Archiwa Podziemiami katedry ciągnie się prawdziwy labirynt, do którego wstępu nie mają nieupoważnieni. Katedralne archiwa połączone są z kazamatą i sądem kościelnym, a dostęp do nich możliwy jest jedynie za zezwoleniem. Akta zawierają sprawy sprzed bardzo wielu lat, często o wartości historycznej. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
22 maja 1985 Od wyjazdu z Hellridge minęło ponad pół godziny. Przez większość trasy nie odezwałam się ani słowem, bo wiozłam ze sobą biednego, zmęczonego mężczyznę, nad którym być może bym się rozczuliła, gdybym miała na to czas i przestrzeń. Ku niedowierzaniu wszelkich świadków i nie-świadków – dowiozłam nas bezpiecznie do Salem i parkuję w niewielkiej odległości od katedry. — Wstawaj, krasnoludku. W Królewnie Śnieżce na pewno był taki krasnoludek, który ciągle spał. Jakoś się nazywał. Śpioszek? Śpioch? Chrapcio? Chuj wie. Krasnoludek nie pasuje, ale to najlepsze, co mogę w tej chwili wymyślić. — Jesteśmy na miejscu. Nie pytam, czy dobrze mu się spało. Wiem, że nie. Samochód nie jest wygodnym miejscem do spania i chociaż sama niedawno złamałam tę zasadę, zasypiając na miejscu pasażera, gdy ponad tydzień temu to Sebastian wiózł mnie z Cripple Rock do swojego domu, zdania nie zmienię. Na swoje nieszczęście, ja nie będę w stanie go zanieść na rękach jak królewnę. Ciągle nie wiem, jak się z tym czuję. Wracając. Wysiadając z samochodu, zatrzaskuję drzwi i sprawdzam, czy na pewno obie pary są odpowiednio zamknięte. Dopiero wtedy ruszam znaną drogą do katedry. Kilka miesięcy temu też tutaj rozpoczynaliśmy współpracę. Kilka miesięcy temu byłam pewna, że ze mnie zadrwił i że go nienawidzę. Zabawne. — Trzeba znaleźć kogoś, kto nas upoważni. Kojarzysz, czy jeszcze pracuje tutaj ktoś, kto wtedy siedział nad tą sprawą? Nie wiedział zbyt wiele, to już wiem. Ale może pamięta, kto w tym szambie musiał nurkować. Przechodzimy żwawym krokiem przez ogrody katedralne, po czym docieramy do wejść bocznych – tutaj, gdzie nie wchodzą wierni, aby się pomodlić, ale tutaj, gdzie nikt nie chciał się znaleźć, bo to oznaczało zadarcie z kościołem. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Rzadko cokolwiek mu się śni. A w każdym razie rzadko kiedy to pamięta. Teraz jego sen jest zaskakująco mocny jak na warunki. Auto przeskakujące po nierównościach drogi buja przyjemnie, a podłożona pod głowę bluza amortyzuje wszelkie potencjalne źródła wybudzenia. Może to wpływ towarzystwa. To, że pozwala sobie na całkowite odcięcie. Przestają do niego docierać głosy, szumy i muzyka, nie przeszkadza migotanie światła uderzającego o powieki ilekroć słońce przeciska się pomiędzy koronami drzew. Nie przeszkadza zakotwiczony na stałe lęk, choć to okazuje się tylko środkiem do uśpienia jego czujności. Bo lęk zawsze znajdzie drogę, a kiedy ma nacieszyć się swoim triumfem, jeśli nie wtedy, gdy Sebastian czynnie kontroluje, by mu się nie poddać? Teraz śpi. Śpi jak dziecko, zdając się na Judith, będąc w towarzystwie, któremu ufa bez granic. To nowość. I paradoks. Bo okazuje się, że nigdy nie wysypiał się tak dobrze, jak w czasach apokalipsy, w czasach, gdy przychodzi mu spędzać noce z ukochaną osobą. Nawet jeśli często budzi się ze strachem wypisanym w oczach. Jak teraz. Gdy uchyla powieki, wita go widok Judith. Cień przerażenia gaśnie płynnie, gdy patrzy w jej oczy. Uspokaja się, nawet jeśli nie widać po nim dosadnie, że cokolwiek nim poruszyło. A poruszyło. Przecież jeszcze przed chwilą patrzył, jak czyjaś ręka szarpie ją za włosy i podrzyna gardło. Jak krew ciurkiem spływa do misy z pierzastą padliną. Jak powolnej śmierci towarzyszy okrutny śmiech. Jak stoi i patrzy, tak, jak stał i patrzył podczas rytuału. Patrzy i nie może nic zrobić. Krzyczy i nie może nic wykrzyczeć. Oczy Judith, w które zagląda, lśnią i mrużą się lekko pod wpływem ostatnich, chowających się promieni słońca. Są inne niż przez sekundą, gdy zionęły pustką. Do końca dnia zapomni o tym widoku. Potem przyłoży głowę do poduszki i zmierzy się z nim jeszcze raz. I kolejny. I kolejny. Nabiera w tym wprawy. W przeżywaniu jej bólu i swojej bezradności raz po raz, noc co noc. Kiedy sen przeniknie do jawy? — Krasnoludku? — Śmieje się cicho, rozciągając kończyny przy okazji podnoszenia głowy z drzwi. Czuje tę drzemkę w całym swoim karku i połowie kręgosłupa. Przydałby się masaż. Wygląda za okno, orientując się, że w istocie — są na miejscu. Resztki snu szybko uciekają z jego oblicza i nie ma po nich śladu, gdy wysiada, już z papierosem w ustach. Odpala go automatycznie, oferując ulubioną przekąskę również Judith. Katedra wita ich taką samą ponurą ciszą jak i miesiąc temu. Zastanawia się z przeciągłym pomrukiem nad pytaniem Judith i przekopuje pamięć w poszukiwaniu odpowiedniego nazwiska. Dwójka z zaangażowanych w sprawę już nie żyje. Trzeci… Trzeci, zdaje się, siedzi w papierkach od dwóch czy trzech lat. — Tak, jest taki jeden — wysnuwa w końcu sprzyjający wniosek, mając nadzieję, że się nie myli. Gasi papierosa i wchodzą do części zamkniętej przed wiernymi. Uprzedza pytania gwardzistki pilnującej przejścia do dalszej części katakumb. — Oficerowie Verity i Carter z oddziału w Saint Fall. Jesteśmy umówieni ze starszym oficerem Dunnem. — Nie są, ale może akurat im się poszczęści i będzie w robocie, a jeśli tak, to nie stracą przynajmniej czasu na czekanie, aż ktoś się upewni, czy Dunn ma chwilę, by z nimi pogadać. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Nie miałam zamiaru roztkliwiać się nad widokiem śpiącego Sebastiana – obraz o wiele bardziej urokliwy mogę oglądać w jego łóżku, gdy faktycznie oboje kładziemy się i oboje wstajemy, by razem pojechać do pracy. Tym razem więc tego nie robiłam, ale coś zatrzymało moje spojrzenie na jego twarzy. Lekka konsternacja, niewidoczne zmarszczenie brwi, gdy widzę przerażenie, z jakim się budzi. Nie pasuje mi to do niego, ale obraz niknie tak szybko, jak się pojawił. Może pomyliłam go z rozproszeniem po tej krótkiej drzemce. Gdy człowiek jest zmęczony i nagle go coś wybudza, najpierw szuka się źródła problemu i zagrożenia, a potem dopiero myśli. Siła przyzwyczajenia. Dlatego nie pytam, nie zajmuje to dłużej mojej myśli. Nie przychodzi mi nawet do głowy, z czym może naprawdę mierzyć się Sebastian. — No, w Królewnie Śnieżce był taki krasnoludek co spał. Chyba. W sumie to już nie pamiętam, kiedy ostatnio leciała na kasecie Królewna Śnieżka u nas w domu? Dzieciaki musiały być małe i musiał ją puszczać Joab, bo ja bym w życiu nie marnowała czasu na bajeczki dla dzieci. Wysiadamy z auta. Nie ma czasu na rozciąganie się i inne roztkliwianie. Sebastian częstuje mnie papierosem, ja nie odmawiam, jak w bardzo wielu innych przypadkach i w ten oto piękny sposób idziemy do Kazamaty w Salem, krokiem niemal tanecznym, bo coś nagle porusza moimi biodrami tak, że krok staje się nienaturalny, a nogi mają chęć zrobić piruet. Co jest, kurwa? Nie mam czasu pomyśleć. Wyrzucam peta, za moment stajemy przed jakąś gwardzistką, która wysłuchuje nas i łatwo przełyka kłamstewko Sebastiana, nawet kierując nas w odpowiednią stronę. Mamy dzisiaj niewiarygodnie dużo szczęścia, że do tej pory nic się jeszcze nie spierdoliło. Nie mogę się doczekać, aż wrócimy na tory realizmu, ale kiedy tak idziemy korytarzem kazamaty, coś mi się zaczyna nucić pod nosem, a krok staje się bardziej jakiś taki rytmiczny, do momentu, w którym niemal nie podskakuję w miejscu. Huh. Dziwne. Nigdy nie miałam humoru aż tak dobrego, ale to nieważne, bo docieramy na wskazane przez Gwardzistkę miejsce. — To jest ten Dunn? – pytam, bo nie widzę nigdzie w okolicy żadnego innego gwardzisty, a Sebastian musiał go kojarzyć lepiej. Więc przez chwilę pobędę sobie po prostu na miejscu pasażera, aż nie dotrzemy, przy odrobinie szczęścia, do archiwum. |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Sebastian nie zna Królewny Śnieżki. Wie oczywiście o czym mowa, nie jest aż tak ukiszony w swoim światku, ale gdyby miał przytoczyć treść, prawdopodobnie wzorowo pomieszałby ją z Kopciuszkiem i kilkoma innymi baśniami. O wymienianiu krasnoludków nie ma co mówić. Raz miał książkę z baśniami w rękach, dawno temu. Czytał dziewczynce z głową przepełnioną kłamstwami Gabriela — zamiast skupiać się na treści którejkolwiek historii, zastanawiał się, jak niezauważenie zaszczepić w młodym sercu drogę do Lucyfera, nie zdradzając się przy tym. Nieważne. Krasnoludki i królewny zostają w tyle, odchodząc na rzecz fanatyków i rytualnych morderstw. Temat wystarczająco makabryczny, aby nie wprawiał nikogo normalnego w entuzjazm. Ciężko stwierdzić, czy pierwszego machnięcia bioderkiem Sebastian nie zauważył, czy uznał je za tak absurdalne, że sklasyfikował podświadomie jako najzwyklejsze przewidzenie. Wolał skupić się na przemycaniu niewinnych kłamstw gwardzistce. Ta pokazuje im odpowiedni kierunek oraz daje wskazówki, jak dojść i w drodze Sebastian nie może już dłużej sobie wmawiać, że ma zwidy. Zerka na Judith z konsternacją, trochę jakby próbował udawać, że nic nie widzi, ale niekoniecznie skutecznie. Czy ona, kurwa, nuci? To jakaś choroba? Już uchyla usta, już ma pytać, czy dobrze się czuje, kiedy docierają na miejsce, a głos Judith zwraca uwagę Sebastiana na siedzącego za biurkiem mężczyznę. — Tak — potwierdza, choć z pewnym wahaniem, bo Dunn wygląda niemal zupełnie inaczej niż zapamiętał to Sebastian. Niedziwne. Sam przecież tez mocno się zmienił. Dunnowi po prostu ubyło więcej włosów niż jemu i przybyło więcej kilogramów. Cóż, praca za biurkiem. — Starszy oficerze Dunn. — Sebastian staje przed mężczyzną, którego oczy unoszą się bez udziału głowy znad dokumentu. Wzrok Dunna pyta ich, co są za jedni i czemu zawracają mu dupę. Szybko też zaczyna przybierać wyrazu poirytowania, kiedy patrzy na Judith. Czy ona właśnie… Czy ona… Podryguje? Sebastian odchrząka. —Oficer Verity — przedstawia się, mając nadzieję, że to odświeży Dunnowi pamięć, nawet jeśli nigdy nie znali się szczególnie dobrze. Widzi w oku mężczyzny błysk, który mówi, że rzeczywiście coś skojarzył. — I oficer Carter — mówi jakoś tak za szybko, nie patrząc w ogóle na Judith, zupełnie jakby chciał przemycić jej nazwisko zupełnie niezauważenie. No bo… No bo, co ona odpierdala? Jak ma zacząć temat tamtej rzezi, kiedy ona obok wygląda, jakby właśnie wygrała kolację z Lucyferem? — W czym rzecz? — Dunn przechodzi do rzeczy szybko, choć nie wygląda na zniecierpliwionego. Może nawet trochę się ożywił, jakby sądził, że goście trochę urozmaicą kolejny nudny dzień w katakumbach. Sebastian układa przed nim akta, które sam niedawno przeglądał. — Badamy sprawę zbiorowego rytualnego samobójstwa. — Dunn, który już otwiera akta, w jednej chwili wbija spojrzenie w Sebastiana, a jego brwi marszczą się delikatnie. Oczywiście, że pamięta tę sprawę. Pracował przy niej bezpośrednio, a takich widoków, jakie zastał tam, się nie zapomina. — Sprawdzamy, czy może być powiązana z tą w Connecticut. Potrzebujemy dostępu do archiwów. Dunn milczy chwilę, którą poświęca na przelecenie wzrokiem akt, przez co przez chwilę jeszcze mocniej słychać nucenie Judith. Sebastian nie wytrzymuje i w końcu wbija w nią spojrzenie, niemo pytając, co się dzieje. — Upoważnię was — odzywa się mężczyzna, ściągając spojrzenie Sebastiana znów na siebie. — Przejdę się z wami. Trochę lat minęło, ale takie sprawy zostają w głowie ze szczegółami. Jak się skurwiel uchronił od płomieni, to nigdy nie zrozumiem. Czyli żyje. A przynajmniej nie został poddany egzekucji. Ale dlaczego? Czy to dlatego, że zginęli tylko niemagiczni? Nie był sądzony za morderstwo czarowników, to rzeczywiście mogło go uchronić od czarów kata przy kilku innych sprzyjających czynnikach. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Co jest, kurwa. Mogłabym zrozumieć swój dobry humor, kiedy szłam do Sebastiana. Lubię pracować z Sebastianem, jeśli akurat nie jestem na niego wkurwiona. Wtedy nienawidzę. Były takie momenty, ale ten akurat do nich nie należy. Wszystko jest w porządku i wierzę, że pomoże mi w zamknięciu sprawy. Tak więc dobry humor i nawet nucenie były nawet wytłumaczalne. Nawet wtedy, kiedy budziłam go w samochodzie i kradłam wzrokiem ostatnie wspomnienia mgiełki snu zasnuwającą mu oczy. Wyglądał wtedy rozkosznie, nie powiem. Mogłam zrozumieć swój dobry humor w drodze do Kazamaty. Powiedzmy. Byłaby to teoria mocno naciągana, ale jeszcze wiarygodna. Ale teraz? Spojrzenie tego Dunna pada na mnie. Staram się ustać w miejscu, ale co mam zrobić, jak dupa sama leci w bok, a bioderko podskakuje. Mówimy o mordzie rytualnym, a ja pląsam jakbym właśnie dostała wejściówkę na koncert Elvisa. Czuję na sobie karcący, karcąco-pytający wzrok Sebastiana, a ja bardzo chciałabym znaleźć odpowiedź, dlaczego tak jest. Noga sama podrywa się do tupania w rytmie, co ja mam niby na to poradzić? Skup się, Carter. Jesteś na służbie. Pląsy zdecydowanie nie są teraz mile widziane, a najbardziej absurdalny jest fakt, że ja przecież, kurwa, nie tańczę. W sensie – w ogóle. Nigdy. Ani wcześniej, ani teraz, ani w przyszłości. Te małe podrygiwania z Sebastianem to też nie był taniec. Więc co się stało teraz? Dunn podnosi się zza biurka i wygląda, jakby tam właśnie przesiedział kilka lat. Nie mnie oceniać, tacy pracownicy też są potrzebni (ale jak mnie wsadzili za biurko to nagle znalazłam tydzień w kalendarzu na wyjazd do sanatorium, żeby tylko ozdrowieć). Może gość był kontuzjowany i przenieśli go tutaj. Takie życie. A mi teraz w głowie leci Jailhouse Rock, więc oczywiście, że palce same rwą się do wypstrykiwania rytmu. Kurwa mać, skup się, Carter. Baczność, kurwa. — Ale siedzi nadal? – pytam, częściowo żeby odwrócić swoją uwagę, częściowo dlatego, że faktycznie by nam ta informacja pomogła. Raz, że to by znaczyło, że to nie on. Dwa, że być może moglibyśmy się do niego przejść i zadać parę pytań. A teraz stópką od palców do pięty- Kurwa mać! Siłowanie się z tańcem: 2 + 20 = 22 = mizernie |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Nie wie, co się dzieje i nie wie, czy chce wiedzieć. Nażarła się czegoś? Przecież jeszcze kilka chwil temu siedziała za kółkiem samochodu i chyba zachowywała się normalnie. Sebastian co prawda przespał niemal całą drogę, ale najpewniej dziwne ruchy obok i głośne nucenie skutecznie wyrwałyby go z drzemki. Pewnie głównie dlatego, że uznałby, że ktoś ukradł auto i wywalił Judith zza kierownicy, a przypadkiem zapomniał wypchnąć przy okazji też jego. To dziwne zachowanie ewidentnie wyglądało na efekt jakiegoś czaru lub rytuału. Judith przecież się tak nie zachowuje. Czy to kolejne konsekwencje zatrucia magicznego? Sebastian nigdy nie słyszał, by od długiego obcowania z potężną magią ktoś odkrył w sobie zamiłowanie do tańca i śpiewu. To przecież brzmi absolutnie absurdalnie. Powinni przerwać misję i pojechać do szpitala? To dopiero dobre. Kobieta wpada na SOR, bo chce jej się śpiewać i tańczyć. Z drugiej strony, jak ktoś rozpozna w niej Cartera, to nawet nie będzie z tym dyskutować, od razu ją wezmą na oddział i odprawią egzorcyzmy. Dunn kiwa głową w odpowiedzi na pytanie Judith. — Siedzi, siedzi — odpowiada, kiedy przechodzą dalej, aż trafiają do drzwi od archiwum. Pomieszczenie wita ich zapachem zmurszałych papierów i wilgoci. Dunn prowadzi ich dalej, ale kiedy noga Judith znów podskakuje, wbija w nią spojrzenie i unosi wysoko jedną z krzaczastych brwi. — Carter, tak? Pierwsze widzę, żeby się kto tak ekscytował na czytanie akt morderstwa — komentuje krótko, przyglądając się Judith, jakby sam jeszcze nie wiedział, co o tym sądzić. Roztańczenie zdecydowanie nie pasuje do tych zimnych murów i ponuro zerkających z półek dokumentów. Idą jeszcze kawałek, nim zatrzymują się w jednym miejscu, gdzie Dunn przez kilka chwil grzebie w jednym z pudeł, aż wyciąga gruby folder. — Tu jest wszystko, co udało nam się wtedy ustalić. Jak macie coś podobnego, to bym stawiał na naśladowcę. Nic nie wskazywało na to, żeby ten barbarzyńca działał z kimś. Sebastian bierze akta do rąk, nie otwierając ich na razie. Po złożeniu podpisów powinni móc się swobodnie z nimi zapoznać w bardziej sprzyjających warunkach. — Możemy porozmawiać ze skazanym? — pyta zamiast tego, kontynuując kwestię rozpoczętą przez Judith. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 30
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
Siedzi. A więc to nie on. Może faktycznie jego koleżka? Naśladowca? Nie zaszkodzi zapoznać się zapoznać się z aktami, a wtedy if you see me comin', better step aside, a lotta men didn't, a lotta men died- uspokój się, kurwa! Widzę spojrzenie Sebastiana. Po ostatnich przeżyciach pewnie ma ochotę wysłać mnie do psychiatryka i zamknąć na cztery spusty, aż mu kobiety nie naprawią. Nie dziwię mu się, sama bym to ze sobą zrobiła, gdyby tylko mi to dodatkowo nie uwłaczało. Chciałabym na jego niezadane pytanie co do chuja? odpowiedzieć nie mam, kurwa, pojęcia, ale za to I owe my soul to the company store- No, do chuja! A tak lubiłam tą piosenkę. Pytanie Dunna mnie wkurwia, ale jest zasadne. A w zasadzie nie pytanie – uwaga. No, ja też nie widziałam nikogo podrygującego w archiwach kościelnych na myśl o czytaniu aktów o morderstwo i pomyślałabym, że jest jakiś, kurwa pojebany. Staram się odchrząknąć i ukryć usta za pięścią, ale zamiast tego robię jakiś kurwa nerwowy trik Michaela Jacksona. Jeszcze tylko brakuje, żebym pstryknęła, albo w ogóle złapała się za krocze i zrobiła obrót. Spoglądam na Sebastiana, a mój wzrok jest coraz bardziej desperacki. Pomóż mi, powiedziałabym, ale, kurwa, nie wiem, jak miałby to zrobić. Chyba tylko wyprowadzić mnie i wywieźć do szpitala, to jedyne rozwiązanie. — Raczej na myśl, że złapiemy trop – mamroczę z dość chujowym wyjaśnieniem, żeby nie zostawiać oficera bez żadnego słowa. Wkrótce przed nami prezentuje się opasłe tomiszcze sprawy, a ja mam ochotę westchnąć z ulgą. Dunn jednak mówi coś jeszcze, co sprawia, że moje wątpliwości powoli się rozwiewają. Raczej z nikim nie pracował. Bardziej prawdopodobny jest naśladowca… Świetnie. Więc sprawdźmy sposób działania agenta zero, ale jeszcze zanim… — Pewnie tak, ale do tego potrzebne jest zezwolenie góry, więc pewnie nie dzisiaj – odpowiada Sebastianowi Dunn, a ja jestem wystarczająco usatysfakcjonowana. Mogę tu przyjść sama, w innym, późniejszym terminie, nie będę musiała ciągnąć za sobą Sebastiana, żeby się za mnie dodatkowo nie musiał wstydzić. — Możemy przejrzeć te akta teraz? – dopytuję. Domyślam się, że wynieść ich stąd nie możemy. — Tak. Tylko ich nie wynoście – utwierdza mnie w przekonaniu Dunn. – W razie potrzeby, jestem na stanowisku. Więc zostajemy sami, z opasłym tomiszczem akt i pytaniem, na które zbiera się od dawna. Cóż. Fightin' and trouble are my middle name. Siła woli: 35 + 20 = 55 | almost there |
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : starsza oficer sumiennych w Czarnej Gwardii
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
Judith próbuje się tłumaczyć, Dunn może i nie wydaje się przekonany, ale nie drąży, a Sebastian udaje, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i że wcale nie czuje palącej potrzeby udzielenia reprymendy gwardzistce o równym stopniu. Z nikim innym by się nie powstrzymywał, ale tu sytuacja naturalnie ma się inaczej. Doskonale zna Judith i wie, że nie stroi sobie żadnych niestosownych żartów. Nie jest więc zły, a raczej zaczyna się niepokoić. Objawy zatrucia są u nich coraz to bardziej osobliwe. Ataki paniki, omdlenia, czarna maź — jest jeszcze w stanie to zrozumieć. Ale, do cholery… podrygująca w tańcu noga? Śpiew? No to już przekracza wszelkie pojęcie. Sebastian kiwa krótko głową. Pozwolenie załatwią, ale to nie jest robota na dzisiaj. Może nawet i by się jeszcze dało załatwić to od ręki, ale ani mu to w głowie, patrząc na to, co dzieje się z Judith. Najpierw muszą zabrać ją do jakiegoś specjalisty, albo… Może przeczekać? Co, jeśli nie przejdzie? A może jednak to jakiś rytuał? Szkoda, że ani nie ma przy sobie jajka, ani dostatecznej wiedzy z magii anatomicznej. Kto byłby na tyle durny, by rzucać tego typu rytuał na Judith Carter i nawet nie być w pobliżu, żeby ujrzeć efekty? — Oczywiście, dziękujemy. Do zobaczenia — rzuca do odchodzącego Dunna, aż w końcu zostają sami. Zapada chwila ciężkiego milczenia, podczas którego Sebastian obserwuje, jak bioderko Judith niespokojnie podskakuje. W innych okolicznościach może nawet doceniłby tę potrzebę tańca. Chętnie by popatrzył, jakie ruchy chodzą jej po głowie. Ale teraz… — Każdego z nas czasem ogarnia szaleństwo… — mruczy bez przekonania, bardziej do siebie niż do niej. Tylko ciebie ostatnio jakoś zaskakująco często, mógłby dodać, ale nie dodaje. — Co z tobą? — Prosi się zapytać, więc pyta, chociaż domyśla się odpowiedzi. Gdyby wiedziała co, to pewnie właśnie robiłaby coś, by temu zapobiec. — Dasz radę ogarnąć ze mną teraz te akta? Możemy wrócić jutro. Trzeba cię zabrać do… szpitala — nie Nostradamusów, oczywiście — albo na dyskotekę — dodaje po krótkiej pauzie i parska krótko, zupełnie niepowstrzymanie, bo ciało Judith chyba właśnie rwie się do piruetu. |
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Starszy Oficer (Protektor), Czarna Gwardia