś naprawdę urokliwego. Wyobrażałam sobie Winnie na zajęciach, ubraną w ten sweter, później moment, w którym jej koleżanki komplementują dobór ubioru, a później, że ogląda się za nią jakiś chłopak na korytarzu. Po tym, jak dotarłam w końcu do zgromadzenia, obrzuciłam spojrzeniem święcące żarówki, wyobrażenie gdzieś zniknęło. Ważniejsza była rzeczywistość. Wystrój wokół ogniska kładł na sercu rzeczywiste ciepło, nawet jeśli niepewność zatańczyła gdzieś w żołądku z powodu starszych znajomych Winnie, których nie znałam. – Panno Marwood! – było coś podniosłego w tym zawołaniu, nim jeszcze wzięłam Winnifred w objęcia krótkiego przytulenia, a później wręczyłam jej zapakowany w kolorową torebkę sweter – Wszystkiego wspaniałego. |
Wiek : 19
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : pomoc w gospodarstwie, prace dorywcze
Frank Marwood
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 30
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 171
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 25
TALENTY : 11
Dwadzieścia dwa trzy lata — wiek piękniejszy od pięćdziesięciu pięciu. Winnie nie tylko mogła już samodzielnie kupić sobie w sklepie piwo (chociaż z tego przywileju, przynajmniej według wiedzy Franka, korzystała niezwykle rzadko), ale i miała prawo dorosnąć. Nie ma się co oszukiwać... Ciężko było patrzeć, jak odrastają od ziemi. Jak najpierw drący się aż do Piekła bobas zamieniał się w coraz bardziej wygadane dziecko, a owo dziecko w coraz dojrzalszą nastolatkę. Z nastolatki pozostał kolor ścian w pokoju, ta sama komoda, której Marwoodzi nie wymieniali ze względu na rosnące koszta mebli, pasja do anatomii i nauki i dumny z siebie uśmiech, gdy wyszło jej to, nad czym pracowała. Frank zapatrzył się na chwilę na stojącą na regale ramkę ze zdjęciem z wakacji '73. Była na nim Esther — tak piękna, jak zawsze, z trzymająca za rondo kapelusz, który chciał porwać jej wiatr — i Joyce — z założonymi na siebie rękami, wyraźnie poirytowana faktem, że musiała spędzać lato z młodszym rodzeństwem, bo pieniędzy na obóz naukowy zwyczajnie nie było — i Wendy — jedząca akurat gotowaną kukurydzę, z której masełko spadło jej na bluzkę — i Winnie — trzymająca w dłoni jakiegoś żuka o bardzo skomplikowanej nazwie. Aurora miała wtedy 6 lat i już potrafiła pleść wianki. Emma 4 i była zupełnie niezainteresowana faktem istnienia sióstr i rodziców, bo znacznie przyjemniej było budować babki z piasku. Frank pamiętał, jak wspominał wtedy na uszko swojej żony, że może rośnie im mały architekt. Junior był jeszcze w brzuchu albo w ogóle go nie było — ciężko to wszystko spamiętać, gdy się ma uczciwe pięćdziesiąt pięć lat. Zapakowany w ozdobny niebieski w żółte kropki papier i przewiązany czerwoną wstążką prezent trzymali w sypialni przez ostatnie kilka tygodni, żeby dziecku zrobić niespodziankę. Nie było to wiele, ale u Marwoodów nigdy nie liczyły się czeki, drogie podarki czy własności, zawsze chodziło o ciepło, o rodzinę i o dom. Głośny, nierzadko zatłoczony, ale dom. Esther piękna jak zwykle zeszła na dół i ruszyli niczym delegacja do ogrodu, gdzie rozpoczynała się właśnie zabawa. — Dzień dobry — głową kiwnął do wszystkich zgromadzonych, przechodząc przez drzwi przystrojonej i odpowiednio ocieplonej magią szklarni. — Dzień dobry wszystkim, dzień dobry... — po kolei witał się z młodymi gośćmi. — Nie przyszliśmy wam zabierać czasu, tylko złożyć życzenia i zostawić prezent, Winnie. No, to wszystkie najlepszego — córkę pocałował jeszcze w czoło, przytulił do siebie mocniej i odczekał aż Esther wygłosi znacznie bardziej rozbudowane, przyjemniejsze dla ucha i znacznie bardziej pożyteczne życzenia, a także wręczy prezent, wspominając, że to od rodziców. — No to nie przeszkadzamy, dobrej zabawy. Junior, nie męcz gości. Zjedz piankę i wracaj do domu — wzrokiem objął całe zgromadzenie i wyszli z prywatki, zmierzając w stronę czterech ścian, aby chociaż przez parę godzin delektować się ciszą i samotnością w domu. Razem z Esther życzymy solenizantce samych wspaniałości i zostawiamy prezent urodzinowy w pudełku owiniętym niebieskim w żółte kropki papierem i czerwoną wstążką, gdy Winnie go otworzy znajdzie w środku aparat fotograficzny na klisze. Przekazuję Winnie aparat fotograficzny ze swojego ekwipunku i uciekam z tematu. |
Wiek : 55
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : siewca teorii magii
Wendy Paterson
ILUZJI : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 167
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 9
TALENTY : 16
Nadszedł wielki dzień, dzień oznaczy czerwonym kółeczkiem w moim kalendarzu. Urodziny Winnie były niewątpliwie ważnym przedsięwzięciem, a o prezencie myślałam już od listopada. Stanęło na poręcznej i pojemnej torbie ze skóry. Młodsza siostra lubuje się w ciężkich podręcznikach, więc teraz będzie mogła wygodnie wszystko w niej upchnąć, a przynajmniej taką mam nadzieję. Szukałam jej długo i dopiero po przejrzeniu asortymentu jednego z mniejszych projektantów, udało mi się znaleźć ideał. Wybuliłam na nią stanowczo za dużo dolarów, przez co musiałam nawet ograniczać do końca stycznia moje wypady na kawę w Deadberry. Dodałam jeszcze butelkę droższego wina, które kiedyś dostałam na urodziny od innej dziennikarki z wydawnictwa, ale zdecydowałam się, że podzielę się trunkiem z solenizantką. Nie zapomniałam również o piwie, o którym wspomniała w zaproszeniu. Z pomocą męża wcisnęłam na tylne siedzenia pięciolitrową beczkę złotego trunku, ale zabrałam jeszcze trochę zwykłych puszek na wszelki wypadek. Tego dnia ostro pracowałam, żeby udało mi się wyjść wcześniej z wydawnictwa. Obiecałem Winnifred, że pomaluję ją i jej koleżankę z sąsiedniego gospodarstwa. Jeszcze w garsonce i niewygodnych czółenkach pojawiłam się w Gniazdku i wyciągając z bagażnika szkatułkę z kosmetykami, ruszyłam lekko spóźniona do środka. Z Misty nie było żadnego problemu. Od razu dała fajny i modny pomysł na makijaż, czego nie byłam w stanie powiedzieć o swojej siostrze. Dyskusja trwała, gdy przygotowywałam pannę Presswood i z wielkim niezadowoleniem przystałam na pomysł przyszłego medyka. Niestety to były jej urodziny, więc ten jeden jedyny raz zgodziłam się na coś tak nudnego. Ja zdecydowałam się na czarne kreski wokół oczu, a na powieki nałożyłam ciemnozielony kolor. Standardowo na rzęsach był tusz, a usta były pomalowane pomadką w ich naturalnym kolorze. Zabrałam ze sobą jeszcze strój na zmianę. Nie wyobrażałam spędzić sobie tego wydarzenia w moim roboczym garniturze, dlatego przed wyjazdem do pracy zapakowałam jeszcze w bagażniku swojego Fiata wygodne jeansy, które często zabieram do lasu, sweter z jakimś abstrakcyjnym wzorem i skórzane trapery. W szklarni panowała miła i ciepła atmosfera, a ja męczyłam się jeszcze ze stabilnym ułożeniem beczki piwa w idealnie wypatrzonym do tego miejscu. Przerwałam, dopiero gdy rodzice wpadli na ognisko, narobili trochę zamieszania, a ja podeszłam jeszcze do ojca w momencie, w którym miał już wychodzić: - Tato, jakby coś się stało... był jakiś alarm w Piekielniku, to będą dzwonić tutaj na stacjonarny... Od razu mnie wtedy wołajcie i nie odkładajcie słuchawki, ok..? - Całkowicie zapomniałam powiedzieć im o tym wcześniej, a chciałam ich przygotować na ewentualny telefon tego wieczora. Niestety gazety, które wydawane są codziennie, mają to do siebie, że ich personel musi być pod ciągłym alarmem. Miałam tylko nadzieję, że dzisiejsza noc obędzie się bez żadnych komplikacji. Swój prezent zapakowałam w kartonowe pudło, które owinęłam papierem ozdobnym i związałam czerwoną wstążką. Odłożony czekał ładnie gdzieś z boku, ukryty przed Juniorem, ale gdy Misty zdecydowała się dać Winnie swój podarunek, poszłam jej śladem, podchodząc wyszczerzona do solenizantki. - Spełnienia marzeń... i mniej nauki, więcej luzu! - Podarowałam jej swój pakunek i odsunęłam się na bok. Wzięłam naostrzone dwa patyki przez Juniora i dwie pianki, po czym zabrałam go bliżej ognia. - Zobaczymy, kto lepiej przypiecze piankę, Junior! - Wyzwałam go jeszcze na kulinarny pojedynek, mając nadzieję, że zajmie go to na tyle, że da przez chwilę odetchnąć Winnie. przekazuję butelkę drogiego alkoholu Winnifred z mojego ekwipunku |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Dziennikarka w Piekielniku Codziennym
Aurora A. Marwood
Urodziny są ważnym świętem u Marwoodów, wyczekiwanym przez każdego członka rodziny, nawet jeśli nie jest się solenizantem. Aurora z niecierpliwością zagląda do starej komody w pokoju, w którym trzyma swoje drobiazgi, od suszonych ziół, kolorowe nici, po kamienie z pola — tam też ma pudełko z kartkami i rysunkami; wygląda na takie zwyczajne po butach, ozdobione kolorowymi obrazkami, a także naklejkami z gazetek Emmy, które pozwoliła sobie Aurorze zatrzymać. W tej skrzyni skarbów znajduje się zaproszenie na urodziny, nie jedno, ale to, na które patrzy, jest wyjątkowe, bo termin tego święta zbliża się nieubłaganie — urodziny Winnie! Jej siostra wykonała taką śliczną kartkę, na którą nie może się na patrzeć, wodząc dziewczęcymi paluszkami po ładnych, uroczych żuczkach. Gdzieś w duchu wzdycha z ulgą, że jednak Winnifred nie zdenerwowała się na nią bardziej, gdy jeszcze dosłownie dwa, trzy dni temu u pani Boswell w Czytelni Dłoni rozpętało się małe piekło. Niby wszystko zakończyło się dobrze, ale Aurora nadal trochę ubolewa i czuje się winna, że nie jest w stanie uzbierać tej sporej sumy dla Winnie, którą ta zapłaciła za niewinność. Okropne, a to wszystko przez małą brązowa mysz! Dlatego dzień wcześniej, wieczorem, zabiera się za szykowanie ciasta na urodziny z jabłkami, bo Aurora wszystko robi z jabłkami. Typowa klasyczna szarlotka, za każdym razem wychodzi jej coraz lepiej, jednak daleko jej do dorównania mistrzostwu mamy. Nie zatrzymuje ją nawet małe skaleczenie palca, które pojawia się przy obieraniu jabłek, gdy pospiesznie stara się je przygotować. Plaster łagodzi sytuacje, jeszcze dziesięć lat temu zanosiłaby się płaczem, potrzebując interwencji swoich najbliższych, dzisiaj żadne skaleczenie jej nie powstrzyma — nie przed tak wielkim dniem. Ciasto powoli dojrzewa w piekarniku, a na kuchennym stole pojawiają się rysunki, które zasłania, gdy Winnifred nagle bez ostrzeżenia pojawia się w kuchni, pewnie już wiedząc, że Aurora szarlotkę piecze na jej urodziny. Nic się tu nie ukryje! Kreśli staranie kreski na papierze, tworząc zgrabny portret Winnie, a na jej głowie umieszczając żuczka, który trzyma tort urodzinowy i w dymku komiksowym wpisuje: "sto lat", zaśpiewane przez robaczka. Kartka urodzinowa jest prawie gotowa. Tylko jeszcze pokolorować i wpisać ładne życzenia zdrowia, pieniędzy i bardzo dobrych ocen, zdanych studiów... Dużo tego, ale to przecież bardzo ważne słowa. Powinny być one umieszczone na kartce urodzinowej. Przygotowane prezenty są gotowe na jutro, jednak Marwood śpi z jednym okiem otwartym, aby powstrzymać nieproszonych łakomczuchów przed odnalezieniem szarlotki na urodziny Winnie, nawet jeśli ta została bardzo dobrze ukryta, to nikt nie ma wątpliwości, że w tym domu unosi się jej zapach — trop do jabłecznikowego ciasta! Dlatego wybicie godziny imprezy przynosi jej zdecydowaną ulgę. Ubiera się w swoje najlepsze spodnie i bluzę, którą kiedyś dostała po solenizantce, a która się jej tak bardzo podobała. Najważniejsza jest jednak kurtka, a także czapka, chociaż gdy tylko wchodzi do szklarni, szybko zdejmuje z siebie zimową odzież. Kładzie ciasto obok smakołyków, przygotowanych przez Winnie, sięgając zaraz po placek ze śliwką wodą, jasnym spojrzeniem ciekawskich oczu rozgląda się po pozostałych. Wpierw jednak słuchając przemowy rodziców, z zainteresowaniem zerkając na prezent, jaki dostała Winnie w tym ślicznym pudełeczku, następnie podchodzi do siostry, która stoi w znanym dla Aurory towarzystwie. - Cześć Misty, fajnie, że jesteś. - Obejmuje ciepło przyjaciółkę z kościelnej ławki, gdy ta złożyła już życzenia urodzinowe solenizantce. - To teraz moja kolej. Emm... - Zaczyna, trochę się krępując, mimo że stoi przed nią jej siostra, ale to jednak urodziny ważna rzecz. - Wszystkiego najlepszego i tu masz życzenia ode mnie, a tam. - Wręczając kartkę urodzinową Winnie, zerka w stronę stołów, gdzie stoi jedzenie. - Położyłam moje ciasto z jabłkami. Mam nadzieje, że spróbujesz. - Uśmiecha się i ściska entuzjastycznie siostrę, aby następnie przyjrzeć się jej i Misty z wielką uwagą. - Ale ładnie wyglądacie, kto zrobił wam ten ładny makijaż... Aaaa no tak Wendy.- Nie czekając chwili dłużej, dając odetchnąć Winnie i zostawiając Misty na być może dłuższą pogawędkę z siostrą, rusza do ogniska gdzie Junior z Wendy pieką pianki. - Ja najlepiej przypiekę piankę! - Podejmuje się wyzwania, gdy siada obok rodzeństwa, biorąc kijek i nadziewając na nią piankę, zaraz to wdając się w słowną przepychankę z Frankiem Juniorem, aby po chwili zbudować sojusz z młodszym bratem.- Wendy nie masz z nami szans. - No właśnie. - Mówi Junior. - Jesteś za stara! Aurora i Frank Junior przybijają sobie skromną, cichą piątkę. Daje Winnie kartkę urodzinową, na której narysowałam jej portret z żuczkiem, który trzyma tort i życzy jej "sto lat", w środku są życzenia. Upiekłam szarlotkę. Jem sobie k3 - placek ze śliwką wodą |
Wiek : 18
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow, Hellridge
Zawód : Zielarka
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 25
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Zaczęło się od dramatycznego wciągnięcia powietrza w płuca i nieodpartej potrzeby nie mniej dramatycznego upuszczenia plastikowych pudełek na przemarzniętą ziemię podwórka. Winnifred Marwood, to był podstęp! Skąpana w ciepłym świetle szklarnia w niczym nie przypominała szumnie przywoływanej w listach wiaty — pan Marwood wcale nie musiał martwić się o biodro, żadne plandeki nie potrzebowały greckiego wsparcia, w zasięgu wzroku nie tkwiło nawet pół rusztowania, które wymagało nierównej walki z wiatrem i zmarzniętym gruntem. Winnifred Marwood, ściągnęłaś mnie tu dwie godziny wcześniej dla— Zabawy? Poczucia słodkiej zemsty? Pokreślenia swojej dominacji? Nie pamięta, co zamierzał powiedzieć; kiedy Winnie wychyliła głowę zza framugi, Percy zapomniał o ewidentnym podstępie i prawie upuścił dźwigane pudełka z prowiantem — po raz drugi w przeciągu minuty. Winnifred w wieku lat dwudziestu trzech nie różniła się od Winnifred w wieku lat dwudziestu dwóch — subtelny rozdźwięk zaczynał się od błękitnych kresek wokół oczu i kończył na ustach, które... Dzień dobry, panie Marwood, pomóc z czymś? Jaskraworóżowe pudełka z marynowanymi, greckimi szaszłykami — sztuk dziesięć autorstwa Orestesa — i ciastami — dwa potężne kawałki biszkoptu i jedna widowiskowa babeczka, autorstwa rzeczonego Greka — łupnęły o blat kuchni, z której Perseus zniknął szybciej niż się w niej pojawił. Co oznaczało, że wyjątkowo szybko. Złożona listownie obietnica została przekuta w czyny; zamiast rozstawiać wiatę, Zafeiriou pełnił funkcję taniej — bo opłaconej szklanką herbaty — siły roboczej. Przez dwie godziny nosił, ustawiał, poprawiał i kątem oka obserwował dziwnie zadowolonego z siebie Juniora. Wnętrze szklarni, wcześniej magiczne ogrzane czarem, w którym Percy bez trudu rozpoznał działanie pana Marwood, szybko zapełniło się niezbędnikiem urodzinowego przyjęcia. Były pieńki, barwne lampki, beczka z piwem, Winnie w spódniczce poprawiająca układ sosów, stół z przekąskami, gramofon, Winnie w spódniczce schylająca się po serwetki, Percy potykający się o kabel. Była też butelka nieznanego pochodzenia, która w pewnym momencie po prostu pojawiła się obok plastikowych kubeczków — na jej biało—niebieskiej etykietce wiły się niezrozumiałe dla nikogo z obecnych słowa, a ukryta w błękitnej butelce ciecz wyglądała jak woda, ale po pierwszym zawąchaniu przez co odważniejszych gości wcale wodą nie pachniała. Perseus nie spojrzał w jej kierunku ani raz — co samo w sobie było kwintesencją podejrzliwości. Kilka minut przed godziną zero oczekiwanie zamieniło się w nerwowe wypatrywanie gości; Percy zgubił gdzieś wyjściowy sweter z bananem, pod którym ukrywała się czarna koszulka z logiem The Police, i liczył częstotliwość, z jaką Winnie unosiła plastikowy kubek do ust. Kiedy dotarł do pięciu, głośno zapytał, czy może puścić muzykę — to na dwie minuty pochłonęło uwagę solenizantki, której studwudziestosekundowy wykład można było zamknąć w dwóch słowach. Absolutnie nie. Napływ gości nastąpił niepostrzeżenie; najpierw gospodarz, panie Marwood, przyniosę później po szaszłyku! Tak, tak, najpierw zapukam w okno, później gospodyni, pani Marwood, wygląda pani zjawiskowo, jak zawsze, później Frank, Junior, zostaw kurę, jeśli ją zirytujesz będzie się mścić, wreszcie siostry, Wendy, całkiem znośny ten ostatni artykuł wymieszane w koktajlu słów z Aurora, piekielnie urocza czapka. Kiedy w zasięgu wzroku zawitała panna Presswood, uśmiech na ustach Perseusa utknął w miejscu i nie drgnął nawet o cal — tyle, że kiedy nastąpił napływ życzeń, Percy wybrał drugi plan i ciche obserwowanie tych, którzy zjawili się, żeby uczcić urodziny Winnie. Rodzina, przyjaciele, bliscy, przypadkowi znajomi ze studiów; wszyscy z ciepłym słowem i starannie zapakowanym prezentem. Później pomyślał o swoich dwudziestych trzecich urodzinach — o światłach Alive Berry, bólu głowy kolejnego poranka, skromnej delegacji w formie Orestesa i Jakuba, wspólnej kolacji przy stole. I nawet, jeśli uśmiech zadrżał w posadach, sprawnie ukrył go za słowami; nadeszła jego kolej. — Długo zastanawiałem się nad życzeniami, Winnie — długo w języku Perseusa oznaczało pięć, w porywach sześć sekund. — Szczęście już masz, zdrowie to twoje drugie imię. Pozostało tylko greckie, tradycyjne... Półgodzinny wywód Oresa wreszcie się przydał; Percy przywołał słowa kuzyna, wyciągając zza pleców nie—do—końca—starannie, za to kolorowo zapakowany prezent. Pakunek był niewielki; mieścił się w dłoni, miał kształt prostokąta i cichutko grzechotał przy potrząśnięciu. — O, ti epithimeis. Niech spełni się to, o czym śnisz na jawie — w uśmiechu, który towarzyszył przekazywaniu prezentu, nie było miejsca na wątpliwości — sam zbyt dobrze bawił się przy przygotowywaniu podarunku, żeby wątpić w to, czy Winnie doceni wysiłek. Ten uśmiech miał zastąpić wylewność, na jaką mogły pozwolić sobie siostry i przyjaciółki panny Marwood; Percy dotyk ograniczył do przelotnego muśnięcia palców, kiedy prezent zmieniał właściciela, a delikatne mrowienie w opuszkach zamieniało się w ogień. — Uznałem, że potrzebujesz dodatkowej motywacji, żeby zebrać fundusze na walkmana. I nie, nie pożyczę ci swojego, odsłuchasz na własnym; lekko uniesiona brew potwierdziła przypuszczenie rozbłyskujące na dnie spojrzenia solenizantki — tak, to kaseta. Tak, sam ją skomponowałem. Nie, szef nie przyłapał mnie na tym niecnym procederze. — Czas rozpocząć najlepsze urodziny kwartału! — odwrócenie na pięcie i skierowanie kroków do — a jakże — gramofonu zajęło mu trzy sekundy. Perseus, nieświadomy efektu, który wywoła klaśnięcie w dłonie, zrobił dokładnie to — nastawił igłę, spojrzał na zebranych i klasnął zadowolony, bo The Clash było doskonałym przypadkiem; should I stay or should I go now? zapytało spojrzenie razem z pierwszymi dźwiękami, bez trudu odnajdując Winnie w skromnym tłumie. Przynoszę wikt i opierunek: biszkopt ze świecącą gujawą (2 porcje), czekoladową babeczkę z drzemiącym liczi (1 porcja) i butelkę drogiego alkoholu (ouzo) z ekwipunku; do tego greckie szaszłyki z bakłażanem (zero magii, sto procent smaku). W prezencie Winnie otrzymuje owiniętą w kolorowy papier kasetę o nieznanej treści; pozna ją, kiedy znajdzie sposób na odsłuchanie nagrania. |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Tilly Bloodworth
Oczywiście, że się spóźniła! To wszystko przez nowy przepis. Czekoladowe krówki z użyciem, uwaga, Velveety. Sama nie dowierzała, ale jej ulubiony magazyn powiedział, że to ostatni krzyk mody. Może i jedzie na wieś, ale nie chce się wygłupić. Jakby przyniosła normalne krówki wszyscy zaczęliby się z niej śmiać. Normalne krówki jadło się w ’83. Widać, że zazwyczaj nie dostaje zaproszeń na urodziny. Narobiła aż dwie blaszki, jedną z dodatkiem migdałów, drugą pekanów. Potem przeszła się po domu i kazała testować każdemu kogo spotkała - sama pochorowała się od samego zapachu co zazwyczaj jest dobrym znakiem. Ale nie ma co ukrywać. Nieco popsuło jej poranek. Papa, ciocia Penelope i Mike zgodnie powiedzieli, że jest smaczne. Wstydu nie będzie. Sukienkę też wybrała specjalną. Tiulową. Różową. W fioletowe grochy. Jeśli to nie krzyczy elegancją, to nie wie co innego mogłaby włożyć. Zwykłe jeansy? Już miała się wybrać rowerem, ale Papa słusznie zauważył, że to dość daleka droga - a ona i tak jest spóźniona. Więc poprosił Edgara, i tak miał kogoś do odebrania z granicy hrabstwa, podwiózł ją na imprezę karawanem. Denerwowała się przez całą drogę, poprawiając kokardkę, ale przecież zaproszenie było zaadresowane do niej, a potem nawet wysłała jej przepis na ciasto, to na pewno nie była pomyłka. Oprócz urodzin Hugo i Neva, dostała w życiu zaproszenie na urodziny. Do Debry Mankins w dziesiątej klasie. Okazało się, że to był tylko żart - podali jej zły adres i bardzo zdenerwowana staruszka chciała wezwać policję za jej nachodzenie. Na szczęście zauważyła jak trzęsła się jej broda i spędziły doskonałe popołudnie przy herbacie i biszkopcie z galaretką, który przyniosła. W ’82 umarła, ale dalej się przyjaźnią. Przynosi jej irysy na grób. Przemiła kobieta. Musieli się jeszcze wrócić, bo zostawiłaby bukiet świeżych żółtych róż na biurku. Wreszcie dojechała. Poprawi kokardkę na włosach i żółty płaszcz, przechodząc przez cały ogród. Przystanie na chwilę przy jednym z drzewek, przyglądając się zabawie, wzdychając cicho. W plecaczku ma śpiwór, w ręku pięknie zapakowany prezent, bukiet kwiatów i wielkie pudełko krówek. Modnych krówek. Z Velveetą! - Cześć - przywita się z wszystkimi nieśmiało - I dzień dobry. Dobry wieczór. Dzień dobry - zająknie się, zerkając po gościach. I podejdzie do Winnie, kiedy będzie wolna - Wszystkiego najlepszego! Mam nadzieję, że najmilej spędziłaś dzień. I cały ten rok będzie dla Ciebie przewspaniały. Wszystkie egzaminy pójdą Ci doskonale i zostaniesz lekarzem nawet szybciej niż planujesz - pożyczy na wydechu, wręczając pięknie zapakowany prezent. I kwiaty. Kwiaty są bardzo ważne. Przynoszę całe, wielkie pudło krówek z velveetą w dwóch rodzajach, z pekanami oraz migdałami oraz prezent dla Winnie: broszka z pięknym, złotym żukiem i bukiet żółtych różyczek. |
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : tanatopraktor
Winnifred Marwood
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 161
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 14
Goście zaczęli licznie się pojawiać, sprawiając, że w głowie Winnie pojawiła się bardzo paniczna myśl: co jeśli, będą się nudzić? Nuda nigdy nie bywała wcześniej jej lękiem, jednak z każdą nową osobą czuła coraz większą odpowiedzialność jako gospodarz, aby zapewnić dobrą zabawę. Odruchowo wręcz wyszukała z tłumu twarzy Perseusza, jego osoba była dla niej niemal tożsama z dobrą zabawą. Ściągnął swój paskudny sweter, co sprawiało, że musiała odwrócić wzrok, nieco szybciej niż zamierzała, po chwili jednak dyskretnie wracając oczami do jego gołych ramion. Nie miała jednak czasu na dalszą panikę, gdy zaczęto do niej licznie podchodzić. Pierwsza była Misty, której makijaż wyglądał dalej tak samo ładne, jak jakiś czas temu, gdy Wendy pochylała się w kuchni nad jej drobną twarzą. Odważne kolory sprawiały, że wyglądała na starszą, niż była w rzeczywistości i Winnie obiecała sobie w myślach, że będzie odwracać wzrok, jeśli Misty chciałaby spróbować piwa. Jednego. — Dziękuję — powiedziała, trochę przeciągając uścisk, aby nie musieć niezręcznie zerkać do zawartości prezentu. Z torby wystawał brzoskwiniowy materiał, który — gdy tylko uwolniły się z uścisku — dotknęła ręką, potwierdzając przypuszczenia; był bardzo miękki. — Och, czy to sweter? Dziękuje! — Sweter był bardzo dobrym prezentem. Tak długo, jak nie ma na nim ani jednego banana. Nie miała jednak czasu, aby dłużej porozmawiać z Misty, bo do szklarni przyszli jej rodzice. Zapowiedzieli się, że wpadną na chwilę — jeśli o Winnie chodzi, mogliby z nimi nawet dłużej zostać, ale domyślała się, że przerwa od jej młodszego rodzeństwa im się przyda. Bardzo ochoczo zgodzili się na pytanie Emmy, czy może dzisiaj spać u koleżanki. Gdy miała kilka lat, uwielbiała dostawać od ojca buziaki w czoło. Potem, w wieku nastoletnim krzywiła się lekko, jakby ją to zawstydzało, gdy robił to publicznie. Teraz, czując narastającą nostalgię, że mogą być to jej ostatnie urodziny w rodzinnym domu, nie skrzywiła się ani trochę. Wręczony prezent był bardzo ładnie zapakowany, więc z pewnością wyszedł spod ręki mamy. Zdecydowała się nie otwierać go przy wszystkim, aby nie przedłużać niepotrzebnie skupionej na niej uwagi. Dlaczego przyszło jej do głowy organizowanie spotkania, które tradycyjnie skupiałoby uwagę wszystkich zebranych właśnie na niej? — Nie musieliście mi nic dawać — powiedziała ciszej, gdy już przytuliła w podziękowaniu zarówno mamę, jak i tatę. Czuła już wystarczające wyrzuty sumienia, że nadal jej obecność obciąża rodzinny budżet. Gdyby tylko wybrała łatwiejszy zawód, już dawno mogłaby na siebie zarabiać. Cóż, lepiej na siebie zarabiać. — Ale dziękuję! Bardzo. Nie martwcie się, Junior może tu jeszcze… chwilę pobyć — dodała kolejne dwa tony ciszej, tak, że jedynie jej rodzice mogli to usłyszeć. Odłożyła prezent od rodziców, jak i torbę ze swetrem od Misty, bezpiecznie za gramofonem, gdzie obstawiała, że zbyt dużo osób nie będzie się kręcić (najprawdopodobniej jedynie Percy), co zwiększa prawdopodobieństwo, że nic się na nie nie wyleje. Chwilę później zaatakowała ją Wendy, podając pakunek ze skórzaną torbą oraz jakiś drogi alkohol, z czego Winnie ucieszyła się znacznie bardziej z pierwszego. Jej stara torba wbijała się już boleśnie w ramię od ciężaru książek, a jej pasek przetarł się już cztery razy. Zmrużyła jednak oczy, przyglądając się jej uważnie. — Wendy — powiedziała konspiracyjnym szeptem. — to wygląda na drogie. Wiedziała, że siostra radzi sobie nieźle, ale raczej nie na tyle, aby wydawać niepotrzebnie pieniądze. Nie wypadało się jednak teraz o to kłócić, więc podziękowała grzecznie, starając się zignorować uwagę o większej ilości „luzu”. Mało skutecznie. — Jestem wyluzowana — zaprotestowała, lekko piskliwie i speszyła się szybko, upijając pośpiesznie łyka piwa. Nie powiedziała nic więcej, bo tuż za starszą siostrą wyłania się Aurora z prezentem znacznie bardziej wpisującym się w strefę komfortu Winnie – ręcznie zrobioną kartką i ciastem, które już leżało na blacie. — Dziękuję i też bardzo ładnie wyglądasz — dodała. Nie umknęło jej uwadze, że bluza, którą miała na sobie, kiedyś należała do niej. Młodsza siostra nie otrzymała jej w spadku, bo Winnie z niej wyrosła (Aurora była wyższa), a raczej dlatego, że Winnie stwierdziła, że jest na nią już za dorosła. Teraz trochę tego żałowała. Junior dał się porwać Wendy, niezbyt zainteresowany tym, ile i jakie prezenty dostaje Winnie, gdy tylko stało się jasne, że starsza siostra nie da mu się nimi pobawić. Chociaż grzecznie siedział z rodzeństwem, to uśmiech na jego ustach sugerował, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Wzrokiem szukał co chwilę Percy’ego i odpowiedniego momentu, aby do niego podejść. Ten jednak stanął przed Winnie, więc Junior zajął się pieczeniem pianki. Winnifred bardzo uważnie słuchała życzeń, gorączkowo zastanawiając się jednak, czy na koniec będzie musiała go przytulić, jeśli tak, to na ile sekund, aby była to bezpieczna i akceptowalna długość uścisku oraz co powiedzieć, gdy on skończy jej życzyć wszystkiego najlepszego. — Nawzajem — wydusiła z siebie, szybciej niż zdążyła pomyśleć, że jest to ostatnia rzecz, jaką powinna mu powiedzieć. — W sensie, jak ty będziesz mieć swoje urodziny, to ci będę życzyć tego samego… tak. Wybrnęła? Chyba nie wybrnęła. Zajęła się więc prezentem, który brzęczał lekko, gdy nim poruszyła. Zerknęła to na niego, to na minę Perseusza, próbując odgadnąć, co może być w środku i zdecydowała, że nie będzie czekać, aby go otworzyć. Był przecież taki niewielki, może zrobić to szybko i dyskretnie. Uchyliła lekko papier, tak, aby móc potem taśmę przykleić z powrotem i zobaczyła róg kasety. — Czy to jest składanka? Zrobiłeś mi składankę? Percy, to — to jeden z lepszych prezentów, jaki dostałam, chciała powiedzieć, ale przecież nie mogła. Czuła, jakby wszyscy na nią patrzyli. — to świetny prezent, dziękuję. Może Joyce pożyczy mi walkmana, bo — rzuciła pośpieszne spojrzenie w stronę Aurory. Wspomnienie rozbitych figurek na podłodze pani Boswell wciąż bolało jej portfel. — raczej szybko na niego uzbieram. Coś wypadło. Zaśmiała się lekko z własnego żartu. — Potem ci opowiem — obiecała. Winnie, dla swojej rodziny, oddałaby każdego walkmana, wymarzonego czy nie, ale teraz trochę żałowała, że nie będzie mogła odsłuchać kasety od razu. Zrobiła przez chwilę ruch do przodu, jakby chciała Percy'ego jednak przytulić w ramach podziękowania, ale cofnęła się szybko do tyłu i odchrząknęła, widząc podchodzącą w ich stronę Tilly. Ciężko było jej nie zauważyć, biorąc pod uwagę, ile tiulu miała na sobie. Wyglądała tak jak zawsze – prześlicznie i przedziwnie, co Winnie uwielbiała. Podeszła do niej szybkim krokiem, przytulając się na powitanie. Z tego, co Winnie wiedziała, Tilly nie znała tu zbyt wielu osób. — Cześć! Och, dziękuję, dziękuję — powiedziała, odbierając pudełko krówek oraz zapakowany prezent. — Tak się cieszę, że udało ci się przyjść. Dziękuję za przepis, ale ostatecznie okazał się mnie lekko przerastać. Niektóre z tych — wskazała głową na stół. — są moje, możesz mi potem dać znać, co o nich myślisz. Na pewno nie będą tak dobre, jak twoje krówki! Dziękuję, jeszcze raz. Torbę możesz sobie położyć tam w rogu, jak będę potem szła do Gniazdka, to ci zaniosę do mojego pokoju, będziesz tam spała z Misty i ze mną. Czując, że coraz większy słowotok się jej wytwarza, zdecydowała się na kolejny łyk piwa, aby się uciszyć. W tym czasie Percy obwieścił wszystkim początek imprezy, skoczył w stronę gramofonu i zanim zdążyła go powstrzymać, zaklaskał, co sprawiło, ze konfetti wypadło z zawieszonych przy suficie żarówek. Dźwięki muzyki rozbrzmiały w szklarni, a The Clash zdawało się zadawać pytanie, którego ani Winnie, ani Perseus na głos nigdy by nie powiedzieli. Z zupełnie innych powodów ruszyła w jego stronę (musiała przecież odłożyć prezenty, które dostała, nie jej wina, że on akurat tam stał). — Percy… — powiedziała cicho, ale w tym czasie poczuła, jak coś ją pcha lekko na bok i wyrasta zaraz przed Grekiem. Leśny gnom z gatunku wyjątkowo upierdliwych. Frank Marwood. Junior. — Percypercypercy — powiedział tak szybko, że słowa zlały się w średnią do zrozumienia breję. — Potrzebuję z tobą porozmawiać. Jak mężczyzna z mężczyzną — dodał, posyłając Winnie karcące spojrzenie, więc ona udała się w stronę stołu, aby odłożyć wszelakie jedzeniowe produkty, które dostała w ramach urodzin, tak, aby każdy gość mógł ich skosztować. Zainteresowała ją również obca butelka alkoholu, której nie było tam wcześniej i na którą bardzo wymownie Percy nie zerknął ani razu. Dziękuję wszystkim za śliczną kolejkę, proponuję już w tej pisać w mniejszych grupkach, aby grało nam się wszystkim sprawnie i fajnie! Przypominam, że NPC w postaci Julii i Ricka są całkowicie do Waszej dyspozycji, możecie zrobić z nimi, co tylko zechcecie. Przyniesione przez Wasze postaci produkty spożywcze dodam do pierwszego posta Zjawy, tak, aby ta rozpiska była zawsze pod ręką. Proponuję, że w przypadku pochodzenia do jakiejś postaci, podkreślajmy jej imię, aby nikomu nie umknęło, że ktoś do niego zagaduje. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy (tymczasowo)
Zawód : studentka medycyny i magicyny
Perseus Zafeiriou
POWSTANIA : 25
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 6
PŻ : 162
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 15
TALENTY : 14
Nawzajem. Zdradzieckie drgnięcie kącika ust rozpoczęło się na pierwszej sylabie i trwało przez cały strumyk nieskładnych tłumaczeń Winnie. Nawzajem, powiedział kiedyś Percy do kelnerki w burgerowni i przez kolejny tydzień zastanawiał się, czy wzięła go za niespełna rozumu. Nawzajem, powiedział do uprzejmej staruszki w autobusie, kiedy kichnął — w tym wypadku nie musiał się zastanawiać, czy starowinka wzięła go za wariata. Wyraz twarzy mówił wszystko. Nawzajem, powiedziała Winnie w dniu dwudziestych trzecich urodzin i jedno spojrzenie na półuśmiech Perseusa powinno jej wystarczyć — są na świecie słowa, które odchodzą w niepamięć w momencie przebrzmienia. To nie było jedno z nich. — Pamiętaj odtworzyć fragment po grecku — ona i on — oboje wiedzieli, co tak naprawdę oznacza to niewinne zdanie. Pamiętaj odtworzyć fragment po grecku było synonimem najbliższą godzinę albo kwadrans albo dwanaście sekund spędzisz na zastanawianiu się, co dokładnie powiedziałem, Winnie, a później przyjdziesz, żebym powtórzył to powoli trzy razy, żebyś mogła zapamiętać i bezbłędnie wymówić. Percy sprzed czterech lat gorzko pożałowałby tych słów; Percy sprzed czterech sekund nie mógł się doczekać. — To nic takiego, zwykła...— ucieczka spojrzeniem w bok była nieudolną próbą ukrycia zacięcia — słowa ugrzęzły mu w gardle, wzrok napotkał uginający się pod smakołykami stół, Perseus nagle pożałował, że pan Marwood zniknął tak prędko. — Zwykła kaseta, wystarczyło — kilka nocnych zmian w radiu, tuzin kłamstw różnej jakości i jedno prawie—przyłapanie—na—gorącym—uczynku — trochę technologii i Percy się nie gubi. Co trzecią sylabę odgrażał się samemu sobie ugryzieniem w koniuszek języka. Gdyby powiedział coś więcej — a powiedziałby, gdyby nie nagłe przybycie panny Bloodworth i nieświadomie niesiony przez nią ratunek — niespodzianka przestałaby być niespodzianką, z kolei skromny prezent straciłby jeszcze bardziej na wartości. — Potem — lekkie skinięcie głową zbiegło się w czasie z niesprecyzowanym ruchem Winnie, nad którym Percy dla własnego dobra nie zamierzał zastanawiać się za długo — co w słowniku Perseusa oznaczało, że namysł trwał dwie i pół sekundy. — Teraz zajmij się gośćmi. Ustąpił miejsca Tilly, ratując się ucieczką w bezpieczne rejony odtwarzacza; the Clash wypełniło wnętrze namiotu, pierwsze pianki już piekły się nad ogniskiem, początkowa i nieunikniona atmosfera skrępowania zaczęła ustępować rytmowi urodzinowego przyjęcia. Percy wyjątkowo szerokim uśmiechem obdarzył znajomych Winnie z kierunku i chyba ich tym spłoszył — dziewczyna nagle zainteresowała się czubkami butów, a chłopak wyglądał, jakby zamierzał oddać wytatuowanemu Grekowi portfel. Przedziwne. Zmarszczony nos stracił na zmarszczkowatości, kiedy obok muzycznego stoiska — środowiska naturalnego dla Perseusów — pojawiła się Winnie z dłońmi pełnymi prezentów. Zafeiriou wykonał gest, jakby zamierzał odciążyć ją w niewdzięcznym zadaniu dźwigania podarunków, ale zmienił zdanie — jubilatka radziła sobie doskonale bez greckiego chaosu pomocy. — Winnie? — zimne liźnięcie niepewności było nieracjonalne — jeszcze niczego nie rozbił, Winnie nie miała powodów, żeby wypraszać go z imprezy; poza tym Percy mogło rozpoczynać wszystko: od prośby przeniesienia stolika, przez polecenie doniesienia drewna aż po pytanie, czy nie chciałby spalić swetra w ognisku. Nie chciałby, a poza tym gdzieś go zgubiłem, Winnie. — To legendarna panna Bloodworth? Ma— Dużo tiulu, nie zdążył dodać, ponieważ Frank młodszy dołączył do rozmowy w typowy dla siebie sposób — nagle. — JuniorJuniorJunior — rozbawienie w greckim tonie szybko ustąpiło miejsca skupieniu. Cokolwiek nie zrodziło się w głowie chłopaka, nie było tematem do żartów; Percy doskonale pamięta swoje jak mężczyzna z mężczyzną kierowane do kuzyna. — Chodź, młody człowieku. Męska rozmowa wymaga prywatności. I piwa, tego na głos nie dodał — Winnie wciąż znajdowała się w zasięgu słuchu, otrzymując dwa zestawy spojrzeń. Jedno — karcące od młodszego brata, drugie — porozumiewawcze i zwieńczone mrugnięciem od Perseusa. Pierwszy przystanek w drodze na męską rozmowę miał miejsce obok beczki z piwem; czerwony kubek szybko napełnił się alkoholem i zajął lewą dłoń. W prawej wylądował kawałek biszkoptu z gujawą. Logika Perseusa była niezaprzeczalna — wszystko, co wyszło spod ręki Winnie, musiało być doskonałe, czego nie dałoby się powiedzieć o wypiekach Orestesa. Po kluczowej sekundzie wahania zdecydował — zmniejszy prawdopodobieństwo otrucia przez greckie ciasta, jeśli sam weźmie jedno z nich. Uzbrojony w piwo, biszkopt i Juniora, ruszył w kierunku wyjścia, po drodze mówiąc coś, co brzmiało jak niezły makijaż, Wendy ubogacony o czy mogę później poprosić do tańca, Misty?. — Skoro mamy rozmawiać jak mężczyzna z mężczyzną — poza szklarnią szybko uprzytomnił sobie, po co był mu zaginiony w niewyjaśnionych okolicznościach sweter — gęsia skórka pokryła odsłonięte ramiona, a smużka pary powędrowała w kierunku ciemnego nieba z kolejnymi słowami. — Możesz wziąć łyka i trochę pianki na palec. Tylko nie mów nikomu! Konspiracyjne zerknięcie w stronę szklarni i odgrodzenie Juniora własnym ciałem powinno wystarczyć — sekret przysuniętego pod nos Franka młodszego plastikowego kubka miał zostać między nimi. Percy odgryzł porządny kawałek biszkoptu, dokładnie odmierzając łyk w wykonaniu Juniora — musiał odsuwać brzeg kubka od zachłannego huncwota znacznie szybciej, niż zakładał. — Osochodzi? rzucam 3 na ciastko: kawałek biszkoptu z gujawą jest mój |
Wiek : 26
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : SPIKER RADIOWY, ZAKLINACZ, TECHNOLOG MAGII
Misty Presswood
ANATOMICZNA : 3
NATURY : 3
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 7
TALENTY : 19
Przyjemnie drażniący nozdrza zapach mydła miesza się z szamponem do włosów, później ginie w aromacie pieczonych pianek i zimnej ziemi; trzymam pannę Marwood w objęciach jeszcze przez chwilę, wsuwając zaraz potem w jej dłonie pakunek ze swetrem. Nieco niepewnie, choć dziwacznie z siebie zadowolona – jestem niesłychanie pewna, że prezent się jej spodoba. – Tak jest – odpowiadam, kiedy zerka do paczki i prędko rozszyfrowuje czym jest różowe zawiniątko. Sweterki i ładne butelki, urocze torebki prezentowe i zdecydowane westchnięcia pełne szczęścia; obserwuję Winnifred przez jakiś czas, w końcu jednak spojrzenie pędzi w kierunku pozostałych – pan Marwood zyskuje moje uprzejme dzień dobry, a kiedy między nogami pałęta mi się gdzieś Junior, schylam się by cmoknąć jego policzek, przy okazji na kilka kolejnych chwil tracąc kontakt z rzeczywistością za sprawą tafli włosów, które spadają kaskadą na twarz. Kiedy wreszcie podnoszę głowę i odgarniam kosmyki na bok, wita mnie nowa rzeczywistość; macham Perseusowi, choć krótko, bo moje spojrzenie prędko kradnie panna Bloodworth, głównie kreacja panny Bloodworth. Jestem zdziwiona czy pełna podziwu, rozbawiona czy zazdrosna – ciężko o wyrok, kiedy wzrok ślizga się po eleganckim tiulu, a później, matowy róż na moich powiekach prezentuje się światu, bo jakby kontrolnie spuszczam wzrok i lustruję własne grube rajstopy, jeansową sukienkę i cały outfit dzisiejszego wydarzenia. Odwracam się jednak, prędko wyłapując także Wendy i Aurorę; uniesienie dłoni na wysokości biodra i pomachanie ją to mój sposób na przywitanie, kiedy słowa wciąż zagłuszają rzeczywistość – życzenia kierowane w kierunku Winnie mieszają się z muzyką i ciężko mi mówić odpowiednio głośno, by ktoś to usłyszał, więc przez jakiś czas stoję. Stoję i milczę, unoszę kąciki ust i przez ułamek sekundy – tylko tyle! – patrzę na beczkę z piwem postawioną gdzieś w rogu naszego eleganckiego miejsca urodzinowego. Kilka kroków później jestem już nieopodal sióstr Marwood; powitalne przytulenie z Aurorą, podobne z Wendy – wraz z uśmiechem i westchnieniem wskazuję podbródkiem na ich siostrę, by zaraz później upozorować spłynięcie łzy z mojego oka, jakbym niewerbalnie mówiła coś w stylu jakże szybko te dzieci dorastają! Junior znów przebiega gdzieś nieopodal, za nim kroczy młody Grek, uniesione brwi akompaniują spojrzeniu, które ciekawsko śledzi tę konspiracyjną dwójkę. – Tak, Percy, późnieeeeej – odpowiadam na jego wrzutkę na temat tańca, później kiwam głową – w prawo i lewo, lewo i prawo – bo kolejna piosenka wypełnia przestrzeń – Chyba upiekę piankę – decyduję w końcu, obwieszczając świcie moje plany, nim jeszcze zasiądę przy ognisku, wyciągnę patyka z cudownie amerykańską przekąską, a kiedy już opalą ją smugi płomieni, zaczynam odkrywać w sobie niezwykły talent. opiekam pianeczkę idealnie <3 |
Wiek : 19
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : pomoc w gospodarstwie, prace dorywcze
Wendy Paterson
ILUZJI : 1
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 7
PŻ : 167
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 9
TALENTY : 16
- Jak ty jesteś wyluzowana, to ja jestem Martha Gellhorn! - Zaśmiałam się jeszcze, odchodząc już na bok, żeby nie blokować innym gościom dostępu do Winnie. Kiwnęłam głową na przywitanie do Perseusa i Misty, ale moją uwagę przykuła jeszcze panna Bloodworth. Swoją stylizacją odstawała troszkę od reszty, ale musiałam przyznać, że wyglądała zjawiskowo. Powstrzymałam silną potrzebę do wykonania swoich czynności zawodowych, patrząc na mniej i bardziej dawne wydarzenia, o które koniecznie chciałam się spytać. Nie chciałam jednak wyciągać dzisiaj mojego pracoholizmu na światło dzienne, żeby nie zepsuć wieczoru solenizantce. Mój dzień jeszcze nadejdzie. Z uśmiechem jeszcze przez chwilę spoglądałam na to, jak reszta obecnych składa życzenia młodszej siostrze. Mimo że wcale nie dzieliła nas wielka różnica wieku, bo były to tylko trzy lata, to i tak w mojej głowie zawsze pojawia się jako mała dziecinka, jakby z rodzinnych albumów. Nim się obejrzymy, usamodzielni się jak ja i Joyce, a potem dołączy do nas Aurora. O Emmie nawet nie chciałam myśleć, ale z wiekiem czas mija mi coraz szybciej, chyba przez umiłowanie do pracy, której tak bardzo się poświęcam. Zaraz odbierze pentakl, poświęci się magii, a może wybierze śmiertelnicze dziedziny i również porwie ją dorosłość, a przynajmniej byłam w stanie to sobie wyobrazić. Tego z kolei nie byłam w stanie powiedzieć o Juniorze, który swoją piekielno-dziecinną naturą potrafił spędzać każdemu sen z powiek i nadwyrężać zdrowie psychiczne. - Nie powiedziałeś tego, gówniarzu! - Otworzyłam usta w widocznym oburzeniu. Od dzisiaj do maja jestem tylko przecież dwa lata starsza od Wendy! Zanim jednak zdążyłam sprawić, że pożałuje tych słów, uciekł gdzieś przeszkadzać solenizantce i Percy'emu. - Kiedyś go ukatrupię własnymi rękoma - Westchnęłam ciężko, zwracając się tym razem do Aurory. Odłożyłam jego patyk z pianką na bok, jakby odważył się do nas wrócić, a swoją piankę zaczęłam uważnie przypiekać nad ogniskiem. Nie musiałyśmy długo czekać, żeby jego miejsce zajęła Misty: - Jestem dumna z mojego dzieła... - Powiedziałam, przyglądając się tym samym jej makijażowi, który wyszedł spod mojego pędzla. Może na poważnie powinnam zająć się wizażem? - Dołączasz do naszych zawodów z pieczenia pianek? Musisz koniecznie mi opowiedzieć, jak ci się układa! Od kiedy się wyprowadziłam, to prawie przestałam cię widywać... - Zaśmiałam się, obracając uważnie i powoli swój patyk, pozwalając chaotycznym płomieniom, raz co raz muskać nabity na niego łakoć. - Ha! Lata praktyki! - Zatriumfowałam, gdy puszysty słodycz dopiekł się do istnej perfekcji. Śmiało włożyłam go do ust i swój wzrok skierowałam na Aurorę, patrząc, jak jej uda się ogniskowa aktywność. pianka perfekt |
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : Dziennikarka w Piekielniku Codziennym