Oranżeria Oranżeria znajduje się tuż obok kuchni, dzięki czemu jest bardzo łatwy dostęp do roślin i kwiatów, jakie hoduje rodzina Bloodworthów. To właśnie tutaj znajduje się cały spis asortymentu i przepisów na najróżniejsze specyfiki i eliksiry, od ajerkoniaku na picie po zwykły sok malinowy dolewany do zimowej herbatki. Przy drzwiach wisi fartuch oraz rękawiczki, ponieważ pewnych roślin lepiej nie dotykać gołymi rękoma. Kredens z licznymi słoiczkami dokładnie opisanymi eleganckim pismem zajmuje praktycznie jedną ścianę i zawiera wiele zamkniętych szaf i półeczek. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
River H. Bloodworth
ANATOMICZNA : 8
NATURY : 7
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 159
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 8
TALENTY : 12
24 maja 1985 r. Koniec maja był tym czasem, kiedy wiosna dosłownie wybuchała kolorami, zapachami i zielenią. Słońce wstawało bardzo wcześnie, poranki zasnute mgłą orzeźwiały, coraz dłuższe dni zachęcały do spacerów, a coraz cieplejsze wieczory sprawiały, że wszystko rosło i kwitło w zastraszającym tempie. Był to czas, który River uwielbiał spędzać wszędzie tam, gdzie były rośliny. Obserwował kwitnienie, wzrost, pączkowanie i kiełkowanie, każda forma rozwoju była widoczna, a młody Bloodworth mógł prowadzić swoje badania botaniczne w najbardziej efektywny sposób. Z naturalnym dla siebie entuzjazmem często po zajęciach na uczelni zaszywał się w oranżerii. Ubrany zazwyczaj w czarne spodnie i koszulę, na którą nakładał biały fartuch i rękawice przysiadał na wysokim stołku nad stołem, gdzie przesadzano rośliny i porządkowano je. Z daleka wyglądał jak cudaczny, kudłaty pająk, kiedy tak pochylał się nad notatnikiem i rozbebeszoną na stole rośliną, która zapewne przesadzał albo badał, czy nie została zaatakowana przez jakieś szkodniki. Ilość nauki i czasu spędzanego w piwnicach domu pogrzebowego sprawiały, że River miał bladą cerę. W kontraście z czarnymi włosami i oczami na myśl przywodził wampira albo innego żywego trupa. Niektórych niepokoiła jego aparycja, lecz każdy w rodzinie był spokojny, ponieważ młodemu Bloodworthowi nic złego się nie działo. Po prostu tak miał i zapewne kiedyś z tego wyrośnie. A na pewno miał jeszcze trochę czasu na to, by zmężnieć, co starano mu się wbić do głowy od czasu, kiedy znacząco wystrzelił wzrostem ponad większą część rodziny. Przytargany przez młodziana gramofon, postawiony na krześle niedaleko wejścia odtwarzał nagranie Wiosny Vivaldiego. Nie za głośno, nie za cicho, tak by skupiony nieopodal River mógł słyszeć i nucić pod nosem. Pod wpływem muzyki jego szczupłe i kanciaste ciało poruszało się delikatnie. Znał każdy koncert skrzypcowy na pamięć i mógłby tak na prawdę nawet nie włączać muzyki, by usłyszeć w wyobraźni odpowiednie fragmenty. Ale jak to twierdził River, rośliny również lubią muzykę, więc chce je również uszczęśliwić pięknymi melodiami. - Aj, znowu coś tu się zalęgło. - Młodzian pokręcił głową wygrzebując z korzeni rośliny niewielkie larwy. Odrzucał je do słoika, który zapewne po skończeniu przesadzania wyląduje na dworze, a niesforne robactwo znajdzie nowe miejsce gdzieś w lesie. - Niedobrze, niedobrze... Mruczał pod nosem jakby roślina miała go zrozumieć. |
Wiek : 20
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL
Zawód : STUDENT MEDYCYNY I BIOLOGII
Penelope Bloodworth
ANATOMICZNA : 5
NATURY : 20
POWSTANIA : 4
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 164
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 19
TALENTY : 10
Pracy zawsze było w brud, kwiaciarnia okresem wiosenno - letnim przeżywała istne oblężenie. Liczne święta, urodziny, imieniny, spotkania zaręczynowe. Kiedy budziła się natura to w ludziach rozkwitały pomysły i pęczniałą chęć do świętowania, do tej pory uśpiona pod pierzyną zimy. Penelope Bloodworth zapisywała dokładnie w kalendarzu kolejne zamówienia, które spływały falami do ich przybytku. Śmierć również regularnie pukała do ich drzwi, nie zaprzestając swojej pracy. Po odebraniu kolejnej kompozycji wieńców uznała, że potrzebuje chwili przerwy, na drobną, mocną kawę. Poza tym obiecała sporządzić ajerkoniak, który miał pomóc pewnej osobie z nadmiernym piciem, co mogło przynieść na nią nieszczęście. Wiedziała, że przepis trzymała w oranżerii, tak jak wszystkie inne - schowany w starym kredensie, w dolnej szufladzie z poluzowaną rączką. Wchodząc do kuchni usłyszała ciche nuty Vivaldiego co wywołało nieznaczny uśmiech na jej twarzy. River kochał muzykę, tak samo jak rośliny, którymi czule się opiekował. Nie chcą wystraszyć studenta powoli wkroczyła do kuchni sięgając po drodze po kawiarkę, w której chciała zaparzyć czarnego płynu. Zapach zapewne niedługo do niego dotrze, tym samym informując, że nie jest już sam. Zerkała jak figura chłopaka pochyla się nad kwiatami, słyszała jak mruczy pod nosem. Opierając się o framugę uświadomiła sobie, że pasuje do tej scenerii, że jest w niej naturalny. Bardzo przypominał swojego ojca - Noah z tą burzą ciemnych włosów. -Czy mamy kolejnych towarzyszy? - Zapytała w końcu kiedy dostrzegła jak zaczyna wyciągać larwy z ziemi. Ostatnio mieli plagę kokonów motylich. Nie przeszkadzały jej same motyle, ale gąsienice miały to do siebie, że zjadały wszystko na swojej drodze i nie oszczędzały nikogo. -Zaparzyłam kawę. - Oznajmiła czując już cudowny aromat w powietrzu więc skierowała swoje kroki ponownie do wnętrza kuchni gdzie sięgnęła po filiżanki oraz zdjęła kawiarkę z ognia. Ostrożnie rozlała czarny płyn i poczekała, aż River dołączy do niej w swojej przerwie od pracy. Jemu również się ona należała. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : Florystka
River H. Bloodworth
ANATOMICZNA : 8
NATURY : 7
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 159
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 8
TALENTY : 12
Czy w otoczeniu Bloodworthów można było się nudzić? Niekoniecznie. Ich dom tętnił życiem, pomimo że zajmowali się w większej części obsługą zmarłych. Specyficzna atmosfera mogła wprowadzać w błąd, ponieważ z szacunku do żałobników zachowywano jednak w tym miejscu pewną dozę spokoju i ciszy. Lecz gdyby tylko przekroczyć niedostępne dla klientów (tych żywych) drzwi, przechodziło się do innego świata, gdzie pracę wykonywano jak wszędzie indziej. Natomiast "Czarna Dalia" była ogólną kwiaciarnią, do której przychodzili różni klienci. River lubił ten kontrast, że w przeciągu kilku minut ciocia Penny przyjmowała kwiaty z okazji ślubu czy oświadczyn, a potem przychodziło zamówienie na wieńce pogrzebowe. Ludzkie losy przewijały się przez to miejsce w pełnym wymiarze. Był to swego rodzaju balans dla tego miejsca. Zajęty wydłubywaniem larw spomiędzy nadgryzionych korzeni River w pierwszej chwili nie dostrzegł, że do kuchni ktoś wszedł. Nucąc pod nosem kiwał się na krześle. Nie chciał uszkodzić nienaruszonych korzonków, mając nadzieję, że pomimo uszkodzeń roślina jednak da sobie radę. Po pozbyciu się wszelkich intruzów młody Bloodworth przysunął sobie miskę z miksturą, która miała odżywić osłabioną roślinę. Włożył ją do płynu, a następnie zgarnął ziemię, którą rozsypał na stole. Na tę chwilę nie nadawała się do ponownego użytku, więc rozsypie ją w ogrodzie, gdzie również trafią larwy. River drgnął, słysząc głos za swoimi plecami. Czyżby znów dał się podejść komuś z domowników? Jak najbardziej. Chłopak obejrzał się rozpoznając głos cioci Penny, na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. - Ciociu Penny! - Rozłożył długie ręce na boki i kiwnął jej głową sprawiając, że czarna burza włosów opadła mu na oczy. Po czym ściągnął brudne od ziemi rękawice, by czystą dłonią zaczesać niesforne włosy z czoła. - Tymczasowych, niestety nie mogą tutaj zamieszkać. - Chłopak podszedł bliżej wyczuwając aromat kawy. Penelope nie musiała długo czekać, aż River do niej dołączy. Zwabiony kawą szybko pozbył się ochronnego fartucha, poprawił kołnierzyk koszuli i odwinął zawinięte po łokcie rękawy do połowy, by móc swobodniej poruszać patykowatymi rękami. - Duży dzisiaj ruch? Chyba masz sporo zamówień, ciociu. Nie widziałem cię od wczoraj. - River przyjrzał się Penelope z troską, doszukując się oznak zmęczenia. - Chociaż dzisiejsze śniadanie wybitnie przespałem. Wczoraj skończyliśmy późno wykłady i do domu wróciłem po północy. Chłopak westchnął z uśmiechem. Bogaty plan zajęć i napięty grafik o dziwo nie sprawiały mu problemów, raczej wyglądał zadowolony z takiego obrotu spraw, ciągle coś robił i miał coś do zrobienia. Przeciągnął się strzelając stawami, po drodze złapał puszkę z ciastkami i przysiadł się do Penny. Filiżanka z kawą prawie natychmiast znalazła się w jego dłoniach. |
Wiek : 20
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL
Zawód : STUDENT MEDYCYNY I BIOLOGII